Listy do izraelskich bliźnich

Listy do izraelskich bliźnich


Andrzej Koraszewski


Członkowie Hamasu otwarcie prezentują swoją ideologię w słowach gestach i czynach.

Za oknem kwitną róże, ogród kusi spokojem i ogłupiającym pięknem. Komputer łączy mnie ze światem. Od świtu kolejność jest oczywista: Izrael, Ukraina, Sudan, reszta świata. Polska jest na samym końcu, trochę z dziwacznego obowiązku mieszkańca spokojnego kraju. W chorym świecie szukam bliskich ludzi. Jest ich sporo, chociaż wydaje się, że są znikomą mniejszością. Piszą o kłopotach z otaczającymi ich ludźmi, o swojej samotności, o swoim niepokornym uporze. Ta samotność ma różne poziomy, czasem czai się za nią groźba śmierci z rąk sąsiadów, czasem z rąk własnej rodziny. Tę samotność opisuje mieszkaniec Zachodniego Brzegu w liście do „rzekomych wrogów”. Nie znamy jego imienia, pisze, że nie może go ujawnić, bo to byłoby zbyt groźne.

Nazwijmy go P. P – jak Palestyńczyk, bo P. czuje się Palestyńczykiem. Pisze, że mieszka  w małej wiosce w odległości zaledwie kilku kilometrów od Izraela. Przejście graniczne od 7 października jest zamknięte, więc ta odległość niepomiernie się zwiększyła. P. zaczyna od tego, że wie, że to były dla jego izraelskich sąsiadów najmroczniejsze dni. Dla niego też były mroczne. Pisze, że tam, skąd pochodzi, ludzie tacy jak on nazywani są zdrajcami, nie mają prawa do współczucia.  

„Zawsze byłem dumny z tego, że jestem Palestyńczykiem. To się zmieniło 7 października. Widząc zdjęcia kobiet, dzieci i starców branych jako zakładnicy lub zabitych przez Hamas, czułem głęboki wstyd, że taka nienawiść może mieć miejsce wśród mojego ludu. I powiedziałem to. Wypowiedziałem się publicznie w mediach społecznościowych — mówiąc, że masakra była jednoznacznym złem — i wyrażając moją miłość do moich przyjaciół w Izraelu.

Teraz próbuję uciec z miejsca, które przez całe życie nazywałem domem, ponieważ ludzie wokół mnie nie rozumieją, jak mogłem mieć takie przekonania. Ponieważ bycie nazwanym zdrajcą znaczy tu, gdzie mieszkam, że grupy takie jak Hamas będą próbowały cię zabić.”

P. odrzuca etykietę zdrajcy przypiętą za sprzeciw wobec mordowania niewinnych ludzi, za gniew i płacz w związku z zamordowaniem kolejnych sześciu ofiar. Jeśli to jest zdradą, nazywajcie mnie zdrajcą. Pisze, że ten jego list jest anonimowy, ponieważ boi się o swoje życie. To jest sytuacja Palestyńczyka, który publicznie wyraża swoją sympatię dla Izraelczyków.

„Ten list to mały gest, ale to wszystko, co mogę teraz zrobić.” Takie gesty są próbą ratowania własnego człowieczeństwa w tragicznych sytuacjach. Autor pisze o zamordowanym Herszu Goldbergu-Polinie: „Pamiętam, że w tamtych wczesnych dniach [po 7 października]  widziałem post na Facebooku ze zdjęciem sypialni Hersza. Na ścianie wisiał plakat — zdjęcie Jerozolimy — z hasłem w języku hebrajskim, arabskim i angielskim: ‘Jerozolima należy do wszystkich’”. 

P. pisze, że płakał w swojej sypialni, kiedy dowiedział się o zamordowaniu Hersza i innych. To był płacz w samotności, którego nikt nie powinien zobaczyć. Palestyńscy sąsiedzi byli zadowoleni, cieszyli się, że zakładnicy wrócili w trumnach. Jedni pisali, że to „najlepsza rzecz jaką Hamas zrobił”, inni, że „to kłamstwo i oszczerstwo, bo  bojownik oporu nie zabija więźniów”. Jeszcze inny palestyński komentator napisał: „Gratulacje Bibi, pozbyłeś się kolejnych 6. Nie zostało ich wielu.”

P. nie może tego zrozumieć, nie potrafi zaakceptować. Stwierdza, że to przekracza jego pojęcie.

„Ale wiem też, jak to się dzieje: dzieci tutaj są uczone od najmłodszych lat, aby nienawidzić Izraelczyków, postrzegać ich jako wrogów, jako okupantów, którzy nie powinni nigdzie być na tej ziemi. Spędzają całe życie z tą nienawiścią i nie znają niczego innego. Miałem szczęście, że miałem w życiu doświadczenia z Żydami i Izraelczykami, które dały mi radykalnie inne zrozumienie.

Nie mogę mówić w imieniu mojego ludu, podobnie jak pojedynczy Izraelczyk nie może mówić w imieniu wszystkich, ale mimo to czuję się zobowiązany, by powiedzieć: przepraszam. Proszę przyjąć moje szczere przeprosiny. Żałuję, że was zawiedliśmy. Być może jestem tylko jednym głosem, ale dla mnie jako Palestyńczyka, ważne jest, aby powiedzieć, że jestem z wami w żałobie i stoję po waszej stronie.”

P. kończy swój list do izraelskich bliźnich, pisząc że nie ma znaczenia, po której stronie barykady żyjesz, jest zło i jest dobro. On chce stać po stronie dobra, bez względu na cenę.   

Luai Ahmed nie musi już ukrywać swojego nazwiska, mieszka w Szwecji, ale urodził się i dorastał w Jemenie. Porzucił islam, jest dziś ateistą. Na swoim koncie X pisze:

„Mogłem być Hamasem. To była osobowość, na którą mnie wychowali. Kiedy nadszedł 7 października, to było dla mnie traumatyczne przeżycie, ponieważ nie tylko widziałem mordowanie niewinnych, pięknych ludzi. Moi przyjaciele i koledzy, naród żydowski, którego nauczyłem się kochać, również mógł zostać wymordowany. A co ważniejsze, to był moment, w którym zrozumiałem prawdę o Holokauście. Ponieważ przez całe życie jedyną rzeczą, jakiej dowiedziałem się o Holokauście, było to, że była to tylko „żydowska propaganda” i że nigdy nie miał miejsca. Ale potem,  zobaczyłem rzeź, która miała miejsce i wszyscy klaskali – ludzie w Nowym Jorku, Londynie, w Malmö, świętowali morderstwo Żydów. Wtedy to do mnie dotarło. Nagle całe to pranie mózgu się skończyło i uświadomiłem sobie głęboki antysemityzm, który jest obecny nie tylko w miejscu, z którego pochodzę, ale także w Europie i na Zachodzie. Odwiedziłem Izrael dwa razy i jestem zakochany w Izraelu, Żydach i Izraelczykach. Nie potrafię wyrazić, jak bardzo kocham moich izraelskich i żydowskich przyjaciół, których poznałem od 7 października i wcześniej. Obiecałam, że będę się codziennie kłócić z rodziną i przyjaciółmi, bo oni nienawidzą i nie rozumieją Izraela. I choć straciłem wielu przyjaciół i członków rodziny, powiedziałem, że spędzę resztę życia pokazując prawdę o moich żydowskich i izraelskich przyjaciołach.”

Mam wrażenie, że Luai jest skazany na porażkę, być może uda mu się otworzyć oczy kilku osobom, może kilkunastu, kto wie, może nawet kilkuset, chociaż to ostatnie jest mało prawdopodobne. Pozostaną miliony, do których dołączą miliony z kolejnego pokolenia, zarażonych zarazą podejrzliwości  i nienawiści przekazywaną z ambon, przez propagandę z radia, telewizji i mediów społecznościowych, płynącą szerokim strumieniem z lewa i z prawa. Luai jest niestrudzony, pisze po arabsku, po angielsku i po szwedzku, ma tysiące czytelników, ale nawet, gdyby przekonał tylko jedną osobę to ten jego wysiłek nie jest stracony.       

Qanta Ahmed jest brytyjską lekarką, jej rodzice przyjechali z Pakistanu, nie porzuciła islamu, należy do ludzi, których nazywam „pięknie wierzącymi”.  Nienawidzi islamskiego terroru i wszystkiego, co nazywa „islamizmem”. Szuka islamu z ludzką twarzą i chce wierzyć w możliwość głębokiej reformy swojej religii. Naiwność? Wszyscy jesteśmy w ten lub inny sposób naiwni, ratując się przed szaleństwem. Qanta uważa, że antyjudaizm jest straszliwą chorobą islamu. Mówi o sobie, że jest muzułmańską syjonistką.

W jej najnowszym artykule z 2 września pisze, że od blisko roku razem z mieszkańcami Izraela jest na emocjonalnej huśtawce, przerzucając się między rozpaczą i nadzieją. Zaledwie tydzień temu udało się uratować zakładnika, Izraelczyka, muzułmanina, który przetrwał 10 miesięcy w lochach i dzięki niesłychanej operacji izraelskich żołnierzy mógł powrócić żywy do swojej rodziny.

Eksplozję radości w kilka dni później zdmuchnęła wiadomość o bestialskim mordzie szóstki innych porwanych, w odległości niespełna kilometra od miejsca, w którym znaleziono Farhana al-Kadiego.

„Jako muzułmanka oddana islamowi, a tym samym ostro sprzeciwiająca się kłamliwemu, totalitarnemu oszustwu, jakim jest islamizm, który jest podstawą  słów, czynów i diabolicznych aspiracji Hamasu, ja i niezliczeni inni muzułmanie na całym świecie, którzy widzieli skromnego muzułmańskiego Izraelczyka uratowanego przez IDF tylko po to, by być świadkiem tej przerażającej egzekucji innych zakładników, wołamy w naszej misji ujawnienia zła: Wyrzeknijcie  się, odrzućcie i rozmontujcie islamizm wszelkimi możliwymi środkami.”

Qanta Ahmed pisze, że jest to konfrontacja z nikczemnym złem i bezwzględnością Hamasu. Chce wierzyć, że przemawia w imieniu „niezliczonych muzułmanów”, chociaż wie,  że to co nazywa „islamizmem” jest głównym nurtem islamu, ideologią przekazywaną przez główne instytucje religijne i przez lwią większość imamów w meczetach. Ci „niezliczeni” liberalni muzułmanie liczą się w tysiącach, setki milionów są codziennie wystawiane na ideologię tego, co ona nazywa „islamizmem”.

W Iraku ma swoją siedzibę Światowa Rada Imamów. Przedstawia się jako „pierwsza i największa na świecie międzynarodowa organizacja pozarządowa islamskich przywódców religijnych ze wszystkich wyznań islamskich”. Opowiada się za pokojowym współistnieniem, tolerancją i dialogiem międzywyznaniowym, a także za zwalczaniem ekstremistycznych ideologii i wojującego islamu. Większość muzułmanów nie ma pojęcia o jej istnieniu, nie interesuje się nimi ani al-Azhar, uniwersytet uważany za najwyższy autorytet sunnickiego islamu, ani ajatollahowie w Kum, sprawujący pieczę nad poprawnością islamu szyickiego. 

Światowa Rada Imamów wydała oświadczenie, w którym nazywa egzekucję zakładników przez Hamas pogwałceniem wszystkich zasad człowieczeństwa, nauk religijnych i prawa międzynarodowego”, dodając, że było to „rażące naruszenie świętych praw konfliktu ustanowionych przez wszystkie główne tradycje wiary, w tym islam”W ich oświadczeniu czytamy m. in.:

„Uważamy, że Hamas jest bezpośrednio odpowiedzialny za śmierć i cierpienie wszystkich niewinnych istnień utraconych od 7 października, ponieważ jego działania nie tylko przyniosły śmierć i zniszczenie regionowi, ale także doprowadziły do ogromnego cierpienia narodu palestyńskiego. Nieodpowiedzialne i nieludzkie taktyki Hamasu, wykorzystujące cywilów jako tarcze i eksploatujące ich położenie, jedynie zaostrzyły cykl przemocy i podważyły sprawę sprawiedliwości i pokoju.”

Te słowa wypowiadane w Iraku wymagają niesłychanej odwagi, wielu ich sąsiadów należy do fanatycznych szwadronów śmierci. W Iraku nigdy nie wiesz, czy człowiek z którym rozmawiasz należy do Al-Kaidy, do ISIS, do Hezbollahu czy Hamasu. Prawdopodobieństwo, że jest liberalnym muzułmaninem jest dość ograniczone.

W Polsce mogę bez obaw krytykować katolickich biskupów, kpić z papieża i z Światowej Rady Kościołów, mogę również bez obaw pisać, co myślę o „islamistach”, chociaż wielu moich rodaków krzywi się na pomysł traktowania Izraelczyków jak bliźnich, ponieważ z jakiegoś powodu obraża to ich uczucia religijne (te lewicowe i te prawicowe).


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com