Archive | 2019/09/07

“Malowany ptak” na Festiwalu Filmowym w Wenecji. Widzowie wychodzą z sali

“Malowany ptak” na Festiwalu Filmowym w Wenecji. Widzowie wychodzą z sali

Krzysztof Kwiatkowski


Malowany Ptak, reż. Vaclav Marhoul

“Malowany ptak”, ekranizacja słynnej powieści Jerzego Kosińskiego, podzielił widzów festiwalu filmowego w Wenecji. Wywołuje debatę na temat nie tylko konsekwencji przemocy, ale też udziału mieszkańców Europy Środkowej w Holocauście.

Na wieczornym pokazie filmu w czasie festiwalu filmowego w Wenecji nie było minuty, żeby z seansu ktoś nie wyszedł. Obrazy śmierci, gwałtu, wykłuwania oczu stołową łyżką nie układają się w dobry finał upalnego, słonecznego dnia na Lido. Ale przecież to część naszego DNA. „Malowany ptak” po raz kolejny uzmysławia skalę moralnego kataklizmu drugiej wojny światowej.

– Dla Kosińskiego przemoc nie była jednowymiarowym zjawiskiem – komentuje reżyser „Malowanego ptaka” Václav Marhoul. – Jej kolejne akty pozwalały mu wyznaczyć ramy człowieczeństwa.

“Malowany ptak” według Kosińskiego – agresja, bo inaczej nie umieją

Marhoul tworzy film cichy i minimalistyczny. Dzieli go na kolejne rozdziały nazwane imionami ludzi, których na swojej drodze spotyka żydowski chłopiec. Gdy kobieta, której dali go na przechowanie jego rodzice, umiera, zostaje zupełnie sam. Tuła się po omacku z jednym celem: przetrwać. Idzie na ślepo, bez żadnej taktyki ucieczki. Ale przecież i tak na nic by się ona nie zdała. Jego wygląd zdradza pochodzenie, z którym ani przez chwilę nie jest bezpieczny.

Reżyser nie stosuje taryfy ulgowej. Pokazuje skrajny prymitywizm środkowoeuropejskich wsi. Za inność płaci się tu życiem. Chyba że trafi się wędrowna szamanka, która kupi „małego diabła”.

Tak naprawdę bohaterowie nie mówią żadnym konkretnym językiem. Autorzy filmu zmieszali słowacki, czeski, polski, rosyjski, tworząc – jak sami to nazywają- słowiańskie esperanto. Ale ekranizacja prozy Kosińskiego oddaje krajobraz, który wyłania się z naukowych badań Jana Tomasza GrossaBarbary Engelking, Jana Grabowskiego.

Mit o masowym ratowaniu Żydów przez mieszkańców regionu jest fikcją. Owszem, zdarzały się heroiczne czyny. Ale była też agresja niewynikająca tylko ze strachu przed okupantem. Kolejni ludzie zadają chłopcu rany z różnych powodów. Bo jest Żydem, bo nie wypełnia ich poleceń wystarczająco dokładnie, bo wyżywają się na nim za własne niespełnienia. Bo inaczej nie umieją.

Podobne ciosy zadają sobie nawzajem. Jest w tym filmie cały katalog przemocy: mordy, gwałty, tortury. Chłop katuje żonę, kiedy wydaje mu się, że pożądliwie spojrzała na parobka. Kozacy palą całe wsie, zabijając mężczyzn i gwałcąc kobiety.

Trzy godziny ciosów w żołądek

A kamera wciąż patrzy w oczy chłopca, który nasiąka złem, wyzbywa się wrażliwości, buduje wokół siebie pancerz. Przestaje mówić. Bo są granice tego, co może znieść psychika. Wstrząsający w „Malowanym ptaku” jest obraz sierocińca. To już koniec wojny. Po podwórku przy niewielkim budynku biegają ośmio-, dziesięcio-, dwunastolatkowie. Ale przecież żaden z nich nie jest już dzieckiem.

W przeciwieństwie do „Syna Szawła” Laszlo Nemesa „Malowany ptak” nie wnosi dużo nowego do wizji Holocaustu. Ale jest perfekcyjnie zrobionym filmem, który porusza do głębi. To nie tylko opowieść o czasach wojny. Także o tym, czego już nie ma na ekranie: późniejszym życiu bohatera. O bagażu, z jakim w życie wchodziło całe pokolenie. Bo jak cokolwiek zbudować, kiedy rzeczywistość pozbawiła ludzi wszelkich fundamentów normalności?

Nic dziwnego, że ten seans podzielił widzów. Obrazy skrajnego okrucieństwa budzą wewnętrzny sprzeciw.

Deborah Young z “The Hollywood Reporter” nazywa film „trzema godzinami ciosów w żołądek”. Xan Brooks pisze w „Guardianie” o „drodze przez piekło”. Ale odwrócenie oczu byłoby oszustwem intelektualnym. Dzisiaj, kiedy do kin przychodzi pokolenie, które nie ma pod powiekami obrazów wojny, metafory nie wystarczają. Przypominanie o skali fizycznego upodlenia staje się obowiązkiem twórców.

Symbolicznym komentarzem do filmu zaś stało się w Wenecji piękne „O nieskończoności”. Roy Andersson wraca na Lido jako laureat Złotego Lwa z filmem, który znów napisał własnym charakterem pisma. A jego stylu nie da się pomylić z niczyim innym. W kilkuminutowych scenach i breuglowskich kadrach reżyser portretuje kolejnych ludzi. Narratorka powtarza: „Widziałam człowieka, który…” i wymienia kolejne doświadczenia bohaterów. Ktoś miał problem z butem, komuś zepsuł się samochód. Inny zamordował żonę w akcie desperacji albo stracił najbliższą osobę. Ból pozostaje bólem, nie da się obiektywnie ocenić jego skali. Jest tu i kobieta, która „myślała, że nikt na nią nie czeka” na dworcu. Potem zjawia się chwilę spóźniony mężczyzna, ale smak odrzucenia w niej zostaje. Raz zmąconego poczucia własnej wartości nie da się łatwo odtruć.

Ale nieprawdą jest, że Roy Andersson nie komentuje przeszłości. Przeciwnie. Ona stale tu jest. Między współczesnymi Szwedami pojawiają się Adolf Hitler w bunkrze pod koniec wojny, armia prowadzona do syberyjskiego obozu po przegranej batalii, rodzina, która straciła na froncie syna. I tak zawsze było w kinie tego reżysera. 

W nagrodzonym Lwem „Gołębiu, który przysiadł na gałęzi i rozmyślał o istnieniu” pokazywał wielki bęben-komorę gazową, do której przytwierdzone są tuby. Kiedy zamknięci ludzie próbowali ratować się, na zewnątrz wydobywało się coś w rodzaju muzyki. W „Do ciebie, człowieku” bohaterowie skupieni na rutynowych czynnościach nie zauważali bombowców nadlatujących nad miasto. Także tym razem pogrążeni w apatii ludzie nie dostrzegą katastrofy, która nagle może położyć ich światu kres.

Oba te filmy tak naprawdę są portretami ofiar wielkiej historii. W „Malowanym ptaku” łamie ona biografię bohatera na samym początku jego drogi. U Roya Anderssona – odwrotnie. Zawiesza ona nad życiem widmo nadchodzącej zagłady, wobec której będziemy bezradni. I może właśnie dlatego oba te filmy powstały – z idealistycznej wiary obu reżyserów, że kino może zmieniać świadomość widzów? A może i w konsekwencji rzeczywistość?


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


OUR MISSION IS TO SAVE LIVES

UNITED HATZALAH: OUR MISSION IS TO SAVE LIVES

ELI BEER


“At an early age, I realized what I wanted to do was to save lives. I wanted to be a doctor, but instead life took me in the direction of creating a volunteer EMS organization.”

Yehuda and the United Hatzalah team. (photo credit: Courtesy)

I have been working in emergency medical services for 30 years and began volunteering when I was 16 in the back of an ambulance.

The first time that I responded on my own and managed to save a life, I realized that I needed to create a first response organization comprised of volunteers who would be willing to drop everything, run out on their family and friends at a moment’s notice, and wake up in the middle of the night to help strangers whom they never had met.

Basically, I needed a bunch of like-minded people to save many lives. But people called me meshugga.

Some years later, I had a dream of achieving a three-minute response time for first responders across all of Israel. People thought that this, too, was meshugga.

Later, my dream grew to take the model of what became known as United Hatzalah and expand it to other countries around the globe. This, too, people thought was meshugga.

But I achieved those goals because people saw that I was meshugga for a good reason and they joined me.

I’ve often believed that everyone is a little crazy in their lives, and that the question we all face in life is: what do we do with it?

At an early age, I realized what I wanted to do was to save lives. I wanted to be a doctor, but instead life took me in the direction of creating a volunteer EMS organization.

I am blessed to have nearly 6,000 people join me in that mission and make my dream become a reality. These people are passionate and dedicated to helping others whom they’ve never met just because help is needed. The result is that we manage to save people who would otherwise not be saved.

When my own father collapsed with a heart attack, the first person at the scene was a Muslim volunteer from east Jerusalem who shares my meshuggas. The feeling I had at that moment was one that I will never forget.

It is the feeling of self-worth that comes with saving another person, not because you get paid to do it, not because anyone is there with fanfare, but simply the knowledge that the effort one puts in, the self-sacrifice involved in responding, can save the life of another.

This is what gives the impetus to a whole network of people all over the country to give of themselves to save others. It has created communities of people and crosses social, religious and cultural boundaries to unify them under a single banner. It is the reason that 20,000 children dress up as United Hatzalah EMTs every year for Purim – because they want to be part of this meshuggas when they get older. It is why we have 1,000 new trainees every year who want to join this meshuggas, so that they, too, can be a part of a national revolution of helping people, no matter who they may be.

I DIDN’T truly understand this until one of my own children started to volunteer. One of my daughters became an EMT while she was a young teenager, and the reason she did this is that she saw the look on my face when I came home after I had successfully saved a life.

The sense of fulfillment after saving a life is beyond anything else I have ever felt. When I succeed at a business deal, it never makes me as happy as when I help someone else.

My children grew up watching this. Today, four of my five kids and my son-in-law are United Hatzalah volunteers and save lives. It shows me that the thing that drives most people is the desire to be a part of something bigger, something that not only helps other people but can make a meaningful impact on another person’s life, while at the same time uniting them with like-minded people across an entire country.

The more meshuggeners we have in this country who use their meshuggas to help others, the better off we will all be.


The writer is a social entrepreneur and president and founder of United Hatzalah of Israel, an independent, nonprofit, fully volunteer EMS organization that provides fast and free emergency first response throughout Israel.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Postcard from Israel: Beersheva

Postcard from Israel: Beersheva

  21see



Postcard from Israel: Beersheva
Once a financially plagued metropolis, Beersheva is today a center of modernity, culture, academia and high-tech. The city’s development is seen in its urban design elements, playgrounds and parks, and newly erected university buildings and office towers.

Video by Asi Aivas for ISRAEL21c

Produced by Viva Sarah Press for ISRAEL21c


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com