Archive | 2019/10/19

Ogórkowi Żydzi w Paryżu

Ogórkowi Żydzi w Paryżu

Ludwik Lewin


Do zamachu na kawiarnię Jo-Goldenberg doszło 9 sierpnia 1985 roku. Zginęło 6 ludzi, a 22 osoby zostały ranne

Sierpień to dla Francuzów główny sezon wakacyjnych wyjazdów. Bierze się to stąd, że kiedy w roku 1936 rząd lewicowego Frontu Ludowego wprowadził płatne urlopy, meteorolodzy ogłosili, że jest to najcieplejszy miesiąc roku. Z tej samej niejako przyczyny dla dziennikarzy – tych, którzy nie wyjechali na urlop – sierpień jest szczytem sezonu ogórkowego. I tej ogórkowości przypisałbym pomysł redaktorów popularnego dziennika „Le Parisien”, by 8 sierpnia, w 47 rocznicę zamachu na położoną w sercu paryskiej dzielnicy Marais, żydowską restaurację Goldenberga, zamieścić sensacyjny jakoby materiał o pakcie, jaki zawarł wtedy Paryż ze sprawcami morderczego ataku, czyli najbardziej chyba okrutną organizacją terrorystyczną, jaką była grupa Abu Nidala.

Pretekstem do publikacji było rzekome dotarcie do zeznań, jakie złożył ówczesny szef francuskiego kontrwywiadu Yves Bonnet, przesłuchiwany przez sędziego śledczego w styczniu br. „Zawarliśmy niepisaną transakcję” – nie chcę więcej żadnych zamachów na francuskiej ziemi, a w zamian pozwalam wam przyjeżdżać do Francji i gwarantuję, że nic się wam tu nie stanie” – cytowały tego wysokiego funkcjonariusza francuskie media.

Ten pakt „o nieagresji” od lat był tajemnicą poliszynela. Więcej. Osiemdziesięciotrzyletni dziś Yves Bonnet po raz pierwszy ujawnił ten układ w dokumentalnym programie „Tajna Historia Antyterroryzmu”, nadanym przez publiczną telewizję francuską w listopadzie ub.r.
Wcześniej, bo już w roku 2011, paryska prasa opublikowała fragmenty „kajetów generała Philippe’a Rondot”, legendarnego szpiega, słynnego z brawurowych akcji dokonanych zarówno wtedy, gdy pracował w wywiadzie, jak i w kontrwywiadzie. To on, osobiście, zatrzymał terrorystę Carlosa, zwanego „Szakalem”. W dziennikach generała znalazł się opis „paktu” z „OWP – Rada Rewolucyjna” jak swe ugrupowanie nazwał Abu Nidal.

Dla obserwatorów nie ulega wątpliwości, że decyzji o pakcie nie pozostawiono kontrwywiadowi, ale podjęta została na najwyższym szczeblu, zapewne przez samego ówczesnego socjalistycznego prezydenta Mitterranda.
Przynależność trzech wykonawców zamachu natychmiast zidentyfikowano dzięki znalezionej na miejscu zbrodni amunicji z pistoletu maszynowego polskiej produkcji PM-63 RAK. W taką broń zaopatrywano Abu Nidala. Komunistyczne władze PRL, podobnie jak inne rządy sowieckich satelitów, pozwalały arabskim terrorystom na otwieranie placówek i baz szkoleniowych na swych terytoriach.

Abu Nidal miał w Warszawie firmę handlową SAS Foreign Trade. Nie była to tylko przykrywka. Szef „Rady Rewolucyjnej” sprzedawał również broń, głównie krajom arabskim i afrykańskim. Wg francuskich specjalistów, w czasie wojny iracko-irańskiej zaopatrywał obie strony, co jak twierdzą, pozwoliło mu zgromadzić pokaźną fortunę.

B. szef kontrwywiadu wezwany został do sędziego śledczego, ponieważ dochodzenie w sprawie zamachu na restaurację Goldenberga wciąż trwa. Nie posuwa się jednak naprzód, gdyż funkcjonariusze (od dawna już byli), odmawiają składania zeznań, zasłaniając się „tajemnicą obronną”, jaką objęte są wciąż kwestie związane z zamachem.
Przesłuchującemu go w styczniu sędziemu, Yves Bonnet miał powiedzieć, że do zawarcia transakcji wysłał swych podwładnych. Tłumacząc, że to on podjął decyzję i jest odpowiedzialny za umowę, odmówił ujawnienia ich nazwisk.

Francja trzymała się umowy do tego stopnia, że podwładni Abu Nidala mogli nawet złożyć wizytę dwóm członkom ugrupowania, skazanym za zabójstwo przedstawiciela Organizacji Wyzwolenia Palestyny (OWP Arafata) w Paryżu.

Y. Bonnet powiedział sędziemu, że nie żałuje swej decyzji, gdyż dzięki paktowi o nieagresji, jak nazywa konszachty z terrorystami Abu Nidala, od końca 1983 do końca 1985 r., we Francji nie było żadnych zamachów. A jeśli były we Włoszech, czy gdzie indziej, to nie moja sprawa – cytuje gazeta jego telefoniczną odpowiedź na pytanie redakcji.

Gilles Falavigna, autor licznych publikacji z dziedziny geopolityki Bliskiego Wschodu, na pytanie, czy należy dać wiarę najnowszym „rewelacjom”, odpowiedział mi w długim mailu, że „chciałoby się mieć nadzieję, że nie, że świat kieruje się jeszcze jakimiś wartościami”.
Natychmiast jednak dodaje, że „to nie byłby pierwszy raz”, bo „długa jest lista umów między państwem francuskim i terrorystami”.

Tę listę otwiera w roku 1945 „eksfiltracja” wielkiego muftiego Jerozolimy Muhammada Amina al-Husajniego, inicjatora muzułmańskiego korpusu SS, po to, by nie zasiadł na ławie oskarżonych w Norymberdze. Wytyczne proarabskiej polityki Paryża ważniejsze były niż ukaranie zbrodni przeciw ludzkości – zauważa Gilles Falavigna. I tłumaczy, że „przerzucenie” muftiego do Egiptu wskazało hitlerowskim zbrodniarzom drogę na Bliski Wschód, gdzie następnie szkolili służby specjalne tamtejszych dyktatur.

„Racja stanu”, mająca usprawiedliwiać niegodne postępowania władz, w wypadku Francji okazuje się nie tylko mało chwalebna, ale najczęściej również niezbyt owocna.

Rok po zamachu na paryską restaurację Goldenberga, w Bejrucie zginęło pięćdziesięciu pięciu francuskich spadochroniarzy z międzynarodowych sił bezpieczeństwa, mających zapewnić pokój w Libanie. Nie ma wątpliwości, że ci żołnierze byli ofiarami samobójczego ataku przeprowadzonego na polecenie Iranu przez którąś z tamtejszych organizacji szyickich.

Odwet Paryża był czysto symboliczny. Pod ośrodkiem kulturalnym irańskiej ambasady w Bejrucie zaparkowano samochód załadowany środkami wybuchowymi. Ale bez zapalników. Następnie Francuzi zbombardowali koszary Hezbollah w Bejrucie. Zbombardowali, ale po uprzedzeniu tej szyickiej organizacji terrorystycznej i upewnieniu się, że nikogo nie ma w środku. Takie postępowanie Gilles Falavigna nazywa „zdradą własnych żołnierzy, służących ojczyźnie z największą odwagą i poświęceniem”.

Takie zdrady powodują, że nie jest pewne, czy można jeszcze mieć zaufanie do państwa, z żalem stwierdza Gilles Falavigna, ale pociesza się, że „jeszcze nie jest za późno na opór”.

„Pakt o nieagresji” zawarty między Paryżem i Abu Nidalem, a jak się wydaje również z innymi ugrupowaniami terrorystycznymi, wynika również z tego, że choć Żydzi mieszkają we Francji od starożytności, a pełnię praw obywatelskich mają od 1791 roku, to nawet najwyżsi przedstawiciele władz nie przestają traktować ich jak przyjezdnych.

Na dwa lata przed zamachem na restaurację Goldenberga, arabscy terroryści podłożyli bombę pod liberalną synagogą na ulicy Kopernika w Paryżu. Ówczesny premier Raymond Barre jeszcze tego samego dnia potępił „ten odrażający zamach, którego celem mieli być udający się do świątyni izraelici, a który uderzył w przechodzących przez ulicę, niewinnych Francuzów”.

Kiedy wraz z rozwijającym się wśród muzułmańskiej młodzieży we Francji islamizmem, powtarzać się zaczęły napady na żydowskie sklepy i synagogi i na Żydów samych, ówczesny prezydent Mitterrand do spokoju wezwał „obie wspólnoty”, co było nie tylko dzieleniem winy między sprawców i ofiary, ale również mentalnym przesunięciem Żydów do kategorii imigrantów.
Następnie bardzo długo negowano istnienie antysemickiej przemocy we Francji, a gdy informacje dostawały się do opinii publicznej, antysemityzm tłumaczono trudną sytuacja młodzieży z przedmieść (czytaj muzułmańskiej) i nawet polityką Izraela, kolejny raz odsuwając Żydów na margines narodu.

Być może promotorzy tej polityki nie czuli się antysemitami, być może wydawało im się, że w ten sposób – nie nazywając winnych i winą obarczając Żydów – ratują pokój społeczny.
Niespodziewanym dla nich dementi stało się zabójstwo redaktorów tygodnika „Charlie”, w odwet za bluźnierstwo wobec Mahometa. (Francuskie kodeksy nie znają takiego przewinienia). Ta zbrodnia uświadomiła Francuzom, że wojnę prowadzą islamiści nie z Żydami, ale ze wszystkimi „niewiernymi”.

Ta świadomość powoduje coraz częstszy lęk przed islamizmem, dławiony wezwaniami o niemieszanie go z islamem i oskarżeniami o rzekomą islamofobię.

Mówi się już o „wojnie z terroryzmem”, ale wciąż nie wolno mówić, że Francja atakowana jest w imię islamu.

I chyba również dlatego, wzniecone w sezonie ogórkowym oburzenie z powodu paktów władz z terrorystami, szybko opadło i nikt już o nich nie wspomina, gdy zaczął się sezon na inne nowinki.
No, nikt oprócz Żydów.


Tekst opublikowany po raz pierwszy w “Słowie Żydowskim”

Ludwik Lewin – Dziennikarz i poeta, od 1967 roku mieszka w Paryżu, wieloletni korespondent Polskiej Sekcji BBC.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


SEND LEIFER BACK

SEND LEIFER BACK

POST EDITORIAL


Leifer is on trial for extradition on 74 counts of sexual abuse of children, and specifically against sisters Dassi Erlich, Ellie Sapper and Nicole Meyer.

Malka Leifer is brought to court last week. (photo credit: REUTERS)

The Malka Leifer farce continued last week when the Jerusalem District Court ordered the alleged sex offender released to house arrest.

The Supreme Court temporarily overturned the ruling, ordering Leifer to remain in prison until the court rules on an appeal against the decision to allow her to stay in her sister’s home in Bnei Brak.

The former principal of the Adass Israel girls’ school in Melbourne, Leifer is on trial for extradition on 74 counts of sexual abuse of children, and specifically against sisters Dassi Erlich, Ellie Sapper and Nicole Meyer.

A Kafkaesque back-and-forth has been going on for over five years and nearly 60 hearings on Leifer’s case. She was arrested in Israel in 2014, after fleeing Australia in 2008 to escape justice. Her status as a flight risk is one of the reasons the Supreme Court decided she should stay in prison for now.

Over the years, Leifer has claimed that she is mentally unfit to stand trial, and there have been contradictory assessments from psychiatrists on the matter.

Yet another expert panel was appointed last week – by a different Jerusalem District Court judge than the one who sought to release her to Bnei Brak – to evaluate Leifer’s mental fitness and make a final, authoritative decision by December 10.

What they will discover that is not already known about Leifer is unclear. What is apparent is that this is another example of injustice.

Sadly, the entire Leifer case has been tainted by another police investigation – earlier this year, police recommended that Deputy Health Minister Ya’acov Litzman be indicted on charges of fraud and breach of trust because of alleged interference in Leifer’s case.

Specifically, police accused Litzman of pressuring the Jerusalem District psychiatrist to say Leifer was mentally unfit for extradition.
In addition, police say Litzman threatened other medical professionals in the Health Ministry if they did not write reports favorable to Leifer. Litzman is unlikely to intervene in the new panel’s decision, as doing so could put him in further legal trouble.

In the meantime, the wheels of justice have been turning so slowly that relations between Canberra and Jerusalem seem to have hit an all-time low.

After the house arrest ruling – and before the Supreme Court blocked it – Australian Ambassador to Israel Chris Cannan tweeted: “Australia maintains its consistent position that Malka Leifer should be extradited to face allegations of child sex abuse in Australian courts. Yesterday’s decision to grant bail is concerning. We will continue to put our concerns directly to the Government of Israel.”

The diplomatic ramifications, while disconcerting because Australia is such a reliable ally of Israel, are beside the point here.
What is truly outrageous and infuriating is the depth of the injustice in this case.

Israel is supposed to have a world-class legal system, yet one incident after another has eroded the public’s trust in the judiciary. The allegations of Litzman’s intervention, together with the dragging out of a decision about Leifer over the course of five years and no less than 60 hearings, has further undermined the public’s already shaky trust in our courts.

In this case, the courts and the Health Ministry have been nothing short of abusive, adding further trauma to the sisters who already allegedly faced humiliation and debasement at Leifer’s hands when they were defenseless children.

Leifer should be sent back to Australia where she can stand trial.

She should not be allowed to remain in Israel where she can hide. If she believes she is innocent, she should defend herself in court. If she is guilty, then she deserves to be punished to the full extent of the law, for both sexual abuse and her attempts to avoid its consequences.

Leifer’s alleged victims have been crying out for justice for over a decade. They deserve to see this process come to an end.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Reggae Singer Ziggy Marley Honored for Israel Support in Face of BDS Pressure

Reggae Singer Ziggy Marley Honored for Israel Support in Face of BDS Pressure

Shiryn Ghermezian


Singer Ziggy Marley arrives at the 59th Annual Grammy Awards in Los Angeles, California, Feb. 12, 2017. Photo: Reuters / Mario Anzuoni.

Jamaican singer Ziggy Marley, the son of late reggae icon Bob Marley, reaffirmed his support for Israel at a recent event in Los Angeles.

Marley was presented with the inaugural special artist’s award for peace at the Creative Community for Peace’s 2nd annual “Celebrating Ambassadors of Peace” gathering. The non-profit, entertainment industry organization is dedicated to promoting music and the arts “as a bridge to peace, while supporting artistic freedom, and countering the cultural boycott of Israel,” according to its website.

While accepting his award on stage, Marley said his bond with Israel started in his teens through the help of his mother and father, whose own father was Jewish. He also addressed efforts by BDS supporters to have artists cancel their concerts in Israel.

“I’ve been going to Israel since I was a teenager…Israel was a storybook place for us. We felt a connection to it through our father, through our beliefs,” he said. “I’ve been going back ever since. We don’t play in Israel for political reason, we play for the people [to] spread our message of justice, love and peace for all people… Going to Israel for me is no problem because we go for the people, not the politics.”

Marley has received pressure by anti-Israel activists in the past to boycott the Jewish state, but said in 2015 that he would never stop supporting the country, “[n]o matter what anybody says or does.”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com