Ogórkowi Żydzi w Paryżu
Ludwik Lewin
Do zamachu na kawiarnię Jo-Goldenberg doszło 9 sierpnia 1985 roku. Zginęło 6 ludzi, a 22 osoby zostały ranne
Sierpień to dla Francuzów główny sezon wakacyjnych wyjazdów. Bierze się to stąd, że kiedy w roku 1936 rząd lewicowego Frontu Ludowego wprowadził płatne urlopy, meteorolodzy ogłosili, że jest to najcieplejszy miesiąc roku. Z tej samej niejako przyczyny dla dziennikarzy – tych, którzy nie wyjechali na urlop – sierpień jest szczytem sezonu ogórkowego. I tej ogórkowości przypisałbym pomysł redaktorów popularnego dziennika „Le Parisien”, by 8 sierpnia, w 47 rocznicę zamachu na położoną w sercu paryskiej dzielnicy Marais, żydowską restaurację Goldenberga, zamieścić sensacyjny jakoby materiał o pakcie, jaki zawarł wtedy Paryż ze sprawcami morderczego ataku, czyli najbardziej chyba okrutną organizacją terrorystyczną, jaką była grupa Abu Nidala.
Pretekstem do publikacji było rzekome dotarcie do zeznań, jakie złożył ówczesny szef francuskiego kontrwywiadu Yves Bonnet, przesłuchiwany przez sędziego śledczego w styczniu br. „Zawarliśmy niepisaną transakcję” – nie chcę więcej żadnych zamachów na francuskiej ziemi, a w zamian pozwalam wam przyjeżdżać do Francji i gwarantuję, że nic się wam tu nie stanie” – cytowały tego wysokiego funkcjonariusza francuskie media.
Ten pakt „o nieagresji” od lat był tajemnicą poliszynela. Więcej. Osiemdziesięciotrzyletni dziś Yves Bonnet po raz pierwszy ujawnił ten układ w dokumentalnym programie „Tajna Historia Antyterroryzmu”, nadanym przez publiczną telewizję francuską w listopadzie ub.r.
Wcześniej, bo już w roku 2011, paryska prasa opublikowała fragmenty „kajetów generała Philippe’a Rondot”, legendarnego szpiega, słynnego z brawurowych akcji dokonanych zarówno wtedy, gdy pracował w wywiadzie, jak i w kontrwywiadzie. To on, osobiście, zatrzymał terrorystę Carlosa, zwanego „Szakalem”. W dziennikach generała znalazł się opis „paktu” z „OWP – Rada Rewolucyjna” jak swe ugrupowanie nazwał Abu Nidal.
Dla obserwatorów nie ulega wątpliwości, że decyzji o pakcie nie pozostawiono kontrwywiadowi, ale podjęta została na najwyższym szczeblu, zapewne przez samego ówczesnego socjalistycznego prezydenta Mitterranda.
Przynależność trzech wykonawców zamachu natychmiast zidentyfikowano dzięki znalezionej na miejscu zbrodni amunicji z pistoletu maszynowego polskiej produkcji PM-63 RAK. W taką broń zaopatrywano Abu Nidala. Komunistyczne władze PRL, podobnie jak inne rządy sowieckich satelitów, pozwalały arabskim terrorystom na otwieranie placówek i baz szkoleniowych na swych terytoriach.
Abu Nidal miał w Warszawie firmę handlową SAS Foreign Trade. Nie była to tylko przykrywka. Szef „Rady Rewolucyjnej” sprzedawał również broń, głównie krajom arabskim i afrykańskim. Wg francuskich specjalistów, w czasie wojny iracko-irańskiej zaopatrywał obie strony, co jak twierdzą, pozwoliło mu zgromadzić pokaźną fortunę.
B. szef kontrwywiadu wezwany został do sędziego śledczego, ponieważ dochodzenie w sprawie zamachu na restaurację Goldenberga wciąż trwa. Nie posuwa się jednak naprzód, gdyż funkcjonariusze (od dawna już byli), odmawiają składania zeznań, zasłaniając się „tajemnicą obronną”, jaką objęte są wciąż kwestie związane z zamachem.
Przesłuchującemu go w styczniu sędziemu, Yves Bonnet miał powiedzieć, że do zawarcia transakcji wysłał swych podwładnych. Tłumacząc, że to on podjął decyzję i jest odpowiedzialny za umowę, odmówił ujawnienia ich nazwisk.
Francja trzymała się umowy do tego stopnia, że podwładni Abu Nidala mogli nawet złożyć wizytę dwóm członkom ugrupowania, skazanym za zabójstwo przedstawiciela Organizacji Wyzwolenia Palestyny (OWP Arafata) w Paryżu.
Y. Bonnet powiedział sędziemu, że nie żałuje swej decyzji, gdyż dzięki paktowi o nieagresji, jak nazywa konszachty z terrorystami Abu Nidala, od końca 1983 do końca 1985 r., we Francji nie było żadnych zamachów. A jeśli były we Włoszech, czy gdzie indziej, to nie moja sprawa – cytuje gazeta jego telefoniczną odpowiedź na pytanie redakcji.
Gilles Falavigna, autor licznych publikacji z dziedziny geopolityki Bliskiego Wschodu, na pytanie, czy należy dać wiarę najnowszym „rewelacjom”, odpowiedział mi w długim mailu, że „chciałoby się mieć nadzieję, że nie, że świat kieruje się jeszcze jakimiś wartościami”.
Natychmiast jednak dodaje, że „to nie byłby pierwszy raz”, bo „długa jest lista umów między państwem francuskim i terrorystami”.
Tę listę otwiera w roku 1945 „eksfiltracja” wielkiego muftiego Jerozolimy Muhammada Amina al-Husajniego, inicjatora muzułmańskiego korpusu SS, po to, by nie zasiadł na ławie oskarżonych w Norymberdze. Wytyczne proarabskiej polityki Paryża ważniejsze były niż ukaranie zbrodni przeciw ludzkości – zauważa Gilles Falavigna. I tłumaczy, że „przerzucenie” muftiego do Egiptu wskazało hitlerowskim zbrodniarzom drogę na Bliski Wschód, gdzie następnie szkolili służby specjalne tamtejszych dyktatur.
„Racja stanu”, mająca usprawiedliwiać niegodne postępowania władz, w wypadku Francji okazuje się nie tylko mało chwalebna, ale najczęściej również niezbyt owocna.
Rok po zamachu na paryską restaurację Goldenberga, w Bejrucie zginęło pięćdziesięciu pięciu francuskich spadochroniarzy z międzynarodowych sił bezpieczeństwa, mających zapewnić pokój w Libanie. Nie ma wątpliwości, że ci żołnierze byli ofiarami samobójczego ataku przeprowadzonego na polecenie Iranu przez którąś z tamtejszych organizacji szyickich.
Odwet Paryża był czysto symboliczny. Pod ośrodkiem kulturalnym irańskiej ambasady w Bejrucie zaparkowano samochód załadowany środkami wybuchowymi. Ale bez zapalników. Następnie Francuzi zbombardowali koszary Hezbollah w Bejrucie. Zbombardowali, ale po uprzedzeniu tej szyickiej organizacji terrorystycznej i upewnieniu się, że nikogo nie ma w środku. Takie postępowanie Gilles Falavigna nazywa „zdradą własnych żołnierzy, służących ojczyźnie z największą odwagą i poświęceniem”.
Takie zdrady powodują, że nie jest pewne, czy można jeszcze mieć zaufanie do państwa, z żalem stwierdza Gilles Falavigna, ale pociesza się, że „jeszcze nie jest za późno na opór”.
„Pakt o nieagresji” zawarty między Paryżem i Abu Nidalem, a jak się wydaje również z innymi ugrupowaniami terrorystycznymi, wynika również z tego, że choć Żydzi mieszkają we Francji od starożytności, a pełnię praw obywatelskich mają od 1791 roku, to nawet najwyżsi przedstawiciele władz nie przestają traktować ich jak przyjezdnych.
Na dwa lata przed zamachem na restaurację Goldenberga, arabscy terroryści podłożyli bombę pod liberalną synagogą na ulicy Kopernika w Paryżu. Ówczesny premier Raymond Barre jeszcze tego samego dnia potępił „ten odrażający zamach, którego celem mieli być udający się do świątyni izraelici, a który uderzył w przechodzących przez ulicę, niewinnych Francuzów”.
Kiedy wraz z rozwijającym się wśród muzułmańskiej młodzieży we Francji islamizmem, powtarzać się zaczęły napady na żydowskie sklepy i synagogi i na Żydów samych, ówczesny prezydent Mitterrand do spokoju wezwał „obie wspólnoty”, co było nie tylko dzieleniem winy między sprawców i ofiary, ale również mentalnym przesunięciem Żydów do kategorii imigrantów.
Następnie bardzo długo negowano istnienie antysemickiej przemocy we Francji, a gdy informacje dostawały się do opinii publicznej, antysemityzm tłumaczono trudną sytuacja młodzieży z przedmieść (czytaj muzułmańskiej) i nawet polityką Izraela, kolejny raz odsuwając Żydów na margines narodu.
Być może promotorzy tej polityki nie czuli się antysemitami, być może wydawało im się, że w ten sposób – nie nazywając winnych i winą obarczając Żydów – ratują pokój społeczny.
Niespodziewanym dla nich dementi stało się zabójstwo redaktorów tygodnika „Charlie”, w odwet za bluźnierstwo wobec Mahometa. (Francuskie kodeksy nie znają takiego przewinienia). Ta zbrodnia uświadomiła Francuzom, że wojnę prowadzą islamiści nie z Żydami, ale ze wszystkimi „niewiernymi”.
Ta świadomość powoduje coraz częstszy lęk przed islamizmem, dławiony wezwaniami o niemieszanie go z islamem i oskarżeniami o rzekomą islamofobię.
Mówi się już o „wojnie z terroryzmem”, ale wciąż nie wolno mówić, że Francja atakowana jest w imię islamu.
I chyba również dlatego, wzniecone w sezonie ogórkowym oburzenie z powodu paktów władz z terrorystami, szybko opadło i nikt już o nich nie wspomina, gdy zaczął się sezon na inne nowinki.
No, nikt oprócz Żydów.
Tekst opublikowany po raz pierwszy w “Słowie Żydowskim”
Ludwik Lewin – Dziennikarz i poeta, od 1967 roku mieszka w Paryżu, wieloletni korespondent Polskiej Sekcji BBC.