Archive | 2020/01/06

Hitler przegrał wojnę już w 1941 roku.

Hitler przegrał wojnę już w 1941 roku. W jego głowie zwariowane plany układały się w logiczną całość

Paweł Smoleński


Adolf Hitler (Domena Publiczna)

Od czerwca 1941 r. trwał marsz Wehrmachtu na Moskwę, a Hitler był przekonany, że nie tylko wygrywa, ale też wygra. Lecz gdy pod koniec 1941 r. Churchill spotkał się z Rooseveltem, powiedział, że na dłuższą metę Hitler nie ma szans. Rozmowa z Andrew Nagorskim, dziennikarzem i historykiem, autorem książki “1941. Rok, w którym Niemcy przegrały wojnę”

PAWEŁ SMOLEŃSKI: W swojej książce „1941. Rok, w którym Niemcy przegrały wojnę” stawia pan tezę, że właśnie wtedy trzeba szukać korzeni klęski Hitlera. Wiemy to z dzisiejszej perspektywy, bo wtedy sprawy nie wydawały się aż tak oczywiste. III Rzesza szła od zwycięstwa do zwycięstwa, potknęła się tylko w powietrznym boju o Anglię.

ANDREW NAGORSKI: Rok 1941 r., jego początek i koniec, to dwie różne rzeczywistości. Najpierw się zdawało, że na Hitlera nie ma mocnych. Miał za sobą wszystkie największe zwycięstwa. Przyłączył do Rzeszy Austrię. Dokonał rozbioru Czechosłowacji, czym upokorzył Anglię i Francję. Napadł na Polskę, Norwegię, Danię, Beneluks, w końcu zdobył Paryż. Oparła mu się tylko Anglia i Winston Churchill, nowy premier, który zastąpił Neville’a Chamberlaina, polityka ustępującego Hitlerowi prawie we wszystkim. Związek Sowiecki formalnie nie brał udziału w wojnie, lecz był sprzymierzeńcem III Rzeszy na skutek paktu Ribbentrop-Mołotow. Z Rosji szły do Niemiec całe pociągi pszenicy, rud, ropy naftowej niezbędnych do prowadzenia wojny. Stalin osobiście pilnował, by Sowieci jak najlepiej wywiązywali się z umów. Stany Zjednoczone też jeszcze nie włączyły się do wojny, a ruch izolacjonistyczny był naprawdę silny, choć prezydent Franklin D. Roosevelt wyraźnie wspierał Anglików.

Słowem – Hitler był przekonany, że nie tylko wygrywa, ale też finalnie wygra. Nie tylko on tak myślał. Wielu ludzi, również na Zachodzie, myślało podobnie, np. Francuzi, którzy przegrali sromotnie i szybko poszli na kolaborację. Ale też Joseph Kennedy, amerykański ambasador w Londynie, który słał do USA depesze właśnie takiej treści.

Lecz jeśli spojrzymy na koniec 1941 r., okaże się, że sytuacja wygląda inaczej, choć na froncie wschodnim Hitler cały czas zwycięża. Od pół roku bije się z Niemcami Związek Radziecki, a od grudnia również Stany Zjednoczone zaatakowane przez Japończyków w Pearl Harbor. Gdy pod koniec 1941 r. Churchill spotkał się w Białym Domu z Rooseveltem, powiedział, że na dłuższą metę Hitler nie ma szans, mimo że po drodze może jeszcze wygrywać, a sojusznicy pewnie doznają znaczących porażek.

Ale sytuacja wyglądała tak: koalicja antyhitlerowska miała co najmniej dwukrotnie silniejszą gospodarkę, terytorialnie była większa przynajmniej siedmiokrotnie, złoża surowców nieporównywalne, o wiele więcej ludności. W perspektywie długiej wojny Niemcy nie mogły wygrać.

**Dzisiaj to oczywiste i wówczas chyba też było jasne, bo wojna to nie tylko wysiłek na frontach, ale też potencjał prowadzących ją krajów. Tymczasem III Rzesza lekceważyła to, że zadarła z silniejszymi od siebie: napadła na ZSRR, a po Pearl Harbor wypowiedziała wojnę Ameryce. Biła się z całym światem.
– Hitler wierzył, że jest genialny, i miał naturę hazardzisty. Dostawał informacje, że nic dobrego z tego nie wyniknie, lecz jak każdy hazardzista podnosił stawkę. Gdy wygrywał i wszystko szło jak po maśle, uważał, że trzeba iść dalej: po Austrii była Czechosłowacja, potem Polska. Kiedy przegrywał, też wistował wyżej. Nie wygrał z Anglikami, choć też nie przegrał. Nie wystarczyły mu bombardowania angielskich miast. Był sfrustrowany. Jeśli Anglia się nie poddała, nie zrozumiała, kto rządzi, to najpewniej liczy na Moskwę, a wówczas jedni i drudzy będą mocniejsi. Uderzył więc na Sowietów.

Konflikt hitleryzmu z bolszewizmem był oczywisty. Już w „Mein Kampf” Hitler pisał, że Rosja to naturalny teren niemieckiej ekspansji, a sowiecki komunizm jest śmiertelnym wrogiem. Tej wojnie akurat nie można się dziwić, również dlatego, że – jak uważał Hitler – Związek Sowiecki był słaby, co udowodniła wojna zimowa w Finlandii. Myślał, że szybko pokona Stalina, a wówczas Anglia będzie musiała uznać wyższość Niemiec. A potem Ameryka.

Z dzisiejszego punktu widzenia była to logika kompletnie zwariowana. Ale w jego głowie wszystko się układało.

Można sobie wyobrazić, że Niemcy wygrywają z Wielką Brytanią. Ale trzon oficerów Wehrmachtu to byli ludzie, którzy widzieli front wschodni podczas pierwszej wojny światowej, wiedzieli, że z Rosjanami można wygrywać bitwy, ale nie pokonają kraju wielkości kontynentu – bez dróg, zabłoconego, a podczas zimy skutego mrozem. Nie podbił kontynentu Napoleon, a Hitler znał jego historię i nawet go podziwiał.

– Atak na ZSRR, czyli operacja „Barbarossa”, rozpoczął się dokładnie 129 lat po Napoleonie, też w czerwcu. Hitler wiedział, że ma szansę wygrać, jeśli uderzy jak najwcześniej, w maju, może pod koniec kwietnia, by ostateczne ciosy zadać przed zimą. Ale słusznie myślał, że jego wojsko jest szybsze niż armia napoleońska. No i uwikłał się w wojnę na Bałkanach. Może nie docierało do niego, że taka wojna jest dla Rzeszy śmiertelnym zagrożeniem podobnie jak dla francuskiego cesarstwa.

A gdyby Hitler nie podzielił wschodu Europy wedle linii nakreślonych przez pakt Ribbentrop-Mołotow? W 1939 r. wygrałby z Polską bezdyskusyjnie, ale armia niemiecka byłaby dalej – aż po wschodnie granice przedwojennej Polski. Tych kilometrów zabrakło, żeby Hitler zdobył Moskwę.

– W 1939 r. armia niemiecka chyba nie była technicznie gotowa na tak wielką ofensywę. We wrześniu Hitler nie czuł się tak pewny siebie jak rok, dwa lata później. Gdyby nie ułożył się z Moskwą, nie miałby gwarancji, że Stalin nie ruszy przeciw niemu.

Stalin nie wierzył Hitlerowi i uważał, że on też mu nie wierzy. Dlatego tak pilnował dostaw do Niemiec, żeby Hitlera do siebie przekonać. Obaj mieli się za geniuszów, ale wyglądało to tak, jakby startowali w konkursie na najbardziej tępego przywódcę. Stalin chciał uspokoić Hitlera, nie był gotowy na wojnę.

Atak Niemiec na ZSRR był zaskoczeniem.

– A nie powinien być. Rosji podpowiadała Ameryka, Brytyjczycy, ale przede wszystkim własny wywiad. Mieli świetnych szpiegów, no i nie da się ukryć zgrupowania 3 mln żołnierzy tuż przy granicy.

Tymczasem Stalin uważał, że to jakaś gra, dezinformacja, wszędzie widział spiski. Skoro tak, to nie ulegnie im, pokaże Hitlerowi, że sprawy są na dobrej drodze. Nie pozwalał, by Armia Czerwona przygotowała się do tego ataku. Dlatego ofensywa niemiecka tak szybko parła w przód.

Hitler zaś był przekonany, że szybką wojnę wygra. Nic nie zrobił, by niemieccy żołnierze byli przygotowani na zimę, mieli np. ciepłe mundury. Znał za to stan sowieckiej armii, wiedział o czystkach w wojsku. To niesamowite, jak jeden i drugi nie rozumieli sytuacji, którą sami stworzyli. Oczywiście Hitler pomylił się bardziej. I ciągle nie doceniał Ameryki – zarówno jej siły gospodarczej, jak i demokracji.

Skąd w owym czasie w USA tak silne tendencje izolacjonistyczne? Dlatego, że w pierwszej wojnie światowej zginęło kilkaset tysięcy żołnierzy? Że posypały się demokratyzacyjne plany prezydenta Wilsona – od samostanowienia narodów po Ligę Narodów?

– Między USA i Europą jest ocean, problemy Europy są dalekie i nie trzeba się wtrącać. Stany włączyły się w pierwszą wojnę dopiero pod koniec, niechętnie. I minęło raptem 20 lat, a Europa znów staje na głowie. Po co znów się mieszać w ten bałagan, gdzie wszyscy się kłócą, biją? A Ameryka ma za to płacić i jeszcze giną nasi chłopcy. USA były po prostu rozczarowane, bo hasło ludzi, którzy popierali udział Stanów w pierwszej wojnie, głosiło mniej więcej, że będzie to ostatnie starcie, kres konfliktów, wprowadzimy zasady Wilsona, zrobimy porządek i będzie spokój. A tu naraz to samo albo jeszcze gorzej. Niech więc Europa radzi sobie sama.

Lecz z drugiej strony mnóstwo Amerykanów rozumiało, że właśnie to gorzej w niemieckim wydaniu jest naprawdę groźne, a Hitler to potwór. Wielu amerykańskich dziennikarzy i dyplomatów chciało to pokazać. Naloty na brytyjskie miasta wzbudziły sympatię do Anglików. Zanim USA przystąpiły do wojny, zgodziły się na pomoc gospodarczą i wojskową dla Churchilla, a potem Stalina, o co również była wielka wewnętrzna walka. Powoli społeczne poparcie dla pomocy Europie się zmieniało.

Kiedy Japończycy zaatakowali Pearl Harbor, prezydent Roosevelt poprosił Kongres o deklarację wypowiedzenia wojny, ale tylko przeciwko Tokio. Chwilę później Hitler wypowiedział wojnę Ameryce i rozwiązał Rooseveltowi ręce, załatwił za niego sprawę, bo prezydent nie chciał, by uważano, że to on angażuje USA w Europie. Hitler był pewien, że Ameryka zwiąże swoje siły w wojnie z Japonią, Pacyfik będzie ważniejszy niż wspieranie Anglii i ZSRR. Okazało się, że USA są zasilane przez motor drugiej wojny światowej – jej gospodarkę, produkcję i siłę ekonomiczną.

To zadziwiające, jak Hitler i jego akolici otwarcie głosili, żeby nie zwracać uwagi na gospodarkę, bo wojny wygrywa się wolą narodu i siłą ideologii.

– Lecz nawet tam byli ludzie, ustawieni wysoko w hierarchii Wehrmachtu i wywiadu, którzy rozumieli, na jakie niebezpieczeństwo naziści narażają Niemcy. Lecz kiedy prezentowali swoje argumenty, dostawali po uszach, a Hitler wywracał ich zdanie na drugą stronę: jeśli III Rzesza nie może z powodów gospodarczych wygrać wojny długotrwałej, to musi zwyciężać szybko, stawiać na konflikt błyskawiczny. Dlatego spieszył się, parł ku kolejnym starciom.

Ówczesna rozmowa o wojnie, która okazała się najstraszniejszą w historii, sprowadzała się do wartości i ideologii, a nie twardych danych statystycznych.

– To była wojna idei, totalitaryzm przeciwko demokracji, choć na wschodzie Europy starły się dwa totalitaryzmy. Roosevelt popierał Churchilla, bo był pewien, że jeśli Anglia padnie, Ameryka też będzie zagrożona, jej styl życia. Nie ma sposobu, by dogadać się z Hitlerem, polityka ugody to błąd, będzie oznaczać porażkę Zachodu. Anglicy też to zrozumieli, bo inaczej Churchill nie zastąpiłby Chamberlaina. Był dla wielu spalonym politykiem, lecz w jednym miał rację: Hitlerowi nie wolno ustąpić ani o włos, nawet jeśli szanse są niepewne.

Postawa Churchilla pokazuje rolę jednostki w historii. Jego stanowczość była absolutnie kluczowa, jest największym bohaterem tamtego czasu. Zmobilizował Anglię, przyciągnął na Wyspy przeciwników Hitlera, w Londynie znaleźli schronienie wszyscy, którzy chcieli dalej walczyć. Wielu Amerykanów, którzy wspierali Brytyjczyków, mówiło, że gdyby Anglia wówczas się poddała, ustąpiła, to Stany też nie postawiłyby się III Rzeszy, nie zatrzymałyby niemieckiej fali, a wówczas historia potoczyłaby się inaczej.

Koniec 1941 r. pokazuje, że mimo iż trwa największa z wojen, świat jest jakoś poukładany, wiadomo, kto z kim trzyma. Minęło kilka lat i wojenne sojusze stają na głowie.

– Gdy zbierałem materiały, analizowałem dokumenty, uderzyło mnie, że nawet w pierwszym okresie po ataku Hitlera na ZSRR, po porażkach Armii Czerwonej, dojściu Niemców na przedmieścia Moskwy, Stalin w kontaktach z Amerykanami i Brytyjczykami cały czas podkreśla, jakie są jego warunki dotyczące świata po wojnie. Chce utrzymać wszystko, co zyskał na pakcie Ribbentrop-Mołotow, w zasadzie szantażuje Churchilla i Roosevelta. Jest najsłabszym z koalicjantów, nie wiadomo jeszcze, czy jego kraj przetrwa, a Anglicy i Amerykanie wiedzą, jak ZSRR jest ważny i że rola Rosji wzrośnie. Na dodatek Zachód obawia się, że jeśli nie będzie uspokajać Stalina i pomagać mu, tak jak on chce, a nuż znów odwrócą się sojusze, jeszcze raz ułoży się z Hitlerem, bo przecież już tak zrobił. Sowiecki dyktator znakomicie z tego korzystał, aż do Jałty i nowego podziału świata.

Może pańska książka powinna nosić podtytuł, kto tę wojnę, czyli również rok 1941, naprawdę wygrał?

– Militarne zwycięstwo nad III Rzeszą to jednak w głównej mierze wysiłek USA i Wielkiej Brytanii. Ogromny koszt, jaki poniósł ZSRR, na nic by się zdał, gdyby nie pomoc Amerykanów. Ale w dyplomacji, w polityce nie ma wątpliwości, że Stalin wygrał drugą wojnę światową.

Andrew Nagorski – ur. w 1947 r., studiował historię w Amherst College i na Uniwersytecie Jagiellońskim. Kierował biurami „Newsweeka” w Hongkongu, Moskwie, Rzymie, Bonn, Warszawie i Berlinie. Relacjonował m.in. powstanie „Solidarności”. W 1982 r. niezależne, ostre komentarze doprowadziły do wydalenia go z ZSRR. Laureat wielu nagród oraz autor bestsellerowych książek: „Największa bitwa”, „Hitlerland” i „Łowca nazistów” (wszystkie wydał Rebis)


1941. Rok, w którym Niemcy przegrały wojnę
Andrew Nagorski
Ttłum. Jan Szkudliński
Rebis


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Hillel’s Tech Corner: Hospital treatment at home

Hillel’s Tech Corner: Hospital treatment at home

HILLEL FULD


Imagine a world where you can undergo rehabilitation and many types of medical treatment in your own home, on your own time, without sharing a room with other patients.

Hospital treatment at home / (photo credit: Courtesy)

I think we can all agree that hospitals, for those who need to visit them, are among the most miserable places on Earth. No one likes spending time in a hospital, but we all understand that they are a necessary part of life. Or are they? I mean, did you ever stop to think what percentage of the treatment you get in a hospital actually has to be done in a hospital, as opposed to the comfort of your own home?

The concept of medical self-administration, while a growing trend in the healthcare industry, presents two primary challenges. The first one is that patient adherence to self-administered treatment is extremely low – at only about 50% – due mainly to the complexities and extra burdens it places on the user.

The second challenge is that the nature of injectable drugs is changing. Recent advances have seen new drugs entering the market. These biologics, used primarily in oncology and cardiology treatments, have a higher viscosity and larger volumes than chemically synthesized drugs, and so require an alternative delivery system to traditional hand-held injectors.
Having said that, imagine a world where you can undergo rehabilitation and many types of medical treatment in your own home, on your own time, without sharing a room with other patients and running the risk of hospital-acquired infection.

Sorrel Medical – a company born in 2015 out of the Eitan Group subsidiary Q Core Medical, with headquarters in Netanya and a business development team in Pennsylvania – aims to overcome both these challenges.

Starting with just four executives – CEO Dr. Andrei Yosef, R&D director Dr. Ori Ben-David, product director Mindy Katz and board member Shaul Eitan – Sorrel now numbers 30 employees. As part of the Eitan Group, the company was able to utilize key resources from Q Core, leveraging their experience in infusion products and R&D capabilities.

While a number of companies have been actively developing wearable drug delivery devices, these did not address the key challenges of wearable drug delivery – namely of providing a solution that does not interfere with a pharmaceutical company’s processes and allows them to use a primary container (containing the drug within the device) of their own choosing, while simultaneously providing an easy-to-use system that will encourage patient adherence to treatment.

Sorrel’s solution is a device that is prefilled and preloaded with medication, enabling pharma companies to maintain the drug’s quality and sterility, while reducing costs and time-to-market. Sorrel also designed their device to be primary container agnostic, providing drug developers the freedom to use the primary container of their own choice, which would further reduce complexities and time-to-market.

The prefilled and preloaded device also addresses the constant challenge of ensuring that patients keep to their treatment routines by providing a reliable and easy-to-use system. Patients receive their device ready-to-use, without having to purchase medication separately and manually fill the device themselves. This enhances the overall patient experience and reduces the risk of medication errors to encourage patient adherence to therapy.

Sorrel’s device is easily attached to the patient’s body via a sticker patch. Multiple smart sensors and a series of internal system checks – as well as visual, audio and tactile indicators – guarantee successful self-administration. With one press of a button, medication is injected subcutaneously, and the patient is free to go about their daily routines throughout the infusion process. When the treatment is finished, the device alerts the user, who simply removes and disposes of it.

SOME OF THE technical specs that make Sorrel unique and effective include:

• An electro-mechanical pumping mechanism that guarantees a reliable and controlled drug delivery, with minimal shear stress applied to the medication (a common challenge with biologics which have larger and more sensitive molecules).

• UV LED technology, which is used for disinfection at point-of-care. This overcomes the challenge of maintaining sterility in prefilled devices to prevent the risk of infection. The use of UV LED is also integral for maintaining the reduced size, energy and costs essential for a discreet and fully disposable wearable device.

• Multiple smart sensors, including air detection, occlusion, cartridge placement, needle positioning and on-body attachment. Combined with a series of internal system checks, this guarantees successful self-administration.

• Full wireless connectivity via both Bluetooth and near-field communication (NFC). This enables patients to share treatment data with their healthcare providers and allows caregivers to monitor patients outside of hospital settings and ensure they are keeping to their therapy routines.

I would imagine we are years, if not decades away from not ever having to visit a hospital, but from where I am sitting, Sorrel is the first step in that direction, and it is a very welcome one. If you think about it, as humans, when we are not well and when we need medical treatment, the last thing we need is to deal with bureaucracy, not to mention being in an environment full of disease. What we need when we are most unwell is to be comfortable, independent and in good spirits. If that is Sorrel’s mission, I for one hope they accomplish it, and soon.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Israeli Soldiers IDF Medley Songs

Israeli Soldiers IDF Medley Songs

   Jerusalemite



IDF medley mix songs in Israel’s Children’s Festival 2014.

Participants: Eliana Tidhar, Roni Dalumi, Dana Frider, Tuval Shafir, Tal museri, Libi Ran, Eli Finish, Mariano Idelman, Shir Moreno, Yardena Arazi.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com