Inżynierowie z firmy Topf i Synowie zaprojektowali piece do Auschwitz. Do końca byli przekonani o swojej niewinności
Joanna Banaś
Piec krematoryjny w Muzeum Auschwitz (Fot. Tomasz Wiech / AG)
Dlaczego zdolni i wykształceni ludzie, którzy nie byli ani zagorzałymi zwolennikami Hitlera, ani antysemitami, bez skrupułów i z gorliwością produkowali i wciąż udoskonalali urządzenia służące nazistom do ludobójstwa?
Architekci śmierci. Rodzina inżynierów Holocaustu
Karen Bartlett, tłum. Jarosław Skowroński
Prószyński i S-ka
Na to pytanie próbuje odpowiedzieć brytyjska pisarka non-fiction Karen Bartlett w książce „Architekci śmierci”, opowiadając o erfurckiej firmie Topf & Söhne (Topf i Synowie). Wydaje się ono jeszcze bardziej zasadne, gdy dowiadujemy się, że właściciele fabryki na współpracy z nazistami zbyt wiele nie zarabiali.
Firmę założył w 1878 r. mistrz piwowarski Johann Andreas Topf, autor patentu na system ogrzewania w procesie produkcji piwa. Kolejne pokolenia ją rozbudowywały. W latach 30. XX w. osiągnęła pozycję lidera branży urządzeń browarniczych i słodowniczych, od 1914 r. jej poboczną działalnością była produkcja pieców krematoryjnych. Szefem tego działu w firmie był inżynier Karl Prüfer, członek erfurckiego Towarzystwa Kremacji Ludzkiej.
Współpracę z nazistami firma zaczęła w maju 1939 r., za kierownictwa kolejnego pokolenia Topfów – Ludwiga jr. i Ernsta-Wolfganga. Wtedy Prüfer zaprezentował projekt mobilnego pieca na olej, idealne rozwiązanie problemu rosnącej liczby zwłok w obozach koncentracyjnych, m.in. w pobliskim Buchenwaldzie. SS złożyło zamówienie na trzy urządzenia. Przez kolejne trzy lata firma dostarczała piece do czterech obozów, opracowywała także kolejne projekty dla Auschwitz. W 1943 r. wybudowała i uruchomiła cztery krematoria i komory gazowe w Birkenau.
Dyrektor Ernst-Wolfgang Topf z dumą raportował, że nowe piece będą bardziej wydajne, nawet jeśli trzeba będzie palić zamarznięte zwłoki. A ich konstruktor Karl Prüfer, choć kiepsko zarabiał, gorliwie pracował nad kolejnymi rozwiązaniami, także w czasie wolnym.
Inny inżynier, Fritz Sander, we wrześniu 1942 r. z myślą o rozbudowie obozu Auschwitz opatentował piec, który po dwudniowym nagrzewaniu nie wymagałby dodatkowego paliwa – żar podtrzymywałyby kolejne ciała wrzucane do ognia z taśmy produkcyjnej.
Inżynierowie Topfa udoskonalali i testowali także komory gazowe i wentylację w obozach zagłady, a firma zapewniała im serwis. Wszyscy wiedzieli, do czego służą te urządzenia. Nikt nie protestował.
Karen Bartlett opisuje dzieje firmy, charakteryzuje jej szefów i najważniejszych pracowników. Opowiada o jej współpracy z Głównym Urzędem Bezpieczeństwa Rzeszy administrującym obozami koncentracyjnymi. Poznajemy też powojenne zeznania inżynierów przekonanych o swojej niewinności, a skazanych przez radziecki trybunał na 25 lat ciężkich robót. Dowiadujemy się również, jak kary uniknęli właściciele firmy i jak z przeszłością próbują się rozliczyć ich potomkowie. 27 stycznia 2011 r., w Dniu Pamięci Ofiar Narodowego Socjalizmu, w budynku dawnej administracji firmy otwarto filię Muzeum Historycznego Erfurtu – Miejsce Pamięci Topf i Synowie poświęcone udziałowi firmy w Holocauście.
Ten przypadek pokazuje, że nikt i nic nie może nas zwolnić z moralnej odpowiedzialności za to, jak wykorzystywane są efekty naszej pracy. To my sami musimy określić, czemu ma ona służyć. Inaczej będziemy jak ci inżynierowie, których ambicją było konstruowanie coraz lepszych pieców w obozach śmierci.
Architekci śmierci. Rodzina inżynierów Holocaustu‘, Karen Bartlett, tłum. Jarosław Skowroński, Prószyński i S-ka