Archive | 2020/03/17

O koronawirusie: Uwodzicielski urok apokalipsy

O koronawirusie: Uwodzicielski urok apokalipsy

Tomasz Stawiszyński


Koronawirus we Francji. Szpitale będą przyjmować tylko poważne przypadki (zdjęcie ilustracyjne) (Fot. Rafael Yaghobzadeh / AP Photo)

Wybitny współczesny filozof Giorgio Agamben postawił przed kilkoma dniami tezę, że stan wyjątkowy jest dzisiaj jednym z regularnych sposobów uprawiania polityki. Takim samym narzędziem sprawowania władzy, jak wszystkie inne

W tekście opublikowanym na łamach Il Manifesto  – który ukazał się po polsku w tłumaczeniu Łukasza Molla na profilu facebookowym Praktyki Teoretycznej – włoski myśliciel twierdzi ponadto, że współczesność charakteryzuje zarazem swoista społeczna potrzeba wprawiania się w to poczucie wzmożenia. Z epidemii koronawirusa ochoczo korzysta więc z jednej strony władza polityczna oraz wprzęgnięte w strukturę jej działania media – intensyfikując panikę i wywołując poczucie radykalnego zagrożenia, żeby następnie redukować je poprzez wprowadzanie restrykcyjnych rozwiązań zaradczych. Z drugiej zaś, korzystamy z niej my wszyscy. Osobliwie spragnieni skrajnych emocji, z pomocą obrazów powszechnej zagłady zaspokajający jakieś swoje nieuświadomione psychologiczne potrzeby.

***

Bo przecież, na co również Agamben zwraca uwagę, realne zagrożenie płynące ze strony koronawirusa, wydaje się, przynajmniej na razie, wielokrotnie niższe aniżeli skala powziętych środków bezpieczeństwa. I – przede wszystkim – uruchomionych przy tej okazji emocji. Media epatują obrazami epidemii niemal dwadzieścia cztery godziny na dobę. Portale społecznościowe huczą od mniej lub bardziej amatorskich analiz, odezw, teorii spiskowych i domorosłych receptur na niezawodne mikstury, które pozwolą uchronić się przed rzekomo śmiertelnym zagrożeniem. W jednym z ukraińskich miast kamienie lecą w stronę autobusów, którymi jadą ludzie powracający z Chinwe włoskich sklepach brakuje żywnościw polskich natomiast – maseczek higienicznych.

Tymczasem specjaliści epidemiolodzy, choć oczywiście ostrzegają przed możliwością niekontrolowanego rozprzestrzeniania się zakażeń, albo groźnymi mutacjami wirusa, potencjalnie bardziej niebezpiecznymi niż aktualna – zdecydowanie studzą paniczne reakcje. I podkreślają – na przykład w oficjalnym komunikacie dostępnym na stronach Polskiej Akademii Nauk, którego autorami są prof. Egbert Piasecki i prof. Brygida Knysz – że szacowana w procentach śmiertelność spowodowana koronawirusem de facto nie przekracza znacząco śmiertelności generowanej przez sezonową grypę. W analizach przypisujących koronawirusowi śmiertelność kilkudziesięciokrotnie wyższą nie uwzględnia się bowiem zazwyczaj osób przechodzących infekcję bezobjawowo, albo z objawami bardzo lekkimi. Jeśli się natomiast te dane uwzględni, szacowane zagrożenie – w połączeniu z innymi parametrami – okazuje się wcale nie tak znacząco wyższe aniżeli w przypadku konwencjonalnej infekcji, które atakuje nas w każdym sezonie.
Nie znaczy to jednak, że zagrożenie nie istnieje.

Owszem, istnieje, ale – zgodnie z solidną psychologiczną wiedzą dotyczącą błędów poznawczych – oceniamy je nieadekwatnie do rzeczywistych rozmiarów. Wyłączając klasyczne zakrzywienia – na przykład tak zwane „zaniedbywanie miarodajności”, polegające na wnioskowaniu z danych nieistotnych zamiast z istotnych – niebagatelną rolę odgrywają tutaj zapewne media społecznościowe i kołyszące się na ich powierzchni bańki informacyjne. Informacje nierzetelne i niezweryfikowane, za to umiejętnie podsycające emocje choćby po to, żeby doprowadzić do kolejnych udostępnień – jest to wszak dzisiaj najcenniejsza waluta – rozprzestrzeniają się po sieci z prędkością wielokrotnie większą niż ów nieszczęsny koronawirus. Skutki ekonomiczne i społeczne tej odmiany epidemii – epidemii paniki – odczujemy z pewnością w najbliższych tygodniach.

Ale co z jej skutkami, a także z przyczynami natury, nazwijmy to, psychologicznej?Dlaczego – jak twierdzi Agamben – tak głęboko pragniemy stanu wyjątkowego?

Dlaczego tak intensywnie fantazjujemy dziś o apokalipsie?

***

Wydaje się, że co najmniej od dwóch dekad, a dokładniej rzecz biorąc od czasu ataku na World Trade Center, tematyka apokaliptyczna zajmuje w zachodniej wyobraźni miejsce centralne. Sam doskonale pamiętam zapętlany w nieskończoność przez stacje telewizyjne obraz walących się wież. Pożoga i chaos pośrodku amerykańskiego imperium postrzeganego wówczas powszechnie jako ostoja światowego bezpieczeństwa i królestwo wszelkiego dostatku. Nie da się ukryć, że wyglądało to niczym sceny wprost wyjęte z Objawienia św. Jana. Do tego członkowie administracji George’a W. Busha, z nim samym na czele, to byli ludzie przyznający się do głębokiej chrześcijańskiej wiary, istotnym elementem ich myślenia było definiowanie wojny z terroryzmem” w kategoriach ostatecznego starcia dobra ze złem.

A to właśnie chrześcijańska mitologia wprowadziła do zachodniej kultury topos spektakularnego, przerażającego finału dziejów.*****

I nie da się ukryć, jakiś świat naprawdę się wraz z upadkiem dwóch wież skończył. Choćby ten, który dziesięć lat wcześniej opisywał Francis Fukuyama w osobliwie, mimo nazwy, antyapokaliptycznym „Końcu historii”. Sam autor tej opowieści o spełnionej utopii przekonuje wprawdzie do dzisiaj, że chodziło mu wyłącznie o stwierdzenie prostego faktu, że nie wymyślono dotąd – i już się nie wymyśli – lepszego ustroju niż liberalna demokracja, nie zaś o tezę, że oto dotarliśmy do jakiegoś kresu. Niemniej jego książka świetnie odzwierciedla atmosferę panującą na Zachodzie aż do fatalnego września 2001 roku. Środki odwetowe podjęte przez Stany Zjednoczone po atakach – nacechowane tyleż polityczną kalkulacją, co właśnie apokaliptyczną mistyką – pozwoliły momentalnie zagłuszyć szok po uderzeniu w samo serce cywilizacji. Decyzję o wysłaniu wojsk do Iraku, a przede wszystkim wprowadzenie do publicznego obiegu rozbudowanych narzędzi kontroli i inwigilacji przedstawiano wszak jako naturalne i oczywiste panacea na zjawisko międzynarodowego terroryzmu.

***

Dwie dekady po atakach na WTC emocje zdążyły już opaść, terroryzm przestał być zagrożeniem numer jeden. Apokalipsa wciąż jednak ma wysokie notowania. W ostatnich latach – zarówno za sprawą krążącego po Europie widma III wojny światowej, jak i napięcia nuklearnego pomiędzy Stanami Zjednoczonymi, Iranem i Koreą Północną, ale nade wszystko za sprawą katastrofy klimatycznej.

Niezależnie od zasadności obaw dotyczących klimatu – nigdy dość podkreślać, że sprawa jest przedmiotem naukowego konsensusu i przemawiają tu fakty i liczby, a nie spekulacje – przybierają one niekiedy postać niemal jawnie religijną. Ogłaszanie rychłego końca świata; przemożne poczucie, że żyjemy dniach ostatnich; przekonanie, że ocalić nas przed zagładą mogą wyłącznie praktyki indywidualnej ascezy – odrzucenie materialnych dóbr, skromne życie w zgodzie z naturą, powrót do prostej koegzystencji ze światem przyrody – albo też niewinne, czyste, niezdeprawowane przez upadłą cywilizację dzieci… To wszystko są zjawiska bardzo charakterystyczne dla zachodniej wyobraźni ukształtowanej przez chrześcijaństwo, jedną z najbardziej apokaliptycznych religii świata.

Kiedy religijna symbolika i mitologia kruszeją na rzecz naukowego racjonalizmu i naturalizmu, odpadając od rzeczywistości niczym stary tynk od betonowej ściany – a z takim procesem mamy do czynienia mniej więcej przez ostatnie dwieście lat – nie oznacza to wcale, że głęboka struktura myślenia i doświadczenia także ulega podobnej transformacji. Przeciwnie – pewne bazowe wyobrażenia tkwią w nas najwidoczniej w naprawdę głębokich rejestrach. I – choćbyśmy uważali, że jesteśmy od nich całkowicie wolni – uaktywniają się w momentach najrozmaitszych kryzysów. Zwłaszcza wtedy, kiedy sytuacja, w której się znajdujemy, wydaje się całkowicie bez wyjścia, mitologiczne obrazy apokalipsy, tyleż przerażające, co wyzwalające z impasu, mogą paradoksalnie ujawnić swoją potężną uwodzicielską moc.

Dodatkowo, w kulturze na co dzień starannie oczyszczonej z dostępu do śmierci, nieakceptującej bezradności i skończoności, maniakalnie skoncentrowanej na płytko pojmowanym dobrostanie – prędzej czy później musi pojawić się jakiś rodzaj fundamentalnego niepokoju. I poczucia, że w tym perfekcyjnym obrazku czai się jakaś zadra, jakiś dysonans, jakaś otchłań. Bo przecież czasu i entropii tkwiącej w istnieniu nie sposób oszukać. Starzejemy się, chorujemy i umieramy, niezależnie od tego jak bardzo nie chcemy o tym wiedzieć. Więc kiedy padają ostatnie bastiony tych wszystkich zapewniających bezpieczeństwo społecznych urządzeń, dzięki którym mogliśmy pielęgnować iluzję wiecznego życia i wiecznego dobrobytu – system ekonomiczny, polityczny, społeczny – nasze przerażenie i dezorientacja sięgają zenitu. W zupełnie naturalny sposób na scenie pojawia się zatem wątek apokalipsy, bo oto świat, który znaliśmy – i który znali nasi rodzice – rzeczywiście w spektakularny sposób dobiega końca. Pojawienie się nowego wirusa – aktywujące również wbudowane w nas przez ewolucję lęki przed zakażeniem i zanieczyszczeniem – wydaje się idealną pożywką dla zalęknionej i niezdolnej do świadomego przeżywania bezradności zbiorowej psychiki.

Stan wyjątkowy, który apokaliptyczna mitologia produkuje okazuje się w takim momencie podwójnie użyteczny. Władza polityczna, na co zwrócił uwagę Agamben w cytowanym na początku tekście, chętnie zeń korzysta, żeby wprowadzać rozwiązania niemożliwe do wprowadzenia poza tego rodzaju kontekstem. Później zaś – kiedy epidemia albo inne zagrożenie wygasną – rozwiązania dyskretnie pozostawi się na swoim miejscu.  Ludzie natomiast zyskują w apokalipsie – takiej czy innej – doskonałą lokatę niemożliwych na co dzień do wytrzymania emocji: beznadziei, lęku, potrzeby natychmiastowej zmiany. A zarazem poczucie, że oto stają twarzą w twarz ze sprawami fundamentalnymi, ze światem bez mała transcendentnym, z czystą metafizyką, która pod postacią wielkiej wojny albo wielkiej epidemii brutalnie wkracza w sam środek z pozoru odczarowanego już dawno świata. I konfrontuje z tym, co ostateczne.

***

Kłopot polega tylko na tym, że człowiek pogrążony w apokaliptycznych fantazjach, zajęty nawoływaniem do nawrócenia, rozsmakowany w wizjach pożogi pochłaniającej rzeczywistość – która dawno już przestała być dla niego przyjazną i bezpieczną przestrzenią do życia – otóż taki człowiek traci niemal całkowicie realną łączność ze światem, w którym żyje. A tym samym traci świadomość realnych środków zaradczych mogących mu pomóc oraz umiejętność realnej oceny zagrażającego mu niebezpieczeństwa.

I dlatego właśnie uleganie fantazjom apokaliptycznym – nawet jeśli apokalipsa faktycznie jest już na horyzoncie – działa niczym samospełniająca się przepowiednia.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Operation Ezra and Nehemiah / Wikipedia

Operation Ezra and Nehemiah

Wikipedia


“Jewish exodus from Arab and Muslim countries”

From 1951 to 1952, Operation Ezra and Nehemiah airlifted between 120,000 and 130,000 Iraqi Jews to Israel[1][2] via Iran and Cyprus. The massive emigration of Iraqi Jews was among the most climactic events of the Jewish exodus from Arab and Muslim countries.

The operation is named after Ezra and Nehemiah, who led the Jewish people from exile in Babylonia to return to Israel in the 5th century BC, as recorded in the books of the Hebrew Bible that bear their names.

Most of the $4 million cost of the operation was financed by the American Jewish Joint Distribution Committee.[3]


1940s

A change in Iraqi Jewish identity occurred after the violent Farhud against the Jews of Baghdad, on June 1–2, 1941 following the collapse of the pro-Nazi Golden Square regime of Rashid Ali al-Kaylani, during which at least 180 Jews were killed during two days of pogrom mob attacks in the community. In some accounts the Farhud marked the turning point for Iraq’s Jews.[4][5][6] Other historians, however, see the pivotal moment for the Iraqi Jewish community much later, between 1948–51, since Jewish communities prospered along with the rest of the country throughout most of the 1940s.[7][8][9] and many Jews who left Iraq following the Farhud returned to the country shortly thereafter and permanent emigration did not accelerate significantly until 1950–51.[7][10] Either way, the Farhud is broadly understood to mark the start of a process of politicization of the Iraqi Jews in the 1940s, primarily among the younger population, especially as a result of the impact it had on hopes of long term integration into Iraqi society. In the direct aftermath of the Farhud, many joined the Iraqi Communist Party in order to protect the Jews of Baghdad, yet they did not want to leave the country and rather sought to fight for better conditions in Iraq itself.[11] At the same time the Iraqi government that had taken over after the Farhud reassured the Iraqi Jewish community, and normal life soon returned to Baghdad, which saw a marked betterment of its economic situation during World War II.[12][13]

In the first half of the 1940s, Mossad LeAliyah Bet began sending emissaries to Iraq to begin to organize emigration to Israel, initially by recruiting people to teach Hebrew and hold lectures on Zionism. In late 1942, one of the emissaries explained the size of their task of converting the Iraqi community to Zionism, writing that “we have to admit that there is not much point in [organizing and encouraging emigration]…. We are today eating the fruit of many years of neglect, and what we didn’t do can’t be corrected now through propaganda and creating one-day-old enthusiasm.”[14] In addition, the Iraqi people were incited against Zionism by propaganda campaigns in the press, initiated by Nuri al-Said.[15] The Iraqi Jewish Leaders had declared anti Zionist statements during the 1930, but in 1944, they boldly and vehemently refused a similar request. They did so as a protest against the authorities’ treatment of Jewish community and not because they had changed their minds about Zionism.[16] The situation of the Jews was perceived by some to be increasingly risky as the decision on the fate of Palestine approached,[17] and after 1945, there were frequent[vague] demonstrations in Iraq against the Jews and especially against Zionism.[citation needed]

Following Israeli independence

With the affirmation of the 1947 Partition Plan for Palestine, and Israeli Independence in 1948, the Jews began to feel that their lives were in danger. “Immediately after the establishment of the State of Israel, the Iraqi government adopted a policy of anti-Jewish discrimination, mass dismissals from government service, and arrests.”[17] Jews working in government jobs were dismissed, and hundreds were arrested for Zionist or Communist activity, whether actual or merely alleged, tried in military courts, and were given harsh prison sentences or heavily fined.[18] Nuri al-Said admitted that the Iraqi Jews were victims of bad treatment.

On October 23, 1948, Shafiq Ades, a respected Jewish businessman, was publicly hanged in Basra on very dubious charges of selling weapons to Israel and the Iraqi Communist Party, an event that increased the sense of insecurity among Jews.[19] During this period, the Iraqi Jewish community became increasingly fearful.[20][21] The Jewish community general sentiment was that if a man as well-connected and powerful as Shafiq Ades could be eliminated by the state, other Jews could no longer be assured of safety .[22]

Like most Arab League states, Iraq initially forbade the emigration of its Jews after the 1948 war on the grounds that allowing them to go to Israel would strengthen that state; however, by 1949 the Iraqi Zionist underground was smuggling Jews out of the country to Iran at about a rate of 1,000 a month, from where they were flown to Israel.[23] At the time, the British believed that the Zionist underground was agitating in Iraq in order to assist US fund-raising and to “offset the bad impression caused by the Jewish attitudes to Arab refugees”.[24]

The Iraqi government took in only 5,000 of the c.700,000 Palestinians who became refugees in 1948–49 and refused to submit to American and British pressure to admit more.[25] In January 1949, the pro-British Iraqi Prime Minister Nuri al-Said discussed the idea of deporting Iraqi Jews to Israel with British officials, who explained that such a proposal would benefit Israel and adversely affect Arab countries.[26][27][28][29] According to Meir-Glitzenstein, such suggestions were “not intended to solve either the problem of the Palestinian Arab refugees or the problem of the Jewish minority in Iraq, but to torpedo plans to resettle Palestinian Arab refugees in Iraq”.[30] In July 1949, the British government proposed to Nuri al-Said a population exchange in which Iraq would agree to settle 100,000 Palestinian refugees in Iraq; Nuri stated that if a fair arrangement could be agreed, “the Iraqi government would permit a voluntary move by Iraqi Jews to Palestine.”[31] The Iraqi-British proposal was reported in the press in October 1949.[32] On October 14, 1949, Nuri al-Said raised the exchange of population concept with the economic mission survey.[33] At the Jewish Studies Conference in Melbourne in 2002, Philip Mendes summarised the effect of al-Said’s vacillations on Jewish expulsion as: “In addition, the Iraqi Prime Minister Nuri al-Said tentatively canvassed and then shelved the possibility of expelling the Iraqi Jews, and exchanging them for an equal number of Palestinian Arabs.”[34]

Reversal: permitting Jewish emigratio

In March 1950, the Iraqi government reversed their earlier ban on Jewish emigration to Israel and passed a special bill of one-year duration permitting Jewish emigration on condition that Jews renounce their Iraqi citizenship. According to Abbas Shiblak, many scholars state that this was a result of British, American and Israeli political pressure on Tawfiq al-Suwaidi‘s government, with some studies suggesting there were secret negotiations.[35] According to Ian Black, the Iraqi government was motivated by “economic considerations, chief of which was that almost all the property of departing Jews reverted to the state treasury” and also that “Jews were seen as a restive and potentially troublesome minority that the country was best rid of.”[36] At first, few would register, as the Zionist movement suggested they not do so until property issues and legal status had been clarified. After mounting pressure from both Jews and the Government, the movement relented and agreed to registrations.[37]

Immediately following the March 1950 Denaturalisation Act, the emigration movement faced significant challenges. Initially, local Zionist activists forbade the Iraqi Jews from registering for emigration with the Iraqi authorities, because the Israeli government was still discussing absorption planning.[38] However, on April 8, 1950, a bomb exploded in a Jewish cafe in Baghdad. A meeting of the Zionist leadership later that day agreed to allow registration without waiting for the Israeli government. A proclamation encouraging registration was made throughout Iraq in the name of the State of Israel.[39] At the same time, immigrants were also entering Israel from Poland and Romania, countries in which Prime Minister David Ben-Gurion assessed there was a risk that the Communist authorities would soon “close their gates”, and Israel therefore delayed the transportation of Iraqi Jews.[40] According to Esther Meir-Glitzenstein, “The thousands of poor Jews who had left or been expelled from the peripheral cities, and who had gone to Baghdad to wait for their opportunity to emigrate, were in an especially bad state. They were housed in public buildings and were being supported by the Jewish community. The situation was intolerable.”[41] The delay became a significant problem for the Iraqi government of Nuri al-Said (who replaced Tawfiq al-Suwaidi in mid-September 1950), as the large number of Jews “in limbo” created problems politically, economically and for domestic security. “Particularly infuriating” to the Iraqi government was the fact that the source of the problem was the Israeli government.[42]

As a result of these developments, al-Said was determined to drive the Jews out of his country as quickly as possible.[43][44][45] On 21 August 1950 al-Said threatened to revoke the license of the company transporting the Jewish exodus if it did not fulfill its daily quota of 500 Jews,[failed verification] and in September 1950, he summoned a representative of the Jewish community and warned the Jewish community of Baghdad to make haste; otherwise, he would take the Jews to the borders himself.[46][47] On 12 October 1950, Nuri al-Said summoned a senior official of the transport company and made similar threats, justifying the expulsion of Jews by the number of Palestinian Arabs fleeing from Israel.[citation needed]

According to Gat, it is highly likely that one of Nuri as-Said’s motives in trying to expel large numbers of Jews was the desire to aggravate Israel’s economic problems (he had declared as such to the Arab world), although Nuri was well aware that the absorption of these immigrants was the policy on which Israel based its future.[48] The Iraqi Minister of Defence told the U.S ambassador that he had reliable evidence that the emigrating Jews were involved in activities injurious to the state and were in contact with communist agents.[49]

The emigration law was to expire on March 1951, one year after the law was enacted. At first, the Iraqi emigration law allowed the Jews to sell their property and liquidate their businesses. On 10 March 1951, 64,000 Iraqi Jews were still waiting to emigrate, the government enacted a new law which extended the emigration period whilst also blocking the assets of Jews who had given up their citizenship.[50] Departing Jews were permitted to take no more than $140 and 66 pounds of luggage out of the country, and were also prohibited from taking jewelry with them.[51]

Baghdad bombings

Between April 1950 and June 1951, Jewish targets in Baghdad were struck five times. Iraqi authorities then arrested 3 Jews, claiming they were Zionist activists, and sentenced two — Shalom Salah Shalom and Yosef Ibrahim Basri—to death.[52] The third man, Yehuda Tajar, was sentenced to 10 years in prison.[53] In May and June 1951, arms caches were discovered that allegedly belonged to the Zionist underground, allegedly supplied by the Yishuv after the Farhud of 1941.[citation needed] There has been much debate as to whether the bombs were planted by the Mossad to encourage Iraqi Jews to emigrate to Israel or if they were planted by Muslim extremists to help drive out the Jews. This has been the subject of lawsuits and inquiries in Israel.[54]

Airlift

[41] Waiting in Baghdad was a tense and difficult period. Some 50,000 Jews signed up in one month, and two months later there were 90,000 on the list. This mass movement stunned the Iraqi Government, which had not expected the number of immigrants to exceed 8,000, and feared that administrative institutions run by Jews might collapse. At the same time, the Zionist movement issued a manifesto calling on the Jews to sign up for immigration. It started with the following: “O, Zion, flee, daughter of Babylon,” and concluded thus: “Jews! Israel is calling you — come out of Babylon!”.
The operation was conducted by the Near East Transport Company and the Israeli national airline El Al. The flights began in mid-May 1951, when Iraqi Jews were airlifted to Cyprus, from where they were flown to Israel. Several months later, a giant airlift operated directly from Baghdad to Lod Airport. Operation Ezra and Nehemiah ended in early 1952, leaving only about 6,000 Jews in Iraq. Most of the 2,800-year-old Jewish community immigrated to Israel.

Aftermath

After the initial emigration, the number of Jews in Baghdad decreased from 100,000 to 5,000. Although they enjoyed a brief period of security during the reign of Abdul Karim Qassim, later regimes would seriously increase the persecution of Iraqi Jews.[55] In 1968, there were only about 2,000 Jews still living there. On January 27, 1969, nine Jews were hanged on charges of spying for Israel, causing most of the remaining community to flee the country. Today, fewer than 100 Jews remain.

Until Operation Ezra and Nehemiah, there were 28 Jewish educational institutions in Baghdad, 16 under the supervision of the community committee and the rest privately run. The number of pupils reached 12,000 and many others learned in foreign and government schools. About 400 students studied medicine, law, economics, pharmacy, and engineering. In 1951, the Jewish school for the blind was closed; it was the only school of its type in Baghdad. The Jews of Baghdad had two hospitals in which the poor received free treatment, and several philanthropic services. Out of sixty synagogues in 1950, there remained only seven after 1970. Most public buildings were seized by the government for paltry or no compensation.[55] Those Jewish refugees have been fed, housed and absorbed by Israel.[56]


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Operation Ezra and Nehemia

Operation Ezra and Nehemia

  World Jewish Congress


The history of Jews in Iraq spans more than 2,500 years back to the time of exile in Babylon. The Jewish community of Iraq had long contributed to its social, political, and economic culture. But following the establishment of the State of Israel in 1948, thousands of Jews in Iraq were arrested, imprisoned, and faced anti-Semitic violence in retaliation. After a series of bombings in Baghdad against Jewish targets, Israel desperately looked-for ways to help the community. Concluding an overland route from Iraq was too dangerous, Israel made preparations to stage an air rescue operation of Iraqi Jews. Between 1951 and 1952, Operations Ezra and Nehemia airlifted more than 130,000 Iraqi and Kurdish Jews to Israel. The operation is named after Ezra and Nehemiah who led the Jewish people back to the land of Israel from exile in Babylonia in the 5th century BC. Within two months, 90,000 Jews registered for the program. The operation was conducted by the Near East Transport Company and the Israeli national airline EL Al. In total almost 130,000 Iraqi Jews were airlifted to Israel. Today, we remember the Jews of Iraq.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com