Trzecie życie “Mietka”. Historia Mieczysława Moczara [ 3 ]
Piotr Osęka
Na zdjęciu z 29 kwietnia 1981 r. Moczar przemawia podczas X Plenum KC PZPR. (PAP/CAF / TADEUSZ ZAGOŹDZIŃSKI)
Generał Moczar, odsunięty od wpływów w 1948 r., a potem w 1970 r., odrodził się w 1980 r. – po upadku ekipy Edwarda Gierka. Wrócił wtedy na partyjny olimp i przez chwilę wydawało się, że “Mietek”, jak go nazywano, bo tak brzmiał jego partyzancki pseudonim, raz jeszcze zagra o najwyższą stawkę.
.
W ostatnich dniach maja 1971 r. “Trybuna Ludu” opublikowała obszerną relację z “gospodarskiej wizyty na ziemi warmińsko-mazurskiej” Edwarda Gierka i Mieczysława Moczara. Pierwszy sekretarz wraz z członkiem Biura Politycznego zwiedzili m.in. Olsztyńskie Zakłady Opon Samochodowych, Rolniczą Spółdzielnię Produkcyjną w Kieźlinach, Stację Hodowli Roślin w Szyldaku, wzięli też udział w posiedzeniu egzekutywy Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Olsztynie.
Pucz olsztyński?
Szkopuł w tym, że dwa dni wcześniej – jak poinformowały uroczyście prasa i telewizja – Gierek udał się w tygodniową wizytę zagraniczną na obrady XV Zjazdu Komunistycznej Partii Czechosłowacji. Skąd zatem nagły przyjazd do Olsztyna? I dlaczego dzień wcześniej na naradzie olsztyńskiego komitetu wojewódzkiego partii równie nieoczekiwanie pojawił się Moczar?
Oddajmy głos Piotrowi Kostikowowi, wysokiemu rangą urzędnikowi Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, odpowiedzialnemu za kontakty między partiami – radziecką i polską. Finał rozgrywki [między Gierkiem a Moczarem], częściowo znanej, częściowo tajemniczej, rozegrał się, można powiedzieć, na oczach radzieckiej delegacji, która wraz z polską i innymi uczestniczyła w maju 1971 r. w zjeździe partii w Pradze. Gierek, już po dobrej, ale dość rutynowej rozmowie z Breżniewem, nagle znikł . ” Gdzie szef?” – zapytałem Stefana Olszowskiego, który wraz z Gierkiem i Zdzisławem Grudniem, następcą Gierka w Katowicach [na stanowisku sekretarza komitetu wojewódzkiego ], również przyjechali na zjazd czechosłowacki. ” Poczuł się zmęczony i pojechał do kraju na dwa dni. Wróci na zakończenie obrad” – odpowiedział obojętnym tonem. Breżniew też zapytał: “A gdzie Gierek?”. Powiedziałem mu to, czego się dowiedziałem od Olszowskiego. Ale jeszcze przed końcem zjazdu w polskiej delegacji głośno szeptano, że Gierek pojechał, bo groził pucz ze strony Moczara. Gierek pojechał do Olsztyna, gdzie zastał generała i grono spiskujących zwolenników. Szybko towarzystwo rozgonił. Od Moczara uzyskał zapewnienie, że zrezygnuje z funkcji w kierownictwie partii. (…) Zapytałem o to samego Gierka. “Nic ważnego. Moczar powymyślał takie głupstwa” – lekceważył sprawę, nie wdając się w szczegóły.
W olsztyńskim spotkaniu uczestniczył także Jerzy Waszczuk, wówczas bliski współpracownik Gierka, który po latach dobrze pamiętał zorganizowany naprędce wylot z Pragi i lądowanie na tajnym lotnisku wojskowym w Szymanach. Oprócz załogi samolotu, Gierka i Waszczuka na pokładzie znajdował się tylko szef BOR-u generał Jan Górecki, co wskazywałoby na “interwencyjny” charakter wizyty. Moczar czekał na lotnisku i po krótkim powitaniu wszyscy udali się do ośrodka rządowego w Łańsku. Jednak – jak wspominał Waszczuk – rozmowa się nie kleiła i miało się wrażenie, że żadna ze stron nie planowała tego spotkania, a w powietrzu wyczuwało się napięcie.
Sprawa tzw. puczu olsztyńskiego stanowi zagadkę dla historyków. Czy Moczar chciał i mógł zagrozić pozycji Gierka? Nie ulega wątpliwości, że był politykiem o ogromnych ambicjach. Intryga uknuta w marcu 1968 r. i mająca na celu uczynienie z Moczara szarej eminencji Władysława Gomułki spaliła na panewce. Ówczesny pierwszy sekretarz pozbawił Moczara stanowiska szefa MSW, ale generał nadal pozostał członkiem ścisłej elity władzy.
Silny człowiek…
Upadek Gomułki i jego ekipy w grudniu 1970 r. otworzył przed nim nowe możliwości. Nie ponosił wszak bezpośredniej odpowiedzialności za masakrę na Wybrzeżu, toteż mógł liczyć, że teraz jego akcje będą rosnąć. Jak wspominał Wasilij Pawłow, wieloletni rezydent KGB w Polsce, Moczar po plenum KC w grudniu 1970 (…) zaczął usilnie kolportować w aparacie partyjnym opinię, że Gierek jest figurą przejściową, gdyż jako długoletni członek Biura Politycznego za czasów Gomułki nie jest w stanie rządzić krajem w nowych warunkach, a tym bardziej – naprawić błędy popełnione przez ekipę gomułkowską. “Do tego jest potrzebny silny człowiek, który dowiódł w trudnych dla Polski latach, że gotów jest walczyć o niepodległość ojczyzny, a nie reemigrant, który całą wojnę przesiedział za granicą” – twierdził Moczar.
Na pewno ten punkt widzenia podzielało wielu działaczy PZPR. Z przekąsem komentowano, że Gierek otacza się wyłącznie “Ślązakami”, windując na najwyższe stanowiska w hierarchii partyjno-rządowej swoich współpracowników z czasów, gdy kierował KW w Katowicach. Lokalni kacykowie partyjni – wiążący przecież z upadkiem Gomułki tyle nadziei – przerazili się, że mogą się nie załapać na kolejne rozdanie awansów. A takie okazje nie zdarzały się w PZPR często.
Toteż gdy Moczar przystąpił do odbudowywania dawnego stronnictwa “partyzantów”, nie zabrakło towarzyszy gotowych do niego się przyłączyć. Spotkanie na olsztyńskiej naradzie mogło służyć uzgodnieniu wspólnej strategii, a czas był jak najbardziej sprzyjający, gdyż za niecały miesiąc miało się rozpocząć plenum Komitetu Centralnego partii. Gdyby udało się wciągnąć do spisku wystarczającą liczbę członków KC, “partyzanci” mogliby wprowadzić swoich ludzi do Biura Politycznego.
Choć to tylko hipotezy, to jednak gwałtowna zmiana planów pierwszego sekretarza wskazuje, że miał powody do obaw. Trudno bowiem przypuścić, by Gierek przerwał ważną wizytę zagraniczną tylko po to, aby odetchnąć świeżym mazurskim powietrzem. Pozostaje faktem, że od tego momentu gwiazda Moczara zaczęła szybko blednąć. Odskakują od niego dotychczasowi zwolennicy – notował Mieczysław Rakowski – Spotykam już takich, którzy ze zdziwieniem pytają: “Moczar? Kto to taki?”. A przecież jeszcze niedawno pili mu z ust każde słowo. Generał (…) żyje wspomnieniami, opowieściami o partyzantce (dużo w nich czystej mitologii) .
…na wygnaniu w NIK
Pod koniec czerwca 1971 r. generał utracił funkcję sekretarza KC i został przeniesiony na drugorzędne w hierarchii władzy stanowisko prezesa Najwyższej Izby Kontroli. W grudniu 1971 r., podczas obrad VI Zjazdu PZPR, został – jak się mówiło w partyjnym żargonie – “wyprowadzony ze składu Biura Politycznego” i przestał się liczyć jako pretendent do walki o kierowanie partią. Przynajmniej na jakiś czas.
NIK pełniąca tradycyjnie funkcję schronienia dla przegranych dygnitarzy pod kierunkiem Moczara miała się okazać niezwykle groźnym narzędziem do prowadzenia politycznych rozgrywek. Dawny szef policji czuł się tam jak ryba w wodzie. Zlecał coraz to nowe kontrole w ministerstwach, przedsiębiorstwach i zjednoczeniach oraz cierpliwie gromadził haki na członków ekipy gierkowskiej: dowody niegospodarności, nadużywania stanowisk, przywłaszczania publicznych pieniędzy. Jest to człowiek, który dużo wie, ma w swoich rękach sporo materiałów obciążających różnych towarzyszy – pisał pod koniec lat 70. Rakowski.
Haki “twardego szeryfa”
Rewolucja “Solidarności”, upadek Gierka i głęboki kryzys aparatu władzy pozwoliły Moczarowi odzyskać utracone znaczenie i jesienią 1980 r. znów stał się pierwszoligowym graczem. W czasie wystąpień w Sejmie i na plenach KC pozował na “ostatniego sprawiedliwego”, który odsunięty na boczny tor nie mógł przeciwdziałać pogłębiającemu się kryzysowi, chociaż jako pierwszy dostrzegł jego objawy. “Za późno usunęliśmy Gierka i za to musimy dziś płacić wysoką cenę” – grzmiał. I domagał się rozliczenia nadużyć popełnionych przez poprzednią ekipę.
Poparł taktycznie kandydaturę nielubianego przez siebie Stanisława Kani na stanowisko pierwszego sekretarza i dzięki temu stał się sojusznikiem nowej ekipy, która potrzebowała się uwiarygodnić w oczach społeczeństwa i odciąć od poprzedników. Uchodzący za “człowieka o czystych rękach” i “twardego szeryfa” Moczar znakomicie nadawał się do tego celu. W grudniu 1980 roku wrócił na partyjny olimp, czyli do Biura Politycznego.
Walcząc o wpływy, sięgnął po strategię sprawdzoną w 1968 r., a polegającą na wykorzystaniu zgromadzonych w archiwach informacji kompromitujących działaczy PZPR. NIK zaczęła więc ujawniać nadużycia z ostatniej dekady i w trybie pilnym uruchamiać też nowe kontrole. Ofensywa ta uderzyła w tysiące aparatczyków, którzy drugi człon gierkowskiego hasła: “Aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej”, potraktowali bardzo serio i osobiście.
Sztandarowym przedsięwzięciem generała Moczara stała się akcja “Domek” polegająca na rozliczaniu członków najwyższych władz partyjnych z wybudowanych za bezcen luksusowych domów mieszkalnych i letniskowych. Efekty śledztwa okazały się oszałamiające. Na początku lipca 1981 r. (co nieprzypadkowo zbiegło się z Nadzwyczajnym Zjazdem PZPR) na wniosek NIK prokuratura postawiła w stan oskarżenia trzech byłych sekretarzy KC, siedmiu wicepremierów, 18 ministrów i 23 pierwszych sekretarzy komitetów wojewódzkich. Materiały ujawniane podczas konferencji prasowych uderzały przede wszystkim w towarzyszy, do których Moczar żywił zadawnione urazy. NIK ujawniła np., że Gierek jako pierwszy sekretarz był posiadaczem kilku rezydencji, m.in. w podwarszawskim Klarysewie oraz w Katowicach, które łącznie miały kosztować skarb państwa blisko 25 mln zł (przeciętna pensja pod koniec lat 70. wynosiła ok. 2 tys.). Byłemu premierowi Piotrowi Jaroszewiczowi wytknięto zagraniczne podróże i utracjuszowski styl życia najbliższej rodziny. Wyjątkowo długa okazała się lista zarzutów stawianych odsuniętemu prezesowi Radiokomitetu Maciejowi Szczepańskiemu, którego prywatny majątek miał obejmować m.in. saunę i basen na ulicy Woronicza w Warszawie, willę z krytym basenem w podwarszawskim Zalesiu, willę w Zakopanem, leśniczówkę pod Iławą, wart 80 mln zł jacht “Pogoria”, a nawet dwa samoloty i śmigłowiec.
Członkowie Sekretariatu i KC PZPR okazywali się właścicielami wystawnych willi wykończonych marmurem i rzadkimi gatunkami drewna. Na koszt państwa sprawiali sobie luksusowe meble i bezprawnie wypożyczali z muzeów dzieła sztuki. W raportach sporządzanych dla Moczara opisano blisko 200 przypadków fałszowania na polecenie stołecznych i lokalnych dygnitarzy kosztorysów przedsiębiorstw budowlanych i wznoszenia przez z nich z tak pozyskanych funduszy (oraz tzw. przydziałów materiałowych) prywatnych dacz i domów. Straty poniesione przez skarb państwa w wyniku każdego z tych matactw wyniosły od setek tysięcy do kilkunastu milionów złotych.
Winnym nie darować
Zarzuty z pewnością nie były wyssane z palca, chociaż wiele wskazuje na to, że Moczar wyolbrzymił rozmiar nadużyć w myśl zasady: im większy skandal, tym większa chwała tego, kto walczy z nieprawością. Poza tym zależało mu, by krąg skompromitowanych popleczników Gierka był jak najszerszy. Dążył do rewolucji w elitach partyjnych – rewolucji, na której czele sam by stanął.
Pawłow wspominał: Po ponownym wyborze Moczara w skład Biura w grudniu 1980 roku doszły mnie informacje o tym, jak w rozmowie z jednym z członków ścisłego kierownictwa partyjnego Moczar oświadczył, że “posiada w NIK wielkie ilości materiałów kompromitujących czołowych przywódców partii i państwa”, dodając przy tym z typowym mu antysemityzmem: “Tych wszystkich Żydów należy jak najszybciej usunąć z kierowniczych stanowisk”. Na podstawie poufnych rozmów z pracownikami aparatu KC wiedziałem, że w Komitecie Centralnym była grupa wpływowych działaczy, którzy popierali Moczara jako “człowieka o czystym sumieniu, zdolnego twardą ręką zaprowadzić porządek w kraju” .
Sam Moczar mówił otwarcie o swoich ambicjach politycznych. W lutym 1981 r. na posiedzeniu Biura Politycznego oświadczył: “Aparat państwowy pracuje obecnie na trzeciej części możliwości, szczególnie w małych miastach, gdzie było wielkie rozpasanie administracji. Trzeba tą sprawą się zająć i szybko rozwiązać. Na kolegium NIK postulowano, aby zrobić w całym kraju czystkę i doprowadzić do stanu, w którym ludzie odpowiedzialni za partię nie będą mieli żadnych obciążeń. Winnym partia nie powinna darować niczego”.
Jednocześnie demonstracyjnie popierał linię polityczną ekipy Kani i gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Nie przyłączył się do grupy twardogłowych atakujących władze partii za zbyt ugodową postawę i apelujących o radziecką pomoc. “Polską minę muszą rozminować polscy minerzy. Przeklną nas pokolenia, jeśliby przyjaciele mieli przyjść z czołgami” – mówił.
Wojciech ma go dość
Latem 1981 r. był znów na szczycie i wydawało się, że w wewnątrzpartyjnych rozgrywkach to on rozdaje karty. Klęska przyszła zupełnie nieoczekiwanie.
Na IX Nadzwyczajnym Zjeździe PZPR mającym przypieczętować odnowę władzy i ostatecznie oczyścić jej szeregi ze skompromitowanych działaczy delegaci odwrócili się od Moczara. Otrzymał jedynie 764 głosy z 1909 oddanych i nie wszedł w skład nowego KC, co było końcem jego kariery politycznej.
Prawdopodobnie przeliczył się z siłami. Uruchomiona przez niego akcja rozliczeniowa uderzyła w zbyt wielu działaczy, a generał nie miał już za sobą “partyzantów” walczących o jego popularność w aparacie partyjnym. Zaprzątnięty zmaganiami z “Solidarnością” aktyw partyjny nie miał ochoty na nowe rewolucje, nadchodził czas zwierania szeregów i obrony ustrojowych pryncypiów.
Również Jaruzelski stojący na czele PZPR od października 1981 r. uznał, że czas pozbyć się Moczara z jego nieposkromionymi ambicjami. Jesienią 1981 r. Rakowski notował: Wojciech (…) ma serdecznie dość Moczara. I słusznie. Ja też nie ukrywam swojej niechęci do tego pana, który faktycznie przez nagonkę na całą niemal kadrę (oskarżenie o złodziejstwo) rozwalił partię po sierpniu 1980 r.
Kilka miesięcy po wprowadzeniu stanu wojennego został wezwany do gabinetu Jaruzelskiego, który zażądał, by złożył dymisję ze stanowiska prezesa NIK. Pierwszy sekretarz PZPR powoływał się na raporty SB, z których wynikało, że kierownictwo NIK przekazało materiały pokontrolne zachodniej prasie. Rozmowa miała burzliwy przebieg. Moczar odpierał zarzuty, krzycząc i waląc pięścią w stół, ale prawdopodobnie miał świadomość, że to koniec jego kariery.
Z ociąganiem, bo dopiero w marcu 1983 r., zrzekł się prezesury NIK, a także zwierzchnictwa w radzie naczelnej ZBOWiD-u. Od tego momentu był już tylko osobą prywatną.
Kiedy umarł 1 listopada 1986 r., kierownictwo partii stwierdziło w oficjalnym komunikacie, że w Zmarłym Polska Zjednoczona Partia Robotnicza straciła ofiarnego działacza, żarliwego komunistę, gorącego patriotę, który całe swe życie oddał ideałom socjalizmu . Zgodnie z testamentem pochowano go w lesie, na partyzanckim cmentarzu pod Rąblowem niedaleko Kazimierza Dolnego, w miejscu, w którym dowodzone przez niego oddziały AL stoczyły w maju 1944 r. ostatnią bitwę z Niemcami.
Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com