[Izrael–Palestyna] Utrwalanie stereotypów
Dominika Blachnicka-Ciacek
Dominika Blachnicka-Ciacek
Te słowa Amiry Hass, izraelskiej dziennikarki magazynu „Haaretz”, którymi podsumowała reakcję izraelskich mediów na eskalację przemocy w Jerozolimie i na Zachodnim Brzegu, pasują jak ulał jako komentarz do ostatniego tekstu Dawida Warszawskiego w „Gazecie Wyborczej”.
Pisząc o napiętej sytuacji w Jerozolimie, Warszawski rozpoczyna i kończy swój tekst na wątku niedawnej śmierci dwóch Izraelczyków na ulicach Starego Miasta z rąk palestyńskich zamachowców. Autor nie wspomina nawet o kontekście tych wydarzeń – i o podobnych wydarzeniach z ostatnich dni, tyle że po stronie palestyńskiej. Zamiast tego czytamy w prześmiewczym tonie, że zamiast napiętnować tę zbrodnię, prezydent Mahmud Abbas wystąpił do ONZ o potępienie nasilających się ostatnio „izraelskich prowokacji”. Jakie prowokacje palestyński przywódca mógł mieć na myśli? Tego w tekście nie wyczytamy – Palestyńczycy głosu nie mają.
Z tekstu redaktora „GW” nie dowiemy się więc, że w ostatnich dniach Palestyńczycy protestują przeciwko – będącej konsekwencją polityki rządu – rozbudowie izraelskich osiedli na terenach przyszłego państwa palestyńskiego. Nie dowiemy się o masowych aresztowaniach, w tym aresztowaniach dzieci, i o brutalnych formach tłumienia nawet najmniejszych demonstracji. Nie dowiemy się, że Abbas (nareszcie) uznał porozumienia z Oslo za nieważne, po tym jak armia izraelska w ostatnim czasie wielokrotnie interweniowała w Hebronie, Jeninie czy Ramalli, plądrując i burząc domy „podejrzanych o terroryzm” (podejrzanym rzecz jasna może być każdy, bo wojsko izraelskie nie przedstawia dowodów). Owszem, dowiemy się z artykułu, że w przeciwieństwie do Abbasa prezydent Rivlin potępił izraelskich morderców, którzy spalili prawie dwa miesiące temu żywcem palestyńską rodzinę pod Nablusem. Szkoda tylko, że nie dodaje, iż władzom izraelskim nadal nie udało się ich złapać, nie mówiąc o skazaniu.
Nie chcę prowadzić wyliczanek „kto komu” i pokazywać, ilu zginęło Palestyńczyków, kiedy mówimy tylko o zabitych Izraelczykach. Jestem pewna, że Warszawski wie, iż w tym ponurym konkursie na przemoc i przelew krwi armia izraelska oraz osadnicy izraelscy wiodą prym. Martwi mnie jednak to, że kolejny raz zakłada symetryczność przewin obu stron konfliktu tam, gdzie tej symetrii nie ma. I dlaczego druga strona tej fałszywej symetrii nigdy nie ma głosu i swojej podmiotowości?
Przypominam, że to Izrael ma siły zbrojne i w świetle prawa międzynarodowego jest stroną okupującą terytoria palestyńskie, dokonując jednocześnie nielegalnego transferu własnej ludności (osadników) na terytoria okupowane i prowadząc politykę wysiedlania Palestyńczyków z ich ziemi. Palestyńczycy w tym konflikcie są stroną okupowaną, nie mają państwa ani armii i mają prawo domagać się zakończenia okupacji.
Jestem daleka od usprawiedliwiania użycia przemocy przez stronę palestyńską. Ale doświadczenia uczą Palestyńczyków, że kiedy protestują w pokoju – próbując wytrwać na swojej ziemi i egzystować pomimo codziennej opresji – świat milczy. I patrzy bezradnie, jak osadnicy izraelscy przejmują teren, zabierają palestyńskie domy, plądrują uprawy, a ich przemoc pozostaje bezkarna.
Rzucający kamieniami palestyńscy młodzieńcy, których widzimy w telewizji (za co grozi im wieloletnie więzienie, nie mówiąc o ryzyku dostania w zamian pociskiem w głowę), to nie terroryści – to ludzie straszliwie zdesperowani brakiem przyszłości, ciągłą przemocą, trwającą niesprawiedliwością – spójrzmy na nich także z tej perspektywy.
Przywołam jeszcze raz słowa Amiry Hass z ostatniego wydania „Haarezta”: „Palestyńczycy walczą dziś o życie i przetrwanie na swojej ziemi. Izraelczycy walczą o to, żeby pozostać ich panami”. Nie ma symetrii w konflikcie izraelsko-palestyńskim. Strony, wbrew powtarzanej opinii Warszawskiego, nie są do siebie bliźniaczo podobne. To relacja całkowitej władzy (wraz z aparatem przemocy fizycznej oraz symbolicznej) i całkowitego poddaństwa.
Przykro mi, że „Gazeta Wyborcza”, która tak wnikliwie w ostatnich tygodniach opisuje problemy uchodźców i martwi się o negatywny stosunek Polaków do Arabów oraz muzułmanów, pozwala jednocześnie na tak jednostronne i niepełne podejście do relacjonowania konfliktu izraelsko-palestyńskiego.
Jeśli Palestyńczycy zasługują na bycie opisanymi tylko wtedy i tylko w takich kontekstach, kiedy mogą wystąpić w roli morderców, fanatyków religijnych, bezkształtnej dzikiej masy rzucającej kamieniami, bez racjonalnych motywacji i aspiracji, to jaki mamy mieć obraz uchodźców z tamtych stron? Dlaczego o Palestyńczykach i życiu pod okupacją piszemy głównie wtedy, kiedy giną izraelscy Żydzi? Jakiego języka używamy, pisząc o przemocy osadników, a jakiego, pisząc o przemocy Palestyńczyków?
Rozumiem, że współczesne media rządzą się prawem „newsów” i wydarzeń. Dlaczego jednak w takim razie nie widzieliśmy tekstu o niewinnej kobiecie, która w tym samym czasie została zastrzelona na checkpoincie w Hebronie tylko dlatego, że była zakryta od stóp do głów? Obawiam się, że „Gazeta Wyborcza”, publikując tekst Warszawskiego, utrwala stereotypowy obraz nowego wroga – fanatyka, terrorysty… Araba.
Skoro tu jesteś…
…mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa
Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.
Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!
Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com