Prezenty dla tradycjonalistów, łakomych i eleganckich? Na początek coś klasycznego – złoto
Marta Panas-Goworska
Św. Mikołaj na kartce na Boże Narodzenie, 1909 r. (Wikimedia Commons)
Boże Narodzenie. Prezenty a la Biały Dom, prezenty średniowieczne i prezenty dla jedzących ciastka. Prezentownik historyczny. Poniżej garść historycznych inspiracji
.
Prezenty dla tradycjonalistów
Na początek coś klasycznego – złoto. Wedle legendy św. Mikołaj, biskup Miry, człowiek zamożny, ale dobry i wrażliwy na krzywdę, usłyszał kiedyś o niedoli trzech dziewcząt. Ich rodzina popadła w długi i aby je spłacić, córki miały zostać albo wydane za mąż, jak głosi wersja łagodniejsza, albo oddane jako nierządnice, w wersji nieocenzurowanej. Chcąc temu zapobiec, szlachetny Mikołaj zostawił na oknie dziewcząt trzy złote kule, które uratowały im życie. Dla potomnych pojawiło się zaś uzasadnienie rozdawania podarków 6 grudnia, czyli w rocznicę śmierci prawdziwego św. Mikołaja.
Prezenty dla eleganckich
Jeśli do obdarowania jest elegancka kobieta, można pójść za przykładem poety Władimira Majakowskiego, który ukochanej Lili Brik ofiarował prosto z Paryża „walizeczkę – wspaniałą”, „kostium robiony na drutach nr 44 ciemnoniebieski nie przez głowę”. Do tego wełniany szal na szyję, jumper do noszenia z krawatem, pończochy „bardzo cienkie, nie za bardzo jasne”. Ponadto: perfumy, chusteczki do nosa, kredki do makijażu i dwa opakowania pudru. Wśród tej wyliczanki pojawiło się też jako podarek auto.
Podobne sprawunki czynił też Aleksander Puszkin, który kupował żonie różne akcesoria, skwapliwie odnotowując ich ceny. I tak mamy tu: kapelusz z batystową wstążką za 60 rubli, jedwabny materiał w cenie 100 rubli, angielski słomiany kapelusz za 75 rubli czy jasny kapelusik z kwiatami za 100 rubli, pióra marabuta w cenie 75 rubli i strusia – białe droższe, czarne tańsze.
Prezenty dla łakomych
To kategoria, którą można by nazwać ekologiczną, bo cały podarunek powinien zostać skonsumowany. Najlepszym przykładem jest Jan III Sobieski, który w listach do Marii Kazimiery de La Grange d’Arquien, znanej jako Marysieńka, pisał nie tylko o miłości, ale też o rozkoszach podniebienia. Schlebiając królewskim gustom, możemy sprezentować naszej drugiej połowie przysmaki, o które prosił monarcha: „cytryny, pomarańcze, kasztany, jeżeliby były” oraz beczkę wina reńskiego, bo „wino żółkiewskie tak główne tak mi go zepsowali, że go w gębę wziąć niepodobna”, mogą być też leguminy i koniecznie „Ciokolatę jeśli Wć masz, moja duszo, przyślij mi Wć”. A do czekolady – specjalny garnuszek, na wzór francuski. Sobieskiego cieszyły także porzeczki i wiśnie. Rad też był przyjąć całe drzewko pomarańczowe.
Prezenty a la Biały Dom
Pewne sprawy nie mogą czekać, choćby omawianie strategii wojennych. Tak było też pod koniec grudnia 1941 r. Zgodnie z zarządzeniem Londyn miał być możliwie wygaszony, nie tylko oświetlenie uliczne, ale też lampki świąteczne, aby nie ułatwiać Niemcom nalotów. W takich okolicznościach Winston Churchill poleciał do USA na naradę. Oprócz rozmów z Rooseveltem czekały na niego świąteczne akcenty. W wigilijne popołudnie amerykański prezydent i pierwsza dama osobiście rozdali prezenty 206 pracownikom Białego Domu. Na koniec w Gabinecie Owalnym, wyściskawszy Churchilla, wręczyli mu, podobnie jak pozostałym, własne zdjęcie przedstawiające ich na werandzie w Hyde Parku. Na fotografii Franklin siedzi w koszuli z podwiniętymi rękawami, a Eleonor robi na drutach. U dołu napis: „Boże Narodzenie 1941 r.”. Co było angielską odpowiedzią na ten podarunek, nie wiemy.
*Prezenty wielkiej wagi. Jednym z największych prezentów w historii jest podarowana Amerykanom przez Francuzów Statua Wolności, współprodukowana przez Gustave’a Eiffela. Te 229 ton żelastwa nowojorczycy otrzymali w stulecie uchwalenia Deklaracji Niepodległości.
Prezenty dla jedzących ciastka
Słynne zdanie „S’ils n’ont pas de pain, qu’ils mangent de la brioche!” (Nie mają chleba? To niech jedzą ciastka!) przypisuje się Marii Antoninie. Choć źródła wskazują raczej, że miała je wypowiedzieć nie ona, ale nasza rodaczka Maria Leszczyńska. Pozostając przy tradycyjnej atrybucji, gdyby ktoś miał ochotę na podarek w stylu francuskiej królowej, to do domu aukcyjnego Christie’s trafiła nie lada gratka. Na sprzedaż wystawiono ponaddwustuletnią, podwójną, złoto-srebrną bransoletę Marii Antoniny ze 112 diamentami. Jej cena końcowa to ok. 7,2 mln euro. Na tej samej licytacji można było też nabyć klejnoty należące do Wallis Simpson, dla której Edward VIII zrzekł się brytyjskiej korony. Simpson słynęła ze świetnego gustu, stąd i proponowana za ponad milion dolarów bransoletka od Cartiera zachwyca i formą w stylu art deco, i pięknymi, połyskującymi fioletowo kamieniami.
Prezenty średniowieczne
W średniowieczu panowało przekonanie, że warto obdarowywać innych, jeśli oni mogą dać nam coś w zamian. Przy czym nie zapominajmy, że był to okres w dziejach, by tak rzec, transcendentalny, i uważano, że obdarowując żebraka, zapewnia się sobie miejsce w niebie, a przekazując pośmiertnie swój majątek na Kościół, można ustrzec się losu biblijnego bogacza, który nie mógł przejść przez „ucho igielne”. Wieki średnie to nie tylko prezenty metafizyczne, ale też intelektualne. Wymieniano się przepięknie zdobionymi modlitewnikami albo iluminowanymi dokumentami – aktami ślubu czy zakupu mienia. Piętnastowieczny uczony Vasco de Lucena Karolowi Śmiałemu, księciu Burgundii, nie tyle podarował, co zadedykował biografię Aleksandra Wielkiego w swym tłumaczeniu.
Prezenty w służbie Jej Królewskiej Mości
Wśród oczekujących na gwiazdkę jest wielu tzw. gadżeciarzy. Kilkadziesiąt lat przed powstaniem słynnego Agenta 007, pozostającego, jak pamiętamy, w służbie Jej Królewskiej Mości, na angielskim dworze także ekscytowano się nowinkami technologicznymi.
Na liście prezentów dworskich z 1908 r. odnotowano, że królowa Aleksandra, żona Edwarda VII, znalazła pod choinką niewielki aparat fotograficzny, mieszczący się w zegarku na łańcuszku.
Zachowało się nawet kilka zrobionych nim zdjęć, m.in. ze statku, na którym Edward VII ubrany w marynarski mundur stoi na pokładzie z synami, Jerzym VI i Edwardem VIII.
Prezenty z pierwszej linii frontu
W 1914 r. w wigilijny wieczór w okolicach belgijskiego miasteczka Ieper zawarto tymczasowy rozejm pomiędzy wojskami niemieckimi a alianckimi. Weihnachtsfrieden, bo tak nazwano to wydarzenie, przeszło do historii jako czas, kiedy żołnierze z dwóch przeciwnych stron frontu,podali sobie dłonie i nad grobami zmarłych towarzyszy odśpiewali psalm „Pan jest moim pasterzem”. Była też zwyczajowa wymiana podarunków. Ich zawartości nie znamy, wiemy jednak, że Anglicy mieli przy sobie otrzymane w darze od rodziny królewskiej metalowe puszki z wygrawerowanym wizerunkiem królowej, zawierające papierosy, tytoń i słodycze. Dołożono do nich okolicznościowe kartki od króla Jerzego V ze słowami „Niech Bóg cię chroni i sprowadza bezpiecznie do domu”. Wiadomo, że takich puszeczek dostarczono na front ponad 355 tys. Ci jednak, którzy ich nie otrzymali, a tak zdarzyło się np. szeregowemu Williamowi Bowyerowi, musieli się zadowolić „kawałkiem świątecznego puddingu” i odśpiewaną naprędce kolędą przed wymarszem „w noc, wśród dudniącej artylerii”.
Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com