Archive | 2022/05/07

Rosyjski żołnierz do rodziny: trochę zwinąłem kosmetyków, adidasy, tu mieszkała sportowa rodzina

Uzbrojeni rosyjscy żołnierze w swoich pojazdach wojskowych w pobliżu Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej, 1 maja 2022 r. (Fot. Alexander Zemlianichenko / AP Photo)


Rosyjski żołnierz do rodziny: trochę zwinąłem kosmetyków, adidasy, tu mieszkała sportowa rodzina

Wiktoria Bieliaszyn


Rosyjscy żołnierze wywodzą się z biednych regionów, mają podstawowe wykształcenie. Łatwo ich otumanić, więc mordują, gwałcą, kradną.

.

Rosyjska armia jest niezwyciężona, nie podskoczy jej żadna inna. Rosyjska armia nie rozpoczyna wojen, ona jedynie je kończy. Rosyjscy żołnierze są najbardziej ludzcy na świecie, z szacunkiem traktują żołnierzy przeciwnika, ludności cywilnej zapewniają bezpieczeństwo, a nawet udzielają jej pomocy – taki obraz rosyjskich sił zbrojnych ma przeciętny Rosjanin. Usłyszał to z ust polityków, dziennikarzy, w cerkwi – z ust samego patriarchy.

A co pokazują niezależni dziennikarze? Piekło.

„Zabili, zastrzelili, nasrali”

Ciało mężczyzny ze śladami tortur znaleziono w garażowym kanale. Ukrywał się tam w czasie okupacji Trościanki? Może. Rosyjscy żołnierze go tam odnaleźli, a może uznali, że to najłatwiejszy sposób na pozbycie się zwłok. Fotograf Paweł Dorogoj, obecny w grupie osób, które odnalazły ciało na początku kwietnia, kiedy miasto zostało uwolnione po niemal miesięcznej okupacji, opisuje, że mężczyzna został najprawdopodobniej najpierw skrępowany sznurem, później dotkliwie pobity, bo na jego twarzy widoczne były ślady tortur, a następnie zastrzelony. Na koniec, choć nie wiadomo, czy doszło do tego już po zgonie, czy kiedy mężczyzna jeszcze żył, rosyjscy żołnierze się na niego wypróżnili. „Zabili, zastrzelili, nasrali”, podpisał zdjęcia z Trościanki fotograf.

Tego rodzaju „ślady” rosyjscy żołnierze zostawili też w lokalnym komisariacie policji. „Urządzili sobie performance, srali w każdym gabinecie”, opisuje fotograf, na dowód pokazując zdjęcia. „Świnie to przy nich szlachetne zwierzęta. Na tablicy napisali: »Nie chcieliśmy tej wojny, ale to wy milczeliście przez osiem lat«”, relacjonuje Dorogoj, zwracając przy tym uwagę na znaczenie hasła pozostawionego przez Rosjan. Potwierdza ono, że znaczna część rosyjskich żołnierzy głęboko wierzy kremlowskiej propagandzie, utwierdzającej ich w przekonaniu, że wtargnęli do Ukrainy, by „wyzwolić rosyjskojęzyczną ludność”.

Powtórka z historii

Do egzekucji ludności cywilnej dochodziło też w innych miejscach w Ukrainie. Eksperci i przedstawiciele władz Ukrainy podkreślają, że o wielu wciąż jeszcze nie wiemy. W chwili śmierci skrępowane ręce miało wielu mieszkańców Buczy czy Irpienia, o czym alarmowały nie tylko ukraińskie władze, ale i niezależni dziennikarze obecni podczas ekshumacji. Z kolei mężczyźni pochowani w masowym grobie odkrytym przez władze 29 kwietnia w obwodzie buczańskim mieli mieć związane ręce, zasłonięte oczy i zakneblowane usta, a część przestrzelone uszy. Ta ostatnia tortura to podobno fantazja 35-letniego Białorusina dowodzącego pododdziałem rosyjskiej Gwardii Narodowej. Ci, którym udało się przeżyć okres okupacji Buczy czy Trościanki, opowiadali dziennikarzom, że jedną z form tortur stosowanych przez rosyjskie wojska było zmuszanie do wąchania rozkładających się ciał osób zabitych wcześniej.

Kiedy pytam Andrieja Kolesnikowa, eksperta moskiewskiego centrum Carnegie, z czego wynika nie tylko brutalność rosyjskich żołnierzy, ale i jawna chęć upokorzenia ofiar, słyszę, że mamy do czynienia z powtórką z historii. Mnożące się przykłady zbrodni przeciwko ludzkości, których dopuszczają się rosyjscy żołnierze, to zwyczajna „banalność zła”. Rosyjskie władze, podobnie jak niespełna sto lat temu władze III Rzeszy, dokładają wszelkich starań, by społeczeństwo przestało widzieć w obywatelach innych krajów ludzi. Dla tych Rosjan, których Kremlowi udało się otumanić najbardziej agresywną i toporną propagandą, osiągającą dzisiaj bezprecedensową w historii współczesnej Rosji skalę, Ukraińcy nie są dzisiaj pełnowartościowymi ludźmi, zaś sam kraj – należy „deukrainizować”.

– Rosyjskie władze rozwijają w społeczeństwie poczucie, że przedstawiciele innych narodowości, a już zwłaszcza Ukraińcy, nie powinni być traktowani jako pełnowartościowy naród. A skoro nie jest on pełnowartościowy, to z jego przedstawicielami można robić, co tylko się podoba. Przekaz jest taki, że trzeba ich „wybić do ostatniego”. Część rosyjskiego społeczeństwa, z którego wywodzą się przecież też żołnierze, podkreśla Kolesnikow, traktuje Ukraińców z pogardą. Mówią o nich nie tylko „banderowcy” czy „naziści”, ale też np. „ukropy” [koper]. To przykład wojennej dehumanizacji – tłumaczy.

Zombi

Najszybciej przemawia ona do osób o niskim poziomie wykształcenia, co działa na korzyść władz, które rosyjską armię tworzą w głównej mierze z mężczyzn pochodzących z prowincji i biednych regionów. Nie znają języków obcych, nie byli nigdy za granicą, nie posiadają umiejętności weryfikowania informacji sączonych im przez państwowe media, którym bezkrytycznie wierzą. Dla wielu z nich zawód żołnierza był jedyną możliwością uzyskania stałego zatrudnienia. Pokrywa się to ze słowami Władimira Zołkina, współpracującego z władzami Ukraińca, który przeprowadza wywiady z rosyjskimi jeńcami wojennymi i publikuje w internecie. Działacz w jednej z rozmów z dziennikarzami scharakteryzował wziętych do niewoli żołnierzy tak: „Mam wrażenie, że to ludzie, którzy żyją na zasadzie: obudzić się rano, pójść do roboty, wypić wieczorem i pójść spać. Chyba z takich rodzin najwięcej mamy jeńców”. Andriej Kolesnikow kwituje: „Takich ludzi łatwo jest otumanić, zrobić z nich zombi, sprawić, że zaczną święcie wierzyć, iż ich zadaniem jest uwolnienie Ukrainy z rąk banderowców, których pełno jest też wśród ludności cywilnej”.

Rosyjskim żołnierzom walczącym przeciwko Ukraińcom dehumanizacja wroga jest szczególnie potrzebna. W Ukrainie zabijają ludzi, z którymi mówią w tym samym języku i z którymi nierzadko łączą ich więzy krwi. „Przeciwko Ukraińcom nikt by nie poszedł walczyć, przeciwko chochłom też nie, ale przeciwko faszystom czy nazistom – już tak”, pisała w 2014 r. dziennikarka „Nowej Gaziety” Jelena Kostiuczenko.

„Tu mieszkała sportowa rodzina”

Zabójstwa i tortury ludności cywilnej to niejedyne zbrodnie wojenne, których dopuszczają się Rosjanie. Od początku wojny ukraińska strona alarmowała, że rosyjscy żołnierze grabią, a następnie wysyłają łupy do Rosji. Za potwierdzenia posłużyły nie tylko relacje mieszkańców Ukrainy, ale też przechwycone rozmowy. W jednej z nich, opublikowanej na kanale YouTube Służb Bezpieczeństwa Ukrainy, słyszymy żołnierza informującego żonę, że jego koledzy „wynoszą całe torby”, a on sam „troszeczkę zwinął”, np. próbki kosmetyków, damskie adidasy i ubrania. „Tu mieszkała sportowa rodzina”, tłumaczył.

W połowie kwietnia niezależna redakcja Meduza ustaliła, że największa ilość skradzionych przedmiotów została wysłana do Rubcowska, miejscowości w Kraju Ałtajskim. W rozmowach z lokalnymi mediami mieszkańcy skarżą się głównie na „brak jakiejkolwiek pracy” i „bardzo niskie pensje”, które – jak pisze Meduza – rzadko przekraczają 250 dolarów na głowę.

Największa „paczka”, wysłana na początku kwietnia do Rubcowska przez jednego żołnierza, ważyła ponad 400 kg, najmniejsza – 3. Żołnierze wysyłali pralki, meble, telewizory, instrumenty, ale też namioty, umywalki i toalety.

Mieszkańcy Czernihowa, którzy przeżyli okupację, opisywali emocje rosyjskich żołnierzy tak: „Dla niektórych to był prawdziwy szok, gdy zobaczyli toalety. Pytali ludzi, co to za cud, a potem zabierali je ze sobą”. Żołnierze z Dalekiego Wschodu mieli być w szoku, że z toalety można korzystać w domu. „Zabrali. Pewnie teraz postawią sobie w pokoju i będą korzystać”, ze zgorszeniem opowiadała dziennikarzom jedna z kobiet.

Żołnierzy okupujących Borodziankę miały zadziwiać domy z cegieł, laptopy, które znajdowali w wielu mieszkaniach, a nawet nutella i słodycze. „Dla nas to normalne rzeczy, a dla nich oznaka bogactwa”, dziwiła się kobieta, która opublikowała nagranie rozmowy dwóch rosyjskich żołnierzy.

Anna Rywina, rosyjska działaczka na rzecz praw człowieka, tłumaczy: – W rosyjskiej armii służą ludzie z najbiedniejszych regionów Federacji Rosyjskiej. Niewykształceni, nieobyci, zainfekowani agresywną propagandą i pozbawieni zdolności krytycznego myślenia. Ludzie nie uciekają do armii od dobrego życia, raczej w jego poszukiwaniu. Jednocześnie przyznaje, że nawet ją, mimo świadomości nierówności społecznych w Rosji, pewne kwestie zaskoczyły. „Kiedy usłyszałam zdziwienie żołnierzy toaletami, byłam w szoku. A potem przypomniałam sobie raport »Nowej Gaziety«, która zwracała uwagę, że w wielu miejscach Rosji ludzie wciąż nie mają dostępu do bieżącej wody w domu, nie mają toalet. To dziesiątki milionów ludzi”.

Okrucieństwo stosowane wobec Ukraińców, przyzwolenie na ich dehumanizację i przeświadczenie o słuszności ich krzywdzenia wielu rosyjskim żołnierzom nie przeszkadza w trosce o swoich bliskich. Z rozmów, które – jak twierdzą Siły Zbrojne Ukrainy – udało się przechwycić, wynika, że rosyjscy żołnierze kradną w Ukrainie jedzenie i alkohol, sprzęt AGD, meble czy elektronikę, dziecięce zabawki, sukienki i kosmetyki. Te ostatnie dla dzieci i żon.

Ale nie tylko o troskę, chęć wzbogacenia się czy poprawienie standardu życia chodzi.

Gwałt, czyli ponury flirt?

– To dla nich trofea, symbole zwycięstwa. W naszej kulturze silny ma prawo odbierać słabszemu, bo w ten sposób manifestuje swoją przewagę. Przed laty żony przedstawicieli radzieckich elit chodziły w koszulach nocnych ukradzionych przez Armię Czerwoną w Niemczech. I nikt nie uważał, że to powód do wstydu – mówi Anna Rywina. Zapytana o symbol zakrwawionej zabawki, przywiezionej z Ukrainy przez rosyjskiego żołnierza własnemu dziecku, mówi tak: – Najstraszniejsze jest to, że to wszystko już było i znów się powtarza. Przed laty z Niemiec radzieccy żołnierze przywozili dziecięce sukieneczki z dziurkami po wystrzale na plecach.

Powtarzają się też gwałty wojenne, a także, jak mogłoby się wydawać, powszechne przyzwolenie na nie. Światem wstrząsnęła rozmowa opublikowana przez ukraińskie służby bezpieczeństwa, podczas której słyszymy, jak młoda Rosjanka zachęca swojego męża, żołnierza rosyjskiej armii, by „gwałcił ukraińskie baby”. „Tylko nic mi nie mów. I się zabezpieczaj”, podkreślała. Niezależny rosyjski dziennikarz Radia Swoboda Mark Krotow, któremu udało się potwierdzić, że ta rozmowa rzeczywiście się odbyła, a nie jest – jak podejrzewano początkowo ze względu na szokujący charakter wypowiedzi kobiety – prowokacją władz, tłumaczy: – Chcę podkreślić, że nie możemy twierdzić, iż ten człowiek rzeczywiście kogoś zgwałcił, a rozmowa z żoną nie była koszmarnym żartem.

Podobnego zdania jest Anna Rywina, która również „ma nadzieję”, że była to jedynie „okropna forma flirtu” między małżonkami, rodzaj czarnego humoru, który trudno jest zrozumieć, podobnie jak popularną – jak mówi – w Rosji anegdotę, w której żona pozwala mężowi „iść do prostytutki, byle się nie przyznawał”. Działaczka pracująca na rzecz praw kobiet i walcząca z przemocą domową w Rosji dodaje przy tym jednak, że takie reakcje kobiet wynikają z tego, że w patriarchalnym rosyjskim społeczeństwie mężczyźni mogą sobie pozwolić na wiele. – Od dekad nasze społeczeństwo naznaczone jest wojną, co zaburza proporcje w społeczeństwie. Dlatego Rosjanki w przeważającej większości wiele mężczyznom wybaczają, na wiele są w stanie przyzwolić i wychodzą z założenia, by lepiej był ktokolwiek niż nikt. Niestety, nasze kobiety nauczone są posłuszeństwa oraz tego, że nic od nich nie zależy.

Radość kobiet, wyraźnie cieszących się – jak wynika z przechwyconych przez władze ukraińskie rozmów – na myśl o „prezentach” z Ukrainy, zarówno Rywina, jak i Kolesnikow tłumaczą agresywną propagandą, która nie tylko żołnierzy, ale i ludzi podatnych nawet na najbardziej toporne kłamstwa przekonała, że Ukrainę zamieszkują nie ludzie, tylko „zagrażający Rosji naziści i banderowcy”.

Szaleństwo autodestrukcji

Faszyści, raszyści, orki. Tak o rosyjskich żołnierzach mówią najczęściej Ukraińcy. Wielu z nich używa tych słów nie tylko pod wpływem nienawiści odczuwanej wobec armii wroga, od ponad dwóch miesięcy usiłującej w brutalny sposób podbić Ukrainę, zagarnąć ją, pozbawić prawa do niezależności i państwowości. Przedstawiciele ukraińskich władz wyraźnie podkreślają, że sposób działania rosyjskich wojsk uniemożliwia traktowanie ich jako zawodowej armii. Komendant kijowskiej policji Andriej Niebitow mówił niedawno na antenie radia Swoboda: „Armia rosyjska to nie są żołnierze, których widzimy w pięknych mundurach na paradzie 9 maja w Moskwie. Tutaj widzimy, że tworzą ją recydywiści, osoby nadużywające narkotyków, bankruci, żyjący od jednego kredytu do drugiego. Podpisane na kolanie kontrakty nie zrobiły z nich żołnierzy. Ani nawet normalnych ludzi. Bo to osoby, które są skłonne do agresji, stosowania przemocy wobec ludności cywilnej”.

Tego samego zdania są też Rosjanie, którzy nie dali się władzom zastraszyć ani nie poddali się państwowej propagandzie, jak choćby reporter Andriej Loszak, który – w ramach protestu przeciwko wojnie w Ukrainie – wyjechał z Moskwy do Gruzji. Na początku kwietnia, w emocjonalnym wpisie opublikowanym na Facebooku tuż po ujawnieniu przez dziennikarzy śledczych licznych aktów szabrownictwa, którego dopuszczają się w Ukrainie rosyjscy wojskowi, podkreślał: „To są orkowie. Na czele ze swoim prezydentem wypowiedzieli wojnę cywilizacji i zgodnym szeregiem maszerują w kierunku nowego barbarzyństwa. Te śmiecie trzeba traktować teraz jak bohaterów? Zdegenerowani nauczyciele będą zmuszać nasze dzieci do dumy z Buczy czy Mariupola? Nietrudno sobie wyobrazić, do jakiego stanu ten gang doprowadzi Rosję. I nic nie powstrzyma ich w tym szaleństwie autodestrukcji”.

Ze zgorszeniem o rosyjskiej armii myślą dzisiaj nawet ci, którzy jeszcze do niedawna sami byli częścią putinowskiego systemu. Kiedy pytam byłych profesjonalnych wojskowych, służących niegdyś w armii Federacji Rosyjskiej, za każdym razem słyszę, że publikowane przez media informacje dowodzą tego, że wśród walczących w Ukrainie Rosjan wielu nie zasługuje na tytuł żołnierza. Jeden z nich, pełniący kilka lat temu w ramach kontraktu zawodową służbę wojskową, uważa, że inwazji na Ukrainę dokonują przede wszystkim nieznający prawa wojennego maruderzy, dopuszczający się licznych zbrodni i wierzący, że wojna oznacza brak jakichkolwiek zasad i całkowitą bezkarność.

Z oficjalnych informacji przekazanych przez ukraińskie władze wynika jednak, że wielu rosyjskich żołnierzy doskonale zdaje sobie sprawę, jak bardzo poza skalę wychodzą ich działania. Deputowany Ukrainy Ołeksij Honczarenko opublikował zdjęcie znalezionego w Trościance dziennika jednego z rosyjskich wojskowych, który prowadził zapiski najprawdopodobniej w marcu, podczas trzydziestodniowej okupacji miasta. „My, jak faszyści, okradliśmy wszystkie sklepy, wybiliśmy szyby”, miał pisać Rosjanin. Wzięty przez Ukraińców do niewoli Maksim Czernik na konferencji prasowej powiedział zaś: „Jesteśmy faszystami. Cywile, dzieci, starcy umierają, ponieważ możni tego świata tego chcieli”.

Wprowadzenie w Rosji, której władze od lat uzurpują sobie prawo do hucznego świętowanego 9 maja „zwycięstwa nad faszyzmem”, kar za – de facto – krytykę faszyzmu, skłoniło zachodnich oraz niezależnych rosyjskich ekspertów do porównania metod żołnierzy Wehrmachtu i dzisiejszej armii Władimira Putina. Analityk ze Sztokholmskiego Centrum Studiów Europy Wschodniej Andreas Umland twierdzi np., że rosyjskim żołnierzom bliżej do terroryzmu niż faszyzmu. „To żołnierze imperialistycznego kraju, którzy chcą zająć obce terytoria i odtworzyć stare imperium. W tym celu stosują metody terrorystyczne, które częściowo noszą znamiona ludobójstwa, stosując masowe mordy, tortury, represje. To najeźdźcy, terroryści”, tłumaczył w audycji radia Swoboda.

Obrońca praw człowieka Siergiej Kriwienko, dyrektor niezależnej organizacji Obywatel. Armia. Prawo, wyjaśnia, że jedną z przyczyn popełniania przez Rosjan licznych zbrodni wojennych jest niemalże całkowita bezkarność żołnierzy i ich dowództwa. Potwierdza to znana moskiewska prawniczka Mari Dawtian, broniąca ofiar przemocy domowej: „W Rosji nie będzie żadnych trybunałów dla ludzi, którzy brali udział w tej wojnie. Statystyki jasno wskazują, że pociągnięcie do odpowiedzialności karnej żołnierza jest niemalże niemożliwe. Ci ludzie nie odpowiedzą w Rosji nie tylko za zbrodnie w Ukrainie, ale i za to, czego będą dopuszczać się wobec swoich bliskich po powrocie do kraju. Wojna pozostawia w ludziach głębokie traumy, osoby skłonne wcześniej do stosowania przemocy staną się prawdopodobnie jeszcze bardziej agresywne”. Adwokatka podkreśla, że już teraz apeluje do żon i partnerek przemocowców walczących w Ukrainie, by jak najszybciej się z nimi rozstały.

Z kolei Siergiej Kriwienko zwraca uwagę, by przez pryzmat zbrodniczych działań żołnierzy rosyjskiej armii nie patrzeć na wszystkich Rosjan. – To, co robią ci ludzie, nie mieści się w głowie. Przekracza wszelkie granice. Rosyjską armię tworzy margines społeczny. Wielu żołnierzy to ofiary zdemoralizowania, zepsucia, biedy. To często też ludzie, którzy nie mieli środków, by się od armii wymigać, bo nie mają dobrej pracy, nie uczyli się. Nie reprezentują całości społeczeństwa.

Najlepsza robota w kraju

W grudniu 2021 r. Putin wyznaczył ministerstwu obrony zadanie: ma zapewnić żołnierzom kontraktowym podwyżki. Oznajmił, że lejtnant (porucznik) ma zarabiać 81,2 tysiące rubli. (5500 zł). Dotychczas średnia pensja żołnierza kontraktowego utrzymywała się na poziomie 30-50 tys. (2000-3400 zł). Niewiele powyżej 55 tys. (3700 zł) miesięcznie zarabiali żołnierze z ponad 10-letnim stażem. Obietnica ta, jak podkreślał minister obrony Siergiej Szojgu, miała “zwiększyć atrakcyjność armii”.

W kwietniu armia zaczęła masowo umieszczać ogłoszenia o rekrutacji w internecie; wcześniej werbowano niemal wyłącznie za pośrednictwem komisji wojskowych.

Średnio żołnierzom oferuje się ok. 50 tys. rubli (3400) miesięcznie, ale na początku kwietnia w Archangielsku pojawiły się liczne ogłoszenia, w których żołnierzom kontraktowym proponowano “od 210 tysięcy rubli miesięcznie” (14 tys. zł). Proponowany stopień oraz oczekiwanie doświadczenie nie zostały określone.

Jak zarobki wojskowych wypadają na tle zarobków Rosjan? W tym samym grudniowym wystąpieniu Putin obiecywał też podwyżki dla cywilów: średnia pensja w kraju ma oscylować w okolicach 55 tys. rubli (ok. 3700 zł), średnia pensja w wiodących gałęziach gospodarki – 63,2 tysiące rubli (4200 zł).

Dziś przeciętny Rosjanin zarabia miesięcznie ok. 47 tys rubli (ok. 3150 zł). Ale pensje różnią się znacząco w zależności od regionu, a ogólnorosyjską średnią znacznie zawyża Moskwa i dwa inne regiony, w których zarobić można średnio ok. 90-100 tysięcy rubli (ok. 6500 zł). Dla porównania, mieszkaniec Dagestanu, Inguszetii, Czeczenii, obwodu Iwanowskiego i wielu innych rosyjskich regionów, zarabia – oficjalnie – średnio ok. 27 tysięcy rubli (ok. 1800 zł).

W styczniu określono nową pensję minimalną: 13 890 rubli (904 zł). Z danych państwowej organizacji Rosstat wynika, że poniżej poziomu biedy żyje ponad 16 milionów Rosjan, których dochód nie przekracza 12 tysięcy rubli (ok. 780 zł) miesięcznie.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Who Funds the Campaign to Smear and Pressure Elon Musk?

Who Funds the Campaign to Smear and Pressure Elon Musk?

ARMIN ROSEN


JIM WATSON/AFP VIA GETTY IMAGES

The Democratic activist troika fighting his Twitter acquisition has identified a new front in the battle to turn American life into a perpetual partisan apocalypse.

.

Elon Musk’s maybe-impending purchase of Twitter is being treated not as a mere business acquisition but as a kind of twilight battle over the fate of the American experiment. Maybe there was a time when hypothetical and probably minor changes to the terms of service of a social networking website could be seen as an eminently survivable event, without any larger implications for long-established rights and customs like free speech. But those days are gone now, as evidenced by yet another high-profile, strong-arm effort by a weirdly open combination of private and public powers acting in unison to taint or scuttle the Twitter sale.

On May 3, a trio of so-called “advocacy groups” sent a letter to Twitter’s major corporate advertisers, including image-conscious and regulation-sensitive heavyweights like Coca-Cola and Disney, urging them to pull their business from Twitter if Musk proves unwilling to censor speech on the platform to those organizations’ satisfaction. “Elon Musk’s takeover of Twitter will further toxify our information ecosystem and be a direct threat to public safety,” began the missive, distributed under the letterhead of Media Matters for America, Accountable Tech, and UltraViolet, and co-signed by another two dozen groups, including the Women’s March, Black Lives Matter Global Network Foundation, and NARAL Pro-Choice America. These groups are promising to mobilize their activists, and whatever other resources they might have, to punish companies that will stick by Twitter if it junks its pre-Musk content moderation regime. The pitch was a simple one: Nice store you got there. It would be a shame if someone threw a rock through your window.

Musk seemed to take the not-so-subtle threats of brand damage and possible federal regulation as a challenge. “Who funds these organizations that want to control your access to information? Let’s investigate …” Musk suggested on Twitter. But while the question showed moxie, its scope was also clearly too limited. Better to ask: What function do these “advocacy groups” serve? And for whom?

Welcome to the world of fully automated political warfare, about everything, all the time.

Media Matters for America, Accountable Tech, and UltraViolet are all led by former senior Democratic staffers in Congress, the executive branch, and major political campaigns. They all receive funding from liberal foundations that donate widely to Democrats, or from advocacy organizations, like labor unions, that are deeply involved in Democratic Party politics. All three are creatures of the broader Democratic Party apparatus. They are the party’s attack arm.

There is nothing automatically wrong with the public-private vertical representing one side of the American political duopoly deciding to treat the takeover of a web platform popular with journalists and other people with master’s degrees as if it’s a high-stakes special election in a purple congressional district. But the letter, and the work of its three main sponsors, still reveals the application of political campaign-type tactics, organization, and rhetoric to an ever-expanding and potentially unlimited variety of contexts. Welcome to the world of fully automated political warfare, about everything, all the time.

The Democratic Party ties of these “advocacy groups” might also show the purpose of their anti-Musk efforts: It’s to remind him that he’s an enemy of the party, which holds a great deal of formal power, including control of Congress and the presidency. The point here is to threaten Twitter’s new owner into “voluntary” compliance with party ideology. So who are these groups threatening to break the windows of Elon Musk’s shiny new acquisition?

Media Matters, the David Brock-led bulwark against Fox News, is by far the best known: The organization launched in 2004 with help from the Center for American Progress, Hillary Clinton, and Clinton’s 2016 campaign manager, John Podesta, and apparently received $1 million from George Soros. With over $14.1 million in revenue reported in 2019, according to their latest available 990, Media Matters represents the mainstream face of center-left advocacy. Former Democratic National Committee Chair and Obama Labor Secretary Tom Perez, and former Planned Parenthood chief Cecile Richards, are on the group’s Board of Directors; CEO Angelo Carusone served as “deputy CEO for finance & administration of the 2016 Democratic National Convention.” Several Media Matters staffers are well-known pundits who frequently appear in outlets like MSNBC, further blurring the lines between the Democratic Party’s spin apparatus and organizations that still insist on presenting themselves as “the press.” When Washington Post reporter Taylor Lorenz needed experts—a noun that’s lost all connection to anything real, and is functionally useless by any careful writer or speaker of English—in order to validate the even more pressing evil of the Libs of TikTok Twitter account, she turned to the folks at Media Matters.

Accountable Tech represents the Democratic Party’s online dark-money operation. Ironically for a group with the word “accountable” in its name, Accountable Tech is a 501(c)(4), meaning it doesn’t have to disclose its donors. No matter: As right-wing “investigative think tank” Capital Research Group discovered, Accountable Tech is one of the Washington, D.C.-registered alternate names of the North Fund, an advocacy group that received $19.3 million in 2020 from something called the Sixteen Thirty Fund—an outfit which The Atlantic described as the “indisputable heavyweight of Democratic dark money.” Sixteen Thirty is in turn one of several opaque and highly capitalized center-left donor organizations under the management of a nonprofit-focused consulting firm called Arabella Advisors. The North Fund paid Arabella $942,000 in fees in 2020, according to that year’s 990. Got that? Clearly “Accountable Tech” is very dedicated to accountability, as are the people who pay its bills.

Accountable Tech appears to exist at the bottom layer of an opaque funding architecture glutted with billions in cash. According to an investigation by a Montana newspaper, which was curious as to what this strange group was doing spending millions of dollars in favor of marijuana legalization in a distant and sparsely populated state, the North Fund’s office in D.C. is an empty Potemkin headquarters managed by a pay-by-the-month, address-for-hire service—this despite raking in some $66.3 million in funding in 2020.

The co-founder and public face of Accountable Tech is Jesse Lehrich, who was the foreign policy spokesperson for Hillary Clinton’s defeated 2016 presidential campaign. In July of 2017, Lehrich acknowledged to Business Insider that while working for Clinton, he had “sound[ed] the alarm on these Kremlin connections” tying Moscow to the former secretary of state’s Republican opponent, “and we knew more shoes would drop.” In reality, the alleged links between Donald Trump and Russia that Lehrich peddled to the media turned out to either be trivial or false.

Since Lehrich’s new organization became operational in mid-2020, a majority of the emails it has sent out have been aimed at one company in particular, according to the Archive of Political Emails—Facebook, with subject lines like “26% stock drop for Facebook’s birthday,” and “Congress must investigate Facebook.” Evidently, the reported $400 million that Mark Zuckerberg shelled out to Democratic Party-supported election-related causes, like targeted get-out-the-vote “voter education” and “fair balloting,” was not enough to erase the company’s refusal to kick Trump off the site during the election—which in turn recalled the company’s original sin of allowing itself to be used as a conduit by Vladimir Putin, a being of godlike power, when he mesmerized helpless and stupid American voters into electing Trump in 2016. Whatever happened, these folks argue, Trumpian fascism was clearly the direct result of an unpoliced Facebook, and it is up to someone, preferably Democratic officeholders themselves, to do the policing now.

UltraViolet, the third member of the Let’s Break Elon’s Windows gang, is funded through groups like the American Federation of Teachers and the Libra Foundation, the donor organization for a billionaire member of the left-wing Pritzker family. UltraViolet is unique in the staid world of NGOs for sharing a name with an Andy Warhol superstar (given name: Isabelle Collin Dufresne). The group was #MeToo before #MeToo existed, getting the sneaker company Reebok to drop the rapper Rick Ross as a pitchman in 2013 over his purported support of “rape culture,” and lobbying the next year for TBS to cancel CeeLo Green’s show over his alleged misogyny.

But the foundation does more than target successful Black musicians. The height of the hallucinatory Brett Kavanaugh sexual assault uproar saw UltraViolet-trained activists bracing then-Sen. Jeff Flake, R-Ariz., in a Capitol Hill elevator, manufacturing an instantly viral moment amid one of the most unhinged political episodes of the entire Trump era. In fact, the group had trained over 300 volunteers to walk the halls of the Senate office buildings and confront whatever lawmakers they came across, a tactic the group then openly bragged about. UltraViolet is of course founded and led by someone with a career in professional Democratic politics, in this case by the former head of the Congressional Progressive Caucus’ nonprofit arm, Shaunna Thomas.

The anti-Musk triad forms a kind of unity: One leg is well-known and established, another is a recent creation of the party’s dark-money infrastructure, and the third practices a watered-down, establishment-blessed variation on direct action, specializing in guerilla tantruming tactics to get business and lawmakers to go along with whatever it is they want. They are all, in some sense, effective at what they do. Media Matters and UltraViolet have launched campaigns that got people fired and starved Fox News of corporate advertising money; Accountable Tech helped amplify Facebook “whistleblower” Frances Haugen’s well-plotted campaign against her former employer.

What really unites these organizations isn’t an ideology or a common donor list or a shared agenda or the prominent place of the Democratic Party in the resumes of their leadership. What binds them is a project to expand the partisan battleground until nothing and no one is exempt from the end-times struggle they might sincerely believe themselves to be waging—not Elon Musk, not Coca-Cola, not Rick Ross. And not you, either.


Armin Rosen is a staff writer for Tablet magazine.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Prof. Andrzej Nowak – “Skąd się wzięła Ukraina?”

Prof. Andrzej Nowak – “Skąd się wzięła Ukraina?”


ascotv


Wystąpienie prof. Andrzeja Nowaka 23 kwietnia 2022 r. w krakowskim Sokole z okazji promocji nowej książki pt. „Polska i Rosja. Sąsiedztwo wolności i despotyzmu X-XXI w.”

Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com