Rzeźba Arno Brekera ‘Die Partei’ (Partia) przedstawiająca ideał z czasów nazistowskich typu ‘nordyckiego aryjskiego’ (Arno Breker, CC BY-SA 3.0 , via Wikimedia Commons)
Czy najdoskonalszymi Aryjczykami są Polacy, których nieszczęściem było sąsiedztwo Moskali i Niemców?
Andrzej Brzeziecki
Historia rasistowskiej antropologii to ostrzeżenie przed uzależnieniem nauki od polityki.
Kto dysponuje sarmackim, czyli subnordycznym, penisem, a kogo można podejrzewać o wrodzony kretynizm tylko dlatego, że pochodzi z gór? Takie pytania zadawano sobie całkiem niedawno i to na poważnie. Maciej Górny, historyk i autor m.in. błyskotliwej „Polski bez cudów” , proponuje nam w swojej nowej książce podróż m.in. w świat ludzi zajmujących się rasologią i próbujących najczęściej wykazać wyższość swego narodu nad innymi. Niestety, w XX w. ów świat miał przełożenie na rzeczywistość, a kwestia różnic rasowych, jak pisze Górny, „stała się sprawą wagi państwowej, a czasem życia i śmierci”.
Górny, który przekopał się przez stertę nieraz bałamutnych i bzdurnych opracowań sprzed stu i więcej lat, ze swadą i czasem z humorem opisuje, jak uprzedzenia i strach przed innymi opakowano w teorie aspirujące do miana nauki. Lepiszczem była tu charakterologia narodowa, „od bardzo dawna jeden z najpopularniejszych gatunków publicystyki, z nieuleczalnymi aspiracjami do miana nauki”. Początkowo w dyskusji o rasach na równych prawach brali udział autorzy o przeróżnych kwalifikacjach. Z czasem powstały ośrodki badawcze wspierane finansowo przez rządy.
Niemiecka teoria ras
Już w XIX w. próbowano stereotypy o leniwych, dziecinnych czy kobiecych narodach zapisać w formie poważnych teorii. Próby te były powiązane z sytuacją polityczną i aspiracjami poszczególnych państw do dominacji na innych ziemiach. Choć wkład w rozwój teorii ras wnieśli Anglicy i Francuzi, to w Europie Środkowej i Wschodniej ton w ich głoszeniu nadawali Niemcy. To oni lansowali przekonanie o wyższości intelektualnej Aryjczyków, czyli Germanów, co predestynuje ich do rządzenia niższymi jakościowo narodami.
Dowodem na wyższość miała być budowa ciała.
Niestety, autorzy z innych krajów – w tym z Polski – dali się wciągnąć w dyskusję na temat kształtu czaszek, penisów czy podbródków.
Górny wyjaśnia, że „w zasadzie zgadzali się z rasistowską argumentacją i niekiedy wręcz chłonęli idee niemieckich profesorów”. Ich celem było więc nie zwalczanie teorii rasistowskich, ale wpisanie swoich nacji – aspirujących wówczas do niepodległości – na listę narodów godnych miejsca wśród wartościowych. „Prawdziwy kunszt – pisze historyk – polegał na pogodzeniu zastanych teorii i wyobrażeń z potrzebami ruchów narodowych i poczuciem patriotyzmu badaczy z Europy Środkowo-Wschodniej”.
‘Typy żydowskie’ z ‘The Popular science monthly’ z 1898 r.
Czy najdoskonalszymi Aryjczykami są Polacy?
Szczęśliwie teoria nordycka była pełna sprzeczności, a sami jej głosiciele niejednomyślni i to ułatwiało głoszenie własnych ustaleń. Rzeczywistość też zmuszała do elastyczności – ulice niemieckich miast wcale nie były pełne wysokich niebieskookich blondynów o podłużnych czaszkach. Dlatego każdy, kto chciał, mógł uznać się za Aryjczyka.
Wywyższanie swojego narodu szło najczęściej w parze z poniżaniem sąsiednich.
Jan Karol Kochanowski uważał na przykład, że najdoskonalszymi Aryjczykami są Polacy, których nieszczęściem było sąsiedztwo turańsko-fińsko-mongolskich Moskali oraz pozbawionych zdolności twórczych Niemców.
A już Stepan Rudnycki uważał Ukraińców za przedstawicieli rasy dynardów, odmiennych od Polaków i Rosjan, którzy posiadali cechy mongolskie. Według niego „Ukraińcy naturalnie byli rasowo czyści i stanowili zdecydowaną większość na całym terytorium postulowanym przez ruch narodowy”.
Czescy teoretycy oczywiście wywyższali rodaków. Aryjczykami w Afryce mieli być Egipcjanie, a w Azji zaś Turcy. Węgrzy, Włosi, Rumuni bynajmniej nie pozostawali w tyle.
Jan Karol Kochanowski (1869-1949) – historyk polski, profesor i rektor Uniwersytetu Warszawskiego, członek Polskiej Akademii Umiejętności, prezes Towarzystwa Naukowego Warszawskiego w latach 1918-1925, poseł na Sejm II kadencji w II RP
Jedne narody są waleczne, inne – tchórzliwe
Rudnycki posiłkował się też… tektoniką! Według niego Ukraina leżała na osobnej, niepodległej, płycie tektonicznej. W sukurs szła też geografia – „rzeki, gleba i góry mówiły jasno i niedwuznacznie, w jakim państwie życzą sobie leżeć” – pisze Górny i dodaje, że nawet roślinność miała coś do powiedzenia. Jako przykład podaje austriackiego badacza Albrechta Pencka, który uważał, że jego kraj powinien sięgać na południe tak daleko jak środkowoeuropejska przyroda – tam, gdzie rosną świerki, ale już nie tam, gdzie drzewka oliwne. „W wariancie najbardziej życzliwym wobec włoskich roszczeń terytorialnych geograf był skłonny za awangardę włoskiej przyrody uznać już cyprysy (co przesunęłoby granicę między obydwoma krajami na północ). Tak czy owak, Włosi nie mieli w Alpach czego szukać”.
W czasach Zygmunta Freuda także psychologia miała tłumaczyć różnice rasowe. W czasie I wojny światowej okazało się, że jedne narody są waleczne i honorowe, inne – zniewieściałe, zdziecinniałe i tchórzliwe. Na nieszczęście państw centralnych w ich wojskach służyli przedstawiciele ras niższych. Jedną z przyczyn klęsk ck armii miałaby być słowiańska skłonność do neuroz. Próbowano sobie z tym poradzić np. elektrowstrząsami, które stosowano wobec straumatyzowanych żołnierzy, ale terapie te nie przyniosły sukcesu.
Slogan o czystości krwi
Co ciekawe, kiedy Hanna i Ludwik Hirszfeldowie, polscy Żydzi, zdołali pogrupować krew według znanych do dziś typów , rasiści, stale odwołujący się do „czystej krwi”, „krwi przodków” i lansujący hasła typu „Blut und Boden”, nabrali wody w usta.
Prof. Ludwik Hirszfeld
Górny wyjaśnia: „Nawet slogan czystości krwi nie mógł przesłonić faktu, że pomiędzy Niemcami, Żydami niemieckimi oraz mieszkańcami państw sąsiednich po prostu nie ma zasadniczych seroantropologicznych różnic. To dlatego rasowa interpretacja grup krwi nie zrobiła kariery w rasistowskim do szpiku kości państwie Hitlera. Tam lepiej sprawdzała się tradycyjna antropometria: pomiary indeksów czaszkowych, proste obserwacje barwy oczu, skóry i włosów nie tylko łatwiej zebrać, ale i zinterpretować w najdowolniejszy sposób”.
Rzeczywiście – jeden z przywódców III Rzeszy zwykł mawiać: o tym, kto jest Żydem, decyduję ja.
Czemu służyły teorie rasistowskie?
Teorie rasistowskie służyły nie tylko polityce, ale także porządkowi społecznemu.
Konserwatysta niemiecki, antropolog Otto Hauser, uważał, że idealną rodzinę tworzyć może tylko rasa blondynów, zaś mniej wartościowe rasy burzą porządek rodziny i społeczeństwa.
Kobieta, w której żyłach płynie inna niż tylko aryjska krew, zaczyna być aktywna politycznie i staje się feministką. „Każda domieszka »ciemniejszej« krwi sprawia, że kobieta traci cechy prawdziwie aryjskie: przestaje uznawać swoją niższość i zależność od mężczyzny” – relacjonuje pogląd Hausera Górny.
Otto Hauser (1874-1932) – antropolog
Cała ta radosna, choć wcale nie śmieszna, twórczość miała okropny finał w czasie II wojny światowej. „Wyposażeni w wiekowe stereotypy i nieco świeższe paranaukowe teorie niemieccy i polscy przedstawiciele nauk o człowieku zostali uwikłani w wydarzenia, których tragizm i skala przewyższały wszystkie wcześniejsze (…). Wiele dość mglistych i słabo udokumentowanych teorii stało się wówczas podstawą nauki stosowanej, a dla ludności ziem okupowanych, a także robotników przymusowych czy jeńców wojennych – kwestią życia lub śmierci”.
„Historii głupich idei” Macieja Górnego
Ale czy rzeczywiście upadek III Rzeszy oznaczał finał rasizmu i jego ostateczną kompromitację? Idee rasistowskie wciąż funkcjonują – w powiedzeniach, żartach, wystąpieniach polityków i popkulturze. Choćby niewinny „świat fantasy zamieszkują blondwłosi wojownicy, a kategoria »krwi« odgrywa tam wciąż zasadniczą rolę”.
Autor „Historii głupich idei” jest sceptykiem, pisze, że niewiele wskazuje na to, by nauka zohydzająca bliźniego o innym pochodzeniu należała do przeszłości. Górny sugeruje, że dzisiejszy ustrój nauki narażony jest wręcz na powrót starych albo pojawienie się innych absurdalnych pomysłów, byle tylko spełniały kryteria innowacyjności, interdyscyplinarności i dały się zapisać w formie wniosku o grant badawczy. Największe szanse oczywiście miałyby te wnioski, których założenia byłyby jakoś bliskie sercu akurat rządzących.