Archive | 2022/08/13

Józef Piłsudski mówił do przywódców Zachodu niemal to, co dziś Wołodymyr Zełenski

Józef Piłsudski. Naczelnik nie tylko Polaków (ilustracja: Marcin Bondarowicz)


Józef Piłsudski mówił do przywódców Zachodu niemal to, co dziś Wołodymyr Zełenski

Andrzej Brzeziecki


Polacy z Kresów, tacy jak Piłsudski, widzieli Polskę jako wielonarodową wspólnotę. Nie czuli uprzedzeń do mniejszości narodowych, uważali, że wzbogacają one ojczyznę.

.

W czerwcu nakładem Harvard University Press ukazała się książka prof. Joshuy D. Zimmermana „Josef Pilsudski. Founding Father of Modern Poland” (Cambridge-London 2022). To pierwsza napisana po angielsku biografia Piłsudskiego.

Rozmowa z prof. Joshuą D. Zimmermanem

Andrzej Brzeziecki: Pisze pan w biografii Józefa Piłsudskiego, że dziś w świecie anglosaskim mało kto o nim pamięta, choć za życia budził zainteresowanie na Zachodzie. Dlaczego o nim zapomniano?

Prof. Joshua Zimmerman: Z powodu wydarzeń, które nastąpiły po jego śmierci w 1935 r., czyli wymazania Polski z mapy Europy w 1939 r., a potem znalezienie się jej w radzieckiej strefie wpływów. Za żelazną kurtyną Polska straciła międzynarodowe znaczenie i zainteresowanie jej przeszłością zanikło. Największe osiągnięcie Piłsudskiego, czyli zbudowanie niepodległej Polski, która była zaporą dla niemieckiego ekspansjonizmu i bolszewizmu, zostało zapomniane.

Zanim w czerwcu ukazała się moja książka, angielskojęzyczny czytelnik mógł jedynie sięgnąć po opublikowaną w 1982 r. pozycję Wacława Jędrzejewicza „Pilsudski. A Life for Poland”, która jednak nie była wznawiana ponad 20 lat, i bardzo skróconą wersję książki Andrzeja Garlickiego wydaną w 1995 r.

Co pana zafascynowało w Piłsudskim?

– Na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles uczęszczałem na seminarium poświęcone żydowskiemu ruchowi narodowemu. Prowadzący je profesor David Myers poprosił mnie o prezentację na temat działalności Bundu w carskiej Rosji. Niewiele wiedziałem na ten temat, poprosiłem więc o wskazanie jakichś źródeł. Profesor polecił mi prace na ten temat Henry’ego Tobiasa i Jonathana Frankela. Przeczytałem w nich o tym, jak Piłsudski próbował przyciągnąć Bund [Ogólnożydowski Związek Robotniczy na Litwie, w Rosji i Polsce] do PPS. Frankel cytował Piłsudskiego krytykującego bundowców za to, że agitują robotników żydowskich po rosyjsku, a nie w jidysz. To zrobiło na mnie wrażenie. Piłsudski naciskał też na Bund, by poparł hasło wyzwolenia Polski spod rosyjskiego zaboru. Gdy dowiedziałem się, że także bliscy towarzysze Piłsudskiego w PPS, jak Feliks Perl czy Stanisław Mendelson, byli Żydami, jeszcze bardziej zaintrygował mnie ten enigmatyczny przywódca Polaków. Zafascynowała mnie jego wizja budowy pluralistycznego państwa, w którym wszyscy będą równi. Nabrałem przekonania, że był wyjątkowy. Zarówno jako lider konspiracyjnej PPS, jak i potem w czasach II RP szedł pod prąd coraz popularniejszym w Europie Środkowej i Wschodniej trendom autorytaryzmu i antysemityzmu.

Sporo pisze pan o relacjach Piłsudskiego z Żydami. Co w nich jest szczególnego?

– Badałem tę kwestię, pisząc doktorat w 1997 r., gdy zajmowałem się stosunkami między PPS a Bundem w carskiej Rosji w latach 1892-1905. Opublikowałem też na ten temat artykuł w piśmie „East European Jewish Affairs”.

Naczelnik Państwa Józef Piłsudski w otoczeniu nierozpoznanych oficerów, kobiet i dzieci. Na drugim planie widoczny m.in. Walery Sławek (z brodą). Na mundurze Naczelnika widać znak oficerski 'Parasol', 1919-1922
Naczelnik Państwa Józef Piłsudski w otoczeniu nierozpoznanych oficerów, kobiet i dzieci. Na drugim planie widoczny m.in. Walery Sławek (z brodą). Na mundurze Naczelnika widać znak oficerski ‘Parasol’, 1919-1922  fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Czytałem wczesne pisma Piłsudskiego, jego korespondencję, a także badałem jego przyjaźnie z Żydami, takimi jak Perl, Mendelson, Feliks Sachs czy Maks i Kamila Horwitzowie. Było dla mnie jasne, że celem Piłsudskiego było pozyskanie żydowskich robotników i socjalistów w Kongresówce oraz na Litwie i Białorusi dla PPS. Mieszkało ich wtedy wielu na polskich ziemiach i byliby cennym sojusznikiem.

Gdy jednak kilkanaście lat później postanowiłem pisać biografię Piłsudskiego, zrozumiałem, że jego stosunek do Żydów nie wynikał tylko z politycznej taktyki. Ujrzałem wieloetniczne, wielojęzyczne i wieloreligijne środowisko, w jakim dorastał. Jego sprzeciw wobec narodowych uprzedzeń był wrodzony. Oceniał ludzi nie pod kątem narodowości czy religii, ale charakteru. Poza tym nieustannie czytał o historii Polski, co przyczyniło się do tego, że dostrzegł w Żydach część polskiego dziedzictwa. Gdy w 1931 r. Artur Śliwiński przeprowadzał wywiad z 63-letnim wówczas marszałkiem, ten stwierdził: „Ludzie najczęściej myślą szablonami. Ja przez całe życie przeciwstawiałem się szablonom. Od małego dziecka myślałem inaczej niż ludzie, którzy mnie otaczali”.

Adam Michnik pisał przed laty w paryskiej „Kulturze” o Piłsudskim: „Ukształtował go specyficzny klimat Wileńszczyzny, wspólnej ojczyzny ludzi różnych narodów, kultur i religii; wielojęzycznej mieszanki, ziemi, na której Litwin współżył z Białorusinem, Żyd z Tatarem, a Polak z Karaimem. Przyzwyczajenie do odmiennego obyczaju, wstręt do ksenofobii były u ludzi tych stron (także z Kresów) częstsze niż w Polsce centralnej”.

W Wilnie, w którym dorastał Piłsudski, żadna z grup językowych nie miała zdecydowanej większości. W 1897 r. 40 proc. mieszkańców mówiło w jidysz, 31 proc. po polsku, 21 proc. po rosyjsku, 4 proc. po białorusku, 2 proc. po litewsku, a 1,5 proc. po niemiecku. Ksawery Pruszyński pisał później, że to wyrabiało szczególne cechy. Polacy z Kresów podzielali wizję Polski jako wielonarodowej wspólnoty, cechowała ich ciekawość wobec innych, a nie uprzedzenia. Mniejszości narodowe wzbogacały ojczyznę. W 1942 r. Pruszyński pisał: „Pojmowanie Rzeczypospolitej jako wielonarodowego imperium. Nie odraza do innych ludów, ale przeciwnie, pociąg. Nie traktowanie mniejszości narodowych jako »malum necessarium« [zło konieczne], ale jako cennych, poszerzających moją ojczyznę, bogacących wspólny dom składników”.

Sierpień 1920 r., decydujący moment wojny polsko-bolszewickiej. Delegacja Żydów z Dęblina wita chlebem i solą marszałka Józefa Piłsudskiego
Sierpień 1920 r., decydujący moment wojny polsko-bolszewickiej. Delegacja Żydów z Dęblina wita chlebem i solą marszałka Józefa Piłsudskiego  domena publiczna

Antoni Gołubiew po wojnie, już w Krakowie, kreślił portret wieloetnicznej i wielojęzykowej wspólnoty. Także według niego Piłsudski zawdzięczał swój światopogląd środowisku, w jakim dorastał. Matka Piłsudskiego, Maria, wpoiła mu zasady przyzwoitości wobec ludzi, niezależnie od ich pochodzenia czy wyznania.

Gdy jednak dochodziło do polityki, Piłsudski przyznawał Polakom prymat przed innymi narodami. Róża Luksemburg polemizowała z nim w 1896 r., pytając, dlaczego socjalistyczna międzynarodówka ma wspierać polską niepodległość, a nie czeską czy irlandzką?

– Nie widziała powodu, dla którego Polacy mieliby być wyróżnieni spomiędzy wielu innych bezpaństwowych narodów w Europie. Piłsudski był jednak skrojony z innego materiału. Pochodził ze szlachty, był wychowany w romantyczno-powstańczej tradycji i uważał, że walka o odrodzenie Polski przyczyni się do moralnego uzdrowienia całej Europy. Matka wpoiła mu idee mesjanistyczne, gdy w dzieciństwie czytała mu Zygmunta Krasińskiego, Adama Mickiewicza i Juliusza Słowackiego. To Mickiewicz pisał, że misją Polaków jest uwolnienie Europy od despotyzmu. Bracia Piłsudscy, Bronisław i Józef, podkreślali, jaki wpływ na nich miały lektury serwowane przez matkę.

Piłsudski z pewnością sympatyzował z innymi narodami, ale uważał, że to odrodzenie Polski będzie dla innych przykładem. Wierzył w hasło: „Za wolność naszą i waszą”. 

Delegaci PPS na kongres II Międzynarodówki. Londyn 1896. Siedzą od lewej: Ignacy Mościcki, Bolesław Jędrzejowski, Józef Piłsudski, Aleksander Dębski. Stoją: Bolesław Miklaszewski, Witold Jodko-Narkiewicz
Delegaci PPS na kongres II Międzynarodówki. Londyn 1896. Siedzą od lewej: Ignacy Mościcki, Bolesław Jędrzejowski, Józef Piłsudski, Aleksander Dębski. Stoją: Bolesław Miklaszewski, Witold Jodko-Narkiewicz  Fot. NAC

Stanowisko II Międzynarodówki socjalistycznej przyjęte na kongresie w Londynie nie mogło mu się podobać.

– Piłsudski przybył do Londynu w marcu 1896 r., kilka miesięcy przed kongresem, i zaczął propagować projekt rezolucji stwierdzającej, że niepodległa Polska leży w interesie zarówno polskiego, jak i międzynarodowego ruchu robotniczego. Projekt opublikowały ważne socjalistyczne gazety, Piłsudski rozmawiał też z przywódcą niemieckich socjalistów Wilhelmem Liebknechtem i liderem brytyjskich socjaldemokratów Henrym Hyndmanem. Obaj zadeklarowali poparcie. Jednak na kongresie spośród 755 delegatów niewielu interesowało się sprawami polskimi, większość podzielała argumenty Luksemburg, która też nie była bezczynna. W zachodniej prasie socjalistycznej przekonywała, że kongres powinien popierać wszystkie narody.

Piłsudski przegrał, w przyjętym dokumencie nie było wzmianki o Polsce. Biorąc pod uwagę, że w rezolucji I Międzynarodówki z 1866 r. przyjętej na wniosek Karola Marksa była mowa o Polsce, był to krok wstecz.

Z drugiej strony dzięki sporom z Luksemburg 28-letni Piłsudski stał się rozpoznawalny w europejskich kręgach socjalistycznych, a sprawa Polski i tak była dyskutowana. Hyndman przekonywał, że odrodzenie Polski jest jedyną nadzieją na wypchnięcie reakcyjnej Rosji ze środkowej Europy.

Jak ważny był wtedy dla Piłsudskiego socjalizm?

– Z socjalistyczną literaturą zetknął się jako 16-latek i zaczął się identyfikować z tą ideą. Uważał, że niezależność Polski jest nierozerwalnie związana z wolnością jednostek, a walka z zaborcami jest równoważna walce z antydemokratycznymi siłami. Teorie socjalistyczne mniej go interesowały niż konkretne działanie. Próbował czytać „Kapitał” Marksaale był dla niego zbyt abstrakcyjny. Przekonywał, że socjalista w Polsce musi dążyć do niepodległości kraju, a niepodległość jest warunkiem zwycięstwa socjalizmu w Polsce. Walka o godność jednostki miała być toczona w ramach walki o Polskę.

Adam Michnik dowodził, że Piłsudski buntował się nie tylko przeciw zaborcy, ale także przeciw znacznej części polskiego społeczeństwa i przeciw konformizmowi oraz gnuśności umysłowej i moralnej rodaków.

W 1892 r. PPS opublikowała swój program, wtedy unikalny w skali Europy. Zakładał niepodległość Polski, ale także demokrację i rządy konstytucyjne, równość wobec prawa bez względu na płeć, narodowość czy religię. Postulował też: wolność słowa, prawo do zgromadzeń, równą płacę dla kobiet, ośmiogodzinny dzień pracy, płacę minimalną i prawo do związków zawodowych. Piłsudski poparł ten program całym sercem. I gdy Polska odzyskała niepodległość, prawa wyborcze kobiet i ośmiogodzinny dzień pracy zostały wprowadzone.

Wróćmy do Żydów – oni w przeciwieństwie do Ukraińców czy Litwinów nie chcieli oderwać od Polski żadnego terytorium.

– W teorii Piłsudski uznawał równość wszystkich: Litwinów, Ukraińców, Białorusinów, a także Niemców zamieszkujących ziemie polskie, ale w praktyce widział problem w mniejszościach, które kontestowałyby polskie rządy w przyszłości. W przeciwieństwie do Romana Dmowskiego, który postulował asymilację narodową, Piłsudski promował ideę asymilacji państwowej – prawa obywatelskie w zamian za lojalność wobec państwa. Moim zdaniem wierzył, podobnie jak prezydent Czechosłowacji Tomasz Masaryk, że Żydzi mieli większy potencjał, by być lojalnymi obywatelami, niż jakakolwiek inna mniejszość, ponieważ właśnie nie mieli pretensji terytorialnych. 

Delegacja warszawskich Żydów pozdrawia marszałka Józefa Piłsudskiego przed wejściem do Belwederu
Delegacja warszawskich Żydów pozdrawia marszałka Józefa Piłsudskiego przed wejściem do Belwederu  domena publiczna

Był anty-antysemitą czy filosemitą?

– Raczej to pierwsze. Antysemityzm uważał za zagrożenie dla demokracji i wolnego społeczeństwa. Był pragmatykiem. Gdy w 1918 r. zaczął budowę w Polsce demokracji parlamentarnej, kładł nacisk na to, że prawa mają być dane wszystkim bez wyjątku, bez względu na narodowość i płeć. Mam wrażenie, że dziś populiści i nacjonaliści powołujący się na Piłsudskiego pomijają to, że bronił Żydów i inne mniejszości.

Ozjasz Thon pisał jednak, że Piłsudski kwestii żydowskiej nie poświęcał wiele uwagi.

– W listopadzie 1918 r., gdy doszło do pogromów na terenach Polski, Piłsudski dwukrotnie spotkał się z przedstawicielami środowisk żydowskich. 29 listopada rozmawiał Thonem, syjonistą i późniejszym posłem. On rzeczywiście napisał potem, że Piłsudski nie poświęcił jeszcze sprawom żydowskim chwili do namysłu i niespecjalnie interesował się żydowską społecznością. Ale 29 listopada 1918 r. Piłsudski dźwigał na ramionach cały ciężar odradzającej się Polski – państwa zrastającego się z trzech części i po pięciu latach wojny. Zadania były wielkie, praktycznie w ogóle wtedy nie spał, był wyczerpany. Myślę, że był tak przeciążony, że nie miał sił, by specjalnie zajmować się problemami Żydów. Obiecał jednak powstrzymać przemoc, choć zarazem trzeba dodać, że odmówił prośbie Thona, by publicznie potępił pogromy.

Co wtedy Europa wiedziała o Piłsudskim?

– Pomijając socjalistów, przed I wojną światową to raczej Bronisław Piłsudski był bardziej znany. W 1912 r. opublikował on pionierską pracę etnograficzną o ludzie Ajnu z Sachalina, gdzie spędził 15 lat na zesłaniu. Jego pracę recenzowały ważne pisma w Europie i Ameryce. 

Bronisław Piłsudski wśród dzieci Ajnów
Bronisław Piłsudski wśród dzieci Ajnów  Fot. Wikipedia

Józef Piłsudski znany był głównie w Austro-Węgrzech i w Niemczech jako jeden z liderów Związku Walki Czynnej, a potem przywódca strzelców w Galicji. Po raz pierwszy jego nazwisko w niesocjalistycznej prasie światowej pojawiło się w „New York Timesie” w lipcu 1917 r. przy okazji kryzysu przysięgowego. We wrześniu ta sama gazeta pisała na pierwszej stronie, że przywódcy państw centralnych ośmielili się więzić człowieka, z którego cały polski naród jest dumny i który uosabia polskie dążenia do niepodległości i wolności.

A jak w 1918 r. przywódcy mocarstw przyjęli tego enigmatycznego lidera Polaków?

– Niewiele o nim wiedzieli, a to, co wiedzieli, niezbyt im się podobało. Pamiętali mu współpracę z państwami centralnymi. Nie doceniali znaczenia kryzysu przysięgowego oraz uwięzienia w Magdeburgu. Niepokoiły ich socjalistyczne przekonania i rewolucyjna kariera Piłsudskiego. Strach przed komunizmem był potężny, bo komuniści zastąpili Niemców jako wrogowie.

Dodatkowo, gdy Piłsudski tkwił w Magdeburgu, Francja, Wielka Brytania, USA i Włochy uznały formalnie Komitet Narodowy Polski, któremu przewodniczył Dmowski, jako reprezentację Polaków. Byli w nim konserwatyści i posiadacze ziemscy. Komitet prowadził agresywną kampanię przeciw Piłsudskiemu.

Jeszcze 12 stycznia 1919 r. Ignacy Paderewski pisał do pułkownika Edwarda House’a, doradcy prezydenta Wilsona, że rząd w Warszawie składa się z radykalnych socjalistów. Dlatego alianci nie spieszyli się z uznaniem władzy Piłsudskiego w Warszawie.

A on zręcznie wykorzystał zachodnią prasę, by przeciwdziałać dezinformacji prawicy. W grudniu 1918 r. mówił korespondentowi „New York Timesa”, że nie jest żadnym socjalistą ani bolszewikiem, lecz demokratą. Dzięki takim wywiadom świat nabierał przekonania, że Piłsudski jest prozachodnim politykiem. Mówił wtedy niemal dosłownie to, co dziś mówi Wołodymyr Zełenski do przywódców NATO. Przekonywał, że Polska będzie bronić Europę przed bolszewizmem i dlatego musi otrzymać wsparcie.

Ignacy Jan Paderewski wśród osób witających go na dworcu, Poznań 1918 r.
Ignacy Jan Paderewski wśród osób witających go na dworcu, Poznań 1918 r.  Fot. Koncern Ilustrowany Kurier Codzienny – Archiwum Ilustracji / Narodowe Archiwum Cyfrowe

Gdy zachodni dyplomaci poznali Piłsudskiego, musieli zweryfikować opinie, z jakimi jechali do Warszawy. R.C. Foster, przedstawiciel misji amerykańskiej, po spotkaniu się z Piłsudskim 14 stycznia 1919 r. depeszował do Waszyngtonu, że robi on dobre wrażenie. William G. Grove i Vernon Kellogg także spotkali się z Piłsudskim w styczniu 1919 r. i raportowali, że Zachód nie musi się go obawiać, a wręcz przeciwnie: USA powinny widzieć w Piłsudskim sojusznika. Grove pisał potem, że Amerykanie musieli „uczyć się” Piłsudskiego, ale z każdym tygodniem rósł ich szacunek dla jego administracyjnych i wojskowych zdolności.

W efekcie administracja amerykańska uznała, że Piłsudski, który kontroluje sytuację w Polsce, buduje armię, ustanawia demokratyczne instytucje, prowadzi politykę zbieżną z celami amerykańskimi. Piłsudski powiedział Kelloggowi, że rozumie, iż pomoc dla Polski jest uzależniona od powstania rządu koalicyjnego, akceptowanego przez Polaków w Paryżu i zachodnie mocarstwa. W efekcie Jędrzej Moraczewski podał się do dymisji, a premierem został Paderewski. Zachodnie mocarstwa w pełni uznały Warszawę. 

Vernon Kellogg (1867-1937) - amerykański entomolog i pracownik Amerykańskiej Administracji Pomocy, która dostarczała do Europy pomoc humanitarną po zakończeniu I wojny światowej
Vernon Kellogg (1867-1937) – amerykański entomolog i pracownik Amerykańskiej Administracji Pomocy, która dostarczała do Europy pomoc humanitarną po zakończeniu I wojny światowej  National Archives and Records Administration, Public domain, via Wikimedia Commons

Cytuje pan brytyjskiego dyplomatę, sir Esmego Howarda, który pisał, że Polska w czasie konferencji paryskiej była niczym zamknięta książka, zapomniana i odłożona gdzieś na odległej półce.

– Gdy pierwszy raz czytałem wspomnienia Howarda, zaskoczyły mnie jego opinie, ale tak było. Howard miał w 1919 r. 55 lat i przyznawał, że większość jego rodaków odznaczało się kompletną ignorancją na temat Polski.

Wykształcony zachodni Europejczyk z przełomu XIX i XX w. wiedział o Polsce tyle, że zniknęła z mapy w 1795 r., i na tym jej historia się zakończyła. We Francji było może trochę inaczej, bo kraj ten był centrum polskiej politycznej emigracji. Ale w 1918 r., gdy Polska wyłoniła się po 123 latach niewoli, zachodnia opinia publiczna bardzo mało o niej wiedziała. Zachodni dyplomaci, którzy zjechali się do Paryża i mieli decydować o polskich sprawach, dzieciństwo i formacyjne lata przeżyli bez świadomości istnienia Polski. Howard należał do tych, którzy wspierali Polskę całym sercem, ale nie wiedzieli o niej wiele.

Czy naprawdę wierzy pan, że Piłsudski był z przekonanym demokratą? Miał przecież jedynie doświadczenie konspiratora w carskiej Rosji.

– To prawda, że większość życia spędził w państwie carów. Pierwszy raz odwiedził demokratyczne państwo, gdy miał 27 lat i wybrał się do Londynu. Dwa lata później spędził tam pięć miesięcy na kongresie socjalistów. Pamiętajmy jednak, że między 34. a 46. rokiem życia mieszkał w Krakowie, gdzie mógł obserwować praworządność oraz korzystać z wolności słowa i zgromadzeń. Jego przyjaciel, socjalista Ignacy Daszyński, zasiadał w parlamencie, a socjalistyczna gazeta „Naprzód” była legalna. W Krakowie Piłsudski publikował pod własnym nazwiskiem. 

Ignacy Daszyński - polski polityk socjalistyczny, współzałożyciel i lider Polskiej Partii Socjalno-Demokratycznej (1890-1919), poseł do Izby Posłów Rady Państwa Przedlitawii (1897-1918), działacz niepodległościowy, premier rządu lubelskiego (1918), wicepremier w Rządzie Obrony Narodowej (1920-1921), w II RP wieloletni członek i przewodniczący Rady Naczelnej Polskiej Partii Socjalistycznej, inicjator i przewodniczący Zarządu Głównego Towarzystwa Uniwersytetu Robotniczego (1923-1936), marszałek Sejmu (1928-1930), jeden z założycieli Centrolewu (1929)
Ignacy Daszyński – polski polityk socjalistyczny, współzałożyciel i lider Polskiej Partii Socjalno-Demokratycznej (1890-1919), poseł do Izby Posłów Rady Państwa Przedlitawii (1897-1918), działacz niepodległościowy, premier rządu lubelskiego (1918), wicepremier w Rządzie Obrony Narodowej (1920-1921), w II RP wieloletni członek i przewodniczący Rady Naczelnej Polskiej Partii Socjalistycznej, inicjator i przewodniczący Zarządu Głównego Towarzystwa Uniwersytetu Robotniczego (1923-1936), marszałek Sejmu (1928-1930), jeden z założycieli Centrolewu (1929)  Ignacy Daszyński, 1915 r.

W 1918 r. otrzymał wielką władzę i chciał się jej zrzec na rzecz instytucji demokratycznych. Inaczej niż Mussolini i Hitler, którzy wykorzystali demokratyczne funkcje szefów rządów, by zdobyć dyktatorską władzę.

Wątpliwości, czy Piłsudski jest demokratą, pojawiły się po zamachu 1926 r. W książce przekonuję, że przemiana z demokraty w autokratę nie wzięła się z utraty wiary w ideał demokracji.

Zniesmaczony polityką z lat 1918-26, a zwłaszcza zabójstwem prezydenta Gabriela Narutowicza, Piłsudski uznał, że Polacy nie potrafią unieść daru wolności – respektować konstytucji i zasady równości.

Szokiem dla niego było nie tylko zabójstwo Narutowicza, ale też dumna postawa jego zabójcy Eligiusza Niewiadomskiego, a także sympatia, jaką mu okazywano. W Poznaniu ludzie wystawiali w oknach jego portrety… Władysław Pobóg-Malinowski pisał, że te wydarzenia „przywiodły Marszałka już wtedy do przekonania, iż dobrocią i perswazją niczego w Polsce zrobić się nie da, że trzeba narzucać i wymuszać, być twardym i bezwzględnym, nie cofać się przed przeszkodą, lecz usuwać ją, łamać, nawet druzgotać”.  

11 grudnia 1922 r. Gabriel Narutowicz w drodze do Sejmu na zaprzysiężenie na prezydenta Polski. Na tę funkcję Zgromadzenie Narodowe wybrało go dwa dni wcześniej po pięciu turach głosowania. Narutowicza jadącego 
na ceremonię otwartym powozem atakowali endeccy bojówkarze
11 grudnia 1922 r. Gabriel Narutowicz w drodze do Sejmu na zaprzysiężenie na prezydenta Polski. Na tę funkcję Zgromadzenie Narodowe wybrało go dwa dni wcześniej po pięciu turach głosowania. Narutowicza jadącego na ceremonię otwartym powozem atakowali endeccy bojówkarze  Domena Publiczna

W 1920 r. Piłsudski przekonywał, że jego celem jest rozszerzanie zachodniej demokracji, ale co on właściwie wiedział o zachodniej kulturze politycznej?

– Zarówno w listopadzie 1918 r., jak i w maju 1926 r. Piłsudski uważał się za demokratę. Najbardziej podobały mu się ustrój USA i amerykańska konstytucja. Dlatego w 1921 r. źle przyjął konstytucję marcową. Uważał, że daje ona za mało władzy prezydentowi. Zarazem akceptował te jej artykuły, które zapewniały wolności obywatelskie. W wywiadzie udzielonym 26 maja 1926 r. francuskiej gazecie „Le Matin” zapytany, jakiej chciałby Polski, odparł, że najbardziej odpowiadałby mu amerykański system. Oczywiście nie chciał naśladować ustroju, w którym władza federalna równoważona jest przez dużą autonomię stanów, ale przekonywał, że w Polsce trzeba szukać rozwiązań w tym duchu.

Rozmawiając z francuskim dziennikarzem, pokazał, że zna francuski, brytyjski i amerykański system rządów i orientuje się w zasadach demokracji.

W listopadzie 1918 r. Piłsudski miał już 50 lat, a za sobą całe dorosłe życie walki o niepodległą i socjaldemokratyczną Polskę. Chciał jeszcze naprawić szkody wyrządzone przez zabory. Rosję należało więc odepchnąć na tereny, które zajmowała przed 1772 r., ale nie tylko po to, by odwrócić niesprawiedliwość dziejową, lecz także dlatego, że władza Rosji na tych terenach oznaczała system opresyjny i autorytarny.

Piłsudski publicznie i prywatnie demonstrował wiarę w budowę demokracji w Ukrainie, na Białorusi i Litwie – najlepiej skupionych w federacji z Polską.

Dlatego właśnie, jak pisał w „Roku 1920″, zdecydował się pójść na Kijów w kwietniu 1920 r. i pomóc ukraińskiej niepodległości. 

Józef Piłsudski ze swoim sztabem wiosną 1920 r. w okresie marszu na Kijów - operacji ryzykownej i - jak się okazało - brzemiennej w skutki
Józef Piłsudski ze swoim sztabem wiosną 1920 r. w okresie marszu na Kijów – operacji ryzykownej i – jak się okazało – brzemiennej w skutki  Fot. domena publiczna

W wywiadzie dla „Echo de Paris” z lutego 1920 r. Piłsudski ujawnił z napoleońskim wręcz zapałem swe ambicje względem ziem między Polską a Rosją. Mówił, że nie chce, by Polska kontrolowała tereny zamieszkane przez ludzi jej nieprzychylnych, ale danie wolności sąsiednim narodom byłoby dla niego powodem do dumy jako męża stanu i żołnierza.

Zapytany, czy wyzwolenie Ukraińców od Rosjan nie było tylko pretekstem dla zajęcia ich kraju przez Polskę, odparł: „Przywiązać ich do Polski przemocą – nigdy w życiu!”.

W lutym 1921 r. podczas podróży do Francji jako naczelnik państwa przekonywał, że Polska świadoma jest swego pokojowego i cywilizacyjnego posłannictwa, które jej przypadło na wschodzie Europy, na podobieństwo misji Francji na zachodzie. Mówił: „Polska wypełniać będzie swoje posłannictwo wytrwale i w coraz ściślejszym związku z Francją, pozostając wierną wielkim zasadom, które prowadziły sprzymierzonych do zwycięstwa”.

Postrzegał siebie jako promotora demokracji w najdalszych zakątkach dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

Twierdzi pan, że zamach 1926 r. nie wynikał z porzucenia ideałów demokracji – ale czy naprawdę nie było alternatywy dla Brześcia, Berezy Kartuskiej i fałszowanych wyborów?

– Zgoda, zamach majowy był pogwałceniem prawa i konstytucji. Zarówno Brześć, jak i Bereza odsłaniają najciemniejsze strony rządów Piłsudskiego. Uważam jednak, że w 1926 r. Piłsudski wziął władzę nie po to, by zlikwidować demokrację. Przeciwnie – on wierzył, że chronił demokrację przed jej zupełnym upadkiem. Rząd Wincentego Witosa powołany 10 maja 1926 r. zmierzał jego zdaniem w stronę dalszej destabilizacji państwa i zmniejszania szans na obronę granic. Niemcy i Sowieci zawarli właśnie w Locarno porozumienie.

Ochronił?

– Moglibyśmy na to pytanie odpowiedzieć tylko wtedy, gdyby Piłsudski żył dalej i funkcjonował w ramach konstytucji kwietniowej z 1935 r. Jednak umarł miesiąc po jej przyjęciu.  

Józef Piłsudski, 1930 r.
Józef Piłsudski, 1930 r.  Fot. domena publiczna

Nazywa pan Piłsudskiego ojcem założycielem współczesnej Polski. Tymczasem szef brytyjskiej dyplomacji Anthony Eden po rozmowie z nim w 1934 r. widział w nim człowieka żyjącego raczej przeszłością.

– Eden odwiedził Polskę na rok przed śmiercią marszałka, gdy ten już był ciężko chory. Możliwości intelektualne Piłsudskiego były wtedy już mniejsze. Eden notował, że mówił niewyraźnie, jego francuski był praktycznie niezrozumiały. Piłsudski skarżył się Edenowi, że Brytyjczycy nigdy nie przyznali, iż to on miał rację w 1919 r., gdy twierdził, że biali w Rosji przegrają i Londyn nie powinien tracić środków na ich wspieranie.

Wydaje mi się, że wrażenia Edena byłyby inne, gdyby spotkał Piłsudskiego będącego jeszcze w dobrej kondycji.

W latach 1933-34 Piłsudski, przekonany, że nie może liczyć na pomoc Londynu i Paryża, prowadził rozmowy z III Rzeszą, które skończyły się podpisaniem wspólnej deklaracji. Dlaczego Warszawa oraz Londyn i Paryż miały takie kłopoty, by koordynować politykę. Cele były przecież te same – bronić pokoju w Europie.

– Winę ponoszą Londyn i Paryż, które nie dały Piłsudskiemu alternatywy i musiał sam ułożyć sobie relacje z dwoma wielkimi sąsiadami. Dlatego w imię polityki równowagi w 1932 r. porozumiał się z Moskwą, a dwa lata później z Berlinem. Zgadzam się tu w pełni z prof. Markiem Kornatem, który broni decyzji podjętych wówczas w Warszawie. Piłsudski oczywiście wiedział, że oba dokumenty dają Polsce tylko chwilę oddechu. Nie miał żadnych złudzeń, że Niemcy mogą wcześniej zaatakować. Niestety się nie pomylił.


Prof. Joshua D. Zimmerman – Amerykański historyk, wykłada w Yeshiva University w Nowym Jorku. Autor m.in. wydanej w Polsce książki „Polskie Państwo Podziemne i Żydzi w czasie II wojny światowej (Warszawa 2018). Publikuje w „Washington Post”, „Politico”, „Daily Beast”, „Kyiv Post”, „EngelsbergIdeas” i „Times of Israel”.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


The Sanctification of George Soros

The Sanctification of George Soros

JAMES KIRCHICK


How the left stopped worrying about Soros the billionaire and learned to love Soros ‘the Jew’.

.
SIMON DAWSON/BLOOMBERG VIA GETTY IMAGE

.

Two weeks ago, George Soros took to the op-ed pages of the largest paid circulation newspaper in the United States to explain why he has spent tens of millions of dollars backing progressive district attorney candidates across the country. “Americans desperately need a more thoughtful discussion about our response to crime,” the billionaire philanthropist began in a piece for The Wall Street Journal titled, “Why I Support Reform Prosecutors.” Decrying the “demagoguery and divisive partisan attacks that dominate the debate and obscure the issues,” Soros elucidated his reasons for championing prosecutors who support, among other things, abolishing cash bail, reducing prison time for violent offenders, and declining to prosecute whole categories of crime altogether.

The scope of Soros’ efforts has been extensive. Through a combination of direct contributions to candidates, subventions to political action committees, and funding of other third party groups via his Open Society Foundations, Soros has spent upwards of $40 million over the past decade helping to elect some 75 prosecutors in metropolitan areas ranging from Los Angeles to Philadelphia, Manhattan to St. Louis. His pursuit of this agenda has been met with no small amount of controversy, and in some cases active resistance. In San Francisco, the Soros-backed District Attorney Chesa Boudin lost a recall vote earlier this year following a disastrous tenure marked by sharp increases in both violent and petty crime rates. George Gascon, a Soros-backed prosecutor in Los Angeles, will also face a recall. It was no doubt in response to the backlash his public efforts have caused that Soros decided, not unreasonably, to defend his political interventions. “I have done it transparently,” he wrote in the Journal of his massive outlays, “and I have no intention of stopping.”

All well and good. America is a free country, and Soros has every right to spend his vast fortune however he wants within the boundaries of the law, as well as to justify that spending in the public square. The same applies to those of us inhabiting lower tax brackets, who have no less a right to criticize Soros for how he’s trying to influence American public life—which, to repeat, he is very much, and by his own admission, trying to do. That extremely rich people with grand ideological designs should not be immune to criticism—indeed, that they should be subject to even more of it than the rest of us—is a pretty widely accepted view in America, especially on the political left, where the maxim “behind every great fortune lies a great crime” has long been a guiding principle. Indeed, one might go so far as to say that this lack of deference to the wealthy and the titled is one of our major distinguishing national characteristics.

Or used to be. A week after Soros published his piece in the Journal under his own name, proudly and defiantly justifying his expenditure of vast sums aimed at sparking a revolution in the administration of municipal criminal justice, Florida Sen. Marco Rubio introduced an amendment to the $750 billion climate and tax bill aimed at stymying this agenda by providing funds for local law enforcement to keep violent criminals behind bars. The measure had no chance of passing, and when the Democrat-led Senate predictably rejected it, Rubio took to Twitter. “The democrats just blocked my effort to try & force Soros backed prosecutors to put dangerous criminals in jail,” he tweeted in complaint.

What followed was the sort of Pavlovian response one has come to expect from progressive politicians, activists, journalists, and other social media impact influencers whenever the name of their benefactor is invoked.

Soros, in case you couldn’t tell, happens to be Jewish, a fact that has absolutely nothing to do with his ideas about criminal justice reform, or with Rubio’s opposition to them. Yet it was this utterly irrelevant detail of Soros’ birth that the progressive hive mind seized upon, spurring its minions to attack an unsubstantiated presumption about Rubio’s motives to the exclusion of his substantive arguments. The rebuke from American Federation of Teachers President Randi Weingarten was particularly rich in light of her response to parents upset about their children being denied in-person schooling during the pandemic. “American Jews,” she said in April 2021, “are now part of the ownership class.”

Put aside the merits of the criminal justice policies Soros is trying to advance with his humongous largesse. Also put aside the fact that, while he was alive, the right-wing Jewish casino magnate Sheldon Adelson was routinely denounced by progressives in terms that, by their own lights, are no less “antisemitic” than what they accuse Rubio of fomenting. The question before us today is whether, in the course of criticizing activities that the country’s biggest progressive donor has undertaken “transparently” (his word), it is possible to even utter his name without being accused of bigotry.

The argument that the mere mention of the name “Soros” is tantamount to antisemitism, which is effectively the position of the progressive political, media, and activist elite, is made entirely in bad faith. Stating the plain and observable fact that some prosecutors are “Soros-backed” is no more of an attack on Jews than the broadcaster Soledad O’Brien’s warning to “full-time Florida residents,” an antisemitic dog whistle about God’s waiting room. If the mind of a Soros supporter, upon hearing his name, races immediately to an image of a “Jew,” and one who serves as a stand-in for “the Jews,” it’s probably not the motives of the critic that need questioning. The impulse to connect “Soros” with Judaism and Jewishness is not unlike the bigotry that associates the term “monkeypox” with Black people. It’s a form of essentialism that expects us to agree with the antisemites that “being Jewish” is somehow relevant to what Americans like Soros (or right-wing Jewish billionaires, for that matter) do with their time and money.

Those engaging in this rhetorical tactic are certainly not pursuing the “thoughtful discussion” that Soros says we “desperately need,” but rather the “demagoguery and divisive partisan attacks” he denounces. Worse, they’re minimizing the threat posed by actual antisemitism by cheapening the accusation.

It wasn’t so long ago that one could scrutinize Soros’ widely disseminated beliefs and well-documented activities without fear of being called a Nazi. “Is the speculator and philanthropist a one-man foreign-policy machine or an unregulated billionaire with a messiah complex?” The New Yorker asked in a long, critical profile of Soros published in 1995. No one thought this allusion to history’s most famous Jew was antisemitic. In a sketch aired during the 2008 subprime mortgage crisis, Saturday Night Live depicted Soros as a sinister currency speculator, single-handedly deciding the fate of the U.S. dollar and manipulating American politicians. “Multi-billionaire Hedge Fund Manager; Owner, Democratic Party” read the chyron under his name, displayed during a press conference at which he instructs a random man to sell him his wife.

In 2016, just as Soros was initiating his progressive prosecutor project, Politico reported the details in language that, by today’s standards, would lead to a denunciation as if it was published in Der Stürmer. “Democratic mega-donor George Soros has directed his wealth into an under-the-radar 2016 campaign to advance one of the progressive movement’s core goals—reshaping the American justice system,” the story began. The $3 million Soros had spent by then on just seven DA races exceeded “the total spent on the 2016 presidential campaign by all but a handful of rival super-donors.” As Soros planned to up his giving, “more local candidates should prepare for the shock of one of the biggest donors in American politics flooding their neighborhoods with ads.”

What accounts for this dramatic restriction in acceptable discourse regarding one of America’s most powerful private citizens? How is it that so many intelligent people who pride themselves on their capacity for making elegant distinctions and holding nuanced views about ethnic prejudice could bring themselves to spout such reductionist nonsense, denying the obvious reality that an increasing number of key district attorney races in American cities rise or fall on the interest and engagement of a New York billionaire, while also attempting to silence frank descriptions of that reality by portraying them as a species of bigotry?

The answer, as with so much of what ails us today, lies with another New York billionaire—in this case not so much the man himself as the response he’s engendered. There were a lot of things we were able to discuss in this country Before the Trump Era (BTE) with a degree of sanity—that is, before the Manichean spirit of the “resistance,” with its “no enemies on the left” mentality of the pre-World War II-era Popular Front, seized the minds of our intellectual class. But that was before the sanctification of George Soros—a man who, like the rest of us, has done both good and ill, but whose name we must now only utter in reverence, lest we be suspected of harboring wicked thoughts.


James Kirchick is a Tablet columnist and the author of Secret City: The Hidden History of Gay Washington (Henry Holt, 2022). He tweets @jkirchick.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


A ‘Lebanese Hero’: Iranian Outlet Praises Assailant Behind Attempted Murder of Novelist Salman Rushdie

A ‘Lebanese Hero’: Iranian Outlet Praises Assailant Behind Attempted Murder of Novelist Salman Rushdie

Ben Cohen



.

Hours after the assassination attempt on Friday upon the celebrated Anglo-Indian novelist Salman Rushdie, pro-Iranian and pro-Hezbollah social media feeds lit up with praise for the alleged assailant, 24-year-old Hadi Matar of Fairview, NJ.

At least one prominent Iranian Twitter account associated with the website “Iran in Arabic” — which describes itself as “part of a comprehensive official Iranian media organization” — posted a graphic with a photograph of Matar placed next to one of Rushdie. The tweet described Matar as a “Lebanese hero who stabbed Satan Salman Rushdie, author of The Satanic Verses, in which he insulted the Prophet of guidance and mercy, the Messenger of God, Muhammad.”

The tweet was deleted shortly after being posted, but was shared multiple times. The “Iran in Arabic” website, which was featured in the Twitter graphic, carries reports and articles from official Iranian media outlets translated into Arabic, along with information aimed at Arab citizens seeking to study or work in Iran.

The target of a “fatwa” (edict) demanding his murder issued by the late Iranian leader Ayatollah Khomeini following the publication of his novel “The Satanic Verses” in 1988, regarded by Islamists as blasphemous, the 75-year-old Rushdie was stabbed several times in the neck and torso as he was about to deliver a lecture at the Chautauqua Institution in western New York. The novelist, who previously spent ten years in hiding because of the “fatwa,” was ferried by helicopter to a nearby hospital for emergency surgery.

Several other Arabic and Farsi language posts on Twitter on Friday afternoon celebrated the attack on Rushdie.

One account bearing a photograph of Sheikh Hassan Nasrallah, the leader of the Lebanese terrorist organization Hezbollah, published an image of Matar being arrested by New York State Police officers, alongside a message declaring him to be the “Lebanese champion from the South who stabbed the apostate Salman Rushdie.”

Another tweet, posted alongside a video of Nasrallah speaking, declared that the “honorable fatwa has been implemented today,” adding that the alleged assassin was a “hero.”

Some commenters noted that the tweets, including the one from “Iran in Arabic,” had identified a different individual as the alleged assassin before the US media named Matar as the suspect.

Official Iranian news outlets refrained from claiming direct responsibility for the attempted slaying of Rushdie. Press TV, the regime’s English-language broadcaster, described Rushdie as “the author of a blasphemous anti-Islam book,” underlining that “Imam Khomeini, the founder of the Islamic Republic, issued a fatwa (religious decree) calling for Rushdie’s death.”

One Iranian official told the official news agency IRNA that he was convinced the attack on Rushdie was a US “false flag” operation.

“Isn’t it odd that as we near a potential nuclear deal, the US makes claims about a hit on Bolton, and then this happens?” said Mohammad Marandi, a senior advisor to the Iranian delegation attending talks in Vienna aimed at reviving the 2015 nuclear deal. Marandi was referring to the foiled assassination attempt on former US national security adviser John Bolton, which resulted in US government charges against a 45-year-old Iranian man, still at large, who is allegedly linked to the regime’s Islamic Revolutionary Guards Corps (IRGC). Revelations of the plot against Bolton came shortly after four Iranians were charged with the attempted kidnapping of Masih Alinejad, an Iranian human rights activist based in New York.

Marandi went on to express satisfaction with the attempt on Rushdie’s life. “I won’t be shedding tears for a writer who spouts endless hatred and contempt for Muslims and Islam, a pawn of empire who poses as a postcolonial novelist,” he said.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com