Archive | 2022/09/12

Wstręt, Żydzi i wielkość narodu

Alfred Dreyfus (Fot. Domena publiczna)


Wstręt, Żydzi i wielkość narodu

Marek Beylin


Wpopularnych wykładniach za każdym konfliktem, kryzysem, za niemal każdą krzywdą narodową bądź indywidualną stali jacyś Żydzi.


Francja musi być wielka i wielka powinna być Polska. Wielkość należy się też Węgrom, Niemcom, Serbii, Hiszpanii, Włochom… Niemal w każdym europejskim kraju rodzimi nacjonaliści, już rządzący bądź ubiegający się o władzę, obiecują swym krajanom wielką ojczyznę. „Wstaniemy z kolan” – krzyczą pospołu od Madrytu, przez Paryż, po Warszawę, niepomni tego, że ta ich wielkość najczęściej zaryje się w błocie i mało komu przyniesie coś dobrego.

Bo chodzi im nie o wielkość mierzoną społecznym dobrobytem czy rozwojem kultury, lecz o taką, która pozwoli dominować nad światem zewnętrznym i we własnych zbiorowościach. Pragną wielkości instrumentów przemocy nad ludźmi, a nie dobrego życia wszystkich.

Wszystkie te siły są spadkobiercami, często nieświadomymi, „sprawy Dreyfusa”. To historia francuskiego oficera, kapitana Alfreda Dreyfusa, którego pod koniec XIX wieku sąd wojskowy skazał za szpiegostwo, choć był niewinny, ale miał żydowskie pochodzenie. To rozorało Francję i nieodwołalnie zmieniło Europę, bo wytworzyła się nowa prawica, lewica i w konsekwencji nowoczesne, trwające w dużej mierze do dziś podziały ideowe. Ustanowiła też ta sprawa wzór hejterskich nagonek, wtedy antysemickiej, nacjonalistycznej oraz prokatolickiej, podtrzymywany w różnych modyfikacjach przez kolejne pokolenia skrajnej prawicy. Także w Polsce. Echa „sprawy Dreyfusa” brzmią zarówno w zabójstwie prezydenta Narutowicza w 1922 r., dokonanego przez endeckiego fanatyka, jak i w obecnych nagonkach PiS na osoby LGBT+ czy nacjonalistyczno-katolickim projekcie edukacji ministra Czarnka.

A o tym, że tamta niby dawna afera wciąż trwa, błyskotliwie opowiada Jolanta Kurska w książce „Wieczny powrót Dreyfusa”.

Gdy w 1894 r. aresztowano Dreyfusa za szpiegostwo na rzecz Niemiec, a następnie skazano na dożywocie, jedynie garstka bliskich upierała się przy jego niewinności. Nie mieli jednak szans w konfrontacji z armią, Kościołem, formacjami konserwatywnymi i zwłaszcza z antysemityzmem. Toteż nawet gdy po ponad roku zaczęły wypływać dowody na niewinność Dreyfusa i na to, że armia sfałszowała proces, gdy w efekcie wiele demokratycznych środowisk, w tym intelektualistów, stanęło z rozmachem po stronie niewinnego, i tak większość Francji wolała wierzyć wojskowym, biskupom i rodzimym konserwatystom.

Kurska trafnie zauważa, że choć ten skandal podzielił i rozgorączkował Francję, to „dreyfusardzi”, obrońcy Dreyfusa, nigdy nie tworzyli większości. Ba, drugą najgłośniejszą ofiarą tej afery był pisarz Émile Zola. Po publikacji słynnego manifestu „J’accuse” (Oskarżam), w którym oskarżał wojskowych o sfałszowanie procesu, uporczywe kłamstwa i szkodzenie republice, piętnował antysemityzm, ukazywał hipokryzję Kościoła oraz wyznawców winy kapitana, został skazany na rok więzienia za obrazę armii. „Wyprujcie mu flaki” – pisano w prasie.

Owszem, Dreyfus doczekał się w końcu ułaskawienia i rehabilitacji, wrócił do armii, nawet awansował. Ale narodowa gorączka pozostała. Bo „sprawa Dreyfusa” szybko, gdy tylko wybuchła, stała się „sprawą Republiki”, wielkim sporem o to, czy powinna trwać, a jeśli tak, to w jakiej formie.

Okładka ukazującego się w milionowym nakładzie dziennika  'Le Petit Journal' przedstawiająca Dreyfusa w więzieniuOkładka ukazującego się w milionowym nakładzie dziennika ‘Le Petit Journal’ przedstawiająca Dreyfusa w więzieniu  Fot. Alamy Stock

ŻYD ZAWSZE WINNY

Po jednej stronie stanęli zwolennicy republikańskich wartości: praw człowieka, sprawiedliwości dla każdego niezależnie od wyznania czy pochodzenia, prawdy jako ostoi ładu. Po przeciwnej były armia, Kościół, rozmaite formacje konserwatywne. Głosiły one odmienną wizję Francji, opartą na tradycyjnym porządku, zasadzie niekwestionowanego autorytetu władzy, nacjonalizmie, w tym antysemityzmie, oraz trwałej hierarchii społecznej, najpełniej gwarantowanej przez wojsko i instytucje kościelne. W tym obozie spotykali się monarchiści z konserwatywnymi republikanami, katolicy i niewierzący, lewicowcy i ultrareakcjoniści, lud i elity.

Łączyła ich negacja, jak określali Francję, „żydowskiej republiki”, Francji rzuconej na kolana przez Niemcy i gniecionej przez Żydów oraz wszelakich obcych. Francji nierządnej i skazanej na „dekadencję” za sprawą demokracji i praw obywatelskich.

Francji negującej dotychczasowe hierarchie, więc także władzę tradycyjnych elit, gwarantujących jedyną drogę do siły państwa i narodu. A głównym spoiwem tych zróżnicowanych szeregów stały się antysemityzm i ksenofobia. Toteż zdarzało się, że tłum wybijał Żydom szyby w oknach, śpiewając „Marsyliankę”, hymn republiki powstały podczas rewolucji francuskiej.

Z tak wszechwładnym przeciwnikiem Dreyfus nie miał szans. Jako Żyd musiał być winny, także wbrew prawdzie, ponieważ antysemicka wiara była zbyt święta, by narażać ją na uszczerbek. Co zresztą czołowy nacjonalista i antysemita Charles Maurras przyznawał bez ogródek. Wina Dreyfusa została bezpowrotnie przesądzona, gdy w 1895 r., podczas publicznej degradacji skazanego, tłumnie zebrani ludzie skandowali: „Śmierć Judaszowi!”, „Śmierć Żydom!”.

Tylko pozornym paradoksem jest to, że sam Dreyfus, wierny człowiek armii, nie różnił się mentalnie od tych, którzy go skazali. Najpewniej gdyby taka sprawa przydarzyła się komuś innemu, broniłby honoru armii i autorytetu hierarchii jak absolutna większość jego kolegów. Tyle że taki Dreyfus, nieodróżnialny od innych oficerów, asymilowany francuski republikański nacjonalista, był według antysemitów szczególnie groźny dla Francji. Infekował ją skrycie i podstępnie. Czyli winny tak czy owak. Podobnie zresztą widzieli zasymilowanych Żydów nacjonaliści antysemici we wszystkich krajach, w tym polscy endecy. Hasło „Żyd zawsze obcy” brzmiało w całej Europie.

Bo antysemityzm nie był tylko francuską specjalnością. Ani jedynie wyposażeniem nacjonalistycznych elit. W ostatnich dekadach XIX wieku stał się najpowszechniejszym wyznaniem w Europie. Był fobią międzynarodową, transklasową, transpartyjną, transideową i transreligijną. Przenikał wszystkie sfery życia: od polityki i wielkiego biznesu po kulturę i aktywność fizyczną – zdrowe nieżydowskie ciało miało

Kpt. Alfred Dreyfus (1859-1935), artylerzysta, oficer żydowskiego pochodzenia. W 1894 r. został niesłusznie oskarżony o zdradę i skazany na dożywocie. Jego sprawa wywołała kryzys polityczny i podzieliła FrancuzówKpt. Alfred Dreyfus (1859-1935), artylerzysta, oficer żydowskiego pochodzenia. W 1894 r. został niesłusznie oskarżony o zdradę i skazany na dożywocie. Jego sprawa wywołała kryzys polityczny i podzieliła Francuzów  Fot. Alamy Stock

W „Ulissesie” Jamesa Joyce’a, opublikowanym w 1922 r., a dziejącym się jednego czerwcowego dnia 1904 r., pewien dyrektor szkoły opowiada dowcip: „Powiadają, że Irlandia ma honor być jedynym krajem, który nigdy nie prześladował Żydów. (…) A wie pan dlaczego? (…) Dlatego że ich nigdy nie wpuściła” (przeł. Maciej Świerkocki). Ta powieść wydobywa też charakterystyczny dla antysemityzmu ton: o wpływach Anglii, kolonizatora Irlandii, mówi się, że są to wpływy żydowskie. Podobnie myślano wszędzie. W popularnych wykładniach za każdym konfliktem, kryzysem, za niemal każdą krzywdą narodową bądź indywidualną stali jacyś Żydzi.

Antysemityzm stał się więc w Europie tyleż naturalnym i masowym, co szacownym składnikiem rozmaitych światopoglądów, od lewicy do prawicy. Toteż zgodnie z duchem epoki łatwo było popaść w antyżydowskie uprzedzenia; ich odrzucanie czy wyzwalanie się z nich wymagało znacznego wysiłku. Zwłaszcza we Francji. Francuzi dorobili się bowiem wielkiej biblii antysemityzmu. Wydana w 1886 r. „La France juive” (Żydowska Francja) mało znanego wcześniej dziennikarza Éduarda Drumonta, dwutomowa cegła licząca 1200 stron, jak i jej krótsza wersja doczekały się do 1914 roku dwustu wydań. Ten narodowy bestseller przydał antysemityzmowi popularności oraz rangi poważnego światopoglądu. Drumont zespolił różne nurty tej fobii w jeden amalgamat. Połączył zwłaszcza tradycyjny antysemityzm chrześcijański i ludowy antykapitalizm z nowoczesnym antysemityzmem klasowym, czyli demaskacją kapitalizmu wraz z jego wyzyskiem i nadużyciami. A wszystko to opakował w modne teorie rasistowskie, czyniąc z Żyda monstrum obcości. W tej wersji władza pieniądza, spekulacje i wszelkie niesprawiedliwości wiązały się z przede wszystkim władzą żydowską.

Symbolem tego zła, sztandarem „żydobanksterstwa”, stało się nazwisko Rotschild.

Siłę oddziaływania tego antysemickiego stereotypu pokazuje to, że sto kilkadziesiąt lat później, gdy Emmanuel Macron ubiegał się o prezydenturę Francji, jego adwersarze z lewicy i prawicy, wypominając mu, że pracował na wysokim stanowisku w banku, stale podkreślali, że był to bank Rotschilda.

Nadzwyczaj nośna okazała się również formuła „żydowskiej republiki” przeciwstawiona ludowi, wierze katolickiej oraz proletariatowi. Pojęcie „żydowskiej republiki” wędrowało po ideowych polach lewicy i prawicy. Spora część lewicy dała się uwieść antykapitalistycznemu antysemityzmowi, większość nie przystąpiła do aktywnego antysemityzmu, ale pozostawała nań obojętna, nie widząc w nim nic szkodliwego. W efekcie korzystała z podręcznego antysemickiego języka: w ówczesnej prasie socjalistycznej łatwo znaleźć epitety: „parch” czy „żydziak”, choć występowały rzadziej niż w publikacjach prawicy czy wydawnictwach katolickich.

Ba, z Drumontem kolegował się Jean Jaurès, jedna z najszlachetniejszych postaci francuskiej lewicy i pewno w ogóle Francji kilku dekad końca XIX i początku XX wieku. I właśnie Jaurès, przywódca socjalistów, wyprowadził podczas „sprawy Dreyfusa” większość swej formacji z objęć antysemityzmu i skierował ją do socjalizmu demokratycznego, wyzbytego uprzedzeń pochodzeniowych i stawiającego na równość praw dla wszystkich (mężczyzn, rzecz jasna, prawa kobiet leżały odłogiem wtedy i jeszcze długo potem). Z pełną mocą antysemityzm na lewicy odrodzi się dopiero w powojennym komunizmie, także w niektórych zachodnich partiach komunistycznych, choćby francuskiej.

Alfred Dreyfus na portrecie z lat 90. XIX wieku Alfred Dreyfus na portrecie z lat 90. XIX wieku   Fot. AP

FABRYKI KŁAMSTWA

Bo „sprawa Dreyfusa” zmieniła polityczną geografię antysemityzmu. W dużej mierze wyprowadziła go z lewicy i formacji centrowo-demokratycznych. Umocniła także podobny trend w innych krajach europejskich. Oczywiście antyżydowskie fobie nadal tam trwały, ale głównie jako wstydliwy margines ruchów.

Konflikt wokół Dreyfusa unowocześnił też nacjonalistyczno-antysemicką prawicę. Odtąd tak we Francji, jak w Europie takie formacje umiejętniej odwoływały się do ludu, przejmując choćby od przeciwnego obozu wątki społecznej sprawiedliwości. Potrafiły też sprawniej przyciągać elity intelektualne. No i, co wnikliwie pokazuje Kurska, nauczyły się, jak słowem i obrazem, czyli karykaturami zamieszczanymi w masowej prasie, przekonująco fabrykować fałszywe informacje i mowę nienawiści.

Gdy dziś oburzamy się na zalew kłamstw i agresji płynących z PiS-owskich mediów, pamiętajmy, że korzenie tych manipulacji tkwią w „sprawie Dreyfusa”. Zmieniły się techniki nagonek na „zdrajców” i „obcych”, lecz sam mechanizm pozostaje ten sam. Takich łączników ze współczesnością jest więcej, co książka Kurskiej wyraziście uprzytomnia.

Przede wszystkim przeciwstawienie wielkości narodu i strasznej dekadencji niszczącej narodowe moce. Dekadencji na ogół „żydowskiej”, ale też nierzadko płynącej w ogóle od „obcych”, a wyrażającej się w emancypacjach społecznych, demokratycznym rozluźnianiu hierarchii, nowych prądach w kulturze. W tej kwestii prezes Kaczyński czy minister Czarnek niczego nie wymyślili. Strasząc dekadencją lub „rewolucją genderową”, które, jak twierdzą, zagrażają wielkości i spójności narodu, wykorzystują tylko wzory powstałe podczas antysemickiego wzmożenia w tamtym czasie.

Dokonało się również wtedy masowe upolitycznienie pojęcia „wstrętu” i związanie go z Żydami. Dostrzegł to Zola, którego tekst zamieściła Kurska w swej książce.

„Ludzie mówią – także moi przyjaciele – że ich po prostu nie cierpią, że sam dotyk ich dłoni budzi u nich dreszcz wstrętu. To fizyczna odraza, wstręt jednej rasy do drugiej (…) Fizyczna odraza jest dla nich dobrym lub wręcz jedynym powodem nienawiści” – pisał Zola w 1896 r.

Potem przez dekady „wstręt” stanowił podstawowe wyposażenie antysemityzmu i jego propagandy. A gdy wskutek Zagłady stracił on rangę światopoglądu szacownego czy neutralnego, „polityka wstrętu” pozostała na służbie innych fobii. Trwała w uprzedzeniach rasowych, klasowych i antyfeministycznych. W Polsce zaś objawiła swą moc także w pogromowych nagonkach PiS-u przeciw osobom LGBT+. Podobieństwo tych dwóch fabryk nienawiści, antysemickiej i przeciw LGBT+, rzuca się w oczy nie bez przyczyny, ponieważ ta obecna wyrosła z tamtej dawnej.

Także podczas „sprawy Dreyfusa” rozkwitł w masowej skali w kręgach nacjonalistyczno-antysemickich oraz kościelnych mechanizm przedstawiający słabszych jako wielką złowrogą siłę. Wtedy odnosił się głównie do Żydów i rozmaitych „obcych”, cudzoziemców i protestantów. Dziś też cieszy się wielkim powodzeniem w formacjach nacjonalistyczno-populistycznych czy „faszoidalnych”. A do ohydnej perfekcji doprowadzili go PiS i wódz Węgier Orbán. Widzimy to choćby w uderzeniach w uchodźców o odmiennych kolorach skóry. Zwłaszcza Kaczyński sprawnie złączył „politykę wstrętu” z perswadowaniem, że ci przybysze, w tym dzieci, kobiety, ludzie wykształceni, zniszczą Polskę i jej tożsamość. Choć w rzeczywistości takiego podboju miałaby dokonać garstka, kilka-kilkanaście tysięcy osób.

Na co dzień słyszymy też w Polsce i na Węgrzech o wielkiej inwazji środowisk LGBT+. Według propagandy PiS (podobnej do orbánowskiej) te osoby chcą wyzuć Polki i Polaków z tożsamości i dokonać – wspólnie z Niemcami i Brukselą – nowego rozbioru ojczyzny.

Tak kontynuowana jest dawna antysemicka propaganda, zgodnie z którą Żydzi pragnęli rzucić Francję na kolana i uczynić ją podległą obcym mocarstwom.

Także wtedy, gdy postaciował się nowoczesny nacjonalizm, formował się zarazem specyficzny sojusz tego światopoglądu z Kościołem. Kurska wnikliwie pokazuje pewną jego odmianę, która dziś w Polsce stała się nader częsta. Dla sztandarowych francuskich nacjonalistów intelektualistów z tamtej epoki Maurice’a Barrèsa i Maurrasa „nie wiara katolicka była najważniejsza, lecz Kościół katolicki jako instytucja zhierarchizowana, stojąca na straży uświęconego porządku, tradycji i obyczajów (…) Ówcześni zwolennicy sojuszu ołtarza z tronem byli to często niewierzący pisarze, publicyści i artyści”. Maurras uważał zresztą samą religię chrześcijańską za niedorzeczny żydowski wymysł.

Ta ich postawa nie stanowiła wyjątku. Podobnie postrzegał Kościół choćby Roman Dmowski i spora część endecji. Ale gdy dziś patrzę na zachowania wielu biskupów i księży w Polsce, na ich mowę nienawiści i „politykę wstrętu”, myślę sobie, że rządzą tym Kościołem głównie „dmowszczyzna”/„maurrasizm”. Kościół skupia się bowiem na walce o zachowanie władzy instytucjonalnej. Toteż Chrystus musi przegrać z Dmowskim.

„Sprawa Dreyfusa” trwa więc wciąż, także w Polsce, w różnych postaciach. I nic nie wskazuje na to, by zniknęła w przyszłości. Tym bardziej więc powinniśmy rozpoznawać, co nas z nią łączy. A książka Jolanty Kurskiej nam to ułatwia.


Jolanta Kurska, „Wieczny powrót Dreyfusa”, Dialog, 2022


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Russia is losing in Ukraine – who will it blame? Analysis

Russia is losing in Ukraine – who will it blame? Analysis

SETH J. FRANTZMAN


If Moscow can blame its Ukrainian separatist partners for its failures, perhaps Russia can save face.
.

Service members pose for a picture with a Ukrainian national flag in the village of Vasylenkove, recently liberated by Ukrainian Armed Forces, amid Russia’s attack on Ukraine, in Kharkiv region, Ukraine, in this handout picture released September 10, 2022. / (photo credit: Press service of the Territorial Defence of the Ukrainian Armed Forces/Handout via REUTERS)

Russia’s state-owned TASS news agency published an interesting article on Sunday. The article quoted the head of the “Donetsk People’s Republic,” a breakaway republic that Russia has recognized as a country but which is actually part of Ukraine.

The article claimed that Denis Pushilin, the head of the separatist area, “said the situation along the combat line in the Donetsk People’s Republic is tense but the forces of the people’s militia hold it under control.” In reality, Russia and pro-Moscow forces in the DPR have been seeing huge setbacks as a Ukrainian offensive pushes them back.

The article appears to have been written in order to highlight the failure of the DPR, this breakaway area that Moscow set up as a fake country. Moscow has used the separatist area to fight Ukraine, and as a location in which to put on trial some foreign volunteers and Ukrainians captured by Russian troops.

Russia has been trying to fight the war against Ukraine using non-Russians. Moscow has used the people of Donetsk to fight their fellow Ukrainians since 2014, when Russia first invaded Ukraine and annexed Crimea and set up the Donetsk and Luhansk People’s Republics.

“The situation of the frontline is tense but under control,” the DPR head told TASS. The report also included a claim that DPR forces were “still in control of the airport,” and said “Pushilin described some Ukrainian reports that Kyiv’s forces took the airport as false.”

A man stands next to a business and entertainment centre heavily damaged by a Russian military strike, amid Russia’s attack on Ukraine, in Kharkiv, Ukraine September 9, 2022 (credit: REUTERS/VIKTORIIA YAKYMENKO)

Pro-Russian forces reportedly complained about NATO-supplied equipment.

A disguised Russian retreat 

A second article from TASS said Russian troops were “regrouping” and “redeploying.” These are the propaganda terms used by authoritarian regimes when their forces are retreating.

“In order to achieve the declared goals of the special military operation for the liberation of Donbass, it was decided to regroup the Russian forces stationed near Balakleya and Izyum to boost efforts in the Donetsk direction,” the Russians said.

“According to the Russian Defense Ministry spokesman, for that purpose, an operation of reorganizing and redeploying the Izyum-Balakleya grouping to the Donetsk People’s Republic has been carried out in the past three days,” the report said

Ukraine’s successful counteroffensive

OVERALL, THE recent picture in Ukraine has been one of a successful operation to push back the Russians. In the last days of August, the Ukrainians launched a counter-offensive on the Kherson front line near Mykolaiv. A week later, Ukraine launched a second offensive in the area of Kharkiv.

While it is not entirely clear how well the advances have proceeded on both fronts, the overall appearance is that Ukraine has used a feint in the south to distract the Russians, while the main attack was in Kharkiv. Reports show the Russians being pushed back and numerous areas being liberated by Ukraine.

Losses have been heavy, however. It remains to be seen if weapons supplied by the West, and advice and training, are paying off, and how Moscow will react.

Russia is attending the Shanghai Cooperation Organization this week alongside other authoritarian regimes. It won’t want to be seen as losing in Ukraine. However, if Moscow can blame its Ukrainian separatist partners for the failure and pretend it is fighting the war with these proxies, then perhaps Russia can save face.

Moscow has been reluctant to commit huge numbers of troops and planes to Ukraine, preferring to fight an operation with one hand tied behind its back. This is because Russia wants to fight this war using other people. It hopes to destroy Ukraine without having to sacrifice ordinary Russians, and risk calling into question President Vladimir Putin’s leadership. In short, Russia wants an easy war in which others pay the price for its policies.

What happens when the price begins to grow for Moscow and the humiliation grows?

What happens as the cost of this war and the humiliation of its defeats continue to grow? Russia has already been pushed back on other front lines since it invaded on February 24. At each turn for the worse for Moscow, the regime has shrugged off losses of equipment, launched a few cruise missiles and then settled in for more attrition on the battlefield.

This indicates that Moscow thinks time is on its side. It thinks if it fights in Ukraine for years, as it did in Syria and elsewhere, that somehow it will begin to win because the fighting is done on Ukrainian land. For instance, Europe’s largest nuclear plant at Zaporizhzhia has now been shut down. Clearly, Moscow’s goal is to do war on the cheap, terrorize Ukraine, use proxies and minorities from Russia’s periphery to fight the war, and starve Ukraine of resources. Russia has, for example, tried to take over the trade of grain and other resources.

It’s unclear if Russia will react to the recent Ukrainian offensive. If it prefers to use separatists and proxies to fight and then abandons them or blames them for the debacle, Moscow could be setting up a stratagem that enables it to save face by blaming others. If Russia feels it is losing too much material, it might respond with more attacks on Ukrainian cities. The question is whether NATO powers have equipped Ukraine with the right weapons and defenses to stop any Russian reaction.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


News From Israel- September 11, 2022

News From Israel- September 11, 2022

ILTV Israel News


Iran refusing to back down from demands that may soon tank nuclear talks. And of course, Tehran blaming Israel in the process.

Israel joining the world in paying last respects to her majesty, the late Queen Elizabeth II.

Gal Gadot no longer the only Israeli actress to get the superhero treatment – as Shtisel and Unorthodox star, Shira Haas joins the MCU…


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com