Siedziba Centralnego Archiwum Wojskowego w Forcie Legionów w Warszawie (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe)
Klątwa Fortu Legionów. Liczba ofiar może sięgać setek
Niemcy schwytali stu agentów wywiadu strategicznego i kilkuset wywiadu płytkiego. Gestapo aresztowało ich w domach, w pracy oraz w przypadku żołnierzy w jednostkach Wehrmachtu.
Jak to możliwe, że jedna z największych tajemnic II Rzeczpospolitej tak łatwo wpadła w ręce Niemców? Teczki z Fortu Legionów, które przejął okupant, stały się przyczyną śmierci wielu ludzi. Po wojnie służyły zaś komunistom do prześladowań „dwójkarzy”.
Gdy nad ranem 31 stycznia 1940 r. gestapo zapukało do drzwi mieszkania Wiktora Katlewskiego, ten zapewne nie spodziewał się, że właściwie to puka do niego śmierć. Był przykładnym obywatelem III Rzeszy, miał kochającą żonę i dobrą pracę urzędnika. Co więcej, kontuzja, której nabawił się przed laty, chroniła go przed frontem. A jednak…
W mieszkaniu Wiktora i jego żony Käthe znaleziono blisko pięć tysięcy marek, „aparat Leica, dalsze dwa aparaty fotograficzne, sprzęt powiększający oraz dużo innego sprzętu fotograficznego” – jak potem ustalił sąd. To nie pozostawiało wątpliwości co do zajęcia, jakim trudnił się Katlewski – był on bowiem szpiegiem. Polskim szpiegiem.
Sąd Wojenny Rzeszy pół roku później skazał go na karę śmierci; wykonano ją 19 sierpnia 1940 r. Käthe została uniewinniona – w czasie procesu wyparła się męża i współpracowała z prokuratorem.
Na karę śmierci skazany został także Konrad Smoczyński, krewny Katlewskiego. Śledztwo ustaliło, że to właśnie Smoczyński skontaktował Katlewskiego z polskim wywiadem. Smoczyński zginął tego samego dnia.
A jeszcze trzy lata później Witold Langenfeld, były pracownik bydgoskiej ekspozytury Oddziału II, a obecnie wysoki oficer polskiego wywiadu na uchodźstwie i najbliższy współpracownik majora Jana Henryka Żychonia, przekonywał, że agent „Wiktor” wciąż żyje i szukane są możliwości dotarcia do niego.
Major Żychoń zadbał o swoich ludzi
Jako księgowy z Urzędu Uzbrojenia Kriegsmarine Katlewski przed wojną wynosił z pracy cenne dokumenty i przekazywał je Polakom. Materiały obejmowały również informacje o niemieckich bateriach nabrzeżnych. Już w czasie wojny alianckie naloty prowadzone były na podstawie tych wiadomości. O śmierci Katlewskiego Polacy dowiedzieli się dopiero w połowie 1943 r. od Brytyjczyków, którzy zdobyli materiały na jego temat w północnej Afryce, przejąwszy dokumenty niemieckich sztabowców.
Henryk Jan Żychoń
Wiktor Katlewski i Konrad Smoczyński nie byli jedynymi polskimi agentami, którzy zapłacili najwyższą cenę za współpracę z Oddziałem II. Liczba „ofiar Fortu Legionów” sięga setki, a może setek ludzi.Ochrona własnych agentów to kluczowe zadanie każdego wywiadu: należy dołożyć
wszelkich starań, by informacje o ich pracy nigdy nie dostały się w ręce wrogich państw. Major Jan Henryk Żychoń, w latach 1930-39 szef bydgoskiej ekspozytury Oddziału II, wiedział o tym doskonale. Dlatego we wrześniu 1939 r., wycofując się zgodnie z rozkazem z Bydgoszczy, a potem opuszczając Polskę, zniszczył materiały ekspozytury. Paląc dossier agentów, ratował ich życie. Wiedział też, że wielu z nich może się jeszcze przydać – byli przecież włączeni do sieci tworzonych na wypadek wojny.
Niemcy próbowali zdobyć dokumentację bydgoskiej ekspozytury. Gdy tylko 5 września weszli do miasta, natychmiast specjalna jednostka Einsatzkommando 1/IV (należąca do Einsatzgruppe IV), ze Sturmbannführerem SS Helmutem Bischoffem na czele, zajęła dawną siedzibę ekspozytury nr 3. Niemcy wtargnęli do budynku. Gmach był zupełnie pusty. „Pozostały tylko szafy żelazne otwarte bez kluczy” – pisał Żychoń. Przy innej okazji dodawał, że „w kasach placówki pozostał tylko czysty papier i ołówki”.
Także swoje mieszkanie służbowe Żychoń starannie opróżnił. Jedynie na biurku zostawił wizytówkę z nadrukiem „Jan Żychoń. Major W.P.”, a na wizytówce dopisał: „Götz von Berlichingen”. Niemcy dobrze znali tę postać, uwiecznioną przez Johanna Wolfganga Goethego w dramacie o takim właśnie tytule. Gottfried von Berlichingen był XVI-wiecznym rycerzem, symbolem honoru, odwagi i walki do samego końca, któremu wielokrotnie udawało się wyrwać ze szponów śmierci.
Götz von Berlichingen na stalorycie z 1848 r., którego autorem był Albrecht Fürchtegott Schultheiss (1823-1909)
Żychoń „chciał wysłać swoim przeciwnikom sygnał, iż jego żywiołem jest walka i nie poniecha jej bez względu na zmienne koleje losu” – pisał w jednej ze swych prac historyk Wojciech Skóra. Niemcy musieli przyznać, że Żychoń znów wystrychnął ich na dudka.
Abwehra czy SD?
Paląc archiwum bydgoskiej ekspozytury, major Żychoń był pewien, że analogiczne dokumenty znajdujące się w Warszawie spotkał ten sam los. Niestety – Niemcy przejęli je wszystkie. Przez lata kwestia, jak do tego doszło, frapowała historyków.
Archiwum Oddziału II Sztabu Głównego było przechowywane w Forcie Legionów – dawnej części umocnień zbudowanych przez Rosjan wokół Warszawy. Po 1918 r. część konstrukcji wyburzono, ale jeden z fortów „Włodzimierz” – nazwany teraz Fortem Legionów – przeznaczono na składnicę akt wojskowych.
Archiwum Oddziału II było częścią wielkiego zbioru dokumentów. Częścią najbardziej istotną – zawierało wrażliwe dane, w tym dossier agentów wywiadu.
Centralne Archiwum Wojskowe w Warszawie – wnętrze magazynu z aktami, 1931 r.
Niestety, do 1 września 1939 r. nie wydano żadnych instrukcji, co należy zrobić z tymi dokumentami.
Trudno w to uwierzyć, ale im bliżej było wojny, tym mniej uwagi poświęcano archiwum.
Oddział II, zajęty aferą Sosnowskiego, roszadami personalnymi, postawieniem w marcu w stan czujności, po prostu zlekceważył sprawę. Gdy trwały już walki o Warszawę, w chaosie najpewniej… zapomniano o cennych dokumentach.
Warszawa skapitulowała 27 września 1939 r. i Niemcy natychmiast zaczęli szukać materiałów Oddziału II. Dokumentów szukały specjalne grupy Abwehry. Jak pisze Oskar Reile, jeden z oficerów Abwehry, w siedzibie Oddziału II w Pałacu Saskim: „szafę po szafie otwierali specjaliści. Prawie wszystkie były puste”.
Reszta opowiadania Reilego brzmi wręcz niewiarygodnie. Otóż pewien kapitan Abwehry wybrał się na spacer i dotarł do Fortu Legionów. Na miejscu, wiedziony wrodzoną ciekawością, zajrzał do środka i zaniemówił, gdyż „w dużym pomieszczeniu na wielu zapełnionych regałach leżały wielkie paki z napisami: «Attaché wojskowy w Tokio», «Attaché wojskowy w Rzymie i w Paryżu», «Ekspozytura Bydgoszcz»”. Według Reilego trzeba było aż sześciu ciężarówek, by wywieźć ów szpiegowski skarb. Oczywiście wkrótce każda paczka i każda teczka zostały dokładnie przeanalizowane, co „doprowadziło do aresztowania ponad stu osób, które pracowały dla polskiego wywiadu”.
Inną wersję przedstawił w swych wspomnieniach Walter Schellenberg, zastępca szefa kontrwywiadu SD i wówczas wschodząca gwiazda tej służby. Zgodnie z jego relacją to SD – a dokładnie Einsatzkommando 2/IV (druga jednostka Einsatzgruppe IV operującej w Polsce) – na początku października 1939 r. dotarła pierwsza do Fortu Legionów.
Walter Schellenberg (1910-1952) – SS-Brigadeführer, wyższy funkcjonariusz SS, szef wywiadu Sicherheitsdienst (SD)
Niemcy już na długo przed inwazją przygotowywali swoje Einsatzgruppen do działania za linią frontu; miały one zwalczać wszelkie przejawy oporu, rekwirować broń i aresztować osobny podejrzane. Miały też zabezpieczyć archiwalia. Były odpowiedzialne także za bestialskie mordy.
Sto wagonów
Historyk Aleksander Woźny, badacz dziejów Oddziału II, jest zdania, że to właśnie Walter Schellenberg, a nie Oskar Reile, napisał prawdę. Trudno powiedzieć, z czego wzięły się rozbieżności. Może to efekt rywalizacji obu niemieckich służb wywiadowczych?
Tak czy inaczej, obie historie zawierają clou sprawy: dokumenty zostały pozostawione przez Polaków, Niemcy do nich dotarli i wszystko skończyło się tragicznie dla współpracowników polskiego wywiadu. Schellenberg wspominał potem, że „ilość informacji, zebrana przez Polaków, a dotyczących zwłaszcza produkcji zbrojeniowej Niemiec, była zdumiewająca”.
W Forcie Legionów zalegały również akta personalne oficerów, w tym służących w Oddziale II. To też był nie lada skarb. Ponadto w ręce okupanta dostały się dokumenty radiowywiadu, także te związane z pracami nad złamaniem kodu Enigmy, a wśród nich informacje o matematykach próbujących pokonać niemiecką maszynę szyfrującą. Szczęśliwie byli oni już wtedy we Francji, poza zasięgiem Niemców, którzy przechwycili ponadto dokumenty Generalnego Inspektoratu Sił Zbrojnych, akta oddziałów Sztabu Głównego, papiery gabinetu ministra spraw wojskowych, różnych instytucji naukowo-badawczych i zakładów zbrojeniowych…
W sumie potrzebowali blisko stu wagonów, by cały ten materiał wywieźć.
Centralne Archiwum Wojskowe w Warszawie – wnętrze magazynu z aktami, 1931 r.
Wśród akt Oddziału II najbardziej istotna była kartoteka z danymi współpracowników.
Niemcy schwytali stu agentów wywiadu strategicznego i kilkuset wywiadu płytkiego.
Gestapo aresztowało ich w domach, w pracy oraz w przypadku żołnierzy w jednostkach Wehrmachtu.
Jedną z pierwszych ofiar Fortu Legionów był bliski współpracownik majora Jerzego Sosnowskiego, Günther Rudloff z Abwehry. Sosnowski szpiegował Niemców w Berlinie na przełomie lat 20. i 30. XX w. Wpadł w 1934 r. Polak zdołał jednak uchronić Rudloffa w trakcie przesłuchań. Teraz Niemcy poznali wreszcie prawdę. Rudloff miał się więc dobrze, ale tylko do grudnia 1939 r., kiedy to został aresztowany i trafił do berlińskiego więzienia Tegel, gdzie pozwolono mu na honorowe wyjście z sytuacji: w lipcu 1941 r. popełnił samobójstwo.
„Byłem bezsilny”
Przyszła kolej na współpracowników bydgoskiej ekspozytury nr 3 Oddziału II, która ze wszystkich placówek polskiego wywiadu najbardziej dała w kość Niemcom przed wojną. Major Marian Włodarkiewicz, jeden z oficerów ekspozytury, który w latach 30. XX w. kierował m.in. placówką polskiego wywiadu w Gdańsku, a w 1941 r. został aresztowany przez gestapo, wspominał, że podczas przesłuchań Niemcy pokazali mu dossier jego agentów: „Przez 7 i pół miesięcy wałkowali ze mną te papierki, a ja byłem bezsilny z wściekłości wobec takiego nawału dowodów mej pracy, której nie mogłem negować, bo to by było idiotyzmem”.
Niemcy poznali personalia współpracowników polskiego wywiadu.
Najważniejszą agentkę majora Żychonia: Paulinę Tyszewską, jej partnera i oficera Abwehry Reinholda Kohtza oraz krewnych Tyszewskiej Franciszkę i Brunona Bruckich, którzy pomagali polskiemu wywiadowi, aresztowano, podobnie jak Rudloffa, w grudniu 1939 r. W marcu 1941 r. Tyszewska i Bruccy zostali ścięci toporem. Kohtz dostał pięć lat.
Według Oskara Reilego podobny los spotkał ponad setkę Polaków i Niemców współpracujących z Oddziałem II. Według innych źródeł aż 430 Niemców związanych z polskim wywiadem trafiło na salę sądową.
Centralne Archiwum Wojskowe w Warszawie, 1931 r.
Aresztowano także pocztowców i kolejarzy związanych ze słynną operacją „Wózek”, czyli wykradaniem niemieckiej poczty z pociągów jadących przez polskie terytorium z centrum Rzeszy do Gdańska i Prus Wschodnich. Akcja „Wózek” przez lata dostarczała gros informacji o Niemczech, była jednym z największych wywiadowczych sukcesów Jana Henryka Żychonia i jego ludzi, a więc całego Oddziału II.
Na śmierć skazani zostali między innymi kaszubscy działacze Piotr Gostomski, Antoni Schröder i Leon Cyra. Stracony został także szczeciński nauczyciel Maksymilian Golisz. O szczęściu mógł mówić kapitan Stefan Śliwiński, jeden z ludzi Żychonia odpowiedzialnych za akcję „Ciotka” (wcześniejsza nazwa akcji „Wózek”): w 1944 r. skazano go na dożywocie. Inni „ciotkarze” ginęli podczas przesłuchań. O losie współpracowników Żychonia rozstrzygały najczęściej Sąd Wojenny Rzeszy albo Trybunał Ludowy – od wyroków tej drugiej instytucji nie przewidziano możliwości odwołania.
Trochę inaczej potoczyły się losy Czesławy Bociańskiej – grającej na dwa fronty pięknej agentki, polskiej Mata Hari. Jej biografia to materiał na film.
W 1931 r. Bociańska na zlecenie Oskara Reile miała uwieść, otruć i uprowadzić Żychonia, ale ostatecznie posłużyła Polakom do skompromitowania Abwehry. Później wysłana została przez Oddział II do Berlina, gdzie miała szukać informatorów. Wedle stworzonej legendy do Niemiec przyjechała na kursy kosmetologiczne, ale jej zadaniem była infiltracja środowisk narkomanów i poszukiwanie tam oficerów gotowych zdradzić tajemnice Niemiec w zamian za pieniądze na narkotyki albo pod groźbą szantażu. Misja nie przyniosła spodziewanych efektów, lecz po powrocie do Polski Bociańska odnalazła się jako pracownica salonu kosmetycznego. Po zajęciu stolicy przez Niemców w 1939 r. zaczęła się obracać w ich środowisku. Miała nawet niemieckiego narzeczonego oraz dobre kontakty w szarej strefie: wśród przemytników, handlarzy walutą i deficytowymi towarami. Dostała pracę w niemieckiej policji i złożyła podanie o wpisanie jej na volkslistę. Uważała się za obywatelkę III Rzeszy, mówiła świetnie po niemiecku.
W maju 1940 r. gestapo zainteresowało się kobietą posługującą się dokumentami wystawionymi na Littę Heller. Dzięki zdobyczom z Fortu Legionów ustalono, że Litta Heller to Czesława Bociańska, była wieloletnia agentka znienawidzonego i poszukiwanego majora Żychonia. Teraz podejrzewano, że dalej kobieta pracuje dla polskiego wywiadu i dlatego wkręciła się w niemieckie środowisko. Bociańską została aresztowana w sierpniu 1940 r. Śledztwo przeciw niej ciągnęło się dwa lata, gdyż jej sprawa była skomplikowana, a Bociańska potrafiła wyprowadzać przesłuchujących w pole. Gestapo przesłuchało wielu ludzi związanych z Bociańską, w tym jej byłych kochanków z Berlina. Sama oskarżona w śledztwie zapewniała, że czuje się Niemką. Trybunał Ludowy okazał się dla niej łaskawy: dostała „tylko” dziesięć lat w więzieniu o zaostrzonym rygorze.
W latach 80. XX w. piszący o Bociańskiej Wiktor Lemiesz zaznaczał, że dotycząca jej dokumentacja kończy się z początkiem 1943 r. – „dalsze jej losy nie są znane. Nie wiadomo nawet, czy przetrwała do końca wojny”. Tymczasem, o czym Lemiesz wtedy nie wiedział, w 1973 r., jako Czesława Bociańska-Pocieszek, kobieta zeznawała przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich. Twierdziła, że angażowała się w działalność Związku Walki Zbrojnej, a nawet, że była łączniczką generała Stefana Grota-Roweckiego – wojskowego przywódcy polskiego podziemia.
Gen. Stefan Rowecki
Wiadomo skądinąd, że oficerowie gestapo, którzy ją przesłuchiwali, byli zaangażowani w rozpracowywanie polskiego podziemia. SS-Untersturmführer Erich Merten pojawia się w biografii Bociańskiej jako przesłuchujący ją gestapowiec, a w biografii Grota-Roweckiego jako ten, który generała rozpracował i aresztował.
Operacja „Targowica”
Koniec wojny nie oznaczał wcale końca problemów oficerów i agentów Oddziału II. Materiały zdobyte przez Niemców przejęły służby radzieckie, które później przekazały je służbom komunistycznej Polski. Urząd Bezpieczeństwa rozpoczął na podstawie tych dokumentów ogólnopolską akcję pod wszystko mówiącym kryptonimem „Targowica”.
„Targowica” miała na celu wytropienie i eliminację z życia publicznego byłych oficerów Oddziału II oraz ich współpracowników. Wyłapywano „dwójkarzy” między innymi właśnie na podstawie materiałów z nieszczęsnego Fortu Legionów. Inwigilowano ludzi, którzy przed wojną pracowali dla Polski, ich rodziny i bliskich. Przesłuchiwano nawet sprzątaczki i dozorców zatrudnionych w placówkach Oddziału II. Planowano także proces pokazowy szefostwa „Dwójki”, ale większość oficerów była poza zasięgiem – albo pozostali na Zachodzie, albo zginęli podczas wojny.
O tym, jak brutalna była to rozgrywka, świadczą jednak choćby losy podpułkownika Józefa Skrzydlewskiego, pełniącego przed 1939 r. wiele ważnych funkcji w Oddziale II. Skrzydlewski wrócił po wojnie do Polski, był rozpracowywany w ramach „Targowicy” i w 1951 r. został aresztowany, a rok później zmarł w więzieniu na Mokotowie w tajemniczych okolicznościach.
W ramach akcji „Targowica” próbowano także namierzyć majora Jana Henryka Żychonia, gdyż nie wierzono, że zginął pod Monte Cassino w maju 1944 r. Podejrzewano, że jego śmierć została ukartowana i ten as szpiegostwa pracuje teraz dla Anglosasów, sterując ich wywiadem na terenie Polski.
Major Jan Henryk Żychoń był tak wybitnym oficerem polskiego wywiadu i stał się postacią tak legendarną, że komunistyczna bezpieka obawiała się go nawet wiele lat po jego śmierci.
Korzystałem m.in. z dokumentów zgromadzonych w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej, Instytutu Polskiego i Muzeum gen. Sikorskiego w Londynie, prac prof. Andrzeja Gąsiorowskiego, Wiktora Lemiesza, prof. Włodzimierza Jastrzębskiego, prof. Aleksandra Woźnego, prof. Wojciecha Skóry oraz wspomnień Waltera Schellenberga i Oskara Reile.
Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com