Tomasz Panfil, historyk związany z KUL i IPN, zeznawał we wtorek 7 lutego w sprawie wytoczonej przez prof. Jana Grabowskiego Reducie Dobrego Imienia. Panfil przyznał, że książek Grabowskiego nie czytał, a swoją wiedzę o nich opiera jedynie na recenzjach, z którymi się zapoznał. Jego zdaniem w czasie wojny „Polacy zabijali Żydów, dlatego że przestało istnieć państwo polskie, a w to miejsce pojawiło się państwo niemieckie okupacyjne”.
Proces rozpoczął się w warszawskim Sądzie Okręgowym 27 września. Dotyczy on listu podpisanego przez naukowców (żaden z nich nie był historykiem Holokaustu), jaki w 2017 r. zainicjowała Reduta, a następnie upubliczniła oraz przesłała do władz Uniwersytetu w Ottawie. W piśmie tym twierdzono, że „Grabowski nie przestrzega podstawowych zasad rzetelności badacza”, „buduje konstrukcje propagandowe”, „eliminuje kluczowe fakty”, (to co robi – przyp. red.) „nie ma nic wspólnego z nauką”, (jest – przyp. red.) „rozsadnikiem kłamstwa”, „sprzeniewierza się powołaniu naukowca”.
Grabowski w 2018 r. złożył w sądzie pozew przeciwko Reducie Dobrego Imienia o ochronę dóbr osobistych. 7 lutego odbyła się druga rozprawa. Na poprzedniej zeznawali Artur Przelaskowski z Politechniki Warszawskiej oraz Grzegorz Berendt dyrektor Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku.
Relacja z rozprawy z 27 września:
Sąd nad prawem do mówienia o ciemnych stronach polskiej historii
Tomasz Panfil był jednym z sygnatariuszy listu stworzonego przez Redutę. Jak stwierdził przed sądem, podpisał go „z powodów zawodowych”. – Nie zgadzam się z metodologią uprawiania historii prezentowaną przez prof. Grabowskiego – powiedział w czasie rozprawy. Jego zdaniem historyk nie może formułować tez i szukać na nie dowodów. – Praca historyka polega na badaniu źródeł i wyciąganiu wniosków, czyli jest czymś odwrotnym niż ta metodologia, jaką stosuje Jan Grabowski. To domena raczej propagandy.
Panfil jednocześnie przyznał, że badanie źródeł ma na celu dojście do prawdy, ale w gruncie rzeczy jest to niemożliwe, bo nie ma szans na pełne poznanie prawdy.
– Nie wolno opisywać przestępstw obywateli polskiego pochodzenia wobec obywateli żydowskiego pochodzenia, nie biorąc pod uwagę, że państwo polskie nie istniało, że zasady zostały wprowadzanie przez niemieckich okupantów – argumentował Panfil.
Jego zdaniem dyskutowanie o tym, czy Polacy przyczynili się do śmierci 200 czy 300 tysięcy Żydów jest niewłaściwe, bo „nie o liczby chodzi, tylko o nieludzki system wprowadzony przez Niemców, który prowadził do śmierci Żydów, ale też deprawował Polaków i inne narody, które były okupowane”.
Panfil nie czytał żadnej z książek Grabowskiego, nie polemizował z nim też nigdy na niwie naukowej. Jest natomiast autorem artykułu z września 2017 r. w Gazecie Polskiej, który wzbudził duże kontrowersje. Najszerszym echem odbił się poniższy akapit: „Po agresji Niemiec [na Polskę w 1939] sytuacja Żydów nie wyglądała bardzo źle; wprawdzie władze okupacyjne objęły ich nakazem pracy, nakazały noszenie opasek z gwiazdą Dawida, obciążyły potężnymi podatkami, rozpoczęły wyznaczanie stref tylko dla Żydów, ale jednocześnie zezwoliły na tworzenie judenratów, czyli organów samorządu”. Sam Panfil został wówczas krytycznie oceniony przez IPN, który odciął się od treści artykułu: „W związku z tezami zawartymi w artykule dr. hab. Tomasza Panfila w tygodniku „Gazeta Polska” Instytut Pamięci Narodowej oświadcza, że przedstawione tam sformułowania nie są w żadnym wypadku zgodne ze stanowiskiem IPN ani ze stanem wiedzy naukowej na temat sytuacji ludności żydowskiej na ziemiach polskich po 1 września 1939 r. […] Kierownictwo IPN oczekuje, że dr hab. Tomasz Panfil w ramach swojej działalności naukowej i publicystycznej wykazywać będzie należytą staranność i przestrzegać będzie zasad rzetelności naukowej i badawczej”.
Kolejna rozprawa odbędzie się 1 września. Zeznawać będą na niej świadkowie Reduty: Piotr Gontarczyk (IPN) oraz Marek Chodakiewicz.