Archive | 2023/03/03

Przedmarcowy beat: Śliwki, Następcy Tronów i inni

Zespół "Śliwki", fotografie dzięki uprzejmości Ryszarda Rozenberga z kolekcji Lidii Sajeńczuk, facebook.com/Sliwki/

Zespół “Śliwki”, fotografie dzięki uprzejmości Ryszarda Rozenberga z kolekcji Lidii Sajeńczuk, facebook.com/Sliwki/


Przedmarcowy beat: Śliwki, Następcy Tronów i inni

Patryk Zakrzewski


Jak potoczyłaby się historia polskiego rock’n’rolla, gdyby nie wydarzenia 1968 roku? Przypominamy historie zespołów bigbitowych grających przy klubach młodzieży żydowskiej.

.

“Trzysta tysięcy gitar nam gra, żyć nie umierać” – śpiewała Karin Stanek. W latach 60. bigbit hulał po domach kultury, przyzakładowych świetlicach, klubach i stołówkach – w zasadzie wszędzie tam, gdzie dało się wcisnąć zestaw perkusyjny i wzmacniacze. Mocne uderzenie nie ominęło też młodzieżowych klubów Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Polsce.

TSKŻ był, jak nazwał to Henryk Grynberg, “rodzajem żydowskiego ministerstwa”, które ustanowiono odgórnie w czasach stalinowskiej centralizacji w miejsce różnych odradzających się po wojnie żydowskich inicjatyw społecznych. Była to oczywiście instytucja świecka o jedynym wówczas akceptowalnym profilu ideologicznym. Po odwilży stwierdzono: “Dość “zaskorupienia” się klubów – ma być i miejsce dla młodzieży”.

W Klubach można było uczestniczyć w różnorakich sekcjach zainteresowań, ale też wpaść na potańcówkę czy pograć w brydża. Tolek z Łodzi opowiadał Joannie Wiszniewicz:

Od dwunastego roku życia codziennie leciałem na Więckowskiego do Klubu TSKŻ-u. Codziennie! Przychodziłem do domu, obiad zjedzony, lekcje odrobione – “Mamo, idę do Klubu!”.

Franciszek Gecht z zespołu Następcy Tronów, o którym będzie mowa niżej, wspominał Małgorzacie Frymus:

Polski Październik oznacza nie tylko zmiany polityczne, a też nową muzykę dla nas, nastolatków. […] Audycje “Radia Wolna Europa”, a szczególnie “Radia Luxemburg” wypełnione nową ciekawą muzyką zaczęły wypełniać nasz wolny czas. Zaczęliśmy od jazzu i szybko przeszliśmy na rock’n’roll. […] Naśladowaliśmy ich wygląd zewnętrzny, ubrania i fryzury. Zaczęliśmy tańczyć inaczej. […] Starsze pokolenie kręci nosem.

Po koncercie łódzkiego KMS-u (Klubu Młodzieży Szkolnej) w 1963 roku, na którym bawiło ponoć 600 osób, redaktor “Naszego Głosu”, młodzieżowego (i polskojęzycznego, bo pokolenie wychowane w Polsce Ludowej nie znało już zazwyczaj jidysz) dodatku do gazety TSKŻ “Fołks-Sztyme”, relacjonował:

Skąd u tych dzieciaków – mówiono wśród “ponadśrednich” – maniera śpiewania pod gwiazdowe zespoły i co oni robią z żydowskiej piosenki? Że co? Że jazz? Że mocne uderzenie? Robienie z piosenki żydowskiej tego, czym w zarodku nie była? Kto wie, a może to jest właśnie ta nowa forma?

Na tropie Śliwek

Fragment okładki książki "Na rozdrożu. Młodzież żydowska w PRL 1956–1968", wydawca: Żydowski Instytut Historyczny, 2014, fot. dzieki uprzejmości wydawnictwa

Fragment okładki książki “Na rozdrożu. Młodzież żydowska w PRL 1956–1968”, wydawca: Żydowski Instytut Historyczny, 2014, fot. dzieki uprzejmości wydawnictwa

Ze wspomnianego KMS-u wywodził się zespół Śliwki. W 2011 roku wyszła w Niemczech na winylu bootlegowa składanka, “Working Class Devils. Subversive Beat, R’n’B & Psych from Poland (1965–1971)”. Jak trafiła na nią piosenka Śliwek – nie wiadomo. Wiadomo, że wywołała szereg zdarzeń, które dały Śliwkom drugie życie. Piosenka “Gdy oczy zamknę” (tekst: William Szekspir, sonet XLIII, muzyka: Ryszard Henryk Rozenberg) z winyla trafiła na YouTube. Link do niej udostępnił na Facebooku znajomy Marcina Pryta, wokalisty zespołu 19 Wiosen i syna Ryszarda – jednego z założycieli Śliwek.

Dobrze zapamiętałem z dzieciństwa jak odwiedzał ojca Leonard Gwiazda. Peerelowska bieda, mieszkaliśmy na strychu, potem w blokach, a tu nagle przyjeżdża wujek ze Szwecji. Oni grali razem w jakimś zespole! Tata opowiadał mi, że grał i śpiewał w Śliwkach, wymyślił nazwę i że potem wszyscy jego kumple wyjechali w okolicach 68 roku. “A co było w ’68 roku? “; “Żydów z Polski wyrzucali”. Od dziecka takie tajemnicze historie. Rosła w mojej głowie legenda Śliwek, ale nigdy w życiu nie słyszałem żadnego utworu. To nagranie było dla mnie piorunujące. Bardzo to przeżyłem, bo miałem wrażenie, że słyszę głos ojca z zaświatów. Tata zmarł w 1999 roku. Potem się dowiedziałem, że już nie grał w tym składzie Śliwek, trochę to napięcie zeszło i zająłem się pasjonującą zabawą w kronikarza i administratora.

.

Założył fanpage i zaczęło się iście detektywistyczne odtwarzanie historii zespołu. Po jakimś czasie napisał do niego perkusista Filip Sztulman i Ryszard Rozenberg, główny kompozytor grupy. Od swojej mamy dowiedział się, że w Łodzi, kilka bloków dalej, mieszka Jerzy Tworkiewicz, gitarzysta Śliwek. To już spora część ekipy, a odzywają się kolejni, aktywizują się przyjaciele grupy. Wokół facebookowej strony wytworzyła się, a właściwie spotkała na nowo, cała społeczność:

Pojawiły się komentarze z całego świata. Myślę, że ci ludzie w prywatnych wiadomościach zaczęli się przypominać sobie po latach, kontaktować, a Śliwki były do tego pretekstem. Dla mnie to było poruszające przeżycie, cicha satysfakcja i duma. Byłem zaskoczony, że aż taki oddźwięk wywołała ta strona i że tak silne są wspomnienia związane z tą grupą.

Okazało się, że Rozenberg w Szwecji i Tworkiewicz w Łodzi mieli w sumie kilkanaście utworów z sesji dla Polskiego Radia Łódź, które skrzętnie przez lata przegrywali z taśm szpulowych na kasety, potem kasety digitalizowali. O żadnych nagraniach KMS-u dotychczas nie było wiadomo, ale niedawno natrafiłem w “Naszym Głosie” na list podpisany przez Leonarda Gwiazdę i Wojciecha Wiszniewskiego (później wybitnego reżysera filmów dokumentalnych), w którym panowie chwalą się czytelnikom, że nagrali na potrzeby rozgłośni dwie piosenki w jidysz: “Łomir ale zingen” i “Arum dem fajer”. Przekazuję ten trop Marcinowi, ale to, że utwory były transmitowane w radiu, nie musi oznaczać, że nagrania istnieją do dziś. Gdy w rozgłośniach brakowało taśm, szpule służyły do wielokrotnego użytku.

.

Dociekań było więcej. Np. skąd się wzięła nazwa Śliwki. Wiadomo, że wymyślił ją Ryszard Pryt, jak jednak pisał w swoich wspomnieniach Jerzy Tworkiewicz: “była żartem o nieodgadnionej proweniencji – sam twórca nie bardzo kwapił się z wyjaśnieniami. Chyba chodziło o to żeśmy zieloni, świeży, niedojrzali”. Marcin Pryt stworzył swoją hipotezę:

Przeczytałem we wspomnieniach Głowackiego i w artykule ze starego “Przekroju”, że był wtedy popularny szewc w Warszawie, który robił tzw. bananowej młodzieży buty rockandrollowe – ze spiczastymi czubami, w stylu tych, które nosili Beatlesi czy Rolling Stonesi. I ten szewc nazywał się Śliwa. Mój tata był zawsze autoironiczny i dlatego myślę, że ta nazwa nie wzięła się od owoców, tylko od tych modnych butów od Śliwki. Tak czuję, choć nie mam na to żadnych dowodów, poza swoją intuicją.

Śliwki mocno wyróżniały się w warstwie lirycznej na tle większości krajowej sceny mocnego uderzenia – to nie były piosenki w stylu “Rudego rydza” czy “Bo ty się boisz myszy”. W autorskich tekstach Bolesława Zedermana pojawiają się, owszem, wątki młodzieńczych miłości (“Wiosna zakochanego bigbitowca”), ale też wojenne echa (“Zginęło miasto”) czy futurologiczny pesymizm, jak w “Naszym XX wieku” (“Czy era bomb, czy era gwiazd?”) i “Roku 2000”:

Rok dwutysięczny, mrzonka, sen lub rzeczywistość?

Czy takim go zastanie świat?
Rok pierwszy ery zdalnie kierowanych maszyn
lub ery maczug jeszcze raz?

W ogromnych, ludnych miastach wśród szarych, długich ulic
Nieznanych twarzy ostry, twardy mur.
Człowieku naszych czasów, ku jakim dniom podążasz
wtopiony w groźny bezimienny tłum?

.
Czasem pojawiała się subtelna kontestacja, jak w ironicznym “Modelu małej stabilizacji”:

Jesteś już w tym wieku gdy traci się złudzenia
Gdy młodzieńcze plany wzięły w łeb
Już znudzona światem, nieprzystosowana
sfrustrowane serce chcesz dać mnie.

Tata, pan profesor bardzo ścisłych nauk
Mamy zaś rękojmią jest pan mąż
Pośród pseudoikon i dębowych krzeseł
Miałbym wejść w stabilizacji gąszcz?

Oczywiście byłbym szczęśliwy!
Oczywiście byłbym szczęśliwy!

Po roku bliźniaki, po trzech więc mieszkanie,
Dalej telewizor, pralka, stół
Ważne wizyty, niedzielne popołudnia
Jeszcze jedna z mych życiowych ról.

O czym mówi Nowak, czego chce Kowalski
Szare problemy i szare dni.
Gdzieś tak pod czterdziestkę zacząłbym już łysieć,
Oraz miewać erotyczne sny.

Na beatową modłę przerabiali też klasykę poezji, zresztą czego tam nie było! Aśwagosza – buddyjski poeta z I wieku n.e., Żeromski (“Ogary poszły w las” na motywach z “Popiołów”), Balmont w tłumaczeniu Tuwima i starofrancuska parodia eposu rycerskiego, “Rzecz o Alkazynie i Nikolecie”.

.

Byli ważnym graczem na, wcale niemałej, łódzkiej scenie. Występowali i w Teatrze Nowym i w akademikach na Lumumbowie, w legendarnych w Łodzi “Siódemkach” i warszawskim “Bablu”.

17 marca 1968 roku Śliwki grają w Kaliszu na “Konfrontacjach beatowych”. Dwa dni później Władysław Gomułka na wiecu w Sali Kongresowej perorował o syjonistach i o wydawaniu emigracyjnych paszportów “tym, którzy uważają Izrael za swoją ojczyznę”. Zagrają potem jeszcze kilka koncertów, m.in. na Musicoramie w warszawskiej Operetce, ale historia Śliwek wkrótce dobiegnie końca. Jerzy Tworkiewicz w swoich wspomnieniach pisał w rozdziale o wymownym tytule “Śliwki i moczarowy potwór”:

Byliśmy chłopcami z TSKŻ-u – implikacje tego faktu, tak jasne i oczywiste dzisiaj, wtedy nie były dla mnie tak ważne. Nie przychodziło mi do głowy, by zastanawiać się kto Polak, a kto Żyd – ci młodzi ludzie z Klubu i ze Śliwek byli przede wszystkim kolegami, ba, przyjaciółmi.

“Gniewne książątka” z Niebuszewa

Zespół "Następcy Tronów", fotografia z książki "Na rozdrożu. Młodzież żydowska w PRL 1956–1968", wydawca: Żydowski Instytut Historyczny, 2014 fot. z archiwum prywatne Róży KlajmanZespół “Następcy Tronów”, fotografia z książki “Na rozdrożu. Młodzież żydowska w PRL 1956–1968”, wydawca: Żydowski Instytut Historyczny, 2014 fot. z archiwum prywatne Róży Klajman

Fani przezywali ich (“żartobliwie i z sympatią”, jak mówił lider grupy Mieczysław Klajman) The Żydous albo po prostu Żydołsi. To od The Shadows, którymi inspirowali się. Naprawdę nazywali się Następcy Tronów. To z kolei od popularnego wtedy włoskiego filmu z Claudią Cardinale (i, co też ważne, z rock’n’rollową ścieżką dźwiękową) opowiadającego o młodzieży, którą na krajowym gruncie propaganda nazwałaby bananową. Melodia z filmu stała się ich koncertowym sygnałem.

Następców Tronów przekręcano też czasem na “Wybrańców bogów”. Mieczysław Klajman opowiadał Joannie Wiszniewicz:

Mieliśmy dobre czasy. Kilkaset osób z całego Szczecina do TSKŻ-u przyjeżdżało, kiedy grał nasz zespół. I to było przyjemne, że w żydowskim klubie nie było: “tylko Żydzi”. […] Na nasze prywatki dużo Polaków też przychodziło, a od sześćdziesiątego drugiego roku, jak zaczęliśmy koncerty dawać w Warszawie, Łodzi, Wrocławiu i Koszalinie, to ludzie nas nie puszczali całą noc ze sceny!

Jak przystało na koncert popularnego zespołu mocnego uderzenia, nie tylko fruwały marynary, ale też pękały szyby w oknach. Kierownictwo ich macierzystego klubu nie podzielało entuzjazmu młodzieńców:

Owszem – zespół ten gra nie najgorzej, ale wyłącznie… big-beat i jeszcze jakieś takie straszliwe wywrzaskiwanki. Ściąga to oczywiście na ulicę Słowackiego ludzi z całego Niebuszewa. Kilka dni temu w czasie próby […] doszło do tego, że w naszym klubie wybito szyby. […] Nic dziwnego, że kierownik naszego klubu TSKŻ nie chce wydawać “gniewnym” książątkom instrumentów muzycznych. […] “Zaledwie w kilka tygodni po remoncie generalnym – mówi on – ściany pomieszczeń klubu młodzieżowego były poobijane i podziurawione.

Konflikty były wcześniej, pisali list do “Naszego Głosu”, zatytułowany “Chcemy grać, chcemy istnieć”:

Tutejszy Zarząd TSKŻ traktuje nas jako zło konieczne. […] Wychodzi z założenia, że nasz zespół nie ma szans dłuższego przetrwania i na nasze miejsce pragnie zorganizować wieloosobowy zespół mandolinistów.

Działaczy, i to nie był tylko szczeciński problem, szczególnie irytowało, że żydowska młodzież nie śpiewa po żydowsku. Idą na kompromis z kierownictwem klubu i na koncertach w TSKŻ pojawiają się też klasyczne piosenki w jidysz, np. “Kindern Jorn” Mordechaja Gebirtiga. Na letnich koloniach TSKŻ powstaje skomponowaną przez gitarzystę grupy Mieczysława Lisaka piosenka “Ich wił dir zingen aza lidł”.

Na początku, jak zresztą większość kapel tamtych dni, grali covery. Zachodnie płyty do Szczecina docierają szybko – wykonują numery The Beatles i The Kinks niedługo po ich brytyjskich premierach. Z czasem dorabiają się własnego repertuaru. Autorkami tekstów były zaprzyjaźnione studentki poznańskiej polonistyki, Krystyna Biercewicz i Luba Zylber, a także Róża Pojman, przyszła żona Klajmana.

.

Są na topie. “Sztandar Młodych” chwali “rytmiczną i efektowną”, a “zarazem kulturalną” grę zespołu. Dwudziestotysięczna (!) publiczność oglądała ich w ramach imprezy “Na nas czeka zlotowa Warszawa” w szczecińskim parku Kasprowicza. Biorą udział w „Rejsie przyjaźni”, gdzie młodzież NRD i PRL integruje się na statku płynącym ze Szczecina do Wrocławia. Udaje im się zrealizować profesjonalną sesję w Polskim Radiu Szczecin, gdzie nagrywają transmitowane później w eterze utwory: “Papieros”, “Dla ciebie zawsze jest maj”, “Kudłacze”, “Żołnierze idą na front” i “Wozy jadą na zachód” (ciekawe, czy to było o pionierach z prerii czy o powojennej kolonizacji Szczecina). Prawdopodobnie jedynym zachowanym dziś nagraniem jest “Płacz wietnamskich dzieci”. Wpisuje się on w kontrkulturową tradycję antywojennych protest songów, choć w lokalnym kontekście był zgodny z “antyimperialistyczną” linią partii:

Gdzie jest mój ojciec i moja matka? –

Wietnamskie dzieci pytają świat
I te z Południa, i te z Północy
Którym rodziców zabrał zły czas

Czy słyszysz płacz wietnamskich dzieci
Czy wiesz, że wojna ciągle trwa?
A jeśli tak, to powiedz “nie”
Niech wojna szybciej skończy się

Na Festiwalu Młodych Talentów w Szczecinie zajmują pierwsze miejsce na szczeblu wojewódzkim.

Ale to już niestety był czerwiec sześćdziesiątego siódmego, więc się robiło inaczej i nam zaczęli krzyczeć “Żydzi do Palestyny!” (nie mogli przeboleć, że pierwsze miejsce ma zespół przy klubie żydowskim).

Po wojnie sześciodniowej i zerwaniu przez PRL stosunków z Izraelem, takie nieprzyjemne historie zdarzają się częściej. Grupa chuliganów grozi “etnicznym Polakom” związanym z zespołem, że im ręce połamią jak nie przestaną grać z Żydami. Zespołem zaczynają też interesować się służby. Mówił Mieczysław Klajman w cytowanym wyżej wywiadzie:

Wychodzę rano po bułki, a tu dwóch panów w ciemnych okularach i kapeluszach idzie naprzeciw i mówi, że proszę zaraz jechać z nami i spowiadać się dlaczego piszę listy na Zachód. […] Bo ja w Klubie TSKŻ-u byłem jednym z nielicznych, co znali cośkolwiek angielski, i myśmy pisali do Ameryki do HIAS-u [Hebrew Immigrant Aid Society – P.Z.], żeby nam sfinansowali gitary (Klub w Łodzi już dostał i myśmy także chcieli dostać) – a ci na milicji do mnie, że te gitary to na pewno zapłata dla mnie za “działalność antypolską”.

“Syjonistyczna ekspozytura”

Śliwki i Następcy Tronów zyskali największy rozgłos, ale na nich lista zespołów mocnego uderzenia z TSKŻ się nie kończy. W Żarach grały gitarowe Czarne Koty. W Świdnicy zaistniała grupa pod szumną nazwą Estrada Młodzieżowa. W Gdańsku Bokary, w Wałbrzychu Alkany. We wrocławskim TSKŻ poznali się dwaj muzycy Nastolatków, swego czasu najpopularniejszej grupy bigbitowej nad Odrą – Natan Walden, który przed wyjazdem z Polski grał jeszcze w Akwarelach Niemena i Adam Szladow. Ze wspomnianym wcześniej łódzkim klubem związany był Marian Lichtman, perkusista Trubadurów.

Warszawa długo pozostawała w tyle, ale sytuacja zaczęła się zmieniać gdzieś około 1966 roku. W sprawozdaniu z działalności Klubu Babel, działającego pod auspicjami TSKŻ, chwalono się dwoma zespołami:

Zespół big-beatowy. Dawniej Tułacze. Teraz osiedli na dobre […]. Trzon zespołu: Sasza Glikson, Ludwik Kahane i Józek Wein pozostał bez zmian. Jedynie gitarę rytmiczną zastąpiły organy elektryczne. Gra Marek Malesa. […] Grają może nie najgłośniej w Polsce, ale nieźle. Byłoby lepiej, gdyby dysponowali lepszym sprzętem. Ale cóż – perkusja w rozsypce, kable montowane ze złomu, stale coś wysiada, najczęściej zresztą nerwy grających.

Drugi zespół Babel-Combo, gra u nas niemalże w każdą sobotę i w późne środowe wieczory. […] Ostatnio zajmują się współczesną aranżacją starych piosenek żydowskich. Innowacja przyjęta została entuzjastycznie zarówno przez członków klubu, jak i przez naszych gości, warszawskich studentów, ostatnio coraz częściej odwiedzających nasz klub. Jak wskazują zaczerpnięte z szatni dane, co sobota ponad sto dwadzieścia osób gości w naszych, nieco już przyciasnych progach. Stajemy się popularni w stolicy!

Babel stał się wkrótce jednym z najmodniejszych miejsc w mieście. Jedna z rozmówczyń Joanny Wiszniewicz w książce “Życie przecięte” mówiła: “Waliła tam na potańcówki młodzież z całej Warszawy. Wówczas niektóre dziewczyny z mojej klasy zaczęły się martwić, że nie są Żydówkami”. Wreszcie, Babel odegrał kluczową rolę w antysemickiej kampanii. W prasie pojawił się wtedy szereg artykułów “demaskujących” klub jako “syjonistyczną ekspozyturę”.

Epilog do tej historii można zobaczyć w filmie “Skibet /Hatikvah” Mariana Marzyńskiego. Pierwsze słowo to po duńsku “statek”, bo na zacumowanym w kopenhaskim porcie statku, dawnym domu uciech, duńskie władze zorganizowały ośrodek dla azylantów. Hatikvah zaś znaczy po hebrajsku “nadzieja”. Tak nazwał się powstały tam zespół, w którym udzielali się m.in. gwiazda łódzkiego KMS-u, solistka Bela Chackielewicz i lider warszawskiego Babel-Combo, Juliusz Pilpel. Wyjechała też większość Śliwek: wokalista Włodzimierz Szeps do Danii, bracia Henryk i Leonard Gwiazdowie i Ryszard Rozenberg do Szwecji, Filip Sztulman do Izraela; wyjeżdżali Następcy Tronów: Klajman i Sioma Zakalik wyemigrowali do Nowego Jorku; Lisak mieszkał w Göteborgu, a Gecht w Izraelu.

Obu zespołom udało się jednak jeszcze wspólnie zagrać po latach. Następcy mieli swoje jam session na zlocie marcowych emigrantów w 2003 roku w Szczecinie, spora część Śliwek zebrała się na minikoncert w Kopenhadze w 2015. Pojawiły się też współczesne covery. Franciszek Wicz, weteran łódzkiego i berlińskiego undergroundu, znany z takich zespołów jak 19 Wiosen, Na Krawędzi Deportacji, Pustostator czy Niebiescy i Kutman, nagrał “XX wiek” Śliwek. Szczecińscy Pomorzanie reinterpretowali pacyfistyczny przebój swoich ziomków w uaktualnionej wersji, jako “Płacz afgańskich dzieci”.

Historia polskiego bigbitu składa się z tabunów efemerycznych zespołów, po których zostały dziś szczątkowe ślady: pojedyncze nagrania, zdjęcia, czy same wspomnienia zainteresowanych. Szansę wydania singla, już nie mówiąc o płycie długogrającej, miał jeden zespół na dziesięć, ba, może i jeden na sto. Kto dziś pamięta o łódzkich Puchaczach, warszawskich Poganiaczach Kotów, czy gdańskich Płomiennych, by wspomnieć tylko kilka losowych zespołów na literę “p”? Niestety, w przypadku opisywanych wcześniej zespołów, nie dowiemy się już, jak potoczyłyby się ich dalsze kariery, gdyby nie przerwał ich Marzec.


Autor: Patryk Zakrzewski – Antropolog kulturowy, czasem DJ. Poszukiwacz niesłusznie zapomnianych zjawisk z dziejów polskiej kultury.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


With the country facing a rise of extremism, where is Netanyahu? – opinion

With the country facing a rise of extremism, where is Netanyahu? – opinion

YAAKOV KATZ


With protests, terrorism and settler riots plaguing Israel, why are we not seeing a stronger presence from Prime Minister Netanyahu?
.

SOME LIKUD members wonder where the prime minister has disappeared to.
(photo credit: MARC ISRAEL SELLEM/THE JERUSALEM POST)

On January 23, 2020, more than 50 heads of state and members of royal families traveled to Jerusalem to mark a momentous occasion – the 75th anniversary of the liberation of Auschwitz-Birkenau.

Vice-president Mike Pence, Prince (at the time) Charles, French President Emmanuel Macron, German President Frank-Walter Steinmeier, Russian President Vladimir Putin, Ukrainian President Volodymyr Zelensky, King of Spain Felipe VI, and many more were all there. It was a recognition of the victory over the Nazis and the tremendous accomplishment the Jewish people, in general, and the State of Israel more specifically have seen in the years since.

As Herb Keinon pointed out in Tuesday’s Jerusalem Post, in less than 60 days Israel will mark another 75-year anniversary, this one more joyous – the country’s 75th Independence Day. Nevertheless, there is no joy in the air right now and there does not seem to be any plans to host foreign dignitaries at this year’s state celebrations. As one foreign diplomat told me this week: “We know of nothing going on.”

Even if they were invited now, it does not seem like any foreign head of state would want to travel here. The feeling in Israel this week is one of anarchy and as if there is no one in charge of the country.

There are the weekly protests (and sometimes more) that are bringing hundreds of thousands of Israelis out to the streets screaming against what they perceive as the end of democracy; there are the images from the Knesset of MKs jumping on tables and being pulled by ushers out of committee rooms; there are the terrorist attacks that have claimed the lives of 14 Israelis in just one month; the settler pogrom in Huwara; the weakening of the shekel; the hike in the interest rate; the tech executives who are pulling money out of Israel, and more.

Israelis block a road and clash with police as they protest against the Israeli government’s planned judicial overhaul, in Tel Aviv, March 1, 2023. (credit: TOMER NEUBERG/FLASH90)

Each of these events on its own would be a national crisis. When they all happen together there is something seriously wrong.

After the tragic murder of Hillel and Yagel Yaniv in Huwara, Finance Minister Bezalel Smotrich used the phrase “the landlord has gone crazy,” an expression meaning that it is time to show the Palestinians that there would be an escalated IDF response.
Benjamin Netanyahu

The question, though, that remains is what has happened to Prime Minister Benjamin Netanyahu? Where is he? Why is his presence not being felt? Why is his voice barely being heard?

A look at the front pages of newspapers is telling. They reflect events in the country and their importance. The Netanyahu-led government has been in office for a bit over two months – all of January and February. The newspapers from that time period though are not filled with stories of Netanyahu, his policies, speeches or meetings with foreign officials. A look at the 51 front pages we published during those months shows Netanyahu only about 12 times on the front page.

This is in comparison to previous periods when he served as prime minister and he seemed to be everywhere. He was speaking at public events, conferences, doing media interviews, traveling the globe and hosting world leaders in Jerusalem. Every statement was setting the national agenda – whether about Iran, the fight against COVID-19 or another economic policy that his government was unveiling.

Netanyahu, in the past, was the face of Israel. What he said opened up radio broadcasts and the evening news. In the last couple months, though, his presence is not felt. Members of his own party wonder out loud where he has disappeared to. He is not setting the agenda; that is being done by others like Justice Minister Yariv Levin, who is driving the judicial reform steamroller, and National Security Minister Itamar Ben-Gvir, who is the one getting the headlines when it comes to West Bank terrorism.

It is true that after the election when asked about his new coalition partners – Ben-Gvir and Smotrich – Netanyahu said that he would be in charge, but in practice that does not seem to be the case. Even his past critics could appreciate knowing that his hand was on the wheel and that he was running the show.

NOWADAYS, IT is unclear where he is. His voice is not heard on the main issue that is dividing the country – judicial reforms – and while he can claim that it is because the attorney-general has banned him from doing so because of his trial, that is just an excuse.

If he wanted, Netanyahu could be speaking daily about the need for unity, the need to slow down the process and the need to compromise. While he occasionally throws out a call for dialogue, it is then followed by declarations of how the protesters are anarchists or that the government needs to “slam them” with the truth.

Just watch his speech on Wednesday night, when he compared the protesters in Tel Aviv to the Jewish terrorists who rampaged through Huwara. Does that advance the country toward a solution?

And even regarding terrorism, his voice is barely being heard and his presence is not being felt. In the past, Netanyahu knew how to create a sense of calm, but after 14 people were killed in a month, it feels like he is not even trying.

Instead, Israelis are walking down the streets of this country looking over their shoulders in fear of another stabbing or shooting attack. This government claimed to be the “real right” and to know how to restore security. So far, it has only made the situation worse.

Why isn’t Netanyahu visiting the scenes of the attacks? Except for the attack in Neveh Ya’acov, he hasn’t gone to any, not even to the one at the Ramot bus stop where the Paley brothers – Ya’acov and Asher – were murdered. Why isn’t he calling one of those special prime ministerial 8 p.m. addresses like he did regularly during COVID, to address the nation and try to ease their concerns?

It is strange and unclear. Some politicians explain that it has to do with the advisers who are around him. He does not yet have full-time spokespeople, diplomatic advisers and more. Others claim that it is just not that important right now and that his focus is on passing the judicial reform, which he wants to advance out of a personal vendetta against the judiciary.

Others say that he is controlled today more than ever by his wife and son, and that he has become closed off to the more moderate players who used to surround him.

And then there are those who claim that Netanyahu’s real plan is to create chaos so that he can then strike a plea deal that will allow him to remain prime minister. The situation will be so bad, this theory goes, that the prosecution will agree to a deal just to stop some of the craziness.

Which is it? Impossible to know, but what is clear is this – Netanyahu is currently absent, and if he still cares about this country he needs to wake up.

***For more than 55 years, Israel has controlled the West Bank and has ruled over another people through military force. Some periods were better than others, but for the most part, terrorism and violence have always been part of the story of the West Bank and the lives of the residents who live there.

The violence that broke out in Huwara on Sunday night – the burning of homes, cars and the attacks on residents by Israeli settlers – was nothing less than a pogrom. Yes, the pogroms of Europe were often state-sanctioned and this attack was not, but unofficially, it had the backing of senior members of the ruling coalition.

When Smotrich calls on the state to go crazy, what are his supporters meant to understand? When he says that Huwara needs to be “wiped out” after his supporters tried to do that, what lesson do they learn? When Ben-Gvir is silent as his supporters rampage through a Palestinian village, what is that if not passive approval? And what about MK Zvika Fogel, who praised the attackers? The IDF should be embarrassed that he was once a brigadier general.

Smotrich, Ben-Gvir and Fogel all ran on a platform ahead of the November election that the state had lost control in the Negev, the North and mixed Arab-Jewish cities. They promised to restore security.

The truth needs to be said: Yes, there is lawlessness in the Negev, but for 55 years – alongside the inexcusable terrorism by Palestinians – there has also been Jewish lawlessness in the West Bank.

Illegal outposts can be built and no one bats an eye. Land is grabbed – oftentimes private Palestinian land – and the residents are allowed to remain there for decades. Settlers and hilltop youth stone Palestinian cars, torch olive groves and attack left-wing activists, and nothing happens to them. Just look at how many people are in jail after the Huwara violence on Sunday. Barely a handful.

This situation is unacceptable. If Palestinians rampaged through a Jewish settlement in the West Bank, the IDF would have been shooting at every single infiltrator and somehow that would have been acceptable. When Jews do the same in Huwara, the IDF and the police do nothing. More extreme police force was on display in Tel Aviv on Wednesday against the judicial reform protesters than in all of Huwara.

We have to recognize the fact that we have terrorists among us. They are a minority but they exist and they need to be rooted out.

With that said, we need to remember something. While this minority exists, for almost the entire country, their actions are unacceptable and were immediately condemned. Even Smotrich and Ben-Gvir eventually paid lip service to condemnations of their own.

On the other hand, when a Palestinian kills three people in Jerusalem or two in Huwara, the Palestinian Authority says nothing. Instead, we all know what will happen. Eventually, the terrorists will be caught or killed, and their families will get a PA-sponsored stipend. This is not incitement. This is state-sponsored terrorism.

And here is a simple fact: When a Palestinian stands at a bus stop he or she doesn’t have to worry that an Israeli car will ram them. When a Palestinian drives through the West Bank, its passengers don’t have to worry that the driver coming at them with the Israeli license plate will roll down a window, lean out a machine gun and open fire.

When it is the opposite, though, the feeling is different. That is the reality.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Israel Daily News – March 2, 2023

Israel Daily News – March 2, 2023

ILTV Israel News


Mass protests continuing all around the country with leaders calling to pause the judicial reform, hearing calls for unity

Meantime; The fitch ratings agency having the full predictions for Israel’s credit rating, in light of the current political events

And, ‘unicorn’ is almost here! a short snippet of Israel’s Eurovision song contest entry is out, and it will get you dancing!.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com