Archive | 2023/03/21

Pożegnać świętości, wrócić do zasad


Pożegnać świętości, wrócić do zasad

Andrzej Koraszewski


Podpisanie amerykanskiej Konstytucji 17 wrzesnia 1787r. Obraz Howarda Chandlera Christy z 1940 roku

Sukces zachodniej cywilizacji nie opiera się na posiadaniu lepszej prawdy. Źródłem tego sukcesu była, jak się wydaje, akceptacja metod weryfikowania prawdy. Nie była to, broń boże, powszechna akceptacja, zgoła przeciwnie, wolność słowa, logiczna analiza, empiryczne badania, poszanowanie reguł gry i arbitrażu, to wszystko są wartości nieustannie kwestionowane. Zwolennicy namaszczonej przez „Boga” władzy oraz autorytetu pochodzącego od „Boga” nie dają za wygraną, więc nagle papieska świętość jest polską racją stanu. Lewicowy rewolucyjny romantyzm wydaje się znacznie bardziej atrakcyjny od tępego tradycjonalizmu, ale świętością też nie gardzi i zawsze gotów jest poświęcić empiryczne metody weryfikowania prawdy na rzecz płomiennych idei i braterstwa w podnieconym tłumie. Nasz (chrześcijański) bóg nie jest nic a nic lepszy od reszty boskiej zgrai, ale został zmuszony do częściowego pogodzenia się z faktem, że kapłani nie o wszystkim mogą decydować. Konstytucjonalizm zepchnął religię na drugi plan, ale poprzedziła go rewolucja w instytucjach oświatowych, gdzie empiryzm wziął górę nad teologią.

Nie mogę wiedzieć, czy jesteśmy świadkami upadku, czy tylko chwilowego załamania, ale zarówno w edukacji, jak i w polityce obserwujemy ucieczkę od empirycznych metod weryfikowania prawdy na rzecz ideologicznych dogmatów (religijnych bądź świeckich).

Zdawać by się mogło, że dotyczy to tylko nauk społecznych, bowiem powrót ideologicznych dogmatów na uniwersytety rozpoczął się od nauk humanistycznych, ale nie ograniczył się do nich i dziś hunwejbini szaleją, doszukując się rasizmu w matematyce, chemii, biologii i innych.

Greta Thunberg właśnie skasowała swój tweet z 2018 roku, ponieważ proroctwu końca świata w 2023 r. wygasł termin ważności. Wystąpiła w roli dziecięcej prorokini, ale oparła swoje proroctwo na wypowiedziach dorosłych ludzi nauki, którzy zignorowali naukowy sceptycyzm i zaczęli uprawiać naukę w ferworze walki o popularność. Każda Kasandra jest na zależnych od lajków salonach zawsze mile widziana, koszty utraty rozsądku znikają w kreatywnej buchalterii.

Tweet usunięty na początku marca 2023.

.

Amerykański publicysta podejrzewa, że dramat zaczął się w pamiętnym roku 1968 i daje się tę tezę podbudować nie tylko opisami wydarzeń z owego roku na ulicach i na uczelniach zachodnich stolic, ale również oglądając późniejsze kariery akademickie uczestników tamtych wydarzeń oraz ich wpływ na kolejne pokolenia studentów.

Z drugiej strony w dwudziestym wieku tendencje demokratyczne i antydemokratyczne ścierały się nie tylko w akademickich dyskursach, ale również na polach bitew, po stronie kosztów utraty rozumu znalazły się dziesiątki milinów zabitych ludzi. Możemy się zastanawiać, jakim cudem najpierw amerykańska Deklaracja Niepodległości, a następnie Konstytucja zyskały ten, a nie inny kształt i pozyskały niezbędne poparcie, ale bez wątpienia było to nadzwyczajne połączenie tego, co warte było ocalenia z francuskiego Oświecenia, z tym, co warte było zachowania z tradycji brytyjskiej.

Dziś podważanie zaufania do empirycznych metod weryfikowania prawdy, ideologiczne zmagania, odrzucanie parlamentarnych reguł gry (zarówno na arenie politycznej, przez media, jak i w salach uniwersyteckich), prowadzi do pytania: jakim cudem mimo wszystkich napięć i problemów udało się za oceanem stworzyć państwo wolnych obywateli, zdolnych do kompromisów?       

Ponieważ dziś Izrael cierpi na niemożność ustanowienia konstytucyjnego ładu, (albo raczej doświadcza dramatycznego kryzysu z powodu trwającej 75 lat niemożności uchwalenia konstytucji), izraelski badacz, Yehuda Weintraub zastanawia się nad pytaniem, jakim cudem ta sztuka udała się 232 lata temu Amerykanom. Wojna o niepodległość niby była wygrana, ale brytyjskie wojska były nadal na amerykańskiej ziemi, mieszkańcy z byłych brytyjskich kolonii pochodzili z różnych  krajów, byli wyznawcami różnych religii, dzieliły ich interesy i odmienne wyobrażenia, jak też ta niepodległość ma właściwie wyglądać.

Konfederacja byłych brytyjskich kolonii na amerykańskiej ziemi była właściwie luźnym związkiem, bez możliwości prowadzenia wspólnej polityki. Wielu miało świadomość, że trzeba jakoś ustalić, co dalej.  

W maju 1787 roku zwołano Konwencję Konstytucyjną, która najpierw miała zrewidować i uzupełnić Statut Konfederacji, ale szybko zorientowano się, że fundament nowego państwa musi być solidniejszy i w ciągu niespełna trzech miesięcy (od lipca do września) powstał zwarty projekt konstytucji. Jakim cudem? Zdaniem Weintrauba (i nie tylko jego) zadecydowała o tym jakość delegatów i wcześniejsze wydarzenia w Europie. Znajomość prac brytyjskich i francuskich filozofów Oświecenia plus (co było szczególnie ważne) gotowość do zaakceptowania kompromisów, pozwoliła na wyjątkowo sprawną pracę nad projektem tego dokumentu.      

Towarzyszyła tej pracy świadomość, że politycy muszą stworzyć system instytucjonalnego nadzoru nad politykami, że jednostkowe ambicje i grupowe interesy zawsze prowadzą do prób zawłaszczenia władzy i konstytucyjne reguły muszą to utrudniać. Jak pisał wówczas James Madison ochrona praw obywatelskich musi być taka sama jak ochrona praw religijnych.

To zadanie wymagało zarówno starannego przemyślenia relacji między poszczególnymi pionami władzy, jak i zasad opłacania zarówno polityków z wyboru, jak i urzędników państwowych. System federalny zmuszał do nieustannej troski o klarowność prerogatyw władz federalnych i gwarancji dla samorządowych uprawnień władz stanowych oraz takiej reprezentacji do władz federalnych, jaka będzie najbardziej akceptowalna dla wszystkich.

Dwuizbowy system ustawodawczy pozwalał nie tylko na lepszy nadzór nad jakością stanowionych praw, ale zwiększał szanse ich akceptacji zarówno przez władze poszczególnych stanów, jak i przez społeczeństwo jako całość.    

Weintraub ze zrozumiałych powodów, koncentruje szczególną uwagę na ówczesnych dyskusjach wokół Sądu Najwyższego. Wszystkich, którzy przyłożyli rękę do tworzenia amerykańskiej konstytucji, wydaje się charakteryzować niemal obsesyjna podejrzliwość, lęk przed tyranią, która była tak częsta i tak powszechna na starym kontynencie. 

Sąd Najwyższy i niezależność całego sądownictwa miała być szczególnie ważnym narzędziem chroniącym przed tyranią. Dożywotnie mianowanie sędziów ustanowiono z myślą o uniezależnieniu sędziów od władzy wykonawczej, tak by ich lojalność związana była z Konstytucją, a nie z ludźmi sprawującymi aktualnie władzę. Kontrola sądowa odpowiadała za zgodność legislacji i działań administracji z postanowieniami Konstytucji.  

Alexander Hamilton, pisząc o znaczeniu niezawisłości sądów, podkreślał, że ich rolą jest interpretacja prawa, a nie jego stanowienie.

Konstytucja jest w rzeczywistości i musi być uważana przez sędziów za prawo podstawowe. Dlatego do nich należy ustalenie jego znaczenia, jak również znaczenia każdego konkretnego aktu pochodzącego od ciała ustawodawczego. Gdyby zdarzyła się niemożliwa do pogodzenia rozbieżność między nimi… Konstytucja powinna być przedkładana nad ustawę, intencja ludu nad intencją reprezentantów. – (Federalista, nr 78)

Dla Ojców Założycieli szczególnie istotne było szukanie zabezpieczeń przed ograniczaniem praw mniejszości przez większość, jak również zmuszenie polityków do szukania konsensusu. Mechanizm kwalifikowanej większości przeszedł pierwszy test, kiedy w 1788 roku Konstytucja miała być ratyfikowana przez stany. W pierwszym podejściu uzyskano aprobatę trzech czwartych (9 stanów z trzynastu), ale uznano, iż w tak ważnej sprawie jest to niewystarczające, więc zaczęła się bardzo silna kampania na rzecz przekonania „antyfederalistów”. Izraelski badacz zwraca uwagę, że wiele spraw, które były wtedy przedmiotem zacieklej debaty, widzimy dziś w bardzo podobnej formie w debacie izraelskiej. Intensywna dyskusja i pierwsze dziesięć poprawek pozwoliły ostatecznie na ratyfikację Konstytucji przez wszystkie stany w 1791 roku. 

W ten sposób Konstytucja stała się Biblią nowej republiki i to na wierność Konstytucji przysięga prezydent, politycy wybrani do Kongresu i Senatu, politycy i pracownicy administracji, żołnierze i nowi obywatele. Jest to Konstytucja, która zdała egzamin lepiej niż inne, chociaż i tam jest nieustannie przedmiotem sporów o interpretację i prób podważenia jej znaczenia.           

Nawiasem mówiąc, jest w historii pewien mało znany epizod, który warto przypomnieć. W 1946 roku wyłonił się problem konstytucji w okupowanej przez Amerykanów Japonii. Japończycy mieli swoją konstytucję z 1887 roku, która zdaniem Amerykanów wepchnęła Japończyków na drogę militaryzmu i wymagała zmiany. Zażądali jej modyfikacji zgodnie z postanowieniami Konferencji Poczdamskiej. Japończycy przedstawili projekt z zaledwie kosmetycznymi zmianami. Jak głosi dotychczasowa wersja historii, generał Douglas MacArthur uznał, że władze okupacyjne mogą i powinny zabrać głos w tej sprawie. W lutym 1946 roku 24 specjalistów amerykańskich sporządziło w ciągu jednego tygodnia projekt konstytucji dla Japonii, który generał MacArthur przedstawił japońskiemu ministrowi spraw zagranicznych do zatwierdzenia.        

Ta wersja historii japońskiej konstytucji była uznawana przez dziesiątki lat, ostatnio jednak zaczęto się zastanawiać, jakim cudem w ten sposób ustanowiona konstytucja utrzymała się do dziś i dlaczego Japończycy traktują ją z respektem? Badacze zaczęli się bliżej przyglądać temu, co właściwie działo się między lutym 1946 a ratyfikacją tej konstytucji w 1947 roku. Wygląda na to, że jednak było tu sporo dyskusji i chociaż japońska konstytucja w wielu miejscach do złudzenia przypomina amerykańską, to na przykład rola cesarza wzorowana była na monarchii brytyjskiej. Tak czy inaczej, Japończycy są bardzo przywiązani do swojej konstytucji, a najprawdopodobniej była to konstytucja, która powinna trafić do księgi rekordów ze względu na tempo jej sporządzenia. Yehuda Weintraub o tej historii nie wspomina, a kto wie, czy nie powinien, chociaż propozycja takiej właśnie ścieżki przygotowania kompletnej konstytucji dla Izraela mogłaby przyprawić wielu ludzi na izraelskiej lewicy o zawał serca.

Izraelska konstytucja to nie nasz problem, my mamy inne problemy, których podobieństwo z izraelskimi jest tylko pozorne. W odróżnieniu od Izraelczyków mamy konstytucję, która jest ignorowana i naruszana, a co gorsza, podobnie jak wiele innych zachodnich społeczeństw, znów zaczęliśmy przedkładać świętości nad zasadami.      

Spory są naturalnym i nieuniknionym elementem, życia społecznego. W długiej historii naszego gatunku przed anarchią chroniło prawo silniejszego, rządy autorytarne lub zgoła tyrania; republikańska demokracja pozwalała na przeniesienie walki z ulicy do parlamentów, gdzie konsensus dotyczył przede wszystkim zasad prowadzenia i rozstrzygania sporów. Nie wiem, czy możemy „cofnąć się do przodu”, bo gdzie nie spojrzeć tam wrzask i wrzawa oraz przysięgi, że konstytucja to ja. Kiedy zasady są święte, nasze świętości schodzą na drugi plan. To jednak dziś wygląda na czas przeszły.        


Andrzej Koraszewski – 

Publicysta i pisarz ekonomiczno-społeczny.

Ur. 26 marca 1940 w Szymbarku, były dziennikarz BBC, wiceszef polskiej sekcji BBC, i publicysta paryskiej „Kultury”. Więcej w Wikipedii.  Facebook


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Regina Spektor’s Howl

Regina Spektor’s Howl


JAKE MARMER


At a recent concert in Los Angeles, Spektor’s Soviet Jewishness took center stage.
.

‘She’s the leader of my people,’ Fran Drescher once quipped about Barbra Streisand. I feel that way about Regina Spektor.ORIGINAL PHOTO: LLOYD BISHOP/NBC VIA GETTY IMAGES

This is a nice way to be … surrounded,” quipped Regina Spektor as she walked out on stage of the Walt Disney auditorium in Los Angeles last week. The auditorium’s stage is ensconced inside a large oval, with seating on all sides, and Spektor’s trademark bit of dark humor—a mixture of claustrophobia and warmth turned into a joke—was the perfect opening for this concert, which, as it unraveled, felt increasingly cathartic and ritualistic.

The concert took place on the evening after Purim, with the holiday’s afterglow and daze still in the air, and it was the holiday’s carnivalesque fusion of trauma and merriment that provided Spektor with an opportunity to communicate, with deep artistry and clarity, the quintessence of the Russian-speaking Jewish experience—her own heritage, which is also the heritage of some 500,000 others living in the U.S. today—myself included.

“If you think about it, Purim is a lot like Halloween,” she said at some point midconcert, and after a beat added: “That is, if Halloween involved the attempted genocide of Jewish people.” And again, there was that dark humor, the kind that both makes you laugh and sends shivers down your spine.

Spektor went on to recount a morning from long ago, when she was living in her “rent-controlled New York apartment,” and was listening to an NPR program, in which she first learned the concept of Holocaust denial. She recounted being shocked: “I knew so many survivors growing up,” she said, with wistfulness, and went on to perform her song “Ink Stains.” This song was never formally released on any album, and she does not perform it often. Its refrain is plaintive: “I wish they’d cure the friendly neighbors / Of the disease which makes them haters,” but on the whole, it is a harsh and angry song with a narrative that reveals her wish for the Holocaust deniers in clear terms: “All the Holocaust deniers / To a bathhouse warm and quiet / Complimentary soap, complimentary haircut / And gas ’em up until they know that / All the ink stains on their wrists mean business / And God is the almighty witness.” The anger she unleashes is undisguised, as ugly as it is relatable. The song culminates in a final stretch of wordless, singing-shouting across the melody, with emotion laid bare in all of its unspeakable pain.

It makes sense that “Ink Stains” was never formally recorded. It is the kind of song one would not want to commit to the stasis of a record: In order to be understood, it is meant to be experienced wholly, live, in the moment, and with others. Such is its power. What made this performance unique was that the wordless segment contained a direct reference to the “Jewish” musical scale—the melodic riff in a minor key that is found in cantorial music. It was as if Spektor felt compelled to draw an explicit connection between Jewish liturgy and her own art.

When the song was over, Spektor herself seemed shaken: “I would like to sing a few more songs, but I don’t know how to just do it after a song like that.” After a moment’s contemplation she pointed out that it was a full moon night. “So how about we just howl?” she offered. This was not a joke: She started counting off, then interrupted herself: “Seems wrong to count off the howl.” Just then, someone in the audience went for it, and then others joined, and more yet, and before long, the whole of Walt Disney Hall was merged into a single, polyvocal, incredibly loud howl. It felt both ridiculous and profound, whimsical and utterly necessary, primal and of the moment. And, reader, I, too howled: at the moon, at her song, at the holiday, at the fancy Disney Hall, at the ancestral trauma, at the still lingering pandemic, and the unending war.

Russia’s brutal invasion into Ukraine received a grim acknowledgment from Spektor, along with the invitation to donate to a cause that supports Ukrainian refugees. I’ve heard endless variations on this invitation dozens of times over the past year, but what made Spektor’s appeal different was the tone of lucid, personal urgency. This war has been the center in the life of many, many Russian-speaking Jews, no matter how long ago they’ve left the old country, and whether they were born in Russia, like Spektor, or in Ukraine, as I was. Immigrants tend to either assimilate or resist assimilation by reembracing the culture of their origin. I know I belong to the former group, but in the weeks and months of the war, I’ve felt increasingly isolated from my American peers and friends. There is a sense that those around me cannot understand what I am going through, every day, worrying about my family, mourning the destruction of the world where I grew up. In such moments, years of assimilation seem to fall apart.

The song Spektor chose to sing after this invocation, “Apres Moi,” was not randomly chosen. While normally, the French phrase apres moi l’deluge, implies a cavalier, careless attitude toward the future, in the context of Spektor’s refrain the line takes on a sense of existential threat: the sense that deluge—of troubles and threats—is literally after you. When she chants “I (uh) must go on standing / I’m not my own, it’s not my choice,” it seems to be, on the one hand, a universal gesture of resilience. On the other, though, there is something very specific to the Soviet and post-Soviet kind of Jewishness here. Spektor turns the volume up on Russian-sounding intonations within the song that resolve in the verse, borrowed from a poem by Boris Pasternak, which Spektor sings in Russian. In this performance, in the context of invocation of the war in Ukraine, Pasternak’s verse became the emotional center of this song, and perhaps, of the whole concert.

Pasternak’s original poem relies heavily on word music, and it is this music that permeates his lines, creating a more visceral meaning than the actual semantic signification of the words ever could. It is February, and the poet is moved to grab the ink and cry, via the poem, mourning February itself for a reason that is never explicitly stated. There is a dread of something coming to an end, some “thundering muddle” that ominously “burns with a dark spring.” The word Pasternak uses to describe the crying, navzryd, is the sort of uncontrollable, loud, all-consuming bawling punctuated with a deep sob and violence and gasping for air. It is the sort of a word the mere invocation of which brings tears to your eyes because it can remind you of the times you have experienced that sort of crying.

But what does Pasternak’s weeping February have to do with the rest of Spektor’s lyrics—or with this war at hand? One cannot overstate the gravitas of Boris Pasternak in the minds and souls of many generations of people from the vast Soviet expanse. His words were treated with the reverence pious people reserve for their sacred texts. I still feel sacrilegious for even wanting to translate him. At the same time, there was also the unspoken matter of Pasternak’s Jewishness, of which he was deeply self-conscious, having ultimately chosen to convert because that was the only way to be accepted, to be seen as a poet with a right to express himself in Russian. Knowing that, Spektor’s lines, “I’m not my own, it’s not my choice” begin to cohere.

In Walt Disney Hall, this song and Pasternak’s lines within it, felt prophetic, and she sang them as if channeling a message she received rather than composed. Such is the power of great poetry: For whatever Pasternak may have had in mind describing the February he beheld, for so many of us, this February was the time when we marked the first anniversary of the war. February came and went, and the war continues, and it is impossible to not see this spring as tainted, or cursed with the war’s weight. 

Between Spektor’s post-Purim howl and Pasternak’s bawling, the moment’s heaviness was front and center in this concert. And so was Spektor’s attempt to summon this heaviness, to extract it and in that way, to gain some sort of a release. In that way, Spektor’s performance was a reminder of the shared identity as a source of strength, and felt life-giving.

The concert, organized in support of Spektor’s new album, Home, Before and After, featured many new songs, as well as a selection of her hits, and many moments of interaction with the audience. At one point, someone shouted out: “I love your shoes,” to which she immediately responded: “I was kind of expecting this from LA.” Turning around toward the section of the audience that were facing her back, she said: “I always play with my eyes closed, so you’re not missing anything. This is what it looks like,” she said, closing her eyes and stretching her hands over imaginary piano, wobbling from side to side. It was a kind of an effortless vaudevillesque moment, and it occurred to me that the whole Russian-speaking Jewish experience revolves around three poles: our poetry, the war, and the jokes. Everything else, from eros to ethics, revolves around these and is suffused by them.

The concert hall was completely full—I did not see a single empty seat. Who were all these people who seemed as deeply moved by her music as I was? It was a multigenerational, hip, nerdy, colorful crowd that howled and clapped and begged for an encore. “She’s the leader of my people,” Fran Drescher once quipped about Barbra Streisand. I feel that way about Regina Spektor, even if I am quite uncertain as to who these people of ours are.


Jake Marmer is Tablet’s poetry critic. He is the author of The Neighbor Out of Sound (2018) and Jazz Talmud (2012). His jazz-klezmer-poetry record Hermeneutic Stomp was released by Blue Thread Music in 2013.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


“Why I am a Jew” | Whiteboard Video Animation | Rabbi Jonathan Sacks

“Why I am a Jew” | Whiteboard Video Animation | Rabbi Jonathan Sacks

The Rabbi Sacks Legacy


“The deepest question any of us can ask is: Who am I? To answer it we have to go deeper than, Where do I live? or What do I do? The most fateful moment in my life came when I asked myself that question and knew the answer had to be: I am a Jew. This is why.”

In this new whiteboard animation, Rabbi Sacks explains why he is proud to be a Jew and what it is about Judaism that makes it so unique. This passionate appeal calls on Jews around the world, from across the political and religious spectrum, to connect to their people, heritage and faith.

This video includes subtitles in French, German, Hebrew, Italian, Portuguese, Russian and Spanish. Please click on the ‘Subtitle’ or cc option on the YouTube video to select your language captions preference.

This video was produced by whiteanimation.com / silueta.co.il for The Rabbi Sacks Legacy Trust. Learn more about Rabbi Sacks’ work at https://www.rabbisacks.org / @RabbiSacks.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com