Menachem Kaiser stara się odzyskać należącą do jego pradziadka kamienicę w Sosnowcu: Nie chodzi o pieniądze (Fot. Jason Francisco)
Menachem Kaiser stara się odzyskać należąca do jego pradziadka kamienicę w Sosnowcu: Nie chodzi o pieniądze
Paula Szewczyk
Kanadyjski pisarz Menachem Kaiser chciałby, by Polacy zobaczyli, że potomek Ocalałego nie wraca po dekadach od wojny ani po pieniądze, ani po to, by oskarżać.
.
Za każdym razem, gdy jest w Polsce, choruje. Dwa razy był nawet w szpitalu. Mówi, że to pech zdrowotny, ale czy jest związany z Polską, trudno powiedzieć. Nie da się jednak zaprzeczyć, że gdy tu przylatuje, jest emocjonalnie pobudzony.
Na wszelki wypadek nie podajemy sobie rąk, siedzimy po przeciwnych stronach pokoju. Myślę o tym, że Menachem Kaiser mógłby być moim znajomym, gdyby jego dziadek, ocalały z Holocaustu Maier Menachem Kaiser, po wojnie nie wyjechał z Polski.
A tak, chociaż jesteśmy rówieśnikami, na co dzień dzielą nas prawie 7 tysięcy kilometrów, język i cały bagaż różnic między Warszawą a nowojorskim Brooklynem. Spotykamy się zatem nie towarzysko, ale przy okazji premiery jego książki „Grabież. Historia majątku rodzinnego i nazistowskiego skarbu”, która ukazała się w maju nakładem wydawnictwa Ośrodek KARTA w tłumaczeniu Moniki Skowron.
Kaiser też nietowarzysko przez ostatnie osiem lat lądował na lotnisku Chopina.
Bywa w Polsce, bo od tego czasu stara się m.in. odzyskać należącą niegdyś do jego pradziadka kamienicę w centrum Sosnowca.
Zasada niemówienia
Sam nie lubi myśleć, co by było gdyby. Ale przyznaje, że odkąd ukazała się książka – premiera w 2021 roku w USA, niedługo po niej „Grabież” trafiła na listę najlepszych książek non fiction „The New York Times’a” – zdarza się, że czytelnicy pytają, czy czuje się związany z Polską.
– Związany to co innego niż mający polską tożsamość – zaznacza. – Nawet mój ojciec, dziecko polskich rodziców, proszony, by w dwudziestu zdaniach określił, kim jest, nigdy nie powiedziałby o sobie „Polak”.
W domu ojca, gdy był dzieckiem, a potem w domu małego Menachema, nie rozmawiało się o przeszłości. Było to jednak inne nierozmawianie niż choćby u Agaty Tuszyńskiej, która opowiedziała nam niedawno, że u niej obowiązywał sekret, przedwojenną i zagładową historię rodziny z lęku zamilczano. – Moja żydowska rodzina włożyła wiele wysiłku, by ją zamazać, ukryć przed światem – mówiła.
Kaiser z kolei dorastał w Toronto w społeczności ortodoksyjnych Żydów. – Nie znałem wtedy żadnego nie-Żyda, nawet Żyda niereligijnego. To była bardzo zamknięta społeczność i nie wydawało mi się niczym niezwykłym mieć dziadków, którzy przeżyli Holocaust. Nie odziedziczyłem traumy albo przynajmniej tak mi się wydaje. Z tym, że oni o Zagładzie nie mówili, my nie zadawaliśmy żadnych pytań.
Kiedy do nich dojrzał, było późno. Zresztą dziadek Maier Kaiser zmarł jeszcze w 1977 roku na niewydolność serca przed narodzinami wnuka. Jego syn podobnie nie drążył przeszłości. Menachem jest pierwszym pokoleniem w rodzinie, które chciało się czegoś o niej dowiedzieć.
Ale dlaczego „nie”?
Na początek ustalił, że dziadek był człowiekiem skoncentrowanym na pracy i zapewnianiu rodzinie środków do życia. Jako imigrant z Polski musiał w Ameryce zaczynać od zera. Jego życie to był po wojnie głównie stres. Jego żonę, babcię Bertę, Menachem Kaiser zapamiętał jak typową babcię, która patrzy, czy zjadasz, co podała na talerzu.
Odgrodzonej szczelnie od wspomnień czasem zdarzało się nazwać niesforne dziecko „polskim łobuzem”.
Dopiero niedługo przed jej śmiercią siostra Menachema, Tehila zapytała babcię o Polskę i wojnę. Nagrała jej opowieść na wideo. To był pierwszy raz, gdy wnuki usłyszały, jak wyglądało kiedyś jej życie.
Choć trudno było później autorowi „Grabieży” potwierdzić szczegóły, ustalić to, co pewne. Przyjął zatem, jak mówiła, że dziadkowie poznali się w Niemczech w obozie dla przesiedlonych. Babcia miała wówczas obierać ziemniaki, dziadek dostać od niej zachowane specjalnie dla niego skórki. Szybko się pobrali, w Monachium. Kaiser ma nawet zdjęcie z 1946 roku, jak dwoje Ocalałych świętuje wesele rok po zakończeniu wojny w kraju, który jeszcze chwilę temu zdecydował o „ostatecznym rozwiązaniu”.
Maier Menachem Kaiser jako jedyny z rodziny przeżył.
Jego rodzice, rodzeństwo i dalsza rodzina zostali zamordowani w obozach koncentracyjnych.
Decyzję o wyjeździe z Europy podjął z żoną gdzieś między 1948 a 1949 rokiem. Trafili najpierw do USA, ojciec Menachema urodził się w Nowym Jorku, gdy rodzina przenosiła się do Kanady, miał 10 lat.
I już jako dorosłemu nie przyszło mu nigdy do głowy, by dowiedzieć się, co się stało z budynkiem, który należał kiedyś do ojca jego ojca. Pamiętał, że Maier 20 lat starał się odzyskać rodzinną nieruchomość albo choćby uzyskać za nią rekompensatę. Bez skutku. Wnuk Menachem, który zainteresował się jej losem, niezrażony wcześniejszym niepowodzeniem postanowił, że spróbuje jeszcze raz. Bo właściwie dlaczego nie?
Więcej niż pieniądze
Pierwszy raz w Polsce? Żadnych skojarzeń, wyobrażeń. Miał 29 lat, ludzie byli dla niego na ogół mili, choć kiedy pierwszy raz wchodził do kamienicy przy Małachowskiego 12 w Sosnowcu, nie był gotów zapukać do żadnych drzwi, tym bardziej powiedzieć, w jakiej sprawie przychodzi. Dopiero przy kolejnym podejściu nabrał odwagi, pukał do mieszkańców, usiłując dowiedzieć się, kim, jak długo mieszkają w budynku i czy wiedzą coś o jego dawnym właścicielu. A kiedy zdążył się już nieco do nich zbliżyć i wyjawić powody, dla których jest w mieście, okazało się, że współczesna numeracja przy Małachowskiego różni się od tej przed wojną.
To nie był właściwy budynek.
Musiał zacząć więc od początku, jednocześnie znaleźć prawnika, który pomoże mu rozpocząć odpowiednią procedurę, by już na drodze sądowej usiłować odzyskać dla rodziny Kaiserów utraconą w czasie wojny nieruchomość. Przygotowanie dokumentów, zdobycie aktów zgonu członków rodziny, którzy zginęli w Zagładzie, czasem nawet bez pewności, gdzie i kiedy, ustalanie faktów. Papierologia pochłonęła mnóstwo energii i czasu. I choć minęła prawie dekada, kamienicy nadal nie udało się odzyskać.
– Dlaczego to robię? To jest dobre pytanie – mówi autor „Grabieży” – kiedy zaczynałem osiem lat temu, podchodziłem do sprawy bardzo nonszalancko. Pojadę do Polski, załatwię co trzeba, będą z tego jakieś pieniądze, ktoś mi powiedział, że budynek może być nawet wiele wart. Ale dzisiaj wydaje mi się, że w ogóle nie o pieniądze chodzi.
Menachem Kaiser jest nieco skrępowany pytaniem, bo jak szczerze przyznaje, nie ma na nie dobrej odpowiedzi.
Nie ukrywa, że kiedy książka wyszła w Stanach, czytelników, recenzentów i dziennikarzy interesował najbardziej wątek Złotego Pociągu – który w „Grabieży” szeroko opisuje – jak i samych poszukiwaczy skarbów działających w Wałbrzychu i okolicach.
Kaiser z kolei dorastał w Toronto w społeczności ortodoksyjnych Żydów. – Nie znałem wtedy żadnego nie-Żyda, nawet Żyda niereligijnego. To była bardzo zamknięta społeczność i nie wydawało mi się niczym niezwykłym mieć dziadków, którzy przeżyli Holocaust. Nie odziedziczyłem traumy albo przynajmniej tak mi się wydaje. Z tym, że oni o Zagładzie nie mówili, my nie zadawaliśmy żadnych pytań.
Kiedy do nich dojrzał, było późno. Zresztą dziadek Maier Kaiser zmarł jeszcze w 1977 roku na niewydolność serca przed narodzinami wnuka. Jego syn podobnie nie drążył przeszłości. Menachem jest pierwszym pokoleniem w rodzinie, które chciało się czegoś o niej dowiedzieć.
Ale dlaczego „nie”?
Na początek ustalił, że dziadek był człowiekiem skoncentrowanym na pracy i zapewnianiu rodzinie środków do życia. Jako imigrant z Polski musiał w Ameryce zaczynać od zera. Jego życie to był po wojnie głównie stres. Jego żonę, babcię Bertę, Menachem Kaiser zapamiętał jak typową babcię, która patrzy, czy zjadasz, co podała na talerzu.
Odgrodzonej szczelnie od wspomnień czasem zdarzało się nazwać niesforne dziecko „polskim łobuzem”.
Dopiero niedługo przed jej śmiercią siostra Menachema, Tehila zapytała babcię o Polskę i wojnę. Nagrała jej opowieść na wideo. To był pierwszy raz, gdy wnuki usłyszały, jak wyglądało kiedyś jej życie.
Choć trudno było później autorowi „Grabieży” potwierdzić szczegóły, ustalić to, co pewne. Przyjął zatem, jak mówiła, że dziadkowie poznali się w Niemczech w obozie dla przesiedlonych. Babcia miała wówczas obierać ziemniaki, dziadek dostać od niej zachowane specjalnie dla niego skórki. Szybko się pobrali, w Monachium. Kaiser ma nawet zdjęcie z 1946 roku, jak dwoje Ocalałych świętuje wesele rok po zakończeniu wojny w kraju, który jeszcze chwilę temu zdecydował o „ostatecznym rozwiązaniu”.
Maier Menachem Kaiser jako jedyny z rodziny przeżył.
Jego rodzice, rodzeństwo i dalsza rodzina zostali zamordowani w obozach koncentracyjnych.
Decyzję o wyjeździe z Europy podjął z żoną gdzieś między 1948 a 1949 rokiem. Trafili najpierw do USA, ojciec Menachema urodził się w Nowym Jorku, gdy rodzina przenosiła się do Kanady, miał 10 lat.
I już jako dorosłemu nie przyszło mu nigdy do głowy, by dowiedzieć się, co się stało z budynkiem, który należał kiedyś do ojca jego ojca. Pamiętał, że Maier 20 lat starał się odzyskać rodzinną nieruchomość albo choćby uzyskać za nią rekompensatę. Bez skutku. Wnuk Menachem, który zainteresował się jej losem, niezrażony wcześniejszym niepowodzeniem postanowił, że spróbuje jeszcze raz. Bo właściwie dlaczego nie?
Więcej niż pieniądze
Pierwszy raz w Polsce? Żadnych skojarzeń, wyobrażeń. Miał 29 lat, ludzie byli dla niego na ogół mili, choć kiedy pierwszy raz wchodził do kamienicy przy Małachowskiego 12 w Sosnowcu, nie był gotów zapukać do żadnych drzwi, tym bardziej powiedzieć, w jakiej sprawie przychodzi. Dopiero przy kolejnym podejściu nabrał odwagi, pukał do mieszkańców, usiłując dowiedzieć się, kim, jak długo mieszkają w budynku i czy wiedzą coś o jego dawnym właścicielu. A kiedy zdążył się już nieco do nich zbliżyć i wyjawić powody, dla których jest w mieście, okazało się, że współczesna numeracja przy Małachowskiego różni się od tej przed wojną.
To nie był właściwy budynek.
Musiał zacząć więc od początku, jednocześnie znaleźć prawnika, który pomoże mu rozpocząć odpowiednią procedurę, by już na drodze sądowej usiłować odzyskać dla rodziny Kaiserów utraconą w czasie wojny nieruchomość. Przygotowanie dokumentów, zdobycie aktów zgonu członków rodziny, którzy zginęli w Zagładzie, czasem nawet bez pewności, gdzie i kiedy, ustalanie faktów. Papierologia pochłonęła mnóstwo energii i czasu. I choć minęła prawie dekada, kamienicy nadal nie udało się odzyskać.
– Dlaczego to robię? To jest dobre pytanie – mówi autor „Grabieży” – kiedy zaczynałem osiem lat temu, podchodziłem do sprawy bardzo nonszalancko. Pojadę do Polski, załatwię co trzeba, będą z tego jakieś pieniądze, ktoś mi powiedział, że budynek może być nawet wiele wart. Ale dzisiaj wydaje mi się, że w ogóle nie o pieniądze chodzi.
Menachem Kaiser jest nieco skrępowany pytaniem, bo jak szczerze przyznaje, nie ma na nie dobrej odpowiedzi.
Nie ukrywa, że kiedy książka wyszła w Stanach, czytelników, recenzentów i dziennikarzy interesował najbardziej wątek Złotego Pociągu – który w „Grabieży” szeroko opisuje – jak i samych poszukiwaczy skarbów działających w Wałbrzychu i okolicach.
– Wielu ludzi chce po prostu uznania. Po publikacji książki w Stanach niektórzy mający polskie korzenie Żydzi mówili mi, że gdyby na budynkach, w których żyli ich przodkowie, byłaby choćby tablica, wzmianka o ich dawnej obecności, to by im wystarczyło, bo nie chodzi o prawo własności, tak myślę, tylko o historię i pamięć.
„Grabież. Historia majątku rodzinnego i nazistowskiego skarbu” Menachema Kaisera w tłumaczeniu Moniki Skowron ukazała się nakładem wydawnictwa Ośrodek Karta, premiera 11 maja 2023 r.
Menachem Kaiser – ur. w 1985 r., kanadyjski pisarz pochodzący z religijnej rodziny żydowskiej. Dorastał w Toronto. Ukończył Columbia University w Nowym Jorku i University of Michigan, był stypendystą Fulbrighta w Litwie. W 2021 roku jego książka „Plunder” („Grabież”) znalazła się na liście najlepszych książek non fiction „The New York Times” oraz otrzymała Canadian Jewish Literary Award w kategorii biografie. W 2022 roku autor wyróżniony został Sami Rohr Prize for Jewish Literature, przyznawaną w USA pisarzom, których prace pełnią istotną funkcję w badaniu i przekazywaniu żydowskiego doświadczenia. Mieszka na Brooklynie.
Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com