Archive | 2023/11/05

Agenci propagandy nienawiści

Jak informuje Ministerstwo Zdrowia Hamasu w Gazie od 7 października do 1 listopada zginęło 3,760 dzieci. Pobożnie ufamy danym tego ministerstwa (szczególnie jeśli są powtórzone przez którąś z agend ONZ). Źródła palestyńskiego „oporu” z dumą pokazują swoją pedagogikę. Małe dzieci w Gazie gratulują swoim odrobinę starszym braciom męczeństwa. Izraelska armia ostrzega przed uderzeniem w centra Hamasu i prosi cywili o wycofanie się. Hamas blokuje ucieczkę, strzela do próbujących uciekać cywilnych Palestyńczyków. (Źródło zdjęcia: MEMRI za źródłami palestyńskimi.)


Agenci propagandy nienawiści

Andrzej Koraszewski


Prawie 65 lat temu egzaminator po pierwszym roku studiów zapytał mnie o artykuł opublikowany dzień wcześniej w „Expresie Wieczornym”. Odpowiedziałem, że nie czytuję takich gazet. Egzaminujący mnie profesor zapytał mnie, czy jestem pewny, że chcę zostać socjologiem i nie czekając na odpowiedź powiedział, że socjologa powinno interesować, gdzie ludzie szukają informacji, jakie informacje otrzymują i jak kształtują one postawy i poglądy. Egzamin zdałem, pozostałych pytań nie pamiętam.

Wiele razy wracałem do tego pytania, ostatnio przypomniałem je sobie przeglądając pospiesznie krajowe media i  szukając odpowiedzi na pytanie, kto i jak kształtuje postawy i poglądy polskiego społeczeństwa na temat kolejnej wojny świata z Żydami.

Czytam w wiadomościach.gazeta.pl: „Dramat w Strefie Gazy. Amputacje kończyn u dzieci odbywają się na podłodze”. Inny tytuł krzyczy: „Dziennikarz CNN wprost: Zrzuciliście bombę na obóz, w którym były kobiety i dzieci, by zabić jednego terrorystę? Udało się?”

Onet informuje: „Izrael zbombardował Instytut Francuski w Strefie Gazy”, Polskie Radio: „’Okupanci dokonują kolejnej masakry’ Resort Gazy o cywilnych ofiarach izraelskiego ataku”.

Czytelniczka informuje mnie, że Facebook natychmiast zdejmuje informacje o palestyńskich okrucieństwach 7 października 2023r., pisze. że przed chwilą już po kilku minutach zdjęli jej film, który wcześniej zniknął ze stron jej znajomych. W Wielkiej Brytanii i w Niemczech policja zdejmuje rozklejane w różnych miejscach zdjęcia porwanych do Gazy żydowskich dzieci, bo może to spowodować niepokoje muzułmańskiej społeczności. W Londynie „The Sun” postanowił opublikować zdjęcia tych dzieci na okładce.

Na mojej stronie Facebooka czterozdaniowy wpis wywołał większą dyskusję niż jakikolwiek faktograficzny czy analityczny artykuł.

Czytam dużo, nie zawsze pamiętam gdzie. Gdzieś przeczytałem o dogmacie zachodniego dziennikarstwa:

Kiedy Hamas mówi, że chce zabić wszystkich, Żydów nigdy nie należy im wierzyć. Kiedy Hamas mówi, że Żydzi zrobili coś strasznego, nie ma powodu tego sprawdzać, bo trudno mieć jakiekolwiek wątpliwości, że to prawda.

W komentarzach widać wyraźnie efekty działania dziennikarstwa niemal całkowicie zdominowanego przez ten dogmat. Jak to dziennikarstwo działa? Świetny prawnik i wspaniały człowiek pisze:

Źle to wszystko wygląda. Po obu stronach zginęli niewinni ludzie, a zwłaszcza dzieci. Państwo Izrael wydaje się być zakładnikiem jednego człowieka – swojego premiera…

Inny czytelnik stwierdza:

Tymczasem: “Biuro ONZ ds. praw człowieka stwierdziło, że ataki w Dżabaliji “mogą stanowić zbrodnie wojenne”. “Biorąc pod uwagę dużą liczbę ofiar cywilnych i skalę zniszczeń po izraelskich nalotach na obóz dla uchodźców Jabalia, mamy poważne obawy, że są to nieproporcjonalne ataki, które mogą stanowić zbrodnie wojenne” – przekazano w środowym komunikacie.”

To komentarz typu skopiuj i wklej, cytat przeniesiony z wiadomości.gazeta.pl, z doniesienia będącego wyraźnym plagiatem  z BBC, ale bez podania źródła.

Ten czytelnik ma dobry powód, żeby ufać takim wiadomościom, bo przecież przekazują informacje pochodzące od instytucji cieszących się niepodważalnym autorytetem. Chce dostać informacje, które źródło obiektywnie krytykuje Izrael.

Wielu zastanawia się, czy mamy do czynienia tylko z bezgraniczną głupotą, czy z świadomym zbrodniczym działaniem mediów. Obawiam się, że nie ma tu klarownej odpowiedzi, chociaż mamy powody, żeby przynajmniej niektórych dziennikarzy podejrzewać o całkowicie świadome wprowadzanie czytelników w błąd. Tak było na przykład ze sprawą z 15 listopada 2012 roku śmierci 11-miesięcznego Jihada Mioshrawi, syna arabskiego współpracownika dziennikarza BBC Jona Donnisona. Zdjęcie zabitego dziecka było pokazywane praktycznie przez wszystkie media zachodnie (i oczywiście przez media krajów muzułmańskich). Donnison zapewniał, że dziecko zginęło w wyniku trafienia domu przez pocisk z izraelskiego czołgu. Niemal natychmiast pojawiły się kontrowersje. Izraelskich czołgów w pobliżu nie było, wszystko wskazywało na to, że śmierć dziecka spowodowała wadliwa palestyńska rakieta.

Dziennikarz BBC powinien mieć od samego początku wątpliwości, a po dwóch dniach pewność, że informacje o izraelskim pocisku nie mają podstaw, a dokumentacja szkód wskazywała wyraźnie na typ szkód powodowanych przez prymitywne palestyńskie rakiety. BBC z zasady odmawia przekazywania informacji o ofiarach palestyńskich spowodowanych  przez palestyńskich terrorystów. Polski dziennikarz, który przekazał to zdjęcie z pewnym opóźnieniem, kiedy mu zwróciłem uwagę na problematyczność izraelskiej winy, odpowiedział lekceważąco, że nie ma jeszcze ostatecznych dowodów.    

To dziennikarska klasyka – wina Żydów nigdy nie wymaga dowodów, wina Palestyńczyków musi być badana długo i starannie, i nie należy o niej zbyt wiele mówić.

Obecnie, po nazistowskich wyczynach palestyńskich terrorystów, z obcinaniem głów niemowlętom, torturowaniem ludzi przed zabiciem, paleniem ludzi żywcem, gwałceniem kobiet, często obok ciał ich zabitych dzieci, widzimy radykalny wzrost niechęci do Żydów (do Żydów, nie tylko do Izraelczyków). W jakim stopniu jest to efekt działania dogmatu, że żadna wina Żydów nie wymaga dowodów, a żadne słowo Palestyńczyka nie  musi być sprawdzane?      

Drugiego listopada „Gazeta Wyborcza” opublikowała artykuł pod tytułem “Dlaczego nie tańczysz?”. Izraelczycy zabijają i poniżają Palestyńczyków

Autorem jest korespondent tej gazety w USA, znany z tego, że częściej pisze o Izraelu niż o Ameryce. Nie wiem, czy redakcja „Gazety Wyborczej” podziela poglądy Roberta Stefanickiego, czy tylko ich nie zauważa, publikując bez czytania przysyłane przez niego materiały. Ten „dziennikarz” kiedy pisze o Ameryce, jest agitatorem lewego skrzydła Partii Demokratycznej, kiedy pisze o Izraelu, jest tubą Hamasu i Organizacji Wyzwolenia Palestyny. Jego najnowszy artykuł zaczyna się tak: 

Rozprawa z Hamasem okazała się dobrym pretekstem do nasilenia przemocy wobec mieszkańców Terytoriów Okupowanych. Pod parasolem rządu robią to osadnicy oraz żołnierze.

W redakcji nikt nie unosi brwi, nikt nie zastanawia się ani nad tym wspaniałym tytułem, ani nad tym początkiem (który dla wielu mniej zainteresowanych czytelników będzie informacją podprogową. Przejdą do innych tekstów, nie uświadamiając sobie, że ich mózg to zarejestrował).     

Dalej dowiadujemy się, że w izraelskich nalotach zginęły tysiące ludzi oraz, że pojawiło się dziesiątki zdjęć i klipów wideo pokazujących izraelskich żołnierzy poniżających Palestyńczyków, skutych kajdankami, rozebranych, krzyczących z bólu. Nagrali to Izraelczycy, a winą tych Palestyńczyków, było tylko to, że chcieli bez pozwolenia wjechać do Izraela.  Stafanicki zapewnia, że jeden żołnierz deptał butem po głowie Palestyńczyka, drugi celuje z broni i obraża po arabsku. Potem mamy wyjaśnienie tajemniczego tytułu:

Na innym filmie religijny (o czym świadczy długa broda) żołnierz rezerwy przytula skutego, oślepionego Palestyńczyka i tańczy z nim w kółko do religijnej muzyki z telefonu. „Dlaczego nie tańczysz?”, pyta, gdy jeniec traci równowagę.

Redakcja akceptuje ten styl zapewne dlatego, że to tak uczciwy dziennikarz, że nawet półgębkiem informuje, że prasa izraelska donosiła, iż wszelkie incydenty, do jakich dochodzi na froncie, są badane i że jeden z rezerwistów został zwolniony ze służby. (Oczywiście, że zdarzają się incydenty nienawiści i w żadnym  kraju na świecie nie są tak skrupulatnie badane, ani kiedy są to działania osób cywilnych, ani tym bardziej, jeśli dopuszcza się tego ktoś w mundurze.)         

To była tylko rozgrzewka przed pokazaniem prawdziwej twarzy tego „dziennikarza”. Teraz wyjaśnia, że to nie Hamas i Organizacja Wyzwolenia Palestyny są barbarzyńskie i nazistowskie, ale to Żydzi są nazistami. Atak Hamasu był „krwawy” ale rok 2023 był dla Palestyńczyków „śmiercionośny”. Jak pisze ten artysta „przemoc się rozpędziła”, od 1 do 29 października zabito 121 osób, (aż dziw, że powstrzymał się przed dodaniem „niewinnych”) a w sumie w tym roku ponad 300.

„Dziennikarz” zdobywa się nawet na podanie źródła jednej informacji, czyli przywołuje Biuro ONZ d/s Koordynacji Spraw Humanitarnych, którego zdaniem wśród osób niedawno zabitych w Judei i Samarii (nazwanej w 1949 roku przez Jordanię „Zachodnim Brzegiem”) około połowy zginęło w starciach, „które nastąpiły w ramach izraelskich kampanii aresztowań podejrzanych, a 40 procent w „kontekście demonstracji solidarności ze Strefą Gazy” Dodaje, że są też ofiary przypadkowe. Izraelskich danych nie cytuje, bo po co, jak mamy tak niekwestionowany autorytet jak ONZ.           

Inne źródło, na które ten „dziennikarz” radośnie się powołuje to organizacja pozarządowa Yesh Din, nie sądzę, żeby w redakcji komukolwiek przyszło do głowy, żeby sprawdzić co to za organizacja, za co i na co dostaje miliony dolarów od rządów krajów europejskich. Ta wspaniała organizacja poinformowała naszego „dziennikarza”, że po 7 października osadnicy zaatakowali Palestyńczyków przy 100 różnych okazjach, oskarżali o popieranie Hamasu i zastraszali poruszając się na quadach. Jeden osadnik zastrzelił Palestyńczyka zbierającego oliwki. („Dziennikarz” dodaje, że nawet zdarzyła się jakaś ofiara po drugiej stronie.)     

Dowiadujemy się co Tarik Mustafa (Beduin) powiedział „Washington Post) oraz że według Amina Hameda al-Hudarata Żydzi niszczą plony, kradną owce i wzywają armię.    

A znowuż jak nadmienił Issa Ahmad Bagdad, lat 71, „to jest nowa Nakba”, co jak informuje korespondent „Gazety Wyborczej” w Ameryce jest odniesieniem do  wypędzenia 700 tys. Palestyńczyków w 1948 r., po utworzeniu Izraela. 

(Czy korespondent powinien wiedzieć, że do ucieczki z terenów walk wzywali dowódcy napastniczych arabskich armii, a nie Żydzi? Trudno powiedzieć, szkoda jednak, że dla redakcji jest to również wiedza tajemna, więc brak kompetencji pracownika nikomu tu w niczym  nie przeszkadza.)

Ten wybitny znawca informuje pod koniec swojego uczonego eseju, że „Zachodni Brzeg” rządzony przez władze Autonomii Palestyńskiej, czyli przez partię Fatah, jak dotąd jawił mu się jako dobra alternatywa dla Strefy Gazy „pozostającej we władaniu wojowniczego Hamasu”. Wymyślił nawet, że „służby Mahmuda Abbasa współpracowały z armią izraelską, żeby udaremnić u siebie działalność grup zbrojnych”.  Więc jak informuje polskiego czytelnika „dlatego wpływy Hamasu na Zachodnim Brzegu były niewielkie”.

Jeśli kierownictwo redakcji „Gazety Wyborczej” czuwa nad tym, co się w tym byłym organie byłej „Solidarności” publikuje, to pewnie też nie wie, kiedy odbyły się w Autonomii ostatnie wybory, jaki jest powód odwoływania wyborów, jaka jest siła poparcia Hamasu w Judei i Samarii, ilu ludzi Fatahu Hamas zamordował, kiedy przejmował władzę w Gazie i ile miast w Autonomii jest pod kontrolą Hamasu, a wreszcie jakie jest poparcie Hamasu wśród sił zbrojnych Fatahu i jakie jest poparcie społeczeństwa Autonomii dla zbrodni popełnionych przez Hamas.  

Nie wiem. Czy Robert Stefanicki jest tylko ignorantem, czy ochoczym, całkowicie świadomym antysemitą, jako dziennikarz jest szkodnikiem kwalifikującym się do natychmiastowego zwolnienia, ale najwyraźniej redakcja jest wyłącznie dumna z posiadania takiego pracownika.

Oczywiście nasza „Gazeta” to niewinne zaściankowe medium przy brytyjskim „Guardianie”, BBC, czy amerykańskim „New York Timesie”. „Wyborcza” aspiruje do najlepszych wzorów ludobójczego dziennikarstwa. Nie dziwmy się potem, że naprawdę sympatyczni ludzie zamieszczają na swoich stronach wpisy takie jak ten:

Rozumiem, że aby sprzeciwiać się krwawemu odwetowi na ludności cywilnej, trzeba mieć doktorat z historii Seldżuków, a przynajmniej Imperium Osmańskiego. Bez tego nijak nie da się ocenić prawa do bombardowania domu za domem i szykowania katastrofy humanitarnej, w której zginą lub umrą dziesiątki tysięcy ludzi – teraz, a nie w XI wieku czy w roku 1948.

Jako socjolog wiem, gdzie ta wspaniała postać szukała informacji i jakie informacje znalazła. Nie, czytelnicy „Gazety Wyborczej” nie mogą się dowiedzieć, że izraelska armia bardziej dba o palestyńskich cywilów niż władcy Gazy i władcy Autonomii Palestyńskiej, że Hamas blokuje drogi i strzela do uciekających cywilów, którzy zostali ostrzeżeni przez armię izraelską, że z „dzieci” zabitych przez armię znaczną część stanowi Hamasjugned – nastolatki wychowane na morderców, gotowe oddać życie za Allaha. Nie dowie się również, że Ahed Tamimi jest idolem palestyńskiej młodzieży nie dlatego, że pragnie pokoju, a dlatego że oklaskuje Ghazi Hamada, który wcześniej mówił palestyńskim dzieciom, że wystarczy nóż za 5 szekli, żeby Żydowi obciąć głowę, a 24 października obwieścił przed kamerami palestyńskiej telewizji: „Będziemy powtarzać ataki takie jak ten 7 października raz za razem, póki Izrael nie zostanie zniszczony. To my jesteśmy ofiarami. Wszystko co robimy jest usprawiedliwione.”

Ahed Tamimi właśnie napisała na Instagramie: „Czekamy na was osadnicy, zarżniemy was, czekamy na was we wszystkich miastach Zachodniego Brzegu. To, co wam Hitler zrobił, to był piknik. Będziemy pić waszą krew i jeść wasze czaszki”.

Ta młoda dama nie żartuje i nie reprezentuje tylko siebie. Ale „Gazeta Wyborcza” wam o niej nie opowie, a jeśli znajomi napiszą o niej na Facebooku, mogą być pewni, że wkroczy cenzura.

Rober Stefanicki nie jest jakimś odosobnionym przypadkiem ludobójczego dziennikarstwa tej gazety. Raz za razem czytelnicy widzą takie tytuły jak ten:

„W ciągu trzech tygodni w Gazie zginęło więcej dzieci niż rocznie we wszystkich konfliktach”.

Autorka Dominika Wantuch pisze:

Gaza stała się “cmentarzem dzieci” – alarmuje ONZ. 3,5 tys. dzieci zginęło w izraelskich nalotach, setki są ranne, ponad milion cierpi z powodu braku wody i jedzenia. Izrael wyklucza możliwość wstrzymania walk w celu dostarczenia pomocy humanitarnej.

„Liczba dzieci zabitych w Gazie w ciągu zaledwie trzech tygodni przekroczyła roczną liczbę dzieci zabitych w strefach konfliktu na całym świecie od 2019 r.” – poinformowała 29 października organizacja humanitarna Save the Children.

Zaledwie w ciągu dwóch dni ta liczba wzrosła do ponad 3,5 tys. zabitych dzieci. Ministerstwo zdrowia kierowane przez Hamas podaje, że od 7 października w Strefie Gazy zginęło 8525 Palestyńczyków, w tym 3542 dzieci.

Jestem przekonany, że ta autorka jest uczciwym człowiekiem, pewnie również dobrą matką, która po ciężkiej pracy biegnie do domu nakarmić swoje dzieci. Wychodzi na zielona łąkę agencyjnych doniesień, skubie to tu, to tam, bez najmniejszej ochoty na samodzielne weryfikowanie czegokolwiek, nie ma i nie chce mieć jakiejkolwiek wiedzy o tym o czym „informuje”, nie zastanawia się nad tymi “statystykami” i nie wie, że pomijają one liczbę pomordowanych przez muzułmanów chrześcijańskich dzieci w Afryce (głównie w Nigerii), nie wie i nie chce wiedzieć o palestyńskich dzieciach zabijanych przez palestyńskie rakiety, które nie dolatują do izraelskich przedszkoli i zabijają dzieci w Gazie (około 20 procent odpalanych rakiet ląduje na terenie Gazy), nie posiada świadomości znaczenia faktu, że te “statystyki” ONZ oparte są na “informacjach” Ministerstwa Zdrowia Hamasu, które ONZ traktuje jak prawdę i tylko prawdę, nie wie, że do tych “dzieci” zalicza się nastolatków będących bojownikami Hamasu i Palestyńskiego Dżihadu. Czy domyśla się, że nie informuje, tylko zajmuje się, przekazywaniem propagandy Hamasu i podtrzymywaniem oraz wzmacnianiem polskiego antysemityzmu? Patrząc na komentarze zauważam, że niektórzy czytelnicy zaczynają się tego domyślać.

Już dawno nie zajmuję się socjologią, ale całkiem niedawno wypisałem się z Towarzystwa Dziennikarskiego. Pozostaję niezależnym obserwatorem ludzi utrzymujących się z działalności przestępczej. 

W marcu 1968 roku na bramie Uniwersytetu Warszawskiego wisiał transparent: „Tylko ‘Świerszczyk’ nie kłamie”, dziś ci, którzy patrzyli na ten transparent z podziwem, nadzorują rzetelność polskiego dziennikarstwa.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


France’s Nightmare Is Yours Now

France’s Nightmare Is Yours Now

MARC WEITZMANN


How the Oct. 7 massacres in Israel gave birth to a global pogrom

ORIGINAL PHOTOS: LUIS ROBAYO/AFP VIA GETTY IMAGES; ADRIAN DENNIS/AFP VIA GETTY IMAGES; COURTNEY KEALY/GETTY IMAGES; DIDIER LEBRUN/AFP VIA GETTY IMAGES; THIERRY ROGE/BELGA/AFP VIA GETTY IMAGES; AFP VIA GETTY IMAGES

What am I watching?

I was staring at my phone in blank incomprehension watching the worldwide demonstrations of enthusiasm that followed the bloodiest pogrom since World War II—the “gas the Jews!” of the pro-Palestinian demonstrations in Sydney, the “fuck the Jews!” in London, the Nazi salutes in Paris, the Nazi flags in New York. I was scrolling through footage from some of the most prestigious universities in America sinking further every day into their own shit—the Washington University pro-Hamas students yelling “fuck Israel!” and “you guys are all fucking gays!”; Columbia students gathering to celebrate the massacre in Israel one day after a Jewish student was beaten with a stick outside the main library; the Cherry Hill East high school student who screamed his hatred to his Jewish fellow classmates in the hall; the antisemitic demonstrations at UCLA. There was the Stanford professor who forced his Jewish students to identify themselves before grouping them in a corner so that they could feel “what the Palestinians feel,” the UC Davis associate professor who warned the “Zionists journalists” that they should “fear us” (whoever that “us” is) because “we can find their addresses and their children’s schools,” and who ended her post with hatchets and blood-drip emojis. I was seeing “keep the world clean” signs decorated with a Star of David pushed into a garbage can, exhibited by pro-Palestinian supporters in Washington Square Park and Warsaw. And, of course, I saw video of passersby everywhere tearing down posters of Jewish kids kidnapped by Hamas in the hope of making the victims disappear, even while their murderers were being publicly celebrated in the streets. I was watching all of this from the viewpoint of a French Jew who for years has lived with the absolute conviction that if the shit really hit the fan in his own country, there would always be the U.S. It made no sense.

Then I came upon a video taken right after Oct. 7 that I had previously missed. It showed a professor at Cornell university named Russell Rickford, a Black Lives Matter supporter. Standing under the rain, among the signs, in front of the demonstrators, Rickford was screaming into his microphone: “It was exhilarating! It was exhilarating! It was energizing! I was exhilarated!” The “it” was the pogrom. Mentally, I immediately thanked Rickford for his unabashed honesty. I knew exactly where I was now.

The whole planet had become France, and Mohamed Merah had returned.

Merah was the 23-year-old killer of Algerian descent raised and born in the city of Toulouse, France, who on March 19, 2012, entered the local Ozar Hatorah school with a Parabellum 9-millimeter and a .45 ACP and shot at close range one of the rabbis in the school along with his two sons, Gabriel, 3, and Aryeh, 6. He then chased little Myriam, age 9, across the courtyard, grabbed her by her hair, put his weapon’s barrel against her head and pulled the trigger, before walking back quietly toward his scooter. Like the Hamas pogromists of Oct. 7 he had equipped himself with a GoPro camera so the slaughter could be filmed and widely seen. Since social media was still relatively new, he sent his videos to the offices of Al Jazeera, where—Qatar being Qatar—the journalists waited for the emir’s orders to know whether they should air the images or not. Under pressure from the French government, the videos were not aired.

Merah’s murders changed everything in France—for the worse. It also provided a sickening preview of how the massacre of Oct. 7 is likely to change the lives of Jews in other Western countries.

Since the end of the Oslo process in September 2000, and the stoning of French synagogues that ensued in October of that year, people of my generation—those from assimilated backgrounds, at least—have been experiencing a full-blown case of what could be called a latent uprootedness. If you worked in the media or academia, Sept. 11 left no doubt as to the moral bankruptcy of a cultural left eager to “understand” the event that the German musician Stockhausen had called “the greatest artwork ever produced.” In France, the elation people felt at watching the Twin Towers burn and fall prefigured what is going on today. At last, “something was being paid”—that is how Annie Ernaux, who shared the feeling after 9/11 just as she shares her support for Hamas now, put it in her book Les Années. But if you were Jewish, you knew better.

We thought that we were going insane, and in a way we were. Our perceptions of reality had clearly diverged from those of the people who had been our friends and colleagues, to the point where it was only barely possible to communicate with them, by suppressing feelings of rage.

The antisemitic dimension of the left’s response to 9/11 was not hard to locate. It could be heard in the urban legend that someone “told the 4,000 Jews working at the Twin Towers to stay home that day,” as the African American activist Amiri Bakara (formerly LeRoi Jones) wrote in his “poem” “Someone blew up America.” In France, that legend was traveling on the wings of the old anti-American tradition, from the cites to Le Monde—which printed a front page “scoop” revealing that the Mossad knew about the 9/11 attacks in advance. From Le Monde it traveled to the far right, where Le Pen’s then-adviser for foreign policy, Aymeric Chauprade, an admirer of the pro-Iranian Russian ideologue Alexander Dugin, defended the theory of an Israeli-American plot to conquer the world (Chauprade today supports both Renaud Camus’ “great replacement” theory and Putin’s Ukraine war).

In such an atmosphere, Jews felt more and more isolated. 2003 saw the first murder in France of a Jew for being Jewish when the young DJ Sebastien Selam had his eyes removed by his childhood friend Adel Amastaibou in the basement of the building where they both lived, between the Belleville neighborhood and the Place de la République. This was only a few blocks away from the demonstrations where pro-Saddam Green activists and socialists gathered together with right-wing partisans of the French President Jacques Chirac, during which passersby who appeared to be Jewish were chased down and attacked. A police report showed that right after committing his murder, Amastaibou ran out into the street, his hands covered with the blood of his friend and raised toward the sky, as he yelled “I killed my Jew!” Twenty years later, according to the tapes released by the IDF, one of the Hamas killers of Oct. 7 called his parents to brag that he had killed not one but 10 Jews, and that his hands were red with their blood.

In 2006, there was the abduction, brutal torture, and eventual killing of Ilan Halimi. By then, according to a report commissioned and soon shelved by the government, spontaneous anti-Jewish aggressions in the streets and in schools had forced a growing number of Jewish families to leave the cities they lived in and regroup—a sort of inner exodus. Jewish families removed their kids from public schools and enrolled them in Jewish schools in order to ensure their safety, even though French Jews remained largely secular.

Amastaibou was diagnosed to be schizophrenic and paranoid, and therefore not legally responsible for his actions. Halimi’s killers were judged way too dumb to be capable of a structured, politically motivated antisemitic murder. As for the random aggressions, well, they were random, and who could conclude anything from random things? Neither the media nor the public seemed to grasp what seemed, for France’s Jews, instinctively obvious.

When the historian George Bensoussan tried to raise the alarm in his edited collection of essays, The Lost Territory of the Republic (Les Territoires Perdus de la République), he and the authors that had participated in writing it were almost unanimously judged to be “reactionary” or “neo-conservatives.” That Bensoussan was Jewish did not help. (It is in those years that the word “neo-con” became a code word in France for any intellectual of Jewish origin.) As for assimilated Jews like me who had never experienced anything like this before in our lives, everybody told us that we were going insane. We thought that we were going insane, and in a way we were. Our perceptions of reality had clearly diverged from those of the people who had been our friends and colleagues, to the point where it was only barely possible to communicate with them, by suppressing feelings of rage.

Mohammed Merah changed all that. What I remember best about those days is the shame that France felt that it was now the one country in Europe since WWII where Jewish kids could be killed in broad daylight simply because they were Jews. The worse part was the feeling of recognition that this realization entailed. Our nightmarish fantasy, which we had buried away somewhere, as part of the process of becoming adults and leading normal French lives, had come true before our eyes. It was a shock, but in a sick way, it wasn’t a surprise. It was a scene that we all recognized. Only this time, it was real.

How naïve we were. In retrospect, only the second feeling—the recognition—still makes some kind of sense. Here is why.

Like today’s global pogrom, Merah’s 2012 murders in France gave narrative form to what had expressed itself until then as a babbling impulse. It provided the random aggressions and free-floating hatreds with a narrative and gave them meaning. In a word, it was an epiphany—an epiphany of murderers. Here it is! Here is what we’ve been trying to do all along, without even knowing it!

Jailed in Toulon for burglary, a petty delinquent named Mehdi Nemmouche watched, transfixed, the night police captured Merah on TV. “Merah’s the greatest guy France ever produced,” he is reported to have said the next day. “I feel great this morning, I could shoot a little Jew girl today.”

Nothing was the same in the country after that. 2013 saw an insane viral epidemic of the “quenelle,” the antisemitic Nazi salute in reverse popularized by the Black, Tehran-backed comedian Dieudonné. The gesture became so popular that people actually invited TV show audiences to do it live in front of the cameras. January 2014 saw the “day of wrath” demonstration during which far-right, anti-abortion activists, Salafis, and royalists united to do the quenelle and chant “Jew, France is not yours.” Five months later in Brussels, Mehdi Nemmouche, back from Syria where he had joined ISIS after being released from jail, killed three people in the Brussels Jewish Museum. Meanwhile, random antisemitic incidents were hitting the roof. France counted more than 800 antisemitic incidents in 2014—more than two a day. Then began with the Charlie Hebdo and the Hyper Cacher kosher market killings on Jan. 7, which marked the start of a terror wave that would culminate with the Bataclan massacre.

In other words, lots of people in France felt “energized” and “exhilarated” by Merah’s murders, just like the Cornell professor Rickford did after the Hamas pogrom. This month, in France alone, the number of antisemitic incidents has reached an astonishing 650, 30% higher than the total for all of 2022. Jews in France now remove mezuzas from their doors and hide their Jewishness to whatever extent they can. They’ve learned that killing Jews provokes an enthusiasm that tends to become strangely contagious.

This is now the 21st century. The cameras at the World Trade Center on Sept. 11, 2001, showed only the towers falling. Merah filmed his murders. And if we are to believe the IDF’s accounts, Hamas’ killers filmed the rapes, the tortures, and the murders, then tried to send the pictures to their families using the victims’ cellphones.

Make no mistake: This timeline does not diminish the ground-breaking aspect of what happened on Oct. 7. To the contrary. Pogroms are old news, of course. What makes this whole sequence new is that these killers publicized their actions live, in real time.

And it worked. During one of the first pro-Palestinian rallies in Times Square, shortly after Oct. 7, a demonstrator proudly exhibited on his iPhone screen the ravaged, naked body of one of the Israeli victims—a woman of course. (That women paid and continue to pay the heaviest price for the events of Oct. 7 is a fact that should be examined more closely; in France, some days ago, a Jewish feminist student was surprised to discover a tweet from one of her activist friends justifying the rapes.)

In 2015 in France, ISIS’s most gory videos were also the most efficient ones at motivating jihadi recruitment. In the same breath, would-be terrorists would deny that atrocities were happening in Rakka (it was all Western propaganda) and feel enthralled by those same snuff films because they were proof that “it was really happening.” As it turns out, the public performance of sadistic acts is the most efficient way to break down every moral barrier across the world. By duplicating and diffusing the terror and the horror, and by making this duplication part of their “military” strategy, Hamas aims at controlling the narrative of what’s going on as it happens, winning admirers and gaining new supporters and recruits, who commune together in a worldwide social media loop of Jew-lynching, backed by proof that it is really happening.

I know exactly what this looks like for Jews in France, and for the rest of the country. The specific nature of the horrors it will produce when enacted on a global scale remain to be seen.


Marc Weitzmann is the author of 12 books, including, most recently, Hate: The Rising Tide of Anti-Semitism in France (and What It Means for Us). He is a regular contributor to Le Monde and Le Point and hosts Signes des Temps, a weekly public radio show on France Culture.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


’Never Again’: Israeli Government Shows Uncensored Footage of Hamas Pogrom to Journalists, Diplomats in New York

’Never Again’: Israeli Government Shows Uncensored Footage of Hamas Pogrom to Journalists, Diplomats in New York

Ben Cohen


Deliberately torn posters of Israelis kidnapped by Hamas are seen in Edinburgh, Scotland. Photo:James Lee

During his visit to Israel on Friday, US Secretary of State Antony Blinken lamented that the memory of the Hamas pogrom in southern Israel less than one month ago is fading.

“It is striking and in some ways shocking that the brutality of the slaughter has receded so quickly in the memories of so many,” Blinken said at a press conference in Tel Aviv. “But not in Israel, and not in America. Thirty-five Americans were murdered that day as well, and more than 200 foreign nationals from 35 countries.”

It wasn’t clear whose memories Blinken was referring to, but perhaps he had in mind the hundreds of thousands of demonstrators who have taken to the streets of cities around the world falsely claiming that Israel’s defensive war in Gaza is a genocide, along with those who have made a mission of tearing down wall posters publicizing the fate of the hostages seized by Hamas. Or the UN diplomats who last week passed a General Assembly resolution demanding an immediate ceasefire but not even acknowledging the atrocities of Oct. 7.

There is an associated argument that if such people only knew the truth — if they only understood the scale of the brutality on that black day, and the sheer joy experienced by those who executed it — their opinions would shift.

Hesitantly and perhaps a little haphazardly, the Israeli government is currently organizing screenings for journalists in several cities to view uncensored footage of the atrocities so that we can see the nature of Hamas with our own eyes. The footage was shown in Israel last week, first to a group of journalists and then to members of the Knesset, some of whom fled the room in tears at what they saw.

On Friday, it was the turn of those of us in New York City to witness the 45-minute collage of images gathered from bodycams worn by the Hamas terrorists — from Dash Cams positioned in cars, from CCTV in the assaulted communities in southern Israel, and from the cellphone videos captured by shocked emergency workers arriving at the scenes of carnage. In total, we saw 138 dead bodies — less than 10 percent of the overall death toll, as the Israel Defense Forces (IDF) officer who introduced the footage was careful to point out.

What I saw chimed with the earlier accounts of journalists who saw the footage. It was by turns revolting, heartbreaking, and enraging, and it left you wondering about the seemingly endless capacity of human beings to engage in cruelty.

One of the episodes shown in the video has been widely reported on: a father and his two sons who fled into the garden of their home on Moshav Netiv HaAsara, wearing their underpants and nothing else. The father is brutally shot dead in front of his children who are showered with his blood. In the next scenes, we see and hear the two boys, one of whom has been blinded in one eye by the attack, begging for their mother, weeping for their father, and wishing they were dead. In the midst of all this misery, a Hamas terrorist enters and casually opens the fridge, taking a swig from a bottle of Coke while the two boys, barely in their adolescence, cry uncontrollably.

Then there is the group of girls, in their late teens, cowering in a shelter as the sound of gunfire grows closer and their anguish deepens. In this scene too, another Hamas terrorist enters, standing over the girls ominously. As we watch this unfold, one of the Israeli officials tells us that most of the girls were executed, but some were kept alive for the purposes of rape. Again, sheer cruelty reminiscent — as Gilad Erdan, Israel’s Ambassador to the UN told us — of the worst excesses of ISIS or the Nigerian Islamist terrorists of Boko Haram.

And of course, there are the pictures of dead infants, some burned so badly that all that was left was a small, blackened torso. Those images, once seen, can never be unseen.

When I told a family member on Friday morning that I was going to see the video, he asked me what the point of the exercise was. Since we were not allowed to record any of the images we saw, and permitted only to report on them narratively, how would we ever get to a point where the facts of the Hamas atrocities are undisputed? Conversely, if the images were released to the general public, would that not violate the privacy and the grieving of surviving relatives?

These are pertinent questions, and I confess that I don’t have a complete answer. Part of the response is what Blinken described — that the memory of Oct. 7 is disappearing, superseded by more recent events, particularly the heavy bombing of Gaza by the IDF. Showing these images to journalists and diplomats — people who, theoretically at least, can influence public discourse — keeps the memory alive as well as serving as a reminder of why Israel has turned to military force.

The experience of dealing with Holocaust denial should give us pause here. The Holocaust was, by the standards of the time, copiously recorded through photographs, some film, and a sea of documents maintained by the Nazis. So, if our methodology is purely empirical, then Holocaust denial can only be dismissed as absurd. But conspiracy theories are powerful, offering alternative explanations for the images before us. They were fabricated, or inaccurately represented, or lifted from a conflict somewhere else — any argument will do, so long as it arrives at the conclusion that Hamas didn’t burn babies, didn’t rape young women as they tried, desperately, to escape a rave in the Negev desert by running across flat terrain that left them completely exposed to gunfire, didn’t murder disabled and elderly individuals because carting them back to Gaza as hostages was too much trouble logistically.

There is another purpose to these images besides preserving the memory of the 1,400 Israelis and foreigners — 35 nationalities in all — butchered on Oct. 7. And that is, as the Israeli officials pointed out, to eradicate Hamas and its infrastructure from Gaza, for, as Erdan argued, one massacre is not an existential challenge for Israel, but a second one would absolutely be.

Yet again, we are saying “Never Again.”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com