Palestyńscy cywile wychodzący z Gazy. (Zrzut z ekranu wideo)
Palestyna, czyli ostrze włóczni
Andrzej Koraszewski
Izraelski politolog, Shany Mor opublikował obszerny esej o ekstazie i amnezji. Analizuje tragedię Palestyńczyków, porównując ten naród do włóczni trzymanej w coraz to innych rękach. Autor próbuje zrozumieć powtarzające się klęski palestyńskiego narodu, którego krótka historia opiera się na założeniu, że jego istnienie zależne jest od likwidacji narodu żydowskiego. Wykluczenie możliwości jakiegokolwiek kompromisu skazuje ten naród na okazjonalne wybuchy morderczej ekstazy i kolejne dramatyczne porażki, wywołujące potrzebę zapomnienia o uniesieniu i przetworzenie klęski w kult męczeństwa, a własnych napaści na agresję ze strony tych, którzy mieli być ofiarami.
Patrząc dziś na twarze ludzi wychodzących z białymi flagami z miasta Gaza, trudno się nie zgodzić z tymi, którzy twierdzą, że jest to kolejna Nakba. Nieliczni arabscy dysydenci nie mają wątpliwości, że wina za każde utracone palestyńskie życie spoczywa na barkach władców Gazy.
Wcześniejsze wojny wywołane przez Hamas dżihadyści z Gazy mogli próbować prezentować jako zwycięstwo ponieważ Izrael miał zawsze związane ręce i nie miał szans na likwidację tej bazy terrorystycznej. Nadal nie wiemy, czy i tym razem Izrael nie zostanie zmuszony do zawieszenia broni, ani tego, jak rozwinie się sytuacja na innych frontach.
Po 7 października nie słyszeliśmy ani w Gazie, ani w Autonomii Palestyńskiej, ani w palestyńskiej diasporze głosów „nie w naszym imieniu” (jak się wydaje jedynym wyjątkiem był Bassem Eid, chociaż trzeba niezwykłej odwagi, żeby głośno wyrażać sprzeciw). Przeciwnie widzieliśmy zachwyt dla wyczynów morderców i uwielbienie samej zbrodni. Mieszkająca w Wielkiej Brytanii Palestynka przed kamerami telewizji wykrzyczała, że “Nic nigdy nie będzie w stanie cofnąć tej chwili triumfu, tej chwili oporu, tej chwili zaskoczenia, tej chwili upokorzenia syjonistycznego tworu – nic, nigdy”. Te słowa nie były jakimś odosobnionym głosem zwyrodniałego człowieka, w tym momencie to był najbardziej typowy głos palestyńskiego społeczeństwa.
Ta ekstaza była zdaniem Shany Mora niezwykle charakterystyczna. Naród palestyński rodził się jako dziecko islamskiej nienawiści do niewiernych i jej szczególnej odmiany – nienawiści do Żydów. Izraelski politolog pokazuje powtarzające się cykle – arabska miłość do niemieckich nazistów, przekonanie o ideologicznej bliskości nazizmu i islamu, panarabski sprzeciw wobec żydowskiego osadnictwa w Palestynie, podżeganie do mordowania Żydów przed drugą wojną światową i podczas wojny, entuzjazm i absolutna pewność w 1947 roku, że ostateczne rozwiązanie jest w zasięgu ręki (praktycznie pełna jednomyślność palestyńskich Arabów) i psychologiczne kłopoty ze zrozumieniem przyczyn późniejszej klęski. (W tym momencie było to o tyle zrozumiałe, że przytłaczająca przewaga militarna pięciu arabskich armii nad siłami izraelskimi czyniła przegraną czymś niewyobrażalnym. O zwycięstwie zadecydowało morale Izraelczyków i czechosłowacka broń. Zachód nie zamierzał chronić Żydów przed eksterminacją, a Wielka Brytania nie tylko wyszkoliła i uzbroiła jordańską armię, ale była to armia dowodzona przez brytyjskich oficerów.) Po klęsce własną napaść trzeba było przerobić na agresję ze strony tych, którzy mieli być ofiarami, konsekwencje przegranej trzeba zmienić na okrucieństwo ze strony świata i męczeńską legendę założycielską narodu. Nakba oznacza dramat, że nie powiodło się ludobójstwo.
Palestyńscy Arabowie wraz z ich ówczesnym przywódcą Wielkim Muftim Jerozolimy Aminem al-Husajnim byli w 1947 roku siłą sprawczą, ale równocześnie ostrzem włóczni panarabskiego nacjonalizmu, bazującego na ideologii islamskiej rekonkwisty.
Jeśli wyjściowy entuzjazm do wymordowania Żydów był panarabski, to konsekwencje klęski dotknęły najmocniej palestyńskich Arabów, (którzy na domiar wszystkiego zostali po klęsce całkowicie odrzuceni przez arabskich braci, oferujących im tylko prawo do dalszej walki z Żydami).
Shany Mor pisze, że ten cykl powtarza się co pokolenie. W 1967 roku arabski świat żył nadzieją (wręcz pewnością), że likwidacja Izraela będzie szybka i ostateczna. Palestyńska sprawa była teraz ostrzem włóczni będącej w rękach walczących o wyzwolenie „trzeciego świata”, czyli mówiąc inaczej, gorącym frontem zimnej wojny. Armia egipska i armia syryjska były uzbrojone przez Związek Radziecki, zaś prozachodnia Jordania dała się porwać morderczemu entuzjazmowi. Wojna 1967 roku miała być „godziną zemsty”, w całym świecie arabskim nigdzie nie było widać przeciwników wojny, nie było arabskich wieców na rzecz pokoju, ani głosów „nie w moim imieniu”. Świat arabski był jednomyślny, „Palestyńczykom” nie obiecywano żadnego państwa, dla nich nagrodą miało być samo prawo udziału w mordowaniu Żydów.
Klęska spadła jak grom z jasnego nieba. Nie było jednak potępienia awanturnictwa, nie było rozliczania przywódców, nie było analizy klęski. Niemal natychmiast (i to bez żadnej ironii), zaczęto określać tę wojnę jako „izraelską agresję z 5 czerwca”).
„Podobnie jak w przypadku pierwszej wojny arabsko-izraelskiej – pisze Mor – wspomnienia entuzjazmu zostały wyparte, a mitologia klęski zaczęła przybierać znacznie większe rozmiary niż rozmiar samej klęski. Tak więc, okrągłe rocznice wojny sześciodniowej były w świecie arabskim w dużej mierze oznaczane jako 20, 40 lub 50 lat od “początku okupacji.”
Jordania w wyniku klęski utraciła anektowaną wcześniej Judeę i Samarią (którą ochrzciła jako „Zachodni Brzeg”), Egipt utracił Gazę (utracił również Synaj, ale otrzymał go ponownie w zamian za traktat pokojowy). Klęska arabskiej wojny z Żydami została przerobiona na dramat okupowanych Palestyńczyków.
Oczywiście możemy się tu doszukiwać śladów działań znakomitych radzieckich specjalistów od czarnej propagandy, ale izraelskiego politologa interesuje przede wszystkim pytanie, jak hartowała się dusza palestyńskiego narodu.
Czy po uwolnieniu się od jordańskiej i egipskiej okupacji pojawiły się w narodzie palestyńskim jakiekolwiek aspiracje do samostanowienia obok państwa żydowskiego? Był to nadal czas zimnej wojny, Palestyńczycy mieli być w awangardzie walki z kolonializmem i imperializmem. Aspiracją nie miał być pokój i dobrobyt, a likwidacja Izraela. Trwałość tych aspiracji po zakończeniu zimnej wojny najlepiej ilustruje intifada 2000 roku.
Radziecki model „ruchów pokojowych” przetrwał upadek ZSRR i dzięki działaniom różnych byłych oficerów politycznych, zakorzenił się mocno w szeregach zachodnich liberalnych elit. Walka z rasizmem, kolonializmem i imperializmem przeniosła się na arenę dyplomatyczną i na uniwersyteckie campusy zaś Palestyńczycy dostali nowe zadania na drodze do wyzwolenia świata od wszelkiego zła. Zachód i izraelski obóz pokojowy oferowali Palestyńczyków Arafatowi, a ten gwarantował kontynuację haseł „syjonizm to rasizm” i „Palestyna będzie wolna od rzeki do morza”.
Trzecia wojna, o której pisze Shany Mor, była zasadniczo odmienna od poprzednich, ponieważ była reakcją na propozycję palestyńskiego państwa obok państwa żydowskiego. Wcześniej, od 1978 roku widzieliśmy gwałtowny wzrost siły radykalnego islamu, co było związane zarówno ze zwycięstwem nad niewiernymi w Afganistanie, jak i z powstaniem Islamskiej Republiki Iranu. Palestyński ruch narodowy, również wtedy, kiedy był spleciony z niemieckim nazizmem, jak i kiedy korzystał z radzieckiego wsparcia militarnego i propagandowego, miał od samego początku religijny fundament. Zaakceptowanie własnego państwa obok państwa żydowskiego byłoby zdradą wartości religijnych islamu.
Intifada w 2000 roku była wojną terroru skierowanego niemal wyłącznie przeciw izraelskiej cywilnej ludności, z udziałem dziesiątków religijnych fanatyków-samobójców, uczciwie wierzących w pośmiertne nagrody za mordowanie niewiernych w postaci tłumu czarnookich dziewic. To był dżihad, czyli walka o zwycięstwo islamu nad światem, w której Palestyńczycy byli ostrzem włóczni Allaha. Ponownie widzieliśmy orgiastyczny entuzjazm, pełne poparcie i potrzebę amnezji, kiedy efektem okazała się budowa muru bezpieczeństwa, rozpad palestyńskiej gospodarki i zapotrzebowanie na nowe legendy o krzywdzie, o niegodziwości Żydów i czystości ofiar dla Allaha i narodu.
Shany Mor podkreśla, że za każdym razem Palestyńczycy są nie tylko częścią globalnych ideologii, nie tylko stają się ich symboliczną szpicą, ale również największymi ofiarami fałszywych narracji i nieustającego samooszustwa.
Kolejna palestyńska katastrofa, rozpoczęta orgią bestialstwa 7 października, była powtórzeniem wzoru z tamtych trzech katastrof. Mimo wszystkich różnic, dynamika tych działań jest podobna.
Zewnętrzne antysemickie ruchy wzmacniają odwieczny islamski antyjudaizm, tworząc tożsamość narodową silniej nastawioną na mord i zniszczenie niż na budowanie normalnego życia.
„Istniała większa sprawa – pisze Mor – która przynajmniej częściowo przywłaszczyła sobie sprawę antyizraelską w ten sam sposób, w jaki zrobił to globalny dżihad ostatnim razem, w ten sam sposób, w jaki blok sowiecki zrobił to wcześniej, i w ten sam sposób, w jaki zatwardziali faszyści zrobili to jeszcze wcześniej. Globalny program antykolonializmu i lewicowej polityki tożsamości uznał istnienie Izraela za najgorszy przykład białego, europejskiego kolonializmu na świecie, a sprawę palestyńską za jego prawowitego wroga. Rezultat jest taki sam: niedokończony projekt wyzwolenia narodowego, który jest możliwy do rozwiązania dla pragmatyków, zostaje przeformułowany jako kosmiczna walka ze złym bytem, którego istnienie stoi na drodze do sprawiedliwości.”
Ponownie pojawił się entuzjazm, przekonanie o słabości wroga i jedność w szeregach.
Po ponad miesiącu od zachwytu dla własnego bestialstwa znów pojawia się przekonanie o krzywdzie, lament „napadniętej” ofiary i apele do świata o ratunek.
Świat arabski jest dziś jednak podzielony. Z wielu stron pojawiły się głosy, że rozprawa z Hamasem musi być doprowadzona do ostatecznego końca. Inni maję nadzieję, że ta klęska rozpali na nowo nienawiść do Izraela i wolę walki.
Ci, którzy wychodzą dziś z miasta z białymi flagami to uczniowie szkół UNRWA, których nauczyciele uczyli dzieci od najmłodszych lat podziwu dla morderców i mordowania Żydów z zimną krwią, posługiwali się podręcznikami, za które płaciła Europa i Ameryka, uczyli strzelania i walki wręcz. (Nie uczyli się nigdy, że pokój z Żydami jest możliwy.)
Miliony sympatyków „Palestyńczyków” są równie odpowiedzialne za tę klęskę i za dzisiejszy los Palestyńczyków jak terroryści Hamasu i terroryści z Teheranu. Dla zachodniej lewicy „Palestyna” jest ojczyzną proletariatu.
Tymczasem w Teheranie radość i ekstaza.
Kilka dni temu, irański Minister Kultury i Przewodnictwa Islamskiego Mohammad Mehdi Esmaili ogłosił, że dzień 7 października, dzień masakry dokonanej przez Hamas, w której zginęło 1400 cywilów w Izraelu, zostanie oznaczony w kalendarzu perskim jako „Dzień epickiego męstwa młodych Palestyńczyków”. Dla Islamskiej Republiki Iranu Palestyna jest nadal ostrzem włóczni w rękach Allaha, dla zachodnich pełnych empatii sympatyków „Palestyny”, to nieszczęsny naród straszliwie gnębiony przez Żydów.
Czy Palestyńczycy mają szansę na inne przywództwo? Po tym, co Palestyńczykom zrobili Arabowie i reszta świata, chwilowo nie ma i nie może być żadnej nadziei.
Andrzej Koraszewski – Publicysta i pisarz ekonomiczno-społeczny. Ur. 26 marca 1940 w Szymbarku, były dziennikarz BBC, wiceszef polskiej sekcji BBC, i publicysta paryskiej „Kultury”. Więcej w Wikipedii. Facebook
Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com