Palestyńczycy świętują Id al-Adha w obozie dla uchodźców Nusseirat w środkowej Strefie Gazy, 29 czerwca 2023 r. FOT. Fatima Shbair/ap (Fot. Fatima Shbair / AP Photo)
Marta Urzędowska
By zasłużyć na współczucie dla zabitych, Palestyńczycy muszą najpierw udowodnić swoją niewinność.
Wielu popiera Hamas, inni go nienawidzą. Wszyscy czują się dziś jak podejrzani i wiedzą, że muszą udowadniać, iż zasługują na nasze współczucie.
.
„Hamasie, przestań deptać mi po włosach”.
Maysoon Zayid, palestyńsko-amerykańska aktorka, jedna z pierwszych muzułmańskich komiczek w USA.
„The Daily Beast”, kwiecień 2013 r.
Powiem to wprost: Nienawidzę Hamasu. Uosabia wszystko, z czym walczę: ucisk, rządy religijne i patriarchat. (…) Kiedy Hamas wygrał wybory w 2006 r., płakałam, jakby ktoś zadźgał mi kota.
Palestyńczycy popełnili fatalny błąd, bo jeśli raz dasz władzę partii religijnej, to koniec z demokracją. Robi mi się niedobrze, kiedy słyszę mantrę ignorantów: „Hamas został wybrany demokratycznie”. Ich kadencja trwa od lat i dziś już nie można mówić, że są demokratycznie wybrani. (…)
Palestyna, jaką znam, to miejsce, gdzie chrześcijanie i muzułmanie są równi. Moja mama, muzułmanka, dziewczyna z małej wioski, chodziła do katolickiej szkoły dla dziewcząt w Ramallah, a mój mąż, uchodźca, spędził drugą intifadę z chrześcijańskimi braćmi z Betlejem. Niektóre obszary są konserwatywne, inne nie. Mama nosiła sukienki mini w latach 60., ja biegałam po naszej dzielnicy w podkoszulkach. Palestyna jest świecka. Czy Hamasowi się to podoba czy nie, Karta Organizacji Wyzwolenia Palestyny tak właśnie stanowi.
Ich najnowszy pomysł to nakaz, by we wszystkich klasach w szkołach w Gazie oddzielić chłopców od dziewczynek od dziewiątego roku życia. Na początku myślałam, że to nic takiego, w końcu większość szkół na terenach palestyńskich, gdzie pracowałam, ma podział ze względu na płeć. To jednak poważna sprawa, bo 3,5 tys. uczniów uczęszczających dziś do szkół mieszanych, które Hamas chce zlikwidować, to chrześcijanie.
To tylko jedno z wielu praw, które Hamas narzuca 1,7 miliona uwięzionych w Strefie Gazy Palestyńczyków. Najpierw zabronili fryzjerom mężczyznom strzyżenia kobiet. Wielu mężczyzn na Bliskim Wschodzie robiło mi fryzury, a odmawianie kobietom prawa do wyglądania fantastycznie to zbrodnia przeciwko modzie. Następnie kazali prawniczkom nosić chusty – na szczęście prawniczki kazały im spadać i prawa nie udało się wyegzekwować.
Hamas nie pozwolił kobietom biec w maratonie organizowanym w Strefie Gazy, co zmusiło UNRWA do jego odwołania. Zakazał też zorganizowania konkursu „Arabski idol”, bo przecież każdy, kto kiedykolwiek obejrzał „Footloose”, wie, że muzyka to samo zło. Hamas twierdzi, że walczy o wolność, a jednocześnie powołuje się na prawa, które uciskają kobiety i mniejszości religijne. (…)
W 2006 r. nikt nie sądził, że Hamas wygra. Hamas nie sądził, że może wygrać. Większość ludzi, z którymi rozmawiałam, a którzy głosowali na Hamas, tak naprawdę głosowała przeciwko Fatahowi. Mieli dość rażącej korupcji i bezczynności Autonomii Palestyńskiej, chcieli dać im nauczkę. Gdy Fatah był oskarżany o okradanie ludzi, Hamas zapewniał pokrzywdzonym nienaganne usługi socjalne. (…)
Hamas ustanawia prawa, a Izrael chichocze. Bo to oni wzmacniają izraelską narrację, że to konflikt islamu z judaizmem, a nie – kolonialistów z rdzenną ludnością. A wystrzeliwując swoje żałosne rakiety w kierunku Izraela, dają mu zielone światło, by w imię bezpieczeństwa masakrował uwięzionych mieszkańców Gazy. (…)
Kogo niby reprezentuje Hamas? Ludzie w Gazie mają wszystkiego dość, są wyczerpani życiem w tym więzieniu pod gołym niebem. A Hamas jest zbyt zajęty uciskaniem Palestyńczyków, by zrobić cokolwiek produktywnego. Z kolei Fatah jest zbyt tchórzliwy, by interweniować. Izrael fizycznie podzielił nasz naród, a Hamas i Fatah wzmacniają ten podział swoim nieudolnym przywództwem.
Jasne jest, dlaczego Hamas uparcie odmawia przeprowadzenia wyborów. Wie, że przegra. Zresztą – jaki jest sens wyborów, jeśli i tak nie ma się prawa do samostanowienia? (…).
Chcę państwa nie muzułmańskiego, chrześcijańskiego, żydowskiego czy scjentologicznego, tylko państwa równości dla wszystkich, bez względu na płeć czy wyznanie. Hamas musi się dostosować albo zniknąć. Bo życie z jednym ciemiężcą to i tak już więcej, niż Palestyńczycy mogą znieść (…).
„Podczas gdy ciemności ogarniają Gazę, marzę, by świat zobaczył także nas”
Omar Ghraieb, Palestyńczyk, dziennikarz, pracownik humanitarny ze Strefy Gazy
CNN, 12 października
Ryk eksplozji wstrząsnął moim domem, a laptop wyleciał w powietrze i wylądował wśród rozbitego szkła i gruzu. Patrząc na migoczący ekran, wzdycham i przygotowuję się do ogłoszenia zgonu kolejnego komputera – i niniejszego eseju. Delikatnie podnoszę go z podłogi i przywracam do życia. Piszę dalej.
Zastanawiam się, czy powinienem milczeć, tak jak mnie nauczono. Zakopać swoje lęki i niepokój pod warstwami wewnętrznego i zewnętrznego ucisku, który narasta przecież przez całe moje życie i narastał przez dziesięciolecia przed nim.
Świat ignoruje naszą tragedię i zaprzecza naszemu człowieczeństwu. Powtarza, że sami jesteśmy sobie winni. Czuję się, jakbym był uwięziony w jakimś innym wymiarze, walczę, by zrozumieć to, co mnie otacza, by nie oszaleć i nie stracić własnej duszy.
Stronniczość i wybiórcze oburzenie zachodnich rządów nie są niczym nowym. Nigdy nie widziały ani nie obchodziło ich, że cierpimy z powodu izraelskiej okupacji, przemocy i dyskryminacji, rok po roku, dekada po dekadzie. (…)
Poruszając się po polu minowym autocenzury i zewnętrznych nacisków, zastanawiam się, ile są dziś warci Palestyńczycy potępiający przemoc i błagający o sprawiedliwy pokój. W świecie, który ignoruje nasze wołania, zastanawiam się, czy moje słowa w ogóle mogą się przebić. Wiem, że jeśli nie, to najpewniej dlatego, że jestem Palestyńczykiem.
Podczas każdej eskalacji przemocy amerykańskie media pokazują, jak bardzo są stronnicze na rzecz Izraela, w dużej mierze pomijając palestyńskie głosy. Choć dziś liczba ofiar ataku na Izrael przeraża, zachodni dziennikarze i politycy niepokoją się znacznie mniej, gdy to Izrael regularnie dopuszcza się masowej przemocy i gdy rośnie liczba ofiar wśród Palestyńczyków.
Marzę, by świat nas dostrzegł – usłyszał nas i uznał nasze prawo do wolności i bezpieczeństwa. Czy wśród rozmów o władzy i politycznych zwycięstwach naprawdę nie ma miejsca na zwykłe człowieczeństwo i odruchy serca? Gdyby było, już dawno bylibyśmy wolni.
Nieustanne, brutalne izraelskie ataki wojskowe i opresyjne warunki blokowania naszych granic nie sprawiły, że zobojętniałem. Nie da się zapomnieć, że dziesięciolecia izraelskiej okupacji wojskowej zabarwiają każdy aspekt naszej egzystencji, dzielą naszą ziemię i nasz naród.
Dla wielu z nas to nasza największa – choć ograniczona – siła: marzyć i odczuwać ból w świecie, który próbuje zatrzeć nasze kształty i przygasić nasze światła. Na razie nadal mówię, czytam, piszę. I ciągle jeszcze mam nadzieję
„Podwójne standardy dla Palestyny”
Hala Alyan, palestyńsko-amerykańska pisarka, profesor, psycholog kliniczna. Mieszka w Nowym Jorku
„New York Times”, październik 2023 r.
Odkąd się urodziłam, dwukrotnie przeprowadzałam się do USA. Raz jako dziecko, po inwazji Iraku na Kuwejt, potem ponownie – do szkoły. Miałam ten przywilej, że mogłam spędzić młodość w krajach, gdzie bycie Palestyńczykiem było czymś dość powszechnym. Owszem, to zawsze była tożsamość niełatwa, ale nie była kwestionowana. Nie musiałam uczyć się sposobów zdobywania szacunku niezbędnych, jeśli jest się dorosłym Palestyńczykiem. To szybko się zmieniło.
Palestyńczyk musi się wpasować albo zostaje potępiony. Musimy dobrze wypaść w kolejce po empatię i współczucie. Udowodnić, że na nie zasługujemy. Naprawdę na nie zasłużyć.
Dziś patrzę, jak palestyńscy aktywiści, prawnicy i profesorowie są nękani, przerywa im się na antenie, a nawet całkowicie ich ucisza. Muszą zasłużyć na czas antenowy i sprawiedliwą relację. Błagać dziennikarzy, by przyzwoicie wykonywali swoją robotę. (…)
Palestyńska rzeź jest zbyt często przedstawiana w oderwaniu od historii i realiów. Tak jakby stal, pociski, okupacja, polityka nie były prawdziwe. By zasłużyć na współczucie dla zabitych, Palestyńczycy muszą najpierw udowodnić swoją niewinność. (…)
Czym jest słowo Palestyńczyka przeciwko potężnej machinie, która sama prowadzi śledztwa wobec własnych zbrodni i która sama z nich się rozgrzesza? Czym jest wobec rządu, którego przedstawiciele nazywają Palestyńczyków „ludzkimi zwierzętami” i „dzikimi bestiami”? Czym jest wobec ministra, który może wprost i bez skrępowania powiedzieć, że nie istnieje nic takiego jak palestyński naród?
To niezwykle skuteczna strategia. Rzeź nie jest rzezią, jeśli ci, którzy są zabijani, są winni, jeśli latami są po cichu, acz skutecznie odczłowieczani – w mediach i przez politykę. Jeśli nikt nie jest cywilem, nikt nie może być ofiarą.
W 2017 r. opublikowałam powieść o palestyńskiej rodzinie. Została wydana przez szanowanego wydawcę, otrzymała świetne recenzje. Przemawiałam na spotkaniach panelowych, w klubach książki, odpowiadałam na pytania po odczytach. Wciąż powracał pewien refren. Ludzie podkreślali, jak bardzo ludzka jest ta historia. “Uczłowieczyłaś konflikt – mówili. – To taka ludzka historia”.
(…) Za każdym razem, gdy słyszałam, jak to uczłowieczyłam Palestyńczyków, musiałam tłumić w sobie pytanie: Czym w takim razie byli wcześniej?
Kilka tygodni temu w przestrzeni zawodowej ktoś wprost wspomniał o Palestyńczykach i mówił o siedmiu dekadach ich udręki. Siedziałam wśród dziesiątek współpracowników i nagle zdałam sobie sprawę, że drżą mi wargi. Rozpłakałam się, zanim zrozumiałam, co się dzieje. Uciekłam z tej sali i dopiero po dziesięciu minutach przestałam szlochać.
Nie od razu zrozumiałam swoją reakcję. Przez lata uczestniczyłam w spotkaniach, siedziałam w salach wykładowych i w instytucjach, gdzie nikt nie wspominał o Palestyńczykach, chyba że mówiąc o terrorystach. Dorosłam i zaczęłam pracę w kraju, gdzie ludzie tracili różne rzeczy za samo mówienie o Palestynie: pozycję społeczną, posadę na uczelni czy w mediach. Ale to, co ostatecznie mnie dobiło, to nie milczenie czy wymazywanie, ale empatia. Proste, zwyczajne nazwanie mojego narodu. Uznanie, że wyzwolenie jest kluczem. Danie przestrzeni palestyńsko-żydowskiej solidarności. Wreszcie to, co dziś stało się tak kontrowersyjne: zwykłe mówienie na głos o palestyńskim cierpieniu.
(…) Liczba zabitych, wśród nich dzieci, jest niewyobrażalna i wciąż rośnie. Nie śpimy w nocy, przesuwając migoczące obrazki na naszych telefonach, próbując znaleźć metaforę, klip, zdjęcie, by udowodnić, że dziecko jest dzieckiem. To trudne zadanie. Pytamy: Czy to będzie to zdjęcie, któremu się uda? Połowa dziecka na dachu? Nagranie, na którym zrozpaczona dziewczynka rozpoznaje ciało swojej matki, krzycząc: „To ona, to ona! Przysięgam, że to ona! Poznałam ją po włosach”?
Uwierz pisarce: Nie ma nic bardziej męczącego niż szukanie analogii. Jest coś upokarzającego w tych próbach zasłużenia na solidarność. Ciągle widzę infografiki desperacko próbujące przemówić do amerykańskiej publiczności. „Wyobraź sobie, że większość mieszkańców Manhattanu ma się ewakuować w ciągu 24 godzin”. „Spójrz! Oto pas na skraju Morza Śródziemnego. To Gaza, jest wielkości Filadelfii”. Albo: „Pomnóż populację Las Vegas przez trzy”.
To bardzo demoralizujące, ciągle używać języka tragedii i okrucieństw, mówić: Patrz, patrz. Pamiętasz? Pozwól mi zasłużyć na twoje oburzenie. A jeśli nie, pozwól mi chociaż zasłużyć na twoją pamięć.
Nie waham się ani chwili, by potępić zabicie jakiegokolwiek dziecka, każdą masakrę ludności cywilnej – dotyczy to oczywiście także Żydów. To najłatwiejsze zadanie na świecie. (…) Potępiajcie morderstwa, przemoc, więzienie, wszelkie formy ucisku. Ale co, jeśli wasz szok i niepokój pojawiają się tylko na widok niektórych zbrutalizowanych ciał? Jeśli zabieracie głos, ale nie wtedy, gdy to Palestyńczycy są oblegani i mordowani, porywani i więzieni? (…) Nazwij tę rozbieżność i przyznaj się, że istnieje. Jeśli nie możesz być sprawiedliwy, bądź chociaż uczciwy. Nie ma nic skomplikowanego w domaganiu się wolności. Palestyńczycy zasługują na równe prawa, równy dostęp do zasobów, równy dostęp do uczciwych wyborów. Jeśli to ci nie pasuje, musisz zadać sobie pytanie dlaczego.
Oto prawda o Palestyńczykach żyjących w diasporze: Oni nie stali się diasporą ot tak, magicznie. To bezpośredni wynik często brutalnego, celowego i nielegalnego wywłaszczenia. Jednego dnia dom należy do ciebie, drugiego już nie. Jednego dnia to twoja dzielnica, innego nie. Jednego dnia to twoje terytorium, kolejnego już nie. (…)
Bycie Palestyńczykiem w tym kraju – w wielu krajach – to nieustanne ćwiczenie w ocenianiu, gdzie są strefy bezpieczeństwa, badaniu, którzy przyjaciele, współpracownicy czy znajomi okażą się sojusznikami. Kto będzie milczał, a kto się odezwie. (…)
Bycie Palestyńczykiem to zakłócenie. Istniejemy, co stanowi egzystencjalny afront. Bo istniejąc, podważamy kilka kłamstw, z których wcale nie najmniej ważne jest to, że dla niektórych w ogóle nigdy nie istnieliśmy. (…)
Palestyńczycy nadal są traktowani w sposób paradoksalny – to nie tylko niewidzialni ludzie, ale i terroryści, nie tylko ludzie, którzy nigdy nie istnieli, ale i ci, którzy nie mogą powrócić.
„Wielu Palestyńczyków w Gazie nienawidzi Hamasu. Na pewno nienawidził go mój tata”
Yasmine Mohammed, Palestynka z pochodzenia, urodzona i mieszkająca w Kanadzie. Szefowa organizacji pozarządowej Free Hearts Free Minds
CNN, 19 października 2023 r.
Kiedy mój ojciec, który urodził się i wychował w Gazie, nadal żył, często nazywał Hamas „brzydką twarzą palestyńskiej walki”. Od ataku na Izrael, kiedy w mediach społecznościowych czytam post za postem opisujące Hamas jako bojowników o wolność, jako grupę oporu przeciw kolonializmowi, uderza mnie, jak niszczące dla nas jest to kłamstwo. To obraza dla Palestyńczyków mówić o tych terrorystach jak o ludziach walczących o wolność.
To z rąk Hamasu naród żydowski doświadczył okropności niespotykanych od czasów Holokaustu. Podobnie jak naziści, Hamas nie postrzega Żydów jako ludzi. Dla nich każdy Żyd musi zostać wyeliminowany. Celem Hamasu jest ludobójstwo nie na Żydach w Izraelu, tylko ludobójstwo na wszystkich Żydach na Ziemi.
Mój ojciec nie mógł znieść, że Hamas zdominował dyskurs i stał się twarzą Gazy w świecie. (…) Niczego nie nienawidził bardziej. „Niech Bóg przeklnie Bractwo Muzułmańskie i Hamas. Jedyne, co dali arabskim społeczeństwom, to zacofanie” – pisał w mediach społecznościowych.
Nie zdziwiłby się, patrząc dziś na masakrę rodzin, niemowląt i osób starszych dokonaną przez Hamas, bo zawsze wiedział, jak bardzo jest brutalny. Jak wielu mieszkańców Gazy wiedział też, że jeśli sprzeciwisz się tym despotycznym ciemiężcom, szybko rozprawią się z tobą i twoją rodziną. Bo Hamas zawsze chętnie sięgał po przemoc.
Wrzucanie mieszkańców Strefy Gazy do jednego worka z Hamasem to zniewaga, której dopuszczają się ludzie po obu stronach politycznego spektrum.
Wiele osób z lewicy utożsamia Hamas ze wszystkimi Palestyńczykami i uważa ich wszystkich za oblężone ofiary. Hamasowi pasuje ta retoryka, bo pozwala usprawiedliwić przemoc. Przyjemniej być postrzeganym jako bojownik o wolność niż jako terrorysta.
Z kolei twarda prawica odwrotnie – utożsamia Palestyńczyków z Hamasem, by usprawiedliwić zrównanie Strefy Gazy z ziemią. Zgodnie z tym tokiem myślenia, choć odcięcie prądu i wody cywilom naruszałoby prawo międzynarodowe, to już odcięcie ich terrorystom jest uzasadnione.
Hamas to nie Gaza, Gaza to nie Hamas. Mieszkańcy Gazy starają się przetrwać w fatalnych warunkach. To zwykli ludzie jak ich izraelscy sąsiedzi. Chcą żyć w spokoju, nie martwić się o bezpieczeństwo dzieci. Choć wielu Gazańczyków twierdzi, że popiera Hamas, sondaże pokazują, że połowa uważa, że „Hamas powinien przestać wzywać do zniszczenia Izraela i zaakceptować utworzenie dwóch państw”.
Jeśli chodzi o ataki terrorystyczne na cywilów, Hamas stoi ramię w ramię z Al-Kaidą i ISIS. Izrael ma prawo chronić swój naród przed tą okrutną, brutalną, paskudną grupą terrorystyczną. (…)
Hamas niestety będzie kontynuował swoje dzieło zniszczenia, nawet choćby musiał zmienić nazwę. Jak mitycznej Hydrze po odcięciu jednej głowy wyrosną mu dwie kolejne. (…) Obawiam się, że nikt z nas nigdy nie zobaczy Gazy jako niezależnego państwa uwolnionego ze szponów terrorystów.
Nie musiało tak być. To ignorancja i fanatyzm odebrały Gazie szansę. Cieszę się, że mój tata zmarł, wierząc, że kiedyś spełni się jego marzenie o ojczyźnie wolnej od Hamasu. Nie musi cierpieć, patrząc na to, co dzieje się dziś. (…)
„Jestem palestyńską obywatelką Izraela. Dziś nie ma chyba nic trudniejszego”
Maria Rashed, Palestynka z Izraela
„Guardian”, 22 października 2023 r.
Postawmy sprawę jasno: Można wspierać prawo Palestyńczyków do oporu i zakończenia okupacji bez wspierania Hamasu. (…)
Bycie obywatelem palestyńskim w Izraelu jest wyjątkowo trudne – szczególnie dziś, gdy ludzie oczekują zajęcia wyraźnego stanowiska. Muszę nieustannie zastanawiać się, gdzie jest moje miejsce, czuję, że jestem jednocześnie zewsząd i znikąd.
Urodziłam się i wychowałam w Nazarecie w chrześcijańskiej rodzinie. Później przeniosłam się do Tel Awiwu, gdzie żyję w zróżnicowanej społeczności – z Arabami i Żydami. Chociaż urodziłam się w Izraelu, trudno mi w pełni identyfikować się z państwem, który postrzega mnie jako obywatelkę drugiej kategorii, publicznie wypowiada się przeciwko Arabom, uciska Palestyńczyków. (…)
Nie godzę się na przemoc w imię religii. Nie popieram ataku Hamasu na niewinnych cywilów ani nie identyfikuję się z nim. Choć jestem dumną Palestynką, która występuje przeciwko izraelskiej okupacji i kolonializmowi, atak na Izraelczyków jest sprzeczny z moimi przekonaniami – potępiam zabijanie cywilów i głęboko opłakuję ofiary śmiertelne po obu stronach.
Zajęcie stanowiska przez Palestyńczyka może się wydawać niełatwe, ale jedno jest pewne: Hamas nie przemawia w moim imieniu. Hamas nie reprezentuje Palestyńczyków w Strefie Gazy, na Zachodnim Brzegu i na całym świecie. Choć świat lubi przedstawiać ten konflikt jako Izrael kontra Palestyna lub judaizm kontra islam, rzeczywistość jest bardziej złożona. Chodzi o ludzi, a nie o przywódców, których nie obchodzą cywile. Można wspierać prawo Palestyńczyków do oporu i zakończenia okupacji bez wspierania Hamasu.
Wielu moich izraelskich przyjaciół zostało dotkniętych ostatnim atakiem, a to, że przyjaciele przyjaciół wciąż są zaginieni lub martwi, łamie mi serce. Podobny atak na imprezie czy w domu jest czymś niewyobrażalnym. Sytuacja staje się jeszcze bardziej druzgocąca, gdy weźmiemy pod uwagę obecną tragedię w Gazie, gdzie prawie połowa populacji to dzieci. (…)
Idea, że ktokolwiek mógłby się cieszyć ze śmierci niewinnych ludzi – Izraelczyków czy Gazańczyków – wydaje mi się niewiarygodna. Przecież nienawiść prowadzi do większej nienawiści, powodując dalsze cierpienie. Niestety, przywódcy wszystkich stron, w tym Hamasu, Izraela i Autonomii Palestyńskiej, za nic mają swoich obywateli. (…)
Wspieranie Palestyny nie jest równoznaczne z antysemityzmem – opowiadanie się za zakończeniem izraelskiej agresji przeciwko Palestynie nie oznacza zapominania o historycznych doświadczeniach i bólu narodu żydowskiego. Jednak dziś cele syjonizmu osiągane są kosztem życia Arabów, co sprawia, że czujemy się niepewnie, boimy się wyrażać swoje opinie i wahamy się, czy współczuć naszemu cierpiącemu narodowi. (…)
Bycie Arabem w Izraelu wymaga zrozumienia języka i historii drugiej strony. Sformułowanie to podkreśla dynamikę uciskającego i uciskanego, gdzie jedna strona ma jedną z najpotężniejszych armii świata, a druga jest mniejszością. Dlatego omawiając ostatnie wydarzenia, nie możemy ignorować lat okupacji i inwazji oraz tego, jak Izrael traktuje Arabów. Nie chodzi o usprawiedliwienie działań Hamasu, ale zapewnienie kontekstu dla bólu i cierpienia Palestyńczyków. (…)
„Uznanie jednego horroru nie musi oznaczać minimalizowania innego”
Karim Kattan, palestyński pisarz urodzony w Jerozolimie. Mieszka we Francji
„Le Monde”, 11 października 2023 r.
Zabieranie głosu jako Palestyńczyk we Francji to dziś ryzykowne zadanie. Nastroje są gorące, a dyskurs medialny i polityczny utknął w martwym punkcie. Czy można zatem w ogóle zostać usłyszanym? Pisząc, boję się narazić na niezrozumienie, nienawiść, oskarżenia o okrucieństwo. A jednak musimy pisać, bo media są dziś pełne wszystkich głosów, prócz naszego.
Mówię „głos”, ale dziś jesteśmy go pozbawieni. Uczucia, które dziś nas poruszają, są intensywne, trudne i sprzeczne. Wymykają się naszym własnym określeniom, bo nie pojawiły się znienacka, ale dojrzewały w długim, powolnym paśmie strachu, oczekiwania i tego, co niewypowiedziane. To wstrząsy, które są nam dobrze znane, ale które dziś przybierają nowe, nieznane formy. (…)
Nawet kiedy uwaga świata, ta kapryśna bogini, zwróci się gdzie indziej, okaleczeni pozostaną okaleczeni, a martwi pozostaną martwi. Skutki przemocy, które dziś tak nas poruszyły, będą trwać, gdy świat już nasyci się naszym wspólnym cierpieniem i znowu nie będzie chciał patrzeć nam w twarz.
Mógłbym porównać liczby po obu stronach, by dowodzić, że po każdej eskalacji przemocy liczba ofiar palestyńskich okazuje się nieproporcjonalna do liczby ofiar izraelskich. Jednak to gra, która budzi mój niesmak. (…)
Jeśli chcemy zrozumieć, co się dziś z nami dzieje, musimy zrozumieć, jak na Palestyńczyka wpływa obraz buldożera burzącego kawałek muru apartheidu czy widok przewróconego czołgu. Zrozumienie tego wcale nie znaczy, że cieszymy się ze zbrodni Hamasu, których wszyscy jesteśmy ofiarą. (…)
Żałoba nie dzieli się na tych, którzy na nią zasługują, i tych, którzy nie zasługują. Możemy mówić: masakry takie, jak te popełnione w Izraelu, to godny potępienia koszmar. Możemy też powiedzieć: Izrael to okrutna kolonialna potęga. (…) Uznanie jednego horroru nie oznacza minimalizowania drugiego. Los mojego kraju i mojego narodu to nie jest gra o sumie zerowej.
Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com