Archive | 2023/12/15

Co zrobiliśmy Żydom, czyli co zrobiliśmy z naszym chrześcijaństwem?

Abp Grzegorz Ryś. Fot. Archidiecezja Łódzka


Co zrobiliśmy Żydom, czyli co zrobiliśmy z naszym chrześcijaństwem?

Kard. Grzegorz Ryś


Na średniowiecznych malowidłach w dwóch polskich kościołach Krzyż zabija Synagogę. Krzyż – a więc, tak naprawdę, Ukrzyżowany na nim Pan – mordercą! Czy można bardziej wypaczyć sens Ewangelii? Czy może być większe bluźnierstwo?!

.

Publikujemy niżej tekst zakończenia książki „Chrześcijanie wobec Żydów. Od Jezusa po inkwizycję. XV wieków trudnych relacji”, która ukazuje się w Wydawnictwie WAM. Tytuł pochodzi od redakcji Więź.pl

Najnowsza książka abp. Grzegorza Rysia, historyka mediewisty, opisuje stosunek chrześcijan do Żydów w starożytności i wiekach średnich, a zatem w okresie budowania tożsamości zarówno Kościoła, jak i judaizmu rabinicznego. Jak pisze wydawca, jest to „wyjątkowo odważna, poparta źródłami, analizą tekstów i wydarzeń, a jednocześnie przystępna opowieść o bolesnym pęknięciu we wspólnym dziedzictwie chrześcijan i wyznawców judaizmu. Ta książka to także zadane nam dziś pytanie o to, co z tym pęknięciem zrobimy”.

Przyszła pora zakończyć nasze rozważania, choć zdaję sobie sprawę z tego, iż wielu Czytelników osiągnięty przez nas próg czasowy (początek epoki nowożytnej) wolałoby widzieć bardziej jako punkt wyjścia niż dojścia. Zwłaszcza jeśli jednym z motywów podjęcia lektury – obok pasji poznawania dawnych dziejów – było również pragnienie zrozumienia ciągle stosunkowo niedawnej (wszak żyją jeszcze jej świadkowie) historii.

W historii Kościoła wiele jest momentów pięknych i Bożych, sąsiadują z nimi jednak inne: tragiczne i budzące wstyd. Wybór, przed jakim nas to stawia, nie polega na wyparciu z pamięci tego, co niewygodne, lecz na decyzji, którą z jej części chcę/chcemy kontynuować

Abp Grzegorz Ryś

Nie sposób bowiem uciec od pytania o to, jak był możliwy Holocaust w świecie (w Europie) od blisko dwudziestu wieków chrześcijańskim? Z perspektywy takiego pytania ważniejsza wydaje się wiedza, w jaki sposób do Żydów odnosił się Pius XII niż Grzegorz Wielki. Od pism św. Justyna czy Piotra z Cluny ważniejsze zdają się poglądy Lutra, Voltaire’a czy Hegla.

Zapowiadane w jakiejś mierze przez kanony kościelnych synodów w wiekach średnich getta pojawiły się tak naprawdę dopiero w czasach nowożytnych. Z drugiej strony jednak, w jednej z najważniejszych prac służących budowaniu wspólnej (w miejsce równoległych) pamięci historycznej Żydów i chrześcijan o Zagładzie[i] pojawia się zestawienie regulacji prawnych dotyczących Żydów promulgowanych przez średniowieczny Kościół i przez III Rzeszę!

Zakazy małżeństw mieszanych (od 306 r. począwszy) zestawione zostały z przepisami służącymi ochronie czystości krwi i rasy (15 września 1935). Zakazy ograniczające Żydom swobodę publicznego poruszania się w uroczystości chrześcijańskie (szczególnie w Wielkim Tygodniu) z dekretem z dn. 3 grudnia 1938 roku zakazującym im pokazywania się na ulicach w święta nazistowskie. Nakaz noszenia oznakowania na wierzchnim odzieniu (wydany przez Sobór Laterański IV) z zarządzeniem z 19 września 1941 roku zobowiązującym niemieckich Żydów do oznakowania ubrania żółtą gwiazdą itp.[ii]

Takie zestawienie w sposób nieubłagany przesuwa chronologiczne granice pytania o przyczyny i o odpowiedzialność. Stawia także pytanie o ciągłość historycznych procesów: czy takie same co do litery przepisy kryją w sobie tego samego ducha? Identyczne uzasadnienia i powody? Jednakową wizję świata? To prawda, że raczej nie, i wielokrotnie mogliśmy to stwierdzić podczas lektury naszych źródeł: antysemityzm średniowieczny raczej nie miał – z wyjątkiem przypadku hiszpańskiego – charakteru rasowego. Ta nie-ciągłość co do charakteru/motywacji nie oznacza jednak nie-ciągłości w ogóle i nie zwalnia w żadnym wypadku z poczucia odpowiedzialności i winy.

Zgodnie z diagnozą wybitnego filozofa i badacza Holocaustu Johna K. Rotha: „jeśli [nawet] chrześcijaństwo nie było wystarczającym warunkiem, by się wydarzył Holocaust, to było jednakże warunkiem koniecznym dla zaistnienia tej klęski”[iii]. Zapewne z takiej właśnie świadomości dopiero po Zagładzie zrodziła się w Kościele radykalna zmiana w nauczaniu i w podejściu do Żydów i judaizmu.

Odrzucenie rasowego motywu antyżydowskich regulacji i działań (po pogromy włącznie) prowadzi nas jednak nieuchronnie do postawienia innego pytania. By zrozumieć to, co zrobiliśmy Żydom, potrzebujemy z pokorą (i przerażeniem?) zobaczyć, co zrobiliśmy z naszym chrześcijaństwem!

Szukając odpowiedzi, chcę przywołać pewien motyw ikonograficzny, zachowany na ziemiach polskich w postaci malarstwa ściennego w przynajmniej dwóch średniowiecznych kościołach. Pierwszym z nich, chronologicznie, jest cysterski kościół w Koprzywnicy, drugim – wiejski kościół parafialny w Cyganku (dawne Tujce) na Wielkich Żuławach. Freski, o których mowa, datowane są odpowiednio na ostatnią ćwierć wieku XIV i na 2 ćwierć XV stulecia[iv].

Nie miejsce tu i moment, by zagłębić się w drobiazgowe analizy dotyczące powszechności tego przedstawienia i jego siły oddziaływania, trudno jednak nie zauważyć, że ani wiejska świątynia (Tujce), ani klasztorny kościół w średnio znaczącym mieście nie były ośrodkami prekursorskimi w wypracowywaniu motywów sztuki. Czerpały raczej ze wzorców wykształconych gdzie indziej i w miarę popularnych.

Przedstawienie, o którym mówię, to tzw. Żywy Krzyż. W obu przypadkach umieszczone zostało w kontekście szerszego cyklu, przedstawiającego Sąd Ostateczny. Ukazuje ono Jezusa ukrzyżowanego pomiędzy Eklezją a Synagogą. Eklezja, dosiadająca gryfa, w jednej ręce dzierży rozwiniętą dumnie chorągiew, a w drugiej kielich, do którego zbiera krew wytryskującą z boku Pana. Synagoga – a jakże – z przepaską na niewidzących oczach, siedzi na ośle, w jednej ręce trzyma połamany sztandar, a w drugiej kozią głowę. Do tego momentu jest to przedstawienie, które mniej lub bardziej zmodyfikowane można odnotować w wielu kościołach (np. w kościele św. Jana w Toruniu, malowidło z ok. 1380-1390 r.). W Koprzywnicy i w Tujcach jednak było to jeszcze „za mało”.

Krzyż Chrystusa został więc „ożywiony” – wszystkie jego ramiona zostały zakończone dłońmi. Dłoń kończąca dolne ramię krzyża rozbija młotem bramę piekła; górna otwiera kluczem niebo; lewa koronuje Eklezję, a prawa… wbija miecz w głowę Synagogi! Właśnie tak: Krzyż zabija Synagogę.

Krzyż – a więc, tak naprawdę, Ukrzyżowany na nim Pan – mordercą! Czy można bardziej wypaczyć sens Ewangelii? Czy dlatego Jezus dał się jak baranek poprowadzić na śmierć za wszystkich, by mieć tytuł do zabijania kogokolwiek? Czy można się bardziej rozminąć z prawdą Krzyża? Czy może być większe bluźnierstwo?! Powie ktoś: „niezamierzone”, „na pewno nie intencjonalne”. Ot, taka „ludowa” i „spauperyzowana”, nie domyślana do końca wersja uczonej „teologii zastępstwa”…

Więc trzeba dodać jeszcze i to, że zarówno w Koprzywnicy, jak i w Tujcach malowidło umieszczone zostało w prezbiterium (!), w bezpośredniej bliskości ołtarza. Wszyscy, którzy przychodzili do tych kościołów na niedzielną Mszę św., wychodząc z niej, mieli w oczach, i w głowie, jego przekaz. Co mogli myśleć i w jaki sposób reagować na spotkanych w ciągu tygodnia Żydów? Jest przy tym oczywiste, że „siła rażenia” takiej sztuki w społeczeństwie ludzi niepiśmiennych była niepomiernie większa niż omawianych przez nas wyżej papieskich dokumentów czy wyważonych traktatów teologicznych, elitarnych w zasięgu i zamkniętych na „klucz łaciny”.

Zagłada cmentarzy żydowskich


Co więcej, dokumenty te i traktaty jakiś czas po swym powstaniu „lądowały” na półkach archiwów czy bibliotek; malowidła natomiast przemawiały bez przerwy przez ponad pół tysiąclecia. Jakieś 20–25 kolejnych pokoleń chrześcijan? Ostatnie z nich były świadkami Zagłady…

Oczywiście, koprzywnicki kościół jest bardziej znany badaczom historii sztuki z innego malowidła, a mianowicie z umieszczonego na filarze północnej nawy fresku przedstawiającego Maryję ochraniającą swoim płaszczem ludzi wszelkiego stanu i pochodzenia (Mater Misericordiae). Objawia się Ona taką umierającemu u jej stóp cysterskiemu mnichowi, o którego duszę walczą – stojący po dwóch stronach jego łóżka – anioł i szatan. Maryja jako miłosierna Matka jest figurą Kościoła, którego funkcją jest przygarniać, gromadzić i chronić, a nie wykluczać i zabijać.


Z kolei przedstawienie indywidualnej śmierci zakonnika (jedno z najwcześniejszych w polskiej sztuce sakralnej) uzmysławia widzowi, że wiara, choć przeżywana we wspólnocie, jest wydarzeniem głęboko osobistym – jest spotkaniem każdego z nas z Bogiem i osobistym zmaganiem. Przekłada się również na indywidualną odpowiedzialność i takiż osąd, przed którymi nie da się uciec i schować za zasłonę stadnych zachowań. Obydwa te motywy układają się w syntezę tego, co najlepsze i rzeczywiście ewangeliczne w chrześcijaństwie.

Z Kościołem, z jego historią, ale także (niestety!) z dniem dzisiejszym, jest tak, jak z malowidłami w Koprzywnicy. Wiele tu momentów pięknych i Bożych, sąsiadują z nimi jednak inne: tragiczne i budzące wstyd. Nie można udawać, że są tylko te pierwsze, i metodycznie odwracać wzrok (swój i innych) od tych drugich. Trzeba przyjąć i wziąć odpowiedzialność za całą swoją historię. Wybór, przed jakim ona nas stawia, nie polega na wyparciu z pamięci tego, co niewygodne, lecz na decyzji, którą z jej części chcę/chcemy kontynuować.

Chcę zakończyć nasze rozważania modlitwą, jaką w imieniu całego Kościoła wypowiedział św. Jan Paweł II w bazylice św. Piotra na Watykanie 12 marca 2000 roku (w I Niedzielę Wielkiego Postu):

„Módlmy się, aby przez przywoływanie cierpień,
które Lud Izraela musiał przetrwać przez wieki historii,
chrześcijanie uznali grzechy popełnione
– zgoła nie tylko przez nielicznych spośród nich –
przeciw Ludowi Przymierza i błogosławieństw
i na tej drodze oczyścili swoje serca.

[Modlitwa w ciszy]

Boże naszych ojców,
Ty wybrałeś Abrahama i jego potomków, by zanieśli Twoje Imię Narodom;
Bolejemy głęboko nad postępowaniem tych,
którzy w ciągu historii spowodowali cierpienie tych Twoich dzieci,
A prosząc o Twoje wybaczenie pragniemy zaangażować się
w autentyczne braterstwo z Ludem Przymierza.
Przez Chrystusa Pana naszego. Amen

Kyrie, eleison; Kyrie, eleison; Kyrie, eleison”.



[i] „The Holocaust and the Christian World. Reflections on the Past, Challenges for the Future”, ed. C. Rittner, S.D. Smith and I. Steinfeldt, London 2000.
[ii] Tamże, s. 37.
[iii] J.K. Roth, „What Does the Holocaust Have to Do with Christianity”, [w:] „The Holocaust and the Christian World…”, dz. cyt., s. 6 (tłum. i podkr. G.R.).
[iv] Zob. J. Domasłowski i in., „Gotyckie malarstwo ścienne w Polsce”, Poznań 1984, s. 38 (il. 7) i s. 143 (il. 192); B. Dąb-Kalinowska, „XIV-wieczne malowidło koprzywnickie – misterium biblijne i kosmologiczne”, Poznań 1979, s. 55-79; A. Włodarek, „Koprzywnica. Malarstwo gotyckie w Polsce”, pod red. A.S. Labudy i K. Secomskiej, Warszawa 2004, t. II, s. 46-47.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


American Jews Need to Stop Being Stupid About Politics

American Jews Need to Stop Being Stupid About Politics


JULIA HAHN


And start taking policy seriously.
.

A pro-Palestinian demonstrator places a Palestinian flag on a menorah on New Haven Green, Dec. 10, 2023 / @JAKE_THE_LAWYER_ VIA INSTAGRAM
.

In the aftermath of Oct. 7, the assault on American Jewish liberal reality has come from all sides: from universities, favored media outlets, Hollywood, and the political leaders for whom many American Jews had voted and donated large sums of money. The day following the attack, the Biden White House held a barbecue for staff—apparently the events of the day prior didn’t call for a postponement of festivities. That weekend, the administration pushed out not one, but two tweets (which were subsequently deleted) pressing for a cease-fire before Israel had finished counting its dead. Since then, the administration has made a point of emphasizing that its main priority following the war’s end is the speedy establishment of a Palestinian state in Gaza and the West Bank. Apparently, Palestinians are to be rewarded for the mass killing of Jews, while Israelis will be forced to live with the imminent threat of a repeat of Oct. 7—this time coming from two fronts instead of one.

It is no surprise, then, that the social signaling from the White House has made itself felt wherever progressives hold power. Academics at esteemed universities made statements explaining that Hamas’ savagery was justified. It would seem that the violent gang rape of Jewish women—unlike so many unfortunate college frat house dalliances—is not black and white, and instead requires “context” and endless questioning of the victims, who are often proclaimed to be fake.

Former President Barack Obama exhibited true restraint and waited until after the weekend had passed before he put forward his statement about the events of Oct. 7. When the cerebral Obama eventually chose to elaborate on his views in an interview, he characterized the situation of the Palestinian people as “unbearable.” “You have to admit that nobody’s hands are clean, that all of us are complicit to some degree,” blathered the former president, who had championed and signed the Iran nuclear deal.

American Jews need to be clear about their own interests and opt out of the political verticals that are pushing them to engage in self-harm.

While we were perhaps not surprised to see an outpouring of support for Hamas in the Europe Angela Merkel made, conditions in the U.S. were not much different. Over 300,000 pro-Palestinian protesters gathered in D.C. for a rally in which they attempted to scale the White House gates, vandalized public property, and defaced the “People’s House” with painted red “bloody” handprints in what ABC News described as a “passionate” protest. In New York, pro-Palestinian protesters climbed flag poles to tear down American flags and attempted to break down the doors of Grand Central station, temporarily closing access to the terminal. Jewish kids on a college campus cowered in fear, trapped in the library as pro-Palestinian students jeered outside. Hasidic Jews in Crown Heights were warned to stay indoors on Shabbat. In Los Angeles, a 69-year-old Jewish man was allegedly struck on the head by a pro-Palestinian protester with a megaphone resulting in his death, in what the medical examiner ruled as a homicide—or as an NBC News headline put it, “Man dies after hitting head.”

The insanity seemed unending. Black Lives Matter came out on the side of Hamas—could it be that the BLM movement doesnt actually care about the persecution of a historic minority? pro-BLM Jews began to wonder. Queers for Palestine made their alliances known at every major rally. All of a sudden, many American Jewish liberals began to notice that those rag-tag groups of victims with whom they had previously allied themselves did not seem superfocused on justice or peace. Rather, they were hellbent on the dissolution of the so-called “oppressor” class, “by any means necessary.”

American Jewish liberals realized in the last two months that even though they represent only 0.2% of the global population and were nearly exterminated in Nazi gas chambers 80 years ago, they do not qualify as one of the oppressed minorities that they had so passionately advocated for. They were in fact the “oppressor” that “movements for justice” hope to destroy.

Antisemitism and Political Verticals

Over the course of two months, American Jews witnessed the vaporization of what they had previously imagined to be the best era, in the greatest country, for Jews in history. Wealthy Jews began questioning what had been done with the many millions of dollars they had donated to their alma maters. Some even began to wonder about all the money they donated to the Democratic Party. But voting for Republicans still appears to be a bridge too far. In fact, the first poll of U.S. Jewish voters since Oct. 7, shows 74% approval of Biden’s approach on Israel and Gaza, and 68% of U.S. Jewish voters backing Biden over Trump.

White House Press Secretary Karine Jean-Pierre has given us a good glimpse into what an afterthought the Jews are for the president, who allegedly ran for office because of Charlottesville. When asked on Oct. 23 about the rise in antisemitic attacks since the beginning of the war in Gaza, she refused both times to address them at the podium. The White House had not seen “any credible threats” of increased antisemitism, the press secretary said, as she pivoted and read from her binder about the increase in “hate-fueled” Islamophobic attacks. When asked about antisemitic protests on college campuses, she said simply that she was “not going to go into” that.

Being serious about antisemitism means being wise to the administration’s belitting of antisemitism by juxtaposing it with other forms of “hate.” It also means being discerning about what actually counts as antisemitism. The administration feels it can get away with its relativization of antisemitism in part because, for too long, we have allowed those in authority to claim that attacking liberal policies is somehow an attack on Judaism—or that attacking prominent supporters of Iran apologists and far-left ideologues like George Soros is inherently antisemitic.

But in pretending that anti-liberalism is antisemitism, we’ve allowed ourselves to be distracted and emotionally manipulated by people who do not have the best interests of American Jews at heart, and whose preferred policies—including large-scale immigration from countries where antisemitism is rampant—pose a clear and obvious danger to Jewish lives.

The latest prominent individual to find himself the victim of the left’s faux antisemitic manipulation campaign is Elon Musk, whose crime was essentially agreeing with someone who criticized the Anti-Defamation League (ADL) and some American Jews for not being in touch with reality. The White House was quick to pounce, calling it a “hideous lie.” While unartfully articulated, this claim was not antisemitic. A Tablet editorial in October, for instance, criticized the ADL for having become a “handmaiden of power.”

A well-organized campaign highlighting Musk’s “antisemitic” post is now bent on forcing advertisers from Musk’s platform—using the lie of Musk’s antisemitism to damage a public figure they see as a political enemy. Interestingly, we have seen no similar news coverage of the companies that have been pressured into joining this campaign—which include Apple, Comcast, Disney, IBM, Lions Gate, NBC Universal, Paramount, and Warner Brothers—for advertising on TikTok, the Chinese communist-run social media platform that algorithmically pushes far more openly antisemitic content than either X or Instagram.

Allowing political manipulators to play on the fears of a besieged community by convincing them to act against their own interests is worse than manipulative—it is sick and sadistic. Instead of signing on, American Jews need to be clear about their own interests and opt out of the political verticals that are pushing them to engage in self-harm.

We cannot be sidetracked from squarely facing threats to our lives and to our hard-won positions in American life. “The Jewish principle of tikkun olam” is not a commandment by which G-d Almighty mandates voting for the Democratic Party, nor is it a commandment that decrees the expansion of Jew-hating DEI bureaucracies into every corner of American institutional and corporate life.

The argument one now hears from American Jewish liberals searching for an excuse not to have to vote with conservatives is that there are right-wing antisemites, too. While that is obviously true, it amounts to the observation that vile antisemitism exists everywhere, just as it always has. The question is where is it being rewarded, celebrated, and institutionalized. As Yoram Hazony writes in a post on X: “the anti-Semitic right still has only a tiny fraction of the real public presence and political influence that is wielded by the anti-Semitic left and [its] close allies … It is the anti-Semitic left that is flooding the campuses and the streets and inciting to violence throughout the West. Nothing remotely on this scale has been organized by anti-Semitic elements on the right in the decades [sic].”

Antisemitism and Democratic Foreign Policy

The media, of course, wants you to believe otherwise. That is why it has spent the last seven years screaming that Donald Trump is literally Hitler. Yes, the president who brokered historic Mideast peace agreements, recognized Jerusalem as the capital of Israel, and moved the American Embassy there, acknowledged Israel’s sovereignty over the Golan Heights, withdrew the U.S. from the United Nations’ Human Rights Council because of its anti-Israel bias, and made Title VI of the 1964 Civil Rights Act apply to antisemitic discrimination is “literally Hitler.” This lie is no different from when Vice President Joe Biden told African Americans in 2012 that the Republican Party of Mitt Romney was planning to “put y’all back in chains.”

Israel shouldn’t be a partisan issue, many liberal Jews demur. Except, it is. In fact, pretending that Israel is not a partisan issue requires one to ignore both the evidence of the present moment as well as the eight-year long record of the Obama administration, when the Democratic Party openly threatened its Jewish voters and supporters if they didn’t support the new policy of realignment with the Jew-hating theocracy in Iran, which eventually sponsored the Oct. 7 attacks.

While the media has hosted us to a barrage of puff pieces about how deeply Biden personally cares about Israel, his administration’s policies suggest otherwise. Prior to Oct. 7, these actions included: restarting assistance worth hundreds of millions of dollars for the West Bank and Hamas-controlled Gaza, which the Trump administration had previously stopped; reengaging Iran and unfreezing $6 billion in funds for Tehran, and extending a sanctions waiver that allows the Iranians to access another $10 billion; and gifting Iran a monetary windfall, with which Iran could potentially fund Hamas terrorism, by failing to enforce Iranian oil sanctions. Post-Oct. 7, the administration has tried to strong-arm Israel into a cease-fire; announced it would veto an Israel-only aid bill with bipartisan support unless it also included far more controversial funding for Ukraine; and, like a Norm Macdonald joke brought back to life, launched a national strategy to counter Islamophobia less than a month after the deadliest attack on Jews since the Holocaust.

Here, too, the counterargument one often hears—for example from New York Times columnist Bret Stephens on Nov. 7, is that antisemitism is just as bad or worse on the “neo-isolationist right,” which “would be mainstreamed by a second Trump term.” In essence, people like Stephens warn American Jews against a second term for the most pro-Israel president in modern American history because that administration might also reject the views of the foreign policy establishment. American Jews simply cannot pretend that the isolationist right and its supposed lack of support for NATO are a bigger threat than those on the left calling for the eradication of the only Jewish state, justifying Hamas’ beheading of Jewish babies, and desecrating posters of kidnapped Jewish children. Now that we have seen what genocidal antisemitism looks like with our own eyes, in our own lifetimes, we cannot afford to continue to pretend that disagreements about foreign policy are somehow the same as attempts to exterminate us.

Antisemitism and Immigration

While the media will continue to generate a lot of noise about who’s better on Israel and whose antisemitism is worse, the truth is that on the other critical issues concerning American Jews, there is no doubt where our interests lie. Chief among these issues is immigration. Almost every Democratic figure, including Israel supporters like Hillary Clinton and John Fetterman, also support importing huge inflows of people who are hostile to Jews. Indeed, prominent Democrats such as Illinois Sen. Dick Durbin and Washington Rep. Pramila Jayapal are demanding the Biden administration allow large numbers of Palestinians to migrate to the United States.

Regardless of how you feel about the conflict or the treatment of the Palestinian people, the fact remains that according to recent polling, 75% of Palestinians say that they support Hamas’ savagery on Oct. 7. It is a gross understatement to say that bringing in huge numbers of like-minded individuals from the Palestinian territories and other places in the region where Jew hatred and terrorism are salient, will not lead America into the progressive and inclusive future liberals claim they want to create. It will, however, greatly exacerbate and increase antisemitism in America, the way it has in France, Germany, and Great Britain.

Watching the events of the past month, many American Jewish liberals have quietly begun to acknowledge what conservatives have been warning against for decades: that much of the antisemitic radicalism we see on the streets of large American cities and on college campuses does not look or feel “home-grown.” Bringing the “Arab Street” to the streets of New York and Los Angeles hardly seems like a good idea, especially if you are Jewish.

The problem posed by importing foreign nationals from countries where Jew-hatred has been normalized has proven to be particularly acute on college campuses—whose administrators have become complicit in supporting the vile prejudices of many of their students. The Massachusetts Institute of Technology has acknowledged that the reason it didn’t suspend pro-Palestinian students who threatened Jews was because they could face deportation as a result, since they are not U.S. citizens. The anti-Israel students at Harvard similarly indicated that their immigration status would suffer if their universities imposed consequences for their vile actions.

Why should American Jews advocate for the admission of people to the United States who want to kill us? Why are we turning our universities—many of them generously funded by Jewish donors—into shields to prevent Jew-hating maniacs from being deported under U.S. law, which denies a visa to any alien who endorses or espouses terrorist activity, and instead educate them at our expense? How is it that when a former Hamas leader calls for a “global day of jihad,” Americans thousands of miles away— especially young Jews—have to brace themselves for it?

George W. Bush once said his war strategy in the Middle East was to “fight them over there so we do not have to face them in the United States of America.” If the pro-Palestinian protests of the last several weeks across Europe and the United States are any indication, that strategy does not seem to have aged well, thanks in part to immigration policies that verge on madness. Hundreds of thousands of American Jews have relatives and ancestors who fled Jew-hatred in countries like Iran, Egypt, Libya, and Iraq, where their families lived for centuries. The idea that Jews now willingly support importing those same murderous hatreds to America defies belief.

In a moment when American Jews seem to be asking themselves many new questions, immigration is certainly a good place to start. Where is the progressive and enlightened America that supporters of open borders promised? Is it possible mass immigration has not been an unalloyed good? Could it be that importing people who do not share the values of our nation was perhaps a risky experiment—especially for vulnerable minorities such as Jews?

In a recent piece in The Atlantic, David Leonhardt argues that if we want to have an immigration policy that serves our national interest, we must move away from the trope that more immigration is always better, and instead begin by asking not only how many people we should be admitting, but also who we want to make our fellow citizens. As a people who have always celebrated rational inquiry, Jews should be at the forefront of this effort—especially now that we have seen the consequences of avoiding uncomfortable questions.


Julia Hahn is a Jewish American writer and former deputy White House communications director.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


To replace Santos, NY GOP taps Ethiopian-born, Orthodox IDF veteran

To replace Santos, NY GOP taps Ethiopian-born, Orthodox IDF veteran

ANDREW BERNARD


Mazi Melesa Pilip is a “remarkable candidate,” said Matt Brooks, CEO of the Republican Jewish Coalition, in an endorsement.

.

Mazi Melesa Pilip. Source: YouTube/CBS News New York.
.

New York Republicans selected Mazi Melesa Pilip, an Ethiopian-born, Orthodox Jew and Israel Defense Forces veteran, on Thursday to run for New York’s 3rd Congressional District.

A current Nassau County legislator, Pilip is running for the seat that Republican Rep. George Santos held before being expelled from the U.S. House of Representatives, on Dec. 1, following federal criminal indictments for fraud. It was also revealed that Santos had fabricated his backstory, including his supposed Jewish heritage.

Santos’s inventions stand in dramatic contrast with Pilip’s real-life biography. Born in Ethiopia, she emigrated to Israel as a refugee in 1991 as part of an Israeli operation to airlift Ethiopian Jews. She served in the IDF as a paratrooper before moving to the United States with her husband and becoming a U.S. citizen. A mother of seven, Pilip was first elected to the Nassau County legislature in 2021.

The New York 3rd district special election holds national significance, given how narrowly Republicans control the House. Following the expulsion of Santos, House Speaker Mike Johnson (R-La.) wields an eight-seat, fractious majority. 

“Winning this battleground seat is critical to maintaining the GOP majority in the House of Representatives,” Matt Brooks, CEO of the Republican Jewish Coalition, said in a statement. He endorsed Pilip, whom he called “a remarkable candidate whose strength of character and firm principles are clear to anyone who looks at her life story and her work.”

NY-03 was one of several Republican pickups in New York in the 2022 midterms, though Pilip will face a difficult challenger in the Democratic nominee, Tom Souzzi, who previously held the seat and has been a figure in Long Island politics for decades.

The special election will be held on Feb. 13.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com