Archive | 2023/12/25

Dziesięć podstawowych faktów na temat wojny z Hamasem, o których media nie mówią


Dziesięć podstawowych faktów na temat wojny z Hamasem, o których media nie mówią

Elder of Ziyon
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


Oto dziesięć podstawowych faktów na temat tej wojny, o których media nie chcą wspominać:

1. Konflikt jest starszy niż Izrael i starszy niż syjonizm. Arabowie pogardzali Żydami od czasów Mahometa.

Koran zawiera motywy mówiące, że Żydzi – jako całość – są „zabójcami proroków”; i że nie można im ufać, że nie dotrzymają swoich zobowiązań w porozumieniach.

Żydzi jemeńscy napisali w XII wieku list do Majmonidesa, prosząc o radę, jak sobie poradzić z prześladowaniami. Jego odpowiedź zawierała bardzo ostrą krytykę tego, jak Arabowie traktują Żydów w całym świecie arabskim i muzułmańskim.

Kinot” – zawiłe wiersze recytowane w Tisza B’Av, żydowski dzień postu, który przypominają o wielu historycznych tragediach – obejmują ucisk Żydów przez Arabów. Niektóre społeczności, takie jak tunezyjskie i marokańskie społeczności żydowskie, wieki temu napisały własne kinot o pogromach i atakach na swoje społeczności.

XIX-wieczni podróżnicy po Bliskim Wschodzie często zauważali, że najgorszą obelgą, jaką Arab może rzucić drugiemu, jest nazwanie go „Żydem”.

Wszystko to miało miejsce przed współczesnym syjonizmem. 

Arabowie nie nienawidzą Żydów ze względu na Izrael. Nienawidzą Izraela z powodu Żydów. I cała ta rozmowa o „Nakbie” lub „okupacji”, lub „apartheidzie” to wymówki dla arabskiej nienawiści stworzone po fakcie, nie zaś jego wyjaśnienia.

2. Nie można zakładać, że strona palestyńska jest racjonalna. Ich sposobem myślenia kieruje mentalność honoru/hańby, która jest ważniejsza niż to, co w sumie najlepsze dla Palestyńczyków.

Mentalność honoru/hańby to szerszy temat, niż mógłbym opisać w tweecie, ale w skrócie oznacza to, że w niektórych społeczeństwach panuje kultura hańby (na większości Wschodu), a w innych kultura poczucia winy (na większości Zachodu). W kulturze hańby należy zrobić wszystko, aby uniknąć hańby (stąd „zabójstwa honorowe” kobiet, które hańbią ich ojców/mężów).  W kulturze poczucia winy ludzie biorą osobistą odpowiedzialność za swoje czyny, w kulturze hańby winny stara się ukryć swoje haniebne czyny. 

Każdy lubi projektować swoje własne uczucia i postawy na innych; w końcu powiedziano nam, abyśmy postawili się w sytuacji innych zanim ich ocenimy. Jednak te dwa systemy są sobie całkowicie obce i obie strony nieustannie przypisują sobie wzajemnie własne sposoby myślenia.

Samo istnienie Izraela jest poważnym źródłem poczucia hańby. Niewielka liczba Żydów, których przez wieki wyśmiewano jako słabych i gorszych, pokonała Arabów w jednej dziedzinie, z której są najbardziej dumni: na polu bitwy. Dlatego rok 1948 był „nakbą” katastrofą dla świata arabskiego, a nie kolejną z jego wielu porażek militarnych. Mogli sobie poradzić z pokonaniem przez chrześcijan, ponieważ chrześcijan było niewątpliwie wielu i byli potężni, ale Żydzi? Hańba jest niezmierna. Jedynym rozwiązaniem jest całkowite zniszczenie Izraela.

Dobre jest to, że można zmienić taką postawę. ZEA, Bahrajn i do pewnego stopnia Maroko zdołały spojrzeć na Izrael jako na stały element i naród, z którym mogą współpracować dla obopólnych korzyści  – następstwem zetknięcia się poczucia hańby z poczuciem winy jest myślenie w kategoriach gry o sumie zerowej kontra obie strony wygrywają. Ale Palestyńczycy umocnili się w dewastującej kulturze hańby i dla nich każdy zamordowany przez nich Żyd pomaga przywrócić im utracony „honor”.

Palestyńskie poczucie hańby jest wypaczone. Można by pomyśleć, że ogromna ilość pomocy trafiającej do Palestyńczyków byłaby źródłem poczucia hańby – nikt nie chce być stałym odbiorcą dobroczynności – ale przedstawiają to jako zadośćuczynienie, jakie świat jest im winien za niesprawiedliwe pozwolenie na istnienie Izraela. 

Podobnie można by pomyśleć, że pozwolenie tak wielu Palestyńczykom na pozostawanie bezpaństwowcami przez 75 lat byłoby źródłem hańby dla świata arabskiego, ale oni uważają to za „utrzymywanie sprawy palestyńskiej przy życiu”. Powoduje to niewypowiedziane cierpienia milionów Palestyńczyków, ale jest przedstawiane jako działania dla ich własnego dobra.

A normalni Palestyńczycy nie mogą publicznie narzekać na to złe traktowanie bez pokazywania, że istnieją między nimi publiczne podziały i spory, co samo w sobie byłoby źródłem hańby. Muszą udawać, że są zjednoczeni i to jest jeden z powodów, dla których najbardziej skrajne partie trafiają na szczyt: każdy, kto jest umiarkowany, jest przedstawiany jako sprzedajny, syjonista, słabeusz, a to jest źródłem hańby.

3. Ta sama mentalność honoru/hańby oznacza, że kłamstwo jest dopuszczalne – a nawet obowiązkowe – gdy prawda jest zawstydzająca. 

Kłamstwo to podstawowy sposób radzenia sobie z hańbą, gdy nie ma innego wyjścia. Przyznanie się do niepowodzenia lub porażki jest największą hańbą, dlatego muszą napisać na nowo historię, a nawet wypaczać bieżące wydarzenia, aby ją wyeliminować.

Większość Palestyńczyków nie przyznaje się do chęci mordowania żydowskich kobiet i dzieci – wymyślają więc historie, że tak naprawdę ich ofiary zostały zamordowane przez Izrael. Hamas nie chce przyznać, że zginęło tysiące jego bojowników, więc nazywają ich wszystkich cywilami i próbują przenieść tę hańbę na Izrael. Te kłamstwa są nieodłączną częścią świata palestyńskiego (oraz egipskiego/jordańskiego/syryjskiego) i nie jestem nawet pewien, czy ludzie, którzy wygłaszają te kłamstwa, w ogóle potrafią odróżnić prawdę od kłamstw. To część ich sposobu myślenia.

4. Według sondaży Palestyńczycy są najbardziej antysemicką grupą na Ziemi. Nie „antysyjonistyczną” – antysemicką. 

Patrz ADL Global 100 Survey (93%)  oraz Pew 2010 (97%)

5. Wojna miejska jest najtrudniejsza ze wszystkich wojen. Rozbudowany system tuneli w Gazie sprawia, że jest to prawdopodobnie najtrudniejszy wojna w historii. 

Zobacz Modern War Institute w West Point oraz “Haaretz”.

6. Jeśli Hamas przetrwa wojnę, będzie to poważny cios dla wolności całego świata zachodniego.

Przetrwanie Hamasu byłoby zwycięstwem Bractwa Muzułmańskiego, które zyskałoby na sile w stosunkowo umiarkowanych państwach arabskich, takich jak Egipt i państwa Zatoki. Mogłoby to zdestabilizować te państwa, co miałoby poważne konsekwencje. 

Iran inwestuje także w przetrwanie Hamasu, gdyż z jego perspektywy stale zdobywa wpływy (i otacza Izrael) swoją „osią oporu” obejmującą Hezbollah, Syrię i Huti. 

Skoro już o tym mowa, groźby Huti dla szlaków żeglugowych na Morzu Czerwonym to kolejne zagrożenie bezpośrednio powiązane z przetrwaniem Hamasu.

Hamas został już przyłapany na spiskach terrorystycznych w krajach zachodnich. 

Zachodu (i umiarkowanych państw arabskich) po prostu nie stać na to, aby Hamas przetrwał.

7. Jedynym zwycięzcą, gdy giną cywile w Gazie, jest Hamas. 

Jedną z głównych broni Hamasu w tej wojnie jest przedstawianie Izraela jako agresora i stronę niemoralną. Hamas został przyłapany na kradzieży pomocy humanitarnej, strzelaniu do własnej ludności i celowym umieszczaniu swoich celów wojskowych wśród cywilów i pod ich domami. Jego bezduszne lekceważenie życia własnej ludności jest jasne, ale zachodnie media bagatelizują to, prawdopodobnie dlatego, że nie chcą być oskarżane o „islamofobię” przez pokazywanie tego, jak mało Hamas troszczy się o własnych cywilów.

Jednak jest to oczywiste. Palestyńskie podręczniki i programy telewizyjne uczą, że „męczeństwo” jest ich najwyższą aspiracją. Werbują dzieci do walki. Ich obozy letnie to szkolenia paramilitarne dla dzieci, nie tylko nastolatków. Martwi cywile, zwłaszcza dzieci, stanowią główne elementy ich strategii public relations.

8. Cała strategia wojenna Hamasu opiera się na tym, że Izrael nie chce zabijać cywilów i jest gotowy zrobić wszystko, by chronić izraelskich cywilów. Krótko mówiąc, Hamas uważa moralność Izraela za jego najsłabszą cechę.

W poprzednich wojnach Izrael wykraczał poza wymagania prawa międzynarodowego, aby chronić cywilów wroga. Cytat z dwóch wojskowych ekspertów praw wojennych:

W opinii Autorów używanie wojny prawnej przez wrogów Izraela kształtuje, świadomie lub nie, interpretację i stosowanie LOAC [Law od Armed Conflict] przez Izrael. W szczególności Izrael przyjął włączające podejście do prawa do statusu chronionego, w szczególności statusu cywilnego. Przykłady obejmują stanowisko Izraela w sprawie wątpliwości, traktowanie przez Izrael nie dobrowolnych tarcz jako cywilów, którzy nie biorą bezpośredniego udziału oraz pogląd, że osoby, które ignorują ostrzeżenia, zachowują swój status cywilny. Chociaż takie stanowiska mogą wydawać się sprzeczne z intuicją w przypadku państwa, które stawia czoła wrogom, którzy wykorzystują chroniony status dla celów wojskowych lub innych, takie stanowiska dobrze nadają się do przeciwdziałania poleganiu wroga na wojnie prawnej. Pod tym względem izraelskie interpretacje LOAC w rzeczywistości wzmacniają jego pozycję na poziomie operacyjnym i strategicznym pomimo wszelkich strat taktycznych. W wielu przypadkach IDF narzuca ograniczenia, które wykraczają poza wymagania LOAC.  

Izrael wydał miliardy na schrony i systemy obrony przeciwrakietowej. Wymienił 1000 więźniów na jednego porwanego zakładnika. Prawdopodobnie zaszkodził własnemu bezpieczeństwu, nie uderzając wystarczająco silnie w poprzednich wojnach.

W tej wojnie Izrael nadal przestrzega prawa międzynarodowego, podobnie jak w przeszłości, choć teraz jego celem jest całkowite zniszczenie Hamasu. Jednak Hamas zbudował swoją strategię obronną w oparciu o wcześniejsze obawy Izraela dotyczące public relations i niechęci do atakowania kluczowych stanowisk Hamasu na obszarach cywilnych. Dlatego Hamas celowo zbudował swoją kluczową obronę za cywilami, w szpitalach (zobacz filmy wideo z szpitala Kamal Adwan z ostatnich kilku dni, pokazujące uzbrojonych terrorystów przebranych za cywilów i broń ukrytą na OIOM-ach dla noworodków). I oczywiście porwał zakładników, by nakłonić Izrael do uwolnienia morderców i innych terrorystów. Hamas zbudował cały swój system obronny w sposób maksymalizujący straty wśród własnej ludności cywilnej, jeśli Izrael zaatakuje sam Hamas.

9. Palestyńczycy – Zachodni Brzeg i Gaza, Fatah i Hamas – w przeważającej mierze popierają mordowanie Żydów. Ogromna większość poparła najbardziej ohydne konkretne ataki terrorystyczne. I w przeważającej większości nie popierają rozwiązania w postaci dwóch państw, chyba że jako etap do zniszczenia Izraela.

Poparcie dla terroryzmu w ujęciu abstrakcyjnym zawsze wahało się w granicach 45–60%; poparcie dla konkretnych ataków terrorystycznych zawsze było ogromną większością 3-1 lub 4-1. … 84% poparło masakrę w Mercaz Harav w 2008 r., 77% – samobójczy atak z 2008 r., w wyniku którego zginęła kobieta w Dimona, 80% poparło falę ataków nożowych w 2014 r., w tym zabójstwo czterech rabinów w Har Nof.

Wszystkie źródła znajdują się w tym poście.  

10. IDF jest profesjonalną armią. Nie działa z zemsty czy wściekłości. Każdy jej ruch jest dokonywany w konkretnym celu wojskowym, a każdy atak ma konkretny cel wojskowy.

Tak wiele artykułów w mediach twierdzi, że Izrael działa w ramach „zemsty”. Armie nie działają w ten sposób, chyba że są dowodzone przez dyktatorów. 

IDF, jak każda profesjonalna armia, ma system praktyk i procedur. Ma więcej prawników biorących udział w każdej operacji niż jakakolwiek inna armia. 

Jednak główne media fałszywie twierdzą, że Izrael marnuje zasoby na ataki na cmentarze lub budynki cywilne, które nie mają celów wojskowych. Absurdem jest sądzić, że wszystkie te warstwy biurokracji akceptowałyby skoordynowane, kosztowne operacje tylko po to, by zachowywać się jak małe dzieci.

Zobacz tutaj oraz tutajgdzie są dwa przykłady tego, jak „New York Times” nie rozumie nawet podstaw działania wojska.

I zauważcie, że zdecydowana większość ludzi z rzeczywistym doświadczeniem na polu bitwy nie ma nic poza pochwałami dla sposobu, w jaki Izrael prowadzi tę wojnę. Krytycy to ludzie, którzy nie mają pojęcia o działaniu armii.


Elder of Ziyon – blog amerykańskiego badacza nad antysemityzmem w mediach i organizacjach.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


The Global Empire of Palestine

The Global Empire of Palestine

LEE SMITH


The Palestinians have something better than a state. They have the backing of today’s worldwide power brokers.

.
Greta Thunberg at a climate march in Amsterdam, Nov. 12, 2023
ROGER ANIS/GETTY IMAGES

Polls showing that Palestinians in the West Bank as well as Gaza continue to celebrate and support Hamas, with nearly 75% backing the Oct. 7 massacre that killed 1,200 in southern Israel, would seem to dash U.S. policymakers’ hopes of gaining momentum toward establishing a Palestinian state.

But for the Palestinians, that’s irrelevant. Why should they bother with arduous negotiations leading to compromise over two noncontiguous plots of land when they already have something far greater and much rarer? Empire.

The ongoing marches around the world to “flood” Western cities, college campuses, and government office buildings, and halt traffic on major arteries and thoroughfares in support of Hamas, are evidence that the Palestinians have managed to create something much loftier than a mere political arrangement of institutions and offices that would make them no different from the 193 members of the United Nations. With Oct. 7 representing the high-water mark of their long campaign against the Jews, and Americans, the Palestinians have called forth from the nations those who are ready to awaken and celebrate the new spirit of the age.

Since Oct. 7, pro-Palestinian protesters—Arab and Muslim immigrants joined by locals—have filled the streets of European and North American cities with crowds of thousands, tens of thousands, and hundreds of thousands in Berlin, Washington, Stockholm, Paris, Toronto, Oslo, Chicago, London, Rome, Los Angeles, and others. In Glasgow last week, they shut down a Zara’s outlet because, according to pro-Palestinian activists, the retail giant’s advertising campaign featuring mannequins wrapped in white cloth resembled dead Gazans. Students at Harvard University can’t study in Widener Library or walk to class without being confronted by mobs calling for Israel to be emptied of Jews “from the river to the sea.” It’s as bad or worse at other elite universities.

By continually ‘revitalizing’ the Palestinians, the stewards of global affairs have engendered something that by definition cannot survive in nature on its own: a society that celebrates death as its highest value.

In New York City, large crowds of demonstrators waving Palestinian flags besieged the Rockefeller Center Christmas tree-lighting ceremony, fought with police, and harassed tourists, then moved down Fifth Avenue and defaced stores with pro-Palestinian, anti-Israeli, and antisemitic graffiti. At Grand Central station, commuters and tourists are greeted regularly by large mobs masked in black-and-white keffiyehs and draped in other resistance styles enacting their version of “intifada.” Thousands marched across the Brooklyn Bridge and hoisted Palestinian flags a stone’s throw from a mass grave holding the remains of 2,753 people killed by terrorists who claimed the Palestinian cause as their motive for murdering Americans.

With the intifada globalized, and millions from West to East—from the dispossessed of the Southern Hemisphere to privileged Scandinavians—stirred by similar furies, it’s like an end-of-times World Cup parade every day. Supporters cheer their champions, the world’s team, the Goliath that kidnapped, raped, executed, and beheaded children.

The protesters’ goal is hardly a two-state solution or any other dispensation likely to bring peace to both peoples. Rather, the cease-fire they’re calling for is a tactic to strangle Israel’s war effort and thereby empty the Jewish state of Jews. If the Israeli government can’t establish a buffer zone between Gaza and the southern areas attacked on Oct. 7, as well as the northern towns and kibbutzes within Hezbollah’s range, the hundreds of thousands of Israelis who have relocated to the center of the country cannot return home. With Iran-backed terrorists using Oct. 7 as a precedent to redraw Israel’s borders in cooperation with U.S., EU, and U.N. bureaucrats, the country will be shaved at the edges until all of it becomes uninhabitable.

The Biden administration’s post-Hamas reconstruction plans imagine that, as Vice President Kamala Harris told Palestinian Authority (PA) President Mahmoud Abbas, a “revitalized” PA will take over Gaza. But that will hardly pacify the Palestinians or their impassioned supporters around the globe. In fact, Abbas’ men, manifestly unpopular in Gaza and especially the West Bank, will have to meet the expectations created by their rivals’ Oct. 7 assault if they hope to survive the intra-Palestinian contest for power that is sure to ensue.

The salient fact is that the crushing military defeat suffered by the Palestinians will hardly matter, as long as the world’s one superpower—alongside Europe and the Gulf Arab states—stand ready to rebuild whatever Israel destroys. By continually revitalizing the Palestinians, by giving them new life, the stewards of global affairs have engendered something that by definition cannot survive in nature on its own: a society that celebrates death as its highest value. The Palestinians claim that it is their perseverance and faith, their willingness to suffer great losses, that ensures their ultimate victory. But the source of their steadfastness—their ability to replenish their arsenal and refurnish their tunnels and other military infrastructure—is, in fact, a luxury repeatedly afforded them by the U.S. and its European partners. Had world powers simply allowed Israelis and Palestinians to make war, the party of permanent resistance would have had two choices—change radically or perish entirely.

Instead, having immolated themselves and their children many dozens of times in their efforts to burn down Israel, the Palestinians have again been led back across the river of death. Their escorts past and present—from the Soviet Union and its Eastern bloc allies to Europe and the United States as well as the Gulf States and Iran—have employed them in the way minor actors have typically been used throughout the history of the Levant: as assets in the great game of nations.

But no power had ever thought before to preserve a culture so devoted to death that its highest purpose is to extinguish itself in the service of killing others. No one before had means or the motive to do so.

Now, however, something new has been brought into the world, something monstrous.

All the wretched of the earth have attached their hopes and grievances to the Palestinians not because Hamas and the PA, Islamic Jihad, Hezbollah, and others are indigenous underdogs resisting the colonialist war machine, or stalwart subalterns on a campaign for universal liberty. Rather: Terrorists, criminals, psychopaths, and fantasists from every part of the globe have grafted themselves on to the Palestinian cause because the most basic laws of nature have been revised to accommodate it. The Palestinian cause gives hope to each of these groups—hope that their own nihilistic and murderous ambitions could win world favor as well. And they have.

Under the rules set by great powers to govern the Israeli-Palestinian conflict, anything is possible. Losing is winning. Crime is justice. Rape is love. Death is life. These are the slogans of the new spirit of the age, the dawning of the Empire of Palestine.

Analysts have compared the Oct. 7 massacre to the 1973 Yom Kippur war, another massive failure of Israeli intelligence to read its enemies’ intentions and capabilities. But the more relevant historical date is Sept. 5, 1972, when Palestinian terrorists raided the dormitories housing the Israeli Olympic team at the Munich games. The Palestinians held 11 Israeli coaches and athletes hostage, then tortured and killed them, and mutilated their corpses.

The Palestinian terror group responsible for these atrocities, Black September, was named after the Jordanian campaign that expelled the Palestinians a year earlier after they failed to overthrow the Hashemite kingdom. Black September was a cutout for Fatah, the largest faction in the Palestinian Liberation Organization (PLO). The false front let Western governments deny PLO chairman Yasser Arafat’s involvement in terrorism in order to deal with him because of his involvement in terrorism.

Forced to relocate to Lebanon, Arafat saw that the only way to break out of a doomed cycle of local conflicts was to internationalize his war and turn Palestine into a global cause.

Staging its debut on the front line of the Cold War was a shrewd choice. The Soviets had armed and trained the Palestinians as local proxies for their regional conflicts, but Arafat wasn’t satisfied to be just part of the play within the play of the larger superpower struggle. In Germany, he made the Palestinians stars on live television.

Equally important was the German angle. The Munich Olympics, held in the birthplace of the Nazi Party, marked the country’s return to the society of civilized nations. That Germany was divided underscored its kinship with the Palestinians in one crucial respect—both were losers in big wars they’d forced on their opponents and that consequently shattered their own societies.

Yet conveniently for the Germans, and all of Europe, the Palestinians’ foes were the surviving witnesses to their fathers’ crimes. Arafat couldn’t entirely blot out what the Europeans had done, but he made himself a mirror for their self-pity that allowed them and today their children to recast their legacy in gentler hues. Is it not true that the grays are subtler in a world where the Nazis’ victims victimize the Palestinians? What constitutes a great crime when everyone is a criminal?

Europe was tested. Munich and its aftermath showed that even before a single generation had passed, their vows were hollow, their honor a fraud. You could kill Jews in a live broadcast to hundreds of millions of people, and the great men of Europe would arrange the assassins’ passage to safety.

By promoting the Palestinians’ cause, the Europeans joined them in creating the prototype of “Third World man.” The collaboration served the narcissism of Western elites, and the political ambitions of the Western-educated elites of the decolonized world who weaponized their resentment to extract money and arms from their onetime overlords. A century removed from the apex of their strength, and their will to defend a civilization built by better men long depleted, Western elites’ self-image is sustained by Third World man. By attributing to Westerners responsibility for his suffering, Third World man fathoms the reservoir of their once formidable power and hints they may again someday be replenished. Accordingly, the Soviets used the Palestinians for the same reason street gangs employ children to commit felonies: Western elites do not punish those who commit crimes for which they blame themselves.

In March 1973, the Palestinians kidnapped and executed two American diplomats in Sudan, Ambassador Cleo Noel and Deputy Chief of Mission George Curtis Moore. The Nixon administration knew that Arafat had ordered their assassinations, but the president’s top foreign policy aide overlaid U.S. foreign policy with a European perspective in which small neighboring states exchange pieces to obtain a permanent balance of power. Losing two foreign service officers was regrettable, but Henry Kissinger’s priority was moving Egypt from the Soviet column to America’s, and Israel’s victory in October 1973 secured Kissinger’s. And yet with the failure to repay Arafat for killing Americans—Noel and Moore’s State Department colleagues said Kissinger had simply forgotten them—the unraveling began. By acclimating themselves to terror, the Americans incentivized it.

Days after the murders in Khartoum, Arafat’s agents set off three bombs, unsuccessfully, in New York City that had been timed to explode during a visit by Israeli Prime Minister Golda Meir. In September 1974, Black September brought down a passenger plane flying from Tel Aviv to New York, with stopovers in Athens and Rome, killing all 88 people aboard, including 37 Americans.

Nonetheless, Arafat was welcome in New York two months later when he carried a gun to the U.N. and threatened more war unless the world appeased his band of stateless brigands. The august body recognized the PLO as the sole representative of the Palestinians as well as their right to self-determination, national independence, and sovereignty in Palestine. The Palestinians had won entry into the community of nations by killing Jews.

A year later, the Europeans again rewarded the Palestinians for unburdening them of their guilt when the U.N. General Assembly passed Resolution 3379, designating Zionism as a form of racism. Among all the world’s national independence movements, the nationalism advocated by the survivors of the Holocaust was uniquely racist. It seemed that the U.N.’s only purpose was to consecrate Third World man and condemn the Jews. Thanks to Arafat, the world had turned reason on its head.

“The Americans have to remember that unless Palestinians achieve something,” said Arafat, “they will face the typhoon.” Bill Clinton blamed him for rejecting his proposals for a two-state solution, but the Palestinians saw through his gambit. The sticking point wasn’t the right of return, never mind land swaps and border demarcation. What the Americans had in mind struck at the essence of what the Palestinian cause had come to represent.

Had any nation-state pursued the Palestinians’ decadeslong tactics, they would have been committing themselves to war. But with no capital to seize, no industrial centers to destroy, the Palestinians were accountable to no one. Clinton wanted to change that with statehood, and Arafat fooled those who wanted to be fooled that he wanted the same.

Instead, the Palestinians pocketed the Americans’ money to fund a military aristocracy, a black-velvet painting version of Sparta whose kings were pampered, pot-bellied assassins in off-the-rack Muslim Brotherhood suits. Maybe at one time the Palestinian cause was just to drive the Jews into the sea, but then what? With more than 8,000 square miles of sand where the State of Israel once was, what was the next move?

A state would have required the generalship of hard and cynical men, men whose ambitions were sharply limited by the work it would take to make things function every day. But after so much fantasy, it was too late for that. Besides, the world would continue to pay the Palestinians what they needed to flourish. What was once a political movement became a mode of existence, not a death cult but rather a permanent exhibition of death in life.

The Oct. 7 massacre was savage, like the murder of the Israeli Olympians was savage. But the Palestinians are not savages. They’re not the North Sentinel Islanders, who want no part of civilization and anyone who approaches their shores is met with a hailstorm of deadly arrows. Third World man, by contrast, feeds off civilization. The Palestinians can barely manage to kill anyone besides themselves without the resources donated by foreign powers. One-fifth of Hamas’ homemade rockets misfire and kill Gazan civilians. But more important than arms and technology is Western vanity, the source of Third World man’s magic.

With his 1984 masterwork, Political Ponerology: The Science of Evil, Psychopathy, and the Origins of Totalitarianism, the late Polish psychiatrist Andrzej Łobaczewski sought to explain “the general laws of the origin of evil.” The bulk of post-Holocaust historical, clinical, and journalistic research argues there is nothing remarkably evil about those who commit atrocities. Most are just ordinary people caught up in a bureaucratic hierarchy doing what they believe to be their duty, even if they question its rectitude. This interpretation is famously captured by Hannah Arendt’s phrase describing Adolf Eichmann as an embodiment of the “banality of evil.”

Łobaczewski’s conclusion cut against the grain. He argued that what he called macrosocial evil is the function of pathologically evil individuals. They disguise their true ambitions for power, wealth, and notoriety behind ideology, using terms like “social justice” which are vague enough to convey the righting of wrongs, to animate social movements united by grievance. Inside these movements, genuine psychopaths and those who adapt most easily to a pathological order rise to positions of power and influence. Evangelizing on behalf of deviant and destructive causes and desecrating, or criminalizing, what is true, beautiful, and natural, in turn lays waste to social structures, institutions, industries, entire nations. The rise of the Empire of Palestine represents this pathological process on a global scale.

It was only a matter of time before the mutation forged by serial revivals of a pathological society jumped cultures and began to infect those billed for reanimating the Palestinians—Americans. In a recent poll, 51% of Americans between the ages of 18-24 expressed their belief that the Israelis should be forced to abandon their country and give it to Hamas. Fifty-one percent shows that what’s driving the numbers at the pro-Hamas rallies isn’t just the failure of Western officials to close their borders to Middle Eastern populations unwilling to shed the pathological racism and political scapegoating of their homelands. No, their ideas preceded them, and prepared the way for their arrival.

“We regard the U.S. government as the controlling force of neocolonialism, imperialism, and racism, and we have no doubt that the U.S. employs Israel to spearhead its strategy of domination in the Middle East,” said Arafat in the middle of the Cold War, slogans echoed today across the great cities of Europe and North America. Decades later, Barack Obama replayed the same message back through the U.N. to announce that America was switching sides and enlisting its resources to advance the cause of death.

With less than a month left in office, Obama strong-armed U.S. allies to push through U.N. Security Council Resolution 2334, holding that Israel illegally occupied the West Bank and East Jerusalem, including historical Jewish religious sites—a position that no American government had ever taken. Critics at the time noted that the resolution signaled the United States had adopted the position of the Arab rejectionist camp. But the real issue was even more serious—after all, the Arabs rejected not only Israel but also reality. The fact that so many European nations seconded Obama’s effort to reverse the outcome of a war decided in 1967 is evidence not of its moral probity but rather that the president had committed America to global leadership of a malignant fantasy. The “great euthanizer” had inverted the historical and moral order.

To the literal-minded, and others who do not yet recognize the character of the pathologies ushered in with the age of the Empire of Palestine, it may seem bewildering, for instance, to see LGBTQ+ organizations demonstrating on behalf of a Hamas triumph. But Queers for Palestine don’t need to be told how Hamas actually deals with queers in Gaza and the West Bank. That’s irrelevant. In the Empire of Palestine all difference is transcended. It’s not a place, it’s a spiritual principle guided by the inversion of reality and governed by the equation 2+2=5.

Few in the climate change movement could have been surprised to hear Greta Thunberg express her desire to “crush Zionism.” In her strident warnings of catastrophic global climate change and the end of humanity, the Empire of Palestine has always been the subtext, a land of chaos and confusion, an inverted Eden in the desert presided over by an unforgiving earth goddess.

The Empire of Palestine is an aesthetic convention. It’s an “open-air prison” and “the Riviera of the Levant.” It’s a forgery. A postcard from the continent of unreason.

Climate millenarianism, the mass replacement of native populations, the government-sanctioned sterilization of children—everywhere you look the mark of civilizational suicide is on the horizon as Western elites assemble under the imperial banner. Flown in European capitals and university campuses, it represents the longings of a powerful faction within the West of those exhausted by life and wanting one last time to feel something like life coursing through their veins as they await the cleansing fire, redemption culminating in the coup de grace.

It was inevitable they, too, would stand against the Jews, who have chosen life over death.



Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


The making of sadistic terrorists: An interview with Mordechai Kedar


The making of sadistic terrorists: An interview with Mordechai Kedar

Caroline Glick


As more and more evidence comes out about the inhumane and sadistic actions of Hamas on Oct. 7, the main question is what drives Hamas? What stands behind its cruelty? Is this mindless bloodshed, or are rape and pillage part of a systematic war strategy?

In short, the answer is jihad. Caroline’s guest, Arabic scholar Professor Mordechai Keidar explains the details.

Don’t miss this discussion.
.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com