Grupa Izraelczyków świętuje, gdy helikopter przewożący zakładników uwolnionych ze Strefy Gazy ląduje na lądowisku dla helikopterów Centrum Medycznego dla Dzieci Schneider w Petah Tikva w Izraelu. AP
Odzyskanie romantyzmu naszej sprawy
Daniel Greenfield
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska
Romantyczność sprawy jest bardziej przekonująca niż argumenty na rzecz jej moralności.
„Weź muszkiet do ręki i daj mi mój miecz” – błaga francuski żołnierz swojego towarzysza w Dwóch grenadierach. Wyobraża sobie, że jego ciało zostanie pochowane w oczekiwaniu na powrót Napoleona z niewoli. „Wtedy mój cesarz przejedzie po moim grobie, miecze będą szczękać i błyskać; i powstanę z grobu, aby strzec mego cesarza”.
W muzycznych interpretacjach wiersza Heinricha Heinego w wykonaniu Schumanna i Wagnera ciemne tony ustępują dźwięcznym triumfalnym grzmotom Marsylianki, francuskiego hymnu narodowego, gdy wiara zmartwychwstałego żołnierza zostaje nagrodzona mesjańskim powrotem Napoleona i jego armii.
Obietnica Napoleona kontynuowania dzieła rewolucji francuskiej i „wyzwolenia” świata zainspirowała kult jednostki. Beethoven początkowo zadedykował swoją symfonię Eroica Napoleonowi. A słynny kompozytor nie był osamotniony w tej sprawie.
Niemieccy liberalni wielbiciele Napoleona ostatecznie podzielili się na nacjonalistów i radykałów. Ich kulturowi potomkowie stali się komunistami lub nazistami. Miliony ludzi dały się ponieść kultowi jednostki, który sprawiał, że masowe morderstwa wydawały się ekscytujące i efektowne. Ernst Hanfstaengl, członek amerykańskich elit, sprawił, że „Sieg Heil” rezonowało z harwardzkim skandowaniem na meczach piłkarskich: „Walcz, walcz, walcz!”
Dopóki nie zaczęły gromadzić się zbyt wielkie góry trupów, elity amerykańskie były zachwycone energią komunizmu i narodowego socjalizmu. Pisarze, muzycy, eksperci i politycy podziwiali Mussoliniego, Lenina, Hitlera i Stalina jako współczesnego Napoleona, który potrafi mobilizować do wielkich czynów. Rewolucje mające na celu obalenie porządku i przekształcenie świata zawsze były bardziej romantyczne.
I to nigdy się nie zmieniło.
Izraelczycy, podobnie jak Amerykanie, wpadli w szaleństwo kwestionowania moralności swojej sprawy, ale romantyzm sprawy zawsze przewyższa atrakcję jej moralności. Sprawa Ameryki i sprawa Izraela były znacznie bardziej popularne, gdy były romantyczne, niż gdy upierały się przy swoich moralnych racjach.
Moralność inspiruje niewielu ludzi. Kiedy musisz przekonywać o moralności swojej sprawy, przegrałeś.
Dlaczego tak wielu staje po stronie terrorystów islamskich w sprawie Ameryki lub terrorystów Hamasu w sprawie Izraela? Podobnie jak naziści czy komuniści, dżihadyści oferują bardziej romantyczną sprawę. Niektórzy z tych samych Amerykanów, którzy w latach trzydziestych XX wieku mogli zarazić się nazizmem, dziś przechodzą na islam i próbują przeprowadzać ataki terrorystyczne w Ameryce. Niektórzy udają się do Turcji, aby jechać dalej i spotkać się z ISIS.
Co ich przyciąga? Niektóre z tych samych rzeczy, które przyciągnęły ich przodków do rewolucji francuskiej, do Napoleona, do kolejnych radykalnych ruchów XIX wieku, do nazizmu i komunizmu, do partyzantki marksistowskiej, a następnie do islamskich terrorystów, którzy oferują romantyczną sprawę.
Tym, co przyciąga tak wielu mężczyzn i kobiet, nie jest moralność, ale podekscytowanie. Pasję, chwałę i gotowość oddania życia za sprawę można równie łatwo zamienić w zło, jak i dobro. Wielu ludzi jednak po prostu się tym nie przejmuje. Rewolucyjna energia burzenia wszystkiego będzie bardziej przemawiać, zwłaszcza do młodych i pełnych pretensji ludzi, niż obrona domu i ogniska domowego.
Przeciwstawianie romantyzmowi argumentów moralnych i racjonalnych jest daremne.
Dlaczego narzekamy, że zastrzelenie jednego handlarza narkotyków przez policjanta może doprowadzić tłum do spalenia wielu miast, ale kiedy handlarze narkotyków strzelają do siebie dzień po dniu, nic się nie dzieje? Tylko jedna z tych sytuacji pozwala swoim wyznawcom maszerować, wykrzykiwać hasła, ścierać się z policją i niszczyć mienie. Tylko jedna przedstawia narrację o niesprawiedliwości i odważnych ludziach przeciwstawiających się opresyjnemu systemowi.
Bohaterska narracja jest bardziej przekonująca niż fakty. Ludzie jednoczą się w sprawach, które sprawiają, że czują się dobrze, niekoniecznie tych, które są słuszne. A kiedy coś powoduje dobre samopoczucie, robimy to.
Genialnym posunięciem lewicy było umiejscowienie swojej sprawy jako nieustannej rewolucji, niekończącej się walki z uciskiem i mesjańskiej walki odkupieńczej o duszę świata. Lewica odwraca uwagę od faktu, że jest u władzy, znajdując nowych wrogów do walki: policjantów, koncerny naftowe, osoby nie uznające zmiany płci lub Żydów. Rodzi się nowa sprawa i rewolucja trwa.
Ameryka i Izrael były kiedyś sprawami rewolucyjnymi, ale kiedy znaleźliśmy się w defensywie, straciliśmy także kontakt z romantyzmem naszych spraw. Sprawy romantyczne są ofensywne. Obrona, chyba że jest ostatnią barykadą przegranej sprawy, nie jest romantyczna. Idąc za radą Pattona, ludzie lewicy nigdy nie bronią się, zawsze atakują. A konserwatyści zbyt często bronią się, a nie atakują, reagują zamiast działać i skłaniają wroga do ataku.
Lewica zasypuje swoich przeciwników obelgami, oskarżeniami i oszczerstwami. To stawia ich w defensywie. A potem, zamiast artykułować swoją sprawę, próbują uzasadnić swoje istnienie.
Pierwsza zasada debaty głosi, że obrona czegoś już jest częściowym ustępstwem. Dobry dyskutant zmusza drugą stronę do debaty na temat jego istnienia. Niemający rozeznania dyskutant nieustannie próbuje usprawiedliwić swoje istnienie, wprowadzając w ten sposób coraz większe wątpliwości co do tego, czy zasługuje na istnienie.
Kiedy Żydzi przekonują, że Izrael ma prawo do istnienia, tak naprawdę poddają tę kwestię pod dyskusję. Tymczasem nikt nie debatuje, czy „palestyńskie” państwa terrorystyczne mają prawo istnieć. Ich sprawa jest chwalebna i romantyczna, po części dlatego, że nigdy nie poddawali jej pod dyskusję.
W okresie Holokaustu Żydzi próbowali przekonywać, że mają prawo do życia. Argument ten został w większości przegrany i niewielu, z wyjątkiem garstki humanitarystów, w ogóle odczuło potrzebę jego podjęcia. Kilka lat później Żydzi założyli niepodległe państwo i pokonali najeżdżające armie arabskie.
Izrael był przez wielu znienawidzony, ale był także podziwiany i celebrowany jako sprawa romantyczna. Kraj wyrwany pustyni, zbudowany przez twardych pionierów i strzeżony przez pasterzy z karabinami na ramionach, był pełen chwały i inspirujący w sposób, którego nikt nie mógł zignorować.
Jednak amerykańscy Żydzi postanowili przywołać Holokaust: przedstawiając Żydów jako bezradnych i potrzebujących ratunku. Nie zwracano uwagi na historię Żydów, zwłaszcza syjonistów, stawiających opór i walczących. Po pokoleniach wykorzystujących Holokaust do nauczania tolerancji są zaskoczeni, że to nie zadziałało i że samo istnienie Żydów ponownie jest przedmiotem debaty.
Kiedyś Izrael zwykł podkreślać ryzykowną i rewolucyjną naturę kraju, osamotnionego i skłóconego z większą częścią regionu, ale jego narracja stała się defensywna. I im bardziej Izrael wyjaśnia, że nie jest „państwem apartheidu” ani ludobójcą, tym bardziej promuje te właśnie obelgi. Obrona własnej moralności jest, jak większość stanowisk obronnych, ostatecznie daremna i przegrywająca. Im bardziej będziesz się bronić przed oskarżeniem, tym bardziej będzie ono z tobą powiązane.
Tym więcej osób uzna, że musi być w tym ziarno prawdy.
Ameryka popełniła kilka podobnych błędów. Właśnie to, czego nauczono nas się wstydzić – budowanie kraju z niczego i jego obrona przed wszystkimi najeźdźcami – stanowi dużą część romantyzmu naszej sprawy. Lewicowe kampanie oszczerstw sprawiły, że nasze mocne strony wydają się naszymi słabościami. Próbujemy rozszerzać nasze zasady na wrogów, którzy chcą nas zniszczyć, uznając to za naszą siłę. Im bardziej wyjaśniamy, jak jesteśmy sprawiedliwi, tym bardziej poddajemy naszą sprawiedliwość pod dyskusję i oskarżamy siebie jako kraj opresyjny.
Romantyzm naszych spraw jest obecny w naszych historiach, wystarczy po niego sięgnąć. Jest obecny w opowieściach i legendach, które odrzuciliśmy jako przestarzałe i reakcyjne, zdyskredytowane przez „historyków” i wyszydzone jako części naszej przeszłości, od której powinniśmy się odwrócić.
To są źródła naszej siły i wyznaczają drogę do odrodzenia naszych narodów.
Ilu młodych Amerykanów naprawdę chce przeciwstawić się złu, a ilu odczuwa do niego pociąg, ponieważ nie widzą we własnym kraju żadnej sprawy, która poruszałaby ich i przyspieszała bicie serca? Kiedy ich własny naród przestanie inspirować, znajdą inspirację wśród swoich wrogów.
Są amerykańscy i izraelscy żołnierze oraz cywile walczący przeciw islamskim terrorystom, policjanci zabici przez krajowych terrorystów z BLM, a mimo to prawie nie znamy ich imion ani nie opowiadamy ich historii. Kiedy BLM krzyczy „powiedz ich imiona”, budują legendy. Są wśród nas herosi. Mamy sprawy, które zmieniły świat. Jednak nie potrafimy ich wyrazić.
Romantyzm sprawy polega na pasji zmiany istniejącego stanu rzeczy. Jeśli nie uda nam się wykorzystać tej pasji, by za wszelką cenę zmienić opresyjny stan rzeczy, przegrywamy.
„Najlepszym brakuje przekonania, a najgorsi pełni są żarliwej intensywności” – napisał Yeats. To nie musi tak wyglądać. Nie wystarczy argumentować, że nasza sprawa jest moralna. Musimy znaleźć w sobie pasję, aby przedstawić ją nie tylko jako obronę przed najgorszymi, ale także jako triumf najlepszych.
Jeśli nasze sprawy nie będą wydawać się chwalebne, nasi wrogowie sprawią, że będą wyglądać na haniebne.
Daniel Greenfield jest amerykańskim publicystą.
Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com