Archive | 2024/01/15

Każdy może być mordercą

Każdy może być mordercą

Harald Welzer
[ 31.05.2010 ]


Dostosowywanie własnego obrazu moralności do zmieniających się okoliczności to klucz do zrozumienia fenomenu “zwykłych” morderców

.

Piotr Buras: Pańska książka “Sprawcy. Dlaczego zwykli ludzie dokonują masowych mordów” należy do najbardziej pasjonujących, ale też najmroczniejszych, jakie zdarzyło mi się przeczytać. O makabrycznych zbrodniach dokonanych przez niemieckich rezerwistów w czasie II wojny światowej, niby się wie, ale przez ich drobiazgowe opisy trudno mimo wszystko przebrnąć. Czy pisanie takiej pracy może sprawiać w ogóle przyjemność?

Harald Welzer: Nie ukrywam, że ślęczenie miesiącami nad tymi źródłami było czynnością psychicznie wykańczającą. Ale napisanie tej książki w tak drastyczny sposób było konieczne. W tradycyjnych badaniach nad Holocaustem zawsze istniało coś w rodzaju nieformalnego zakazu dosłownego przedstawiania zbrodni. Symbolem grozy nazizmu był w nieco abstrakcyjny sposób obóz koncentracyjny w Auschwitz. Kto jednak chce zrozumieć, co powodowało ludźmi, którzy własnoręcznie dokonywali mordów, musi się do nich zbliżyć najbardziej, jak tylko się da. Nie mógłbym zrekonstruować motywacji ówczesnych aktorów, nie mówiąc jasno o tym, jak postrzegali rzeczywistość oraz co i jak dokładnie robili. Drastyczne opisy były więc niezbędne ze względów analitycznych, ale też estetycznych. To, że ta książka jest całkowicie amoralna, jest częścią strategii. Jakakolwiek ocena moralna wydana a priori byłaby nie na miejscu. Jeśli cały czas myśli się o tym, jak potworne były ich zbrodnie, to traci się z oczu fakt, że ich wykonawcy mogli widzieć to zupełnie inaczej. Holocaustem zajmowałem się długo już przed pisaniem “Sprawców…” i wydawało mi się, że wiem o nim niemal wszystko. Kiedy zabrałem się do tej książki, okazało się, że w dalszym ciągu nie rozumiem, jak normalni ludzie mogli w nim z takim zapałem uczestniczyć. I tego chciałem się dowiedzieć.

Tytuł ostatniego rozdziału brzmi “Wszystko jest możliwe”. Pański wniosek, że każdy człowiek nadaje się na masowego mordercę, jest wstrząsający.

– Dla mnie najbardziej szokujące było raczej odkrycie, jak łatwo ludzie potrafią nadać sens swojemu działaniu, nawet gdy w gruncie rzeczy uważają je z początku za niewłaściwe, złe lub sprzeczne z ich osobowością. Jeden z opisywanych przez mnie sprawców zeznawał, że umówił się z kolegą, że ten będzie zabijał matki, a on sam tylko ich dzieci. Jego zabójstwo zyskiwało w ten sposób “humanitarny” wymiar – życie bez matek mogłoby być przecież dla nich bardzo ciężkie. Słysząc to, człowiek dostaje gęsiej skórki. Ale patrząc trzeźwo jest to tylko próba nadania sensu zadaniu, które miał do wykonania. Dzięki temu mógł robić to, nie odnosząc żadnego psychicznego uszczerbku. Nawet kilkadziesiąt lat później ci ludzie nie mieli wyrzutów sumienia. Nie ma sytuacji, której człowiek nie byłby w stanie nadać sensu po to, by sobie z nią poradzić. Ten mechanizm jest fascynujący.

Ale czy naprawdę każdy jest do tego zdolny? Można by przecież sądzić, że to osobowość albo charakter człowieka predestynują go do zbrodniczych czynów?

– Już autorzy prowadzonych po II wojnie światowej badań nad psychologią sprawców zbrodni doszli do bardzo nieprzyjemnych wniosków. Nie ma żadnych cech związanych z pochodzeniem społecznym czy geograficznym, wyznawaną religią, warunkami socjalizacji, poziomem wykształcenia, a nawet płcią czy wiekiem, które pozwalałyby na skonstruowanie profilu typowego sprawcy. Masowi mordercy nie wyróżniają się niczym. Tym samym nie ma żadnej grupy społecznej ani typu osobowości, które byłyby immunizowane na niebezpieczeństwo ześlizgnięcia się jednostki na zbrodniczą ścieżkę. Psychologiczna analiza osobowości w tej sytuacji do niczego nie prowadzi. Masowe mordy to proces społeczny, w którym ludzie odnajdują swoje role. W momencie gdy je znaleźli, nie mają problemu, by w nim uczestniczyć. Odstępstwa od tej reguły to margines. Tylko jakieś 5 proc. stanowią patologiczni sprawcy, którzy z radością i sadyzmem oddają się sprawie. W warunkach Holocaustu mogli dać upust swoim skłonnościom. Drugie 5 proc. to ludzie mający skrajnie pacyfistyczne lub humanistyczne nastawienie, które w żaden sposób nie pozwala im na zabijanie. Te skrajne postawy są o tyle bez znaczenia, że istnieją one we wszystkich warunkach społecznych. Także dzisiaj jest jakieś 5-10 proc. ludzi, którzy pod względem psychicznym odstają od większości. Notabene sadyści i fanatyczni mordercy byli są dla oddziałów egzekucyjnych prawdziwym problemem. Masowe mordy to nie Hollywood, gdzie psychopatyczni zabójcy wynajmowani są do najgorszych zadań. W realnej rzeczywistości wojennej proces zabijania jest faktem społecznym, który rządzi się własnymi regułami i rytuałami. Chodzi w nim o efektywność, a nie realizajcę swoich fantazji. Fanatycy tylko go zakłócają.

Chce pan przez to powiedzieć, że najlepiej nadają się do tego zwykli śmiertelnicy? Większość sprawców twierdziła, że działała pod przymusem, bo odmawiając rozkazu, ryzykowaliby własnym życiem.

– To mit. W Einsatzgruppen obowiązywał rozkaz, zgodnie z którym członkom batalionów pozostawiano wolną rękę, czy chcą uczestniczyć w zabijaniu, czy nie. Nie ma ani jednego przypadku, w którym ktoś zostałby formalnie ukarany za odmowę. Jeśli zaczynali wymiotować albo wybuchali łzami, co się zdarzało, to się ich po prostu wycofywało z akcji. O rozstrzelaniu nie było w ogóle mowy. Najgorsze, co mogło się przydarzyć, to przeniesienie to wykonywania bardziej niebezpiecznych zdań. Najczęściej konsekwencją były jednak sankcje społeczne: izolacja, wyzywanie od świń, tchórzy, skierowanie do mycia szaletów. Oczywiście nie należy tego czynnika bagatelizować. W sytuacji, gdy ludzie są częścią pewnej grupy, znajdując się daleko od domu, rodziny, własnego kręgu społecznego, przynależność do niej zyskuje zasadnicze znaczenie. Ale zabijać nie musieli.

Cytowany przez pana sekretarz policji Walter Mattner pisze do żony 5 października 1941 roku tak: “Przy dziesiątym wozie celowałem już spokojnie i pewnie strzelałem do kobiet, dzieci i niemowląt. (…) Niemowlęta robiły duży łuk w powietrzu i odstrzeliwaliśmy je już w locie, zanim spadały do dołu albo do wody”. Skoro nie powodował nim ani patologiczny charakter, ani przymus ze strony zwierzchników, to co?

– Nam rezultaty postępowania tych sprawców wydają się tak potworne, że aż egzotyczne. Dlatego też myślimy, że samo ich działanie było egzotyczne. Ale perspektywa sprawców była inna. Kluczowe było to, że mieli poczucie, że ich otoczenie społeczne akceptuje to, co robią. Ich czyny nie stawiały ich poza nawiasem wspólnoty. To dotyczy także człowieka, o którym pan mówi. Listów podobnej treści pisał więcej i nie wygląda na to, by u ich adresatki budziły oburzenie. Oczywiście wielu miało trudności akurat z zabijaniem dzieci. To ciekawe, bo pokazuje, że w pewnym momencie dochodzi się jednak do jakiejś granicy. Ale zazwyczaj mimo tych obiekcji strzelali. Żeby zrozumieć psychologiczny mechanizm, który do tego doprowadził, trzeba powiedzieć wprost: ich postępowanie nie byłoby “złe”, gdyby Niemcy wygrali wojnę. Gdyby historia inaczej przebiegła, sprawcy nie byliby zbrodniarzami, a ich czyny nie byłyby karalne. Stają się one nimi dopiero wtedy, kiedy zmienia się kontekst. To jest centralne pytanie: jak to jest możliwe, że w nowoczesnym społeczeństwie w tak krótkim czasie zmienia się ono do tego stopnia, że zabijanie staje się czymś normalnym.

No właśnie jak?

– W książce próbuję na kilku przykładach opisać proces zmiany normatywnego kodu, który w społeczeństwie niemieckim przebiegał błyskawicznie. Gdyby deportacje Żydów zaczęły się w 1933 r., ogromna większość ludzi uznałaby to za absolutnie nie do zaakceptowania. Wtedy Hitler był wprawdzie już u władzy, podejmowano pierwsze antyżydowskie kroki, ale rzeczywistość społeczna była stosunkowo normalna, tzn. nie różniła się wiele od tej dwa czy trzy lata wcześniej. Wyciąganie ludzi z mieszkań, ładowanie ich na ciężarówki i wywożenie do obozów było nie do pomyślenia, mimo iż wielu ludzi miało antysemickie poglądy. Ale takie postępowanie uznano by za niepasujące do cywilizowanego kraju. Ledwie osiem lat później to wszystko było już jak najbardziej oczywiste i nie budziło w tej samej znakomitej większości żadnych oporów. Co się stało w czasie tych ośmiu lat? To stopniowy proces przeformatowywania tego, co uważa się za oczywiste i moralne. To jest ten decydujący moment: ci, którzy w 1941 r. w Berlinie-Grunewald stoją na poboczu drogi i obserwują, jak deportuje się Żydów, na których mieszkanie już się zgłosili i wzięli udział w aukcji pochodzących z niego przedmiotów, wcale nie muszą przezwyciężać moralnych oporów. Uważają się za tak samo moralnych, jakimi byli w 1933 r., kiedy takie rzeczy nie mieściły im się w głowie. Standard tego, co uważają za dobre lub złe, zmienił się całkowicie.

Czy nasze przekonania moralne mogą zmienić się z dnia na dzień?

– Szybciej, niż mogłoby nam się wydawać. Nowoczesne społeczeństwa są w tym sensie tylko na pozór stabilne. Zmiana normatywnego kodu może nastąpić błyskawicznie. Ale oczywiście nie jest to raptowny proces, lecz polega na systematycznym przekraczaniu kolejnych progów. Trzymając się przykładu nazistowskich Niemiec: najpierw obserwuje się, jak z zakładu pracy wyprowadza się kolegę, który jednak następnego dnia, wprawdzie pobity, ale znowu zjawia się na swoim stanowisku. Odczuwamy odrazę, ale w sumie nic się nie stało. Następnym razem ktoś zostaje pobity na naszych oczach: ponieważ już przezwyciężyliśmy własną odrazę, teraz łatwiej sobie wytłumaczyć, że pewnie musi tak być albo że gorzej już nie będzie. Kiedy dwa lata później ktoś na naszych oczach zostaje zabity, wytłumaczymy sobie, że pewnie sobie czymś zawinił. Dostosowywanie własnego obrazu moralności do zmieniających się okoliczności to klucz do zrozumienia fenomenu “zwykłych” morderców.

Co powoduje, że ten proces przeformatowania moralności w ogóle ma miejsce?

– Dojście do władzy totalitarnego czy dyktatorskiego reżimu dysponującego moralistyczną ideologią to oczywiście fundamentalny czynnik. Ale bardziej bezpośrednio przyczyną przemiany jest doprowadzenie do skrajności rozróżnienia na „my” i „oni” – na tych, którzy do wspólnoty należą, i tych, którzy są z niej wykluczeni. Żydzi byli dzień po dniu sukcesywnie wypierani ze społeczeństwa niemieckiego, przez co zmieniała się perspektywa ich postrzegania. Ich wykluczenie stawało się stopniowo nie tylko czymś normalnym, lecz także – to najważniejsze – moralnym standardem. A tych nienależących do wspólnoty traktuje się inaczej niż jej członków. Właśnie dzięki temu cały ten system mógł funkcjonować. Narodowy socjalizm nazywa się często dyktaturą przemocy lub samowoli. Ale to bzdura. Samowola lub bezprawie dotykały tylko tych, którzy i tak byli z tego społeczeństwa wykluczeni. Ci, którzy jako Aryjczycy mieli status członków wspólnoty narodowej (Volksgemeinschaft), cieszyli się niezwykle wysokim bezpieczeństwem prawnym. Im nie mógł spaść włos z głowy, chyba że byli komunistami, homoseksualistami albo nie byli pod względem rasowym „bez zarzutu”.

W prawie karnym istnieje wykroczenie polegające na nieudzieleniu pomocy. Interesowało mnie, kiedy zasada ta została wprowadzona. Czy jako Niemiec żydowskiego pochodzenia można by z tego artykułu zaskarżyć niemieckich współobywateli? Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że prawo to wprowadzono właśnie w okresie nazistowskim. Ale tylko w odniesieniu do rasowych Niemców. Na tym przykładzie widać, że istniały dwa światy, w których obowiązywały odmienne zasady prawne i moralne. Ci, którzy należeli do wspólnoty narodowej, cieszyli się przywilejami, bezpieczeństwem i materialnymi profitami. Dobrze opisał to Götz Aly w książce “Państwo Hitlera”. Dyktatura i samowola wyglądają inaczej.

Nie wszyscy jednak ulegli tak skrajnemu przeformatowaniu moralności, jak w przypadku żołnierzy batalionów rezerwy, których opisuje pan w swojej książce.

– Narodowy socjalizm dysponował światopoglądem w wysokim stopniu moralistycznym. Ale nawet takie społeczeństwo nie było hermetyczne i całkiem zglajchszaltowane. Było w nim wiele nisz, gdzie każdy niezależnie od poglądów mógł znaleźć pokrewne dusze i dzięki temu miejsce w społeczeństwie. Nawet ludzie z tzw. emigracji wewnętrznej mieli swój prywatny heimat: krąg ludzi, którzy myśleli tak jak oni. Ale to oznacza także, że dla nikogo ciężar tego systemu nie był tak wielki, by trzeba było coś przeciwko niemu robić. Co ciekawe, tak samo funkcjonowały środowiska sprawców. Liczące 500 osób bataliony rezerwy operujące w ramach Einsatzgruppen nie były jednolite. Były tam kliki – “świnie”, “żydożercy”, nawet “dobrzy” – każdy znajdował swoją społeczną przestrzeń, w której mógł się odnaleźć. Perfidia tej sytuacji polegała na tym, że właśnie dlatego ten system mógł funkcjonować. Bo ten proces społeczny każdemu oferował miejsce, w którym można było przeżyć, nie załamując się psychicznie i moralnie.

Często mówi się, że okrutne zbrodnie objawiają prawdę o naturze człowieka, będąc rezultatem uwolnienia się najbardziej prymitywnych instynktów. Pan taką antropologiczną interpretację w swojej książce odrzuca.

– Natura człowieka w takim sensie nie istnieje. Ludzie wyróżniają się tym, że swój świat sami wymyślają. Obok biologicznej ewolucji istnieje ewolucja społeczna. Jako jedyni mamy symbole, instytucje, język, pismo. Dużo mniej rządzą nami instynkty czy pierwotne emocje. Mało kto bije innych, kiedy jest wściekły. We wcześniejszych fazach rozwoju gatunku ludzkiego takie formy przemocy bezpośredniej były częściej spotykane. Nasze emocje są sformatowane przez kulturę i życie społeczne. “Wszystko jest możliwe” dlatego, że jako przedstawiciele gatunku ludzkiego jesteśmy w stanie stworzyć sobie własny świat, który rządzić się będzie własnymi regułami. Nie możemy przeskoczyć śmierci, chorób czy katastrof naturalnych.

To nie jest tak, że w przypadku nazizmu spod powłoki cywilizacji wydobyło się coś archaicznego. Auschwitz nie miał w sobie nic archaicznego. Zbrodnie nazizmu nie miały też nic wspólnego ze zwierzęcymi instynktami. Zwierzęta nie definiują jakiejś grupy, by ją potem metodycznie zabić. Polują na inne, by je zjeść albo obronić swoje potomstwo. Jest więc dokładnie odwrotnie, niż twierdzili cenieni skądinąd przeze mnie Theodor Adorno i Max Horkheimer, którzy pisali o powrocie do barbarzyństwa. Auschwitz był możliwy tylko w świecie nowoczesnym. Brzmi to perwersyjnie, ale był właśnie wynikiem racjonalnego myślenia.

Czy społeczeństwa, które jak Niemcy rozliczyły się ze swoją przeszłością, są lepiej uodpornione na erozję norm moralnych?

– Rozwój w kierunku kultury sprzecznej z zasadami humanizmu zahamować można nie przez rozliczenie z przeszłością, lecz mechanizmy państwa prawa. To jest najważniejsza lekcja z przeszłości. Jak długo ludzie żyją w społeczeństwie, którego prawo skutecznie chroni mniejszości, to jest w gruncie rzeczy wszystko jedno, czy są tolerancyjni, czy nie. Rozróżnienie “my” – “oni” jest fundamentalne w rzeczywistości społecznej, a wraz z nim także istnienie nienawiści, uprzedzeń, plotek, stereotypów etc. Ale nowoczesne państwa potrafią się z nimi obchodzić dokładnie, wskazując nieprzekraczalne granice. Problem narodowego socjalizmu i mu pokrewnych systemów polegał na tym, że te wszystkie negatywne emocje zyskały status obowiązującego prawa.

Czy we wszystkich społeczeństwach to przesunięcie się standardów moralnych funkcjonuje tak samo?

– Proces stosowania przemocy jest uniwersalny. Zwykli ludzie dochodzą w pewnym momencie do wniosku, że zabijanie innych jest sensowną działalnością i przestaje im to spędzać sen z powiek. W tym, co masowi mordercy robią i jak sobie swoje działanie wyjaśniają, podobieństw między Wietnamem, Ruandą czy Jugosławią, które to przypadki opisuje w książce, jest więcej, niż mogłoby się wydawać. Odmienne są za to konteksty polityczne i kulturowe, procesy dochodzenia do każdej z tych zbrodni. Tak czy inaczej tempo, w jakim mogą następować przemiany w postawach moralnych, powinno budzić naszą troskę.

Współczesne społeczeństwa europejskie zdają się być silniej przywiązane do liberalnych i demokratycznych zasad niż Niemcy w okresie republiki weimarskiej. Może jednak jesteśmy odporniejsi?

– Musimy pamiętać o jednym. Ludzie uczą się tylko poprzez praktykę. Można wprawdzie przekazywać wartości poprzez lekcje religii czy etyki, ale to wszystko niewiele zmienia, jeśli praktyka stoi w sprzeczności do nich. Dzieci uczą się tego, co obserwują, czyli sposobów zachowania. Uczą się praktyk kulturowych, a nie teorii. Na poziomie werbalnym można być skrajnie antyrasistowskim, ale – czasem podświadomie – zachowywać się jak rasista. Kiedy w kolejce ustawiamy się chętniej za białym niż za czarnym, dziecko uznaje, że się tak po prostu postępuje – cel i motywy tego “ćwiczenia” nie są mu w ogóle znane. Społeczeństwo, w którym praktyka zgodna jest z tym, co się publicznie mówi jest bardziej odporne na dryf w kierunku postaw sprzecznych z zasadami humanizmu. Można mówić wiele o abstrakcyjnych wartościach, ale to nie sposób, by uchronić nas od tego, by w przyszłości migrantów czy uchodźców klimatycznych potraktować w sposób, który dziś nie mieści się nam w głowie. Jeśli ludzie decydują się, by innych postrzegać jako problem, to szukają rozwiązań.

Mówił pan, że państwo prawa ma kluczowe znaczenie. Ale ciągle dyskutujemy nad redefinicją niektórych jego podstawowych reguł.

– Zmiękczanie zasad państwa prawa często postępuje niezauważenie. W Niemczech trwa na przykład debata o zakazie tortur – to skrajnie niebezpieczne. To samo dotyczy kwestii ochrony danych osobowych czy wykorzystywania Bundeswehry w działaniach wewnętrznych. Policja i armia muszą być ściśle rozdzielone – to była fundamentalna lekcja, jaką po wojnie wyciągnęliśmy z przeszłości. Trzeba natychmiast protestować, kiedy te zasady zaczynają się w najmniejszym nawet stopniu kruszyć. To ważny dylemat współczesnych demokracji, które operują na granicy między wolnością a bezpieczeństwem. Ludzie często decydują się na więcej bezpieczeństwa kosztem wolności. I na tym polega ten problem. Fundamentalne znaczenie ma bezwzględne utrzymywanie zasady równości wszystkich obywateli. Trzeba też uczyć ludzi od dziecka, że to w sferze ich konkretnego działania w życiu codziennym czy w pracy – jak w tej przykładowej sytuacji z supermarketu – dokonuje się najważniejszych moralnych wyborów. Stabilność naszych społeczeństw zależy też od tego, czy uniwersalne zasady moralne stosowane będą właśnie przez indywidualnych obywateli w tej sferze, na którą mają realny wpływ.


*Harald Welzer (ur. 1958) – profesor psychologii społecznej, dyrektor Centrum Interdyscyplinarnych Badań nad Pamięcią w Kulturwissenschaftliches Institut (KWI) w Essen. Zajmuje się teorią pamięci zbiorowej, pamięcią o Trzeciej Rzeszy oraz kulturowym wyzwaniami zmian klimatycznych. Autor m.in. „’Opa war kein Nazi. Nationalsozialismus und Holocaust im Familiengedächtnis” (2002), „Klimakriege. Wofür im 21. Jahrhundert getötet wird” (2008). Jego wydana po raz pierwszy w 2005 r. książka „Sprawcy. Dlaczego zwykli ludzie dokonują masowych mordów” ukazała się właśnie po polsku nakładem wydawnictwa Scholar


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


The New Push for Censorship Under the Guise of Combating Hate

The New Push for Censorship Under the Guise of Combating Hate

PAUL D. THACKER


How an obscure British nonprofit came to influence White House COVID policy and lead attacks on Elon Musk.

.

TIMON SCHNEIDER/ALAMY

In March of 2021 a nonprofit group called the Center for Countering Digital Hate (CCDH) released a report about online misinformation. Founded in the U.K. by a former Labour Party political figure named Imran Ahmed, the CCDH was virtually unknown at the time in the U.S., but that was about to change. The report quickly reached the hands of executives at Twitter. “COVID-19 misinfo enforcement team is planning on taking action on a handful of accounts surfaced by the CCDH report,” a Twitter official wrote on March 31. One account they eventually took action against belonged to Robert F. Kennedy Jr., who was then running against Joe Biden for the Democratic Party’s nomination for president.

A few months later, the same report was being cited by the Biden administration. At a press briefing in July 2021, White House Press Secretary Jen Psaki quoted from the CCDH report in a briefing where she accused Facebook of undermining federal vaccine policies. “There’s about 12 people who are producing 65% of anti-vaccine misinformation on social media platforms,” Psaki claimed, citing the CCDH’s work, while warning social media companies to shut down these “misinformation” accounts. “They’re killing people,” President Biden told a reporter a short time later, leveling the charge of murder against Facebook for its alleged role in providing a platform for “vaccine misinformation.”

Facebook’s Vice President Monika Bickert later criticized CCDH’s claims for being free of evidence—failing to define the term “anti-vaxx,” for example—and neglecting to explain how they came up with their numbers and conclusions. But it had little effect. By then the report had popularized the idea of a “disinformation dozen,” a narrative that hardened as it was promoted by countless news outlets, fact checkers, and social media accounts devoted to round-the-clock attacks on “disinformation.”

More recently, the CCDH has popped up again, leading the battle against Twitter’s new owner, Elon Musk, who has been cast as a champion of racists and antisemites. “The CCDH has been at the forefront of reporting on the hate proliferating on X/Twitter since Musk completed his takeover in late October 2022,” Ahmed wrote last month in The Observer. In a number of publications over the past year, the group has repeatedly blamed Musk for allowing his platform to spread hate speech. Once again, these efforts have been uncritically amplified in the press and in a letter to Musk from House Democrats that reiterates Ahmed’s claims, and cites him and CCDH.

What, then, do we know about the CCDH? In effect, it seems, the organization provides the White House with a powerful weapon to use against critics including RFK Jr. and Musk, while also pressuring platforms like Facebook and Twitter to enforce the administration’s policies. While few journalists have bothered to investigate the opaque group, the available evidence paints a picture that is likely different from what many in the public would expect of a “public interest” nonprofit.

The scale of the CCDH’s success must be emphasized for those unfamiliar with the crowded mob of D.C.-based nonprofits churning out reports that seldom get a passing glance from the nation’s policymakers. For a tiny, unknown, nonprofit to gain so much attention in D.C.’s crowded, competitive policy space is akin to a pudgy, amateur athlete catching the winning touchdown in the Super Bowl, while setting a new world record in the marathon, all in one week.

So who is the CCDH’s founder and leader Imran Ahmed? Where does he get his money? Why did he decide to leave behind politics and start a nonprofit focused on misinformation? And perhaps most importantly, how did a relative unknown from London gain such enormous influence from the White House bully pulpit and within Democratic Party politics?

Imran Ahmed is a political operative who spent several years advising conservative members of the British Labour Party before jumping into nonprofit campaigning to run two interrelated dark money groups: Stop Funding Fake News and the Center for Countering Digital Hate. Shortly after appearing on Twitter in 2019, Stop Funding Fake News claimed some very sizable left-wing scalps in London, mostly by lobbing vague accusations of fake news at political enemies. The group helped to run Jeremy Corbyn out of Labour Party leadership while tanking the lefty news site Canary, after starting a boycott of their advertisers, according to reports in British media outlets, sources who spoke with Tablet, and CCDH’s own claims of success.

Although CCDH is still based in the U.K., Ahmed grew the group dramatically after he jumped across the Atlantic to incorporate CCDH as a D.C. nonprofit in 2021. In the states, he forged ties in Hollywood: Talent agent Aleen Keshishian, who teaches in the cinema program at the University of Southern California, now sits on his board. Just as he had done for the Labour Party, Ahmed used the CCDH to attack as “conspiracy theorists” and “anti-vaxxers” various critics of the Biden arm of the Democratic Party.

After Robert F. Kennedy Jr. announced he was running against Biden for the Democratic nomination and appeared on Joe Rogan, Ahmed told the BBC, “He’s working really hard to keep people from knowing he’s a hardcore anti-vaxxer.”

When a federal judge chastised the Biden administration for possible censorship and restricted federal agency interactions with social media companies last July, Ahmed criticized the decision in a New York Times report.

In a replay of his success in the U.K., Ahmed is now trying to drive away Elon Musk’s advertisers on X, this time based on dubious claims that the social media site is a playground for racists. Speaking to the Financial Times, Ahmed said, “We don’t talk in the language of technology, we talk in the language of morality … Advertisers are also human beings. Some of them just don’t want to fund the primary vector of hate and disinformation in our society.”

Ahmed’s history is hard to track. The two groups he has run—Stop Funding Fake News and CCDH—seem to pop up out of nowhere, switch addresses, rarely disclose funders, omit naming all employees, and feature websites that change names or disappear from the internet. Jen Psaki’s reference to the “Disinformation Dozen” report made the group famous in July 2021, yet the Internet Archive only has records beginning in 2022 for CCDH’s website.

One rumor that came up often in the dozen or so conversations I’ve had, with people who have observed Ahmed for years, is that he works for British intelligence. Along with other questions emailed to Ahmed a couple weeks back, Tablet asked him to address the allegation he is connected to British intelligence, but he did not respond to repeated requests for comment. One of Ahmed’s long-standing friends told me that Ahmed once mentioned that he had applied to either MI5 or MI6. Because the conversation took place so long ago, the friend couldn’t remember which of the two British intelligence agencies it was, and they never later discussed if he had gotten in.

“There’s nothing surprising about this,” said Mike Benz, a former State Department official who now runs the Foundation for Freedom Online, a free-speech watchdog. “This is not the first rodeo of British and U.S. intelligence services creating a cutout for the purpose of influencing the online news economy, to rig public debate in favor of political speech that supports agency agendas.” Ahmed’s story is critical to understanding the new push for censorship under the guise of combating hate.

Although he comes from a poor family, Ahmed got a scholarship to attend Britain’s prestigious Manchester Grammar school where he excelled, becoming editor of the student newspaper, and then graduating to attend medical school. People who know him describe him as brilliant, and after dropping out of medical school, he studied politics at the University of Cambridge, later becoming an adviser to several members of Parliament in the conservative wing of the Labour Party.

While Ahmed eventually acknowledged in 2020 that he helped launch both Stop Funding Fake News and the Center for Countering Digital Hate, his involvement remained hidden for some years. Stop Funding Fake News started in February 2019 claiming to be a “social movement” too frightened to name its own grassroots activists.

“We didn’t want the levels of hate that far braver people than ourselves have been subjected to,” some of their anonymous members told the British publication Jewish News in April 2019. While proclaiming that you fear for your own safety is a common trope among disinformation activists, members of Stop Funding Fake News showed no trepidation at a meeting with advertising and media agencies to target political opponents.

As Stop Funding Fake News activists told a news site later that June, they convinced 40 brands—including Adobe, Chelsea FC, Harry’s, Experion, eBay, Moonpig, and Manchester United—to block some news outlets from running their ads, essentially starving the sites of revenue in a tactic called “demonetizing.” Stop Funding Fake News also announced that they were “educating” ad agencies, although this seems a euphemism for targeting people or messages that you don’t like. As reported by the British marketing industry news site The Drum:

It said it is now expanding its network to help ‘persuade’ ad agencies that it is ‘bad for their clients to be associated with the lies and racism found on these sites, so it’s in the interest of ad agencies to ensure they don’t put them there.’

That same month, Stop Funding Fake News claimed a big scalp, taking out the Canary, a leftist news site aligned with the political priorities of then-Labour Party leftist leader Jeremy Corbyn. “The Canary has announced that, thanks to our campaign, its business model ‘no longer works’ & they’re downsizing,” the group tweeted in triumph. “We want to spend more time and resources on this campaign & target new sites.”

Imran Ahmed, the chief executive of the Center for Countering Digital Hate (CCDH), 2021 / PA IMAGES/ALAMY

Even as they remained “anonymous activists,” Stop Funding Fake News clearly had considerable influence with British politicians. In October 2019, a Labour Party MP cited Stop Funding Fake News as the reason advertisements promoting free tours of the Houses of Parliament should be “removed immediately” from Breitbart. “The Stop Funding Fake News Campaign have spotted that adverts for tours of Parliament have been hosted on Breitbart, the extremist, far-right, white supremacist fake news website set up by Steve Bannon,” the MP said.

The diminished stature of the lefty Canary did not bode well for Jeremy Corbyn, and by the end of 2019, more conservative elements in the party had dismissed him from Labour leadership, as the establishment centrist Keir Starmer wrestled back control. But by late 2020, the game was up with Stop Funding Fake News, whose “anonymous activists” were found to be Imran Ahmed and his Labour Party colleagues. Ahmed had by then admitted he ran Stop Funding Fake News, and the Canary news site had figured out that SFFN shared a web server with the Center for Countering Digital Hate.

“SFFN would argue that, while websites that publish fake news have a right to free speech, they don’t have a right to make money from it,” the Canary reported in December 2020. “But on what authority can this group decide what is and is not ‘fake news’?” The Canary also pointed out that, like all British news sites, the British government regulated them, while Stop Funding Fake News operated in the shadows, free to attack, without any regulation or requirement to disclose members or funders.

“We declare this a hate site,” said former Canary editor Kerry-Anne Mendoza, describing the scorched-earth war against her news outlet. In retrospect, Mendoza said the entire campaign was designed to hammer the British left, plastering labels of “hate” and “fake news” on them that crumbled once government regulators got around to examining the allegations. “They accuse you of hate. Our regulator said the opposite, but that was irrelevant.”

Having throttled the Labour Party’s left wing, Stop Funding Fake News became moribund, rarely tweeting from their social media account. Not that this mattered. Ahmed began running most of his operations from the Center for Countering Digital Hate and pivoted his focus to the U.S. where his list of “disinformation” targets just happened to be critics of the Democratic Party establishment.

CCDH: Center for Claims of Digital Hate

The Center for Countering Digital Hate registered in late 2018 in London, first as Brixton Endeavours Limited, before changing its name to the Center for Countering Digital Hate. When first incorporated, the CCDH’s only director was a staffer for Keir Starmer, a member of the conservative wing of the Labour Party. The group shared an address with an organization that supported Starmer as well. Damian Collins, a member of the Tory Party, later joined as an officer.

In late 2020, CCDH launched a campaign against British TV personality Katie Hopkins, a right-wing populist in the mold of the American writer Ann Coulter. After Ahmed met with Twitter officials, he succeeded in getting Hopkins briefly removed from the site by claiming she trafficked in hate, later describing her as an “identity-based hate actor.” Celebrating their success, CCDH told media outlets, “We believe social media can empower the world to be even better, but handing megaphones to hate actors is irresponsible and dangerous.”

But campaigning against social media companies makes little sense when most of them are based in the United States, and Ahmed eventually moved to D.C., where he now lives, apparently with an American woman with whom he became engaged.

According to tax records, Ahmed began to run CCDH from D.C. in 2021, and CCDH took in $1.47 million in their very first year operating in the United States. Nonprofits are not required to disclose their donors, and CCDH did not respond to questions about their funders. However, I happened upon the Schwab Charitable Fund, which allows people to set up private accounts to make anonymous donations. According to Schwab’s 2021 tax forms, someone donated $1.1 million to CCDH, meaning someone secretly gave Ahmed’s group almost 75% of the donations they raised in their first year.

Other parts of CCDH’s tax records provide interesting insights. The group’s chairman is Simon Clark, a former senior fellow at the Center for American Progress (CAP), a D.C. think tank aligned with the corporate arm of the Democratic Party. CAP was founded by John Podesta, who chaired Hillary Clinton’s 2016 campaign against Donald Trump. And yes, CAP has close ties to the Biden administration. In other words, the CCDH may not be an objective civic group carrying out disinterested research. Indeed, one might conclude that CCDH functions as an arm of the corporate wing of the Democratic Party, to be deployed against the perceived enemies of corporate Democrats, whether they come from the left or the right.

One might conclude that CCDH functions as an arm of the corporate wing of the Democratic Party, to be deployed against the perceived enemies of corporate Democrats, whether they come from the left or the right.

Clark was also a senior fellow at the Atlantic Council’s Digital Forensics Lab. Matt Taibbi has reported that various U.S. government agencies and defense contractors fund the Digital Forensics Lab which remains a central piece in the “censorship industrial complex.”

“The Atlantic Council, in the past several years, has had seven CIA directors on its board of directors or board of advisers,” said Benz. “And it’s one of the premier architects of online censorship.”

A source close to Ahmed told me he has bragged about meeting celebrities in Los Angeles and the actor Mark Ruffalo has tweeted in support of him. Ahmed’s Hollywood ties may be explained by one of CCDH’s legal directors, the agent and cinema professor Aleen Keshishian, who has managed Natalie Portman and Selena Gomez. On top of Mark Ruffalo, Keshishian’s bio states that her other clients include Paul Rudd and Jennifer Aniston. Ahmed’s connections to Hollywood actors could account for some of the money he has raised from anonymous sources, as wealthy celebrities sometimes wish to keep their political donations hidden from fans.

While hanging out with actors, Ahmed has also kept a close watch on Congress through a PR and lobbying firm he hired called Lot Sixteen. Very few activist groups have the financial means to hire private lobby shops—even those with an established presence on Capitol Hill—but during a few quarters of 2021 and 2022, CCDH paid Lot Sixteen $50,000 to lobby congressional offices on COVID-19 misinformation and “preventing the spread of misinformation and hate speech online in social and mainstream media.”

Even as he expanded operations into the United States, Ahmed maintained strong ties with British politicians, including Tory Party member Damian Collins, a leading proponent of censoring disinformation. Since 2016, Collins has led a series of inquiries into “disinformation” and “fake news” on social media. Various reports he helped usher through the British government laid the foundation for a 2021 “Online Safety Bill“ intended to purge online “disinformation.”

When Collins held hearings on the bill—which was passed into law just weeks ago—the first person to give testimony in support of online bans was Imran Ahmed.

Ahmed’s successes in both the U.K. and the United States have also generated new legal concerns. Last month, Republican Congressman Jim Jordan sent CCDH a letter demanding they turn over a list of funders, as well as communications between social media companies and federal agencies accused of censoring Americans. When CCDH failed to provide answers to Jordan’s satisfaction, the congressman upped the ante with a subpoena, alleging the group is working directly with Biden officials.

And now Ahmed is also embroiled in a legal battle with Elon Musk. Last July, Musk’s lawyer sent Ahmed a letter, warning him that a report CCDH put out contained false and misleading claims about Twitter’s control of hate speech on the platform. Ahmed’s research consisted of eight papers, including one alleging that Twitter had taken no action against 99% of the 100 Twitter Blue accounts that CCDH accused of “tweeting hate.”

Publicly, Ahmed ridiculed Musk’s letter, saying it was a declaration of war. Twitter then filed a lawsuit against him and CCDH. Seizing on the lawsuit, Ahmed sent out an appeal for funding, and gave a series of interviews where he claimed Musk was bullying him.

Federal law prohibits unauthorized access into computer systems, and Twitter alleges that CCDH illegally accessed the computers of a company called Brandwatch, which works with Twitter. Companies subscribe to Brandwatch to gain access to Twitter’s data, allowing them to understand how their company can advertise and promote themselves on the platform.

A recent CCDH report was based on questionable interpretations of Brandwatch data, which Twitter’s lawyers allege they accessed illegally through a third-party that has a Brandwatch subscription: the European Climate Foundation. Twitter also accuses CCDH of illegally scraping their data, which violates Twitter’s terms of service, and of interfering with their contract with Brandwatch. In addition to suing for financial damages, Twitter’s lawyers also allege that Ahmed’s organization violated the Computer Fraud and Abuse Act, a criminal statute.

Though Ahmed did not respond to questions about what he plans to do as legal costs for CCDH mount, multiple sources told Tablet that he will likely put on a brave face and try to spin this into a narrative with him as tiny David taking on multiple Goliaths: Elon Musk and Republican lawmakers.

It is too early to say how congressional investigations and lawsuits involving Ahmed will end, but whatever their final outcomes, they are likely to shed more light on how an ambitious Brit came to play such a prominent role in American politics. Ahmed’s path to influence, it’s clear, relied on a new idea of expertise that has more to do with politics than technical knowledge. The fact that fly-by-night nonprofits with political motives can now be elevated into scientific authorities, says less about these groups than it does about hardball politics played by corporate Democrats in the U.S. and new Labour officials in the U.K.

Ahmed’s rise has been impressive, but ultimately he has been a servant to the power of political parties who deployed him and the CCDH to weaponize the charge of hate speech and misinformation against their enemies.


Paul D. Thacker is a reporter and former investigator for the United States Senate, where he led probes of corruption in science and medicine. Follow him on Twitter @thackerpd.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Arthur Szyk in Connecticut: A New Look at a 20th Century Master

Arthur Szyk in Connecticut: A New Look at a 20th Century Master

Algemeiner Staff


An image from “Family at the Seder,” from the 1935 Haggadah by artist Arthur Szyk (b. 1894, Lodz, Poland—d. 1951, New Canaan, CT). Photo: Courtesy of Irvin Ungar

The work of Polish-Jewish painter Arthur Szyk, a miniaturist who savaged Nazis and championed values of human dignity through his lavishly detailed works, is having its largest exhibition in over half a century at the Fairfield University Art Museum in Connecticut.

The exhibit is organized around the theme of human rights and features dozens of works by the famed artist.

Szyk’s political cartoons placed Nazi genocide, tyranny, and antisemitism on the covers of America’s most popular magazines during World War II. Today, his morally-minded graphic storytelling, deeply conversant in the themes and  examples of graphic storytelling, have renewed relevance, according to Irvin Ungar, the exhibition’s curator emeritus of the Arthur Szyk Society.

“Arthur Szyk continues to speak to us as a human being and as a Jew,” Ungar said. “His paintings reflect his belief in the fundamental dignity of every human being.”

Ungar, a former pulpit rabbi and antiquarian bookseller who has devoted 25 years to scholarship on the Jewish artist Arthur Szyk, has become one the foremost experts on Szyk’s life and work.

The exhibition is divided into six sections — including Human Rights and their Collapse, and The Rights of Nationhood — which reflect the diversity of Szyk’s artistic and ethical commitments.

As a self-described “soldier in art,” Szyk’s work was acclaimed by First Lady Eleanor Roosevelt as a potent weapon “against Hitlerism.”

Born in 1894 Lodz, in what is now Poland, Szyk grew up in an upper-middle class Jewish family of textile manufacturers, thought to be descended from a great Talmudic scholar. As a young boy, Szyk witnessed an uprising by Polish peasants — after which his father, blinded by acid thrown in his face at a factory skirmish, would never be able to see his son’s colorful artworks.

Hailing from a diverse city that was one-third Jewish, Szyk was raised with both a universalist sense of common humanity and a particularist devotion to the Jewish community. In 1940, he immigrated to America, where he went on to become the leading anti-Nazi artist of the day, ultimately casting himself as a “spokesperson for the Jewish people,” according to Ungar.

The exhibition is coordinated by Philip Eliasoph, a professor of art history and visual culture at Fairfield University, and is co-sponsored by the Bennett Center for Judaic Studies, the Center for Jewish History, NY, and the Jewish Federation of Greater Fairfield County. It runs from Sept. 29 to Dec. 16. More information can be found here.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com