Archive | 2024/02/04

Zdradziecka awangarda intelektualna

Amerykańska młodzież wzywa do ludobójstwa, które nazywa oporem (Columbus, Ohio, 10 października 2023. (Zdjęcie: Wikipedia)


Zdradziecka awangarda intelektualna

Andrzej Koraszewski


Bez mała sto lat temu francuski autor pisał, że ci którzy mieli rozwijać życie umysłowe zapoczątkowali „erę politycznej nienawiści”. Julien Benda w 1927 roku, sześć lat przed wyborczym zwycięstwem Hitlera w Niemczech, obawiał się, że również we Francji elity intelektualne przygotowują pole do zwycięstwa skrajnej prawicy.

Brytyjski historyk Niall Ferguson pisze na łamach „Free Press” o zdradzie dzisiejszych intelektualistów. Autor stwierdza, że po stu latach jesteśmy właściwie w tym samym miejscu, z tą różnicą, że dzisiejsi intelektualiści promują głównie lewicowy totalitaryzm.

Prawda, że Benda obawiał się głównie rasistowskich i nacjonalistycznych sentymentów, ale już wtedy zaangażowani intelektualiści byli rozdarci między romantyzmem nazizmu i romantyzmem komunizmu. (Kiedy nieco ponad ćwierć wieku później ukazał się Zniewolony umysł Czesława Miłosza, wielu czytelników na Zachodzie, uznało jego książkę za kontynuację rozważań Bendy.)

Ferguson pisze, że krzyczy o tej zdradzie intelektualistów od dziesięciu lat. (Kiedy podczas wywiadu zapytano go dlaczego akurat od dziesięciu lat, powiedział, że wstrząsem było dla niego odwołanie przez uniwersytet wykładu jego żony, Ayyan Hirsi Ali.) Istota tej zdrady polega na uleganiu wrzaskliwym guru przebudzonych postępowców, zwolennników „krytycznej teorii rasy” i apologetów islamskiego ekstremizmu.       

Ferguson o tym nie pisze, ale zastanawiający jest fakt, że dzisiejsza lewicowa intelektualna awangarda znalazła sobie „nowy proletariat” w skrajnie prawicowym, religianckim, patriarchalnym i autorytarnym islamie, którego polityczne struktury rodziły się równolegle i w ścisłym sojuszu z niemieckim nazizmem i w którym nazistowskie idee przetrwały upadek nazizmu i są nadal kultywowane.      

Początkowo jego ostrzeżenia przed głębokim kryzystem całego amerykańskiego systemu oświaty wyższej traktowano sceptycznie, wręcz podejrzliwie, bo też sprzeciw przeciwko ruchowi na rzecz różnorodności, równości i inkluzywności wydawał się żałosnym płaczem konserwatysty.               

Prawdziwa twarz amerykańskich elit intelektualnych ujawniła się z całą mocą po 7 października, kiedy reakcją studentów i profesorów na ludobójcze działania Hamasu było masowe poparcie dla „Palestyńczyków”.   

Ukryte wcześniej sentymenty z dnia na dzień przerodziły się w już zupełnie otwarty antysemityzm, skierowany przeciw każemu, kto odmawia udziału w orgii nienawiści.

Czy obrona wolności słowa może stać się bronią w ręku obrońców nietolerancji i siewców nienawiści? Piątego grudnia 2023 rektorki trzech czołowych amerykańskich uniwersytetów zeznawały przed Komisją ds. Edukacji Izby Reprezentantów. Elise Stefanik zadawała im wielokrotnie to samo pytanie: „czy wzywanie do ludobójstwa Żydów narusza zasady uniwersytetu”. Wszystkie trzy rektorki konsekwentnie odpowiadały, że jak długo nie dochodzi do fizycznej przemocy, to nie narusza. Jak pisze Ferguson ta odpowiedź była technicznie poprawna, pozostawiała jednak tak wiele do życzenia, że wywołała trzęsienie ziemi. 

Ferguson przywołuje esej Maxa Webera z 1917 roku Nauka jako powołanie, w którym niemiecki socjolog pisał o konieczności oddzielenia nauki uniwersyteckiej od polityki i wyrzucenia z uniwersytetów „proroków i demagogów”. 

Dlaczego stało się wręcz odwrotnie? Ferguson przypomina:

„Sto lat temu, w latach dwudziestych XX wieku, zdecydowanie najlepsze uniwersytety na świecie znajdowały się w Niemczech. W porównaniu z Heidelbergiem i Tybingą Harvard i Yale były klubami dla dżentelmenów, w których studenci poświęcali więcej uwagi piłce nożnej niż fizyce. Ponad jedną czwartą wszystkich nagród Nobla w dziedzinie nauk ścisłych w latach 1901–1940 przyznano Niemcom; tylko 11 procent trafiło do Amerykanów.” 

Niemieccy intelektualiści żywili tęsknotę do charyzmatycznego przywódcy, który zapewni im wielkość. Julien Benda zwracał uwagę na paskudny charakter dziewiętnastowiecznego romantyzmu odrzucającego empiryczny racjonalizm. Amerykański pisarz Mark Lila oskarżał przed laty intelektualistów o stawanie się duchową milicją zagarniającą masy do nowych potworności.    

W 1987 roku brytyjski krytyk literacki i historyk literatury angielskiej John Carey opublikował książkę pod tytułem The Intelllectuals and the Masses: Pride and Prejudice Among the Literary Intelligentsia 1880-1939.

Pisał w niej, że czegoś takiego jak masy nie ma, widzimy tłum, ale idea mas z definicji odczłowiecza jednostkę. Intelektualistów brytyjskich końca XIX wieku i pierwszej połowy XX wieku charakteryzowała otwarta pogarda dla mas. Ta pogarda była związana z lękiem przed przeludnieniem, który prowadził do dehumanizacji „mniej wartościowych” i  gloryfikacji masowej eutanazji. Carey cytuje całą plejadę pisarzy otwarcie wzywających do mordowania, przywołuje list D.H. Lawrence’a 1908 roku:

„Gdyby to ode mnie zależało zbudowałbym śmiercionośną komorę, wielką jak Pałac Kryształowy. Przed nią stałaby wojskowa orkiestra, grająca łagodną muzykę, i jasno oświetlony kinematograf; poszedłbym do zaułków i na główne ulice i przywiódłbym ich wszystkich, wszystkich chorych i kulawych i okaleczonych; prowadziłbym ich spokojnie, a oni rzucaliby mi uśmiechy w zmęczonym podziękowaniu: a orkiestra grałaby łagodnie »Alleluja«” .

D.H. Lawrence nie był w żaden sposób odosobniony. Ten zapał do mordowania ludzi zbędnych był na literackim Olimpie właściwie powszechny. Podzielali go tacy pisarze jak W.B. Yeats i G.B. Shaw oraz Aldous Huxley.

John Carey pisał, że Hitler nie był tępym prymitywem, że czerpał z osiągnięć ówczesnej nauki i literackiego Olimpu.    

Niemiecki historyk Götz Aly w książce Europa przeciwko Żydom pisze, że wraz ze zmierzchem wieloetnicznych imperiów pojawił się romantyzm konkurujących ze sobą nacjonalizmów.  

Państwo narodowe miało zmienić wspólnotę obywateli we wspólnotę rodaków. Po pierwszej wojnie światowej kraje rodzące się w wyniku upadku imperiów dążyły do etnicznej homogeniczności, próbowały się pozbyć mniejszości z sąsiednich terenów i stanęły przed problemem tej mniejszości, która nie miała dokąd uciekać. Jedną z przyczyn wybuchu antysemityzmu po tej wojnie było dażenie do etnicznej czystości. Jak pisze Aly, plan ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej powstawał w umysłach niemieckich uczonych i w reakcji na informacje, że inne kraje europejskie będą na tym polu raczej pomagać niż przeszkadzać.      

Innym powodem antysemickich skłonności intelektualnych elit była emancypacja Żydów i ich sukcesy na polu nauki. Götz Aly  poświęca tej sprawie cały rozdział. Również Ferguson pisze w swoim eseju, że krytycznym czynnikiem upadku niemieckich uniwersytetów był apetyt na pożydowskie stanowiska w nauce.

„Nikt, kto naiwnie wierzy w siłę szkolnictwa wyższego w zaszczepianiu wartości etycznych – pisze Ferguson – nie studiował historii niemieckich uniwersytetów w III Rzeszy. Dyplom uniwersytecki nie tylko nie zaszczepiał Niemców przeciwko nazizmowi, ale zwiększał ich skłonność do jego przyjęcia. Upadek niemieckich uniwersytetów uosabiała gotowość Martina Heideggera, największego niemieckiego filozofa swojego pokolenia, do wskoczenia do nazistowskiego pociągu ze swastyką w klapie. Od 1933 do 1945 był członkiem partii nazistowskiej.”

Czy historia niemieckich uniwersytetów pozwala nam lepiej zrozumieć to, co dziś dzieje się na uniwertsytetach amerykańskich i w wielu innych krajach demkratycznych? Tam mowa szybko przekształciła się w sankcjonowaną przez władzę przemoc.

Wyjątkowo wyrazista lekcja przesłuchania trzech rektorek przez Komisję ds. Eukacji amerykańskiego Kongresu spowodowała nie tylko zmuszenie ich do rezygnacji ze swoich stanowisk, ale wycofanie się wielu filantropów z dotacji na te uczelnie. (Co nie oznacza, że jesteśmy świadkami wygnania z uniwersytetów „proroków i demagogów”, ani nawet ściślejszej kontroli nad wielomiliardowymi dotacjami dla amerykańskiej oświaty przez kraje takie jak Katar, Arabia Saudyjska i inne).

Dzisiejsi zaangażowani intelektualiści nigdy nie uznaliby siebie za spadkobierców intelektualistów potępionych przez Juliena Bendę. Oni są po lewej stronie barykady, są awangardą uciśnionych, podobno bronią wolności słowa i praw człowieka.

Chwilowo ten rodziaj obrony wolności słowa kończy się odebraniem głosu tym, którzy odważają się protestować.

Zdrada intelektualistów nie jest problemem ograniczonym ani do USA, ani do uniwersytetów. W Szwecji imigrant z Jemenu, Luai Ahmed na swoim koncie X (dawniej Twitter) pisze:

„Kiedy 10 lat temu uciekłem od islamizmu w Jemenie i znalazłem dom w Szwecji, byłem niezmiernie wdzięczny. Szwecja zapewniła mi wolności, o jakich nigdy nie marzyłem. Ale jedna rzecz mnie zaszokowała w Szwecji. Podobnie jak wielu uchodźców wierzyłem, że w Szwecji panuje prawdziwa wolność słowa i że obywatele i media mogą swobodnie krytykować wszelkiego rodzaju problemy społeczne, takie jak kultura honoru i islamizm. Ale gdy tylko nauczyłem się języka, odkryłem, że wolność słowa w Szwecji jest ograniczona. Szwedzi, którzy krytykowali islamizm, byli cenzurowani, a nawet nazywani rasistami. Dziennikarze i pisarze, którzy krytykowali niektóre z najbardziej fundamentalnych polityk w kraju, byli zbiorowo nienawidzeni i umieszczani na czarnej liście. Co najgorsze, wielu dziennikarzy nękało i prześladowało dysydentów, a wszystko po to, aby chronić dominującą strukturę władzy w polityce, a robili to nieustannie okłamując Szwedów. Kłamali w kluczowych kwestiach, takich jak islamizm, imigracja, przemoc plemienna, przestępczość i kultura honoru. Relatywizowali różnice kulturowe i karali tych, którzy odważyli się wystąpić przeciwko status quo.”

W samej Ameryce wielu imigrantów ze Zwiazku Radzieckiego z osłupieniem odkrywa zdumiewające podobieństwo atmosfery na uniwersytetach w USA do tego, co tak dobrze znali w ZSRR. Brak wolności  słowa, zakrzykiwanie i ostracyzm wobec dysydentów, szykanowanie i zwalnianie z pracy każdego, kto odważa się mieć własne zdanie, a wreszcie przybierający z każdym miesiącem na sile antysemityzm.

Zjawisko zdrady intelektualistów nie jest ani nowe, ani tak zdumiewające jakby się mogło wydawać. Zdumiewa brak umiejętności organizowania się tych, którzy widzą, co się dzieje i wiedzą, do czego to prowadzi.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Why America’s Richest Universities Are Protecting Hate-Filled Foreign Students

Why America’s Richest Universities Are Protecting Hate-Filled Foreign Students


TONY BADRAN


Accommodating overseas elites by tolerating antisemitism on U.S. campuses is part of a scheme to turn loss-leader DEI categories into profit centers

.
A person speaks to a rally in support of Palestine and for free speech at Columbia University in New York City on Nov. 14, 2023 / SPENCER PLATT/GETTY IMAGES

 

Five weeks after Rutgers University suspended the New Brunswick campus chapter of Students for Justice in Palestine (SJP) on Dec. 11 for violating several university policies, the school reversed its decision and reinstated the pro-Hamas group. In celebration, SJP members filmed a video in the classic Palestinian terrorist style: faces covered in kaffiyehs, reading a communique which, following a diatribe against the Zionists, made a list of demands that the school must meet if it wished to wipe the stain of its complicity in genocide.

Since October, American cities and college campuses have been transformed into stages for this kind of Middle Eastern performance theater in support of Hamas and its murder, torture, and rape of Jews. Performances have ranged from vicarious partaking in the Oct. 7 pogrom, like the tearing down of posters of kidnapped Israelis, to calls for “globalizing” Palestinian terrorism “from New York to Gaza,” to outright expressions of support for Hamas and the extermination of Jews “from the river to the sea”—“by any means necessary,” lest there be any confusion. “There is nothing, nothing more honorable than dying for a noble cause, for justice,” a high-profile organizer of a rally at Columbia shouted into a bullhorn in a thick Arabic accent.

There’s also no confusion about the fact that these rallies feature Arab and Muslim students who eagerly support terrorism—often by denying that Hamas or its actions of Oct. 7 constitute “terrorism” at all. Equally evident is that many of the students leading, organizing, and participating in these protests and expressions of antisemitism and support for Hamas on college campuses are not Americans—meaning that they are not American citizens or even green card holders. Rather, they are foreign passport holders, including from Arab and Muslim countries, who have decided to avail themselves of U.S. educational infrastructure while importing the passions and prejudices of their home countries to American campuses.

American universities have made either an exceedingly clever or else exceedingly reprehensible bargain: quota-filling at a profit.

Indeed, the universities have acknowledged the obvious fact that many of the campus protest leaders are foreign students, here on limited educational visas, in the manner with which they have chosen to handle the Gaza protests. Early on, the Massachusetts Institute of Technology (MIT) cautioned students who occupied lecture halls, prevented other students from going to class, and otherwise violated school policies and guidelines, that they could face suspension for their behavior. But it quickly became clear there would be no serious consequences for noncompliance. When the students pressed on, MIT only suspended a handful of them “from non-academic campus activities.” The explanation MIT President Sally Kornbluth gave for her decision was unambiguous: “serious concerns about collateral consequences for the students, such as visa issues.”

Plainly put, what Kornbluth said is that foreign students have been violating school policy, but academic suspension or expulsion would terminate their ability to remain in the country. MIT therefore refrained from disciplining these students in order to keep them enrolled.

Kornbluth’s concerns were well-founded. There are laws on the books that apply to foreign students and other nonresident aliens in the United States who support terrorist organizations like Hamas. Since October, leading Republican lawmakers have reminded everyone of the existence of these laws. Reps. Jim Banks, R-Ind., and Jeff Duncan, R-S.C., led 17 other Republican House representatives in a letter to Secretary of Homeland Security Alejandro Mayorkas and Secretary of State Antony Blinken “to request information regarding the potentially unlawful presence on U.S. soil of non-immigrant foreign nationals who have endorsed terrorist activity.” The letter explained the relevant law:

Student visa applicants, like all non-immigrant visa applicants, must qualify under the Immigration and Nationality Act (INA) to be approved for a visa. They are subject to a wide range of ineligibilities in Section 212(a) of the INA.

Section 212(a)(3)(B)(i)(VII) of the INA states that, “any alien – who endorses or espouses terrorist activity or persuades others to endorse or espouse terrorist activity or support a terrorist organization … is inadmissible.”

If a visa “was issued before DHS uncovers evidence of a visa-holder’s ineligibility under INA s.212(a)(3)B),” the legislators added, “the individual in question should immediately have their visa revoked and face expedited deportation proceedings.”

You could argue there are ideological reasons for the schools not to take action against foreign students. “Palestine,” after all, has found its place at the heart of progressive “intersectionality.” But there’s also a strong material incentive for the universities’ failure to obey the law.

The average share of international students in Ivy League schools who enrolled in the fall of 2023 is about 15%. The overall international share is higher. A quarter of Harvard’s student body is now international. At MIT, it’s nearly a third.

SJP members read a list of demands in a YouTube video YOUTUBE

The scheme by which U.S. taxpayers pay to give 25% or more of the places at America’s most prestigious universities to foreign students is a recent innovation—one that took shape between 2004 and 2014, and has helped make the universities’ DEI rhetoric cost-free. The international share of freshmen at Georgetown nearly quadrupled from 3% in 2004 to 11% a decade later, with similar numbers at Berkeley and Yale. The growth in undergraduate enrollment at Yale during that decade was fueled almost entirely by foreigners. In that same period, the number of incoming foreign students at Ivy League schools rose by 46%.

Behind this increase lies the simple reality that only a comparatively small number of Americans can afford the mind-numbingly high fees that American universities extort from their captive domestic market. Foreign students, the overwhelming majority of whom are either the children of wealthy foreign elites or directly sponsored by their governments, represent a serious source of funding for American colleges, public and private alike. These students often pay full or near-full tuition and board, and help public universities balance the books in the face of budget cuts. More broadly, they augment revenue by helping to fill federally funded programs that are based on racial and ethnic quotas.

Depending on how you look at it, American universities have made either an exceedingly clever or else exceedingly reprehensible bargain: Quota-filling at a profit. While this practice is generally covered with asinine bureaucratic language such as “promoting diversity” and “fostering a cosmopolitan culture” for a “global community,” it is in fact a racket by which universities take slots presumably intended for members of groups that are held to be economically and culturally deprived—and on which the universities would be obligated to take a loss—and instead sell them at a profit to the families of some of the more privileged people on Earth, while also continuing to sell identity-politics platitudes as institutional ideology.

It seems obvious enough that foreign students who can afford the cost of full tuition and board without financial aid often come from the elite segment of their societies, which in authoritarian countries often translates into overlap with the ruling regimes. When it comes to the Middle East especially—though hardly exclusively—this privileged class is both outwardly “Westernized” and soaked in the antisemitism prevalent in their home societies.

What should universities do in response? Well, one move might be to hold seminars for incoming foreign students explaining that the group hatreds and conspiracy theories that fuel political discourse in their home countries are in fact poisonous—and according to U.S. law could easily get them expelled. Or, universities can pretend that these views are normal—and encourage home-grown professors to serve as faculty advisers and active sympathizers—so as not to disturb their cash cow.

And it’s not just tuition money that schools are milking. Foreign governments also write big checks to ensure that their students—and their politics—are given red-carpet treatment at big-name universities. According to the National Association of Scholars, since 2001 Qatar has given around $5 billion to American universities, more than any other foreign government. Between 2014 and 2019, American colleges and universities received $2.7 billion in Qatari funding without any public acknowledgment of the source of those funds. Given that Qatar hosts the leadership of Hamas, one can see how cracking down on Hamas-sympathizing students might seem like a bad idea for university presidents who cash Qatari checks.

The political and financial incentives for the universities, therefore, are straightforward. But here’s the thing: It’s not just the students who are breaking the law. The schools are actively doing so, too. Universities did not simply refrain from expelling foreign students who violated the terms of their visas by espousing and endorsing terrorist activity. They took extra steps to protect foreign students from the legal repercussions of their actions, which in some cases would appear to make the universities themselves accessories to the crime of facilitating terror-supporting activity.

In November of last year, for example, the presidents of Columbia University and Barnard College announced the establishment of the “Doxing Resource Group” in response to “Arab, Muslim, and Palestinian students,” who participated in the rallies cheering terrorism and the murder of Jews, having their names and photos publicized “by third parties.” This was doxing, according to the presidents: “a dangerous form of intimidation” that is “unacceptable.” For this initiative, Columbia and Barnard “have retained experts in the field of digital threat investigation and privacy scrubbing to support our impacted community members.”

That is, the schools hired people—who will work with the Offices of General Counsel, the Offices of the Provost, and Barnard College Information Technology—to erase whatever damning footprint their foreign students may have left online, which could be used as grounds for visa revocation and deportation. It should be noted that foreign students are not merely exercising their rights to free speech, whether determined by the First Amendment or university administrators: Foreign students are not U.S. citizens, and their entry and presence in this country are strictly conditional. Once these conditions are violated, the violators have no right to stay or exercise rights that belong to citizens.

The schools, in other words, know the law. They know that what their international students did violates the terms of their legal status in the U.S. and is therefore subject to legal sanction. Nevertheless, they took steps toward being actively complicit in their students’ illegal conduct.

But what the schools also know is that they have political cover from the Biden administration to violate the country’s visa and terrorism laws. On Nov. 1, three weeks after the Oct. 7 pogrom and the eruption of antisemitic, pro-Hamas street action in U.S. cities, the White House unveiled “the first-ever National Strategy to Counter Islamophobia in the United States.” The initiative, with its inversion of reality, gave a green light to pro-Hamas protesters while telegraphing to the university administrators that the former were members of a protected class—rather than a danger to public safety.

University administrators were hardly the only ones to get the message. In Massachusetts, for example, the top-down imperative to protect student demonstrators from the legal consequences of supporting terrorist groups led to a wholesale change in police functioning that under any other circumstances would be excoriated by the left as evidence of incipient fascism.

“Under Massachusetts law,” the University of Massachusetts Amherst explained in a statement, “daily police logs, including the names and addresses of arrestees, must be made public ‘without charge to the public during regular business hours and at all other reasonable times.’ For several years, the University of Massachusetts Police Department (UMPD) has posted these logs online to ensure compliance with state law. Beginning in December 2023, UMPD police logs will no longer be available on the UMPD website. UMPD logs will, however, remain available to the public at no charge at the UMPD lobby at 585 East Pleasant Street in Amherst.”

The real victims, you see, are the brave students chanting genocidal slogans in public; the villains are the people who attempt to “dox” them by posting footage of their noxious statements and behavior online.

Instead of this kind of dangerous moral inversion, universities and the state and federal authorities that govern their behavior would be better served by obeying the law. Deporting foreign students who support and aid terror groups that kill Americans and hold them hostage seems like a first step toward sanity at American universities whose desire to have their sectarian DEI cake and get even fatter by eating it has led them into a moral abyss.


Tony Badran is Tablet’s news editor and Levant analyst.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Pope Condemns Anti-Judaism, Antisemitism Amid New Wave of Attacks Against Jews

Pope Condemns Anti-Judaism, Antisemitism Amid New Wave of Attacks Against Jews

Reuters and Algemeiner Staff


Francis | Biography, Pope, Laudato Si’, Roman Catholic Church, & Facts | Britannica

Pope Francis condemned all forms of anti-Judaism and antisemitism, labeling them as a “sin against God,” after noticing an increase in attacks against Jews around the world.

“(The Church) rejects every form of anti-Judaism and antisemitism, unequivocally condemning manifestations of hatred towards Jews and Judaism as a sin against God,” the pontiff wrote in a letter to the Jewish population of Israel dated Feb. 2 and made public on Saturday.

“Together with you, we, Catholics, are very concerned about the terrible increase in attacks against Jews around the world. We had hoped that ‘never again’ would be a refrain heard by the new generations,” he added.

The Pope noted that wars and divisions are increasing all over the world “in a sort of piecemeal world war,” hitting the lives of many populations.

Francis, 87, has condemned Hamas’ Oct. 7 cross-border attack from Gaza into southern Israel. He has also said on several occasions that a two-state solution was needed to put an end to the Israeli-Palestinian conflict.

In his letter, the pope also called, once again, for the release of those hostages still being held by militants.

He said his heart was torn at the sight of the conflict in the Holy Land and the division and hatred stemming from it, adding that the world was looking at the unfolding of events in the area with “apprehension and pain.”

He assured the Jewish community of his closeness and affection, “particularly (those) consumed by anguish, pain, fear and even anger,” repeating his call for the end of the war.

Francis said he prayed for peace. “My heart is close to you, to the Holy Land, to all the peoples who inhabit it, Israelis and Palestinians, and I pray that the desire for peace may prevail in all.”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com