Brytyjski reżyser filmowy Jonathan Glazer (Źródło zdjęcia: Wikipedia)
Jak działa „przebudzony” antysemityzm
Jonathan S. Tobin
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska
Zdobywca nagrody filmowej za film o Holokauście wykorzystał swoją chwilę na scenie do zasygnalizowania swojego sprzeciwu wobec Izraela i milczącego wsparcia dla współczesnych nazistów.
„Nasz film pokazuje, dokąd prowadzi dehumanizacja w najgorszym wydaniu. Ukształtowało to całą naszą przeszłość i teraźniejszość. W tej chwili stoimy tutaj jako ludzie, którzy zaprzeczają swojej żydowskości podczas Holokaustu porwanego przez okupację, która doprowadziła do konfliktu dla tak wielu niewinnych ludzi. Czy to ofiary 7 października w Izraelu, czy trwający atak na Gazę – wszystkie ofiary tej dehumanizacji, jak możemy się przeciwstawić?”
Pomijając pokręconą składnię tych zdań, to, co powiedział Glazer, nie było jedynie głęboko obraźliwe. Oznaczało to nowy dno w staczaniu się Hollywoodu w modne racjonalizacje nienawiści do Żydów. Pokazał nam także, jak działa nowy „przebudzony” antysemityzm, zwłaszcza gdy jego chorążymi są Żydzi, którzy mają niewielki lub żaden związek ze swoim dziedzictwem. Jako taki był to klasycznym przykładem momentu „ ja jako Żyd”, w którym ludzie odwołują się do swojej żydowskiej tożsamości, by potępiać innych Żydów.
Kto „porwał” Holokaust?
Glazer nakręcił film o eksterminacji Żydów w Auschwitz i w niedzielę wieczorem obsypano go pochwałami i wszelkimi dobrodziejstwami finansowymi, zawodowymi i społecznymi, jakie za tym idą. To mu jednak nie wystarczyło. Postanowił użyć swojego odwołania się do najboleśniejszego momentu w historii żydowskiej do oczernienia Izraela i Żydów.
Łączenie Holokaustu z izraelską kampanią w Strefie Gazy mającą na celu wykorzenienie organizacji, która dopuściła się okrucieństw popełnionych 7 października na społecznościach żydowskich w południowym Izraelu, oznacza wywrócenie historii do góry nogami. Udawanie, że to Żydzi są dzisiejszymi nazistami, a nie Hamas i jego palestyńscy zwolennicy, jest wielkim kłamstwem. To Palestyńczycy z Hamasu niosą obecnie pochodnię planów Adolfa Hitlera dotyczących ludobójstwa narodu żydowskiego, jak to wyraźnie określono w ich statucie i całej ich propagandzie, która ma na celu zniszczenie Izraela i rzeź jego ludności. Tego rodzaju taktyka inwersji jest – jak jasno wynika z roboczej definicji tego terminu przyjętej przez Międzynarodowy Sojusz na rzecz Pamięci o Holokauście (IHRA) – podręcznikowym antysemityzmem.
Mówienie o „okupacji” w tym kontekście oznacza użycie tego słowa w sposób, w jaki Palestyńczycy go wykorzystują. Kiedy mówią „okupacja”, mają na myśli odrodzenie państwa żydowskiego w 1948 roku i odnoszą się do całego Izraela, jak to zupełnie wyraźnie mówi Hamas.
Co więcej, mówiąc o „okupacji”, która „porwała” Holokaust, Glazer używał starannie dobranego języka, aby poprzeć kanon, jakoby istnienie jedynego państwa żydowskiego na planecie było wynikiem wykorzystania przez Żydów nazistowskiej kampanii eksterminacji, którą przedstawił na filmie. Syjoniści nie „porwali” Holokaustu, aby pomóc w stworzeniu państwa żydowskiego. Ugruntowali żydowskie prawa historyczne do swojej starożytnej ojczyzny, której nigdy nie porzucili. Zamordowanie 6 milionów Żydów, którym brakowało siły, jaką dawało im suwerenne państwo i którzy nie mieli bezpiecznego schronienia, do którego mogliby się udać, było dowodem na to, że ustanowienie takiego państwa było konieczne i sprawiedliwe.
Jeśli ktoś „porwał” Holokaust, to był to Glazer.
Twierdzenie, że „okupacja” doprowadziła do obecnego konfliktu, jest również kłamstwem, jeśli odnosi się do przejęcia przez Izrael kontroli nad Judeą i Samarią, Jerozolimą lub Strefą Gazy podczas wojny sześciodniowej w 1967 r. lub do tego, czy Żydzi mają tam prawo do życia. Strefa Gazy nie była „okupowana” 7 października. Izrael wycofał z niej wszystkich żołnierzy, osadników i osady w 2005 roku i od tego czasu była pod każdym względem niezależnym państwem palestyńskim, z wyjątkiem nazwy. A traktowanie największego masowego morderstwa Żydów od czasu Holokaustu w palestyńskiej orgii rzezi, gwałtów, tortur i porwań 7 października jako analogiczne do wysiłków Izraela mających na celu wykorzenienie terrorystów, jest równie absurdalne, jak jest niemoralne. Stawia morderców na tym samym poziomie moralnym, co tych, którzy chcą ich powstrzymać przed ponownym mordowaniem.
I co innego mógł Glazer mieć na myśli, mówiąc, że on i jego koledzy „odrzucamy naszą żydowskość” w związku z tą „okupacją” poza próbą oddzielenia Żydów i judaizmu od Izraela i jego wysiłków we własnej obronie?
Ale o to właśnie chodzi w sygnalizowaniu cnót przez obwieszczenia pod hasłem „ja jako Żyd”. Takie protesty, które mają na celu odróżnienie „dobrych” Żydów, którzy chcą powiedzieć światu, że nie chcą mieć nic wspólnego z „złymi” Żydami w Izraelu i tymi, którzy ich wspierają, są teraz szczególnie ważne. Są istotnym elementem nowej wersji antysemityzmu zakorzenionej w toksycznych ideach krytycznej teorii rasy i intersekcjonalności, w której świat jest podzielony pomiędzy dwie wiecznie walczące grupy: „białych” prześladowców i „ludzi kolorowych”, którzy są ich ofiarami.
W tym światopoglądzie podyktowanym przez „przebudzony” katechizm różnorodności, równości i inkluzywności (DEI) obowiązkiem członków klasy ciemięzców – którzy wszyscy są uważani za winnych rasizmu tak samo jak najgorszy neonazista lub członek Ku Klux Klanu – jest odpokutowanie swoich zbrodni przez przyjęcie „antyrasizmu”. W ideologii DEI Żydzi i Izrael są „białymi ciemiężycielami” Palestyńczyków, mimo że konflikt nie ma charakteru rasowego, a połowa wszystkich żydowskich Izraelczyków sama jest „kolorowymi ludźmi”, ponieważ ich korzenie sięgają Afryki Północnej lub Bliskiego Wschodu. Zatem „dobrzy” Żydzi muszą potępić Izrael, niezależnie od tego, co zrobi on lub ci, którzy chcą go zniszczyć.
I to właśnie Glazer, a także ci, którzy nosili czerwone przypinki – które makabrycznie przypominają zakrwawione dłonie palestyńskiego Araba na słynnej fotografii tego okropnego momentu, kiedy brał udział w linczu dwóch Izraelczyków na początku drugiej intifady w 2000 roku. Glazer zrobił to na znak poparcia natychmiastowego zawieszenia broni na tegorocznej ceremonii rozdania Oscarów.
Polityka na rozdawaniu Oscarów
Nie ma nic nowego w tym, że zdobywcy Oscarów wykorzystują ceremonię transmitowaną przez międzynarodową telewizję do sygnalizowania swoich przekonań politycznych lub podkreślania celów, które wspierają. Przeszliśmy długą drogę od chwili w 1973 roku, kiedy Marlon Brando zdecydował, że Sacheen Littlefeather przyjmie przyznanego mu Oscara dla najlepszego aktora pierwszoplanowego za rolę w „Ojcu chrzestnym”, by podkreślić swoje wsparcie dla trudnej sytuacji rdzennych Amerykanów. Kiedy kobieta ubrana w okrycie ze skóry jelenia stanęła na podium, została wygwizdana przez publiczność. Ale jak wszyscy w Hollywood, Littlefeather tylko odgrywała rolę. Okazało się, że nie była, jak twierdziła, członkiem plemienia Apaczów z Białej Góry ani żadną rdzenną Amerykanką, choć wyszło to na jaw dopiero po jej śmierci.
Pięć lat później, kiedy Vanessa Redgrave przyjęła nagrodę dla najlepszej aktorki drugoplanowej za „Julię”, wykorzystała swój moment, aby potępić „syjonistycznych chuliganów”, którzy protestowali przeciwko jej wsparciu dla terrorystów Organizacji Wyzwolenia Palestyny, grupy która dążyła do zniszczenia Izraela. W dalszej części programu pisarz Paddy Chayefsky – sam trzykrotny zdobywca Oscara, a także weteran wojny z nazistami i zdecydowany zwolennik Izraela – stanowczo odrzucił słowa Redgrave, ku aplauzie obecnych.
Ale to, co wtedy wydawało się szokujące, teraz jest codziennością. W ostatnich latach, gdy prawie wszyscy związani z przemysłem rozrywkowym są coraz bardziej zajęci demonstrowaniem swojego przywiązania do modnych lewicowych idei (lub są zdecydowani ukrywać swoje rzeczywiste przekonania, jeśli tak nie jest), polityka podczas ceremonii wręczenia Oscarów jest rzeczą oczywistą. A najlepszym sposobem na zdobycie przychylności „przebudzonego” tłumu, który zawsze jest gotowy rozszarpać w oczach opinii publicznej każdego, kto nie zgadza się z obecną ortodoksją, jest ogłoszenie własnej wierności jej sprawom. Nie było słychać buczenia ani zaprzeczenia słowom Glazera ze strony któregokolwiek z aktorów i filmowców, którzy później pojawili się na scenie.
Dlatego tak wielu w Hollywood podąża za przykładem politycznych progresistów i fałszywie określa wysiłki Izraela mające na celu zapewnienie, że nie będzie więcej pogromów z 7 października, mianem „ludobójstwa”. Traktują wojnę w Gazie jako niewybaczalną zbrodnię zamiast kampanię niezbędną, jeśli pokój ma kiedykolwiek mieć szansę na Bliskim Wschodzie.
Walka z nazistami kiedyś i dziś
Niemała to ironia losu, że masowi mordercy przedstawieni w „Strefie interesów” zostali pokonani i postawieni przed sądem tylko dzięki żołnierzom i lotnikom alianckim, którzy stanęli przed tym samym dylematem, przed jakim stoi dzisiaj Izrael. W 1945 r., gdy wojska amerykańskie, brytyjskie i radzieckie zbliżały się do ostatnich twierdz nazistowskich, Niemcy nie chcieli uznać swojej nieuniknionej porażki i walczyli do samego końca. Podobnie jak gdzie indziej, zmusili Armię Czerwoną do walki o każdą ulicę i dom w Berlinie. W wyniku alianckich bombardowań i rozbicia III Rzeszy zginęło dwa miliony niemieckich cywilów, a w samym tylko Berlinie w ostatnich tygodniach wojny zginęło aż 125 tysięcy ludzi.
Choć te liczby mogą brzmieć okropnie, przyzwoici ludzie na całym świecie rozumieli, że przyszłość cywilizacji wymaga pokonania nazistów, a jeśli to oznaczało, że niemieccy cywile muszą zginąć, to trudno. Wiedzieli, że ogromne straty wśród ludności cywilnej (znacznie przewyższające nawet wątpliwe dane podawane przez Hamas na temat liczby zabitych w obecnej wojnie) były ceną, jaką naród niemiecki musiał zapłacić za to, że dał się kierować ludobójczemu ruchowi, który większość jego obywateli wspierała, jak długo naziści wygrywali wojnę.
Palestyńczycy i Hamas są dziś w podobnej sytuacji. Ich ideologia nienawiści do Żydów niewiele różni się od ideologii nazistów przedstawionej w filmie Glazera. Ich zbrodnie 7 października zostały popełnione w ramach bezwstydnego przejawu barbarzyństwa, które ludzie zarządzający Auschwitz faktycznie starali się ukryć przed światem. Ponieważ jednak „przebudzona” ideologia uważa Palestyńczyków za intersekcjonalne ofiary, a Izraelczyków za ich prześladowców, modna opinia jest nieugięta, że wojna mająca na celu wykorzenienie Hamasu musi się zakończyć, a Żydzi muszą w przyszłości zostać poddani większym okrucieństwom, jeśli nie zostać zabici i pozbawieni swojej ojczyzny „od rzeki do morza”, jak żądają tego proterrorystyczne tłumy.
Niestety, w 2024 r. nie było dumnego Żyda, który w dalszej części ceremonii zaprzeczyłby i potępił Glazera, tak jak Chayefsky zrobił to reagując na wystąpienie Redgrave w 1978 r. Steven Spielberg miał szansę coś powiedzieć, ale zdecydował się trzymać swojego scenariusza. We współczesnym Hollywood skargi, że Żydzi są wymazywani przez „przebudzony” katechizm, który jest nierozerwalnie powiązany z antysemityzmem w nowej religii „różnorodności” Oscarów, są ignorowane. To celebryci „jako Żydzi” wygłaszają swoje nienawistne kazania z ambony, a ci, którzy opowiadaliby się za sprawiedliwością sprawy Izraela, są marginalizowani.
Ludzie tacy jak Glazer, których wysiłki mają na celu pomóc przetrwać i zwyciężyć grupom współcześnie praktykującym ludobójstwo Żydów – i to „jako Żydzi” – są hańbą i zasługują na to, by w historii wspominać ich z potępieniem wraz z najgorszymi przykładami tych, którzy zdradzili własny naród. Ilustrują także moralną deprawację artystów i intelektualistów, którzy zostali porwani przez ideologię umożliwiającą zjadliwą formę antysemityzmu udającego obronę praw człowieka.
Jonathan S. Tobin jest redaktorem naczelnym amerykańskiego magazynu JNS (Jewish News Syndicate).
Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com