Źródło zdjęcia: Wikipedia.
Pakt Biden – Sinwar – Chamenei
Andrzej Koraszewski
Zdaniem „New York Timesa” to jest „punkt zwrotny”. Faktycznie widzimy zmianę jakościową. Biden powiedział głośno to, o czym od wielu dni mówiono po cichu. Ograniczenia amerykańskich dostaw broni i amunicji zaczęły się już wcześniej, chociaż oficjalnie próbowano temu zaprzeczać. Teraz, w Dniu Pamięci o Ofiarach Holokaustu, amerykański prezydent, zasłaniając się troską o palestyńską ludność cywilną, uznał, że musi uratować Hamas przed ostateczną klęską i stworzyć warunki do powstania państwa palestyńskiego pod władzą Hamasu.
Powtarza się, że nadal jest to tylko groźba, że dostawy zostaną wstrzymane „jeśli”, ale Pentagon potwierdza, że już zostały wstrzymane.
Czy amerykański prezydent jest naiwny, czy tylko udaje, że nie wie czego żąda? Przez wszystkie miesiące od wywołania wojny przez Hamas amerykańskie potępienia Hamasu były wyłącznie pustosłowiem. Nie było stanowczych nacisków na Katar ani Iran, nie żądano wyrzucenia przywódców Hamasu z Kataru, nie żądano natychmiastowego uwolnienia izraelskich zakładników, nie grożono przeniesieniem amerykańskiej bazy wojskowej z Kataru, nie stawiano żadnego ultimatum Teheranowi. Przeciwnie, wszystkie pretensje były skierowane pod adresem Izraela, informacje Hamasu o rzekomych zbrodniach Izraela traktowane były z całą powagą, prawa człowieka zmieniono w pośmiewisko, w narzędzie do nieustannego oskarżania Żydów, nikt nie miał pretensji do „prezydenta” Abbasa” za popieranie barbarzyństwa Hamasu, amerykańska administracja dała przyzwolenie na publiczną nienawiść do państwa żydowskiego.
Prezydent USA bredził wcześniej, że „ Hamas nie reprezentuje Palestyńczyków”. Nie zdradził tajemnicy, skąd to wie, udawał również, że nie ma wiedzy o badaniach palestyńskiej opinii publicznej, ani tego, kto tych Palestyńczyków niby reprezentuje i jak to robi.
Tymczasem Teheran oznajmił w tym samym dniu, że może być „zmuszony do zmiany swojej doktryny nuklearnej i zbudowania bomb atomowych, jeśli jego egzystencja będzie zagrożona”. To, że Iran albo już ma broń atomową, albo dzieli go od ich zbudowania kilka tygodni, wiadomo od pewnego czasu. Teraz najwyraźniej uznali, że mają zielone światło z Waszyngtonu i czas przestać udawać, że wcale do wejścia w posiadanie broni atomowej nie zmierzają. Tym samym przestała już być potrzebna fatwa (o której radośnie opowiadał prezydent Obama, a której nikt na oczy nie widział), która rzekomo stwierdzała, że islam zabrania produkcji broni nuklearnej.
Nowe oświadczenia ONZ w sprawie gotowości uznania „państwa Palestyna” zapewne nie były związane z wypowiedzą prezydenta Bidena z okazji Dnia Pamięci o Ofiarach Holokaustu, ale łatwo się domyśleć, że już wcześniej uznano atmosferę za sprzyjającą dla podjęcia tego kroku, bo jest możliwość, że USA w Radzie Bezpieczeństwa tego nie zablokują, a sama rezolucja Zgromadzenia Ogólnego z pewnością uzyska wymaganą większość, więc dziennikarze i tak uznają to za wiążącą decyzję ONZ, a o to przede wszystkim chodzi.
Co zatem oznacza ten „punkt zwrotny” Ameryki? Izraelski historyk Gadi Taub w opublikowanym w tym samym dniu artykule pisał:
„W oczach administracji Bidena Hamas jest mniejszym problemem. Większym problemem jest Benjamin Netanjahu. Stany Zjednoczone są skłonne współpracować z pełnomocnikami Iranu wszędzie w ramach swojej polityki ‘integracji regionalnej’, tj. uspokajania Iranu. Nie chcą jednak żyć z koalicją Benjamina Netanjahu. Uparty Netanjahu wyraźnie nie chce uczyć się od nauczycieli, takich jak sekretarz stanu USA Antony Blinken, jak ‘dzielić sąsiedztwo’ z ludobójcami w Gazie, Judei i Samarii, Libanie i Teheranie, których dążeniem jest wymordowanie Żydów”.
Tony Bardan, amerykański naukowiec z Centrum Badań nad Terroryzmem Fundacji Obrony Demokracji, pisał niedawno, że Izrael stoi przed wyborem, czy pozostać niezależnym państwem, czy być klientowskim krajem w służbie wielkiego mocarstwa. Bardan przypomina, że to ostatnie już było. Herod Wielki był praktycznie namiestnikiem Rzymu, i skończyło się to zburzeniem świątyni, a w kolejnych dekadach ludobójstwem Żydów i wygnaniem na tułaczkę większości pozostałych przy życiu.
Gadi Taub opisując dzisiejsze harce Ameryki na Bliskim Wschodzie, podstępne próby obalenia wybranego przywódcy izraelskiego rządu, konszachty z ewentualnym „własnym” premierem Izraela, pokazuje, że dla Partii Demokratycznej, wrogiem jest Netanjahu, a nie islamski terroryzm, nie zagrożenie Ameryki i całego demokratycznego świata, nie kolejny, uzbrojony w broń atomową wróg demokracji i nie ludobójczy Hamas.
Amerykański prezydent powtarzał jak katarynka mantry o prawie Izraela do obrony, o niezłomnym poparciu dla sojusznika, równocześnie robiąc wszystko co było w jego mocy, żeby uratować ludobójczego wroga Izraela i wzmocnić jego głównego sponsora.
W świecie, który powrócił w stare koleiny morderczej nienawiści do Żydów, Izrael jest zależny od amerykańskiej pomocy i opieki. Ale – pisze Taub – Stany Zjednoczone trzymają Izrael na smyczy, racjonując amunicję, zmuszając do niekontrolowanego dostarczania pomocy humanitarnej, która wpada w ręce Hamasu, utrzymując jego władzę nad ludnością Gazy, na polu dyplomatycznym cicho popierają jednostronne uznanie państwa palestyńskiego i chociaż pomogli odeprzeć zmasowany atak rakietowy Iranu, to wymusili symboliczną tylko odpowiedź Izraela. Głównym celem Ameryki jest dziś zapewnienie przetrwania Hamasu jako władcy gazańskiej fortecy.
Stany Zjednoczone traktują Izrael tak jak zawsze traktowano Żydów – z wyższością i pogardą. Zaprosili na rozmówki politycznego konkurenta premiera, próbowali wezwać na osobne rozmowy naczelnego dowódcę armii, nie protestują, kiedy karykatura sądu międzynarodowego grozi wydaniem nakazu aresztowania izraelskich przywódców, mobilizują swoich obywateli pochodzenia żydowskiego do ataków na władze izraelskie. Co więcej, jest bardzo wiele dowodów wskazujących na rządowe finansowe i organizacyjne wsparcie wewnętrznych podziałów w Izraelu i politycznej destabilizacji kraju w chwili walki o egzystencjalne przetrwanie.
Nie oszukujmy się, „punkt zwrotny” jest tylko punktem kulminacyjnym. Nawet jeśli nie wszystko idzie zgodnie z planem i Benny Gantz nie zdecydował się jeszcze na pełną współpracę, a premier Netanjahu najwyraźniej odmawia poddania się naciskom, amerykański sojusz z Hamasem opóźnia ostateczne rozgromienie tej terrorystycznej organizacji, a kampania nieustających nieuczciwych oskarżeń z każdym dniem nasila wrogość do Izraela, wrogość do Żydów i sympatie do wrogów nie tylko Izraela, ale i Ameryki oraz całej reszty demokratycznego świata.
Intencje sojuszników są jasne, afisz ruchu BDS mówi o tym bez ogródek:
Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com