Wspieranie Hamasu nie jest pierwszym przypadkiem, kiedy ONZ i „społeczność międzynarodowa” wybrały stronę zabójców zamiast ich ofiar
Francuscy spadochroniarze stojący na straży lotniska w Rwandzie. Sierpień 1994, Źródło: Wikipedia.
Instytucjonalne ułatwianie ludobójstwa
Ben Poser
ONZ powstała w 1945 roku, aby zapobiec dwóm rzeczom: „gorącej” wojnie na paraliżującą skalę II wojny światowej oraz eksterminacji jakiejkolwiek grupy ludzi z powodu ich tożsamości. Innowacje w technologii broni nuklearnej sprawiły, że pierwsza z nich była zbyt katastrofalna, aby ją ryzykować (a zatem bez praktycznego znaczenia), ale odpowiedzialność ONZ za powstrzymanie ludobójstwa, uchwalona w roku odrodzenia Izraela, nadal pozostaje aktualna. Jest niewybaczalne, że od tego czasu Konwencja o zapobieganiu i karaniu zbrodni ludobójstwa nigdy nie skłoniła Organizacji Narodów Zjednoczonych do powstrzymania jakiegokolwiek ludobójstwa, jakie miały miejsce od czasu Holokaustu.
W tych powojennych latach ONZ poświęciła większość swoich pieniędzy i autorytetu moralnego na atakowanie nie Kambodży, Chin, Sudanu lub Zimbabwe, ale Izraela – kraju stworzonego przez ludzi ocalałych z ludobójstwa w nadziei na zapobieżenia kolejnemu. Nie wolno zapominać, że kiedy w 1975 r. uchwałą Zgromadzenia Ogólnego nr 3379 uznano syjonizm za formę rasizmu, dwa ludobójstwa, które nie miały nic wspólnego z Żydami – Pol Pota w Kambodży i Idi Amina w Ugandzie – miały miejsce jednocześnie, a w ich wyniku zginęło około 3,3 miliona ludzi. Podobnie po 2000 r., wydając jedną zniesławiającą Izrael rezolucję za drugą, doszło do ludobójstwa w Kongo, Darfurze, a potem, z rąk ISIS, w Iraku i Syrii. Ale to ostatnie ludobójstwo miało miejsce podczas izraelskiej operacji Ochronny Brzeg w 2014 r., więc naturalnie komisja ONZ wydała później raport oskarżający Izrael o popełnienie „zbrodni wojennych”.
Jeszcze bardziej obciążające jest jednak to, jak działania ONZ dotyczące Rwandy odpowiadają obecnemu złemu traktowaniu Izraela walczącego o przetrwanie z armiami dżihadu.
Trzy miesiące przed rozpoczęciem ludobójstwa, 11 stycznia 1994 r., generał Roméo Dallaire, dowódca sił pokojowych ONZ w Kigali, przesłał do siedziby ONZ pilny telegram informujący, że rząd zdominowany przez Hutu planuje eksterminację wszystkich Tutsi w kraju jako część wojny z rebeliantami tego samego plemienia na północy. Kierujący się moralnym odruchem informator opowiedział siłom pokojowym o swojej pracy polegającej na szkoleniu młodych mężczyzn do zabijania Tutsi w tempie 3000 osób na godzinę oraz o kluczowych składach broni. Dallaire poprosił Nowy Jork o pozwolenie na nalot na magazyny broni, neutralizując zdolność rządu do uzbrojenia zabójców z Interahamwe. Dowództwo sił pokojowych odpowiedziało jednak żądaniem, by Dallaire nie zbliżał się do broni, by przekazał te niesłychanie istotne informacje wywiadowcze gangsterom Hutu planującymi te morderstwa i za wszelką cenę unikał użycia siły. Tak jak ONZ wie dzisiaj, że jej pracownicy i agencje współpracują bezpośrednio z Hamasem i indoktrynują dzieci, aby zabijały Żydów, tak teraz, jak wtedy, nie robią nic i nadal finansują terrorystów.
Człowiekiem, który zignorował informacje, które prawdopodobnie mogły uratować życie prawie miliona ludzi, był Kofi Annan, ówczesny podsekretarz generalny ONZ ds. operacji pokojowych. W 2004 roku Annan powiedział PBS, że nakazał Dallaire’owi udostępnienie swoich danych wywiadowczych architektom ludobójstwa, ponieważ „czasami bardzo dobrym środkiem odstraszającym” jest poinformowanie zbójeckich państw, że „wiemy, co planujecie” – jak gdyby taka taktyka kiedykolwiek zadziałała. Nic dziwnego, że podczas śledztwa rządu belgijskiego w sprawie morderstwa belgijskich żołnierzy sił pokojowych przez Hutu Annan uniemożliwił Dallaire’owi składanie zeznań i sam odmówił składania zeznań.
W wywiadzie dla PBS Annan wypowiedział inne wymowne słowa. Wskazując palcem na członków Rady Bezpieczeństwa, były sekretarz generalny zauważył, że chociaż państwa te miały nawet lepszy wywiad niż jego biuro, znał „nastroje w Radzie”: członkowie Rady, zdaniem Annana, nie zamierzali powiedzieć: „Wyślemy brygadę” lub „Trzeba wysłać posiłki do generała Dallaire’a”. Choć uwaga Annana jest wyraźnie w obronie własnej, przypomina o współudziale tak zwanej „wspólnoty międzynarodowej”, w tym Stanów Zjednoczonych, które w tamtym czasie nie chciały nawet wymówić słowa „ludobójstwo”. „Jeśli użyjemy słowa ‘ludobójstwo’ i będziemy postrzegani jako ci, którzy nic nie robią – powiedziała Susan Rice, ówczesna dyrektor ds. organizacji międzynarodowych i operacji pokojowych w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego, – jaki będzie to miało wpływ na listopadowe wybory [do Kongresu]?”
Autorką, która później ostro skrytykowała Rice’a za tę uwagę, była nie kto inny jak Samantha Power, która dwie dekady później mimo to dołączyła do Rice w rządzie jako ambasadorka przy ONZ, kiedy administracja Obamy była pomocna w masowej rzezi w Syrii. Power, która pełni obecnie rolę administratorki USAID, dla wsparcia obscenicznej polityki administracji Bidena polegającej na żądaniu „skokowego zwiększenia” pomocy dla Gazy, fałszywie twierdzi, że Izrael powoduje tam „głód”.
Szef Annana podczas ludobójstwa, ówczesny sekretarz generalny Boutros Boutros-Ghali, był przede wszystkim odpowiedzialny za potajemną sprzedaż rządowi Rwandy większości zapasów broni. Ta broń o wartości 26 milionów dolarów, zatwierdzona przez Boutrosa-Ghali, gdy był on jeszcze ministrem spraw zagranicznych Egiptu w 1990 r., stanowiła dużą część dostaw, których przejęcie przez Dallaire’a zablokowała ONZ. Boutros-Ghali zlekceważył później oryginalny faks Dallaire’a, uznając go jedynie za jeden z wielu „alarmujących raportów z terenu”, a zatem niewarty poważnego rozważenia. Jednak gdy ludobójstwo szło już pełną parą, jedyne, na co Boutros-Ghali i Annan pozwolili Dallaire’owi, to próba wynegocjowania niemożliwego do zrealizowania zawieszenia broni między Rwandyjskim Frontem Patriotycznym pod przywództwem Tutsi, a tym samym rządem, który mordował ich krewnych. Choć w 2004 roku Annan przyznał w PBS, że „poniosłem porażkę w Rwandzie”, nigdy tak naprawdę nie wziął na siebie odpowiedzialności. Kiedy w 1995 r. udał się do Rwandy i niechętnie odwiedził miejsce barbarzyńskiej masakry w kościele w Nyarubuye, przez 18 minut zwiedzał nietknięte kopce rozkładających się zwłok niewinnych ludzi, powiedział żyjącym, by byli odważni, a następnie wyszedł.
Obecny sekretarz generalny ONZ, Antonio Guterres, 28 lat później zrobił coś prawdopodobnie gorszego. Zaledwie dwa tygodnie po 7 października zdawał się subtelnie uzasadniać masakrę Żydów dokonaną przez Hamas, mówiąc, że „nie wydarzyła się ona w próżni”.
Jednak być może najbardziej uderzającą korelacją pomiędzy podżeganiem ONZ do ludobójstwa w Rwandzie i w Izraelu 30 lat później jest jej naleganie na „humanitarne” wsparcie dla masowych morderców i ich cywilnych wspólników. Mniej pamiętanym skutkiem ubocznym wojny domowej w Rwandzie był exodus około miliona Hutu do Tanzanii i Zairu, którym hojnie pomagała ONZ i społeczność międzynarodowa. Wiadomo było wówczas, że wielu z tych uchodźców albo wspierało cele ludobójstwa, albo osobiście należało do szwadronów śmierci Interahamwe, ale i tak zapewniono im żywność, lekarstwa i schronienie. Tysiące morderców spośród nich zostało przywódcami społeczności w obozach dla uchodźców, a gdy ludobójstwo się skończyło, wróciło do swoich wiosek, aby żyć na oczach tych nielicznych, którzy przeżyli rzeź.
Dziś ONZ żąda, aby Izrael dostarczył żywność, lekarstwa i schronienie ludziom, którzy żarliwie wspierają Hamas i jego ludobójcze wyczyny. Pod silną presją Stanów Zjednoczonych – obejmującą groźby wstrzymania dostaw broni, sankcje i wsparcie dla ścigania izraelskich urzędników i żołnierzy IDF przez MTK – Izrael został zmuszony do robienia tego, mimo że wiedział, że Hamas ukradnie pomoc dla siebie, jak to zwykle robi. Administracja Bidena rozpoczęła nawet budowę tymczasowego portu o wartości 320 milionów dolarów, aby zaopatrywać enklawę grupy terrorystycznej, i żąda od Izraela ochrony konwojów z pomocą, która wspiera siły wroga.
Niemniej istnieje jedna różnica pomiędzy perfidią ONZ w Rwandzie a wrogością wobec Izraela. W Rwandzie ONZ – choć często odmawiała użycia tego słowa – rozumiała, że Hutu w rzeczywistości dopuszczali się ludobójstwa na Tutsi. Dziś jednak ta sama ONZ faktycznie oskarża ofiary aktu ludobójstwa o bycie mordercami, nazywając sprawców tego czynu prawdziwymi ofiarami.
Jest zatem tylko właściwe, że jeden z urzędników ONZ podobno opisał bezsensowne rozmowy o zawieszeniu broni pomiędzy RPF a zabójcami z Hutu jako „przypominające chęć skłonienia Hitlera, by osiągnął zawieszenie broni z Żydami”. Żadna obserwacja nie mogłaby lepiej ująć trzech dekad moralnej deprawacji przebranej za idealistyczną przyzwoitość.
Ben Poser dyrektor American Anti-Slavery Group oraz redaktor naczelny White Rose Magazine.
Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com