Archive | 2024/06/22

Jak mówić o Żydach

Jak mówić o Żydach

JOANNA PODGÓRSKA [ 18 PAŹDZIERNIKA 2016 ]


Rekonstrukcja likwidacji getta w Będzinie. Występują tylko Niemcy i Żydzi. Polacy w wygodnej roli bezstronnych świadków. / Foto: Anna Musiałówna

Rozmowa z Elżbietą Janicką i Tomaszem Żukowskim o tym, jak filosemici wspierają antysemitów.

Dr Elżbieta Janicka i Dr Tomasz Żukowski / Foto: ©Leszek Zych/Polityka

Joanna Podgórska: – Co to jest przemoc filosemicka? Bo brzmi dziwnie.
Elżbieta Janicka: – Filosemityzm jest ekspresją uczuć pozytywnych. Tyle tylko, że obiektem tych uczuć są wyobrażenia filosemitów na temat Żydów. Struktura identyczna jak w antysemityzmie. Wyobrażenia filosemickie też nie są niewinne. Żyd wyobrażony musi dać się lubić. Nie może mówić rzeczy nieprzyjemnych czy zadawać niesympatycznych pytań. Najlepiej zaś, jeśli wystawi swoim miłośnikom wzorowe świadectwo moralności. Konkretnie chodzi o to, by zdjął z nich odpowiedzialność za antysemityzm i współodpowiedzialność za Zagładę.

Mamy tu do czynienia z wymuszeniem czy szantażem emocjonalnym. Na tym polega przemoc filosemicka. Pod tą osłoną antysemityzm, ale też inne formy przemocy i wykluczenia, trwają i reprodukują się w najlepsze. Filosemityzm manifestowany w Polsce chętnie i w dużej skali sprawia wrażenie, że dokonała się zmiana społeczna. To blokuje istotną zmianę, a wręcz likwiduje poczucie, że jest ona konieczna.

Tomasz Żukowski: – W naszych wydanych właśnie badaniach „Przemoc filosemicka? Nowe polskie narracje o Żydach po roku 2000” pytamy, dlaczego wiedza o faktach nie prowadzi do refleksji nad zjawiskiem dyskryminacji, słowem, dlaczego ciągle mamy jako społeczeństwo kłopot z przemocą wobec obcych. Zwykle mówi się w tym miejscu o skrajnej nacjonalistycznej prawicy. Okazuje się jednak, że mechanizmy wykluczenia, podporządkowywania mniejszości i kontroli jej wypowiedzi działają także w środowiskach liberalnych i postępowych. Tam, gdzie nikt nie neguje ustaleń Jana Tomasz Grossa i historyków mówiących o współudziale polskiego społeczeństwa w Zagładzie. Wzięliśmy na warsztat teksty kultury, które uznano za powód do dumy, dowód zmiany, porozumienia polsko-żydowskiego.

Co złego w zainteresowaniu kulturą żydowską?
EJ: Tylko co to za kultura żydowska, która po to, by zainteresować polską większość, musi być konstruowana w sposób bezpieczny i strawny, spełniający jej oczekiwania? Przede wszystkim nie może naruszać jej dobrego wizerunku. Większość musi zachować obie swoje korony: koronę Kazimierza Wielkiego i koronę cierniową Chrystusa Narodów. Chodzi o status dobroczyńcy i ofiary Żydów jednocześnie. Te wyobrażenia wywołują i legitymizują przemoc i wykluczenie. Żadne z nich nie zostało dotychczas skompromitowane i odrzucone w skali społecznej. A tkwią one w samym rdzeniu kultury dominującej. To nie żaden margines ani subkultura.

Widać to w analizowanych przez nas polskich opowieściach o tzw. wspólnej historii, które powstały po debacie jedwabieńskiej. Z pola widzenia usuwana jest istota relacji władzy większości nad mniejszością. Dominacja i podporządkowanie znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. W odniesieniu do Zagłady z pola widzenia znika miejsce większości dominującej w strukturze zbrodni. Nie widać, w jaki sposób i jak skutecznie uszczelniła ona machinę niemieckiej zbrodni. Czyli kręcimy się w kółko.

Wiedza rzeczowa zgromadzona przez ostatnich 15 lat jest ogromna i jeszcze do niedawna była całkowicie dozwolona. Pokazuje ona strukturalne umocowanie antysemityzmu w zbiorowej tożsamości. Pokazuje zrozumiałość zbrodni na Żydach. Pokazuje jej społeczno-kulturową prawomocność. Wynika stąd pilna konieczność przepracowania i odrzucenia toksycznych wzorów. Stosunek do uchodźców pokazał, że nie dokonała się żadna zmiana. Gross, który to zauważył, spotkał się z nagonką.

TŻ: Mniejszości – jako współobywatele – powinny mieć równe prawa. Móc mówić grupie dominującej, jak widzą jej zachowania w stosunku do siebie, co w związku z tym czują i co o nas myślą. Takich świadectw jest skądinąd dużo, ale kultura spycha je na margines. Interesowało nas, jakie warunki komunikacji w sferze publicznej narzuca mniejszości grupa dominująca, i to przy jednoczesnych deklaracjach jak najlepszych intencji. Co pozwala wypowiedzieć i jak zmusza do milczenia.

Jednym z przedmiotów waszej analizy jest świetnie przyjęty dokument Jolanty Dylewskiej „Po-lin. Okruchy pamięci”, opowiadający o przedwojennej koegzystencji Polaków i Żydów w małych miasteczkach.
TŻ: Idylliczny, nostalgiczny film. Tylko że ta nostalgia zakłamuje obraz, ukrywa coś ważnego. Wykorzystano dokumentalne nagrania, które kręcili żydowscy emigranci przyjeżdżający odwiedzać krewnych. Panuje atmosfera radości i święta. Realizatorzy potraktowali te taśmy jako głos kierowany do Polaków. Świadectwo dobrosąsiedzkich stosunków. Żydowscy bohaterowie zostali oddani we władzę polskiej narracji. Nie mówią nic niewygodnego. Nie próbują wejść w sferę publiczną zarezerwowaną dla Polaków, więc nie trzeba pytać o równouprawnienie i wykluczenie. Nie pojawia się kwestia wojennej wrogości, denuncjacji, rabunku ani ich związku z realiami II RP. Żyd potrzebny jest tylko po to, żeby stwierdzić, że mordowali Niemcy.

Akcja „Tęsknię za Tobą Żydzie” pozwala podobnie pominąć niewygodne pytania. Betlejewski zrobił warszawiakom zdjęcie na Dworcu Gdańskim, skąd wyjeżdżali Żydzi w 1968 r. „Gazeta Wyborcza” pisała o wydarzeniu pod nagłówkiem „Pokażmy, że tęsknimy”. Obok kadr z filmu Marii Zmarz-Koczanowicz przedstawiający dwóch żegnających się mężczyzn, w domyśle Żyda i Polaka rozdzielonych wyrokami historii. Tymczasem z filmu wynika, że marcowi emigranci czuli wokół siebie raczej mur niechęci, nikogo specjalnie nie obchodził ich wyjazd. Nie usłyszeli: zostań. Na filmie mówią o tym wprost. Akcja Betlejewskiego pozwala uczestnikom poczuć się tęskniącymi przyjaciółmi Żydów, ale bez pytania o udział w czystce etnicznej. Cała wina spada na paskudnych komunistów. My nie mamy z tym nie wspólnego. Pora uświadomić sobie, że mieliśmy i mamy.

Poddajecie analizie krytycznej także najwęższy dom na świecie, tzw. Dom Kereta w Warszawie. Co z nim nie tak?
EJ: Architekt wymyślił, by w szczelinie między budynkami przy ul. Żelaznej wybudować coś, co już na pierwszy rzut oka wydaje się miejscem dla pariasa, jeśli nie rekonstrukcją żydowskiej kryjówki. Nazwano to najwęższym domem świata i symbolicznie – bo nie naprawdę – podarowano „żydowskiemu pisarzowi z poczuciem humoru”. Nie zauważono, że jest to Izraelczyk. Padło na człowieka, którego rodzina przeszła w kryjówkach gehennę. Z molestowaniem seksualnym włącznie. Do tego „domu” i „daru” przypisano żądanie wdzięczności. Pisarz ma w zamian rozgłaszać na świecie chwałę Warszawy i Polski, dbać o wizerunek Polaków. Tym językiem posługuje się gazeta o niepodważalnych zasługach dla demokracji w Polsce. Pod własnym nazwiskiem ludzie wygłaszają wszystkie formuły wykluczenia, powtarzają upokarzające, przemocowe rytuały – z najlepszą wolą, czystym sumieniem i świetnie się przy tym bawiąc.

Filosemityzm w takim wydaniu jest ucieczką od odpowiedzialności?
TŻ: Tak, ale też czymś w rodzaju knebla. Zobaczmy, jaka jest stawka tej gry. Od 1942 r. dla Polaków jako grupy dominującej głównym problemem jest autowizerunek, utrzymanie przekonania o niewinności, a co za tym idzie: szlachetności. Gdy zaczyna się Zagłada, intelektualiści zanurzeni w patriotycznym paradygmacie widzą, co się dzieje, i przeżywają dysonans poznawczy. Energia tego dysonansu nie idzie jednak w krytykę kultury, refleksję, ale w obronę autowizerunku. Po Grossie historia się powtarza. My chcemy uświadomić czytelnikom, że to ślepy zaułek. Trzeba przejść od obrony autowizerunku do refleksji nad mechanizmami wykluczenia.

EJ: Wykluczenie jest produkowane przez tożsamość zbiorową, którą uparcie określa się w kategoriach etniczno-religijnych, mimo że akty założycielskie III RP stanowią inaczej. Mało tego, tożsamość traktowana jest jak wartość moralna, którą nie jest. Wizerunek, czyli tak zwana reputacja, trwa na szczycie hierarchii wartości. Nieważne, co się dzieje naprawdę, tylko jak to wygląda na obrazku. Jeśli „z daleka widok jest piękny”, to wszystko w porządku. A jeśli rzeczywistość nie pasuje do obrazka, tym gorzej dla rzeczywistości, co wraz z deklaracjami minister edukacji i prezesa IPN przybrało ostatnio formę agresji wobec faktów. Priorytet tożsamościowo-wizerunkowy tak modeluje naszą percepcję, czyli mentalność i emocjonalność, że realna krzywda traci swoją realność, jeśli dotyczy tych, których uczymy się postrzegać jako obcych i wrogich. A to tę krzywdę utrwala i pogłębia.

Rekonstrukcja likwidacji getta w Będzinie w zamierzeniu twórców miała być właśnie szkołą empatii. A do niej również podchodzicie krytycznie.
TŻ: Znów współczujemy tym, którzy giną bez naszego udziału. Wszystko rozgrywa się między Żydami a Niemcami, a polscy widzowie stoją odgrodzeni taśmą. Patrzą z pozycji świadka i utożsamiają własną postawę ze stosunkiem polskiego otoczenia do Zagłady. Żydzi idą w białych koszulach, a Żydówki w futrach. W rzeczywistości w 1943 r. futra już dawno im ukradziono lub musiały je sprzedać za bezcen. Polskie otoczenie – razem z hitlerowcami – pozbawiło Żydów wszelkich dóbr, zepchnęło do slumsów, ale tego na rekonstrukcji nie widać. Widzowie współczują.

Szanuję ich współczucie i wierzę, że może być impulsem do zmiany, ale póki co brak świadomości, że nie patrzymy na ofiary niemieckie, ale polsko-niemieckie. Mamy na to świadectwa. Gdy Rafał Betlejewski zrobił happening „Płonie stodoła”, ludziom się to bardzo nie spodobało. Białostocki profesor napisał do „Wyborczej”: „miło było (…) poczuć się częścią międzykulturowej polsko-żydowskiej wspólnoty pamiętania”. Może miło, ale takiej wspólnoty nie było i nie ma. Gdy dochodzimy do momentu, gdy trzeba powiedzieć: my staliśmy wokół tej stodoły, wybucha skandal. Rekonstrukcja w Będzinie nie stawia takich pytań. Mam wrażenie, że właśnie tego pragnie publiczność, ta wykształcona i liberalna. Akcję Betlejewskiego skwitowano frazesami o „niesmaku” i „szoku”. Efekt był taki sam: nie trzeba było jej przemyśleć.

EJ: Sytuację bezstronnego i bezsilnego świadka symbolizuje także rekonstrukcja gettowego mostu nad Chłodną w Warszawie. Figura świadka to parawan pozwalający nie widzieć istoty sprawy. Kilka kroków dalej dyżurowali szmalcownicy dybiący na Żydów próbujących ucieczki przez gmach sądów na Lesznie. I tak dzień w dzień. Przez cały okres istnienia getta.

Większość z około 600 gett na terenie okupowanej Polski posiadała ogrodzenia prowizoryczne albo w ogóle niczym nie była ogrodzona, a ludzie w środku żyli w tak samo ekstremalnych warunkach, jak gdyby byli za murami, które zresztą nie były szczelne. Sens tej informacji nie przebija się do świadomości. Czym jest w takim razie to współczucie, jeśli nie zasłoną dymną i formą narcyzmu? Inscenizacja i kontemplacja własnego współczucia zapewnia dobre samopoczucie, to pewne. Tylko że współczucie, które nie powoduje refleksji i zmiany, nie jest ofiarom do niczego potrzebne. Jest na nie poza tym za późno. Czas minął. Teraz pora na rewizję i rewolucję kultury. I nie mam tu na myśli obecnej rewolucji konserwatywnej, która jest de facto odrodzeniem narodowo-radykalnym.

TŻ: Stawianie siebie w pozycji współczujących świadków ma jeszcze jedną konsekwencję. Kiedy Żydzi zaczynają mówić, że może było nie tak, żywo doświadczane utożsamienie własnego współczucia z postawami Polaków w czasie wojny bardzo łatwo zamienia się w oskarżenie o niesprawiedliwe posądzenia i niewdzięczność. No bo do czego to podobne: my współczujemy, tyle dla nich zrobiliśmy, a oni…

Włącza się stereotyp niewdzięcznego Żyda?
EJ: Tak. Socjalizacja w Polsce kształtuje taki typ osobowości, że wszystko, co narusza etniczno-religijny narcyzm zbiorowy, nie dociera do świadomości i wrażliwości. A jeśli dociera, budzi agresję. Mówią o tym raporty organizacji pozarządowych, którymi Ministerstwo Edukacji nie interesuje się od lat, niezależnie od aktualnych barw politycznych.

TŻ: Pasikowski w „Pokłosiu” pokazał, że historia, którą opisujemy jako konflikt międzygrupowy, tak naprawdę rozgrywa się tylko między nami, wewnątrz grupy dominującej. We wspólnocie, w której wszyscy wszystko wiedzą i pamiętają, ale nikt o tym nie mówi. A gdy pojawia się ktoś, kto próbuje coś z tym zrobić, budzi agresję. Pasikowskiemu udało się opisać mechanizm, wyjaśnić, jak to działa. To grupa większościowa wytwarza obcego, żeby wyładować na nim agresję.

To zaczyna układać się w odpowiedź na pytanie, jak jest możliwy antysemityzm w kraju bez Żydów. Martwi zagrażają bardziej niż żywi?
TŻ: Zagrażają naszemu autowizerunkowi. Polska buduje swoją tożsamość na niewinnym cierpieniu, bohaterstwie i poczuciu bycia ofiarą. Trupy, które wypadają z szafy, stają się śmiertelnymi wrogami wspólnoty. Zagraża nam wyobrażony Żyd, który mówi: nie byliście idealni, a może nawet byliście po stronie zbrodniarzy. Nawet jak uda się tego upiora uciszyć, i tak nie da nam spokoju nasza własna pamięć.

Wolimy sobie filosemicko wyprodukować „dobrego Żyda”, który nas rozgrzeszy.
EJ: Dzięki czemu obok „dobrego Żyda” uzyskujemy „niewinnego Polaka”, który Żyda kocha i gości w kraju bez stosów, następnie zaś ratuje od niechybnej śmierci, która wcale nie byłaby taka niechybna, gdyby ręki do tego nie przyłożył. Ale za mówienie głośno o tym ostatnim będą groziły trzy lata więzienia.

Przystępując kilka lat temu do pracy nad książką o filosemickiej przemocy, widzieliśmy, że dzieje się coś złego, ale nie sądziliśmy, że wrócimy do poziomu zakłamania z roku 1943 czy 1968. Że po Jedwabnem stara opowieść nic nie straci na atrakcyjności. Ten regres nie nastąpił z dnia na dzień i nie spowodowała go jedna partia polityczna, a tym bardziej jakiś polityczny folklor czy plankton.

nadesłał: Leon Rozenbaum
Czy to, co dziś się dzieje wokół polityki historycznej, to odpowiedź na zagrożenie autowizerunku?

EJ: Tak. To efekt paniki wizerunkowej, która jest paniką moralną tak naprawdę. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie polski kontekst Zagłady. Od lat trwają usiłowania, podejmowane często ponad podziałami, by ten kontekst unieszkodliwić. Próbuje się tłumaczyć, że przemoc wobec Żydów była wynikiem anomii. Próbuje się dosztukować do Zagłady martyrologiczną symetrię metodą przerabiania na ludobójstwo kolejnych tragedii. Z Katyniem się nie udało, ale z Wołyniem już poszło gładko.

Próbuje się racjonalizacji opartej na micie żydokomuny. To pozwala wierzyć, że polskie postawy i zachowania w czasie Zagłady były częścią konfliktu międzygrupowego, a żydowska agresja była wcześniejsza i nie ustała wraz z wojną. Systemowej walki z antysemityzmem i edukacji antydyskryminacyjnej jak nie było, tak nie ma. Robi się za to coraz bardziej niebezpiecznie. Trudno patrzeć spokojnie na to, co jako kultura i społeczeństwo zrobiliśmy z naszą wolnością.

TŻ: Patriotyczna tożsamość nastawiona na obronę autowizerunku to pułapka, która nie pozwala na zmianę i realne rozwiązanie naszych problemów. Uniemożliwia autorefleksję i blokuje próby stworzenia egalitarnego społeczeństwa. Ten, kto zmienia swój świat, ma poczucie autonomii i sprawczości. Wie, kim jest i czego chce. O „polityce wstydu” nie bez powodu mówią ci, którzy niczego nie chcą zmienić. Problem w tym, że w tym zaklętym kręgu kręcimy się wszyscy, nie tylko nacjonalistyczna prawica. Pole symboliczne jest wspólne. Dopóki liberalne centrum nie uświadomi sobie tego, nic się nie zmieni. Żeby uchwycić problem, musimy zrezygnować z panicznej troski o autowizerunek. Inaczej będziemy bezsilni.

rozmawiała Joanna Podgórska

***

Dr Tomasz Żukowski, historyk literatury. Pracuje w Instytucie Badań Literackich PAN. Zajmuje się problemami dyskursu publicznego w Polsce. Interesuje się funkcjami obrazów Żyda i ich rolą w definiowaniu polskiej tożsamości oraz narracjami o PRL po 1989 r. Autor książki „Obrazy Chrystusa w twórczości Aleksandra Wata i Tadeusza Różewicza” (2014).

Dr Elżbieta Janicka, historyczka literatury, fotografka. Pracuje w Instytucie Slawistyki PAN. Bada wzory kultury, narracje oraz fantazmaty fundujące społeczno-kulturową prawomocność przemocy i wykluczenia. Autorka książek „Sztuka czy naród? Monografia pisarska Andrzeja Trzebińskiego” (2006) oraz „Festung Warschau” (2011).


Joanna Podgórska –  W POLITYCE od 1994 r., zajmuje się problematyką społeczną. Wyróżniona Okularami Równości przez pełnomocniczkę rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn nagrodą Fundacji Równości Hiacynt w kategorii Media oraz Nagrodą Współodczuwania, przyznawaną przez Klub Gaja za wrażliwość w opisywaniu sytuacji zwierząt. W 2010 r. zdobyła nagrodę Pióro Nadziei, przyznawaną przez Amnesty International, a w 2013 r. została laureatką konkursu Media Równych Szans. Debiutowała w warszawskim „Życiu Codziennym”.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Netanyahu is right to reject vassal-state etiquette

Netanyahu is right to reject vassal-state etiquette

JONATHAN S. TOBIN


The prime minister broke protocol by calling out the Biden administration for slow-walking arms shipments. Washington’s real goal, however, is appeasing Iran and toppling him.

.
Israeli Prime Minister Benjamin Netanyahu attends a ceremony at Nachalat Yitzhak cemetery in Tel Aviv for victims of the 1948 “Altalena” ship incident on June 18, 2024. Photo by Shaul Golan/POOL

As far as the White House and Democrats are concerned, Israeli Prime Minister Benjamin Netanyahu is doing it again. Similar to multiple occasions during the presidency of Barack Obama, Netanyahu is not playing by the rules Washington and the foreign-policy establishment believe are laid down to govern the behavior of client states.

Rather than assume the role of the loyal and pliant vassal to his nation’s superpower ally, there have been several times when Netanyahu has talked back in public to Obama and now President Joe Biden. Washington’s angry response to the video the prime minister released this week in which he spoke of the way the administration has been slow-walking arms deliveries made it clear that—assurances of goodwill from both sides notwithstanding—U.S.-Israel relations have reached a crisis point.

In the 49-second video posted on the YouTube page of the prime minister’s office on June 18, Netanyahu said the following:

“When Secretary Blinken was recently here in Israel, we had a candid conversation. I said I deeply appreciated the support the U.S. has given Israel from the beginning of the war. But I also said something else. I said it’s inconceivable that in the past few months, the administration has been withholding weapons and ammunition to Israel. Israel, America’s closest ally, fighting for its life, fighting against Iran and our other common enemies. Secretary Blinken assured me that the administration is working day and night to remove these bottlenecks. I certainly hope that’s the case. It should be the case. During World War II, Churchill told the United States, ‘Give us the tools, we’ll do the job.’ And I say, give us the tools and we’ll finish the job a lot faster.”

Washington’s anger

In reaction, Washington expressed shock and anger. According to U.S. officials, Netanyahu’s claims were both fictional and a sign of ingratitude after all that Biden had done for him and Israel since Oct. 7, and throughout the war against Hamas in the Gaza Strip. Their story is that despite Biden’s talk of potentially refusing to continue to send arms and ammunition to Israel if it doesn’t obey him and not attack the last Hamas strongholds in Rafah, there have been no such cutoffs. The only exception, they assert, is a review of whether the United States should send a special kind of 2,000-pound bomb that might cause too many civilian casualties in urban areas.

Beyond the details of the dispute, in which the administration claims it is guiltless, this has resurrected the charge that Netanyahu doesn’t know his proper place.

That’s the line we’re hearing from the American foreign-policy establishment and its leading media spokesman, New York Times columnist Thomas Friedman, who has recently accused Netanyahu of being the moral equivalent to Hamas senior leader Yahya Sinwar. He’s also called Netanyahu an extremist who is trying to destroy the alliance as well as an open supporter of former President Donald Trump (a point on which Trump doesn’t concur because Netanyahu congratulated Biden for winning the 2020 presidential election). It’s also echoed by the Israeli opposition, such as Haaretz columnist Alon Pinkas, whose latest anti-Bibi diatribe in that far-left newspaper bluntly described the prime minister as hostile to the United States.

Unlike other Israelis, like President Isaac Herzog, who has stuck to continual praise of Biden’s post-Oct. 7 aid with no mention of Washington’s unhelpful actions, Netanyahu differs. He has come to believe that while it remains crucial for any Israeli premier to stay as close to the Americans as possible, there are times when it’s necessary to break protocol and state the truth. Given the enormous help that the United States has given Israel over the past few decades, those who characterize the relationship as one between a great power and a client state aren’t wrong. That’s why the diplomats at the Israeli foreign ministry and those who share its mindset think that there is virtually no circumstance in which Jerusalem should openly challenge Washington.

Given the power imbalance between these two countries, there is a strong argument for this point of view. There’s also the danger that open opposition to the last two Democratic presidents is hastening the process by which support for Israel is rapidly becoming a partisan dispute between America’s two major parties. Although the Republicans have become a lockstep pro-Israel party and the Democrats are now, at best, deeply divided on the issue, that’s not a development any friend of the Jewish state should welcome.

Aid dies via the bureaucracy

As with Netanyahu’s past challenges to Obama, the prime minister is right to believe that those concerns must be set aside. Indeed, just as he was right to refuse to go along with Obama’s commitment to pushing Israel back to the 1967 borders and the appeasement of Iran, Biden’s arms shipment slowdown at a time when the Jewish state is fighting an existential conflict with Hamas, as well as facing the prospect of an even more frightful war with Hezbollah and its Iranian allies on its northern border, constitutes a fundamental breach in the alliance that cannot be allowed to go unchallenged.

The point here is that Washington is flatly lying about there being no slow-walking of arms to Israel or holdups.

As Michael Doran recently wrote in Tablet magazine, the Israelis have been aware since January that something has gone wrong in the pipeline by which arms and ammunition are sent to Israel. While Biden, Blinken and others in the administration are correct to claim that there has been no absolute cutoff, what they are doing is using the federal bureaucracy to slow down the flow to a standstill. Under normal circumstances, the bureaucratic logjam involved with shipments can involve the departments of State and Defense, the U.S. House and Senate, as well as arms manufacturers. However, when Washington deems it necessary to send arms expeditiously, the impediments can magically disappear just as quickly as they arise when the powers that be want to send a message to those waiting for American supplies.

Ukraine treated differently

Indeed, there is no better example of how an administration can manipulate this process than the contrast between the way Ukraine and Israel are currently being handled.

Ukraine has received more aid from the United States in the last two years than Israel has in decades. Their funding is less accountable, and unlike Israel, not all of it is spent in the United States. But Kyiv continues to publicly complain about not getting everything it wants from American taxpayers, who have sent them hundreds of billions of dollars. They’re also unhappy that Washington has placed some limits on their use. Biden is aware that it is madness to allow Ukrainian President Volodymyr Zelenskyy a blank check to fire them into Russia since doing so could start a nuclear war.

In spite of that, Ukraine gets priority over every other American ally, including Israel, and due to Biden’s insistence, there have been no bureaucratic logjams to slow the shipments down.

That’s not the case with Israel. Not only have American officials done everything to slow down and second-guess the effort to eradicate Hamas, but they are also openly pushing to end the war before the terrorists are completely defeated. As Doran also wrote, they’re equally concerned to prevent Israel from doing something to silence the nonstop firing on northern Israel from Hezbollah in Lebanon. Biden is determined at all costs to prevent a war that might involve Iran coming to the defense of its Lebanese auxiliaries, even if that means up to 200,000 Israelis continue to be refugees in their own country because they were forced to flee their homes. In other words, Biden is not only willing to let Hamas remain a genocidal threat to Israel but seems perfectly willing to allow parts of the Jewish state to be effectively depopulated in the north as well as the south.

Given the stakes of the current conflict, Netanyahu is not only right to speak out in an effort to shame the Americans to stop slow-walking arms deliveries. He is obligated to do so.

Pushing back pays dividends

The claim that Netanyahu’s outspokenness is damaging the alliance misses the point. Israel may be an American client state, but given the existential nature of the conflict that was reignited by the Hamas attacks of Oct. 7, it simply cannot afford to behave like a docile vassal.

Indeed, if there is anything that Netanyahu has learned in his long tenure as prime minister it is that those who always counsel caution and silence in the face of American betrayal don’t succeed. It is only by speaking up and making Israel’s case to the world, and most specifically, the American people, that it can maintain the alliance.

Obama seethed when in 2011—with him sitting right there—Netanyahu lectured him about the unacceptability of a forced Israeli retreat to the 1967 borders at a public White House media availability a day after that was the substance of a presidential speech. Later, the Obama White House depicted Netanyahu’s 2015 address to a joint meeting of Congress in which he urged Americans to reject the Iran nuclear deal as an unprecedented insult to the United States, the presidency and Obama personally. In both cases, Netanyahu’s behavior was denounced as destructive to the relationship and beyond the pale.

But he was right to understand that talking back to Obama strengthened dissent against policies aimed at undermining Israel and strengthening Iran, both in the United States and abroad.

By demonstrating a willingness to defend Israel’s vital strategic interests, even at the cost of being depicted as an extremist or the dispute being a function of his own partisan interests and personal animus for Obama, Netanyahu achieved real results. Given Obama’s determination to make it his signature foreign-policy accomplishment, he couldn’t stop the Iran deal from being adopted. But his speech emboldened the GOP to move further towards Israel. It also showed the Arab world that while Obama was leaving them to the tender mercies of the terror-funding Shi’ite tyrants of Tehran, they could count on a strong Israel as an ally against it. In retrospect, Netanyahu’s speech must be seen as the first step in developing the 2020 Abraham Accords.

Who is playing politics?

Biden came into office claiming that he would be different from Obama and keep disputes with Israel private. That changed once Netanyahu won the November 2022 Israeli elections and returned to the prime minister’s office. Since then, the hostility that Biden and the rest of the Obama alumni running American foreign policy have for Netanyahu has not been kept under wraps. The administration has not merely undermined the Jewish state but has openly conspired with the Israeli opposition, and even members of the military and intelligence establishment, in an effort to topple Netanyahu’s government both before and after Oct. 7.

At this point, Netanyahu has nothing to lose by not allowing Biden to get away with slowing down the flow of arms to pressure Israel to stand down at its borders on the north and south.

There are plenty of cogent criticisms to be made about Netanyahu, including those involving Oct. 7 happening on his watch and the dysfunctional nature of his governmental coalition. Regardless of how long Netanyahu lasts in office—and right now, it is not the prime minister but Biden who, in appeasing the anti-Israel intersectional left wing of the Democratic Party, is playing politics over the war—or what you think of his character, policies or tactics, he needs to use every form of leverage to counter U.S. pressure that could ensure victories for Hamas and Iran. With so many lives at stake, client-state etiquette should be the last of his concerns.


Jonathan S. Tobin is editor-in-chief of JNS (Jewish News Syndicate). Follow him @jonathans_tobin.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


‘Degrading Treatment’: Israeli Travelers at London’s Heathrow Airport Harassed Over Israeli Flag: Report

‘Degrading Treatment’: Israeli Travelers at London’s Heathrow Airport Harassed Over Israeli Flag: Report

Jacob Frankel


Heathrow Airport Customs. Travelers on an El Al flight faced additional screening by pro-Palestinian customs officials. (Photo: Screenshot)

Travelers on an El Al flight to Tel Aviv faced harassment after checking-in at London’s Heathrow Airport by local customs officials, following an uptick in antisemitic incidents with Jewish travelers in the wake of Hamas’s October 7th massacres.

According to UK Lawyers for Israel, the airport officials – who were seen by passengers sporting lanyards with Palestinian symbols including a watermelon – selected all Israeli passengers for extra screening after seeing an Israeli flag in a passenger’s bag.

The watermelon symbol became a symbol for Palestinian terrorism and resistance. After the Six Day War, Israeli officials banned the display of the Palestinian flag, and as an act of resistance beginning in 1980s Ramallah, the watermelon was adopted as a symbol by the Palestinian movement because it shares similar colors to the Palestinian flag. Recently, the watermelon symbol has become a mainstay in college campuses and pro-Palestinian protests.

Protestors in Melbourne unfurl a watermelon banner in solidarity with Palestinian ‘resistance.’ (Photo: Screenshot)

“The people responsible for making sure terrorists don’t blow up airplanes were wearing badges that identify with terrorists,” said a passenger on the flight.

In response to the antisemitic incident, UK Lawyers for Israel filed a complaint to Heathrow Airport alleging a violation of the Equality Act of 2010 which protects against discrimination and harassment. According to a spokesperson for the group, “It is obvious that if staff wear these badges it would make most Jewish, Israeli, and Israel supporting passengers feel uncomfortable and unsafe, particularly in the area of security checking at Heathrow.”

UK Lawyers for Israel decried Heathrow Airport’s “degrading treatment [of El Al passengers] simply because they are Jewish”

In another recent incident at Heathrow Airport, passengers deplaning an El Al flight were placed in a special screening line at customs and received extra scrutiny for arriving from the Jewish state. According to a passenger, who asked a customs official why Israeli and Jewish travelers were singled out for extra screening, the official responded, “I am a customs officer and I can do whatever I want.”

A spokesperson for Heathrow commented to The Standard, ““Everyone should feel safe and welcome at Heathrow. We have guidance on what colleagues can wear at work, if that guidance is not followed, we will ensure those items are removed immediately, as was the case in this instance.”

Globally, Jewish travelers have faced an uptick in antisemitic incidents with border officials since October 7th. In Australia, border authorities “intervened” to question three Jewish travelers who had departed “for Israel after October 7th” and were suspected of serving in the IDF, according to a press release from Australia’s Department of Home Affairs. There is no Australian law forbidding its citizens from serving in the IDF.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com