Archive | July 2024

Wirusy

Kołakowski. Czytanie świata. Biografia


Wirusy

Andrzej C. Leszczyński


1.

Licząca ponad 500 stron biografia Leszka Kołakowskiego pióra Zbigniewa Mentzla. Trudno czytać bez irytacji o okresie, gdy był hunwejbinem (jednym z „dzierżyńszczaków”, jak ich wtedy określano). Adam Ważyk swoje wsiąknięcie w stalinizm podsumował krótko: zwariowałem. Leszek Kołakowski stara się tamten czas racjonalizować, oswajać poznawczo, tłumaczyć swój agresywny język piętnujący wrogów klasowych, amerykańskich imperialistów, swoje liczne funkcje w partyjnych strukturach. Wszystkiemu winne wirusy tkwiące w ideologicznych mitach służących do „dobrowolnego samooślepiania się na rzeczywistość”. W dawnej rozmowie z Wojciechem Karpińskim mówił o wierze w radykalną przemianę społeczną, o komunizmie jako wyzwaniu wobec kołtuństwa polskiego, bigoterii, klerykalizmu […] tej całej tradycji, której bardzo nie lubiłem. A równocześnie pisał, mając na myśli Adolfa Eichmanna, że nikt na świecie nie jest usprawiedliwiony z tej racji, że został odpowiednio urobiony i wychowany przez system polityczny albo warunki społeczne. Miał wtedy osiemnaście, dziewiętnaście lat, wystarczyłoby krótkie: wydoroślałem.

Zwrot, jaki się dokonał w jego postawie, ma charakter kontradyktoryczny, radykalny – czyli pozorny: A/-A, zatem wciąż A. Ultralewicowe przekonania zmieniły się o 180 stopni, przeobraziły w abominację wobec wszelkiego „leftyzmu” (lewicowości traktowanej jako lewactwo). Marksizm to religia podszyta złą wiarą, jego wirusy wciąż drzemią w zachodnich cywilizacjach. Natomiast dobrym wirusem był zdaniem Kołakowskiego KOR, infekujący śmiertelnie cały sowiecki organizm. Przypomina to drogę św. Augustyna Aureliusza, który po dziesięciu latach pochwały manicheizmu stał się jego nieubłaganym krytykiem. Ciekawe, że obydwa te poglądy, manichejski i marksistowski, podobnie opisywały świat, za pomocą jasnych wskazań istniejących realnie dobra i zła. Artur Domosławski komentując biografię Zygmunta Baumana, której jest autorem, chyba słusznie zwraca uwagę, że jego bohater uniknął tej drogi, jaką przebyli Kołakowski, Balcerowicz, Kuroń czy Geremek – od komunizmu do antykomunizmu. Dlatego też, mimo rzucenia legitymacji partyjnej, wygnania z Uniwersytetu Warszawskiego i z Polski, Bauman pozostał wiecznym „obcym”.

W eseju „Kapłan i błazen” (1959) Leszek Kołakowski opisuje kapłana jako strażnika pilnującego tradycyjnych oczywistości (są one trwaniem faktycznym rzeczywistości już nieistniejącej). Błazen prawi kapłanom impertynencje podając w wątpliwość niezłomne ich przekonania. Zdaniem Kołakowskiego możliwe jest przeobrażenie się kapłana w błazna i – znacznie częściej – błazna w kapłana. Trudno uwolnić się od poczucia, że od jakiegoś czasu sam autor przyoblekł się w kapłańskie szaty.

2.

Marksistowskie wirusy najwyraźniej dopadły też na pewien czas Jana Pawła II, gdy w encyklikach „Laborem exercens” i „Sollicitudo rei socialis” krytykował kapitalizm, który traktuje człowieka jako narzędzie produkcji. W 1994 roku w „La Stampa” mówił że są […] »ziarna prawdy« nawet w programie socjalistycznym. […] W komunizmie była troska o sferę społeczną, podczas gdy kapitalizm jest raczej indywidualistyczny. Zwolennicy kapitalizmu za wszelka cenę i w jakiejkolwiek postaci zapominają o rzeczach dobrych zrealizowanych przez komunistów: walce z bezrobociem, trosce o ubogich. Zaś w książce „Przekroczyć próg nadziei” wyznaje bez ogródek: To, co nazywamy komunizmem, ma swoją historię. Jest to historia sprzeciwu wobec ludzkiej niesprawiedliwości, co przypomniałem w encyklice »Laborem exercens«. Sprzeciwu wielkiego świata ludzi pracy. Sprzeciwu, który stał się ideologią. Ale i sprzeciwu, który stał się też częścią Magisterium Kościoła.

Może opinie te pozostają nie bez związku z listami, jakie Wojtyła otrzymywał w tym czasie od swego niegdysiejszego mentora, prof. Stefana Świeżawskiego. Oto fragmenty dwóch spośród nich.

Jestem stary i wielu spraw nie rozumiem. Stawiam sobie np. pytanie: dlaczego tak ważną sprawą jest w Polsce konkordat (podpisany w 1993 roku)? Moje studia historyczne prowadzą mnie raczej do wniosku, że rzekome uprzywilejowanie Kościoła przez konkordat jest w rzeczywistości zniewoleniem go na daleką metę i obciążeniem różnymi »udogodnieniami« […] misji ewangelizacyjnej. Inne pytanie, jakie sobie stawiam, dotyczy opcji politycznych. Dlaczego panuje wciąż założenie, że katolik powinien być »prawicowy«? Osobiście czuję się bliższy »lewicy«. Gdyby u nas istniała porządna lewica (»ludzki socjalizm«), to byłbym chyba bliski jej programu (31. 07. 1994).

Widzę ogromne niebezpieczeństwo sojuszu władz kościelnych z prawicą, bo to jak gdyby w nasze czasy przeniesione przymierze Kościoła z Tronem! Wiemy dobrze, jak opłakane były i są tego skutki […]. Martwi mnie też bardzo forowany przez koła prawicowe model polityczno–kulturalny Polski. Jest to skrzyżowanie ideałów Sienkiewiczowskich z kontrreformatorskimi. A przecież nie XVII wiek i ówczesny sarmatyzm, lecz model Polski jagiellońskiej powinien nas inspirować (06. 06. 1995).

Cóż, wkrótce lewicowość stała się dla papieża wyłącznie świadectwem antropologicznej i społecznej aberracji, co znalazło wyraz w radykalnej krytyce teologii wyzwolenia. Skarżył się jeden z jej przedstawicieli, Brazylijczyk Hélder Cámara, że kiedy daje biednym chleb, nazywają go świętym; gdy jednak zapyta, dlaczego biedni nie maja chleba, jest piętnowany jako komunistę. Przychodzi na myśl znana wypowiedź Zygmunta Baumana: Na podobieństwo nośności mostu, której nie mierzy się wszak średnią wytrzymałością przęseł, lecz mocą nośną najsłabszego z nich, jakości społeczeństwa nie należy mierzyć przeciętną bytowych warunków, lecz jakością życia najsłabszej jego części.

3.

Alain Besançon żegnając Kołakowskiego („Commentaire”, nr 127) pisze, że niemal wszystkie wybitne umysły tej generacji wyszły zainfekowane wirusem komunizmu, który je na chwilę urzekł, i że dzięki temu krótkiemu przejściu przez komunizm mogły one retrospektywnie analizować jego perwersję. Może potrzebne były tamte doświadczenia, żeby zyskać głębszą samowiedzę? Doświadczenie „całości”, nie tylko jasnej strony? Józef Tischner („Przekonać Pana Boga”) tak to wysławia: Być naprawdę przekonanym o swojej grzeszności, to tajemnica świętości. A dzisiejsza religijność przesiąknięta jest troską o własną czystość moralną. Moim zdaniem taka troska jest dla religii zabójcza, bo stanowi przedsionek do pychy […] . W spowiedziach inteligenckich jest mało czynu, a dużo hałasu. Nie zabił, nie ukradł, nie kłusował, tylko ciągle uważał, żeby być bez winy. Niekiedy ma się wręcz pokusę poradzić: »No to zabij! Wtedy będziesz miał jasność«.

Może stąd wziął się ogrom późniejszego dzieła Leszka Kołakowskiego?

Wracam do Mentzla. W tytule jego książki zawarty jest, odnoszący się do jej bohatera, zwrot „Czytanie świata”. Czytać świat, znaczy pojmować go jako tekst, zbiór powiązanych ze sobą znaków (łac. textus to plecionka, stąd też tekstylia). Wiąże się z tym fundamentalny problem martwoty języka (opisu, teorii), który zatrzymuje i utrwala obraz rzeczywistości już nie istniejącej, zmienionej. Leszek Kołakowski zdaje się unikać tego zagrożenia odwołując się do kwestii najbardziej pierwotnych i trwałych: tekstem jest wszystko, co budzi pytania widoczne już u dzieci. Nigdy nie pozbędziemy się pokusy postrzegania świata jako tajemniczego szyfru, do którego uparcie usiłujemy znaleźć klucz („Horror metaphysicus”).

4.

Łatwe, co nie musi oznaczać ich nietrafności, kwalifikacje widoczne są u Kołakowskiego także później, w okresie „rewizjonizmu” – Gomułka to prostak, kard. Wyszyński to człowiek ograniczony i mierny itp. Nie zmienia się to nawet po kilkudziesięciu latach: Adam Schaff pozostaje umysłem prostackim. Znajoma skrzypaczka, której pożyczam prace Kołakowskiego i o Kołakowskim, mówi, że daje mu do tego prawo jego wybitny umysł. Ktoś obdarzony słuchem absolutnym też widzi innych jako głuchych. Kiedy mówię, że wybitność umysłu raczej odbiera takie prawo, kręci głową.

Oto dwa przykłady podobnych lapidariów..

O pozytywizmie: Miast chwały Rozumu i Prawdy, które dzieło Hume`a miało nam ukazać, mamy w tym dziele obraz marności ludzkiego Rozumu i niezdolności naszej do poznania prawdy. […] Tak to Rozum, ledwo się narodził, wnet samobójstwo popełnił. Przykro. […] pozytywiści nazywają zrozumiałymi zdania dające się przełożyć na język, którego słuchając, pozytywiści maja wrażenie zrozumienia.

O Dawidzie Humie: Tak oczyszczał poznanie z metafizycznych pobrudzeń, aż został z pustymi rękami.

W „Horror metaphysicus” pisze, że filozofia jest w istocie umiłowaniem mądrości, tyle tylko, że miłość to nigdy nie skonsumowana; każde spełnienie jest zwyczajną złudą, lichą satysfakcją z pozornej pewności. Sięgam do cieniutkiej, czterdziestostronicowej książeczki Karla Alberta pt. „O platońskim pojęciu filozofii”, gdzie w zakończeniu pisze, że u Platona jest jednak skonsumowana: to dążenie do mądrości, które osiąga swój cel.

Zbigniew Mentzel przytacza fragment rozmowy filozofa z George`em Urbanem, w której mówi o „strefach podziemnych”. Póki brak jest bodźca czy możliwości wyartykułowania ich, pozostają one uśpione i do pewnego stopnia nawet nieznane. Gdy jednak coś nagle otworzy tamę artykulacji, strefy te przedostają się na powierzchnię i dochodzą do głosu z wielką siłą. Podobną myśl półtora wieku wcześniej zanotował w swym dzienniku Henry David Thoreau (27 grudnia 1837 r.), rozciągając owo „uśpienie” na czas znacznie bardziej, niż u Kołakowskiego, rozległy: Rewolucje nigdy nie są nagłe. Ani pojedynczy człowiek, ani wielu ludzi w ciągu wielu lat czy pokoleń nie wystarcza, by uporządkować sprawy i przygotować ludzkość do ruchu rewolucyjnego. Nieźle to tłumaczy siłę nie tak dawnych protestów „otworzonych” przez tamten wyrok wypowiedziany ustami p. Przyłębskiej (nie ona go przecież wydała). Nie tylko o aborcję bowiem chodzi, ale o wiele innych tłumionych dotąd emocji, żalów


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Hezbollah rocket kills 12, mostly children, in Golan Druze town

Hezbollah rocket kills 12, mostly children, in Golan Druze town

UPDATE DESK | Israel At War


All of the fatalities were aged 10-20, according to the IDF. Thirty wounded were evacuated to hospital in various conditions.

Rescue forces at the site of a Hezbollah rocket attack in the Israeli Druze village of Majdal Shams, July 27, 2024. Photo by Michael Giladi/Flash90.

Twelve children and youths were killed, and dozens more people wounded, when a Hezbollah heavy rocket hit near a soccer field in the Druze town of Majdal Shams in the Golan Heights on Saturday evening.

“The Hezbollah terrorist organization is behind the rocket launch at a soccer field in Majdal Shams which caused multiple civilian casualties, including children, earlier this evening,” the Israel Defense Forces said.



The rocket strike, which occurred at 6:18 p.m., was part of the third barrage fired from Lebanon that evening by the Iran-backed Hezbollah terrorist organization, according to the Israeli military.

“All the fatalities are children, aged 10 to 20. We share in the grief of the families and embrace the Druze community in its difficult time,” IDF Spokesperson Rear Adm. Daniel Hagari told reporters.

“In the past hour, Hezbollah has been lying and denying responsibility for the incident. Our intelligence is clear: Hezbollah is responsible for the murder of innocent children,” he added.

More than 30 wounded were evacuated to hospitals by Magen David Adom first responders and IDF helicopters.

“We arrived at the soccer field and saw destruction and items on fire,” said MDA medic Idan Avshalom. “Victims were lying on the grass, and the scenes were difficult. We immediately began triaging the injured. During the incident, there were additional [rocket] alerts, and medical treatment for the injured is still ongoing,” he added.

Ambulances evacuate injured people from the site of a Hezbollah rocket attack in Majdal Shams, July 27, 2024. Photo by Ayal Margolin/Flash90.

In response to the incident, Israeli Prime Minister Benjamin Netanyahu moved up his return flight from the United States, according to his office.

“The prime minister will convene the Security Cabinet immediately upon his return to Israel,” the Prime Minister’s Office said.

IDF Chief of Staff Lt. Gen. Herzi Halevi, Northern Command head Maj. Gen. Ori Gordin, Operations Directorate head Maj. Gen. Oded Basiuk, Air Force commander Maj. Gen. Tomer Bar and other members of the General Staff were conducting a situational assessment following the attack.

Israeli President Isaac Herzog tweeted, “The terrible and shocking disaster in the Druze village of Majdal Shams in the north of Israel is truly heartbreaking. There are no words that can comfort the families of the young victims who lost their lives through no fault of their own.”

He continued, “Hezbollah, armed and funded by Iran, does not distinguish between child or adult, soldier or civilian, Jew or Muslim, Druze or Christian.”

Hezbollah has attacked Israel nearly every day since it joined the war in support of Hamas on Oct. 8, firing thousands of rockets, missiles and explosive drones at Israeli towns. Tens of thousands of Israeli civilians remain internally displaced due to the ongoing violence.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Israel Says Iran Behind Sabotage of French Rail Network, Warns of Iranian Terror Plot Against Israelis at Paris Olympics

Israel Says Iran Behind Sabotage of French Rail Network, Warns of Iranian Terror Plot Against Israelis at Paris Olympics

Shiryn Ghermezian


Soldiers patrol on a street in front of the Eiffel Tower ahead of the Olympics on July 21, 2024. Photo: Reuters/Stefan Wermuth

Israeli Foreign Minister Israel Katz said on Friday that the sabotage of France’s high-speed rail network ahead of the 2024 Paris Olympics was directed by “Iran’s axis of evil and radical Islam.”

The charge came one day after Katz warned his French counterpart of an Iranian-backed terrorist plot to attack Israelis at the Olympics.

France’s rail infrastructure was hit on Friday with widespread acts of vandalism including arson attacks, paralyzing travel to Paris from the rest of France and Europe just hours before the opening ceremony of the Olympics. French authorities described the acts as “criminal” and “malicious.”

Katz took to X/Twitter to claim that Iran was behind the apparently coordinated attacks and called on the world to stand up to the Islamist regime, which Western intelligence agencies have for years labeled as the world’s foremost state sponsor of terrorism.

“The sabotage of railway infrastructure across France ahead of the [2024 Paris] Olympics was planned and executed under the influence of Iran’s axis of evil and radical Islam,” Katz wrote. “As I warned my French counterpart [Stéphane Séjourné] this week, based on information held by Israel, Iranians are planning terrorist attacks against the Israeli delegation and all Olympic participants. Increased preventive measures must be taken to thwart their plot. The free world must stop Iran now — before it’s too late.”

Katz was referring to a letter he sent on Thursday to Séjourné raising alarm bells about what he described as a plan by Iran to attack Israel’s Olympic delegation.

“We currently have assessments regarding the potential threat posed by Iranian terrorist proxies and other terrorist organizations who aim to carry out attacks against members of the Israeli delegation and Israeli tourists during the Olympics,” Katz wrote in the letter, a copy of which was obtained by The Algemeiner. “This concern underscores the important of our shared commitment to ensuring the safety and security of all participants.”

France’s Interior Minister Gérald Darmanin and National Police both announced previously that they are taking increased security measures to ensure the safety of Israel’s Olympic delegation while they are in Paris. These measures include providing them with round the clock security from French police. The Israeli delegation will also receive additional security details from Israel’s Shin Bet security agency during the Olympics, which begin Friday night with the opening ceremony.

In his letter, Katz expressed “deep gratitude” to the French government for the “unprecedented security measures” it is taking to protect the Israeli Olympic delegation and Israeli tourists visiting Paris for the Games. He also thanked Séjourné and French President Emmanuel Macron for their “unequivocal condemnation of the incitement against Israeli athletes recently voiced in Paris.”

Macron said during an interview with a French radio station on Tuesday that Israeli athletes are “welcome” in France for the Paris Olympics, and that “it is France’s responsibility to guarantee their security.” He also rejected calls to ban Israel from the Olympics. “I condemn in the strongest possible way all those who create risks for these athletes and implicitly threaten them,” he added.

Séjourné made similar remarks on Monday.

Meanwhile, Iran’s Foreign Ministry this week condemned Israel’s participation in the 2024 Olympic Games in Paris and demanded that Israeli athletes be banned from them because of the Jewish state’s ongoing war against Hamas terrorists in the Gaza Strip.

“Announcing the reception & protection of the Apartheid & terrorist Zionist regime’s convoy only means giving legitimacy to the child killers. They do not deserve to be present at the Paris Olympics because of the war against the innocent people of #Gaza,” the Iranian Foreign Ministry said in a statement posted on X/Twitter. The ministry also shared a picture of the five Olympic rings, some of which bear images of wounded children. The middle ring is on fire and features an image of Israels national flag.

Katz concluded his letter by saying he his “deeply grateful” to the French Foreign Ministry for offering to host in Paris a memorial ceremony for the 11 Israelis murdered at the 1972 Munich Olympics by the Palestinian terrorist group Black September.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Podczas ataku na Chan Junis izraelska armia znalazła ciała pięciu zakładników

Chan Junis (Fot. REUTERS/Hatem Khaled)


Podczas ataku na Chan Junis izraelska armia znalazła ciała pięciu zakładników

Marta Urzędowska


Do sytuacji w Strefie Gazy odniosła się kandydatka na prezydentkę USA Kamala Harris.

W czwartek (25.07) izraelska armia prowadząca od kilku dni ofensywę w mieście Chan Junis na południu Strefy Gazy poinformowała, że znalazła ciała pięciu zakładników. Ofiary to Maya Goren, Ravid Aryeh Katz, Oren Goldin, Tomer Ahimas i Kiril Brodski. Według BBC wszyscy mężczyźni byli żołnierzami, z kolei „New York Times” podaje, że dwaj z nich to cywile. Ciała znaleziono w tunelu Hamasu położonym w miejscowości Al-Karara pod Chan Junis, na terenie uznanym za strefę humanitarną dla palestyńskich cywilów, co – jak podkreślają Izraelczycy – dowodzi, że Hamas cynicznie wykorzystuje tereny cywilne i traktuje Palestyńczyków jak żywe tarcze.

Kiedy 24 lipca Benjamin Netanjahu przemawiał w Kongresie, zapewniał, że prowadzone są działania na rzecz uwolnienia zakładników, jednak nie obiecał też dealu z Hamasem. Dlatego przemówienie ostro skrytykowali członkowie rodzin porwanych, czekający na konkretne zapewnienia. Netanjahu, w swoim przemówieniu stwierdził jedynie, że los negocjowanego ciągle rozejmu zależy wyłącznie od Hamasu i nie odniósł się do projektu popieranego przez USA i ONZ, zgodnie z którym Izrael zgodziłby się na stałe zawieszenie broni i wycofanie z Gazy w zamian za uwolnienie wszystkich zakładników.

Na razie nic nie wskazuje na rychły rozejm. Izraelska armia od poniedziałku prowadzi w rejonie Chan Junis operację, której celem są „terroryści i terrorystyczna infrastruktura”. Jednak ONZ alarmuje, że inwazja uderza też w cywilów – od poniedziałku zginęło ponad sto osób, a co najmniej 150 tys. uciekło z miasta. Walki trwają głównie w mniejszych miejscowościach pod miastem – w Bani Suajla, Az-Zanna i Al-Karara.

Uwolnienie zakładników to jeden z najważniejszych punktów negocjacji rozejmowych. Izraelczycy wyliczają, że w rękach terrorystów pozostaje 111 porwanych, spośród których ok. czterdziestu osób zapewne nie żyje.

Airwars: Służby podlegające Hamasowi precyzyjnie zliczały ofiary na początku wojny

Airwars, brytyjska organizacja zbierająca informacje o cywilach zabijanych w strefach konfliktów, w ostatnich dniach potwierdziła, że Hamas – przynajmniej w pierwszych tygodniach wojny – skrupulatnie zliczał liczbę palestyńskich ofiar.

Ta często bywa podawana w wątpliwość. Izraelczycy argumentują, że skoro miejscowe służby medyczne i ministerstwo zdrowia podlegają hamasowcom, nie można wierzyć podawanym przez nie statystykom. Także Joe Biden na początku wojny podkreślał, że „nie wierzy w liczby wymieniane przez Palestyńczyków”.

Jednak eksperci z Airwars uważnie przeanalizowali dane z pierwszych siedemnastu dni wojny, kiedy zginęło – według ministerstwa zdrowia Hamasu – ok. 7 tys. osób. Choć organizacja była w stanie w niezależny sposób zidentyfikować niecałą połowę z nich – trzy tysiące ofiar zabitych w 350 nalotach i eksplozjach, podkreśla, że ok. 75 proc. potwierdzonych nazwisk odpowiada tym z listy ministerstwa, co oznacza, że miejscowe służby zliczały ofiary w sposób rzetelny.

Jak przypomina „New York Times”, Airwars to nie wyjątek. Wielu zagranicznych urzędników i ekspertów, dobrze znających sposób, w jaki ministerstwo zdrowia w Strefie Gazy weryfikuje informacje o zgonach, polegając na danych z kostnic i szpitali, uważa je za wiarygodne.

Jednocześnie analitycy z Airwars podkreślają, że w późniejszych etapach wojny podawane przez miejscowe służby statystyki stały się wyraźnie mniej precyzyjne, bo liczenie stało się trudniejsze – miejscowa infrastruktura i cały system opieki zdrowotnej został zniszczony. Organizacja potwierdza też, że na listach zabitych w ciągu pierwszych tygodni wojny, poza cywilami znalazła się też pewna liczba terrorystów, choć niemożliwe jest ustalenie, jaki odsetek ofiar stanowili.

Izraelczycy szacują, że od początku wojny zabili ok. 14 tys.  palestyńskich terrorystów.

Biden nie zabrał głosu po spotkaniu z Netanjahu. Harris: Nie odwracajmy się od tragedii w Gazie

To, co dzieje się w Gazie od dziewięciu miesięcy, jest straszne. Te zdjęcia zabitych dzieci i zdesperowanych, głodnych ludzi uciekających w poszukiwaniu bezpieczeństwa, czasem po raz drugi, trzeci, czy czwarty

– wyliczała w czwartek (25.07) Kamala Harris, niemal pewna kandydatka Demokratów w wyborach prezydenckich w USA.

Harris mówiła o wojnie w Strefie Gazy, rozpoczętej 7 października ub. roku atakiem Hamasu na Izrael, w którym palestyńscy terroryści zabili 1,2 tys. osób, a 250 porwali do Gazy. W odwecie izraelska armia prowadzi na miejscu naloty i inwazję lądową, w której zginęło – według miejscowych źródeł, czyli Hamasu – ponad 39 tys. Palestyńczyków.

Choć sojusznicy przyznają Izraelczykom prawo do walki z terroryzmem i samoobrony, duża liczba ofiar śmiertelnych wśród cywilów i dramatyczna sytuacja humanitarna w enklawie, gdzie z powodu izraelsko-egipskiej blokady szerzą się głód i groźne choroby, budzą na świecie rosnącą krytykę. Harris, uznawana za jedną z bardziej propalestyńskich osób w administracji Joe Bidena, nie szczędzi izraelskim władzom mocnych słów.

– Izrael ma prawo się bronić, ale ma znaczenie, jak to robi – przyznaje Amerykanka, jednocześnie ostro krytykując Hamas jako „brutalną organizację terrorystyczną”, która dopuszczała się w Izraelu „koszmarnych aktów przemocy seksualnej”.

Nie możemy odwracać się od tragedii w Gazie. Nie możemy sobie pozwolić na zobojętnienie wobec tego cierpienia, dlatego nie będę milczała

– zapewniała po czwartkowym spotkaniu z izraelskim premierem Benjaminem Netanjahu, który w tym tygodniu odwiedził Waszyngton, gdzie spotkał się też z Joe Bidenem i przemówił w Kongresie.

Harris wezwała do wypracowania przez Izrael i Hamas rozejmu w Gazie i zakończenia wojny. – Powiedziałam premierowi Netanjahu: Najwyższy czas zawrzeć ten deal – skwitowała. Wezwała też do  utworzenia palestyńskiego państwa, zapewniając jednocześnie o swoim „niezachwianym poparciu dla istnienia państwa Izrael”.

Biden, który w przeciwieństwie do Harris nie zabrał głosu po spotkaniu z Izraelczykiem, przyjął go zapewne życzliwiej, bo Netanjahu nie szczędził mu ciepłych słów.

Jako dumny żydowski syjonista, dziękuję panu, dumnemu irlandzko-amerykańskiemu syjoniście, za pięćdziesiąt lat publicznej służby i pięćdziesiąt lat wspierania państwa Izrael

– perorował.

Według oświadczenia Białego Domu, obaj przywódcy rozmawiali o ewentualnym rozejmie w Gazie, a Biden „wyraził potrzebę sfinalizowania tego dealu jak najszybciej, sprowadzenia do domu zakładników i zapewnienia trwałego zakończenia wojny”. W piątek Netanjahu spotka się też z kandydatem Republikanów, Donaldem Trumpem, który również ma wezwać do zakończenia wojny.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Kamala Harris wants it both ways on Israel

Kamala Harris wants it both ways on Israel

JONATHAN S. TOBIN


The vice president says the war in Gaza is not a binary issue. Yet seeking to please both liberal Jewish donors and those who want Hamas to win isn’t honest or moral.

.

U.S. Vice President Kamala Harris speaks to reporters after meeting with Israeli Prime Minister Benjamin Netanyahu in the Vice President’s ceremonial office in the Eisenhower Executive Office Building in Washington, D.C., on July 25, 2024. Photo by Kenny Holston-Pool/Getty Images.

Since she became the presumptive nominee of the Democratic Party for the presidency in the last week, backers of Vice President Kamala Harris have been doing their best to redefine her image. That has involved a considerable amount of positive spin about her past and personality, all intended to create a wave of support for the effort to defeat former President Donald Trump.

It’s also involved a healthy dose of what can only be considered an almost Stalinist rewriting of history, such as their claim that President Joe Biden hadn’t put her in charge of the disaster on America’s southern border, which has been dutifully repeated by their cheerleaders in the mainstream corporate media. The same treatment has been given to coverage of her support in 2020 for a fund that bailed out Black Lives Matter rioters and other criminals, including those guilty of violent offenses.

However, when it comes to defining her views on Israel and the war being waged against it by Iran and its terrorist proxies, such shameful deceptions aren’t considered necessary. Instead, the vice president believes the way to navigate the campaign is a careful effort to signal both friends of the Jewish state and those who oppose it that she sympathizes with their positions.

Splitting hairs on the Middle East

That’s the only way to characterize her comments following her July 25 meeting with Israeli Prime Minister Benjamin Netanyahu, during which she posed as not only a supporter of Israel but also someone who sides with its most harsh and dishonest critics. In doing so, she provided ammunition for her supporters to fend off the arguments of those on the right who claim that she is nothing less than an open foe of the Jewish state. At the same time, she gave Democrats seeking to persuade hard-core leftists who do hate Israel—and who had threatened not to vote for Biden—that they have reason to hope that she may be more hostile to Jerusalem than Biden was.

Harris’s comments demonstrated that while she has been a flawed messenger for the administration who often inspired more ridicule than praise, she can also be a savvy politician who knows how to split hairs when necessary.

Since the Hamas terrorist attacks in southern Israel on Oct. 7, Biden has struggled mightily to articulate a coherent position on the war on the terror group in Gaza. At times sounding like the lifelong Zionist he claims to be while at other moments repeating Hamas propaganda, Biden sewed confusion when he should have been sending clear messages to Iran and its terrorist proxies. But while Harris’s position was similarly equivocal, it was delivered with the sort of assurance and steely discipline, as well as a degree of calculated hostility towards Netanyahu, Biden was incapable of pulling off.

This should give no comfort to those who worry about how a Harris administration will treat the Jewish state. Jewish Democrats will harp on her statements of support for Israel, its right to exist and her horror for the crimes of Oct. 7—all of which are, if viewed in isolation, exemplary. But her declaration that the ensuing war post-massacre, carried out by Hamas and Palestinian operatives, “is not a binary issue” should send chills down their spines. By championing the notion that the two sides are morally equivalent, she made it clear that Israelis should not be counting on the United States to have its back should she prevail in November.

That Harris wished to accentuate her hostility to Netanyahu and the democratically elected government he leads became apparent the day before the meeting when, along with half of the Democrats in the House and Senate, she boycotted his address to Congress. She was determined to avoid any pictures or videos of her applauding or treating the prime minister with the courtesy and honor she has given other foreign leaders, like Ukrainian President Volodymyr Zelenskyy.

Any thought that this gesture was followed by a friendly chat was dispelled by her opening remarks, characterizing the meeting as “frank and constructive.” In the language of diplomacy, that can only describe a conversation conducted with hostility and distrust.

Speaking to two audiences

That was followed by a ritual declaration of “unwavering support” for Israel and her claim that she raised money as a child for the Jewish National Fund. It’s possible that this undocumented anecdote is true, but the idea that the daughter of a Marxist economics professor went door to door asking for donations for planting trees in Israel in far-left Berkeley, Calif., sounds like one of the tall tales Biden likes to spin about his life.

This was followed by her not only denouncing Hamas’s crimes but also saying aloud the names of the Americans still being held hostage by the terrorists. That was not only entirely praiseworthy—and a signal to Netanyahu’s Israeli critics who favor prioritizing the ransoming of the hostages over finishing off the terrorists—but a smart way to signal support for Israel that Biden failed to articulate.

It was immediately offset by qualifying her support for Israel’s right to defense with the caveat that “how it does so matters,” followed by a repetition of Hamas’s claims about the plight of the Gazans who have been harmed by the war.

Her talk of “food insecurity” showed that the claims of a famine in the Gaza Strip are now so thoroughly debunked that not even Harris will repeat it, while also being absurd since how can any people who launched a terrorist war—as the Palestinians did on Oct. 7—expect that the supply of food to their kitchens will not be affected. Nor did she mention that the only reason why the massive amounts of aid that have poured into Gaza since the war started with Israeli help have not lessened Palestinian suffering is that Hamas seizes most of it. Also missing was any mention of Iran, which has played a key role in fomenting the war. Unfortunately, appeasing the Islamist regime remains an article of faith among liberal Democrats like Harris.

In this section of her statement, Harris was all sympathy and concern for Palestinians and their suffering, yet she didn’t state the most important point to be made about what is a genuine crisis, even though it has been exaggerated: All of it is the fault of Hamas. To speak of “images of dead children” without saying that the only reason they died is that their leaders intended to start a war in which as many Palestinians as possible would perish to blacken Israel’s image is an act of moral obtuseness.

Granting Hamas victory

She then asserted that a deal to “end the war” was on the table, which would involve a complete ceasefire and then a total withdrawal of Israeli forces from Gaza. Israel would get its hostages back, but what this amounts to is a demand for a return to the status quo that existed on Oct. 6. And that represents nothing less than a formula for victory for Hamas, which would rightly claim that the West had forced Israel to accept defeat. Though the terrorists’ organized military formations have been largely destroyed, its remnants would quickly resume control of the Strip in spite of any possible plans for foreign forces to assume security control.

Bolstered by the triumph of their survival, the terror group would loom as an even greater threat to the alleged “moderates” of Fatah, who control the Palestinian Authority in Judea and Samaria, than before. And without Israel administering the border between Gaza and Egypt, Hamas would quickly go about reconstructing its terrorist state with, no doubt, the assistance of Western Europe and a Harris administration.

Such a deal might gain the freedom of the Israeli hostages, though anyone who is counting on Hamas keeping its word after it gets most of what it wants is dreaming. What it would be is a guarantee that Israel could look forward to future atrocities by a Hamas movement that will have been emboldened by the sympathy of Western liberals rather than chastened by the cost of the Israeli counter-offensives. Hostage families thinking that this is a fair exchange is perhaps to be understood; still, it is incompatible with any notion that the United States supports Israel’s security or wishes to prevent more bloodshed in the future.

Harris then followed that by saying that the United States was still committed to a path towards a two-state solution sometime in the indefinite future.

Illogical and insincere

A two-state solution is a rational idea in theory. But Harris and the Democrats who cling to this notion are not listening to the Palestinians. Hamas, which now commands the support of most Palestinians, is only interested in Israel’s extinction and the genocide of Jews. The Palestinian Authority is similarly unprepared to recognize the legitimacy of a Jewish state, no matter where its borders are drawn. And both have demonstrated their commitment to this vile goal by their attitude towards the current war and the atrocities of Oct. 7.

At some point, leaders like Harris—who qualify their support for Israel with arguments that Jerusalem must also be forced to make suicidal concessions to people who have shown time and again that they are not interested in peace—need to be held accountable for a position that is, at best, illogical, and, at worst, utterly insincere.

It’s all well and good to repeat lines about a two-state solution being necessary for the survival of a secure, Jewish and democratic state. This is a theory that could have made sense before Israel signed the Oslo Accords in 1993—agreeing to withdraw from almost all of the territories and part of Jerusalem in 1999, 2000 and 2008 in order to create a Palestinian state—only to be turned down each time. It did remove every Jewish settlement, settler and soldier from Gaza in the summer of 2005. But the events of the last 31 years have completely discredited the land-for-peace theory among Israelis, the overwhelming majority of whom now reject the idea as not so much ill-advised as insane. That understanding of the intransigence of the Palestinians was only reinforced by the events of Oct. 7. Yet to Harris, none of this matters.

The worst element of Harris’s statement came at its end when she told “ceasefire advocates”—a euphemism for the pro-Hamas mobs that gathered this week in Washington to vent their spleen at Israel and to tear down and burn American flags, as well as to the antisemitic mobs that have turned college campuses into no-go zones for Jews—that “I see you and hear you.”

Like her previous statements along these lines, this is a demonstration of sympathy for those who, like Hamas, want Israel destroyed. It needs to be repeated that this is exactly what Democrats have falsely accused Trump of doing when they promoted the myth that he had called neo-Nazis in Charlottesville, Va., in 2017 “very fine people.” For Harris, those who demonstrate for the destruction of Israel are not hatemongers to be despised but “very fine people” who need to be assured that they are seen and heard.

Moral equivalence

In saying that the war in Gaza “is not a binary issue” but a complex one, the vice president was not only directly refuting Netanyahu when he told Congress that the conflict represents a clash between “barbarism and civilization.” She was denying the essential reason why the conflict continues despite decades of peace-processing and Israeli concessions. To condemn “terrorism and violence” without understanding that these are the only tactics that Palestinians consider politically legitimate is to display both ignorance and disingenuousness.

The same is true for her closing remarks declaring her opposition to both antisemitism and Islamophobia. The surge in Jew-hatred across America among left-wingers is real. Talk of Islamophobia is merely a way to try to delegitimize those who call out Muslims for their loathing of Jews and Israel.

The events of Oct. 7—and the reality of Palestinian intransigence and commitment to anti-Jewish violence—should compel decent people to recognize that the current war is a conflict between good and evil. Yet if the goal is only to combine statements to placate liberal Jewish Democratic donors with those that might play well among antisemitic radical leftists and Muslims, then such moral clarity is neither possible nor desirable.

Americans have a right to expect more than platitudes that treat Israel and its foes as morally equivalent. The talk of rejecting binary reasoning about this war is no more defensible than it would be about the war against the Nazis, whose eliminationist goals, Hamas and the Palestinians share.

A President Kamala Harris can be expected to continue a policy of moral equivalence in which Israel might not be completely abandoned but it would be pressured, as it was under President Barack Obama, to endanger its people in order to appease people who want it dead. Some may consider that good enough. But in a Middle East that—thanks to the colossal mistakes made by Obama and Biden—has become even more dangerous for Israel, it is a formula for a future in which we can expect more Jewish and Arab blood to be shed because Palestinian terrorists believe that Washington will continue to bail them out.


Jonathan S. Tobin is editor-in-chief of JNS (Jewish News Syndicate). Follow him @jonathans_tobin.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com