Dlaczego nie jestem socjalistą
Andrzej Koraszewski
Jezus czy Marks? Niektórzy twierdzą, że Jezus był socjalistą. Przekonywał do ubóstwa, kochał maluczkich, obiecywał rozkosze w przyszłym życiu. Rewolucja każe kochać wodza i głęboko wierzyć. Widmo znów krąży i to nie tylko po Europie, więc proletariusze umysłowi gwałtownie się łączą.
Kraju Rad już nie ma, pozostała idea. Chwilowo wszyscy mają być Palestyńczykami. Tako rzecze Zandbertg, Corbyn, Butler, Kim i plejada rzekomo umiarkowanych socjalistów deklarujących się jako socjaldemokraci.
Na Facebooku internauta z Opola pisze: „Socjalizm nie jest doskonały, ale ludzkość niczego lepszego nie wymyśliła.”
Ciekaw byłem jak definiuje socjalizm, którą wersję sobie wybrał? Ale internauta odpowiedział tylko, że „dzisiejszy kult pieniądza niewiele ma wspólnego z socjalizmem”. Rozumiem, ale który socjalizm wybrać? Leninowski, stalinowski, trockizm, maoizm, czy może ten najmłodszy, postmodernistyczny otwarcie deklarujący, że rezygnuje z poszukiwania obiektywnej prawdy i opowiada się za walką na uczucia?
To nas cofa do rozterek naszych pradziadów, do wyboru między socjalizmem Mickiewicza i Norwida, między absurdalnym: „Czucie i wiara silniej mówi do mnie,/Niż mędrca szkiełko i oko”, a „”Byłem wczora w miejscu, gdzie mrą z głodu — Trumienne izb oglądałem wnętrze…”.
Karol Marks drwił z wschodnioeuropejskich socjalistów, którzy obiecywali chłopom, że robotnikom będzie lepiej. Chciał rewolucji wielkomiejskiego proletariatu, który miał stworzyć królestwo braterstwa ubogich z odgórnie zaplanowaną sprawiedliwością. Pociągała go utopia oparta na sprzeciwie wobec pogoni za pieniądzem. Kapitał był przeszkodą do walki z ubóstwem, więc konieczna rewolucja, czyli przemoc.
Katolicki święty, Thomas More chyba zdefiniował to wszystko najlepiej. Świętym został Morus dopiero w 1935 roku, pewnie trochę na złość Brytyjczykom, a może dla wzmocnienia morale brytyjskich katolików. Jan Paweł II uczynił go patronem mężów stanu i polityków. (Erazm dedykował mu swoją Pochwałę głupoty, bo podczas długiej podróży na końskim grzbiecie skojarzył sobie jego nazwisko z greckim słowem „moria”, zaś Morus był zdaniem Erazma przeciwieństwem głupoty.)
Morusa kojarzymy z socjalizmem za sprawą jego książeczki pod tytułem Utopia, opisał w niej bowiem idealny ustrój. Wszyscy mieli pracować na roli (z wyjątkiem uczonych), władcy mieli być dożywotni, (ale usuwalni, gdyby chcieli być tyranami), znika własność prywatna i pieniądz, ludzie pracują po sześć godzin dziennie i cenią sobie ubóstwo. Wszyscy otrzymują takie samo jedzenie i takie same ubrania i (czego nie napisał) takie same myśli.
Prezentacja tego doskonałego ustroju jest dłuższa, próbowano go realizować w ZSSR, potem w Chinach, doprowadzając do ideału w Kambodży Pol-Pota. Widzieliśmy próby realizacji tej utopii w Ameryce Łacińskiej i w Afryce.
Co do mnie, najdłużej i z największą sympatią oglądałem socjalizm skandynawski. Socjalizm pogodzony z demokracją. Droga do tego rodzaju socjalizmu zaczęła się w ostatniej dekadzie XIX wieku, kiedy pojawiła się nadzieja na demokratyczne zwycięstwa partii socjalistycznych. Engels na kilka miesięcy przed śmiercią wyraził opinię, że Marks prawdopodobnie zmieniłby zdanie i porzuciłby koncepcję, że rewolucja jest jedyną drogą. (Ta opinia tak zdenerwowała Włodzimierza Lenina, iż na papierze skrócił mu życie oznajmiając, że do końca dni swoich, czyli do roku 1894, Engels stanowczo opowiadał się za rewolucją.) Tych, którzy opowiadali się za parlamentarną drogą do socjalizmu długo nazywano renegatami.
Skandynawska „trzecia droga” jest najbardziej znanym eksperymentem połączenia wolnego rynku z reformami zmierzającymi do poprawy położenia pracowników najemnych, wyrównywania różnic klasowych, stworzenia funkcjonalnych mechanizmów negocjacji między pracą i kapitałem, systemu opieki socjalnej, który zmniejsza tragiczne konsekwencje biedy i pozwala na wyrównanie szans.
Idea państwa opiekuńczego (akceptowana również przez niektóre partie prawicowe) wydawała się odzierać idee socjalizmu z utopii. Socjalizm skandynawski przez pierwsze dziesięciolecia wyraźnie pokazywał, że inwestycja w ludzki potencjał radykalnie wzmacnia wydajność, innowacyjność, zdrowie społeczeństwa jako całości, niweluje społeczne napięcia. W odróżnieniu od krajów mających socjalizm w swojej nazwie, dążących do upaństwowienia wszystkiego i cieszących się centralnym planowaniem, gospodarka krajów skandynawskich rozwijała się znakomicie i mogło się zdawać, że wymyślono wreszcie idealny system społeczny. Jak długo ciągły wzrost nakładów na opiekę społeczną mógł być finansowany z kwitnącego eksportu, towarzyszący temu elephantiasis sektora publicznego wydawał się niegroźny.
Wady ujawniły się, kiedy inni nauczyli się produkować towary równie dobre, ale znacznie taniej. Po 1973 roku znakomite firmy szwedzkie zaczęły bankrutować jedne po drugich, a związki zawodowe sprawnie przyspieszały katastrofę, nadal domagając się podwyżek płac i przekonując, że to chciwość kapitalistów, a nie sprawniejsza konkurencja zmusza do drastycznych kroków.
Hale fabryczne pustoszały, pozostali robotnicy zaczęli wypisywać się ze związków zawodowych, lewicowe partie i działacze związkowi nasilili socjalistyczną retorykę, zwracając swoje nadzieje w kierunku imigrantów. Ideologia zaczęła brać górę nad pragmatyką, zmieniając wcześniejszy sukces w swoje przeciwieństwo.
Kiedy przyjechałem do Szwecji w początkach lat 70. w uniwersyteckim mieście zdumiała mnie konkurencja księgarń trockistowskich z księgarniami maoistowskimi. Partia komunistyczna była tylko małą przystawką socjaldemokratów z silnymi wpływami w mediach i w świecie akademickim. Myśl socjalistyczna coraz silniej wpływała na pracowników sektora publicznego, którzy stawali się coraz potężniejszą częścią elektoratu, skutecznie niszcząc wcześniejszy racjonalizm i forsując artystyczny pseudohumanizm.
Badania nad historią walki z biedą, rozwojem gospodarczym, rozwojem nauki w różnych miejscach na świecie nie pozostawiają wątpliwości. Rozwiązań problemów dręczących ludzkość dostarcza liberalizm, ten gospodarczy i ten polityczny. W naszej części świata więcej wiemy o tym jak wyglądał socjalizm w radzieckiej strefie wpływów, jak wyglądał w Chinach, na Kubie, czy w Wenezueli niż o koszmarnych nieszczęściach jakie sprowadził socjalizm na Afrykę.
Dziś patrzymy ze zdumieniem na coraz większy wpływ myśli socjalistycznej na Amerykę. Ekonomiczna i polityczna wolność straciła urok dla urodzonych w nieprawdopodobnym dobrobycie, którzy próbują urządzać życie innym tak, że im się żyć odechciewa.
Ze względu na naturę człowieka idealnego systemu społecznego nie ma i nie będzie.
Jest świetna książka Bertranda Russella, Dlaczego nie jestem chrześcijaninem, jest doskonała książka Ibn Warraqa pod tytułem Dlaczego nie jestem muzułmaninem. Nie uświadamiam równie głośnej książki pod tytułem „Dlaczego nie jestem socjalistą”, chociaż nadal spełnia tę rolę Droga do zniewolenia Friedricha von Hayeka. Nowsza wersja takiej książki wymagałaby zarówno prezentacji piekła socjalizmu, jakiego dostarczyła socjalistyczna utopia w najnowszych czasach, jak i tego, gdzie cywilizowanie kapitalizmu udawało się najlepiej, niezależnie, czy było to sukcesem socjalistów, czy liberałów dalekich od socjalistycznej ideologii. (Rozplątanie tego jak doszło do wprowadzenia takich czy innych racjonalnych reform nie zawsze jest łatwe.) Stanowczo odrzucając socjalizm, mogę dzielić niektóre wartości głoszone przez socjalistów, szukając innej drogi ich realizacji niż socjalistyczna utopia.
Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com