Chan Junis (Fot. REUTERS/Hatem Khaled)
Podczas ataku na Chan Junis izraelska armia znalazła ciała pięciu zakładników
Marta Urzędowska
W czwartek (25.07) izraelska armia prowadząca od kilku dni ofensywę w mieście Chan Junis na południu Strefy Gazy poinformowała, że znalazła ciała pięciu zakładników. Ofiary to Maya Goren, Ravid Aryeh Katz, Oren Goldin, Tomer Ahimas i Kiril Brodski. Według BBC wszyscy mężczyźni byli żołnierzami, z kolei „New York Times” podaje, że dwaj z nich to cywile. Ciała znaleziono w tunelu Hamasu położonym w miejscowości Al-Karara pod Chan Junis, na terenie uznanym za strefę humanitarną dla palestyńskich cywilów, co – jak podkreślają Izraelczycy – dowodzi, że Hamas cynicznie wykorzystuje tereny cywilne i traktuje Palestyńczyków jak żywe tarcze.
Kiedy 24 lipca Benjamin Netanjahu przemawiał w Kongresie, zapewniał, że prowadzone są działania na rzecz uwolnienia zakładników, jednak nie obiecał też dealu z Hamasem. Dlatego przemówienie ostro skrytykowali członkowie rodzin porwanych, czekający na konkretne zapewnienia. Netanjahu, w swoim przemówieniu stwierdził jedynie, że los negocjowanego ciągle rozejmu zależy wyłącznie od Hamasu i nie odniósł się do projektu popieranego przez USA i ONZ, zgodnie z którym Izrael zgodziłby się na stałe zawieszenie broni i wycofanie z Gazy w zamian za uwolnienie wszystkich zakładników.
Na razie nic nie wskazuje na rychły rozejm. Izraelska armia od poniedziałku prowadzi w rejonie Chan Junis operację, której celem są „terroryści i terrorystyczna infrastruktura”. Jednak ONZ alarmuje, że inwazja uderza też w cywilów – od poniedziałku zginęło ponad sto osób, a co najmniej 150 tys. uciekło z miasta. Walki trwają głównie w mniejszych miejscowościach pod miastem – w Bani Suajla, Az-Zanna i Al-Karara.
Uwolnienie zakładników to jeden z najważniejszych punktów negocjacji rozejmowych. Izraelczycy wyliczają, że w rękach terrorystów pozostaje 111 porwanych, spośród których ok. czterdziestu osób zapewne nie żyje.
Airwars: Służby podlegające Hamasowi precyzyjnie zliczały ofiary na początku wojny
Airwars, brytyjska organizacja zbierająca informacje o cywilach zabijanych w strefach konfliktów, w ostatnich dniach potwierdziła, że Hamas – przynajmniej w pierwszych tygodniach wojny – skrupulatnie zliczał liczbę palestyńskich ofiar.
Ta często bywa podawana w wątpliwość. Izraelczycy argumentują, że skoro miejscowe służby medyczne i ministerstwo zdrowia podlegają hamasowcom, nie można wierzyć podawanym przez nie statystykom. Także Joe Biden na początku wojny podkreślał, że „nie wierzy w liczby wymieniane przez Palestyńczyków”.
Jednak eksperci z Airwars uważnie przeanalizowali dane z pierwszych siedemnastu dni wojny, kiedy zginęło – według ministerstwa zdrowia Hamasu – ok. 7 tys. osób. Choć organizacja była w stanie w niezależny sposób zidentyfikować niecałą połowę z nich – trzy tysiące ofiar zabitych w 350 nalotach i eksplozjach, podkreśla, że ok. 75 proc. potwierdzonych nazwisk odpowiada tym z listy ministerstwa, co oznacza, że miejscowe służby zliczały ofiary w sposób rzetelny.
Jak przypomina „New York Times”, Airwars to nie wyjątek. Wielu zagranicznych urzędników i ekspertów, dobrze znających sposób, w jaki ministerstwo zdrowia w Strefie Gazy weryfikuje informacje o zgonach, polegając na danych z kostnic i szpitali, uważa je za wiarygodne.
Jednocześnie analitycy z Airwars podkreślają, że w późniejszych etapach wojny podawane przez miejscowe służby statystyki stały się wyraźnie mniej precyzyjne, bo liczenie stało się trudniejsze – miejscowa infrastruktura i cały system opieki zdrowotnej został zniszczony. Organizacja potwierdza też, że na listach zabitych w ciągu pierwszych tygodni wojny, poza cywilami znalazła się też pewna liczba terrorystów, choć niemożliwe jest ustalenie, jaki odsetek ofiar stanowili.
Izraelczycy szacują, że od początku wojny zabili ok. 14 tys. palestyńskich terrorystów.
Biden nie zabrał głosu po spotkaniu z Netanjahu. Harris: Nie odwracajmy się od tragedii w Gazie
To, co dzieje się w Gazie od dziewięciu miesięcy, jest straszne. Te zdjęcia zabitych dzieci i zdesperowanych, głodnych ludzi uciekających w poszukiwaniu bezpieczeństwa, czasem po raz drugi, trzeci, czy czwarty
– wyliczała w czwartek (25.07) Kamala Harris, niemal pewna kandydatka Demokratów w wyborach prezydenckich w USA.
Harris mówiła o wojnie w Strefie Gazy, rozpoczętej 7 października ub. roku atakiem Hamasu na Izrael, w którym palestyńscy terroryści zabili 1,2 tys. osób, a 250 porwali do Gazy. W odwecie izraelska armia prowadzi na miejscu naloty i inwazję lądową, w której zginęło – według miejscowych źródeł, czyli Hamasu – ponad 39 tys. Palestyńczyków.
Choć sojusznicy przyznają Izraelczykom prawo do walki z terroryzmem i samoobrony, duża liczba ofiar śmiertelnych wśród cywilów i dramatyczna sytuacja humanitarna w enklawie, gdzie z powodu izraelsko-egipskiej blokady szerzą się głód i groźne choroby, budzą na świecie rosnącą krytykę. Harris, uznawana za jedną z bardziej propalestyńskich osób w administracji Joe Bidena, nie szczędzi izraelskim władzom mocnych słów.
– Izrael ma prawo się bronić, ale ma znaczenie, jak to robi – przyznaje Amerykanka, jednocześnie ostro krytykując Hamas jako „brutalną organizację terrorystyczną”, która dopuszczała się w Izraelu „koszmarnych aktów przemocy seksualnej”.
Nie możemy odwracać się od tragedii w Gazie. Nie możemy sobie pozwolić na zobojętnienie wobec tego cierpienia, dlatego nie będę milczała
– zapewniała po czwartkowym spotkaniu z izraelskim premierem Benjaminem Netanjahu, który w tym tygodniu odwiedził Waszyngton, gdzie spotkał się też z Joe Bidenem i przemówił w Kongresie.
Harris wezwała do wypracowania przez Izrael i Hamas rozejmu w Gazie i zakończenia wojny. – Powiedziałam premierowi Netanjahu: Najwyższy czas zawrzeć ten deal – skwitowała. Wezwała też do utworzenia palestyńskiego państwa, zapewniając jednocześnie o swoim „niezachwianym poparciu dla istnienia państwa Izrael”.
Biden, który w przeciwieństwie do Harris nie zabrał głosu po spotkaniu z Izraelczykiem, przyjął go zapewne życzliwiej, bo Netanjahu nie szczędził mu ciepłych słów.
Jako dumny żydowski syjonista, dziękuję panu, dumnemu irlandzko-amerykańskiemu syjoniście, za pięćdziesiąt lat publicznej służby i pięćdziesiąt lat wspierania państwa Izrael
– perorował.
Według oświadczenia Białego Domu, obaj przywódcy rozmawiali o ewentualnym rozejmie w Gazie, a Biden „wyraził potrzebę sfinalizowania tego dealu jak najszybciej, sprowadzenia do domu zakładników i zapewnienia trwałego zakończenia wojny”. W piątek Netanjahu spotka się też z kandydatem Republikanów, Donaldem Trumpem, który również ma wezwać do zakończenia wojny.
Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com