„Pohamuj entuzjazm”, mat. prasowe
Biedni frajerzy i bogate buce
Krzysztof Świrek
Larry David, legendarny amerykański komik i twórca serialu „Pohamuj entuzjazm”, który zakończył się po 12 latach, namiętnie oddawał się automitologii, czyniąc siebie głównym bohaterem wszystkich dwunastu sezonów
Przypomnę pokrótce punkt wyjściowy serialu: Larry David gra w nim samego siebie, czyli bogatego scenarzystę, mieszkającego w LA, a wywodzącego się z nowojorskiej sceny komediowej. Serial przygląda się mu w jego codziennych zmaganiach z… niczym szczególnym, ponieważ „Pohamuj entuzjazm” to przykład komedii o życiu codziennym, w której brak „wielkich wydarzeń” jest istotną częścią formuły. David był jedną z kluczowych postaci stojących za sitcomem „Kroniki Seinfelda”, jednym z największych sukcesów amerykańskiej telewizji wszech czasów. I ta części jego historii z „prawdziwego życia” jest istotną częścią Larry’ego jako postaci z „Pohamuj…”: zapewnia mu właściwy w Hollywood status – osoby dość bogatej i dość zdolnej, by trafiać w centrum towarzyskiego życia. Równocześnie jednak życie towarzyskie, które oglądamy w serialu, wygląda na coś w rodzaju „klimatyzowanego koszmaru” (pożyczam frazę od Henry’ego Millera): opływającą w luksus wersję niekończącej się gry pozorów i wymian pozbawionych znaczenia uprzejmości, zobowiązań towarzyskich, błahych rytuałów, do których nie sposób znaleźć klucza oprócz uniwersalnej zasady, by nie zadawać pytań i „grać dalej”. Oczywiście wszyscy wokół Larry’ego znają tę zasadę – tylko on wydaje się niezdolny do jej rozpoznania lub nieskłonny do tego, by ją uszanować.
Wymieńmy pokrótce kilka z tych rytuałów, żeby mieć pojęcie, co wypełnia sporą część dwunastu sezonów serialu. Przede wszystkim są to proszone kolacje, lunche ze znajomymi, benefisy na cześć bardziej lub mniej znanych i zasługujących na to osób, wydarzenia dobroczynne, otwarcia i premiery. Rocznice, bar i bat micwy, wesela i pogrzeby (a nawet jeden pogrzeb osoby żyjącej, wystawiany przez nią samą). Spotkania biznesowe, negocjacje, kolacje urodzinowe. Spotkania z sąsiadami i wizyty u lekarzy. Rodzinne święta. W czasie rozwodu Larry’ego – spotkania z prawnikami. Po rozwodzie Larry’ego randki, które też przecież mają swoje specyficzne reguły gry (najwięcej ich chyba złamie Larry w pamiętnym odcinku zatytułowanym „Smiley Face”). Wreszcie wspólna gra i socjalizowanie się w gronie bywalców klubu golfowego. I to ostatnie właściwie należałoby powtórzyć dwa razy: golf jest w serialu tak ważny, że urasta do rangi specyficznego dla tej grupy demograficznej fenomenu: w pewnym sensie nie ma sprawy ważniejszej dla mężczyzny z klasy posiadającej w sile wieku. Dlatego wierni widzowie serialu nie mieli żadnego problemu ze zrozumieniem, dlaczego dyskusja o tym właśnie sporcie stanowiła tak istotny punkt sporów między Donaldem Trumpem a Joe Bidenem, póki ten drugi był jeszcze w prezydenckim wyścigu.
Gdzieś w międzyczasie Larry wykonuje jednak jakąś pracę – próbuje przekonać producentów telewizyjnych do pilota nowej produkcji, organizuje reunion show „Seinfelda”, gra w nowojorskim filmie Martina Scorsese, a nawet zostaje gwiazdą musicalu „Producenci” Mela Brooksa. Z czasem nawet to powiązanie ze światem pracy, zobowiązań, projektów (jakkolwiek abstrakcyjne z punktu widzenia „prawdziwej pracy” od dziewiątej do piątej) zostaje rozluźnione, w miarę jak projekty Larry’ego w kolejnych sezonach z „realistycznych” stają się slapstickowe (jednym z przykładów może być spór z właścicielem kawiarni, który prowadzi Larry’ego do otworzenia własnego, konkurencyjnego biznesu – oczywiście z katastrofalnymi konsekwencjami). Wzmaga to tylko wrażenie, że jego wysiłki właściwie nie mają nic wspólnego z tym, co zwykły, zmuszony borykać się z koniecznościami egzystencji człowiek nazywa „pracą”. Można odnieść wrażenie, że najbliżej pracy właściwej, może nawet harówki Davida, jest „bywanie”. W sezonie dwunastym mamy nawet piękne podsumowanie tego wniosku w postaci konkretnego zlecenia, które Larry otrzymuje od pewnego milionera: ma pojawić się na imprezie urodzinowej tego drugiego z jednym zadaniem – być „serdecznym” (oryginalne cordial bliskie jest też zwykłej uprzejmości). Oczywiście Larry wypada fatalnie.
Od satyry do odlotu (i z powrotem)
To odrywanie się Larry’ego od ostatnich elementów zatrzymujących go w świecie konieczności naprowadza nas na wątek różnic między poszczególnymi sezonami, a serial zmieniał się jednak znacznie w ciągu ponad dwóch dekad produkcji. Pierwsze pięć sezonów w dużo większym stopniu przedstawia świat społeczny Larry’ego i jego żony Cheryl – czyli Hollywood z jego środowiskiem aktorów, producentów, agentów, z dodatkiem pojawiających się w orbicie biznesmenów, lokalnych socialites czy „modnych” i obleganych lekarzy. W tych początkowych sezonach twórcy serialu budują bardzo silny zespół postaci, które pojawiają się w kolejnych odcinkach na okrągło, wytwarzając u widzów poczucie silnej zażyłości, bardzo ważne w przypadku serialu poświęconego codzienności (i to w środowisku mało znanym widzom). Przy tym część aktorów i aktorek występuje pod własnymi nazwiskami (przede wszystkim sam David, obok niego zaś komicy Ted Danson, Wanda Sykes czy Richard Lewis), co przypomina o zakorzenieniu serialu w zamazywaniu granicy między rzeczywistym życiem i fikcją, charakterystycznym dla czasów ogromnej mody na reality TV.
.
.
.
Punktem decydującym dla zmiany tej wyjściowej formuły jest rozwód głównego bohatera w szóstym sezonie i zejście na dalszy plan postaci żony, granej przez Cheryl Hines – osoby kluczowej dla pierwszych sezonów, jako że to ona zapewniała kontrapunkt dla aspołecznych zachowań Davida. Czyniąc z Larry’ego singla, twórcy zmieniają dynamikę serialu, komedię poświęconą relacjom czyniąc w większym stopniu teatrem jednej postaci, przenoszonej w różne miejsca i spotykającej coraz to nowych ludzi. Serial nieco traci przez to satyryczne ostrze, koncentrując się na spinającej całość postaci Davida – z tego punktu widzenia sezony dziewiąty i dziesiąty najbardziej zbliżają się do formuły farsy. W sezonie jedenastym i dwunastym serial wraca na ścieżkę satyry, włączając do niej wątki polityczne (odpowiednio – na poziomie lokalnym i krajowym), korzystnie domykając całość serialu jako znaczącą o współczesnej amerykańskiej klasie półpróżniaczej (bezczynnej tylko w połowie, bo jednak trudniącej się od czasu do czasu tworzeniem tego jakże cennego dziś produktu, jakim jest rozrywka). Ale jedna rzecz w tych wszystkich przemianach formuły się nie zmienia: wspomniana wcześniej „praca bywania”, która jest dla Larry’ego tak trudna, że może stanowić punkt wyjścia niemal każdej komediowej historii z ponad setki odcinków.
Bogaty buc
Reguł bywania Larry na pewno nie uczył się od małego – „prawdziwy” Larry wychował się na Brooklynie, daleko od świata bogatych przedmieść. Zrazu nikt nie wierzył, że na scenie komediowej pisany mu jest sukces. Znamienny jest tu pilot „Pohamuj entuzjazm” (2000), godzinny mockument o (nie)powstaniu trasy z pierwszymi od lat nowymi występami Larry’ego w roli stand-upera – nakręcony w stylu reality TV. Program, wart obejrzenia jako osobne, niezależne od serialu dokonanie, prezentuje sylwetkę Davida – w końcu osoby, którą szerszej publiczności jednak trzeba przedstawić, bo jako scenarzysta był ukryty za hitowym sitcomem, który współtworzył – i dużo miejsca poświęca właśnie wczesnym porażkom Davida na scenie nowojorskiej niezależnej komedii. Sukces „Seinfelda” także nie był pewny – formuła serialu wcale go nie obiecywała, a David miał ponoć modlić się, by telewizyjni decydenci nie dali serialowi zielonego światła – wedle własnej, być może przesadzonej, relacji (opowiadanej podczas odbierania nagrody pisarskiej im. Paddy’ego Chayefsky’ego), po napisaniu pilota David nie wyobrażał sobie, jak miałby powtórzyć wyczyn napisania odcinka choćby jeszcze jeden raz, nie mówiąc o całym sezonie. A jednak – bardzo szybko „Seinfeld” okazał się sukcesem, a Larry David z nikogo stał się ojcem tego sukcesu.
W charakterystyczny dla siebie sposób w jednym ze swoich monologów David scharakteryzował dziwną drogę swojego życia: dosłownie w ciągu jednej nocy miał z poor schmuck stać się rich prick. Nie jest łatwo przetłumaczyć te idiomatyczne określenia. Poor schmuck to mniej więcej tyle co „biedny frajer”; rich prick przetłumaczyć jeszcze trudniej, by nie urazić polskich uszu. Słowo prick w Biblii króla Jakuba występuje w kontekście cytatu z „Dziejów Apostolskich” o „wierzganiu przeciwko ościeniowi” i dosłownie znaczy właśnie to – oścień, zaostrzony kawałek drewna, ukłucie. Ale ważniejsze chyba jest inne znaczenie – równorzędne staropolskiemu słowu oznaczającemu niegdyś „frędzel u sukmany”. A ponieważ „bogaty frędzel” nie brzmi zbyt dobrze, niech będzie mniej precyzyjny, ale podpowiadany przez słowniki internetowe i lepiej osłuchany w polszczyźnie „bogaty buc”. Powiedzmy więc, że w swoim życiu David z „biednego frajera” błyskawicznie stał się „bogatym bucem”. Ale czy stał się nim do końca? Być może część uroku „Pohamuj entuzjazm” bierze się właśnie stąd, że w głębi duszy autor „Seinfelda” nadal jest biednym frajerem, który na świat bogatych buców patrzy z pewnego dystansu.
.
„Pohamuj entuzjazm”, mat. prasowe
Oczywiście przy okazji korzystając z uroków tego świata, na dobre i na złe. Bo chociaż Larry bywa często niezadowolony ze swojego życia, to całość serialu dobitnie pokazuje, że jest ono dosyć przyjemne, wolne w każdym razie od większości trosk, z którymi muszą mierzyć się miliony „biednych frajerów”. Czasem te różnice przybierają charakter ekstremalny, a z dość niewinnego ogrywania różnic społecznych wyłania się groźna rzeczywistość. Jak w sezonie jedenastym, w którym Larry znajduje się nieoczekiwanie w kłopocie, gdy włamywacz wpada do jego niegrodzonego basenu i topi się. Ponieważ obowiązkowe ogrodzenie przydomowego basenu zapisane jest w prawie Santa Monica, nad Larrym wisi groźba poważnej odpowiedzialności prawnej, chyba że… no właśnie, chyba że zrobi to, co w takiej sytuacji robią bogate buce – wykorzysta swoje znajomości i możliwości wpływu, między innymi uwodząc lokalną polityczkę. Okropne? Być może w prawdziwym życiu takie korupcyjne intrygi są odrażające, ale decydująca dla komediowego efektu będzie oczywiście nieudolność, z jaką Larry zabiera się do rzeczy.
Logika pieniacza
Wewnętrzną bliskością ze światem „biednych frajerów” można chyba tłumaczyć uporczywość, z jaką Larry absurdalnym społecznym konwencjom przeciwstawia własne, nie mniej absurdalne. W jaki sposób tropi logikę ludzkich zachowań, przypisując im najniższe możliwe motywacje (jak w jednym z „klasycznych” odcinków zatytułowanym „Larry vs. Michael J. Fox”, gdzie chory na chorobę Parkinsona aktor jest podejrzewany przez Larry’ego o celowe wykorzystanie swojej diagnozy tylko po to, by… bezkarnie hałasować mu nad głową w jednym z nowojorskich apartamentowców). Nie jest to wcale spojrzenie prostaczka, który zakłamaniu konwencji przeciwstawia własny zdrowy rozsądek. Rozsądek Larry’ego nie jest „zdrowy”, to raczej pokrętna logika pieniacza, który wykorzysta całą dostępną mu pomysłowość lub inteligencję, by własną najdrobniejszą niewygodę zamieniać w atak na prawa człowieka czy móc bezkarnie wygłosić nikomu niepotrzebną opinię i rozwinąć paranoiczne podejrzenia dotyczące złych intencji innych ludzi. Opinie i teorie Larry’ego nie mają w sobie nic z ostrości ludowego mędrca – jeśli mają sens, to jest to wyłącznie „głupi sens” (jak mówi o własnych refleksjach inny bohater serialu, Leon Black) – dlatego tak ważną funkcję pełnią w tej opowieści wszystkie osoby, które są w stanie odpowiednio głównego bohatera spacyfikować – kiedy w późniejszych sezonach zabraknie w tej roli żony Larry’ego, często przejmuje ją serialowa Suzy, żona agenta Larry’ego grana przez komiczkę Susie Essman – w każdym razie zawsze jakaś postać musi tę funkcję pełnić. Poor schmuck niekoniecznie oznacza osobę o złotym sercu, rich pricks zresztą też ze swojej szlachetności nie są za bardzo znani. Mają raczej wytrenowane nawyki, które uchodzą za godne szacunku, sygnalizują ich cnotę lub choćby otwarte, progresywne głowy. Środowisko ma swoje prawa, które nie muszą być wypowiadane wprost, by były znane.
Wejście polityki
W jednym z nie tak znów częstych przypadków, gdy David pozwala wkroczyć do serialu otwartej i bezpośredniej polityce, serialowy Larry odnajduje wreszcie klucz do uwolnienia się od wszystkich natrętów, niechcianych spotkań na lunch i społecznych przysług: wystarczy tak zwana czapeczka „MAGA”. To magiczne nakrycie głowy bierze swoją nazwę od specyficznego projektu: jest czerwona, a nad daszkiem ma wydrukowane (względnie wyszyte) wielkimi literami: „Make America great again”, czyli hasło wyborców Donalda Trumpa. Wystarczy założyć taką czapkę, by w środowisku społecznym Larry’ego stać się społecznie niewidocznym, z czego bohater serialu z ochotą korzysta.
Cały ostatni sezon oparty jest właśnie na politycznej ramie, potraktowanej w równie ironiczny sposób. Trzeba bowiem podkreślić, że „Pohamuj entuzjazm”, choć w części improwizowany i wykorzystujący szereg środków sugerujących realizm fabuły (dużo scen rozgrywa się w plenerach LA, brak scen kręconych w studio, kamera z ręki itp.) jest serialem perfekcyjnie skonstruowanym. Niemal każdy odcinek ma dość rygorystycznie potraktowaną strukturę: zaczyna się zagajeniem wątku, który następnie zostaje porzucony dla wątku głównego, by w finale odcinka powrócić, dostarczając zazwyczaj zabawnej puenty dla wątku głównego. Oprócz tego niemal każdy sezon posiada wątek fabularny spinający całość sezonu (np. próby sprzedania pilota nowego projektu kolejnym grupom menadżerów, co do jednego zrażanych przez dziwaczne zachowania Larry’ego, rozwód Larry’ego i perypetie związane z rozwodowymi prawnikami czy wspomniana wyżej realizacja scenicznej wersji „Producentów”). Takim spinającym całość wątkiem sezonu dwunastego jest sytuacja, która sprawia, że serialowy David zostanie bohaterem walk o prawa obywatelskie w USA. Otóż w pierwszym odcinku ostatniej serii David podaje wodę stojącej w kolejce do głosowania znajomej czarnoskórej kobiecie. Jak się okazuje, podobny gest (podanie szklanki wody osoby stojącej w kolejce do wyborów) stanowi w Atlancie czyn zakazany – w efekcie Larry’emu grozi rozprawa sądowa i więzienie. Larry z miejsca staje się postacią słynną w całej liberalnej Ameryce, a jego czyn zostaje błędnie zinterpretowany nie jako nieznajomość lokalnego prawa, a akt obywatelskiego oporu. Oczywiście Larry nie zamierza nikogo wyprowadzać z błędu, co pozwala na rozsianie w sezonie mniej lub bardziej subtelnych żartów z liberalnego sygnalizowania cnoty.
Występek w imię cnoty
Ani odcinek o czapeczce MAGA, ani cały dwunasty sezon nie byłyby aż tak celne ani zabawne, gdyby napisał je prawdziwy MAGA-republikanin. David nie ma z tym nic wspólnego, dlatego uchodzi mu na sucho krzyczenie, że rzekomy liberalizm i progresywizm kalifornijskich klas wyższych jest fałszywką. Larry David nawet nie musi się starać, by znajdować się w samym sercu liberalnej Ameryki. Z podobnych powodów w wywiadzie dla „Vanity Fair” może swobodnie deklarować, że nie interesuje go poprawność polityczna. (Jego słynny współpracownik z dawnych czasów, Jerry Seinfeld, wywołał niedawno spore poruszenie swoją deklaracją, że „poprawność polityczna” zabija komedię – jak słusznie zauważył komentator z „The Independent”, Seinfeld jako komik był od zawsze „poprawny” we wszystkich możliwych znaczeniach tego słowa – więc o co mu właściwie chodzi?)
David oczywiście wielokrotnie wykorzystuje normy poprawności politycznej, by w „Pohamuj entuzjazm” doprowadzić do ich towarzyskiego przekroczenia, wywołując dreszcz przyjemnego zażenowania u swoich widzów. Ale komiczny efekt opiera się na tym, że David puszcza oko do tych, którzy owe normy znają i szanują, że przedstawia świat, w którym normy te są standardem, a odejście od nich – skandalem. Dlatego właśnie David jest zabawny, gdy mówi o poprawności politycznej – a Tucker Carlson, choć śmieje się z niej histerycznie, nie jest. Gdyby David naprawdę te normy kwestionował, nie byłoby komicznego efektu. Cała gra z poprawnością: społeczną, towarzyską, polityczną, całe kwestionowanie reguł jest tak zabawne w przypadku serialu Davida właśnie dlatego, że w świecie serialu ostatecznie wszystkie te normy zostaną potwierdzone, a widzowie mają pewność, że na koniec dnia (odcinka) spadną bezpiecznie na miękkie poduszki. Serialowy Larry David obrazi wszystkich, ale nikt się od niego nie odwróci. Zrazi do siebie ważnych ludzi Hollywood, ale nadal będzie sobą – „frajerem”, który jest zarazem chodzącym synonimem sukcesu. Wszystko wróci do normy – występek przeciw społecznej przyzwoitości zostanie ukarany i ostatecznie okaże się błahy.
Dzięki temu pewnie daje się oglądać ten wieloodcinkowy serial o niedolach życia ludzi uprzywilejowanych. Wszyscy bowiem zdają sobie w nim sprawę z własnej śmieszności. Szczególnie dwa ostatnie sezony, jeden zbudowany wokół korupcyjnej intrygi, drugi – wokół kwestii rasowych i praw obywatelskich, osiągają tu pewien poziom aktualności i relewancji, której wcześniej w serialu nie było. I z tego zmagania się z „trudnymi tematami” David wychodzi zwycięsko – udaje się mu zrobić rzeczy horrendalne i obronić pozycję własnego bohatera, którego nadal da się lubić (albo prawie). Mechanizm jest podobny – ostatecznie Larry David „jest nasz” (w szerokim, centrolewicowym sensie), bo widzowie jego serialu rozumieją, dlaczego jego sposób przekraczania reguł przyzwoitości jest zły – i wiedzą, że on także to wie i gra z tymi regułami z premedytacją. Także w świecie przedstawionym serialu standardy głównego nurtu wrażliwości są mocno ustalone, dzięki temu serial ciągle znajduje się na cienkiej granicy, której nie przekracza. Nawet oglądane na ekranie środowisko ludzi show-businessu jest w swoim zepsuciu relatywnie niewinne (czy jest takie w rzeczywistości – to inna kwestia), raczej pełne hipokryzji niż socjopatyczne. Gdyby zrobić serial o innych frakcjach współczesnych klas wyższych – np. elitach high-tech, otwarcie wyznających technofaszyzm i teorie spiskowe – prawdopodobnie śmiech uwiązłby niektórym widzom w gardłach.
Być może to właśnie można byłoby „Pohamuj entuzjazm” ostatecznie zarzucić: że tworzy iluzję bezpieczeństwa i porozumienia, które nie istnieją. Że wyczarowuje sztuczny świat, w którym z różnic bogactwa, z rasizmu, z bigoterii można się śmiać z pełnym poczuciem bezpieczeństwa. Być może jednak tylko takiej dawki realizmu można od komedii oczekiwać: w „Pohamuj entuzjazm” znajdujemy taką właśnie jego dawkę, jaka jest możliwa, żeby całość nie zrobiła się zbyt gorzka. Cała reszta jest rodzajem komediowej fantazji, podobnej do świata kreskówek, w których mysz podkłada kotu pod siedzenie laskę dynamitu i wysadza go w powietrze (koci anioł frunie w tym momencie do nieba), a już w następnej scenie kot znów goni mysz po podłodze mieszkania. Podobną kreskówkową postacią jest Larry David – w każdym z sezonów serialu przeżywa szereg detonacji, z których wychodzi bez szwanku. W ten właśnie sposób jego postać staje się możliwa do komediowej uniwersalizacji, jako figura samobójczego braku społecznego wyczucia, które ostatecznie skończy się dobrze. Choć osadzona jest w samym sercu ekskluzywnego społecznego świata, w którym problemem może być otrzymanie (wyjątkowo, tego akurat wieczoru) stolika w tej gorszej części ulubionej restauracji.
Webmaster:
David’s family is Jewish. His American Jewish father’s family moved from Germany to the U.S. during the 19th century, while David’s mother was born into a Polish-Jewish family in Ternopil, now in Ukraine, and her mother’s family name was revealed as Superfein.
Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com