Archive | 2024/11/05

Kto, co i dlaczego, czyli nowa inicjatywa pokojowa

Marwan al-Muasher (Źródło zdjęcia: Wikipedia)


Kto, co i dlaczego, czyli nowa inicjatywa pokojowa

Andrzej Koraszewski


Jeśli studiujesz politologię lub stosunki międzynarodowe, systematyczna lektura amerykańskiego magazynu „Foreign Affaires” jest obowiązkowa. Im więcej masz cytatów z tego pisma w twojej pracy magisterskiej czy doktorskiej, tym większa szansa na pozytywną ocenę. To crème la crème, kwintesencja politycznej myśli Zachodu. Jeśli jesteś politykiem lub dyplomatą, to ignorowanie tego magazynu może ci utrudnić komunikację z kolegami po fachu.

Z najnowszego numeru możesz dowiedzieć się o Xi i jego osi nieudaczników, o zagrożeniu totalną wojną, ale również o tym, że potrzebna jest nowa arabska inicjatywa pokojowa.

Inicjatywy pokojowe są zawsze mile widziane, a jeśli proponuje ją wiceprezes Carnegie Endowment for International Peace, to warto z nabożeństwem przeczytać każde słowo. 

Marwan al-Muasher to były jordański dyplomata, był ambasadorem, był ministrem spraw zagranicznych i wicepremierem Jordanii, dziś jest już tylko badaczem arabskich dróg do pokoju. Podobno ten arabski chrześcijanin musiał ustąpić z rządu, bo nazbyt irytował ludzi związanych z Bractwem Muzułmańskim. To jednak tylko jordańskie plotki, które trudno niezależnie potwierdzić. 

Jego najnowszy artykuł w „Foreign Affairs” z 29 października odpowiada na pytanie dlaczego potrzebna jest nowa arabska inicjatywa pokojowa i jak też ona ma wyglądać. Już w podtytule autor podkreśla, że skupienie się na prawach Palestyńczyków musi nastąpić przed negocjacjami w sprawie państwa. Zgodziłem się z badaczem nawet nie czytając dalej. Tak, to kluczowa sprawa. Palestyńczycy powinni mieć prawo do życia bez terroru, bez indoktrynacji ich dzieci do terroru, bez ciągłego pchania do wojny przez polityków, których nikt nie wybrał.

Intryguje pytanie, czy tego właśnie chcą, albo raczej jak wielu tego chce, bo między abstrakcyjnym prawem, a faktycznymi oczekiwaniami większości może być poważna rozbieżność.            

Arabski uczony na początku swojej rozprawy zauważa, że amerykańscy politycy i dyplomaci od początku wojny w Strefie Gazy nalegali na utworzenie palestyńskiego państwa. Uczony nie pisze, kiedy się ta wojna w Strefie Gazy zaczęła, ani kto ją rozpoczął, pisze że „te wezwania wydają się być oderwane od rzeczywistości.”

„Po latach śmierci i zniszczeń oraz dziesięcioleciach represji, większość Palestyńczyków nie wierzy, że rozwiązanie w postaci dwóch państw jest wykonalne lub nadchodzące. W rzeczywistości sondaże sugerują, że większość Palestyńczyków popiera obecnie zbrojny opór jako sposób na zakończenie konfliktu.”

Uczony nie podaje danych z sondaży na temat poparcia dla Hamasu, ani tym bardziej tego, że po roku wojny jest ono wyższe, na terenach, które Jordania niegdyś zaanektowała i nazwała „Zachodnim Brzegiem” niż w Strefie Gazy, która po wyjściu z niej Izraelczyków rzekomo miała z pomocą całego świata, stać się śródziemnomorskim, czysto palestyńskim Singapurem. Studiujący stosunki międzynarodowe doktorant może nie podejrzewać, że tak szacowne pismo może mu serwować propagandową papkę i powtarzać jak za panią matka pacierz opowieści o nieszczęsnych, prześladowanych Palestyńczykach, którzy marzą o prawie do spokojnego życia.

„Łatwo zrozumieć – czytamy dalej – dlaczego nawet bez roku wojny mogą być rozczarowani. Stany Zjednoczone spędziły dziesięciolecia na promowaniu rozwiązania w postaci dwóch państw, jednocześnie dostarczając Izraelowi broń, pozwalając mu na rozszerzanie osiedli na okupowanych terytoriach i pozwalając mu na przejmowanie większej ilości palestyńskiej ziemi i zasobów naturalnych.”

Nie ma tu palestyńskich rakiet, nie ma grup terrorystycznych, nie ma wzmianki o stojącej za nimi ideologii z jej głównym (jeśli nie wyłącznym) celem „Palestyny od rzeki do morza”, nie ma również wzmianki o wielokrotnych odmowach własnej państwowości w zamian za rezygnację z terroru. Jest natomiast oskarżenie o popieranie przez Amerykę prawa Izraela do samoobrony, bo to ignoruje podstawowe prawo Palestyńczyków do „zbrojnego oporu”.

Czerpiący informacje z tak poważnego źródła student może nie zauważyć, że został oderwany od rzeczywistości, (chociaż to akurat wymaga wcześniejszego przygotowania na wstępnym etapie studiów).

Marwan al-Muasher przedstawia swoją wizję inicjatywy pokojowej.

„Nadszedł czas na fundamentalną zmianę w podejściu świata do konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Zamiast skupiać się na rozwiązaniu w postaci dwóch państw jako ostatecznym rozwiązaniu sporu, międzynarodowi przywódcy powinni najpierw skupić się na zapewnieniu Palestyńczykom i Izraelczykom równych praw. Rządy zewnętrzne powinny w szczególności wywierać presję na oba narody, aby zgodziły się na wspólne zasady i reguły — pozostawiając kształt rozwiązania na później. I powinny pozwolić państwom arabskim przewodzić w promowaniu rozwiązania konfliktu opartego na prawach. W przeciwnym razie wszelkie nowe dążenia do pokoju są skazane na niepowodzenie, podobnie jak wszystkie negocjacje w ciągu ostatnich 30 lat.”

Mógłby ktoś pomyśleć, że jordański myśliciel zasadnie obwinia zachodnich polityków i dyplomatów o brak rozsądku. Powierzenie zadania budowania palestyńskiej państwowości międzynarodowemu terroryście, odpowiedzialnemu za dwie wojny domowe, (jedną w Jordanii, a drugą w Libanie), odpowiedzialnemu za międzynarodowy terroryzm, za niezliczone mordy muzułmanów, Żydów i chrześcijan, nie rokowało najmniejszych nadziei na równe prawa. Nadzieja, że sprowadzony z Tunezji Arafat i jego uzbrojone bandy, będą zwalczać terroryzm i demokratycznie, z respektem dla opozycji, budować zręby państwowości było albo całkowicie świadomym blokowaniem jakiejkolwiek możliwości pokojowego rozwiązania konfliktu, albo świadectwem głębokiego upośledzenia. Ponieważ tego pierwszego (mimo licznych poszlak) nie możemy ponad wszelką wątpliwość udowodnić, pozostaje akceptacja, że zachodni politycy i dyplomaci uczciwie wierzyli w to, co mówili. Dziś jednak wiemy, że Arafat nie zamierzał budować palestyńskiego państwa, żyjącego w pokoju obok Izraela, że nie zamierzał wyrzekać się terroryzmu, że nie zamierzał akceptować demokratycznej opozycji, ani tym bardziej wykorzystywać palestyńskiego samorządu do zapewnienia Palestyńczykom wolności i dobrobytu.   

Jak zatem ta „nowa”. arabska propozycja pokojowa ma zapewnić Palestyńczykom równe prawa? Autor eseju przypomina najpierw historię. Były próby negocjacji, ale się nie powiodły.  Wyjaśnienia tego niepowodzenia są sporne. Kolejni amerykańscy prezydenci zachęcali, ale właściwie nie wyjaśniali, co takie porozumienie miałoby oznaczać. Więc kraje arabskie próbowały zrekompensować tę porażkę oferując Izraelczykom kuszącą propozycję końcową:

„W zamian za suwerenne państwo palestyńskie przyznaliby Izraelowi zbiorowy traktat pokojowy, gwarancje zbiorowego bezpieczeństwa i milczącą umowę, że państwa arabskie nie eksmitują milionów palestyńskich uchodźców mieszkających w ich granicach. Obiecali również zakończenie wszelkich roszczeń terytorialnych po wycofaniu się Izraela. Jednak te propozycje nie wystarczyły, aby sprzedać porozumienie.”

Jordański uczony nie wyjaśnia dlaczego nie wystarczyły i przechodzi do stwierdzenia, że po latach to rozwiązanie w postaci dwóch państw jest coraz mniej prawdopodobne, ale to nie palestyński terror jest temu winien, a osadnicy, twierdzenia Izraela, że to tereny sporne,   nielegalna okupacja, jak również twierdzenia, że „Zachodni Brzeg” i Gaza to ziemia dana Żydom przez Boga. Zachód, zdaniem tego autora, porzucił proces pokojowy, ograniczając się do bezzębnej krytyki Izraela. Na domiar złego, kilka państw arabskich nawiązało stosunki z Izraelem, mimo tego, że Izrael nie poczynił żadnych ustępstw w stosunku do Palestyńczyków. W tej sytuacji wielu naukowców zaczęło forsować alternatywę w postaci rozwiązania jednopaństwowego.      

W takim państwie, rozciągającym się od rzeki do morza, Izraelczycy i Palestyńczycy mieliby równe demokratyczne prawa. Niestety w obu społeczeństwach są jakieś zastrzeżenia wobec takiego rozwiązania, co prowadzi do impasu. Atak Hamasu (tak, jordański autor wspomina o tym ataku), spowodował radykalizację Izraelczyków i teraz izraelski parlament opowiedział się za odrzuceniem koncepcji rozwiązania w postaci dwóch państw. Państwa arabskie są dziś podzielone, nie mają silnego przywództwa, a Zachód przez rok nie umiał nakłonić Izraela do zawarcia pokoju. W tej sytuacji kraje arabskie powinny porzucić ideę rozwiązania w postaci dwóch państw i skoncentrować się na równych prawach.  Krótko mówiąc  chodzi o to, żeby zarówno Izraelczycy, jak i Palestyńczycy mieli prawo do praw zapisanych w Karcie ONZ. Jak to osiągnąć? Zwyczajnie – strony muszą zgodzić się na zakończenie negocjacji w ciągu pięciu lat, unieważnić wszystkie praktyki, które są dyskryminujące, a proces musi być kierowany przez ONZ i instytucje międzynarodowe z uprawnieniami wykonawczymi. Co zatem stoi na przeszkodzie? Netanjahu, który nie jest zdolny do przyjęcia rozwiązania opartego na prawach.

Jordański uczony proponuje, żeby o bezpieczeństwie Izraela rozstrzygała Rada Bezpieczeństwa ONZ oraz Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości, zasadnie podejrzewa, że obecny premier nigdy na to nie pójdzie, obawia się, że inni politycy izraelscy też nie.      

Tak więc, propozycja takiej inicjatywy pokojowej jest genialna, wymaga tylko nowego przywództwa, tak Izraelczyków jak i Palestyńczyków. To dla obu stron będzie trudne. Izraelczycy mają demokrację i wolne wybory, więc tu nic się nie da zrobić, ale jeśli idzie o Palestyńczyków to sprawa jest łatwiejsza:

„Wśród Palestyńczyków jest osoba o pozycji i poparciu społeczności potrzebnym do przeprowadzenia transformacji: Marwan Barghouti. Jeden z najbardziej prominentnych polityków Organizacji Wyzwolenia Palestyny, Barghouti, odsiaduje obecnie wyroki dożywocia w izraelskim więzieniu za udział w drugiej intifadzie w latach 2000–2002. W wyniku swojego zaangażowania na rzecz niepodległości Palestyny jest niezwykle popularny wśród wszystkich frakcji palestyńskich. Ale popiera pokojowe rozwiązanie z Izraelem, co czyni go jednym z nielicznych liderów posiadających zarówno pozycję, jak i motywację niezbędną do wynegocjowania porozumienia. Dlatego też konieczne jest, aby Izrael wypuścił go z więzienia.”

Tak więc, Palestyńczycy pod wodzą terrorysty Marwana Barghoutiego byliby gotowi do zaakceptowania takiej propozycji. Z Izraelczykami gorzej, bo większość byłaby temu przeciwna, więc trzeba Izrael zmusić.  

„Syjonistyczny projekt ustanowienia pokojowego, demokratycznego i żydowskiego państwa na historycznych ziemiach palestyńskich upada, jeśli już nie jest martwy. Innymi słowy, syjonistyczny projekt nie może już definiować przyszłości Izraela. Musi go zastąpić inny projekt, oparty na równych prawach.”

Martwi się troszkę uczony, że niektórzy Palestyńczycy będą się obawiać, że projekt jednego państwa rozmyje ich tożsamość narodową. Zapewnia jednak, że nic takiego im nie grozi, że będzie tak jak w RPA.   

Kończąc lekturę tej rozprawy, której autor prawdopodobnie nie jest tak naiwny jak udaje, wybucham śmiechem, a potem uświadamiam sobie, że zostało to opublikowane w piśmie cieszącym się opinią jednego z najbardziej respektowanych źródeł informacji o polityce międzynarodowej.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Who made antisemitism a partisan issue? Chuck Schumer

Who made antisemitism a partisan issue? Chuck Schumer

Jonathan S. Tobin


His private advice to Columbia University that only the GOP cared about campus antisemitism illustrates the Democratic establishment’s abandonment of the Jews.

.
Senate Majority Leader Chuck Schumer participates in the New York Liberty Ticker Tape Victory Parade & Rally in New York City on on Oct. 24, 2024. Photo by Sarah Stier/Getty Images.

Deny it though he may, the evidence produced in a House Committee on Education and the Workforce report about antisemitism on college campuses is an appropriate coda to Sen. Chuck Schumer’s career-long attempt to pose as the shomer of Israel in Congress. That he was advising leaders of Columbia University in New York City not to worry too much about criticism of their failures to protect Jewish students because only Republicans cared about the issue is a disgrace.

Still, the gap between Schumer’s public lip service condemning the post-Oct. 7 surge in antisemitism in the United States and what he says in private is indicative of more than his own corrupt mendacity. It demonstrates how badly compromised the supposedly pro-Israel wing of the Democratic Party has become in recent years.

While many in the GOP would agree with Schumer’s assertion about their party being the only one that cares about antisemitism, it really isn’t accurate. Many rank-and-file Democrats, including a solid number of Jews who may be politically liberal but unlike Schumer, are still ardent supporters of the U.S.-Israel alliance, are deeply troubled by the rise of the anti-Israel left-wing of their party.

The Senate punts on antisemitism

Still, it was no accident that it was the Republican-controlled House that conducted the only serious hearings and investigation about the plague of antisemitism sweeping across the country in the weeks and months following the Oct. 7 terrorist attacks in southern Israel by Hamas and other Palestinians. The Democrats control the Senate and could have easily seized on this issue but given the hostility to Israel from some prominent members of their caucus, Schumer made sure none of the upper body’s committees seriously took it up.

The same is true of Schumer’s decision not to allow a vote in the Senate on the Antisemitism Awareness Act that codified the International Holocaust Remembrance Alliance’s (IHRA) working definition of the term into federal law. That measure overwhelmingly passed the House last May by a 320-91 margin with 21 Republicans and 70 Democrats voting no. But Schumer, like the Biden-Harris administration’s chief worry during the course of the presidential campaign, is about alienating so-called “progressives” in his party who traffic in the hatred of Israel and Jews. That’s why he is carefully avoiding fighting the most prevalent current form of antisemitism, which is focused on the demonization of Israel and its supporters, even though he never tires of claiming that he is the Jewish state’s biggest booster. The fact that he’s getting very little pushback from centrist Democrats for this failure is telling.

For decades, the Senate Majority Leader has used a superficial similarity of his last name with the Hebrew word for “guardian” or “watchdog” to claim that he could be counted on to defend Israel and the Jews. But as President Joe Biden—his longtime Senate buddy—would have put it, that was always a “load of malarkey.” Schumer has always been, like so many of his fellow politicians, a cynical opportunist rather than a man on a mission to stand up for the interests of his own community.

A vicious partisan who even stooped to personally threatening Supreme Court justices for rendering decisions he opposed, Schumer has had a longtime goal of power, not policy. Whenever he was presented with a test of whether he would stick to the principles he claimed to support and partisan interests, he chose the latter. That was true when it came to the dangerous 2015 Iran nuclear deal (which he technically opposed while pledging not to try to influence anyone else to join him in voting “no,” rendering his stand meaningless). And it was equally true when he bashed Israel’s government in the middle of a war for its survival, thus providing cover for Democrats who were seeking to prevent the Jewish state from defeating Hamas after the Oct. 7 massacre.

Advising Columbia

As damning as those examples were, the text messages from former Columbia University president Minouche Shafik to her board members about the advice given to her by Schumer is the sort of betrayal that should put an end to his pretensions about being someone who gives a damn about antisemitism or the welfare of Jewish students. By telling her that Columbia’s leaders should merely “keep [their] heads down,” Schumer showed his true colors.

According to Shafik, they should merely wait for the storm over the rampant Jew-hatred occurring on campus to pass because of their tolerance for pro-Hamas protesters intimidating Jewish students. The reason for this was even more troubling. The advice relayed to Columbia board members David Greenwald and Claire Shipman was that they needn’t worry too much because the school’s “political problems are really only with Republicans.”

Schumer’s office has denied the evidence produced by the House of Representatives Committee on Education and the Workforce, chaired by Rep. Virginia Foxx (R-N.C.), calling it “hearsay.” But it’s highly unlikely that Shafik would have lied about her conversations with Schumer in private communications with her board that were subsequently subpoenaed by the committee.

The revelation about Schumer’s contemptible indifference to the treatment of Jewish students as well as Columbia University’s institutional failure to do something about the way its Hamas-supporting students and faculty members were turning the Morningside Heights campus into a no-go zone for Jews made headlines. But the 325-page House report is a compendium of many other outrageous examples of how some of our elite universities betrayed their principles and their students after Oct. 7.

The committee behind the report is chiefly remembered for its hearing last December, during which the presidents of Harvard, the Massachusetts Institute of Technology and the University of Pennsylvania responded to a question from Rep. Elise Stefanik (R-N.Y.) about whether advocacy for genocide of Jews violates the rules of their schools. Each answered that “it depended on “the context,” which demonstrated that, like Schumer, they were more worried about being attacked by the intersectional antisemitic left for opposing antisemitism than they were about their willingness to give Jew-hatred a pass.

What mattered about that exchange was not so much the subsequent opprobrium that rained down on their heads from a broad cross-section of American public opinion outraged at the idea that elite universities thought antisemitism was merely a matter of opinion. That’s especially true since everyone knows that advocacy for prejudice against other minorities, like African-Americans, would cause the full weight of the power of these schools to come down on the heads of anyone who advocated for, say, the lynchings of black Americans—the way the pro-Hamas mobs did for the killing of Jews and Israelis.

The committee’s report reveals how the behavior of a number of elite universities was actually worse than it was initially reported in the media. And it makes an ironclad case that their actions were clearly in violation of Title VI of the 1964 Civil Rights Act which prohibits federally-funded institutions from engaging in discriminatory behavior.

The report is important in its own right. But it begs the question as to why the Department of Justice’s Civil Rights Division, rather than the largely powerless and ineffective Department of Education, isn’t addressing the issue of antisemitism in our education system.

The answer is that the current regime at the DOJ is much more interested in enforcing the woke catechism of diversity, equity and inclusion (DEI) that is primarily responsible for enabling exactly the sort of outrages that are detailed in the House report. What is needed is a change in federal policy that will produce a DOJ that is interested in rolling back the widespread discrimination produced by DEI rather than supporting it.

Schumer’s contemptible denials of his complicity in what happened at Columbia remain unsurprising, but they are compounded by the fact that a new book is expected to be published under his name (though likely ghost-written by a staffer) in February is reportedly devoted to his analysis of contemporary antisemitism. Given Schumer’s inveterate partisanship, it’s likely that the book will talk more about false accusations against former President Donald Trump than it will about the real antisemitism happening within his own party. But after the House report, his publishers would be wise to spare themselves further embarrassment and shelve plans for rolling out the senator’s book.

Antisemitism shouldn’t be a partisan issue. While clearly outnumbered, there are still Democrats like Sen. John Fetterman (D-Pa.) who provided the country with a profile in courage when it comes to standing up for Israel and against the woke antisemites in Congress. The two parties have largely exchanged identities in the last half century as each changed course on Israel. Whereas once the opposite was true, today, the Democrats are deeply divided when it comes to support for the Jewish state while Republicans have become lockstep in their support. Their attitudes towards antisemitism directly stem from this sea change.

And though they haven’t demonstrated the kind of influence that the radicals of the House “Squad” wield over the Democratic Party, there are Jew-haters on the right, like Candace Owens and Tucker Carlson, who deserve close scrutiny and condemnation.

Schumer’s public and private conduct as Senate Majority Leader made it clear that the Democratic Party establishment would rather be called out for going easy on antisemites than confront the hate within their own ranks. Regardless of the outcome of this year’s presidential and congressional elections, that decision demonstrates a trend that is at the heart of the nation’s antisemitism problem.


Jonathan S. Tobin is editor-in-chief of JNS (Jewish News Syndicate). Follow him @jonathans_tobin.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Hundreds of Runners Dedicate Race in New York City Marathon to Hamas Hostages

Hundreds of Runners Dedicate Race in New York City Marathon to Hamas Hostages

Shiryn Ghermezian


A runner in the New York City marathon is wearing a shirt honoring one of the hostages during the race on Nov. 3, 2024. Photo: Liri Agami

More than 150 runners dedicated their race in the New York City marathon on Sunday to five hostages abducted by Hamas terrorists and still held captive in the Gaza Strip since the deadly massacre that took place in southern Israel on Oct. 7, 2023.

The runners competed in the 26.2-mile race while wearing shirts that featured images of hostages Naama Levy, Doron Steinbrecher, Evyatar David, Ohad Yahalomi, and Edan Alexander, five athletes who previously completed marathons and triathlons, according to the Hostages and Missing Families Forum. Near the finish line at Columbus Circle, the NY Hostages Families Forum and many of its supporters showed support for the runners while waving Israeli flags adorned with yellow ribbons, which has become a symbol calling for the safe return of the hostages abducted last Oct. 7.

Yamit Ashkanzi, Steinbrecher’s sister, said the 31-year-old hostage “loves to run” and ran every Saturday morning in the kibbutz where they lived. “On that tragic day [on Oct. 7] she wasn’t able to run and ever since she’s been held hostage,” Ashkanzi added. “It warms our hearts that people will be running today with Doron’s picture and to know that she’s in so many people’s hearts. To know they are running for her because she can’t run for over a year now.”

Levy’s father Yoni Levy said, “When I see Naama’s picture in the huge marathon, I feel her absence so deeply and how it hurts that she’s not here. Naama participated in triathlons and races with deep passion and courage and if she would have known people would be running for her, she’d be excited and thankful for the support and for people fighting to bring her home.”

Some runners also competed in the marathon while wearing shirts that said “Bring Them Home Now” and a group of 260 runners representing the Shalva Center in Israel, which supports individuals with disabilities, competed in the marathon wearing yellow shirts, in solidarity with the hostages. Together the group also sang Israel’s national anthem, “Hatikvah,” minutes before starting the race. The runners included IDF soldiers, those wounded in the Israel-Hamas war, and family members of those killed in the ongoing conflict.

Also at the marathon, Jewish rapper Kosha Dillz filmed a music video for his song “Marathons in the Rain” while running in the race to raise money for Blue Card, an organization that aids Holocaust survivors.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com