„Pomyśl dwa razy! Nie, pomyśl trzy razy, zanim napiszesz słowo na papierze!” Takiej rady udzielał w ubiegłym wieku swoim uczniom wielki perski poeta Muhammad Ikbal, syn Indii. „Przy używaniu słów, niech ostrożność będzie twoim przewodnikiem”.
Ta myśl znalazła oddźwięk w pismach Sajjeda Kazem Assara, irańskiego uczonego teologa. Napisał on: „Usiadłem, aby przyłożyć pióro do papieru, a słowa przepychają się, żeby zaistnieć. Ale czy wiem, które z nich powinienem wpuścić i co każde z nich zrobi?”
Nazwał to momentem Abrahama, kiedy prorok, trzymając nóż w ręku, był gotowy poświęcić swojego syna, ale nie był pewien, czy postępuje właściwie. Czy nieoczekiwane wydarzenie nie powstrzyma go przed zrobieniem tego, czego nie można cofnąć?
Podobne uczucie, które duński filozof Søren Kierkegaard nazwał lękiem, dotyczyło myśli i słów, które raz ożywione, mogą dotrzeć wszędzie i wywołać wszystko, czasami zastępując myśl.
Napisał: „Ludzie domagają się wolności słowa, aby zrekompensować wolność myśli, z której rzadko korzystają”.
List opublikowany przez 1001 autorów z ponad 30 krajów, wzywających do bojkotu izraelskiej kultury w ramach solidarności ze „sprawą palestyńską”, przypomniał mi „ostrożność” Ikbala, „nieoczekiwane wydarzenie” Assara i niepokój Kierkegaarda.
Odrzuciwszy ostrożność, szanowani pisarze zrobili co najmniej cztery rzeczy, których nie oczekuje się od ludzi pióra.
Pierwszym było rzucenie klątwy na wydawców, kluby książki, stowarzyszenia kulturalne, festiwale sztuki i, nieuchronnie, na setki, a może nawet tysiące pisarzy, poetów, kompozytorów, filmowców, dramatopisarzy, malarzy i innych artystów z nimi związanych, tylko dlatego, że są Izraelczykami.
Sally Rooney, irlandzka powieściopisarka, która podpisała list, poszła dalej, mówiąc, że nie pozwoli na tłumaczenie swoich powieści na hebrajski. Annie Ernaux, francuska laureatka Nagrody Nobla w dziedzinie literatury, również sygnatariuszka, wyjaśniła swój ruch jako sprzeciw wobec „instytucji, które nigdy nie uznały niewątpliwych praw narodu palestyńskiego”, nie mówiąc, jakie to są prawa i dlaczego są niewątpliwe, ani czy obejmują ataki takie jak ten z 7 października 2023 r.
Drugim ruchem, którego nie spodziewamy się ze strony intelektualistów, nawet tych z elity politycznej, jest propagowanie powszechnej cenzury opartej na winie przez skojarzenie.
Innymi słowy, jeśli nie zgadzamy się z działaniami rządu Izraela, mamy prawo, a nawet obowiązek, podjąć próbę wykluczenia izraelskich poetów, pisarzy i artystów z rynku światowego.
Jest to tym bardziej zaskakujące, że większość sygnatariuszy pochodzi ze „świata zachodniego”, w którym odrzucenie winy przez skojarzenie jest podstawową zasadą prawa.
Po trzecie, pisarz zawsze daje szansę nawet postaci, której najbardziej nie lubi, na przedstawienie swojej sprawy, zanim zostanie napiętnowana ostatecznym wyrokiem wygnania. Szekspir pozwala Iago przedstawić swoją sprawę, chociaż jest jasne, że nie lubi złoczyńcy. Dostojewski najwyraźniej nie był wielbicielem Smierdiakiewa w Braciach Karamazow i wątpię, aby Charles Dickens lubił Harolda Skimpole’a w swoim Bleak House. Ale obie te nieprzyjemne postacie miały miejsce na wyrażenie swojego zdania w sądzie literatury, który różni się od sądu partyjnej polityki.
W Księdze Królewskiej (Szahname) Ferdowsiego nawet zdradziecki Garsivaz nie zostaje pozbawiony swego człowieczeństwa.
Na koniec, pisarz nie powinien rzucać słowami tak lekkomyślnie, jak robią to niektórzy politycy. Słowa takie jak „ludobójstwo” i „apartheid” są werbalnymi granatami. To, że kilku Izraelczyków określa atak z 7 października jako „ludobójstwo” lub nowy „Holocaust” przeciwko Żydom, nie usprawiedliwia rzucania tego z powrotem na wszystkich Izraelczyków.
Jeśli chodzi o „apartheid”, Izrael rzeczywiście budował mury, aby zapewnić sobie fizyczne oddzielenie od jawnych wrogów. Ale budowanie murów, obecnie dokonywane także przez Stany Zjednoczone, Turcję, Iran, Węgry, Polskę i Estonię, nie jest równoznaczne z apartheidem. W każdym razie, gdy Izraelczycy budowali mury, aby trzymać Hamas z daleka, Hamas budował tunele, aby móc ich odwiedzić.
Pisarz nie powinien zniżać się do poziomu ideologa, a tym bardziej do poziomu taniego propagandysty, nawet w imię „najszlachetniejszych celów”.
Sprawa palestyńska może i jest szlachetna. Więc jako pisarz pokaż nam, czym ona jest i dlaczego jest szlachetna. Pisarz nie jest maszyną do etykietowania ani urządzeniem sygnalizującym cnotę.
W latach 60., jako studenccy aktywiści w Londynie i Paryżu, wielokrotnie staraliśmy się zebrać podpisy modnych wówczas francuskich intelektualistów pod naszymi młodzieńczymi petycjami dotyczącymi szeregu modnych wówczas „szlachetnych spraw”.
Jean-Paul Sartre zawsze podpisywał, nawet nie czytając naszych petycji. Wystarczyło, że walczyliśmy o „szlachetną sprawę”. Raymond Aaron z kolei kazał nam się wynosić, mówiąc, żebyśmy właściwie zrozumieli „sprawę”, zanim poprosimy go o kupno biletu.
Niewielu z 1001 sygnatariuszy ma bezpośrednie doświadczenie świadka palestyńskiej tragedii. Jedną z nich jest afroamerykańska pisarka Alice Walker, która twierdzi, że odwiedziła obozy dla uchodźców palestyńskich i była poruszona, podobnie jak były lider brytyjskiej Partii Pracy Jeremy Corbyn, kolejny handlarz „sprawą”, który odwiedził Gazę przed atakiem z 7 października i opowiadał z wzniosłym patosem, jak palestyńscy uchodźcy w obozach budowali gospodarkę i tworzyli sferę kulturową.
Jednak ani Walker, ani Corbyn nie zastanawiali się, dlaczego tak wielu Palestyńczyków w Strefie Gazy nadal przebywało w obozach dla uchodźców, mimo że Hamas rządził Strefą Gazy przez ponad dekadę po wycofaniu się Izraela.
Szerzej rzecz ujmując, oni i 1001 autorów nigdy nie zastanawiali się, dlaczego od II wojny światowej świat przyjął miliony uchodźców z ponad 40 krajów, jednocześnie utrzymując cztery pokolenia Palestyńczyków w obozach dla uchodźców, wymyślając w ten sposób uchodźctwo jako dziedziczną karierę. Nie zastanawiali się też, dlaczego miliony Palestyńczyków osiedliło się na całym świecie, ale nie w Strefie Gazy, na Zachodnim Brzegu i w państwach arabskich.
Ludzie sygnalizujący swoją cnotę nie oddają Palestyńczykom żadnej przysługi, wykorzystując i nadużywając ich niewątpliwych cierpień, aby dać upust historycznej, kulturowej i pseudoreligijnej nienawiści do Żydów.
Jeśli szczerze popierają Palestyńczyków, powinni wezwać do przekształcenia „sprawy”, która w wersji Hamasu oznacza unicestwienie Izraela – sprawy, która od ośmiu dekad przynosi wyłącznie cierpienie – w „projekt” mający na celu ukształtowanie lepszej przyszłości dla Palestyńczyków, wykraczającej poza wieczne obozy dla uchodźców.