Archive | 2024/11/27

Cztery powody, dla których Izrael zgodził się na zawieszenie broni z Hezbollahem [LE FIGARO]

Mężczyzna macha libańską flagą, stojąc pośród gruzów budynku zniszczonego w izraelskich atakach, po tym, jak zawieszenie broni między Izraelem a wspieraną przez Iran grupą Hezbollah weszło w życie o godzinie 02:00, Tyr w Libanie, 27 listopada 2024 r.


Cztery powody, dla których Izrael zgodził się na zawieszenie broni z Hezbollahem [LE FIGARO]

Clotilde Jégousse / Le Figaro


Premier Benjamin Netanjahu ogłosił we wtorek zawieszenie broni w Libanie. Jakie powody wojskowe i dyplomatyczne stoją za tą decyzją?

„Jeszcze dziś wieczorem przedstawię gabinetowi do zatwierdzenia projekt zawieszenia broni w Libanie. Czas trwania rozejmu zależy od tego, co wydarzy się w Libanie”, ogłosił premier Izraela w telewizji we wtorek 26 listopada. Porozumienie to zostało osiągnięte po prawie dwóch miesiącach walk lądowych w południowym Libanie, gdzie armia Izraela konfrontuje się z Hezbollahem, szyicką organizacją polityczno-militarną, która została osłabiony przez naloty i śmierć sporej części jej dowództwa.

* * *

Izrael ogłasza zawieszenie broni dosłownie kilkanaście godzin po nasileniu ataków na Liban. Czy to pana zaskakuje?

David Khalfa, dyrektor Observatoire de l’Afrique du Nord et du Moyen-Orient w Fondation Jean Jaurès: – Z wojskowego punktu widzenia jest to logiczne: każda ze stron stara się zdobyć punkty rzutem na taśmę, tuż przed podpisaniem zawieszenia broni intensyfikując swoje ataki. Jest to rodzaj wojny psychologicznej, którą pruski generał Carl von Clausewitz nazwał „dialektyką woli”.

Premier Izraela Benjamin Netanjahu oświadczył, że popiera amerykańską propozycję zawieszenia broni w wojnie przeciwko Hezbollahowi w Libanie i zarekomenduje swojemu rządowi, by przyjął to porozumienie. Haim Zach/REPORTER

We wtorek rano Izrael rozpoczął operację powietrznodesantową swoich sił specjalnych, które dotarły do rzeki Litani, 25-30 kilometrów od granicy. To pierwsza taka operacja w tym kraju od niemal 20 lat – do tej pory piechota była skoncentrowana na samym południu Libanu, około 6 kilometrów od granicy. W tym dzisiejszym ataku zniszczono prawie tysiąc pocisków rakietowych Hezbollahu, co jest ilością absolutnie znaczącą dla operacji tego typu. Pokazuje to, że w momencie podpisywania umowy istniało pragnienie utrzymania równowagi sił. Jest to również sposób na uspokojenie ludności północnego Izraela, która od dawna domagała się takiej operacji.

Ze swojej strony Hezbollah musi symetrycznie pokazywać do końca, że przetrwał ataki izraelskiej armii i że utrzymuje sztandar islamskiego oporu. W ciągu dwóch miesięcy izraelskiej ofensywy w Libanie ta szyicka milicja została poważnie osłabiona. Jej siły bojowe straciły prawie 10 proc. stanu osobowego, a jej zdolności powietrzno-balistyczne zostały poważnie nadwątlone, zwłaszcza pociski rakietowe średniego i dalekiego zasięgu (zniszczono od 60 do 80 proc. ich zapasów). W tego typu asymetrycznym konflikcie „słabi” muszą narzucić swoją narrację. Dlatego też Hezbollah nasila swoje ataki aż do ostatniej chwili, zmuszając prawie milion Izraelczyków z obszarów przygranicznych do schronienia się w większych miastach.

Oczywiste jest, że do ostatniej chwili trwa wyścig z czasem, aby wyjść zwycięsko z tej kolejnej rundy, jak w meczu bokserskim, w którym wynik ustalany jest po zakończeniu zwarcia.

Co Izrael zyska poprzez zgodę na zawieszenie broni i dlaczego zgadza się akurat teraz?

– Istnieją cztery główne powody.

Pierwszym jest oczywiście faktyczne osłabienie militarne Hezbollahu. Do niedawna ta szyicka milicja chciała połączyć i zsynchronizować fronty północny i południowy, czyli zapewnić wszystkich, że za każdym razem, gdy dojdzie do konfrontacji między Hamasem a Izraelem, proirańska milicja od razu rozpali front północny, aby zmusić armię izraelską do mobilizacji swoich oddziałów – rezerwistów i sił czynnych – nękać ją tym, z korzyścią dla irańskiego reżimu. Tak już nie jest: Naim Qassem, następca zabitego w nalocie szejka Nasrallaha, wziął pod uwagę osłabienie militarne Hezbollahu po dwóch miesiącach intensywnych operacji naziemnych Cahalu i porzucił “zasadę synchronizacji”. Zawieszenie broni pozwala zatem Izraelowi faktycznie oddzielić front północny od południowego.

Jest to strategiczna szansa, zwłaszcza że – i to jest drugi powód – wśród izraelskich żołnierzy zmobilizowanych i wysłanych na front panuje swego rodzaju wypalenie. Ci, którzy walczą na północy, to ci sami, którzy walczyli w Gazie. Obecnie zresztą toczy się wojna na siedmiu frontach, co oznacza, że izraelska obrona powietrzna musi być stale w pogotowiu. Pojawiła się potrzeba demobilizacji części tych żołnierzy, z których wielu to potrzebni z powrotem do pracy obywatele, rezerwiści. Sześćdziesięciu siedmiu żołnierzy zginęło na samym froncie północnym od czasu rozpoczęcia operacji lądowej dwa miesiące temu, a prawie tysiąc w walkach w ciągu ostatniego roku. Dla kraju wielkości Izraela to bardzo wysoka liczba ofiar.

Trzecim czynnikiem jest to, że cele Izraela na północy są znacznie skromniejsze niż na południu. W przeciwieństwie do Strefy Gazy, gdzie celem jest doprowadzenie do zniszczenia Hamasu, tutaj celem było tylko zneutralizowanie bezpośredniego zagrożenia stwarzanego przez Hezbollah. Chodziło o zniszczenie fortyfikacji, sieci tuneli, a przede wszystkim zapasów broni i zdziesiątkowanie sił specjalnych al-Radwan, czyli elitarnych oddziałów „Partii Boga”. Zagrożenie wprawdzie nie zniknęło, ale jest już w dużej mierze opanowane.

Wreszcie, istnieje czynnik polityczny, związany z amerykańskimi wyborami.

Po stronie izraelskiej istniała obawa, że ustępująca administracja Joe Bidena zachowa się jak Barack Obama w przededniu odejścia z urzędu: pozwolił on wtedy na przyjęcie wiążącej rezolucji w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, potępiającej osiedla na Zachodnim Brzegu [rezolucja 2334, przyjęta w 2016 r.] Izraelczycy obawiali się podobnej rezolucji dotyczącej Libanu i Strefy Gazy, która byłaby dla nich mniej korzystna niż zawarte z Hezbollahem porozumienie. To zatem sposób na uprzedzenie dyplomatycznej porażki.

Czy uważa pan, że wydanie przez MTK nakazów aresztowania Netanjahu i jego byłego ministra obrony Joawa Gallanta było czynnikiem, który odegrał rolę?

– Dyskusje o tym trwają już od kilku tygodni, ale może istnieć pośredni związek. Jestem przekonany, że Izrael spodziewał się dojścia do władzy Donalda Trumpa. A ten wielokrotnie pokazywał swoją gotowość do przejęcia inicjatywy: wzywał do zakończenia działań wojennych zarówno w Strefie Gazy, jak i na północy. Co więcej, został wybrany częściowo dzięki głosom libańskich Amerykanów, którzy stanowią duży segment arabsko-amerykańskiego elektoratu. Ze swojej strony Izraelczycy liczą na to, że Trump zneutralizuje wpływ nakazów aresztowania (poprzez zamrożenie aktywów prokuratorów i wywarcie presji na mocarstwa sprzymierzone ze Stanami Zjednoczonymi, aby odstąpiły od aresztowania Netanjahu i Gallanta, jeśli znajdą się na ich terytorium). Aby uzyskać tego rodzaju działania, Izraelczycy doszli do wniosku, że muszą pokazać Trumpowi swoje wysiłki i zdali sobie sprawę, jak ważne jest, aby nadchodząca administracja położyła kres takim działaniom MTK.

Jakie mogą być konsekwencje rozejmu?

– Izraelczycy mają nadzieję, że Hamas, który znalazł się w izolacji, również złagodzi swoje stanowisko w sprawie zawieszenia broni. Ale nic nie wskazuje na to, że tak się stanie. Do tej pory stanowisko Hamasu zawsze było takie samo: uzależniają uwolnienie zakładników od całkowitego wycofania izraelskich sił ze Strefy Gazy. Po zabiciu Jahji Sinwara Izrael miał nadzieję na zmianę stanowiska, ale zostało ono utrzymane przez jego następców. Jednak koalicja kierowana przez Netanjahu doskonale wie, że przyjęcie tego warunku hamasowców byłoby postrzegane jako kapitulacja przez dużą liczbę Izraelczyków, zwłaszcza z prawicy, i przyspieszyłoby upadek rządu.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


A necessary though imperfect deal caps Netanyahu’s finest hour

A necessary though imperfect deal caps Netanyahu’s finest hour


Jonathan S. Tobin


The ceasefire with Hezbollah won’t ensure the safety of northern Israel. But could anyone else have resisted U.S. heat for so long and achieved as much?

.
Israeli Prime Minister Benjamin Netanyahu speaks to IDF soldiers during a visit to the northern border on May 28, 2024. Photo by Amos Ben-Gershom/GPO.

There are a good many reasons to worry that the impending ceasefire with Hezbollah terrorists that Israel has chosen to accept is a bad bargain. A lot can go wrong, and there are no assurances that the quiet it promises will last. And yet, the deal that Prime Minister Benjamin Netanyahu has agreed to is probably the best Israel can get under the circumstances. Even critics of the decision must acknowledge that the Jewish state has not come away from the negotiations empty-handed but has achieved some real gains.

After a year of suffering incessant attacks on its northern communities that began on Oct. 8—just one day after the Hamas-led massacres in the south—Israel has finally forced Hezbollah and Iran to retreat from their determination to keep firing as long as Hamas is fighting in Gaza. This isolation of Hamas, which renders their continued efforts to sustain the war on Israel it began on Oct. 7, 2023, far more precarious, is a victory for the Jewish state.

So, too, is the fact that the last two months of Israeli attacks on Hezbollah have significantly degraded their capacity to inflict harm on the region. That’s a defeat for Iran, which had hoped that the seven-front war on Israel it had incited could go on indefinitely, weakening the country and its citizens’ resolve. Instead, they are the ones who have been diminished by military setbacks and vast losses inflicted on a group whose main purpose is to serve as a deterrent to attacks on Iran.

Equally important, this is a moment to consider that the setbacks dealt Hezbollah and Iran, coupled with the destruction of Hamas’s military capabilities, were only made possible by the determination and the ability of one man to stand up to U.S. pressure to abandon the fight for Israel’s security many months ago. It’s difficult to imagine anyone other than Netanyahu could have stood his ground against Washington’s pleadings and threats, and have gone on to achieve an outcome that leaves Israel’s enemies far weaker than they were when the current conflict began almost 14 months ago.

Netanyahu’s remarkable stand

For all of his faults and his stubborn refusal to cede power after so many years in office, as well as the fact that he bears some of the responsibility for the Oct. 7 catastrophe that happened on his watch, what Netanyahu has done in the year since then is truly remarkable.

Only someone with his steely determination and savvy understanding of the tricky dynamics of the U.S.-Israel relationship could have navigated the long months of war so skillfully. No possible successor in his own Likud Party or among his opponents in the Knesset could have stuck to his goals—and do so much harm to Hamas and Hezbollah in the face of the desire of his country’s sole superpower ally to force Jerusalem to accept the continued rule of Hamas in Gaza and avoid direct conflict with Iran’s Lebanese auxiliaries.

Whatever comes next—whether it is a renewed war with Hezbollah caused by their refusal to keep the ceasefire or to abide by its terms that demand they withdraw their terrorist cadres and weapons north of the Litani River, or the bloody continuation of the mopping up of what’s left of Hamas’s terrorists in Gaza—Netanyahu’s leadership has been indispensable.

He may ultimately be judged by Israel’s voters as being too tainted by his association with the worst day in their country’s history to serve another term. But his service as prime minister during the last terrible year of intense battle will still deserve to be remembered with honor. It was a period during which it was only his insistence on sticking to a goal of eliminating Hamas and dealing deadly blows to Hezbollah and Iran—while cabinet colleagues, political foes and military advisers were willing to give in to the Americans and accept far more disastrous deals—that prevented a diplomatic and military defeat for Israel.

Reasons to worry

Those who are outraged at the deal with Hezbollah have reason to be concerned.

The Iranian proxy group has never kept its word about anything, let alone agreements to stop attacking Israel or to withdraw from the southern part of Lebanon over which it has largely ruled for a generation. For those who hoped the Israeli offensive that began in September would only end in the complete defeat of Hezbollah, the announcement of the agreement is a disappointment. That is especially true when one thinks of the sacrifices that the soldiers of the Israel Defense Forces have made to achieve what may only be a temporary respite to the fighting.

Nor can Israel rely on the United States or France to take action to guarantee that Hezbollah will not simply move its terrorist forces and missiles back to Israel’s border as soon as the IDF withdraws. No matter the provocation, only Israeli action (which will likely again be demonized and subjected to lawfare attacks by the international community) can defend the security of the Jewish state.

What’s more, the tens of thousands of Israelis who were forced to flee their homes after the Iranian proxy group began firing on northern Israel last October have no reliable guarantee that they will be safe if they go back.

On top of all that, it must also be acknowledged that pressure from the Biden administration, which has always been more interested in appeasing Iran and forcing Israel to accept ceasefires with both Hezbollah and Hamas, was part of the equation that led to this decision.

Will that encourage whoever is in charge of U.S. foreign policy in the next two months—whether it is a visibly diminished Biden or someone else—to push for a binding U.N. Security Council resolution that would impose a ceasefire in the Gaza Strip that will help what’s left of Hamas to survive and ultimately take back power there?

Yet despite all of that, those inclined to view the cessation of war in the north as a defeat for Israel need to consider how much it has gained in the last several months.

The myth of Hezbollah exploded

Iran and its Lebanese henchmen had counted on Israel being too intimidated by the prospect of another round of fighting with a Hezbollah force that had more than 120,000 rockets and missiles pointed at it. The evisceration of the leadership of the terrorist group and sustained damage done to its forces and arms caches confounded those who thought the Jewish state was too weak to achieve such a result. While Hezbollah and Iran will over time reorganize, rearm and recoup their losses, they also now know that their hubristic confidence that they were invincible has been exposed as a myth.

The fact that Hezbollah was forced by its losses to accept a ceasefire without it being tied to an Israeli withdrawal from Gaza is also an enormous setback for Iran’s multifront war strategy.

Though the next two months will remain a period of extreme danger for Israel, Netanyahu’s decision should also solidify his relationship with the incoming Trump administration. The president-elect has been open about his hope that Israel will conclude its wars in Gaza and Lebanon before he is sworn in on Jan. 20.

A deal that would disarm Hamas, guarantee it could not come back to power in Gaza and gain the release of the remaining 101 Israeli hostages still being held by the terrorists may be unlikely, given the fanaticism of the Islamists even after their abandonment by their Lebanese allies. Yet by concluding a deal with Hezbollah, Netanyahu can say he’s done as much as he can to give Trump a clean slate and be able to further strengthen the U.S. obligation to back the Jewish state to the hilt if the terrorists violate the accord.

The ceasefire in the north will also enable the IDF to concentrate on the tough task of mopping up Hamas guerrillas in Gaza after Netanyahu’s staunch refusal to accept Biden’s ultimatums to stand down made the destruction of their formal military forces possible.

Restoring deterrence

Oct. 7 was an enormous blow to Israel’s ability to deter its enemies and undermined confidence in its reputation as the “strong horse” in the region that could inspire Arab states to resist Iran. But the victories that the IDF achieved, albeit at the terrible price of approximately 900 soldiers and police officers slain fighting their nation’s genocidal foes, have restored its strategic position. With Hezbollah weakened and Hamas on the run, as well as with much of its own air defenses being taken out by Israeli military action, Tehran is far weaker than it was on Oct. 6, 2023.

None of that will convince those who hate Netanyahu—and falsely accuse him of undermining democracy and being a corrupt authoritarian—to admire him. Nor will they stop their incessant resistance to his government, whereby he is not only blamed for Oct. 7 (a guilt he shares with the entire leadership of the IDF and Israel’s intelligence establishment) but for Hamas’s refusal to release the hostages.

The lion’s share of the credit for the victories the IDF has achieved belongs to the soldiers who paid for them in blood. But honest observers must also acknowledge that it’s not likely that any other conceivable Israeli leader would have had the guts and the stiff spine to fend off a year of American pressure that made them possible. Certainly not Netanyahu’s political opponents Naftali Bennett and Yair Lapid, who folded in the face of far less American pressure in 2021 to give up Israeli natural-gas fields to Hezbollah in a failed attempt at appeasement. Nor can one imagine anyone else in the Likud-led coalition government having the knowledge or the resolve that Netanyahu showed time and again.

The prime minister has been around too long, behaved too arrogantly and made too many enemies to ever be given universal praise, no matter what he’s done. But while opinion about him will always be mixed at best, his post-Oct. 7 stand has been his finest hour. One can only hope future historians will give him his due for what he’s accomplished in the last year.


Jonathan S. Tobin is editor-in-chief of JNS (Jewish News Syndicate). Follow him @jonathans_tobin


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Sia Dedicates ‘Titanium’ Performance to Nova Survivors at Star-Studded Jewish Event

Sia Dedicates ‘Titanium’ Performance to Nova Survivors at Star-Studded Jewish Event

Shiryn Ghermezian


Sia performing at Anti-Defamation League’s 30th annual “In Concert Against Hate” on Nov. 18, 2024. Photo: Provided/Getty

Grammy-nominated Australian singer Sia performed on Monday night a slow rendition of her hit song “Titanium” in honor of survivors of the Nova music festival massacre that took place in southern Israel last year.

The performance took place at the Anti-Defamation League’s 30th annual “In Concert Against Hate,” a star-studded event inside the John F. Kennedy Center for the Performing Arts in Washington, DC. It included remarks by America actor Blair Underwood and performances by Israeli singer Eden Golan of her original song “October Rain,” which she had to rewrite with different lyrics to perform at the 2024 Eurovision Song Contest under the title “Hurricane,” and a rendition of “Oseh Shalom” by the National Symphony Orchestra. The event’s emcee was Jewish-American actor Ben Stiller and attendees included Jewish activists, philanthropists, and Jewish leaders.

Sia, who originally recorded “Titanium” with producer and DJ David Guetta, dedicated her performance on Monday night to survivors of the Hamas-led terrorist attack that took place at the Nova music festival in Re’im, Israel, on Oct. 7, 2023. The song includes lyrics such as “Machine gun, fired at the ones who run…” She sings in the chorus: “I’m bulletproof, nothing to lose/Fire away, fire away/Ricochet, you take your aim/Fire away, fire away/You shoot me down, but I won’t fall/I am titanium.”

Sia was introduced on stage by Nova survivor Danielle Gelbaum, who said the singer’s music “gave me the opportunity to know that I will dance and I am dancing again. And tonight, we will dance again.” Gelbaum said on stage that her first time seeing Sia in concert was in Israel in 2016 with her older sister, who also survived the Nova music festival terrorist attack last year. She had the opportunity to met Sia earlier this year at an exhibit in Los Angeles dedicated to the deadly Nova attack. Survivors of the massacre — in which hundreds were murdered and 40 others were taken as hostages — also joined Sia on stage after her performance, which was accompanied by the National Symphony Orchestra.

The singer last performed in Israel in 2016 and was one of hundreds in the entertainment industry who signed an open letter in 2022 rejecting a cultural boycott of Israel. Sia met with Golan backstage at the event on Monday night and the Israeli singer shared a photo of them together on Instagram.

During his opening remarks on stage, Stiller talked about the rise of antisemitism in the world and joked about hiding his Jewish heritage — before he began listing the several Jewish characters he has played on screen. “It’s a very tough time in the world right now. So much anxiety, uncertainty. So much hate in the world,” he said. “But tonight we’re going to battle hate with a healthy dose of hope.”

Music executive Scooter Braun, whose clients include Justin Bieber and Ariana Grande, was honored at Monday night’s event with the ADL’s Spotlight Award, for his work in bringing an exhibit about the Nova massacre to the United States. The grandson of Holocaust survivors, he said, “I grew up with the idea of ‘Never again.’ Never again will we walk to our deaths; never again will we be scared.”

“That training — I never thought that I’d have to put it into my everyday life, into my work,” added Braun, whose maternal grandparents met at an ADL event. “These Nova survivors have given me the greatest gift. Because my whole life I was taught ‘Never again’ and something changed after I met these kids. Because they live by this mantra, ‘We will dance again’ … I want to say, again we will be strong, and again we will be proud and again we will dance. Again and again and again.”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com