Errare humanum est
Andrzej Koraszewski
Dziennik „Rzeczpospolita” przekonuje swoich czytelników, że prezydentura Trumpa to szansa dla Pekinu, autor wiąże te przepowiednie z polityką klimatyczną, bo Donald Trump zwiększy wydobycie ropy i gazu ziemnego, a Chiny są dziś największym producentem paneli słonecznych i innych urządzeń do pozyskiwania zielonej energii (o elektrycznych samochodach nie wspominając).
To ciekawe rozumowanie, zważywszy, że Elon Musk (a tym samym Trump), jest wielkim zwolennikiem przechodzenia do bardziej ekologicznych form produkcji energii, ale nie w oparciu o subwencje i wspieranie pieniędzmi podatników niewydajnych technologii, a przez rozwój i wprowadzanie technologii konkurencyjnych dla energetyki opartej na źródłach kopalnych. Jeśli zatem ta polityka się powiedzie, będzie do morderczy cios dla obecnych producentów paneli słonecznych i turbin wiatrowych, których istnienie jest niemal całkowicie zależne od państwowych subwencji. Te subwencje rządów europejskich, amerykańskich, australijskich wspierają chiński zielony przemysł w podobny sposób, jak nasze uzależnienie od ropy wspiera muzułmański terroryzm i rosyjski kolonializm.
Nowa amerykańska administracja, która rozpocznie swoją działalność z końcem stycznia przyszłego roku, jest źródłem rozlicznych mniemań, niemal zawsze splątanych z takimi lub innymi uprzedzeniami.
Magazyn „Foreign Affairs” opublikował artykuł Shaloma Lipnera pod tytułem „Israel’s Trump Delusion”. Autor jest przekonany, że nadzieje premiera Netanjahu na przebudowę Bliskiego Wschodu nie mają szans na realizację. Jak pisze:
„Zwycięstwo Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA nie mogło nadejść w lepszym momencie dla premiera Izraela Benjamina Netanjahu. Ponad 13 miesięcy od ataku terrorystycznego Hamasu 7 października 2023 r. Izrael jest w dobrej formie. Od początku roku Izrael wyeliminował wielu członków kierownictwa Hamasu i Hezbollahu, zdziesiątkował ich szeregi i przeprowadził precyzyjne ataki w Iranie.”
Tekst pisany jeszcze przed zawieszeniem broni w Libanie, więc autor twierdzi, że Netanjahu opiera się wszelkim próbom zawieszenia broni i zmierza do „kompleksowego przebudowania Bliskiego Wschodu”. Ulegając skrajnie prawicowym koalicjantom, chce kontynuować wojnę w Gazie i narzucić nowy porządek Libanowi.
To ciekawy styl prezentacji faktycznych celów. Izraelski premier rzeczywiście mówi o konieczności całkowitego wyeliminowania Hamasu i Hezbollahu i ma po temu ważne powody, (chociażby 26 tysięcy rakiet wystrzelonych na Izrael przez Hamas i Hezbollah od 7 października 2023 r.), ale autor stara się to przedstawić inaczej, dodając, że Netanjahu liczy na poparcie Trumpa. Dowiadujemy się, że Netanjahu może się przeliczyć, wojny mogą trwać długo, a Trump jest nieobliczalny.
Obawiam się, że musimy zgodzić się z Parmenidesem, który zastanawiał się nad tym wszystkim bez mała dwa i pół tysiąca lat temu, zauważając, że śmiertelni często mają problemy z odróżnianiem prawdy od mniemań, są głęboko przekonani, że ich mniemania są czystą prawdą i nie potrafią się pogodzić z faktem, że nasza wiedza jest zazwyczaj bardzo niepewna, a co gorsza, więcej niż często wykoślawiona przez uprzedzenia i oczekiwania.
Autor artykułu w „FA” pisze:
„…Netanjahu i jego sojusznicy przewidują, że nowa administracja Trumpa przyniesie Izraelowi bezwarunkowe wsparcie USA. To założenie dało nowy impuls najbardziej ekspansjonistycznym — a nawet mesjańskim — aspiracjom rosnącej prawicy Izraela, która ma nadzieję, że gdy tylko IDF zniszczy swoich przeciwników, wszyscy sceptycy dostrzegą daremność prób pokonania Izraela i zamiast tego będą dążyć do pokoju z nim. Izrael wzmocni swoją władzę nad Zachodnim Brzegiem, a według niektórych partnerów koalicyjnych Netanjahu, także nad Gazą. Wszyscy — lub przynajmniej wszyscy ważni gracze regionalni — będą żyli długo i szczęśliwie.”
Inny amerykański badacz, pochodzący z Libanu, Hussain Abdul-Hussain, wyraża ostrożną nadzieję na przebudowę sceny politycznej Libanu pisząc:
„Po wejściu w życie zawieszenia broni między Izraelem a Hezbollahem 27 listopada, oczekuje się, że Rada Współpracy Zatoki (GCC) zorganizuje swój coroczny szczyt w Kuwejcie 1 grudnia, aby ogłosić, że ich pieniądze na pomoc w odbudowie Libanu będą zależały od rozbrojenia Hezbollahu. Podobny warunek GCC rozbrojenia Hamasu prawdopodobnie będzie powiązany z odbudową Gazy.”
To inny styl, inna wiedza, chociaż wyraża nadzieję, opiera się na bardziej racjonalnych przesłankach. Czy rzeczywiście państwa Zatoki będą stawiały twarde warunki pomocy przy odbudowie? Oświadczenia są mniej ważne niż konkretne działania, a te poznamy z upływem czasu.
Nadal nie wiemy, jakie warunki będzie stawiała nowa amerykańska administracja. Shalom Lipner przypomina poprzednią propozycję Trumpa dla Palestyńczyków, „Pokój dla dobrobytu”, pisząc że nie spodobała się izraelskim osadnikom, „zapominając” napisać, że ten plan był odrzucony z wściekłością przez Autonomię Palestyńską. Wtedy Arabia Saudyjska poparła propozycję Trumpa, teraz to poparcie może być silniejsze i bardziej istotne. Wszystko to jednak są tylko nasze mniemania.
Złośliwie można powiedzieć, że „Foreign Affairs” bardzo by chciało takiego pokoju, który pozwala na dalszy outsourcing, czyli mordowanie Żydów arabskimi rękami, z łaskawym przyzwoleniem na ograniczoną obronę izraelskiego życia. Oczywiście Lipner mówi to innymi słowami:
„Netanjahu i jego sojusznicy nie doceniają niezliczonych problemów, które podważają te wielkie ambicje. Po pierwsze, Iran i jego zastępcy nie znikną. Hamas, Hezbollah i Huti już teraz wykazują odporność i zaczynają się przegrupowywać. Nadal mają znaczną siłę ognia i nadal są w stanie codziennie atakować Izrael setkami rakiet, pocisków balistycznych i dronów, które zabijają Izraelczyków i niszczą ich własność. Nawet jeśli tym grupom nie udaje się przełamać obrony powietrznej Izraela, udało im się siać ogólne spustoszenie, nieustannie zmuszając Izraelczyków do chowania się w schronach i zakłócając bieg życia Izraelczyków.”
Pisze również ten autor, że kraje zachodnie „wykazują jeszcze mniejszą cierpliwość wobec izraelskiej agresji” redukując lub odmawiając sprzedaży broni Izraelowi. Nie zauważa, że stanowcza reakcja na dziesiątki tysięcy rakiet raczej nie jest agresją, a on sam okazuje się dzielnym pomocnikiem tych, którzy chcą zachować trwałość ciągłych ataków terrorystycznych na Izrael.
Czy to mniemanie jest wynikiem gruntownej analizy, czy raczej produktem niechęci tak do izraelskiego rządu i jego premiera, jak i do nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych?
Nieprzeparta niechęć do Donalda Trumpa nazywana jest czasem Trump derangement syndrome (TDS) i bez wątpienia wpływa zarówno na styl, jak i na treść wielu analiz publikowanych w renomowanych pismach. Czasem trafiamy na zupełnie inne spojrzenie na nową administrację USA, która rozpocznie swoje urzędowanie 20 stycznia 2025 r.
Kilka dni temu brytyjski „Telegraph” opublikował artykuł Allistera Heatha pod szokującym tytułem Trump is the last chance to save the decaying West from terminal decline. Autor pisze, że Trump jest mało prawdopodobnym wybawcą, który może uratować Stary Świat przed jego własną głupotą. Autor pisze o moralnym i intelektualnym upadku Zachodu, o niemrawej gospodarce i tchórzliwych politykach.
Heath ma nadzieję, że zostaniemy wyrwani z naszego odrętwienia, zmuszeni właśnie przez Trumpa do zwiększenia wydatków na obronę, zawstydzeni, że można z ekstremistami walczyć inaczej i bardziej skutecznie. To jest ostatni dzwon.
„Trump chce uwolnić wzrost poprzez redukcję podatków i radykalną deregulację, wyzwalając przedsiębiorców i firmy technologiczne. Chce zakazać DEI (różnorodności, równości i integracji), przyjmując merytokrację i społeczeństwo ślepe na kolor skóry. Planuje atak na uniwersytety, które stały się fabrykami przebudzonych i specjalizują się w praniu mózgów młodym ludziom.”
Co z tych planów wyjdzie i jakie będą ich skutki?
Allister Heath za kluczową sprawę uważa radykalną zmianę stosunku do Chin. To nie jest kraj, który za chwilę dołączy do wolnego świata. Chiny są szybko rozwijającą się, bardzo zaawansowaną technicznie i militarnie tyranią, która wypacza system międzynarodowego handlu. Zmierzając do jego rozbicia dla swoich imperialnych celów.
Fakt, że nowa amerykańska administracja wydaje się być najbardziej pro-izraelska w dotychczasowej historii, oznacza nie tylko stanowcze przeciwstawienie się religijnym fanatykom z Teheranu, ale również tamę dla tsunami antysemityzmu na Zachodzie. „Kawaleria przybywa w samą porę” – pisze Heath – dość obwiniania ofiar i umizgów do zbrodniarzy.
Tylko Ameryka ma siłę, żeby uderzyć w Islamską Republikę Iranu, odcinając jej możliwości finansowania terroru i zbrojeń nuklearnych, tylko Ameryka może nałożyć sankcje na MTK i MTS oraz ukrócić swawole ONZ, tylko Ameryka może przywrócić sens praw człowieka, tak bardzo wypaczony przez przebudzone szaleństwo.
Oczywiście Donald Trump będzie popełniał błędy, będzie drażnił i irytował, ale główny szkielet jego programu może być odtrutką na dekadencję. A co z Ukrainą? Kluczem, zdaniem Heatha, będą reakcje Europy, ale ta sprawa stanowi największą niewiadomą i budzi największy niepokój.
Media są handlarzami mniemań, które tworzą opinię publiczną. Wszyscy szukamy prawdy, zazwyczaj na skróty i w złych miejscach, a nawet wychodząc z błędu nierzadko skręcamy w ślepy zaułek. Trudno pozbyć się wrażenia, że postmodernizm pozwolił uwierzyć, że „każdy ma swoją prawdę”, że nie mamy powodu sprawdzania skąd wiemy to, co wiemy, że o racjach ma rozstrzygać siła wrzasku i ulicznych protestów. Allister Heath może mieć rację, potrzebny jest gigantyczny wstrząs, żebyśmy odzyskali zdolność wątpienia i pewność, że częściej jesteśmy w błędzie niż mamy rację. To wymaga również powrotu do kultury sporów, a tego nam Donald Trump z pewnością nie załatwi.
Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com