Archive | 2024/12/30

Irena Lasota – Jeden powiedział: „ …. Zaraz ją kopnę w d…”

Jeden powiedział: „To jest ta k…, która wczoraj przemawiała. Zaraz ją kopnę w d…”

GRZEGORZ SIECZKOWSKI


Irena Lasota

Ponieważ mój śledczy nie pytał mnie o syjonizm, więc sama zasugerowałam mu, żeby porozmawiać o moich związkach z Mosze Dajanem. „Ja pani nic nie zrobiłem – odpowiedział. – Pani ojciec jest Żydem, pani mama jest Francuzką, więc pani jest Polką” – Irena Lasota wspomina wydarzenia Marca 1968.

TYGODNIK.TVP.PL: Trudno czasami ustalić, kiedy był początek Marca’68.

IRENA LASOTA: Dla jednych Marzec’68 zaczął się w 1957 roku, kiedy zakończyła się gomułkowska odwilż, dla innych ma początek 11 marca 1968, gdy przystąpili do wieców solidarnościowych. Dla mnie zaczyna się gdzieś około 1966 roku.

W jakim środowisku pani działała?

W kręgu osób z trzeciego, czwartego i piątego na roku na Uniwersytecie Warszawskim mieliśmy poczucie, że robimy rzeczy, które nie do końca są dozwolone. Już wcześniej się spotykaliśmy, chodziliśmy na różne niezbyt legalne spotkania. Kiedy władze PRL postanowiły zdjąć „Dziady”, grupa bardziej aktywna – ona się zmieniała, to było dziesięć-dwanaście osób – postanowiła coś zrobić. I pierwszą rzeczą, która przyszła nam do głowy było zebranie podpisów pod petycją, by władze przywróciły ten spektakl.

Czy już wtedy były jakieś reakcje?

Nagle nasi koledzy, którzy należeli do Związku Młodzieży Socjalistycznej objawili się po drugiej stronie i wyrywali nam kartki z petycjami. Tak więc zaktywizowała się nie tylko Służba Bezpieczeństwa i milicja. Miesiące przed marcem 1968 roku były na Uniwersytecie Warszawskim bardzo ożywione, na jesieni 1967 roku toczyła się wojna ulotkowa. Ale wszystko nasiliło się przed ostatnim spektaklem „Dziadów”, no i po jego zdjęciu.

Była pani na tym ostatnim przedstawieniu…

Pamiętam bardzo napiętą atmosferę. Na sali było dużo więcej osób niż miejsc dla publiczności. Milicja zablokowała wejście, ale po tej interwencji ludzie jeszcze bardziej wchodzili na salę i jeszcze bardziej żywiołowo reagowali. Karol Modzelewski zaczął krzyczeć „Niepodległość bez cenzury”. I to się stało hasłem tego ostatniego przedstawienia.

Wszystkim wydawało się, że coś po przedstawieniu się wydarzy. Tym „czymś” był transparent z żądaniem następnych przedstawień „Dziadów” przygotowany przez studentów PWST Andrzeja Seweryna, Ryszarda Peryta i Małgorzatę Dziewulską. Ktoś przyniósł kwiaty. I z Teatru Narodowego ruszyliśmy do pomnika Mickiewicza.

I wtedy znaleźliście się w dziwnej sytuacji.

Nie mogliśmy się rozejść. Bo jeśli nie byliśmy razem, to SB wyciągała poszczególnych ludzi do suk [samochodów – red.] milicyjnych. W związku z tym byliśmy zwarci i zostaliśmy przez milicję naprowadzeni do marszu przez Krakowskie Przedmieście. Cały czas kogoś wyrywano z tego tłumu. W taki sposób dotarliśmy do Kruczej, gdzie nagle samochody zatrzymały się z piskiem opon i zaczęto wyciągać ludzi.

W końcu na ulicy zostało kilkanaście osób, wśród nich ja. Z pewnym zdziwieniem poszłam do domu. Później się dowiedzieliśmy, że wielu zostało ukaranych z tzw. bomby przez kolegia do spraw wykroczeń [kary grzywny od 500 do 3000 zł – red.]. I wówczas – moim zdaniem w kilku kręgach – zapadła decyzja, żeby zbierać pieniądze na te grzywny.

To wtedy postanowiliście napisać petycję do władz PRL w sprawie zdjęcia „Dziadów”?

Władze później nam zarzucały, iż założyliśmy tak tajną organizację, że o jej istnieniu sami nie wiedzieliśmy. A to był taki spontaniczny ruch. Kto mógł i chciał zbierał podpisy. Na Uniwersytecie zdarzało się, że te petycje wyrywali nam koledzy należący do PZPR i ZMS, a na ulicy robili to ubecy. W połowie lutego spotkaliśmy się i policzyliśmy wszystkie podpisy pod petycją. Było 3145. Chyba Janek Lityński zorganizował kolegów, którzy je sfotografowali na wypadek konfiskaty.

Zastanawialiśmy się jak podpisy dostarczyć do Sejmu. W końcu na poczcie nadałam list, z petycją i podpisami, zaadresowany do marszałka Sejmu PRL Czesława Wycecha. Potwierdzenie nadania zabrano mi przy jakiejś kolejnej rewizji, a oryginał listu widziałem ponownie podczas przesłuchań na Rakowieckiej.

Film dokumentalny Grzegorza Sieczkowskiego “Dziwny rok 1968” zostanie wyemitowany w TVP Historia 3 kwietnia o godz. 16.45.

W drugiej połowie lutego zaczęło się wrzenie na uczelni.

Coraz częściej mówiło się, ze trzeba zorganizować wiec. Ludzie chodzili wtedy na różne zebrania. Próbowali jakoś oddziaływać – z lepszym lub gorszym skutkiem – na rzeczywistość. Wiedzieliśmy, że Michnika i Szlajfera wyrzucono z uczelni, co było zaskoczeniem, bo raczej spodziewaliśmy się ich zawieszenia w prawach studentów. Nam się wydawało, że zrobimy wiec i coś uda się osiągnąć. Jedynie Jacek Kuroń i Karol Modzelewski, którzy właśnie wyszli z więzienia, mniej optymistycznie na to patrzyli i mówili: – To się źle skończy.

Najpierw 3 marca było spotkanie u Jacka Kuronia, na którym mnie nie było, i tam zapadła decyzja, by zrobić wiec. W poniedziałek 4 marca spotkaliśmy się w mieszkaniu Jakuba Karpińskiego na Ścianie Wschodniej. Dyskutowaliśmy o szczegółach technicznych, na kiedy zwołać ten wiec. Jak najszybciej, ale na tyle późno, żeby można przygotować i rozrzucić ulotki. A nie było to proste, bo wtedy na jednej maszynie do pisania można było napisać 10 egzemplarzy.

Najlepszy, właśnie z powodów czysto technicznych, był piątek 8 marca. Pamiętam, że na tym spotkaniu młody pracownik naukowy, Andrzej Mencwel, wcześniej nie bywający na naszych spotkaniach, namawiał nas do zorganizowania wiecu 7 marca. Później, w więzieniu dowiedziałam się, że wtedy Gomułka był w Bułgarii, i dla niektórych taki scenariusz mógłby być wygodny.

To na tym spotkaniu 4 marca podjęto decyzję, że pani będzie czytała rezolucję?

Kilka osób chciało czytać tę rezolucję. Nie pamiętałam jak to się dokładnie stało, że wybór padł w końcu na mnie. Ale Jakub Karpiński zapamiętał, iż w pewnym momencie Jacek Kuroń chciał uciąć dyskusję na ten temat. Wskazał na mnie i powiedział: „Ty to będziesz czytała”. Zresztą miało to racjonalne uzasadnienie, miałam już absolutorium, więc wyrzucenie ze studiów nie było takie groźne.

Nie obawialiście się, że władze was aresztują przed wiecem?

8, marca obawiając się aresztowania, przyjechałam wcześniej na Uniwersytet. Rezolucję dostałam poprzedniego dnia wieczorem od Karola Modzelewskiego. On dopisał zdanie, którego nie było na ulotkach, a które dzisiaj brzmi nieco satyrycznie: „Uprzedzamy, że w razie represji odpowiemy tymi samymi środkami, co studenci czechosłowaccy”. Rezolucji nauczyłam się na pamięć, ale na wszelki wypadek schowałam ją do puderniczki. Znaleźli ją dopiero w 1969 roku przy jakiejś rewizji.

8 marca o 12. na dziedzińcu UW zgromadził się tłum 1500 studentów. Wśród nich byli jako kontrmanifestanci aktywiści PZPR i ZMS, którym przewodził, Marian Dobrosielski, jeden z profesorów.

Tumult był wielki, nie wiem, czy ktoś słyszał rezolucję, którą wykrzyczałam. Po mnie na ławkę wskoczyli i przemawiali Mirek Sawicki i Wiktor Górecki. Rezolucja była też rozdawana. Jakoś nas zepchnięto spod Auditorium Maximum do Pałacu Kazimierzowskiego, gdzie miał siedzibę rektor. Tam weszła delegacja studentów, która była podobno wcześniej przygotowana, ale ja o tym nic nie wiedziałam, choć się w niej znalazłam. Ktoś mnie wypchnął z tłumu mówiąc: „Ona czytała rezolucję. Niech idzie”.

Nie było rektora Stanisława Turskiego, był prorektor Zygmunt Rybicki, który jedną ręką nas odganiał, a w drugiej trzymał telefon i miałam wrażenie, że wzywa milicję. W pewnym momencie weszliśmy na balkon, jak przeczytałam we wspomnieniach Jarosława Kaczyńskiego, który z bratem Lechem stał na dziedzińcu, pokazywałam gest hiszpańskich rewolucjonistów, co jest wielce prawdopodobne.

I wtedy sytuacja gwałtownie się zmieniła.

Nagle zobaczyłam, że studenci najpierw napierają na Pałac Kazimierzowski, a potem się rozbiegają. Za nimi pędziło ZOMO pałując wszystkich po drodze. Od strony Biblioteki spokojnym krokiem szedł mój narzeczony i późniejszy mąż Andrzej Zabłudowski. Milicjanci go minęli, ale jeden z nich się zatrzymał, przyjrzał się i zaczął go pałować. Z okazji Dnia Kobiet Andrzej miał w kieszeni wielką czekoladową kulę i na niej odcisnęła się milicyjna pałka.

Milicjanci bili nie tylko studentów.

Kiedy po jakiejś godzinie pojedynczo wyszliśmy z Pałacu Kazimierzowskiego na dziedzińcu panowała cisza. Spotykaliśmy osoby, które mówiły, że jest wielu dotkliwie pobitych. Wśród nich także profesorowie. Pobito między innymi Czesława Bobrowskiego, wybitnego profesora ekonomii, liczącego wtedy 64 lata.

Panią aresztowano wieczorem w domu.

Przyszli i nie robili nawet rewizji w mieszkaniu. Po nocy spędzonej w areszcie tajniacy zabrali mnie do Pałacu Mostowskich. Tam jak przechodziłam przez hol stała grupa umundurowanych milicjantów. I jeden z nich powiedział: „To jest ta k…, która wczoraj przemawiała. Zaraz ją kopnę w d…”.

Na co „moi” tajniacy stwierdzili: „zostaw ją, ona jest nasza, my ją przewozimy:”. W końcu zawieźli mnie na rozprawę przed kolegium do spraw wykroczeń, gdzie sędzia był moim zdaniem pijany.

Razem ze mną była Kasia Werfel, zabrana sprzed swojego domu. Zupełnie niewinna. Jej matka była znaną rewizjonistką, a ojciec dogmatykiem partyjnym, więc się idealnie nadawała do celów propagandowych jako prowodyr. I ona dostała dwa miesiące więzienia, a ja dwa tysiące grzywny. Potem jednak zmieniono to i ja zostałem w więzieniu, a ona wyszła z grzywną.

Zostałam skazana za wyczyn chuligański, czyli stanie na ławce publicznej. Wyrok odbyłam w więzieniu na ul. Rakowieckiej 37a w Warszawie. W ciągu kilku dni miało się wrażenie, że więzienie jest wypełnione samymi znajomymi.

Pani przypadek był nietypowy, została pani skazana dość szybko i jako skazana nie miała pani prawa odmowy zeznań, a bezpieka starała się więzionymi manipulować.

Bardzo starannie przygotowali akcję fałszowania grypsów. SB przechwytywało nasze grypsy i przerabiało je tak, że tam gdzie pisaliśmy „nie zeznawaj”, oni pisali, żeby koniecznie zeznawać. Sprawa nie wyszłaby pewnie na jaw, ale Andrzej Zabłudowski wkurzył się i zamiast spalić taki gryps, wyniósł go w pudełku zapałek, jak wychodził z więzienia. Zaczęliśmy o tym rozmawiać, ale nie wszyscy chcieli się przyznać, że takie fałszywe grypsy dostawali.

W więzieniu przeczytała pani w gazecie, że Gomułka w przemówieniu dla aktywu robotniczego wymienił panią dwukrotnie.

Wymienił mnie jako osobę, która wysłała petycję do Sejmu i jako tę, która przeczytała rezolucję studentów. W obu przypadkach wymienił mnie jako Lasota-Hirszowicz. Nazwisko Hiroszowicz na Lasota zmieniono nam zresztą nielegalnym rozkazem ministra obrony narodowej [w 1948 roku – red.]. Ja nigdy nie używałam nazwiska Hirszowicz, a Gomułka użył go ewidentnie po to, żeby pokazać spisek syjonistyczny.

Ponieważ mój śledczy nie pytał mnie o syjonizm, więc sama zasugerowałam mu, żeby porozmawiać o moich związkach z Mosze Dajanem. – Ja pani nic nie zrobiłem – odpowiedział. – Pani ojciec jest Żydem, pani mama jest Francuzką, więc pani jest Polką.

To przemówienie Gomułki miało też nietypowe dla pani skutki.

Pracowałam na pół etatu w wydawnictwie „Wiedza Powszechna” i kiedy wychodziłam z więzienia przekonana, że mnie z pracy wyrzucono, dostałam list od dyrektora, w którym napisał, że nie byłam obecna w pracy, więc należy mi się za okres trzech miesięcy połowa wynagrodzenia, a jeśli okaże się, że jestem niewinna, to mogę dostać całą pensję.

Moją mamę, francuską spikerkę w Polskim Radiu, usunięto z dnia na dzień, a stare koleżanki na zebraniu wyrzucały jej, że jest syjonistką i wrogiem ustroju. To pokazuje, że można było się zachować różnie.

Wyjechała pani z Polski w styczniu 1970 roku, zadecydowały o tym względy osobiste. Ale dwa tygodniu po pani wyjściu z więzienia, na początku sierpnia 1968 roku, wojska Układu Warszawskiego wkroczyły do Czechosłowacji dławiąc Praską Wiosnę.

Nie było to dla mnie zaskoczeniem, widziałam, że oni czują się silni. Ten cały Marzec, to zaczęło się z wielkiej bomby. To był dla władz PRL spisek międzynarodowy, syjonistyczny, Niemcy Zachodnie, Izrael. Wyglądało na to, że to będzie proces pokazowy, na którym ludzie dostaną bardzo wysokie wyroki. A potem to wycichło. I duże wyroki dostali tylko Kuroń i Modzelewski, bo oni – jako ludzie niezłomni – tej władzy rzeczywiście zagrażali.

– rozmawiał Grzegorz Sieczkowski


Fragmenty powyższego wywiadu znalazły się w filmie dokumentalnym w reżyserii Grzegorza Sieczkowskiego “Dziwny rok 1968”, który będzie wyświetlany w TVP Historia 3 kwietnia o godz. 16.45.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


Europe: The Fall of the Holy Renewable Empire

Europe: The Fall of the Holy Renewable Empire

Drieu Godefridi


  • Literally “flat, dark calm,” Dunkelflaute is characterized by a simultaneous lack of wind and sun in winter, when demand for electricity in Germany is at its highest… On December 12 of this year, for example, German electricity production from wind and solar power was thirty times lower than the demand for it.
  • But this is “for the planet”, right? Not even close. Despite its commitment to so-called green energies, Germany still has a high carbon footprint due to its increased reliance on coal and lignite to make up for energy shortfalls.
  • Germany’s high electricity prices are leading to the relocation of its industry, as companies look for sites where energy costs are more affordable. How can you stay viable when you pay three times more for electricity than your competitors?
  • Whole swathes of Germany’s proud industry are collapsing. We only remember the big names — VW, BASF, Mercedes-Benz — but every big company that disappears or downsizes takes with it a myriad of small and medium-sized enterprises that end up collapsing along with it.
  • Dependence on unreliable energy sources (wind, solar), combined with the hasty phase-out of nuclear power, has made Germany’s electricity the most expensive in Europe and compromises the country’s — and ultimately the continent’s — energy autonomy.

Dependence on unreliable energy sources (wind, solar), combined with the hasty phase-out of nuclear power, has made Germany’s electricity the most expensive in Europe and compromises the country’s — and ultimately the continent’s — energy autonomy. Pictured: An array of solar panels operated by the multinational energy company RWE, at the Hambacher Forst opencast lignite mine near Elsdorf, Germany, photographed on November 12, 2024. (Photo by Ina Fassbender/AFP via Getty Images)

Solar and wind power production falls drastically during unfavorable weather conditions. It happens, in fact, every year. This condition, however, now has far-reaching economic and environmental repercussions, revealing the flaws in an energy policy based on intermittent renewable energies. Why does Germany, while having one of the highest carbon footprints, now consume the most expensive electricity in Europe? How did the country lose its energy autonomy?

For the last fifteen years, Germany invested massively in solar and wind energy, while sabotaging its own nuclear power stations. By 2023, renewable energies accounted for 55% of electricity production in the country. In 2022, it was only 48%.

The main contribution to renewable energy has comes from wind power, at 31% of total production, followed by solar power at 12%, biomass at 8%, and other renewable sources such as hydroelectricity for the remaining 3.4%. In 2024, renewable energy accounted for almost 60% of German electricity production in the first half of the year. This production level, however, is smoothed out over a given period and does not reflect moments of crisis such as the “Dunkelflaute.”

Dunkelflaute

Literally “flat, dark calm,” Dunkelflaute is characterized by a simultaneous lack of wind and sun in winter, when demand for electricity in Germany is at its highest. These episodes last from a few days to several weeks, with wind and solar production sometimes falling to less than 20% of their capacity, and sometimes nothing. On December 12 of this year, for example, German electricity production from wind and solar power was thirty times lower than the demand for it.

Renewable policies would be bearable if they were based on a sustainable energy source — indifferent to the weather — such as nuclear power. In 2011, however, in the wake of the Fukushima disaster, Germany abruptly decided to phase out nuclear power, and gradually shut down fully operational plants. This decision reduced the country’s capacity to produce stable, predictable electricity and instead made heating, cooling and so on cruelly vulnerable to fluctuations in renewable energy sources. In short, when there is neither wind nor sun in Germany, the lights go out.

The phase-out of nuclear power has left Germany incapable of being self-sufficient in energy, especially during Dunkelflaute. The country imports electricity on a massive scale from France, Denmark and Poland, and has to use coal and lignite to produce electricity. Germany’s massive imports of electricity also lead to colossal increases in electricity prices for its neighbors.

The prices are indeed staggering. In 2024, the household price of electricity in Germany was the highest in Europe, at €400/MWh, reaching peaks of €900/MWh during Dunkelflaute episodes, compared to a much lower European average. By comparison, the average price in nuclear-powered France and Finland was €250/MWh over the same period (2024). And, in the United States, rates are 30% lower than in France. How is all that “sustainable” for Europe?

But this is “for the planet”, right? Not even close. Despite its commitment to so-called green energies, Germany still has a high carbon footprint due to its increased reliance on coal and lignite to make up for energy shortfalls. In 2024, the country remains the second-largest emitter of CO2 per unit of energy produced in Europe, with a significant proportion of electricity coming from fossil sources. Ten times more CO2 per unit of energy produced than France.

Economic and geopolitical repercussions

Germany’s high electricity prices are leading to the relocation of its industry, as companies look for sites where energy costs are more affordable. How can you stay viable when you pay three times more for electricity than your competitors? (Natural gas prices are even worse: five times more expensive in Europe than in the USA.)

Whole swathes of Germany’s proud industry are collapsing. We only remember the big names — VWBASFMercedes-Benz — but every big company that disappears or downsizes takes with it a myriad of small and medium-sized enterprises that end up collapsing along with it. Energy-intensive sectors such as metallurgy and chemicals are particularly hard hit.

Finally, Germany’s increased dependence on its neighbors for energy supplies has been creating tensions in Europe. High electricity prices in Germany are being passed on to neighboring countries, making electricity unaffordable there and generating growing frustration. Discussions are emerging in Europe about withdrawing from certain energy agreements, particularly those relating to electricity imports.

In short, the Dunkelflaute is the symptom of a profound energy crisis, caused by an ideological, authoritarian, irrational and failed energy transition. Dependence on unreliable energy sources (wind, solar), combined with the hasty phase-out of nuclear power, has made Germany’s electricity the most expensive in Europe and compromises the country’s — and ultimately the continent’s — energy autonomy. The consequences are manifold: environmental, with high CO2 emissions; economic, with industry in steep decline, and geopolitical, with Germany’s neighbors fed up with its failing energy diktat.

Given Germany’s demographic and economic weight, this latest German misstep is proving to be yet another European catastrophe.


Drieu Godefridi is a jurist (University Saint-Louis, University of Louvain), philosopher (University Saint-Louis, University of Louvain) and PhD in legal theory (Paris IV-Sorbonne). He is an entrepreneur, CEO of a European private education group and director of PAN Medias Group. He is the author of The Green Reich (2020).


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Israeli Jets Attack Syria-Lebanon Border Crossings to Stop Arms Amuggling

Israeli Jets Attack Syria-Lebanon Border Crossings to Stop Arms Amuggling

Reuters and Algemeiner Staff


Smoke billows after an Israeli Air Force air strike in southern Lebanon village, amid cross-border hostilities between Hezbollah and Israel, as seen from northern Israel, Oct. 3, 2024. Photo: REUTERS/Jim Urquhar

Israeli jets struck seven crossing points along the Syria-Lebanon border on Friday, aiming to cut the flow of weapons to the Iranian-backed Hezbollah group in southern Lebanon.

Israeli troops also seized a truck mounted with a 40-barrel rocket launcher in southern Lebanon, part of a haul from various areas that included explosives, rocket-propelled grenade launchers and AK-47 automatic rifles, the military said.

The commander of the Israeli Air Force, Major General Tomer Bar, said Hezbollah was trying to smuggle weapons into Lebanon to test Israel’s ability to stop them.

“This must not be tolerated,” he said in a statement.

Under the terms of a Nov. 27 ceasefire agreement, Israel is supposed to withdraw its troops from southern Lebanon in phases while unauthorised Hezbollah military facilities south of the Litani River are to be dismantled.

However, each side has accused the other of violating the agreement, intended to end more than a year of fighting that began with Hezbollah missile strikes on Israel in the aftermath of the Hamas-led attack of Oct. 7, 2023, from Gaza.

On Thursday, the United Nations peacekeeping force in Lebanon called for Israeli forces to withdraw, citing what it said were repeated violations of the deal.

Israel, which destroyed large parts of Hezbollah’s missile stocks during weeks of operations in southern Lebanon, has said it will not permit weapons to be smuggled to Hezbollah through Syria.

Israel has also conducted attacks against the Iranian-backed Houthi movement in Yemen in recent days and pledged to continue its campaign against Iranian-backed militant groups across the region.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com