Premier Izraela Benjamin Netanjahu bierze udział w rozprawie w sprawie zarzutów korupcyjnych w sądzie okręgowym w Tel Awiwie, 10 grudnia 2024 r. (Fot. REUTERS/Menahem Kahana)
Izrael próbuje trwale zmienić układ na Bliskim Wschodzie. Czy to się uda? [LE FIGARO]
Isabelle Lasserre
Le Figaro
Operacje wojskowe Izraela w Strefie Gazy, Libanie i Syrii zwiększyły bezpieczeństwo jego granic i bardzo osłabiły irańską oś na Bliskim Wschodzie. Ale czy premier Netanjahu wie, że pycha kroczy przed upadkiem?
W pierwszej fazie izraelskiej odpowiedzi militarnej na atak Hamasu z 7 października 2023 r. zwycięstwo z „irańską ośmiornicą” wydawało się poza zasięgiem rządu Benjamina Netanjahu. Czternaście miesięcy później terrorystyczny Hamas został pozbawiony przywództwa, libański Hezbollah jest w chaosie, a wpływy Iranu w Syrii w dużej mierze wyeliminowane.
„Rok temu Izrael był straumatyzowany i upokorzony. Dziś odzyskaliśmy kontrolę i to Iran jest w defensywie”, podsumował to izraelski dyplomata w zakulisowej rozmowie podczas Dialogu Strategicznego Europa-Izrael, który odbył się w grudniu.
Rodziny izraelskich jeńców pozostających w niewoli w Gazie wciąż wykrzykują swój gniew na rząd na tzw. Placu Zakładników w Tel Awiwie, ale ogólnie popularność premiera – który w miesiącach przed atakiem Hamasu i po nich był pod rosnąca presją – wzrosła.
„Nawet ludzie lewicy”, mówi nam wspomniane źródło, “zastanawiają się dziś, czy Bibi ostatecznie nie miał racji i czy nie jest obecnie jedynym politykiem w Izraelu, który ma jakąś strategiczną wizję”.
W Strefie Gazy Hamas de facto został pokonany. Według izraelskich służb źródła bezpieczeństwa, pozostał tam pod bronią zaledwie batalion liczący około tysiąca bojowników. Reszta została „wyeliminowana” lub „aresztowana”. Uderzenia militarne są teraz kontynuowane w celu „zmniejszenia wpływu”, jaki Hamas nadal posiada na tamtejszą infrastrukturę cywilną. „To jest nasza strategia w Gazie: niszczyć Hamas tak długo, aż przestanie mieć jakikolwiek wpływy wśród Palestyńczyków. Uniemożliwić mu powrót do władzy nad Autonomią”.
Infrastruktura militarna Hezbollahu w Libanie wskutek interwencji izraelskiej armii w tym kraju została w dużej mierze zniszczona, a jego przywódcy prawie w komplecie zabici, łącznie z długoletnim przywódcą tej szyickiej organizacji, Hassanem Nasrallahem. „Organizacyjnie cofnęliśmy Hezbollah o dziesięć lat. A jeszcze trzy miesiące temu wydawało się to scenariuszem z rodzaju science fiction. Ale dokonaliśmy tego”, pogratulował sobie Netanjahu tuż po zawieszeniu broni w Libanie 27 listopada.
Efekt ataku Hamasu po 14 miesiącach: przeciwny od zamierzonego
Niespodziewany upadek Baszara al Asada w Syrii na początku grudnia, będący bezpośrednią konsekwencją izraelskiej wojny z Hezbollahem, ale także związania całej siły Rosjan w Ukrainie, dał Izraelowi szansę, która została natychmiast wykorzystana przez dowództwo. Armia wykorzystała upadek kata z Damaszku, aby zniszczyć arsenały syryjskiego reżimu i zapobiec ich przejęciu przez szyickie bojówki wrogie Izraelowi lub przez nowe dżihadystyczne władze Syrii. Składy amunicji, okręty, samoloty i lotniska, pociski, broń chemiczna i wojskowe ośrodki badawcze: wszystko to stało się bezbronnym celem armii izraelskiej, która od dawna uważała Syrię za miejsce kluczowe dla Iranu pod względem handlu bronią i szkolenia terrorystów.
Trwa czwarty etap prowadzonej przez Izrael w regionie wojny, który prawdopodobnie również zakończy się sukcesem. Został on otwarty po nowych atakach rakietowych jemeńskich Huti, kolejnego sojusznika Iranu, który w ostatnich latach dzięki Teheranowi bardzo urósł w siłę. Izrael odpowiedział atakami na cele wojskowe szyickich rebeliantów. „Będziemy polować na wszystkich przywódców Huti i uderzać w nich, tak jak robiliśmy to w innych miejscach. Żaden wróg nie będzie w stanie nam uciec”, oznajmił minister obrony Israel Katz. Sam premier Netanjahu zapewnił, że ataki będą kontynuowane „dopóki zadanie nie zostanie wykonane”, ponieważ „musimy odciąć tę terrorystyczną gałąź od irańskiej osi zła”.
Strategia izraelskiego rządu znacznie osłabiła irańską oś w regionie i odcięła „szyicką autostradę” łączącą Teheran z Bejrutem przez Syrię i wykorzystywaną m.in. do zaopatrywania Hezbollahu w broń. Trwale osłabiło to również irański reżim, który został pozbawiony ochrony i odstraszania, które zapewniali mu jego sojusznicy w regionie. Atak na Izrael z 7 października 2023 spowodował przetasowanie kart w regionie, ze skutkami odwrotnymi do oczekiwanych przez jego sprawcę, lidera Hamasu Yahya Sinwara, który zresztą także został zabity.
„Potwierdza to, że jedynym językiem, który działa w tym regionie, jest język siły. Dziś dominuje siła, a nie polityka”, uważa Udi Dekel, badacz z Instytutu Studiów nad Bezpieczeństwem Narodowym (INSS) w Tel Awiwie.
Wraca idea pojednania Izraela z Saudami
Według optymistów, po zwycięstwie Izraela na wielu frontach militarnych może nadejść także sukces dyplomatyczny. Po zawieszeniu broni w Libanie wielu liczy na negocjacje w celu zapewnienia zawieszenia broni i uwolnienia zakładników w Strefie Gazy, nawet jeszcze przed styczniowym objęciem urzędu przez prezydenta elekta Donalda Trumpa. Teoretycznie osłabienie proirańskiej osi szyickiej mogłoby zachęcić do stworzenia alternatywy politycznej w samym obozie palestyńskim i przywrócenia silnych instytucji państwowych w Libanie, a także nowej równowagi w pozbawionej Asada Syrii.
„Magiczne myślenie” Trumpa, który chce położyć kres wojnom w Europie i na Bliskim Wschodzie, aby móc skoncentrować się na polityce wewnętrznej w samej Ameryce oraz na konfrontacji gospodarczej z Chinami, z jednej strony budzi obawy przed lekkomyślnymi ruchami USA, ale z drugiej ożywia ideę nowej integracji regionalnej pomiędzy Izraelem a umiarkowanymi krajami arabskimi – ideę, której orędownikiem był Trump podczas swojej pierwszej kadencji.
Wstrzymana po 7 października normalizacja stosunków między Izraelem a Arabią Saudyjską powraca jako temat rozmów. „Saudyjskie władze muszą działać powściągliwie ze względu na arabską opinię publiczną, która jest nadal bardzo wrażliwa na kwestię palestyńską. Jednak wobec braku szans na szybkie tzw. rozwiązanie dwupaństwowe, książę Muhammad bin Salman może zadowolić się zobowiązaniem Izraela do „wejścia na drogę w kierunku utworzenia państwa palestyńskiego”. Jest to zarazem formuła, która może być również do zaakceptowania przez Izrael.
„W zamian Rijad może wreszcie uzyskać od Waszyngtonu bilateralny pakt o obronie i bezpieczeństwie, a wtedy umowa o normalizacji stosunków z Izraelem będzie na wyciągnięcie ręki”, wyjaśniał dyplomata Eric Danon, były ambasador w Izraelu, jeszcze przed wyborczym zwycięstwem Trumpa w listopadzie.
Jednak za zwycięstwem militarnym i dyplomatycznymi gestami wciąż kryje się wiele niewiadomych. Pierwsza z nich dotyczy sytuacji w Iranie, pozostającym zasadniczym problemem strategicznym Izraela. „Teheran od dawna nie był tak osłabiony ekonomicznie, politycznie i militarnie. Iran rozumie, że jego strategia szachowania Izraela przez Hamas i Hezbollah, rozwijana przez ostatnich piętnaście lat, w nadziei, że państwo żydowskie nie będzie miało czasu ani siły na interesowanie się irańskim programem nuklearnym, zawiodła”, wyjaśnia Udi Dekel, analityk z INSS.
Izrael odzyskał sprawczość w regionie
Eksperci i dyplomaci przewidują różne scenariusze. Pesymistyczny zakłada, że zdesperowany Iran, aby zrekompensować swoją nagłą słabość, podejmie decyzję o budowie bomby atomowej. Izrael mógłby wówczas opóźnić ten projekt, bombardując obiekty nuklearne Republiki Islamskiej, z pomocą lub – co bardziej prawdopodobne – tylko przy aprobacie Stanów Zjednoczonych. „Od 7 października 2023 mówimy stale o wojnie między Iranem a Izraelem. Ale dopiero teraz ataki na obiekty nuklearne są możliwe i prawdopodobne jak nigdy dotąd”, mówi izraelskie źródło z kręgów rządowych. O ile oczywiście impet dyplomatyczny wywołany powrotem Trumpa nie ożywi w jakiś paradoksalny sposób porozumienia nuklearnego między Stanami Zjednoczonymi a Iranem.
Ale na jak długo da się ugłaskać reżim ajatollahów? „Polityka powstrzymywania Iranu zapewnia tymczasowe rozwiązania większości problemów. Jednak tylko opóźni kolejne ataki na wzór tego z 7 października i zaledwie spowolni marsz Iranu w kierunku uzyskania broni nuklearnej. Bez zmiany reżimu w Teheranie nie będzie trwałego pokoju na Bliskim Wschodzie”, komentuje anonimowo irański analityk mieszkający w Europie.
Nawet jednak uwzględniając gotowość nowej amerykańskiej administracji do radykalnych rozwiązań, kwestia ta nie zostanie rozwiązana w ciągu kilku miesięcy. „Bezpośrednie granice Izraela są teraz mniej lub bardziej bezpieczne. Ale szerszy krąg, który rozciąga się aż do Iranu, Turcji i Jemenu, będzie poważnym wyzwaniem dla Izraela w 2025 roku”, ostrzega Éric Danon.
Kolejny problem stanowi sam Benjamin Netanjahu, dla którego wojna – i skuteczna obrona kraju – pozostaje obecnie głównym politycznym paliwem. W tym kontekście jego zdolność i gotowość do znalezienia politycznego rozwiązania dla Palestyńczyków jest wątpliwa.
„Musimy mieć komfort przewagi militarnej, ponieważ nasi sąsiedzi są twardzi i tak też grają. Ale musimy też mieć wolę kompromisu, by móc wykorzystać politycznie uzyskaną poprzez wojnę przewagę”, podsumował to Chaim Weitzman, profesor Uniwersytetu Reichmana, na spotkaniu zorganizowanym w Tel Awiwie przez American Jewish Committee.
Co prawda da się słyszeć głosy bardziej optymistyczne, nawet po stronie palestyńskiej. Na przykład Samer Abdelrazzak Sinijlawi, odpowiedzialny w Fatahu za stosunki z Izraelem i społecznością międzynarodową, mówi: „Zniszczenie Hamasu jest dla Palestyny dobrą wiadomością, ale to nie wystarczy. Teraz jest okazja, by sami Palestyńczycy zainicjowali zmiany, które z czasem otworzą drogę do zmian w Izraelu. Potrzebujemy nowego przywództwa po obu stronach, ponieważ Netanjahu i Mahmud Abbas nigdy do niczego nas nie doprowadzą. Myślę jednak, że jesteśmy bliżej porozumienia i zakończenia konfliktu żydowsko-palestyńskiego niż kiedykolwiek”.
Na razie jednak wciąż nie rozstrzygnięto, jak będzie wyglądała najbliższa przyszłość w Strefie Gazy i kto przejmie kontrolę nad enklawą. Już sam brak zupełnie podstawowych ustaleń stanowi przeszkodę dla pokoju. „Netanjahu ma polityczną wizję równowagi sił w regionie, ale nie ma żadnego politycznego rozwiązania kryzysu palestyńskiego. Przedkłada bezpieczeństwo nad pokój. Biorąc pod uwagę przewagi uzyskiwane obecnie przez Izrael na polach walki, nie spieszy mu się z trwałym i definitywnym rozwiązywaniem konfliktu. Chce zyskać jak najlepsze pozycje”, podsumowuje były amerykański ambasador Éric Danon.
Hamas wygrał wojnę komunikacyjną
Inny problemem Izraela jest opinia międzynarodowa, mająca mu za złe bezwzględność i brutalność operacji wojskowych wobec cywilów i zrównanie Gazy z ziemią. Wygląda na to, że kraj będzie również musiał przez długi czas zmagać się z pewną międzynarodową izolacją i wzrostem antysemityzmu – oba te zjawiska już od miesięcy towarzyszą militarnej reakcji Izraela na masakry z 7 października. Również w tym przypadku Netanjahu ponosi część odpowiedzialności.
„Premier pozwolił Hamasowi narzucić opinii publicznej na Zachodzie narrację o konflikcie, odmawiając zagranicznym dziennikarzom możliwości relacjonowania wojny w Strefie Gazy. Zapomniał, że globalne media muszą dziś być codziennie karmione nowymi obrazami i nowymi emocjami. A tych – z niszczonej Gazy – dostarczył Hamas, który wygrał wojnę komunikacyjną, a tym samym bitwę o serca, podczas gdy Netanjahu wolał nie epatować świata wstrząsającymi obrazami z 7 października – raz, aby nie dostarczać inspiracji kolejnym terrorystom, a dwa, aby nie podkreślać skali klęski izraelskich służb bezpieczeństwa, które nie zapobiegły atakom”, wyjaśnia Éric Danon.
Na Netanjahu czekają zamrożone problemy w kraju
Wreszcie, chociaż wojna zamroziła inne problemy izraelskiego społeczeństwa, to przecież nie zostały one rozwiązane. Dotyczy to w szczególności forsowanej przez Netanjahu reformy wymiaru sprawiedliwości, która w 2023 r. skłoniła dziesiątki tysięcy demonstrantów do regularnego wychodzenia na ulice w proteście przeciwko rządowi, w którym zasiadają ministrowie ze skrajnej prawicy.
Ale kolejnym problemem jest status i ulgowe traktowanie ultraortodoksów, którzy są zwolnieni ze służby wojskowej, co stało się bardzo drażliwą kwestią od początku wojny.
Ponadto w samym Izraelu wielu ludzi zadaje sobie pytanie: jaki jest sens tego wszystkiego? „Ta wojna ma sens tylko, jeśli w jej rezultacie Hamas zostanie złamany na dobre i nigdy więcej nie zdoła prowadzić operacji wojskowych”, uważa Éric Danon.
Czy granicząca z pychą pewność siebie Netanjahu popchnie go do całkowitej aneksji Zachodniego Brzegu? Udi Dekel z INSS ostrzega: „To byłby koniec państwa Izrael. Największym zagrożeniem dla Izraela jest przekształcenie w państwo unitarne, ponieważ wtedy nie będzie już ono ani demokratyczne, ani żydowskie”.
Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com