Lewicowość jako wyznanie sprzeczne z lewicowymi wartościami

Lewicowość jako wyznanie sprzeczne z lewicowymi wartościami

Andrzej Koraszewski


Dumni bojownicy Allaha z ciałem zamordowanej Shani Louk wywożonym do Gazy. (Zdjęcie wykonane przez dziennikarza-terrorystę.)

Amerykański autor napisał długi esej o amoralnym antysyjonizmie postępowej lewicy. Czytając go próbowałem dociec jak rozumie „lewicę”, dlaczego deklaruje jej dozgonną wierność, czy jeśli na samym początku zaznacza, że ten amoralny antysyjonizm jest chorobą „postępowej” lewicy, to on sam jest konserwatywnym lewicowcem? Krótko mówiąc, czytając wyraźnie czepiałem się tego patrzenia na świat przez pryzmat politycznego wyznania.

Na pytanie, kim ja sam jestem, odpowiadam, że tylko sobą, czyli niewiernym, lub jak kto woli bezwyznaniowym gościem w rzeczywistości, (co automatycznie skreśla mnie z listy członków).   

Już we wprowadzeniu czytamy, że ruch lewicowy „utracił nawet najmniejsze powiązania z elementarną przyzwoitością, która jest podstawą każdej właściwie lewicowej polityki”.  

To jedno zdanie zatrzymuje na długo. No bo jak to jest? Ruch lewicowy utracił powiązania z przyzwoitością, która jest podstawą każdej właściwej…

Najwyraźniej autor jest świadomy tego, że już wcześniej mogła istnieć jakaś niewłaściwa lewicowa polityka, która miała problemy z przyzwoitością. Ten typ zastrzeżeń jest charakterystyczny dla wyznawców, którzy mają głęboką potrzebę zachowania wiary, mimo świadomości kroczenia po grząskim gruncie. Wierzę, ale tylko we „właściwy” katolicyzm, we „właściwy” islam, we „właściwy” marksizm, we „właściwą” lewicowość.

Określenie „właściwy” zwalnia z konieczności klarownego zdefiniowania obiektu naszej miłości, pozwala na domysł, że wierzę w to, co przyzwoite, a przyzwoite jest to, w co wierzę.  Odwieczna pułapka marzenia o byciu pięknym, dobrym, mądrym i kochanym.

Jack Omer-Jackaman zna historię lewicy i doskonale wie o długiej historii „błędów i wypaczeń” lub jak kto woli zbrodni lewicy. Zaczyna od Kronsztadu i przechodzi do późniejszych momentów w historii, które kolejnym pokoleniom uświadamiały, że „intelektualne wykręty i moralne wypaczenia linii partyjnej stają się zarówno nieuniknione, jak nie do utrzymania”.  Autor pisze (innymi słowami), że obudził się z ręką w nocniku, kiedy przeczytał żądanie Judith Butler, aby rozumieć „Hamas i Hezbollah, jako ruchy postępowe, lewicowe, będące częścią globalnej lewicy”.         

Omer- Jackaman natychmiast zapewnia nas, że „okropności Związku Radzieckiego nie delegitymizowały socjalizmu”, że na zawsze zostanie lewicowcem, ale będzie zaciekle walczył z lewicowością zarówno Judith Butler, jak i tłumu jej podobnych wyznawców dekolonizacji i globalnej sprawiedliwości.

W tym momencie na kilka dni przerwałem lekturę, chociaż przy innych zajęciach wracałem myślami do tych kilku przeczytanych zdań.   

Dlaczego okropności Związku Radzieckiego nie delegitymizowały socjalizmu? Jeszcze przed wyjazdem z Polski w 1971 roku pisałem, że socjalizm jest nieustającą próbą industrializacji opartej na pańszczyźnie, że socjalizm jest zwycięstwem utopii Thomasa More’a – wiecznej dobrotliwej opieki nad maluczkimi przez światłych, że jest zniewoleniem prezentowanym jako najwyższe dobro.

Wybraliśmy Szwecję, trochę z powodu przekonania, że jest to miejsce, gdzie socjaliści zrezygnowali z ambicji budowania socjalizmu i ograniczyli się do cywilizowania kapitalizmu.

Patrząc z Polski, to złudzenie było całkowicie uzasadnione. Bliższy ogląd pokazał, że była to tylko część prawdy. Trzecia (skandynawska) droga okazała się wydłużeniem Nowej Polityki Ekonomicznej na dziesięciolecia, jednak bez rezygnacji z idei ograniczenia wolności jednostek przez długotrwałą nadopiekuńczość. System szwedzki doskonale wykorzystywał produkcyjną sprawność kapitalizmu, dążąc jednak do centralnego planowania szczęśliwości.

Zachodni socjaldemokraci zrozumieli, że pomysł z centralnym planowaniem produkcji nie tylko przegrywa z wolnym rynkiem, ale skazuje na cywilizacyjną zapaść. Adam Smith zauważył, że niewidzialna ręka rynku nie działa automatycznie, że prawdziwy wolny rynek wymaga nieustannego nadzoru i ochrony przed nieuczciwością. Lewicowy liberalizm wydawał się łączyć akceptację wolnego rynku, ochronę prawa własności, ze społecznym solidaryzmem.

To brzmi jak ideał. W praktyce jednak okazało się, że niesamowity początkowy sukces tego połączenia nie mógł trwać wiecznie. Etatyzm, nadmierne opodatkowane pracujących, wyłonienie się całej warstwy społecznej zajmującej się wtórnym dzieleniem dochodu narodowego, a wreszcie świadome niszczenie protestanckiej etyki pracy i przekonywanie, że „państwo ma dać”, stopniowo zmieniało ideę „państwa opiekuńczego” w grabarza socjaldemokracji jako czynnika cywilizującego kapitalizm, ponownie oddając stery w ręce zwolenników utopii (tym razem globalnej sprawiedliwości).                                

Amerykański autor gotuje się z oburzenia pisząc o reakcjach amrykańskiej lewicy na barbarzyński najazd zbirów Hamasu na Izrael 7 października 2023 r.:

„…powiedzmy sobie jasno, co się wydarzyło i co nadal się dzieje. Wielu na lewicy usprawiedliwiało lub otwarcie świętowało coś podobnego do akcji einsatzgruppen.”

Amerykański autor (moim zdaniem zasadnie) postrzega lewicę jako stado. Antysemityzm jest chorobą przewlekłą, która nieustannie atakuje różne ludzkie stada. Antysyjonizm lewicy to tylko strategia mobilizująca do walki o różne inne cele. Czytamy w tym eseju, że ta lewica była skłonna poświęcić Ukrainę na ołtarzu walki z Zachodem i że byli to ci sami ludzie, którzy wcześniej popierali Assada, kiedy przeprowadzał rzeź własnego narodu. Jednostki, (heretycy lewicowego ruchu), przeciwstawiały się tym stadnym odruchom. 

Deklaracja takiej czy innej politycznej tożsamości utrudnia dostrzeżenie fatalnych skutków patrzenia na świat przez pryzmat wyznania. Autor zauważa sympatycznych heretyków we własnym stronnictwie, ale już gubi z pola widzenia tych, którzy mówią to samo (często bardziej wyraźnie), z niewłaściwych pozycji.

Analizując to zdumiewające poparcie amerykańskiej lewicy dla demokratycznie wybranego rosyjskiego tyrana dziennikarz ubolewa, że w ten sposób mogą oddać zwycięstwo Trumpowi, który otwarcie mówi, że go Ukraina nie obchodzi, ale oni ukrywają swoją zdradę Bidena za ładnie wyglądającym „pragnieniem pokoju”.

Utopijne cele połączone z głęboką ignorancją charakteryzują wszelkie myślenie stadne, te lewicowe są romantyczne i połączone z mesjanistycznym ideałem budowy wspaniałej przyszłości na gruzach złego świata. Efekt łatwy do przewidzenia – skłonność do akceptowania innych destrukcyjnych ruchów.

Innymi słowy lewica jest humanistyczna – morduje w imię szlachetnych celów. Czy to znaczy, że humaniści są z definicji lewicowi? Jack Omer-Jackaman sprawia wrażenie jakby do tego właśnie chciał nas przekonać. Aspiracje do monopolu na humanizm mają również chrześcijanie i muzułmanie.

Próba spisania naszych wartości i przypisania im pewnej hierarchii może pokazać, że stoimy przed wyborem: albo partyjna tożsamość albo humanizm. Mogę nazwać moje wartości lewicowymi, ale jeśli wartości są dla  mnie ważniejsze niż przynależność do lewicowego plemienia to okazuje się, że jestem zwolennikiem kapitalizmu i przeciwnikiem socjalizmu, że wolność jednostki jest dla mnie ważniejsza niż urządzanie innym życia, że likwidacja głodu wymaga wolnego rynku i wykorzystania ludzkiej pomysłowości, że wolny rynek wymaga demokracji i rządów prawa; rządów prawa, które kładą kres wolności jednostki tam, gdzie zaczyna się krzywda drugiego człowieka.

Dlaczego zatem definiujemy niektóre wartości jako „lewicowe”? Odpowiedź jest prosta. To głównie lewica dopominała się o skrócenie dnia pracy, o prawo do związków zawodowych, które umożliwiało negocjacje między pracodawcami i pracownikami, to głównie lewica dopominała się o ubezpieczenia zdrowotne i o powszechną opiekę medyczną, to głównie lewica domagała się powszechnego prawa głosu oraz praw kobiet. Te wszystkie prawa mogły być realizowane dzięki demokracji i dzięki kapitalizmowi umożliwiającemu wzrost dobrobytu.         

Lewica jest kolektywistyczna, humanizm to głównie indywidualizm. Być może lepiej wyjaśni to Ayaan Hirsi Ali, do niedawna słynna ateistka, dziś chrześcijanka, wychowana w rodzinie muzułmańskiej:

„Dziedzictwo Zachodu wypływa ze szczególnego splotu zwyczajów i prawa, które były praktykowane przez wieki, zanim ktokolwiek nazwał je „ideami”. Są to jednak zasady, które dały nam najbardziej tolerancyjne, wolne i kwitnące społeczeństwa w całej historii ludzkości. 

Do tych zasad zaliczają się rządy prawa, tradycja wolności, osobista odpowiedzialność, system rządów przedstawicielskich, tolerancja dla różnic i przywiązanie do pluralizmu. Każda z tych idei mogłaby zostać wygaszona w powijakach, gdyby nie łaska boża i siła ich oddziaływania. 

Być może to dlatego, że urodziłam się w części świata, w której te zasady nie istniały, czuję do nich szczególną miłość – i instynkt [walki w ich obronie], gdy są w niebezpieczeństwie.

W tej chwili tak wiele narodów zachodnich jest poważnie zagrożonych ze strony bliźniaczych sił kulturowego marksizmu i ekspansjonistycznego islamu politycznego, które znam z młodości.”

Czy Ayaan broni lewicowych wartości, czy tylko wartości? Czy koniecznie muszę unosić brwi, kiedy czytam zdanie o „łasce bożej”, które okazuje się niemal zabawnym wtrętem przy dalszej lekturze jej tekstu, w którym analizuje mechanizmy destabilizacji systemów demokratycznych przez piewców tyranii.

Czy klasyfikowanie tej autorki i dziesiątków innych heretyków z muzułmańskiego świata jako konserwatywnej prawicy nie okazuje się w praktyce zdradą „lewicowych” wartości? Tradycyjne feministki nie mają co do tego wątpliwości. Jednak jeśli nie masz przemożnej potrzeby deklarowania się jako „lewicowiec”, jeśli zdajesz sobie sprawę z mechanizmów nieustannej kradzieży autorytetów moralnych i nabierania ludzi na piękne słówka przez tych, którzy chcą nas pozbawić zdobytych już wolności, podstępnie promując swój sojusz z totalitarnym barbarzyństwem, wówczas możesz zauważyć, że partyjna tożsamość jest mordercza dla rozsądku i dla moralności.     

Obecne prohamasowskie protesty mieszkańców Zachodu przypominają nam o nikczemności tłumu, który tak łatwo przekonać o domniemanej szlachetności zbrodniczych czynów. To rewolucyjne podniecenie to tylko pierwszy krok do zniszczenia już zrealizowanych „lewicowych” wartości. Jack Omer-Jackaman wydaje się to dostrzegać i w końcowych akapitach swojego eseju przypomina Che, Mao, Ulrike Meinhof i ostrzega „wschodzącego lewicowca” przed pułapkami  pisząc: „…odtąd nie toleruj żadnych wypowiedzi lewicy na temat konfliktu izraelsko-palestyńskiego, które nie byłyby wiarygodne, gdyby zostały wypowiedziane w pik-upie wiozącym ciało Shani Louk. To najlepsze – a może to wszystko – co możesz dla niej teraz zrobić”.

Niby się zgadzam, a jednak jest w tym wszystkim znacznie więcej, co powoduje zakwestionowanie lewicowości jako wyznania i porządkowania ocen moralnych intersekcjonalnym, partyjnym kryteriom.   


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com