Uniwersytety wchłaniają 13,1 miliarda dolarów z funduszy arabskich

Cornell University w Ithaca, N.Y. Credit: PPPSDavid/Pixanbay.



Mitchell Bard


Mitchell Bard
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


Mimo to, chociaż wielu chce znaleźć bezpośrednie powiązania między takim finansowaniem a toksyczną atmosferą na kampusie, dowody są wątpliwe.

.

Według mojego raportu  Arab Funding of American Universities: Donors, Recipients and Impact, amerykańskie uniwersytety przyjęły prawie 55 miliardów dolarów z funduszy zagranicznych; prawie jedna czwarta pochodziła od darczyńców oraz rządów Kataru, Arabii Saudyjskiej, Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Kuwejtu.

Katar jest zdecydowanie największym źródłem darowizn, przekazując prawie 6 miliardów dolarów. Łączna suma 13,1 miliarda dolarów rozdzielona jest pomiędzy 288 instytucji w każdym stanie oprócz Alaski. Niewiele wiemy o tym, jak wydawane są te pieniądze, ze względu na połączone wysiłki uniwersytetów i Departamentu Edukacji Stanów Zjednoczonych (DoE) pod przewodnictwem prezydenta Joe Bidena, mające na celu ukrycie informacji o darczyńcach i celu ich darowizn.

Mamy dane od 1981 r., ale są one mylące. Chociaż rządy arabskie po raz pierwszy wpłaciły datki na rzecz nieistniejącego już Ricker College w Maine w 1969 r., w ciągu ostatniej dekady rozdysponowano około 70% funduszy. W zeszłym roku przekazano ponad 1 miliard dolarów (około połowa z Kataru).

Wiemy, które uczelnie otrzymują pieniądze, ale rzadko wiemy, na co są one wykorzystywane. Cornell jest największym odbiorcą funduszy arabskich o wartości ponad 2,1 miliarda dolarów. Co najmniej 752 miliony dolarów przeznaczono na Weill Cornell Medical College w Katarze. Kolejne 9 milionów dolarów przeznaczono na bliżej nieokreślone badania. Oznacza to, że przeznaczenie 1,4 miliarda dolarów – czyli ponad połowy pieniędzy otrzymanych ze źródeł arabskich – nie jest znane.

To jest norma. Prawie trzy czwarte (8958) darowizn o wartości prawie 10 miliardów dolarów (76% wszystkich funduszy arabskich) nie ma opisu. Georgetown jest drugim co do wielkości odbiorcą funduszy arabskich (934 mln dolarów), ale cel żadnej z 96 darowizn nie jest znany.

Te skąpe informacje znamy z raportów publikowanych przez Departament Edukacji. Uniwersytety mają obowiązek informować Departament Edukacji o darowiznach o wartości co najmniej 250 000 dolarów, ale robią to tylko czasami, a Departament Edukacji niedbale egzekwuje prawo.

Antyizraelskie protesty na kampusach ponownie wzbudziły zainteresowanie tym, czy na uniwersytety wpływają arabscy darczyńcy, którzy mogą być wrogo nastawieni do Izraela. Tradycyjnie postrzegane jako orędownicy wolności słowa i krytycznego myślenia, uniwersytety narażają swoje wartości, przyjmując fundusze od krajów, gdzie łamie się prawa człowieka a wolność jest ograniczona (nie tylko z Bliskiego Wschodu). Katar przyciąga szczególną uwagę, ponieważ wspiera terroryzm, radykalny islam i jest właścicielem antyizraelskiego medium propagandy, sieci Al Dżaziry.

Chociaż wielu chce znaleźć bezpośrednie powiązania między arabskimi funduszami a toksyczną atmosferą na kampusie, dowody są wątpliwe. Trudno określić, czy fundusze arabskie wpływają na wykładowców, czy też trafiają do wykładowców, których poglądy są już zgodne z poglądami darczyńców. Wiemy, że uniwersytety otrzymujące fundusze arabskie mają wykładowców, którzy są apologetami radykalnego islamu i jadowitymi krytykami Izraela, którzy wspierają antysemicki ruch bojkotu, dywestycji i sankcji (BDS).

Większość tego, co wiemy na temat celu arabskiego finansowania, pochodzi z uniwersytetów przechwalających się otrzymywaniem prezentów, a wiele z nich nie jest zgłaszanych Departamentowi Edukacji. Jednym z przykładów jest Centrum Porozumienia Muzułmańsko-Chrześcijańskiego Alwaleed w Georgetown. Uniwersytet nagłośnił informację o darowiźnie w wysokości 20 milionów dolarów od antysyjonistycznego saudyjskiego księcia Alwaleeda bin Talala na rzecz centrum, które prowadził antyizraelski apologeta radykalnego islamu.

Rep. Frank Wolf (R-Va.) zapytał, czy ośrodek „sporządził jakąkolwiek analizę krytyczną Królestwa Arabii Saudyjskiej, na przykład w dziedzinie praw człowieka, wolności religijnej, wolności słowa, praw kobiet, praw mniejszości, ochrony dla pracowników zagranicznych, należytych procesów i praworządności”. Chciał także wiedzieć, czy centrum „zbadało powiązania Arabii Saudyjskiej z ekstremizmem i terroryzmem” lub przygotowało jakiekolwiek krytyczne opracowanie na temat „kontrowersyjnych podręczników religijnych wydawanych przez rząd Arabii Saudyjskiej, które Departament Stanu, Komisja ds. Wolności Religijnej i grupy pozarządowe podawał jako przykład szerzenia skrajnej nietolerancji”.

To są pytania, które należy dziś zadać odbiorcom arabskiego finansowania.

Z raportu DoE wynika, że jedynymi darowiznami o wyraźnym celu politycznym były te przekazane w celu utworzenia palestyńskiego stanowiska profesora w dziedzinie studiów palestyńskich. Stanowisko powierzono Besharze Doumaniemu, zwolennikowi antysemickiej kampanii BDS, który wykorzystuje swoją salę wykładową do forsowania swoich programów politycznych, na przykład oskarżając Izrael o „czystki etniczne”.

Wiele darowizn, np. darowizna Kataru na rzecz centrum medycznego, ma chwalebne intencje; niemniej naiwnością jest sądzić, że darczyńcy nie mają bardziej egoistycznych interesów. Jak zauważył były angielski dyplomata John Kelly: „Oczekują zysków ze swoich darowizn na rzecz instytucji edukacyjnych i dotacji dla wydawnictw, czy to w formie subtelnej propagandy na rzecz spraw arabskich lub islamskich, czy też preferencyjnego przyjmowania ich obywateli, niezależnie od ich kwalifikacji… lub publikowania tego rodzaju pochlebczych bzdur na temat nich samych i ich krajów, które obecnie zaśmiecają sekcje zachodniej prasy, a nawet szanowaną literaturę periodyczną”.

Dary dla amerykańskich uniwersytetów mają także na celu poprawienie wizerunku państw arabskich i ich władców. Arabia Saudyjska na przykład chciała, aby Amerykanie zapomnieli, że 15 z 19 porywaczy 11 września 2001 r. było obywatelami Arabii Saudyjskiej. Książę koronny Mohammed bin Salman zabiegał o kontakty z prestiżowymi uniwersytetami, aby promować swój wizerunek jako postępowego przywódcy, który modernizuje swój kraj i aby zrównoważyć negatywną uwagę, jaką otrzymał w związku z domniemaną rolą w morderstwie dziennikarza „Washington Post” Dżamala Chaszukdżiego. Grif Peterson z Uniwersytetu Harvarda zauważył, że relacje finansowe z instytucjami takimi jak Massachusetts Institute of Technology i Harvard „pozwalają Mohammedowi bin Salmanowi kreować wizerunek postępowego lidera o zachodnich poglądach” i dają „legitymizację rosnącej bazy władzy, którą tworzy”.

Państwa arabskie mają przede wszystkim motywację do wspierania uniwersytetów w celu poprawy ich wizerunku, szkolenia obywateli i zniechęcania do krytyki islamu, zamiast dyskredytować Izrael lub Żydów, co przyniosłoby efekt przeciwny do zamierzonego i prawdopodobnie spowodowałoby ostry sprzeciw wobec nich.

Nie widziałem żadnych dowodów na to, że arabskie finansowanie uniwersytetów jest powiązane z intifadą na kampusie. Niektórzy członkowie, którzy dołączyli do grup Faculty for Justice in Palestine, pochodzą z uniwersytetów i wydziałów otrzymujących fundusze arabskie. Ale weźmy Columbia University, miejsce jednych z najgorszych protestów; według DoE ten uniwersytet nigdy nie otrzymał ani jednego dolara od Kataru.

Jak pisałem we wcześniejszym artykule, główni wichrzyciele na kampusach nie pochodzą z dziedzin, które są prawdopodobnymi odbiorcami funduszy arabskich. Są wykładowcami nauk społecznych i humanistycznych, mającymi niewielki lub żaden związek ze studiami nad Bliskim Wschodem, ale są zafascynowani intersekcjonalnością, krytyczną teorią rasy i antykolonializmem.

Darczyńcy zazwyczaj mają niewielką kontrolę nad sposobem wydawania ich pieniędzy lub nie mają jej wcale. Uczelnie wiedzą jednak, co mogą, a czego nie mogą powiedzieć, aby nie zniechęcić swoich darczyńców. Zatrudnia się i awansuje personel na tych domyślnych warunkach. W rezultacie arabscy darczyńcy wiedzą, że finansowane przez nich stanowiska zostaną obsadzone naukowcami, którzy podzielają ich światopogląd i są bardziej skłonni do nastawienia antyizraelskiego oraz zaangażowani w nauczanie wybielonej wersji historii islamu i Bliskiego Wschodu. Co więcej, szanse na zatrudnienie kandydata, który jest krytyczny wobec radykalnego islamu lub jest proizraelski, są zerowe. Młodzi profesorowie sympatyzujący z Izraelem często ukrywają swoje poglądy w obawie przed odmową zatrudnienia przez ludzi o odmiennych opiniach na temat Izraela.

Nawet pozornie dobroczynne darowizny wysyłają wiadomość do odbiorców i potencjalnych odbiorców, że pieniądze są dostępne dla tych, którzy nie krytykują reżimów arabskich. Wszystkie uniwersytety są zainteresowane uszczęśliwianiem swoich patronów; dlatego też nawet darowizny na cele nieszkodliwe politycznie, takie jak badania nad zdrowiem, wiążą się z ukrytym quid pro quo.

Finansowanie arabskie budzi obawy o edukację przyszłych decydentów, np. absolwentów elitarnych uniwersytetów i prestiżowych instytutów, oraz o to, jak może to wpłynąć na politykę USA. Departament Edukacji administracji Trumpa wyraził szczególne zaniepokojenie anonimowymi darowiznami z Arabii Saudyjskiej i Kataru i stwierdził, że instytucjom brakuje kontroli nad ryzykiem, „że zagraniczne pieniądze kupują wpływy lub kontrolę nad nauczaniem i badaniami”. Wyrażał także zaniepokojenie inwestycjami mającymi na celu „szerzenie propagandy”.

Departament Edukacji Bidena nie podjął jednak takiego kierunku dochodzenia. Zamiast tego zamazał zagrożenia związane z finansowaniem zagranicznym i utrudnił ocenę wpływu poprzez usuwanie dat, zmianę poprzednich raportów, błędne zgłaszanie informacji i całkowite usunięcie niektórych darowizn.

Raport kończy się trzema zaleceniami zajęcia się obawami z powodu arabskiego finansowania:

  • Ustanowienie jasnych wytycznych dotyczących finansowania zagranicznego, zapewniając ochronę bezpieczeństwa narodowego i wolności akademickiej.
  • Wymaganie od uniwersytetów zgłaszania nazwisk darczyńców i celu całego finansowania zagranicznego, w tym darowizn niezgłoszonych wcześniej, oraz podawania tych informacji do wiadomości publicznej.
  • Zbadanie wpływu funduszy arabskich na nauczanie, programy nauczania, zatrudnianie wykładowców, programy informacyjne, wolność akademicką i bezpieczeństwo narodowe.

Mitchell Geoffrey Bard – Amerykański analityk polityki zagranicznej, redaktor i autor, który specjalizuje się w polityce USA – Bliski Wschód. Jest dyrektorem wykonawczym organizacji non-profit American-Israeli Cooperative Enterprise i dyrektorem Jewish Virtual Library.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com