Ayaan Hirsi Ali (Zrzut z ekranu wideo)
Szepty i krzyki w salonie krzywych luster
Andrzej Koraszewski
„Jeśli zastanawiacie się, dlaczego ja – kolorowa kobieta, Afrykanka, była muzułmanka, była osoba ubiegająca się o azyl i imigrantka – z takim strachem i drżeniem patrzę na wybryki dzisiejszych antyizraelskich i antyamerykańskich demonstrantów, pozwólcie mi to wyjaśnić.”
Tak zaczyna się fascynujący artykuł Ayaan Hirsi Ali na łamach magazynu „The Free Press”. Urodzona w 1969 roku w Somalii Autorka opisuje tragedię swojego kraju, do którego dotarły macki ZSRR. Komunistyczny eksperyment oznaczał ogromny rozlew krwi, masowy głód i tyranię. Normalne rozmowy zastąpiły szepty i nieustanny lęk.
Ośmioletnia Ayaan przenosi się w 1977 roku z rodziną do innego afrykańskiego kraju, uwielbia książki, marzy o wolności. Przed przymusowym małżeństwem ucieka do Holandii, Tam robi studia, zostaje posłanką do parlamentu. Odrzuca dziedzictwo islamu, jest zafascynowana zachodnimi wartościami dającymi człowiekowi wolność. Jej otwarta krytyka islamu ściąga na nią nie tylko groźby śmierci ze strony muzułmańskich fanatyków, ale również wściekłość ze strony holenderskiej lewicy. Ostatecznie musiała porzucić Holandię i przenieść się do USA. Dziś ostrzega przez zagrożeniem, jakie niesie sojusz lewicowej, marksistowskiej lewicy z prawicowym, ekspansjonistycznym islamem.
Jak poważne jest to zagrożenie tym koktajlem infantylnej lewicowości z morderczym religijnym fanatyzmem?
Większość ludzi na Zachodzie odmawiała wiary, że wyłania się jakieś zagrożenie samych podstaw demokratycznego systemu. Nieudane wybory, złe kierownictwo tej czy innej organizacji. Zły pomysł w tej lub innej sprawie. Prawdziwy problem pozostawał niewidoczny.
Autorka wraca do sprawy Georga Floyda i Covidu, to nie był jednak początek.
Czy obserwujemy długoletnią działalność wywrotową, której nici prowadzą do ZSRR? Ayaan Hirsi Ali przywołuje obserwacje byłego agenta KGB Jurija Bezmenowa, który w 1970 roku uciekł z ZSRR i poświęcił się obnażaniu technik działania radzieckiego wywiadu. W wygłoszonym w 1983 roku wykładzie Bezmenow wyjaśniał zasadę subwersji. Autorka cytuje:
Subwersja odnosi się do procesu, w wyniku którego wartości i zasady ustalonego systemu są zaprzeczane lub odwracane w celu sabotowania istniejącego porządku społecznego i jego struktur władzy, autorytetu, tradycji, hierarchii i norm społecznych. Obejmuje systematyczne próby obalenia lub osłabienia rządu lub systemu politycznego, często przeprowadzane przez osoby pracujące w tajemnicy od wewnątrz. Subwersja jest wykorzystywana jako narzędzie do osiągnięcia celów politycznych, ponieważ generalnie wiąże się z mniejszym ryzykiem, kosztami i trudnościami w porównaniu z otwartą wojowniczością. Akt działalności wywrotowej może prowadzić do zniszczenia lub uszkodzenia ustalonego systemu lub rządu. W kontekście subwersji ideologicznej celem jest stopniowa zmiana postrzegania i wartości społeczeństwa, co ostatecznie prowadzi do podważenia istniejących systemów i przekonań.
Ayaan Hirsi Ali pisze, że widziała jak to działa najpierw w Somalii, a potem w innych krajach afrykańskich, w których radzieckie wpływy stopniowo zmieniały kraj w komunistyczną dyktaturę. Początkowo zmienia się tylko polityczny klimat, dopiero po pewnym czasie dochodzi do gwałtownego wstrząsu i otwartego przejścia do totalitarnej dyktatury. Czy obecne bulgotanie to zapowiedź wybuchu wulkanu?
„Kiedy 8 października w całym świecie zachodnim wybuchły protesty na rzecz Hamasu – a nie zaatakowanej przez terrorystów demokracji – widziałam rewolucję. Kiedy patrzę na niedawny spektakl na uniwersytetach Columbii, Yale, UCLA, Harvard czy Stanford, jak studenci zrywają amerykańskie flagi i wieszają flagi palestyńskie; jak skandują po arabsku hasło ‘od rzeki do morza Palestyna będzie wolna’ – trudno nie przewidywać skutków tego długiego procesu. To samo słyszę, gdy tydzień po tygodniu na ulicach Londynu, Amsterdamu, Brukseli i Hamburga rozbrzmiewają okrzyki wzywające do ‘intifady’ lub otwarte żądania wprowadzenia kalifatu albo prawa szariatu w sercu Europy.”
Były agent KGB opisał to jako zaplanowany proces z czterema etapami: demoralizacja, destabilizacja, kryzys i wreszcie normalizacja nowego porządku. Bezmienow pisał, że proces demoralizacji wymaga cierpliwości i czasu, może trwać przez dziesięciolecia, do czasu wychowania nowego pokolenia. Uwaga skierowana jest na edukację, kulturę, media i religię. Trzeba zdyskredytować stare autorytety. Zaczyna się autodestrukcja, nie reforma, a całkowite odrzucenie własnej kultury.
Autorka wskazuje na dzisiejsze ataki na Jeffersona, na Kolumba, na stosowanie półprawd i wierutnych kłamstw, żeby wywołać wrażenie, że cała przeszłość to koncentrat zła. Mesjańskie (utopijne) dążenie do absolutu, do absolutnej sprawiedliwości i czystej szlachetności. Dążenie do tak szlachetnych celów wymaga ofiar, zniszczenia i śmierci. Trzeba wychować socjalistycznego człowieka, człowieka wierzącego w Słuszną Sprawę. Potem można przejść do drugiego etapu, przenikania do instytucji wspierających struktury społeczne. Są już kadry, które mają inną wizję praworządności, inną wizję praw człowieka, inną wizję działalności politycznej. Poszanowanie prawa przestaje być czymś ważnym, przeciwnie, lekceważenie prawa zaczyna być cnotą. Wymiar sprawiedliwości zaczyna być narzędziem w rękach polityków, sędziowie stają się urzędnikami państwowymi służącymi partii.
Przejęte przez skutecznie zdemoralizowanych media głównego nurtu usłużnie produkują zdeformowany obraz świata.
„W 2019 roku w Ameryce policja zastrzeliła 14 nieuzbrojonych czarnych mężczyzn – większość najwyraźniej w samoobronie. A jednak większość Amerykanów, którzy określili siebie jako „bardzo liberalni”, w ankietach oszacowała tę liczbę na 1000 lub więcej. Co piąty respondent był przekonany, że 10 000 lub więcej. Czy zamieszki w BLM były zatem jakąś niespodzianką?”
Oczywiście nie jest to tylko problem lewicy. Ten proces rezygnacji z uczciwości wpływa na całą scenę polityczną. Niszczy zaufanie wszystkich do wszystkich, skłania do radykalizacji i przejmowania metod przeciwnika. Demonizacja wroga staje się powszechną normą, a w walce wszystkie chwyty są dozwolone.
Obok mediów szczególnym celem ataku są uniwersytety, instytucje kształcące elity, wolność akademicka doskonale służy do promowania tego, co na kolejnym etapie pozwoli na ograniczanie wolności akademickiej. To na uniwersytetach zaczyna zmieniać się język opisu rzeczywistości, a rewolucja przychodzi, kiedy kadry są zdominowane przez ludzi oddanych nowym ideom. Ayaan Hirsi Ali dostrzega to w ruchu DEI, w absurdalnym dekolonizowaniu nauki, w podważaniu tradycyjnej rodziny, które doprowadziło do tego, że dziś lwia część najmłodszego pokolenia w USA wychowuje się w rozbitych rodzinach, a państwo coraz częściej i głębiej ingeruje w życie osobiste obywateli i oczekuje poddania się „ekspertom”.
Stopniowo zmienia się rozumienie moralności i stosunek do przemocy.
„Kiedy młodzi ludzie mówią, że ‘opór jest uzasadniony’, wielu – jeśli nie większość – z nich wierzy, że po prostu stają w obronie uciskanych. Jednak głębsze implikacje tego stwierdzenia dotyczą usprawiedliwiania tego, co moralnie naganne. Jak inaczej wytłumaczyć, że na naszych najbardziej prestiżowych kampusach uniwersyteckich można spotkać studentów gloryfikujących terrorystów Hamasu i otwarcie wychwalających Koreę Północną?”
Nowa ideologia przenika z uniwersytetów do szkół i przedszkoli. Do organizacji społecznych i instytucji państwowych.
„Doszliśmy do punktu, w którym trudno jest komukolwiek wyrazić sprzeciw ze strachu przed ściągnięciem na siebie gniewu zwolenników – świadomych lub nie tej działalności wywrotowej. Ludzie idą dalej, ze spuszczonymi głowami, starając się nie zwracać na siebie uwagi.”
To wszystko brzmi jak jakaś teoria spiskowa. Związku Radzieckiego dawno już nie ma. Jego upadek miał oznaczać koniec historii.
Inni autorzy upatrują prapoczątki tego przewrotu w paryskim maju 1968. Amerykański historyk, mediewista, Richard Landes pisze o ruchach milenijnych, przypomina początki chrześcijaństwa i islamu, historię komunizmu i nazizmu, kiedy mesjańskie ruchy porywały umysły i prowadziły do powszechnego fanatyzmu. Wielu przypomina rewolucję kulturalną w Chinach.
Poszukiwanie zewnętrznych aktorów prowadzących działalność wywrotową, mającą na celu destabilizację, jedni uważają za paranoję, inni przekonują, że byłoby dziwne, gdyby nikt w tym garnku nie mieszał. Marksizm nie narodził się w Rosji, ale jego polityczny sukces związany jest z historią ZSRR i Chin. Historia radzieckiej infiltracji zachodnich elit politycznych i kulturalnych jest dobrze udokumentowana. Zachodni marksizm XX wieku miał swoje stalinowskie i trockistowskie odmiany, (kiedy znalazłem się na szwedzkim uniwersytecie w początkach lat 70. ubiegłego wieku, wydział socjologiczny był kierowany przez dziekana maoistę, a tak żarliwej pochwały chińskiego komunizmu nigdy wcześniej nie spotkałem. Szokiem była informacja, że podczas gdy partia komunistyczny zdobywała w szwedzkich wyborach nieco ponad pięć procent głosów, miała poparcie 20 procent aktywnych dziennikarzy.)
Zdawało się, że upadek Związku Radzieckiego i rewolucyjne przejście do gospodarki kapitalistycznej w Chinach ostatecznie kończy nieudany eksperyment z budowaniem komunizmu. Skończyła się tamta zimna wojna, nie skończyła się walka o rząd dusz. Ludzie przekonani o zewnętrznym wspieraniu działalności wywrotowej przedstawiają dowody w postaci wielomiliardowych inwestycji krajów muzułmańskich w amerykańskie uniwersytety, pokazują działalność chińskich Instytutów Konfucjusza, trwające rosyjskie wpływy w zachodnich partiach komunistycznych.
Trudno o wątpliwości, że konkurentom Zachodu zależy na destabilizacji społeczeństw demokratycznych. Są dowody na to, że wspierają najbardziej absurdalne idee i ruchy, szukając sojuszników w społeczeństwach wroga. Prawdopodobnie jednak błędem byłoby upatrywanie głównej przyczyny w czynnikach zewnętrznych.
Rewolucja informatyczna zwiększyła poczucie chaosu, chiński sukces gospodarzy obudził imperialne ambicje chińskich komunistów, Rosja i Turcja marzą o odzyskaniu dawnej świetności. Mieszkańcy Zachodu, jak się wydaje, utracili wiarę w sens obrony swoich wartości i przestali cenić swoją wolność.
Ayaan Hirsi Ali widzi to ze szczególną ostrością, na takie głosy nie zważa jednak ani lewa, ani prawa strona sceny politycznej. Na utopijne i samobójcze działania lewicy wyborcy coraz częściej reagują zwrotem w kierunku radykalnej prawicy. Powrót do nudnego pragmatyzmu i rządów prawa wydaje się chwilowo niemożliwy. Słowo „chwilowo” może być nadmiernym optymizmem, a końcowy apel Ayaan Hirsi Ali, abyśmy zjednoczyli się w walce o przywrócenie tego, co utraciliśmy, jest o tyle ważny, że tworzenie oaz sprzeciwu przeciw szaleństwu pozwala przetrwać i przechować pamięć o wolnościach, o których odbudowę w zmienionym świecie będą musiały walczyć kolejne pokolenia. Jedno wydaje mi się pewne, stosunek do islamskiego terroryzmu i kryjącej się za nim ideologii zmierzającej do podboju świata jest zdumiewającym papierkiem lakmusowym pozwalającym odróżnić tych, dla których wolność jest nadal wartością. Radykalny islam mówi głośno to, co mówią ciszej inni śniący o wielkości, nie ukrywa się również z obcinaniem głów niewiernym, nawet jeśli wcześniej deklarowali miłość do obcinających głowy.
Andrzej Koraszewski – Publicysta i pisarz ekonomiczno- połeczny. Ur. 26 marca 1940 w Szymbarku, były dziennikarz BBC, wiceszef polskiej sekcji BBC, i publicysta paryskiej „Kultury”. Więcej w Wikipedii.
Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com