Wymiana ognia Izrael-Hezbollah nie ustaje. Czy Netanjahu zdecyduje się na inwazję w Libanie?

Izraelski strażak leży na ziemi podczas ataku rakietowego Hezbollahu. 19.06.2024. (Fot. REUTERS/Ayal Margolin)


Wymiana ognia Izrael-Hezbollah nie ustaje. Czy Netanjahu zdecyduje się na inwazję w Libanie?

Robert Stefanicki


Od ostatniej wojny z Izraelem w 2006 r. Hezbollah znacząco zmodernizował swoje uzbrojenie i powiększył jego stan. Konfrontacja na pełną skalę mogłaby być katastrofalna nie tylko dla Libanu, ale też dla Izraela.
W czwartek Hezbollah wystrzelił ponad 200 rakiet i dronów w kierunku północnego Izraela. Była to reakcja na śmierć dowódcy Mohammeda Nimaha Nassera, zabitego w izraelskim nalocie. Według Izraela Nasser był odpowiedzialny za wystrzeliwanie rakiet z południowo-zachodniego Libanu. 

Na reakcję Izraela nie trzeba było długo czekać: wojsko oświadczyło, że w odpowiedzi na atak uderzono w struktury wojskowe Hezbollahu i inne cele w południowym Libanie. 

Wymiana ognia na linii Izrael-Hezbollah nie ustaje

Do wymiany ognia przez północną granicę Izraela dochodzi niemal codziennie od czasu wybuchu wojny w Strefie Gazy, sprowokowanej atakiem Hamasu na Izrael 7 października. Hezbollah twierdzi, że atakuje Izrael od północy w ramach solidarności z narodem palestyńskim, wiążąc w ten sposób część sił izraelskich, które przez to nie mogą uczestniczyć w operacji przeciwko Hamasowi. Ataki sprawiają też, że wojna staje się dla Izraela coraz bardziej kosztowna. 

W wyniku działań wojennych przesiedlono dziesiątki tysięcy mieszkańców rejonów przygranicznych w północnym Izraelu i południowym Libanie. Jak dotąd zgłoszono śmierć ponad 400 osób w Libanie i 25 w Izraelu – po obu stronach są to głównie żołnierze.

Dyplomaci amerykańscy i europejscy kursują między Izraelem a Libanem, usiłując przekonać Hezbollah do wycofania się na odległość 7–10 km od granicy. Przywódcy grupy odpowiadają, że przestaną strzelać dopiero po zawieszeniu broni w Strefie Gazy.

Izraelowi kończy się cierpliwość. Minister obrony Joaw Gallant powiedział w środę, że wojsko będzie wkrótce gotowe podjąć odpowiednie działania w Libanie lub “osiągnąć porozumienie z pozycji siły”. Premier Benjamin Netanjahu zasugerował możliwość ograniczenia operacji w Gazie, żeby przerzucić część sił na północ, co odczytano jako groźbę inwazji na Liban.  

– Ktokolwiek nas skrzywdzi, będzie krwawił — powiedział Netanjahu podczas czwartkowej wizyty w kwaterze operacyjnej sił powietrznych, odnosząc się do Hezbollahu. 

Wiele rakiet Hezbollahu może dotrzeć do Tel Awiwu

Jak mogłaby wyglądać wojna w Libanie? Opisał to w tym tygodniu tygodnik “Economist”. 

Zanim wojska izraelskie przekroczą granicę, do akcji ruszy lotnictwo, aby zniszczyć jak najwięcej wyrzutni rakiet i amunicji Hezbollahu. Ofiary wśród ludności cywilnej są nieuniknione – wiele wyrzutni znajduje się w wioskach. Doprowadzi to do dalszej eskalacji, ponieważ Hezbollah zasypie Izrael rakietami, zanim ten zdąży je zniszczyć. W odpowiedzi Izrael najprawdopodobniej uderzyłby w siedziby Hezbollahu w miastach i infrastrukturę cywilną Libanu. 

Hezbollah ma obecnie ponad 120 tys. rakiet i pocisków. Wiele z nich przy precyzyjnym kierowaniu mogłoby dotrzeć do Tel Awiwu i dalej. W ostatnim czasie ugrupowanie przeniosło swoją najcenniejszą broń z południa w regiony górzyste, co sprawia, że jest trudniejszym celem. Poprawiła się także obrona przeciwlotnicza Hezbollahu, co może ograniczyć swobodę manewru izraelskich sił powietrznych. Od października grupa zestrzeliła siedem dużych izraelskich dronów.  

Raport opracowany przez ponad stu ekspertów na zlecenie Uniwersytetu Reichmana ostrzega, że Hezbollah może wystrzelić od 2,5 do 3 tys. rakiet dziennie, czyli 25 razy więcej niż podczas ostatniej wojny w 2006 r. i to przez trzy tygodnie z rzędu. Byłby to największy ciągły ostrzał rakietowy w historii Izraela. Nawet gdyby amerykańskie okręty na morzu zniszczyły większe rakiety, izraelskie systemy obronne zostałyby przytłoczone, co powodowałoby ciężkie straty. Niektóre szacunki sugerują dziesiątki tysięcy ofiar śmiertelnych. 

Inwazja lądowa byłaby poważnym przedsięwzięciem. W 2006 roku, kiedy obie strony stoczyły 34-dniową wojnę, oddziały Hezbollahu użyły broni przeciwpancernej, aby osłabić izraelskie ataki pancerne, co zaskoczyło armię Izraela. Wówczas izraelskie siły powietrzne atakowały około 100 celów dziennie. Teraz twierdzą, że mogą trafić ponad 3 tys. Od jesieni Hezbollah został osłabiony, stracił prawie 400 bojowników i znaczną część infrastruktury wojskowej na południu. 

Hezbollah ma lepsze uzbrojenie, Izraelowi brakuje żołnierzy

Inni eksperci w Izraelu radzą wstrzymać konie. – Hezbollah jest znacznie lepiej przygotowany na izraelską inwazję lądową na Liban, niż Ukraina była przygotowana na rosyjską w lutym 2022 roku — mówi oficer cytowany w “The Economist”. Wojsko izraelskie będzie posuwać się naprzód, ale wolniej i przy znacznie wyższych kosztach niż podczas ostatniej wojny.  

– Hezbollah prawdopodobnie „zaabsorbuje szok”, po czym uderzy na flanki i tył Izraela, stosując taktykę partyzancką, wykorzystując m.in. rozległą sieć tuneli zbudowanych z pomocą Korei Północnej — uważa Khalil Helou, emerytowany libański generał. 

Teraz Hezbollah ma na wyposażeniu irańskie drony kamikaze, które są groźniejsze dla czołgów niż broń przeciwpancerna. Dzięki nim potrafi prowadzić precyzyjniejszy ostrzał. Używa małych dronów zwiadowczych do identyfikowania celów, w które uderza następnie dronami kamikaze i rakietami. 

– Jedynym powodem, dla którego nie mamy ogromnej liczby ofiar na północy, jest to, że nasze siły pozostają poza zasięgiem wzroku – mówi oficer izraelski. Jego zdaniem w przypadku ofensywy lądowej sytuacja by się zmieniła.

Nie wiadomo też, skąd Izrael miałby wziąć wystarczającą liczbę żołnierzy. W 1982 r., aby dokonać inwazji na Liban, potrzebował siedmiu dywizji. W mniejszej wojnie w 2006 r. użyto czterech dywizji. Teraz ogromna większość sił jest zaangażowana w Strefie Gazy. Przecieki z armii mówią, że brakuje rezerwistów, spada morale żołnierzy, bo rząd nie przedstawia wizji końca wojny innej niż mityczne “całkowite zniszczenie” Hamasu. Dlatego generałowie apelują o kilkumiesięczną przerwę w operacjach zbrojnych, aby armia mogła się zregenerować. 

Jeśli Izrael zostanie zmuszony do wojny z Hezbollahem, celem Izraela będzie „zniszczenie państwa Libanu aż do jego podstaw”. Gaza w porównaniu z nim wyglądałaby jak „raj” – pisze Icchak Gerszon, który kierował jednostkami w armii Izraela. 

Inwazja Izraela na Liban mało prawdopodobna, ale nie niemożliwa

Tylko że życie w Libanie od dawna jest trudne. Tamtejsze społeczeństwo nauczyło się radzić sobie w warunkach ciągłego kryzysu. Dla Izraelczyków ataki Hezbollahu na kluczową infrastrukturę cywilną byłby znacznie większym szokiem. Shaul Goldstein, szef rządowego przedsiębiorstwa energetycznego Noga, przestrzegł, że ataki Hezbollahu na sieć energetyczną mogą mieć poważne konsekwencje. – Konkluzja jest taka, że po 72 godzinach nie będzie się dało mieszkać w Izraelu – stwierdził.

Wszystko to sprawia, że inwazja na Liban jest mało prawdopodobna, ale nie niemożliwa, jeśli popatrzeć na sytuację przez pryzmat celów politycznych Netanjahu. Nacisk z kraju i z zagranicy może w końcu wymusić na nim zawieszenie broni w Gazie (aktualnie toczą się w tej sprawie negocjacje). Zrzeszone w koalicji rządowej skrajnie prawicowe partie grożą, że wówczas wyjdą z rządu. Netanjahu może im zaoferować w zamian wojnę w Libanie. Również dlatego, że pokój oznacza prawdopodobny koniec jego kariery politycznej. 

Jak długo trwałaby kolejna wojna libańska, jakie koszty by pociągnęła i czym by się zakończyła, trudno dziś zgadnąć. Istotną niewiadomą jest skala poparcia, jaką stronom udzieliłyby ich patroni: Iran i Syria Hezbollahowi, a USA Izraelowi. 


Red. Ludmiła Anannikova


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com