Z sojusznikami takimi jak ci…

Sekretarz Stanu USA, Antony Blinken, na konferencji prasowej w Tel Awiwie, 19 sierpnia 2024 r. Zdjęcie: Chuck Kennedy/U.S. State Department.


Z sojusznikami takimi jak ci…


Ruthie Blum
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


Sekretarz Stanu USA, Antony Blinken, właśnie przebywał w Egipcie, gdy przyszła wiadomość o błyskotliwym ataku na terrorystów z Hezbollahu za pośrednictwem ich pagerów. Ponieważ Izrael nie przyznał się i nadal nie przyznaje do odpowiedzialności za ten zuchwały manewr, czołowy dyplomata Ameryki nie był w stanie wskazać winnego.

Mimo to on i wszyscy inni na świecie doskonale wiedzieli, który kraj jest w stanie przeprowadzić tak elegancką operację – operację, która jednocześnie unieszkodliwiła tysiące wspieranych przez Iran seryjnych morderców w całym Libanie, powodując minimalne straty uboczne.

Zamiast wyrazić podziw i respekt dla geniuszu tego ruchu, zachowywał się tak, jakby przyłapano go na czymś wstydliwym. Jego niepokój i zażenowanie były namacalne podczas konferencji prasowej w Kairze; tak bardzo, że zaczął od twierdzenia, że „Stany Zjednoczone nie wiedziały o tych incydentach ani nie były w nie zaangażowane. Nadal zbieramy informacje i fakty”.

Dodał, że ani informacje, ani fakty nie wpłyną na stanowisko jego administracji w sprawie inicjatywy izraelskiej.

„Mówiąc ogólnie, mówiliśmy bardzo jasno i nadal mówimy bardzo jasno, o znaczeniu tego, by wszystkie strony unikały jakichkolwiek kroków, które mogłyby jeszcze bardziej zaostrzyć konflikt, jaki próbujemy rozwiązać w Gazie, i rozprzestrzenić go na inne fronty – stwierdził. – Jest jasne, że nie leży w interesie żadnej ze stron, by tak się stało. I dlatego, powtórzę, konieczne jest, aby wszystkie strony powstrzymały się od jakichkolwiek działań, które mogłyby zaostrzyć konflikt”.

Wszystkie strony!

To właśnie takie manewry werbalne stosują Blinken i jego szefowie w Waszyngtonie, by stworzyć niemoralne zrównanie Izraela z ludobójczymi islamskimi wrogami, którzy dążyli do jego unicestwienia Izraela na długo przed masakrą 7 października.

Powtarzane zapewnienia administracji w Waszyngtonie, że Izrael „ma prawo do samoobrony”, również nie zdają egzaminu; prawo do samoobrony nie jest jakimś przywilejem przyznanym przez dobroczyńcę — jest czymś oczywistym. W przypadku zespołu Bidena jest to nieszczera formułka zarezerwowana dla plemienia, którego Blinken przypadkiem sam jest członkiem.

Rzeczywiście, każde pojedyncze działanie Izraela związane z zagrożeniami w obrębie i wokół jego granic jest i było defensywne, nawet gdy było odwetowe lub wyprzedzające. To drugie jest nie do przyjęcia dla obecnych lokatorów Białego Domu i Departamentu Stanu, którzy wydają się rozumieć, że pierwsze oznacza ograniczenie się do przechwytywania rakiet w powietrzu i szaleńczych biegów do schronów przeciwbombowych.

Eksplozja pagerów we wtorek i krótkofalówek w środę to tylko najnowsze przykłady wyjścia poza tę czysto defensywną strategię. Zamiast po cichu pochwalić najbliższego sojusznika USA na Bliskim Wschodzie za jego niesamowitą zdolność do nieszablonowego myślenia i działania, Blinken i inni urzędnicy administracji postanowili otwarcie wyrazić swoje niezadowolenie.

Równocześnie sekretarz stanu nie omieszkał pochwalić innych regionalnych partnerów; i to bardzo wątpliwych.

„Egipt nadal jest niezastąpionym partnerem w dążeniu do zawieszenia broni w Strefie Gazy — takiego, które sprowadzi zakładników do domu, złagodzi cierpienie mieszkańców Strefy Gazy i stworzy podwaliny pod trwały pokój” — powiedział, ukrywając fakt, że całe cierpienie w enklawie terrorystycznej jest od 2007 r. powodowane rządami Hamasu. Tej organizacji, która przejęła wszystkie ciężarówki z pomocą humanitarną wypełnione towarami dla ludności cywilnej Strefy. Jej terroryści kradną żywność i inne zapasy dla siebie i sprzedają je „niewalczącym” mieszkańcom Strefy Gazy po wygórowanych cenach.

To nie jest kwestia, która wydaje się niepokoić międzynarodowy chór oskarżający Izrael o wykorzystywanie głodu mieszkańców Gazy jako broni wojennej. Blinken nigdy nie posunął się tak daleko i nadal powstrzymuje się od poruszania tej kwestii, gdy wzywa „obie strony” do zachowania powściągliwości – do pogodzenia się z morderczymi atakami  i ustanowienia państwa palestyńskiego dla „trwałego pokoju”.

Proszę zauważyć, że Blinken nie wspomina o tym, że Egipt od lat umożliwia przemyt broni i materiałów budowlanych przez tunele łączące Korytarz Filadelfijski z Gazą. Nic dziwnego, że Kair sprzeciwiał się wejściu Sił Obronnych Izraela do Rafah; jego przywódca nie chciał, aby mężczyźni i kobiety w mundurach IDF odkryli rozmiary i zasięg działań pod tą granicą. I pozostał nieugięty podczas „negocjacji” w sprawie zawieszenia broni, uwolnienia zakładników, żądając by Izrael nie miał żadnej kontroli nad tym obszarem.  

Mimo to Blinken powiedział reporterom, że podziękował prezydentowi [Abdelowi Fattahowi el-Sisiemu] i ministrowi spraw zagranicznych [Badrowi Abdelatty] oraz innym współpracownikom za zaangażowanie Egiptu w tę pracę, dodając: „I rozmawialiśmy o tym, jak ważne jest doprowadzenie tej umowy do końca — do czego będziemy nadal dążyć, wraz z naszymi katarskimi odpowiednikami”.

Tak jakby Katar, który zapewnia bezpieczną przystań szefom Hamasu, był uczciwym pośrednikiem, a nie siłą zła.

„Wszyscy wiemy, że zawieszenie broni jest najlepszą szansą na rozwiązanie kryzysu humanitarnego w Strefie Gazy, na zajęcie się zagrożeniem stabilności regionalnej — zagrożeniem, które, jak wiem, jest odczuwalne w Egipcie; w szczególności ciągłe ataki Huti na handel światowy na Morzu Czerwonym, wspomagane i podżegane przez Iran, zmniejszają ruch w Kanale Sueskim. A to kosztowało Egipt, jak się szacuje, 5 miliardów dolarów utraconych dochodów”.

Miło, że tak martwi się o finanse Egiptu. Zdumiewające, że jego jedyna wzmianka o Teheranie jest w kontekście Huti, podczas gdy Republika Islamska stoi za Hamasem i Hezbollahem.

„Poczyniliśmy ogromne postępy w ciągu ostatniego miesiąca, półtora miesiąca – powiedział. – Myślę, że w umowie jest osiemnaście paragrafów; piętnaście z nich jest uzgodnionych, ale pozostałe kwestie muszą zostać rozwiązane”. Innymi słowy, te nie do pokonania.

„Najważniejszą rzeczą w tej chwili jest zobaczenie woli politycznej, aby w końcu zawrzeć tę umowę” – twierdził Blinken, wyraźnie kierując te słowa do Izraela. Spójrzmy prawdzie w oczy: „wola polityczna” nie jest tym, co przychodzi na myśl, gdy rozważa się motywy masowego mordercy Jahji Sinwara i jego gwałcicieli-katów.

„I o tym właśnie rozmawialiśmy – wyjaśnił Blinken. – Omówiliśmy również szczegółowo, jakie ustalenia byłyby konieczne, gdyby w końcu osiągnięto porozumienie, w odniesieniu do tak zwanego ‘dnia po’ – co będzie w Gazie w kwestii zarządzania, bezpieczeństwa, odbudowy. I tutaj również Egipt jest i będzie kluczowym partnerem, i myślę, że dzisiaj odbyliśmy również bardzo pożyteczną rozmowę na ten temat”.

Dzięki Bogu, że rząd premiera Izraela Benjamina Netanjahu nie dał Blinkenowi ostrzeżenia o planach zdetonowania urządzeń komunikacyjnych Hezbollahu. Wszystko, co Jerozolima otrzymałaby w zamian, to wielkie, tłuste „nie”.


Ruthie Blum – wieloletnia publicystka „Jerusalem Post”, obecnie na emeryturze.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com