Gwałt jest oporem, a pagery to ludobójstwo
Daniel Greenfield
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska
Arabski satyryczny photoshop o ostatnich chwilach Nasrallaha. (Twitter)
Ledwo wybuchły szyfrowane urządzenia komunikacyjne rozdane członkom islamskiej grupy dżihadystów, a już eksperci ds. praw człowieka i ONZ zaczęli potępiać największy atak na grupę terrorystyczną jako naruszenie prawa międzynarodowego. Te same organizacje i aktywiści nie mieli nic do powiedzenia na temat ataków rakietowych Hezbollahu na izraelskie miasta i wsie, które zamieniły dziesiątki tysięcy Żydów w uchodźców we własnym kraju.
Izrael (lub jakikolwiek kraj niemuzułmański) nie ma żadnego legalnego sposobu wyeliminowania islamskiego terrorysty. Żadna ilość ostrzeżeń, telefonów, zrzucanych ulotek i bomb ostrzegawczych, które stukają w dachy nie wystarczają. Nawet operacje ratowania zakładników zostały potępione za zabicie terrorystów, którzy w języku ministerstwa zdrowia Hamasu zamienili się w niewinne dzieci.
Nie ma też czegoś takiego jak nielegalny muzułmański sposób zabijania Żydów. 7 października to udowodnił. Prawie rok później grupy islamskie świętują orgię rzezi, porwań i gwałtów. Demokratyczni Socjaliści Ameryki, którzy szczycą się 5 sprzymierzonymi członkami Kongresu, w tym kongresmenką Rashidą Tlaib, zaczęli agitować na rzecz „zbrojnego oporu” i Hamasu.
Więcej Demokratów potępiło w mediach społecznościowych karykaturę Detroit News, która sugerowała, że poparcie kongresmenki Tlaib dla terroryzmu mogło sprawić, że patrzy podejrzliwie na swój pager, niż dwa ostatnie muzułmańskie spiski terrorystyczne mające na celu masakrę Żydów w synagogach w Las Vegas i Nowym Jorku. Demokratyczny establishment polityczny najwyraźniej nie potrafi potępić grup islamskich atakujących synagogi i maszerujących ulicami, chwaląc gwałty i morderstwa Żydów.
Liberalny establishment akceptuje terrorystyczną sprawę islamską, ale odrzuca sprawę izraelską.
Dlatego jeśli chodzi o terroryzm islamski, kładzie nacisk na przyczynę, a nie na taktykę, ale jeśli chodzi o Izrael, kładzie nacisk na taktykę, a nie na przyczynę. Każda izraelska taktyka jest nielegalna, ponieważ przyczyna, czyli państwo żydowskie, jest nielegalna, ale żadna islamska taktyka nie jest nigdy naprawdę nielegalna, ponieważ jej przyczyna, zastąpienie Izraela państwem islamskim, jest uzasadniona.
Bez względu na to, jak często arabscy muzułmanie okupujący części Gazy i Zachodniego Brzegu przysięgają wierność terrorowi, mówi się nam, że ich sprawa jest sprawiedliwa i nieunikniona. A zabójstwa, porwania i gwałty nie są rzeczywistym odzwierciedleniem ich moralnej prawości.
Za każdym razem zaś, kiedy Izrael eliminuje terrorystę, media łączą to z żydowską „okupacją” tych części Izraela, których terroryści żądają dla siebie. Ponieważ istnienie Izraela jest złe, każda taktyka, której używa, aby walczyć z terrorystami próbującymi przejąć jego ziemię, jest naruszeniem praw człowieka.
Marksistowskie zgraje na ulicach są przynajmniej szczere co do swojej orientacji ideologicznej. Definiują wszystkich Żydów mieszkających w Izraelu jako „osadników”, którzy są dozwolonym celem ludobójstwa. Nie ma znaczenia, czy Izrael wyeliminuje terrorystów atakami dronów, wybuchającymi pagerami czy piosenkami Barneya odtwarzanymi w pętli, poza tym, że jest to przydatne w materiałach propagandowych wzywających do zniszczenia Izraela.
Liberalny antyizraelski establishment w Waszyngtonie, grupy praw człowieka i media grały w cyniczną grę, skupiając się na taktyce Izraela, jakby naprawdę obchodziło ich, w jaki sposób Izrael wyeliminuje terrorystów i jakby istniały jakieś środki do wyeliminowywania terrorystów, które zyskałyby ich aprobatę. Pokolenie izraelskiego wojska, które przeskakiwało przez wszystkie możliwe trudności, przyniosło tylko bardziej wściekłe i bardziej świętoszkowate potępienia za każdym razem, gdy kolejny terrorysta gryzie ziemię.
Izrael stracił wielu żołnierzy i cywilów po swojej stronie w nadziei na osiągnięcie jakiejś fantomowej „czystości walki”, wymagającej rozległego procesu zatwierdzania ataków, który sparaliżował jego reakcję powietrzną 7 października. Później było raz lepiej, raz gorzej. Atak pagerami był genialnie obliczony, a mimo to sparaliżowany obsesyjną potrzebą wyeliminowania konkretnych celów, zamiast wyrządzenia jak największych szkód terrorystom z Hezbollahu.
Skrupulatne wysiłki monitorowania terrorystów, by zminimalizować straty uboczne i skupić się na konkretnych celach, nie zmieniły nieuniknionych potępień, które spadły na Izrael.
Prawdziwą lekcją ataków pagerami było to, że nowatorski izraelski atak na islamskich terrorystów został przyjęty z aplauzem przez właściwych ludzi i potępiony przez niewłaściwych. Izraelska Hasbara to zasadniczo błędna próba wyjaśnienia potrzeby wojny, w której załamywanie rąk sygnalizuje słabość i poczucie winy. Ludzie wiwatują na cześć Izraela za osiągnięcia, wygranie wojny w sześć dni, uratowanie zakładników z Afryki, zakończenie islamskiego programu nuklearnego 4 lipca i zdetonowanie urządzeń komunikacyjnych grupy terrorystycznej odpowiedzialnej za zabijanie Amerykanów.
Nikt, poza okazjonalnym ekspertem wojskowym, który zwiedza pole bitwy, nie jest pod wrażeniem powściągliwości Izraela. A powściągliwość nie przyniesie ani jednego ustępstwa ze strony tego samego establishmentu, który nie potrafi zmusić się do potępienia tłumów machających flagami Hamasu i atakujących żydowskich studentów.
Izrael był zakładnikiem, próbując pozyskać tych, których nie da się pozyskać. Znaczna część liberalnego establishmentu albo zradykalizowała się i jest permanentnie przeciwko Izraelowi, albo stała się wspólnikiem tych, którzy to robią. Jedyną narracją, którą zaakceptuje, są te same żądania, aby Izrael został rozmontowany kawałek po kawałku i rozdysponowany między islamskich terrorystów w zamian za pokój.
To, że pokój nigdy nie nadszedł, że negocjacje są bezwartościowe i że jedynym produktem ustępstw dwóch pokoleń jest niekończąca się wojna, nie zmieni ani jednego umysłu. Podobnie jak implikacja ujawnienia, że Hamas planował zamordowanie izraelskich zakładników przed przekazaniem ich w zamian za żywych islamskich terrorystów, prawie nie była omawiana w mediach.
Po dziewięciu miesiącach domagania się porozumienia z Hamasem za wszelką cenę administracja Bidena z opóźnieniem zdecydowała, że grupa terrorystyczna nie jest poważna w kwestii porozumienia, ale ta wiadomość nie zmieniła ustalonego punktu widzenia Kamali o pilnej potrzebie zakończenia wojny i zawarcia porozumienia. Nie zmieni to również jej polityki, jeśli znajdzie się w sytuacji, w której przestanie mówić i zacznie ustalać zasady.
Izrael jest podzielony potrzebą zrównoważenia wygrywania wojen z zyskiwaniem przychylności opinii publicznej, ale opinia publiczna establishmentu nigdy nie była do wygrania, a jeśli jest do wygrania, można ją wygrać tylko wygrywając wojny. Decydenci polityczni administracji Bidena nigdy tego nie przyznają, ale byli o wiele bardziej pod wrażeniem ataków pagerami niż dziewięcioma miesiącami negocjacji. To samo dotyczy w sposób bardziej oczywisty arabskich krajów muzułmańskich, które gardzą Hezbollahem i boją się Iranu.
Nikt nie wiwatuje na cześć słabości, szanują tylko siłę.
Izrael nigdy nie zazna nawet niechętnej akceptacji ze strony tych, którzy wierzą, że gwałt jest oporem, a pagery ludobójstwem. Dostosowanie taktyk wojennych do ich oskarżeń doprowadziło do pętli defetyzmu, która osiągnęła punkt kulminacyjny w śmiercionośnej infiltracji, inwazji i masakrach 7 października. Ale może być najlepszym graczem na arenie światowej, pokazując swoją siłę, a nie słabość.
Jeden Pagergedon był wart setki dokumentów i wystaw z Nova o nieszczęśliwych ofiarach, które zostały zaatakowane na muzycznym festiwalu, dla morale, bezpieczeństwa narodowego i reputacji narodu zbudowanego na odrzuceniu bezradności i roli ofiary długiego wygnania.
7 października wywołał mroczną radość ruchu, który wierzy, że może zasmakować zniszczenia Izraela. Protesty o niewinności i byciu ofiarą tylko podsycają jego triumfalizm. To, czego się obawia, to nie dokument o okrucieństwach 7 października, ale zniszczenie armii dżihadystów.
Kwestią nigdy nie była taktyka Izraela, ale istnienie Izraela. Jedynym sposobem na wygraną… jest wygrana.
Daniel Greenfield – amerykański publicysta.
Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com