Zrzut z ekranu wideo: https://scontent.fbma5-1.fna.fbcdn.net/v/t39.30808-6/470224848_8962485630457022_7373743009935647224_n.jpg?_nc_cat=106&ccb=1-7&_nc_sid=127cfc&_nc_ohc=hjkPE219rcAQ7kNvgEMgMCA&_nc_zt=23&_nc_ht=scontent.fbma5-1.fna&_nc_gid=ACQQDaTd-ksENq-qRJTj9xa&oh=00_AYD3xzyZWoNUJhONrWH-sKurGqXL_v7ikoAvfW8fgvDPGg&oe=6761DDEB
Oportuniści z organizacji bez sumienia
Andrzej Koraszewski
Peter Benenson uważał, że zwykli ludzie mogą domagać się od tyranów uwolnienia więźniów sumienia, mogą wywierać presję na swoich polityków, żeby potępiali wykorzystywanie systemu sprawiedliwości dla celów politycznych, mogą naciskać na media, żeby zaczęły zauważać los ludzi skazanych za słowa.
Przyszły sekretarz Organizacji Narodów Zjednoczonych w Jednej Sprawie miał wtedy zaledwie dwanaście lat, artykuły Benensona poruszyły wielu zwykłych ludzi i pojawiła się idea założenia Amnesty International. Zwykli ludzie zasypywali więzienia pocztówkami adresowanymi do skazanych za słowa, pisali listy do prezydentów, premierów i ministrów demokratycznych i tyrańskich krajów, zbierali szczegółowe informacje i molestowali dziennikarzy lokalnej prasy, że warto o gnijących za słowa skazańcach napisać. Oczywiście nikt nie dawał żadnych dotacji na tę działalność, wszystkie koszty ludzie pokrywali z własnej kieszeni, nie było żadnych biur, ani dostojników z zawrotnymi wynagrodzeniami.
Powoli ta działalność zaczęła być dostrzegana, zyskując szacunek i przyciągając również ludzi chcących się pokazać w świetle coraz mocniejszych reflektorów. Podczas gdy początkowo redakcje opędzały się od działaczy Amnesty International, po kilku latach to dziennikarze zaczęli brylować w lokalnych i krajowych zarządach. Niebawem więźniowie sumienia przestali być ważni, a priorytetem stały się SPRAWY. Amnesty Interniational zaczęła dostawać milionowe dotacje (jak łatwo się domyśleć zawsze z jakimiś jawnymi lub domyślnymi oczekiwaniami), powoli organizacja założona przez wspaniałych ludzi przechodziła w ręce łajdaków używających pierwotnej marki i idei Petera Benensona jako listka figowego.
Być może jeden pozornie drobny incydent ilustruje lepiej tę przemianę niż wszystko inne. Zaledwie miesiąc po strasznych wydarzeniach 7 października 2023 roku, we Włoszech pracownicy Amnesty International zostali przyłapani na zdzieraniu zdjęć porwanych do Gazy żydowskich dzieci i wrzucaniu ich do kosza na śmieci. Mamy tylko krótki zapis wideo, na którym mężczyzna pokazuje zdarte plakaty. Nie musisz znać włoskiego, żeby rozumieć bezmiar kontrastu między ideą Benensona, a dzisiejszą praktyką Amnesty International i mentalnością ludzi, którzy w niej pracują. Trudno o większy kontrast między wezwaniem do empatii dla skazanych za słowa i nienawistną pogardą dla dzieci porwanych za to, że urodziły się Żydami. Benenson nigdy nie został członkiem Amnesty International, czy obawiał się, że autorytet moralny zbudowanej na jego idei organizacji może zostać wykorzystany w najbardziej perwersyjny sposób? Prawdopodobnie. Kradzież autorytetów moralnych jest znana od zarania dziejów.
Między podróżą Benensona londyńskim metrem w 1961 roku a wyczynem włoskich działaczy Amnesty International w 2023 roku zdarzyło się bardzo wiele. Czy początkiem tego wrogiego przejęcia wspaniałej organizacji była decyzja o rozszerzeniu działalności Amnesty Interniational o kampanię przeciw karze śmierci? Tak niewinny i mogłoby się zdawać szlachetny krok. Tyle tylko, że naruszało to statutowe założenie, że Amnesty nigdy nie zajmuje się więźniami skazanymi za kryminalne przestępstwa, terror i przemoc.
Dziś, nawet ludzie nie zwracający uwagi na największe zboczenie tej organizacji, jakim jest notoryczny antysemityzm, mogą zauważyć, że ta organizacja mało przypomina Amnesty International z lat 60. ubiegłego wieku. Pozbawienie Aleksieja Nawalnego w lutym 2021 roku statusu więźnia sumienia wywołało tak wiele protestów, że kierownictwo AI szybko postanowiło się z tego wycofać.
Kwestia kontaktów i wręcz współpracy z terrorystami wypływała wielokrotnie, aż wreszcie, członkini kierownictwa AI, Gita Sahgal w 2010 roku ujawniła prasie powiązania AI z Moazzamem Beggiem, dyrektorem grupy kampanijnej Cage (wcześniej Cageprisoners), która reprezentuje mężczyzn przetrzymywanych w Guantanamo w warunkach pozasądowych. Określiła go mianem „najsłynniejszego brytyjskiego zwolennika talibów”.
Kierownictwo Amnesty zawiesiło ją, a następnie zwolniło, uzasadniając to ordynarnym kłamstwem, że nie podniosła tej sprawy w normalnym trybie służbowym. Sprawa Begga była zaledwie czubkiem góry lodowej, a jednak szybko dało się ją wyciszyć. Kradzież marki autorytetu moralnego jest intratna, pozwala każdą krytykę obrócić w atak złych ludzi na z definicji świętych i szlachetnych.
Raporty AI są często krytykowane za ich oparcie na anonimowych świadkach i słabych dowodach, za tendencyjność, płytkość i kardynalne błędy prawnicze. W 2022 roku Amnesty przyznała, że straciła jedną trzecią wpływów z dotacji po raporcie o rzekomych ukraińskich zbrodniach wojennych.
Amnesty International twierdzi, że nie przyjmuje żadnych funduszy na badania nad prawami człowieka od rządów ani od partii politycznych. W rzeczywistości brytyjski rząd był trzecim co do wielkości darczyńcą Amnesty International w 2009 r. z hojną darowizną w wysokości 800 000 funtów. W 2011 r. Amnesty International otrzymała 842 000 funtów od brytyjskiego Departamentu Rozwoju Międzynarodowego. Jak podawał „Global Times” otrzymała również obfite darowizny od Komisji Europejskiej, Holandii i Stanów Zjednoczonych. W 2016 r. darowizna od Fundacji Open Society George’a Sorosa pomogła zwiększyć przychody Amnesty International Ireland o 8 procent. Ponieważ irlandzkie prawo dotyczące finansowania kampanii zabrania zagranicznych darowizn na rzecz grup zaangażowanych w wybory lub referenda organizowane w kraju, Komisja ds. Standardów w Urzędach Publicznych zażądała od Amnesty International zwrotu pieniędzy, czego ta ostatnia odmówiła.
Prawdę mówiąc organizacje obrony praw człowieka obracające dziesiątkami milionów dolarów nie są specjalne oddane idei przejrzystości, zaś instytucje, które powinny tego od nich oczekiwać, nie wydają się być specjalnie dociekliwe.
Przez moment głośna była sprawa darowizny dla innej przejętej organizacji obrony praw człowieka – Human Rights Watch, która otrzymała solidną dotację od saudyjskiego magnata, Mohameda Bin Issy Al Jabera. Główny (ówczesny) dyrektor HRW nie tylko zaakceptował warunek nie wspierania grup LGBT w regionie (czytaj nie informowania o prześladowaniach homoseksualistów z krajów arabskich), ale wiedział o ciemnych interesach tego miliardera. Umowa zawarta była w 2012 roku, ale sprawa wypłynęła dopiero w 2020 roku, kiedy okazało się, że saudyjski magnat wykorzystuje półniewolniczą siłę roboczą, że Ken Roth o tym wiedział, a nawet rozmawiał z darczyńcą o problemie, ale nadal przyjmował dotacje od szlachetnego Saudyjczyka. Kiedy sprawa stała się głośna, HRW pospiesznie zwróciła pieniądze, udając, że nic się nie stało.
Zarówno HRW, jak i Amnesty International oskarżane są o zdradę pierwotnych założeń tych organizacji, jak i o notoryczny antysemityzm. (Założyciel HRW, nieżyjący już Robert Bernstein, odciął się od tej organizacji, uznając, że w rękach Kena Rotha stała się przeciwieństwem organizacji, którą zakładał.)
Czy problem systemowego antysemityzmu takich organizacji jak HRW, AI czy ONZ jest istotny i czy te oskarżenia są uzasadnione? Wielu argumentuje, że te oskarżenia są próbą wyciszenia wszelkiej krytyki Izraela. Sami oskarżeni stanowczo odrzucają te zarzuty. Potwierdzają je jednak statystyki oraz język i treść raportów, oświadczeń i rezolucji. Niewielu pamięta, że istniała kiedyś Komisja Praw Człowieka ONZ i że została zlikwidowana w związku z chronicznym antysemityzmem, w nadziei że nowa Rada Praw Człowieka będzie mniej antysemicka (co okazało się absolutnie niemożliwe, ponieważ demokratyczna organizacja narodów systematycznie łamiących prawa człowieka potrzebuje kozła ofiarnego jak powietrza, żeby móc udawać kontynuację organizacji założonej po drugiej wojnie światowej).
Antysemickie tendencje Amnesty International były widoczne już wcześniej, ale upadek Związku Radzieckiego zmienił pole bitwy o prawa człowieka. Wydarzeniem, które ujawniło oblicze nowego wspaniałego świata, była konferencja ONZ przeciw rasizmowi zorganizowana w Durbanie w 2001 roku.
Amnesty International grała pierwsze skrzypce na tym sabacie czarownic, podpowiadając najwłaściwszy sposób walki z rasizmem. Jak czytaliśmy w oświadczeniu, ówczesnej przewodniczącej AI, Irene Khan, „Nadal pozostają poważne różnice zdań w kwestii zwalczania dziedzictwa niewolnictwa i kolonializmu oraz kwestii dyskryminacji Palestyńczyków przez Izrael.” Ukryta sugestia, że przezwyciężenie tych różnic wymaga całej koncentracji uwagi na kwestii żydowskiej, nie umknęła uwadze tego gremium.
Orgii antysemityzmu w wykonaniu organizatorów tej konferencji towarzyszyły okrzyki zewnętrznych sympatyków, że „Hitler miał rację”.
Czy możemy zrozumieć ten wybuch antysemityzmu właśnie w tym momencie historycznym? Jesteśmy skazani na domysły i spekulacje. Zniknął Związek Radziecki, opiekun „krajów niezaangażowanych” (lub jak kto woli rozwijających się), Chiny flirtowały z kapitalizmem lewica poszukiwała nowej ojczyzny proletariatu, najlepszą propozycją wydawała się mityczna Palestyna, która pozwalała łączyć dobrze zakorzenione uprzedzenia z frustracjami wolnych ale niezdolnych do posługiwania się wolnością oraz sytych i znudzonych demokracją. Efektem był kolejny sojusz oddanych utopiom skrajności.
W 1939 roku widzieliśmy defiladę Armii Czerwonej i Wehrmachtu w Brześciu. Niebawem Stalin miał wydać rozkaz rozstrzelania oficerów wywiadu ostrzegających, że Hitler przygotowuje się do wojny ze Związkiem Radzieckim. W 1979 roku widzieliśmy wspólne harce irańskich komunistów z islamistami, z których ci pierwsi nie domyślali się, że natychmiast po obaleniu szacha zaczną się aresztowania, a potem masowe mordowanie komunistów.
W Durbanie rozpoczął się nowy etap wspólnej walki z amerykańskim imperializmem. Amnesty, HRW, ONZ byli teraz awangardą awangardy. Parady zachodniej lewicy ze skrajnie prawicową patriarchalną awangardą islamu walczącą o światowy kalifa odbywają się teraz w Londynie, Waszyngtonie, Paryżu innych stolicach zachodniego świata. Opowieści Amnesty International o izraelskim ludobójstwie, apartheidzie, o osadniczym kolonializmie i innych żydowskich grzechach są ważną częścią intersekcjonalnej walki o dusze umysłowego proletariatu. Nie, nie mają nic wspólnego z ideą Petera Benensona zrodzoną w londyńskim metrze, ani z tymi, którzy ją wtedy podchwycili.
P. S. Publikujemy dziś artykuł o porwaniu przez władze w Algierii francuskojęzycznego pisarza Boualema Sansala. Głównym powodem była najprawdopodobniej jego wizyta w Izraelu i kontakty z izraelskimi pisarzami. Jak 6 grudnia informował francuski dziennik „Le Figaro”, Amnesty International odmówiła zajęcia się tą sprawą ze względu na brak dowodów, że jest zatrzymany. Autor artykułu pisze:
Czy łatwiej było uzyskać informacje w Gazie, w środku wojny między Izraelem a Hamasem (którego Amnesty International nie chce określić jako ruchu terrorystycznego) niż w Algierii? Organizacja pozarządowa w rzeczywistości odmówiła oficjalnego potępienia zatrzymania francusko-algierskiego pisarza Boualema Sansala przez algierski wymiar sprawiedliwości ze względu na brak wystarczających informacji, jak Amnesty International podaje na X (Twitter) za pośrednictwem konta swojego francuskiego oddziału. Jednakże ta sama organizacja pozarządowa opublikowała właśnie raport potwierdzający istnienie „ludobójstwa w Gazie.”
Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com