Tanecznym krokiem powraca przeszłość

Warszawa 1968 – protesty studentów po zdjęciu ”Dziadów” (Zrzut z ekranu wideo)


Tanecznym krokiem powraca przeszłość


Andrzej Koraszewski


Antysemityzm, przecież to już takie niemodne – powiedziała w marcu 1968 roku szykowna koleżanka ze studiów socjologicznych, nie ukrywając swojego zdumienia i oburzenia. Trudno zaprzeczyć, że dyktat mody intelektualnej jest bardziej bezwzględny niż tej, którą lansuje „Vogue”. Wiemy jak rozchodzą się idee, znamy mechanizm grupowego konformizmu, a jednak trudno wyjść ze zdumienia, kiedy ideologicznie wrogie środowiska lewicy i prawicy, nie przestając na siebie warczeć, w pewnych sprawach mówią jednym głosem. Podobnie kochają pieski i kotki, podobnie współczują chorym dzieciom, podobnie kochają Palestyńczyków, podobnie również chłoną każde kłamstwo o Izraelu.

Członkowie Ku Klux Klanu powtarzają brednie o żydowskich zbrodniach  za „Guardianem”, Candence Owens  zgadza się z Franceską Albanese. Na naszym nadwiślańskim podwórku, w tych sprawach nie widać większych różnic między ludźmi ze stajni Zandberga i mędrcami z Konfederacji. I niech ci nie przyjdzie do głowy, że jakaś Oko-Press, „Wyborcza” czy „Polityka” są gdzieś po środku. Nic z tych rzeczy. Pełna zgoda narodowa.

W anglosaskim świecie bodaj najmocniejszym nieżydowskim głosem obnażającym tę zgodę ponad podziałami wydaje się być Douglas Murray. Oczywiście jego siła przebicia jest stokrotnie (jeśli nie tysiąckrotnie), słabsza od tych, którzy wplatają kłamstwa o Żydach w kaszkę manną dla ubogich duchem. Piers Morgan ściąga miliony widzów, amerykański podkaster i komik Joe Rogan należy do światowej czołówki w swojej klasie i też może się pochwalić milionami odbiorców. Kiedy zapraszają, pojawia się nadzieja, że może coś dotrze do tych, którzy piją wodę z zatrutych źródeł.

Joe Rogan włożył mnóstwo pracy, żeby osiągnąć przyzwoite wyniki w sportach walki, na kolejnym etapie był niezłym dziennikarzem sportowym, był zabawny w towarzystwie, więc dał się namówić na występy na estradzie. Sukces w roli komika pchnął go o krok dalej, jego The Joe Rogan Experience, to ryż mydło i powidło, dużo sportu i innych spraw, które ludzie lubią. Przygotowanie do rozmów o sporcie było solidne, przygotowanie do rozmów o świecie, jak tak wiele innych celebrowanych osobowości medialnych, oparł na opowieściach zasłyszanych.

Może jestem niesprawiedliwy, ale mam wrażenie, że jeśli idzie o politykę to Rogan, podobnie jak Piers Morgan, rozeznanie ma raczej ubogie, ale lubi organizować walki w błocie zawodników z różnych parafii.

Wchodząc w taki cyrk nie oczekuj sokratesowego dialogu, (chociaż kilka razy widziałem Nataszę Hausdorff, umiejącą wpędzić w zakłopotanie katarynkę). Odwieczny dylemat, wycofać się i mówić do przekonanych, czy jednak próbować dotrzeć do ludzi mających mocne przekonania oparte na znikomej wiedzy i autorytetach spod ciemnej gwiazdy.

W kilku miejscach widziałem sprawozdania z udziału Douglasa Murraya w podkaście Rogana. Pisząc o tym Brendan O’Neill używa słowa „edglordism”, w odniesieniu do polityki to opis chorągiewki na wietrze, pogoni za tym co najmodniejsze, za tym, co dziś w dobrym tonie na salonie i na jarmarku. Murray zarzucał Roganowi, że daje platformę podżegającym do nienawiści piewcom teorii spiskowych. Trudno powiedzieć dlaczego przypomniało mi to opisywaną przez Miłosza rozmowę gospodarza z gościem, który zdumiony zapytał, dlaczego kaczki taplają się w brudnym stawie, kiedy kawałek dalej płynie czysta rzeczka. „Ba, gdyby one o tym wiedziały” – odpowiedział gospodarz, a Miłosz przytoczył tę anegdotkę nie dla sursum corda.      

Brendan O’Neill pisze w tym kontekście o izraelofobii. Nie jestem pewien, czy słusznie, czy jest to właściwe słowo na tę modną nienawiść łączącą ponad podziałami. Fobia to tylko lęk, a tu pandemia wścieklizny.

Kiedy oglądasz rytuał nienawiści amerykańskich studentów, masz wrażenie, że to nowa inscenizacja Dziadów. Ich nienawiść jest nabożna, rytualna, ludyczna. „Weźmy się za ręce i zróbmy krok do przodu, jeszcze jeden krok i jeszcze jeden.” To warto obejrzeć, posłuchać głosów ciemności.


Dom gubernatora Pensylwanii Josha Shapiro  został obrzucony koktajlami Mołotowa i podpalony przez chorego psychicznie. Chory cierpi na miłość do Palestyńczyków i nienawiść do Żydów. To poważna choroba psychiczna, a jej symptomy mogą przybierać różne formy. Łączy je niezdolność zauważenia ideologii „Palestyńczyków”, a zarazem głębokie jej poparcie.

Douglas Murray próbuje opowiedzieć światu, z kim prowadzą wojnę Izraelczycy, kto ją rozpoczął, jaki ma cel, jakimi metodami ten wróg walczy. Murray, podobnie jak wielu innych, jest skazany na niepowodzenie. Próbuje przeciwstawić fakty chorym na miłość do „Palestyńczyków” i nienawiść do Żydów. Brytyjski badacz David Collier przedstawia studium przypadku. W USA Palestyńczyk, który już 17 lat jest studentem, ma być deportowany. Student zajmował się organizowaniem studentów do boju o „Palestynę od rzeki do morza” więc żadnych studiów nie ukończył, był wszelako widoczny, udzielał wywiadów, organizował grupy, pisał w mediach społecznościowych. Swoje przekonania podpierał swoim życiorysem, który słuchacze ochoczo akceptowali, nie zadając pytań. Szybki przegląd dostępnych wywiadów i wpisów w mediach społecznościowych (tych po arabsku i tych po angielsku), pokazuje nie tylko, że ten życiorys to kłamstwo na kłamstwie, ale również, że student jest z rodziny terrorystów, gloryfikuje terroryzm i zachęca do terroryzmu. Jak pisze Collier, gdyby był Rosjaninem popierającym Putina lub Chińczykiem popierającym chiński komunizm, amerykańskie władze zainteresowałyby się nim wcześniej, a jego aresztowanie nie wzbudziłoby szaleńczego oburzenia całej sfory polityków i dziennikarzy. To jednak jest ten rodzaj Palestyńczyka, który budzi gorące uczucia i zdumienie, że można zadawać niestosowne pytania. Czy to tylko użyteczni idioci, jak sugeruje David Collier, czy jednak zarażeni modą na paranoję? Czy ta nienawiść jest rzeczywiście bezmyślna, czy chorobliwa i dotyka wielu ludzi skądinąd inteligentnych i dobrze wykształconych? Powrót mody zakorzenionej w rodzinnej kulturze, w religii takiej lub innej, czasem całkiem świeckiej i zgoła ateistycznej, w języku i sztuce.

Zauważanie powiązań islamonazizmu z niemieckim nazizmem jedni uważają za obraźliwe, inni za niemądre, a jeszcze inni zgoła za teorię spiskową.

Informacje o powtarzanych tydzień w tydzień wezwaniach do ludobójstwa narodu żydowskiego są nietaktowne i pachną paskudnie podżeganiem do wojny z dobrymi ludźmi.    

Redaktor działu Świat i naczelny magazynu „Książki” Łukasz Grzymisławski tak przekonuje do lektury „Wyborczej”:

„Których wodzów starożytnych podziwia Beniamin Netanjahu, nie wiadomo, ale próbował przekonać Trumpa do ataku na irańskie instalacje nuklearne. Trump na razie storpedował te plany, bo gromadzi argumenty za przyznaniem mu Pokojowej Nagrody Nobla: w sobotę w Rzymie na kolejnej rundzie negocjacji mają się spotkać zaufany Trumpa Steve Witkoff i szef irańskiej dyplomacji.”

Język jasny, aluzje zrozumiałe, przekaz zgodny z obowiązującą modą. Czy jest możliwe, że ten redaktor nie zna ani Karty Hamasu, ani konstytucji Iranu, ani historii żydowskiego państwa? Zarabia na życie informowaniem nas o świecie w gazecie, która traktuje Hamas jako  wiarogodne źródło informacji o faktach, a władze izraelskie jako notorycznych kłamców. Nie, to nie są tylko pożyteczni idioci, za tym fenomenem kryje się znacznie więcej.

Brendan O’Neil pisze o „izraelofobach”:

„Nigdy nie sprawdzają swojego wywodu w konfrontacji z rzeczywistością. Nie muszą: ich gorączkowe, pozbawione faktów twierdzenia są codziennie powielane przez media i establishment kulturalny, który nienawidzi Izraela tak samo jak oni. Izraelofobia to wielki samonapędzający się krąg wzajemnych odruchów w erze Internetu.”

Dlaczego? Jakim cudem? Jak to działa? Powracamy do historii, żeby zrozumieć jak moda na mordy działała wcześniej. Jeszcze przed zorganizowaną przez Hamas orgią mordów żydowskich sąsiadów ukazała się moja książka Idź i wróć człowiekiem, sięgnąłem po nią, żeby sprawdzić, czy można ją czytać w zmienionym świecie, w którym ludobójcza ideologia i próba realizacji jej ostatecznego celu wywołała tsunami nienawiści do tych, których zaatakowano, i heroiczne wysiłki, aby ocalić przed zniszczeniem ludobójczą organizację oraz jej cześć i honor.

Wściekły antysemityzm muzułmański podniósł tym barbarzyńskim czynem stary europejski antysemityzm do entej potęgi. Przeglądając tę książką zatrzymałem się przy poniższym fragmencie.      

Tuż przed wywołaną przez Putina wojną z „ukraińskim faszyzmem” na polskim rynku księgarskim ukazała się książka Anny Bikont Cena. W poszukiwaniu żydowskich dzieci po wojnie. Lektura tej książki, kiedy tuż obok toczy się wojna, jest szczególnie trudna.

W rozdziale pierwszym na stronie 20 Anna Bikont pisze:

„Do pierwszego napadu na dom [żydowskich sierot] w Rabce doszło 12 sierpnia 1945 roku, nazajutrz po pogromie w Krakowie. Granat rozerwał podłogę w pokoju lekarskim i poderwał kozetkę, na której leżała chora dziewczynka. Dziecko trafiło do szpitala, szczęśliwym zrządzeniem losu tylko z lekkimi obrażeniami. Tydzień później, 19 sierpnia, napastnicy przeprowadzili poważniejszy atak. Strzelali i wrzucili granaty do wszystkich trzech willi, w których zakwaterowano dzieci. Osiem dni później, w nocy 27 sierpnia, przyszli po raz trzeci.

Karolina Panz, historyczka z Centrum Badań nad Zagładą Żydów, zrekonstruowała przebieg natarcia i opisała sprawców. Byli to uczniowie i nauczyciele Prywatnego Gimnazjum Sanatoryjnego Męskiego doktora Jana Wieczorkowskiego w Zakopanem, członkowie komórki Ruchu Oporu Armii Krajowej. Do „akcji”: przeciwko kilkudziesięciorgu dzieciom ocalałym z Zagłady przygotowali dwa ręczne karabiny maszynowe, jeden granatnik, pancerfaust, piętnaście karabinów, dwa karabiny dziesięciostrzałowe, pięć pistoletów maszynowych, tak zwanych pepesz, cztery pistolety, i skrzynię amunicji. Uczniowie należeli do drużyny harcerskiej. Ich katechetą, a zarazem organizatorem napaści na dzieci, był ksiądz Józef Hojhoł, duchowny cieszący się w Rabce poważaniem.

Jak działały umysły lekarza, księdza i innych dorosłych, uczniów szkoły średniej, którzy bezpośrednio po hitlerowskiej zagładzie, uznali mordowanie ocalałych żydowskich dzieci za wiodący cel, dla którego warto narażać własne życie. Czy tamte wydarzenia wyjaśniają dzisiejszą atrakcję skrajnego barbarzyństwa? Czy jakoś tłumaczą, dlaczego kochający pieski i kotki ludzie tak strasznie cierpią, kiedy Żydzi bronią swojego życia? Ich cierpienie wydaje się autentyczne, ich potrzeba oskarżania, tych, którzy są celem ludobójczych ataków, o ludobójstwo, jest ewidentnie silniejsza od nich. 

W 1968 roku modę na antysemityzm wskrzesiła w kręgach partyjnych inscenizacja „Dziadów” w teatrze, a raczej reakcje studentów na sztukę powiązane z importowanym z Moskwy antysyjonizmem. Zadawniony antagonizm polsko rosyjski pozwolił wtedy ten antysyjonizm odrzucić, dokładnie ten sam antysyjonizm opakowany w zachodnią postępowość pozwala lewicy być dobrymi Europejczykami, a prawicy wiernymi narodowej tradycji. Mówią i czują dokładnie to samo, kierując się wzniosłymi uczuciami dziwnie podobnymi do tych, które czuli napastnicy na sierociniec w Rabce.     

Pierwszą reakcją dyktatorów intelektualnej mody na Oświecenie był romantyzm, z jego odrazą do nauki, pochwałą wzniosłych uczuć, narcyzmem i pogardą, potem widzieliśmy rewolucyjny romantyzm z jego okrytą peleryną empatii gloryfikacją barbarzyństwa, potem przyszedł komunizm i faszyzm. Poszukiwanie utraconej ciemności. Racjonalizm okazał się ułudą, pozostała żmudna, jednostkowa, niemal beznadziejna obrona przed barbarią i artystami tworzącymi coraz to nowe wersje absurdalnego Frankensteina, który będzie miał zawsze więcej fanów niż doktor Bernard Rieux.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com