Po co ci to, czyli co to dziś znaczy być polskim Żydem

Po co ci to, czyli co to dziś znaczy być polskim Żydem

Piotr Pacewicz [14 listopada 2015]


Rabin Łodzi Symcha Keller, wychowanek lumpenproletariackich Bałut, na zaczepki odpowiada slangiem, co z reguły wystarcza. Rabin Łodzi Symcha Keller, wychowanek lumpenproletariackich Bałut, na zaczepki odpowiada slangiem, co z reguły wystarcza. “Czasem trzeba wypić kielicha” (Fot. Tomasz Stańczak)

Mówi się, że mamy w Polsce antysemityzm bez Żydów. Ale czy mielibyśmy Żydów bez antysemityzmu? Czy nie jest okrutnym paradoksem, że polski antysemita współtworzył polskiego Żyda?

Wychowany na warszawskich Nalewkach bawiłem się na gruzach getta, oczywiście w wojnę. Nikt nie chciał zostać Niemcem, wszyscy byliśmy powstańcami, my z Wackiem W. zawsze w jednym oddziale. Oczywiście powstańcy byli Polakami. Nalewki, przed wojną jedna z największych żydowskich ulic w Warszawie, czyli na świecie, niemal ograniczają się dziś do tamtego bloku w kształcie podkowy.

Nie wiedziałem, gdzie mieszkam. Czyje to gruzy.

Pamiętam zdumienie, gdy Wacek W. wyjeżdżał z Polski. Był rok 1965. Wstydził się, a może bał powiedzieć, kim jest. Klasa szeptała, że Żyd.

Książka “My, Żydzi z Polski” – 24 wywiady Ireny Wiszniewskiej (Czarna Owca, 2014) – to spojrzenie z drugiej strony na życie na gruzach żydowskiego świata. Poza Anną Kempińską urodzoną w getcie zakliczyńskim w 1942 r. pozostali należą do drugiego i trzeciego pokolenia. Są dziećmi i wnukami dzieci Holokaustu.

Co to dziś znaczy być polskim Żydem? Jaka jest przyszłość polskiego żydostwa? – pyta Wiszniewska.

Polaku, opuść wzrok

Ta książka boli.

Została ich przecież garstka. Prawie wszyscy z 3,5 mln zginęli od gazu, głodu, kuli, sznura, a z ocalałych może 350 tys. polskich Żydów większość uciekła, bo – jak mówi pisarz Irek Grin (rocznik 1969) – “bycie Żydem jest tutaj karygodne, Żyd jest kary godny z zasady”.

Polski antysemityzm boli.

Dyrektorka szkoły uwzięła się na Anię Kempińską i domagała się metryki, a tych w getcie nie wydawali. Aż interweniował wujek, naczelnik milicji, dotarł do samego Cyrankiewicza, komunistycznego premiera i byłego więźnia Auschwitz. Pod szkołę zajechały czarne wołgi, wszyscy zamarli z trwogi… Jak w hollywoodzkim filmie klasy B wszedł mężczyzna w czarnym garniturze, wziął Anię za rękę i zapytał dyrektorkę: “Nad takim maluszkiem się pani znęca? To pierwsze i ostatnie upomnienie”.

Zofii Krajewskiej-Jankiewicz (1953), współprzewodniczącej stowarzyszenia Drugie Pokolenie, utkwiła w pamięci scena z liceum. “Polonistka, świetna zresztą, opowiada zaraz po Marcu o bananowej młodzieży, powtarza kalki propagandy. I nagle słyszę: Panna Krajewska, spuść wzrok. Czyli miałam się wstydzić za Żydów”.

Było i jest dużo przemocy.

Symcha Keller (1963, rabin Łodzi): “Trzeba mieć żyłkę do sportów ekstremalnych. Kto w kipie wychodzi na ulice Łodzi, może zostać popchnięty, zwymyślany, opluty. Kto nie czuje się na siłach, niech wyjedzie”. Sam Keller, wychowanek lumpenproletariackich Bałut, na zaczepki odpowiada slangiem, co z reguły wystarcza. “Czasem trzeba wypić kielicha”.

Jana Geberta (1979), syna Konstantego (znanego jako Dawid Warszawski), regularnie bili w szkole. Podchodził większy chłopak: “Ty, Żydu, ustąp miejsca”. Bronił się jak wściekły, pewnego dnia przyniósł do szkoły nóż, na szczęście go nie użył. A był to czas jego buntu przeciw żydostwu i przeciw ojcu, ostentacyjnie jadał w domu szynkę.

Paweł Passini (1977), reżyser teatralny, wracał z próby z kompozytorką, gdy dopadli ich żule. “Ją zdzielili pięścią w twarz, a mnie wciągnęli do bramy i zaczęli rozbierać, by sprawdzić, czy jestem obrzezany. Polski antysemityzm nie jest wymierzony w Żyda z pejsami ani w wycieczki z Izraela, tylko w tych skurwysynów, którzy udają, że są Polakami”.

Było i jest dużo bezwstydnego chamstwa.

Kempińska: “I ten pan, znana postać w Sączu, podchmielony, mówi: Pani Aniu, pytanie: czy to prawda, że Żydówki mają w poprzek?. A wszyscy w ryk”.

Bożena Keff (1948), poetka, feministka, naukowczyni: “Bycie Żydem w Polsce często uszkadza psychicznie, bo katolicki i nacjonalistyczny idiom polskiej kultury jest silnie antysemicki (…). W Polsce w ogóle trudno należeć do mniejszości, obojętne jakiej, bo naszą chorobą jest brak szacunku dla innych”.

Ale nie myślcie, że “My” to jakaś księga skarg i zażaleń. Wręcz odwrotnie, oni i one są przygotowani na taki los. Oburzają się raczej mało. (Nigdy nie zapomnę, jak w 2006 r. lat zadzwoniłem po komentarz do naczelnego rabina Polski Michaela Schudricha, którego na ulicy zaatakował “narodowiec”. Krzyknął do słuchawki: “Jaki antysemityzm?! Zwykły chuligan! Bym go złapał, gdyby mi nie prysnął gazem”).
Wywiady Wiszniewskiej czytałem w Krakowie, pięknym, zadowolonym z siebie mieście, w którym kościoły i knajpy są pełne. Patrzyłem w twarze przechodniom i zamiast cieszyć się końcem lata, próbowałem zgadnąć: Ile razy zgrzeszyłeś antysemickim gestem, czynem, zaniechaniem? Czy aby nie “przechowujesz na dnie serca pogardy czy po prostu mitu antyżydowskiego, które, jak niewygasłą iskrę, rozniecić nie tak znów trudno”? Czy lubisz sobie powiedzieć pod nosem “porządny człowiek, chociaż Żyd”? Tak pisał Tadeusz Mazowiecki w eseju “Antysemityzm ludzi łagodnych i dobrych” (“Więź” nr 5/1960).
 

Gdyby nie było Marca

Mówi się, że mamy w Polsce antysemityzm bez Żydów. Ale czy mielibyśmy Żydów bez antysemityzmu? Czy nie jest okrutnym paradoksem, że polski antysemita współtworzył polskiego Żyda? Gdyby nie Marzec ’68, byłoby w Polsce zapewne kilkakrotnie więcej Polaków żydowskiego pochodzenia, ale ilu z nich pielęgnowałoby swe żydostwo?

Sergiusz Kowalski (1953), socjolog, publicysta: “Ci, którzy przeżyli Holokaust i nie wyjechali po pierwszych falach pogromów, pochodzą z rodzin zasymilowanych o tradycjach lewicowych, często komunistycznych. Ich rodzice albo i dziadkowie dawno wyszli z synagogi, ze sztetlu”. Kowalski przypomina sobie, jak w latach 80. ktoś nazwał Żydem (przyszłego) redaktora “Wyborczej”. “Nie po to mój ojciec walczył całe życie o prawo bycia Polakiem, żebyś mi wmawiał żydostwo” – odpowiedział.

Oczywiście byli też inni Żydzi. Po 1968 r. wyjeżdżały nawet grupy, które mówiły tylko w jidysz. Ale zasymilowanej większości Marzec przypomniał, kim są. Czy raczej kim nie są, bo przecież nie krew wyznacza ludziom tożsamość.

Keff: “Zaczęłam myśleć o sobie jako Żydówce w Marcu. Zostałam w Polsce przypadkiem”.

Grin: “Gdybyś chciał się spolonizować tak ostatecznie, do końca, ciekawe zresztą, na czym by to miało polegać, to i tak nie pozwolą ci zapomnieć. A wtedy możesz zrobić tylko to, co ja – nauczyć dzieci, jak być Żydem, i być z tego dumnym”.

Gdyby tylko mogli, wielu by jednak zapomniało. Zwłaszcza że rodzice nie pielęgnowali rodzinnej przeszłości. Wręcz odwrotnie.

Kto ty jesteś? Żydek mały

Darek Jażdżyk (1973), artysta i twórca słownika jidysz, dowiedział się, że jest Żydem, jako dziesięciolatek od umierającej babci. Przez godzinę opowiadała o chasydzkich przodkach. Matka machnęła ręką, że to takie bajanie chorej. – Zapomnij – dodała.

Jan Hartman (1967), filozof i czasem polityk, dowiedział się od katechetki: “Ty, Jasiu, to chyba Żydek jesteś”.

Kasia Mazurkiewicz (1956), współtwórczyni gminy reformowanej Beit Trójmiasto – od ciotki. Gdy sama powiedziała 12-letniej córce, ta wybuchnęła płaczem: “Mamo, ja nie chcę być Żydówką”.

Krystyna Piotrowska (1949), artystka – od kolegi z klasy: “Wrzasnął: Ty głupia Żydówo. Na zasadzie dowcipu opowiedziałam mamie. Zareagowała: Moi rodzice byli Żydami. Ile ją to kosztowało! Nie chciała być Żydówką, była zakochana w Polsce”.

Keller: “Moja mama, jak każda żydowska matka, mówiła: Po co ci to? Na całym świecie nienawidzą Żydów. Ukrywaj się!. Zmieniła trochę pogląd, gdy zobaczyła w telewizji, jak rozmawiam z Janem Pawłem lub oprowadzam Clintona po warszawskim getcie”.

Niektórzy i niektóre wciąż żyją w ukryciu.

Emilia (nie podaje nazwiska) od lat działa w chasydzkiej gminie Chabad Lubawicz, ale jej polscy znajomi nie wiedzą, kim jest. Kiedyś idąc z sześcioletnim synkiem na szabat, spotkali sąsiada. Olek, coś ty taki elegancki?. Zamarłam. A Olek na to: Idziemy na przyjęcie. Potem skomentował: Przecież nie musi wiedzieć”.
 

Tajemnica babci Zosi

Zapomnienie, milczenie, zaprzeczanie rozgrzeszało tych z nas, którzy źle czuliby się z bagażem antysemityzmu, a takich “ludzi łagodnych i dobrych” jest z pewnością większość, zwłaszcza dziś, gdy antysemityzm staje się niepoprawny politycznie. Bo skoro Żydów nie ma, to nie ma też naszych win. Nie ma, nie było… Tak musiałem myśleć jako dzieciak z Nalewek. Nie wiedziałem, że ta korekta pamięci, ta polsko-żydowska amnezja dotyka także mnie.

Otóż rodzice postanowili mi oszczędzić potencjalnie kłopotliwych informacji o heroizmie matki ojca. Dopiero wiele lat później, przypadkiem, dowiedziałem się, że babcia Zosia – prosta kobieta, która aż do śmierci wyrzekała na “Żydków” – w 1942 r. wzięła pod opiekę żydowskie niemowlę. Wbrew protestom dziadka Józia, organmistrza. Po czterech latach żydowska mama wróciła po Jerzyka i babcia go oddała, znowu wbrew protestom męża. Wyjechali i nigdy się nie odezwali, co babcię utwierdziło w przekonaniu, że Żydzi są fałszywi.

(Takie historie pisali razem diabeł i anioł. Opowiadano mi taką: żydowską dziewczynkę zabiera jej żydowski krewny. Polska mama ma do końca życia żal, że się nie odwróciła, nie pożegnała. Ona do końca życia ma pretensje, że mama jej nie zatrzymała).

Oczywiście od zapomnianego żydostwa są wyjątki. Np. gmina łódzka, chasydzko-mistyczna, zachowała ciągłość. Rabin Keller uczył się pieśni od Izaaka Froimowskiego, kantora na przedwojennym dworze cadyka z Radoszyc. Zachowały się nawet meble chasydów z Kozienic i klamka do drzwi z mieszkania cadyka z Aleksandrowa.

Ale jako goje możemy zatrzymać się na uogólnieniu rabinki Miriam Gonczarskiej (1972). Pokolenie Dzieci Holokaustu “milczało tak skutecznie, że część Żydów właśnie tym milczeniem do dziś karmi swoją tożsamość. Żydowska samotność w tym kraju jest dotkliwa”. Ta samotność dotyka też czasem, jak widać, Sprawiedliwych, którzy ukrywali przed światem sens tego, co zrobili. A nawet przed samymi sobą.

Religia Holokaustu

Idąc do żydostwa, trzeba przejść pod bramą “Arbeit mach frei”. Jankiewicz: “Uznałam, że mam obowiązek poczuć się Żydówką, a nie Polką żydowskiego pochodzenia, właśnie z powodu Zagłady”.

Delifna Kieger (1987) tłumaczy konwersję: “Nie chciałam, by walka mojego dziadka [o przetrwanie] poszła na darmo”.

Irek Grin odczuwa “atawistyczny odruch zemsty na obraz rzucanego w powietrze niemowlęcia, do którego się strzela”. Ta nienawiść może być obsesyjna, ale można zamienić ją w “pielęgnowanie pamięci o wielu zabitych żydowskich narodach” (bo Żydzi tworzyli różne “narody”, od prostaków ze sztetli, przez geszefciarzy z krakowskiego Kazimierza, po wyrafinowaną inteligencję).

Tyle że Holokaust odbywał się w Polsce, ze sporadycznym udziałem Polaków – tych od donosu, napaści, pogromu. Maniucha Bikont (1986), pieśniarka i badaczka muzyki ludowej, córka Anny: “Książkę mamy My z Jedwabnego czytałam, połykając łzy, ale nie mogłam przestać (…) w przejawach barbarzyństwa nic już mnie nie zdziwi”.

Rodzice, którzy przeżyli Zagładę, nie chcieli im opowiadać. Wyjątkiem jest matka Kempińskiej, która wplątuje dziecko w swe cierpienie. “Powtarzała mi w kółko, że w obozie z ludzi robili mydło, rękawiczki”. Podczas wycieczki do Oświęcimia “zniosłam wszystko: hałdy zabawek, lalek, bucików. Już mieliśmy wychodzić, gdy zaprowadzono nas pod gablotę, w której leżała kostka mydła, pędzel do golenia, rękawiczki”. I wtedy… coś się stało… pomyślałam, że to z mojego ojca. Dostałam jakiegoś ataku”.

Piotrowska w zrujnowanej żydowskiej kamienicy pokazała instalację “Luli luli”. W pokoju unosił się puch, jakby tańczył do dźwięków muzyki. “Kojarzy się z pogromami. Porwane poduszki i kołdry zawsze towarzyszyły gwałtom. Widziałam, jak widzowie płakali. Nie wiedziałam tylko, że w czasie powstania w getcie Warszawa była zasypana puchem”.
 

Judaizm, czyli zabobony

Dokąd ten tunel prowadzi? Aż do Ściany Płaczu. Córce Kasi Mazurkiewicz łzy same pociekły, gdy jej dotknęła. “Poczuła jedid nefesz, pieśń duszy. Przodkowie się w niej odezwali”.

Naród wybrany przez stulecia chronił się w pancerzu swej religii. Ta religia jest zdumiewająca. Kompulsywne przestrzeganie halachy, tych wszystkich – patrząc z zewnątrz – zabobonów, które są traktowane ze śmiertelną powagą. Jakbyśmy przenieśli się 25 wieków wstecz”.

“Przepisy halachy pozwalają odciąć się od świata zewnętrznego” – mówi Emilia. Zachwyca się przestrzeganiem szabatu w synagodze Chabad Lubawicz: nawet papier toaletowy jest podzielony na kawałki. Żeby nie naruszać zasady, że siódmego dnia odpoczywamy, jak Jahwe. Nie wykonujemy żadnej pracy.

Właśnie. Są dyskusje o otwieraniu puszki z colą w szabat. Bo Talmud przypomina o biblijnym zakazie stwarzania nowych otworów. Dlatego puszki metalowe nieposiadające otworu nie mogą być w szabat otwierane i sprawa jest halachicznie oczywista. Ale puszka coca-coli ma zawleczkę [czyli można otwierać – P.P.]. Czy jednak nie wykonamy pracy, ciągnąc za zawleczkę? [Nie można] Zakazane są zwłaszcza prace przekształcające obiekty w coś innego. Pusta puszka nie ma wprawdzie statusu naczynia [można], ale jak się ją otworzy, staje się naczyniem [nie można]. Ale zwykle ją wyrzucamy [można]. Ale co jeśli zapomnimy wyrzucić? [Nie można]. Ale otwór jest tak mały, że trudno go wykorzystać [można]. Konkluzja: “Większość znawców halachy zaleca na wszelki wypadek otwarcie puszek przed szabatem”.

Gdy powiedziałem rabinowi Schudrichowi, że takie triki mnie śmieszą, odpowiedział życzliwie: “Dla was to triki, dla nas sposób, by utrzymać tradycję” (rozmowa z nim ukazała się w mojej książce “Pociąg osobowy”, Agora 2010).

Tradycja, wspólnota… tego akurat Polakom tłumaczyć nie trzeba. Passini określa przestrzeganie zasad szabatu jako “włączenie się w rytm, w jakim funkcjonują wszyscy Żydzi na świecie”. Mówi o “czerpaniu wprost ze źródła”, przywracaniu harmonii. “Czujesz, że to jest tikkun olam, naprawa świata”.

Judaizm, czyli refleksja

Ale te prastare nakazy nie są spiżowymi regułami, których wykładnia – jak w islamie czy katolicyzmie – jest ogłaszana przez Najwyższe Autorytety. Są poddawane intelektualnej obróbce, bywają przedmiotem sporów (“Jak Żyd się nie kłóci, to nie żyje. To jest podstawa u Żydów, jak u Polaków” – mówił mi Schudrich).

Emilia: “Mój syn ma dziesięć lat. Rabin chciałby go obrzezać, a ja odmawiam. Jak dorośnie, sam zdecyduje. Ostatnio dużo rozmawiamy z rabinem, bo chciałabym, żeby Olek miał bar micwę” [uroczystość religijnej inicjacji – P.P.].

“Bar micwa bez obrzezania?” – dziwi się Wiszniewska. Jako niewierzący katolik też jestem zdumiony, bo to tak, jakby bierzmować dziecko, które nie było ochrzczone.

Halina Postek, naukowczyni związana z Beit Warszawa (gminą postępową), ma korzenie żydowskie po ojcu (czyli nie jest Żydówką z urodzenia). Rozważała konwersję, choć… jest agnostyczką. “Pytałam o to wielu rabinów, usłyszałam: nie”. Ale rok później “ten sam rabin przyjechał z informacją, że po namyśle i konsultacjach z kolegami nie widzi przeciwwskazań”.

Jankiewicz: “Wiążę żydostwo z mądrością i niepewnością, czy ja mam rację, czy ty masz rację”.

Piotra Menachema Mirskiego (1987), muzyka klezmerskiego, zachwyca w judaizmie kult doczesności. Przeciwstawia go prymitywnym katolickim marzeniom o raju, które mają ukoić lęk przed śmiercią. Dla Żydów “życie jest święte. Credo judaizmu jest życie, tu, na ziemi, w szczęściu i błogosławieństwie”.

“Wyborcza” zamiast Tory?

Oczywiście nie wszyscy szukają synagogi. Ale czy jest inna droga do żydostwa niż ta, którą polskich Żydów prowadzą – nieobecni w książce – Stanisław Krajewski (zawodowo matematyk) i Konstanty Gebert?

Bożena Keff: “Mam coś wspólnego z przedwojenną formacją lewicowych intelektualistów”. Kowalski: “Jestem przedstawicielem szeroko pojętej lewicy”. Ze dwie inne osoby odwołują się do tradycji lewicowego i antysyjonistycznego Bundu. Hartman: “Jestem taką żydowską dziczką. Jaki tam ze mnie Żyd!”.

Są polskim odpowiednikiem potężnej grupy amerykańskich Żydów, o której Norman Podhoretz, neokonserwatysta (rocznik 1930), mówi, że ich świętą księgą nie jest już Tora ani nawet “Kapitał”, lecz “New York Times”, a ich religią liberalizm: przywiązanie do praw człowieka, nieufność do władzy i religii. Są dziećmi oświecenia z jego odrzuceniem dominującej religii i nacjonalizmu, śmiertelnych zagrożeń dla Żydów.

Ale czy w Polsce można na “liberalizmie” budować żydowską tożsamość? Rozmówcy Wiszniewskiej twierdzą, że nie.

Jankiewicz, siostra Krajewskiego, choć jest “niereligijna”, obawia się, że “bez religii odnowy by nie było. Nie ma cudów, tradycja żydowska to judaizm”.

Kowalski próbował “bronić prawa do tożsamości świeckiej, a zarazem żydowskiej”. Ale “nie umiał jej dobrze nazwać ani osadzić w czymkolwiek”. Cytuje swoich polemistów: “Żydzi przetrwali w diasporze dwa tysiące lat, bo łączyli religię z etnicznością. Gdy nastąpi rozejście się tych czynników, jeszcze dwa pokolenia i Żydzi przestaną być Żydami”. “Wolałbym, żeby Żydem można było być na różne sposoby”.

Religia daje zakorzenienie we wspólnocie, otwiera kontakty, ale judaizm ma też brzydszą twarz. Rosnący w siłę żydowski fanatyzm, haredim, zwłaszcza w Izraelu, zmieszany z mizoginizmem i bezwzględną polityką wobec Palestyńczyków, może budzić niechęć. “Gdy pomyślę, że miałabym w pewnym sensie stać się jedną z nich…” – tłumaczy Danuta Postek rezygnację z konwersji.

Jan Gebert przyszłość żydostwa w Polsce widzi “czarno”. “Nie myślisz o wyjeździe?”. “Nie. Zostałem wychowany na Żyda. W Izraelu byłbym Polakiem”.

Przekroczenie tożsamości?

Mazowiecki pisał, że “walka z antysemityzmem nie jest zasługą ani humanitarnym gestem litości; nie jest też tylko walką o godność Żydów, ale w równej mierze walką o naszą własną godność. Uogólnienie właściwe samej istocie antysemityzmu prowadzi bowiem poza próg pojęć moralnych, którego przekroczyć nie wolno, jeśli nie ma się wszystko zawalić”.

Patrząc na dzisiejszą Polskę, gdzie przy dźwięku kościelnych dzwonów prężą się narodowe muskuły, i na Europę tylu Wspaniałych Narodów (nawet w Finlandii poszukują na gwałt prawdziwych Finów), można mieć obawy, czy wszystko się nie zawali. Jak szukać ucieczki z zaklętego koła nacjonalizmu i nietolerancji? Może przestać tak neurotycznie pytać, czym się różnimy od innych?

Kuba Herczyński (rocznik 1983), programista: “Przyszłość żydostwa jest taka jak wszystkich religii. Nie ma przyszłości. I dobrze. Świecka żydowskość też nie ma szans. Nie mówię, że to źle. Żyjemy w epoce globalizacji, zatarcia granic. Takie pojęcia jak naród tracą na znaczeniu”.

Dla mego pokolenia brzmi to jak profanacja, ale może to nasze uporczywe pielęgnowanie polskości, żydostwa, węgierskości, te nasze spory o niewinność narodowego doświadczenia, są pułapką? Może trzeba się bardziej z siebie śmiać, a mniej nad sobą płakać (w dowcipach na swój temat Żydzi są genialni, ale i Polacy byli nie najgorsi). Może zgoda na tożsamość diagnozowaną przez Zygmunta Baumana jako płynna i, dodajmy, płytsza, nas uratuje?
Żydowskość powoli się rozpuszcza, także za sprawą mody, która przyciąga gojów i “pół-Żydów”.

Martwi się tym (może niesłusznie?) Jan Śpiewak (1987), socjolog i aktywista miejski: “Jesteśmy jednym z ostatnich pokoleń, potem już będą takie popłuczyny”.

Napływ gojów widzi także Keff: “Ten kraj tak odrzuca inność, że staje się ona pożądana. Żydowskość może być takim właśnie kolorowym piórem”.

A może “popłuczyny” to sposób na rozmycie granic i uwolnienie nas samych od ciężaru sztywnych samookreśleń? Może Żydom przydałby się żydowski Gombrowicz, który namawiał Polaka, by było w nim mniej Polaka, a więcej człowieka?

Maniucha Bikont nauczyła się bronić przed zalewem cierpienia, którego pełne są książki jej mamy Anny. “Ciągłe odwoływanie się do Zagłady sprawia, że elementem żydowskiej tożsamości staje się krzywda, a z drugiej strony poczucie wyższości, że jest się wybranym. To mnie razi. W porównaniu z mamą i siostrą jestem jakby tą nie-Żydówką”. Opisuje swoje tożsamości Polki, Żydówki, chrześcijanki, ateistki, Europejki.

Wyzwolenie Auschwitz?

Wyjeżdżając z Krakowa, zajrzałem do Muzeum Sztuki Współczesnej na wystawę “Doświadczenie Auschwitz dzisiaj”. Wejście zdobi pastisz oświęcimskiej bramy z napisem “Kunst macht frei” Grzegorza Klamana. Jasne, znamy ten nurt niepokojących prowokacji, jak “Berek” Artura Żmijewskiego czy “Lego – obóz koncentracyjny” Zbigniewa Libery. Ale w Krakowie zobaczyłem coś więcej – video art Żydówki z Melbourne Jane Korman (1955). Razem z ojcem, który przeżył Oświęcim, i trójką swoich dzieci Korman tańczy przed bramą Auschwitz do przeboju Glorii Gaynor “I will survive” i ballady Cohena “Dance me to the end of love”. Ojciec, Adolek Kohn, mówi, że “powstał z popiołów. Oni zginęli. Ale my daliśmy życie nowej generacji i dlatego tańczymy”. Nieporadne ruchy starszego pana budzą odruch śmiechu i płaczu jednocześnie.

Oglądałem struchlały od świętokradztwa i zarazem z uczuciem ulgi. Trudno się było oprzeć wrażeniu, że to jakaś zwycięska zemsta, zagranie na nosie tym, którzy dbali o każdy szczegół, by zapewnić wydajność fabryki śmierci (w drodze pod “prysznic” Żydzi mijali kwiaty w oknach, co miało ich uspokajać). Tańczę, żyję, mam wnuki – mówi swoim oprawcom Kohn. Nawet nad Auschwitz można jakoś przejść, nawet Auschwitz można przetańczyć, nawet po Auschwitz można żyć.


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com