“Jeżeli Zachód nam nie pomoże, Żydzi zostaną spaleni jak zużyta skórka cytryny”

Mój ojciec usłyszał w Berlinie: “Jeżeli Zachód nam nie pomoże, Żydzi zostaną spaleni jak zużyta skórka cytryny”

Henryk Schönker


Lusia, Mina Leon i Henryk Schönkerowie w swoim domu, Oświęcim, 1946 r. (Fot. Archiwum rodzinne Henryka Schönkera / Fundacja Ośrodka KARTA)

Żydom bardzo trudno było otrzymać normalną wizę wjazdową do któregoś z państw zachodnich. Ambasady żądały dołączenia do podania o wizę świadectwa moralności. Władze niemieckie natomiast gotowe były wydać takie świadectwo tylko wtedy, gdy do prośby o jego wydanie dołączona będzie przyznana już wiza wjazdowa do jakiegoś kraju.

Wspomnienia Henryka Schönkera (1931-2019) są świadectwem dziecka cudownie ocalonego z Holokaustu. Autor urodził się w Krakowie. Jego ojciec, Leon, był malarzem, portrecistą. Tuż przed wojną rodzina przeniosła się do Oświęcimia, gdzie Leon Schönker został dyrektorem fabryki nawozów sztucznych, należącej do jego ojca. Na początku wojny Leon uratował niemieckiego lotnika, co ułatwiło mu potem kontakty z wojskowymi władzami niemieckimi. Jako przewodniczący miejscowej Rady Żydowskiej często musiał pertraktować z Niemcami. Autor opisuje ten pierwszy okres wojenny opierając się na zapiskach i ustnych relacjach ojca, który pragnął przekazać potomnym, że Oświęcim nie musiał stać się symbolem Zagłady, że na początku mógł być jeszcze miejscem ratunku.

W książkowej serii KARTY „Żydzi polscy” ukazała się całość wspomnień Henryka Schönkera pt. „Dotknięcie anioła”, obejmująca lata 1939–55. Autor napisał je w Izraelu, w języku polskim.

*

W październiku, a może to było już w listopadzie 1939 wojskowy komendant miasta polecił mojemu ojcu rozpocząć natychmiastowe działanie w celu otwarcia w Oświęcimiu Biura Emigracyjnego i rozlepić w całym mieście afisze o rejestracji Żydów chcących wyjechać do Palestyny. Jeszcze tego samego dnia ojciec mój otworzył Biuro Emigracyjne w restauracji swojego najlepszego przyjaciela, Shmula Schnitzera, w centrum miasta, koło mostu nad Sołą. Kierownikiem biura został Józef Manheimer.

Afisze o tej rejestracji wywarły olbrzymie wrażenie na wszystkich mieszkańcach Oświęcimia. Żydzi cieszyli się, że Niemcy ustanowili granicę dla swojego brutalnego zachowania. Wiadomo było wprawdzie, że takie Biuro Emigracyjne zostało już wcześniej otwarte w Krakowie i niedługo później zamknięte, ale widocznie coś musiało się zmienić, jeśli nakazano znów je otworzyć, tym razem w Oświęcimiu. Najwyraźniej miał on się stać punktem zbiorczym dla emigracji Żydów ze Śląska. Uważano, że w przyszłości emigracja rozszerzy się na Generalne Gubernatorstwo.

W Żydów oświęcimskich wstąpiła nowa nadzieja. W mieście rozpoczęła się rejestracja, którą traktowano z całą powagą; niektórzy Żydzi zaczęli nawet myśleć o nauce języka hebrajskiego.

Henryk Schönker wraz z rodzicami i siostrą praz psem Baca przed domem w Oświęcimiu, 1949 r. Fot. Archiwum rodzinne Henryka Schönkera / Fundacja Ośrodka KARTA

Tymczasem do ojca przybyło, nielegalną drogą i w tajemnicy, kilka osób z obozu HIAS [Hebrew Immigration Aid Society (ang.) – Hebrajskie Stowarzyszenie Pomocy Imigrantom] w Słowacji. Miały one zorganizować przerzut młodych ludzi, Dunajem, aż do portów Warna, Konstanca i Sulina nad Morzem Czarnym. Stamtąd, wynajętymi statkami, też w ukryciu, tym razem przed Anglikami, mieli oni osiągnąć brzegi swego ocalenia – Erec Israel.

Posłańcy ci powiedzieli ojcu, że obóz uchodźców jest całkowicie przepełniony – i panują tam niesamowicie ciężkie warunki. Prosili mego ojca, by pomógł zorganizować drogę ucieczki Żydom z Polski. Wszystko otoczone było największą tajemnicą. Trzeba było stworzyć punkty przerzutowe, znaleźć ludzi, którzy będą zaopatrywali uciekinierów, miejsca, gdzie będą mogli znaleźć schronienie aż do następnego etapu swej podróży. Ojciec poświęcił temu dużo wysiłku, pomógł im wszystko zorganizować. Tak więc, wraz z nadzieją na masową emigrację, rozpoczęła się konspiracyjna akcja przerzutu młodych ludzi do Erec Israel.

Niestety, akcja ta nie trwała długo – po jakimś czasie Anglicy dowiedzieli się o niej i, nie chcąc dopuścić do emigracji Żydów do Palestyny, zamknęli swoimi okrętami wojennymi dojścia do portów Warna, Konstanca i Sulina. Żaden okręt nie mógł już opuścić tych portów bez dokładnej kontroli.

*

W listopadzie 1939 ojciec mój otrzymał rozkaz od komendanta miasta, aby pojechać do komendy gestapo w Bielsku i zameldować się u oficera o nazwisku von Rudiger. Rudiger polecił ojcu zorganizować delegację przedstawicieli Gmin Żydowskich z Górnego Śląska w celu wyjazdu do Berlina, gdzie mieściła się Centrala Zjednoczonych Gmin Żydowskich w Niemczech. Ojciec mój zorganizował taką delegację i stanął na jej czele. Wkrótce nadszedł dzień wyjazdu z Oświęcimia, do Berlina. Po przybyciu na miejsce, delegacja udała się do Biura Emigracyjnego, istniejącego tam już od dłuższego czasu w budynku przy ulicy Meineke 7. Kierownik tego biura, dr Pik, zawiadomił zaraz profesora Leo Baecka o przybyciu delegacji z Polski. Profesor Baeck był wielką żydowską osobistością i działaczem społecznym. Pełnił wtedy funkcję przewodniczącego Centralnej Rady Zjednoczonych Gmin Żydowskich w Niemczech, a raczej tych resztek gmin, które jeszcze istniały.

Berlin 1937 r. Fot. Thomas Neumann / Riksarkivet (National Archives of Norway

Wieczorem delegacja została zaproszona do jednego z berlińskich teatrów na uroczystość Kulturbundu, związaną ze zbiórką pieniędzy na pomoc zimową dla Żydów. Ku wielkiemu zdumieniu przybyszów z Polski, zaproszeni goście przybyli w smokingach, a panie w długich eleganckich sukniach, chociaż bez biżuterii. Wszyscy wiedzieli już o przyjeździe delegacji z Polski i z niecierpliwością czekali na koniec oficjalnej części uroczystości, aby móc z nimi porozmawiać. Do Berlina dochodziły bardzo niepokojące wieści z terenów zajętych przez Niemców. Wielu z obecnych na uroczystości miało krewnych, którzy w roku 1938 zostali przerzuceni przez Zbąszyń do Polski i teraz byli bardzo zaniepokojeni ich losem.

Członkowie delegacji, w tym mój ojciec, niczego nie ukrywali i opowiedzieli im całą prawdę, pomimo że ostrzegano ich wcześniej, aby byli ostrożni, bo wśród przybyłych na tę uroczystość mogą być ludzie współpracujący z gestapo.

Następnego dnia przed południem odbyło się specjalne posiedzenie Centralnej Rady Zjednoczonych Gmin Żydowskich w Niemczech, któremu przewodniczył prof. Baeck. Na tym posiedzeniu mój ojciec złożył sprawozdanie o sytuacji Żydów na Śląsku i poprosił o szybką pomoc w sprawie emigracji oraz o wsparcie finansowe dla tamtejszych gmin żydowskich. Członkowie związku przyrzekli spełnić te prośby, o ile tylko to będzie możliwe. Powiedzieli, że mają duże fundusze zablokowane w bankach. Można ich było wprawdzie używać, ale jedynie po otrzymaniu zezwolenia z urzędu Reichssicherheitshauptamt [Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy], którym kieruje oficer SS, o nazwisku Eichmann.

Berlin 1937 r. Fot. Thomas Neumann / Riksarkivet (National Archives of Norway

Ojciec powiadomił zebranych o rozkazie otwarcia Biura Emigracyjnego oraz o transportach Żydów ze Śląska do Oświęcimia, gdzie mieli czekać na emigrację. Opowiedział też, że jest w kontakcie z organizacją HIAS, która stara się różnymi drogami przemycać Żydów do Palestyny. Na to członkowie związku odpowiedzieli, że za dwa dni ma przybyć delegacja Żydów ze Stambułu i sprawa ta zostanie z nimi omówiona. Przy tej okazji ojciec dowiedział się, że w obozach założonych w Warnie i Sulinie znajduje się już przeszło 20 tysięcy Żydów i nie można znaleźć państwa, które chciałoby otworzyć przed nimi granice. Czyniono olbrzymie wysiłki, ale nikt nie chce ich przyjąć.

Żywiono jednak nadzieję, że ze względu na tak drastyczne pogorszenie się sytuacji Żydów w Polsce i grożące im niebezpieczeństwo, Anglicy dadzą jednak pozwolenie przedstawicielom Związku Gmin Żydowskich w Stambule na przewiezienie pewnej liczby Żydów do Erec Israel. Członkowie delegacji dowiedzieli się, że Niemcy nie robią w tej sprawie żadnych trudności, bo ich celem jest pozbycie się Żydów za wszelką cenę.

W czasie obiadu, na który zaprosił mojego ojca do domu, prof. Baeck zaczął oskarżać Żydów i ich przywódców na całym świecie o to, że nic nie robią, aby nieść pomoc swoim braciom pod władzą Hitlera.

Centralna Rada Zjednoczonych Gmin Żydowskich wiele razy zwracała się, za pośrednictwem rabina Ehrenpreisa w Sztokholmie, z krzykiem rozpaczy o pomoc do różnych żydowskich przywódców, ale znikąd nie nadchodziła choćby jakaś odpowiedź. Panowała zmowa milczenia. Nikt nic nie robił, nikt o niczym nie chciał wiedzieć.

Państwa zachodnie po prostu zamknęły przed nami wszelkie drogi ratunku i nie miały zamiaru nam pomóc. Biorąc pod uwagę bezlitosne zachowanie się niemieckich zbrodniarzy, było oczywiste, że Żydów czeka fizyczna zagłada.

THE LEO BAECK INSTITUTE LONDON

Prof. Baeck był zdania, że Stany Zjednoczone mogłyby uratować Żydów, otwierając przed nimi swoje granice, a także wywierając nacisk, nie tylko na Niemców, aby pozwolili Żydom wyemigrować, ale przede wszystkim na państwa zachodnie, aby ich przyjęły.

Profesor stwierdził, że przyjazd delegacji z Polski ma duże znaczenie, bo pozwoli przekazać delegacji ze Stambułu faktyczny obraz sytuacji Żydów w Polsce, i że może jednak będą oni mogli przekonać teraz Anglików do zmiany stanowiska. Wyraził przy tym obawę, że wkrótce przyjdą mrozy i Dunaj pokryje się lodem, co doprowadzi do zamknięcia i tej ostatniej drogi ratunku.

Prof. Baeck zakończył słowami:

„Jeżeli Zachód nam nie pomoże, to Żydzi zostaną wyciśnięci jak cytryna ze wszystkiego, co im jeszcze pozostało i pozbawieni wszelkiej możliwości życia, a potem wyrzuceni i spaleni jak zużyta skórka cytryny”.

Następnie ojciec pojechał do PAL-AMT (Palästina-Amt). W piwnicy tego domu mieściło się zakamuflowane biuro podziemnej organizacji żydowskiej, Irgun Zwei Leumi, która zajmowała się nielegalną emigracją do Palestyny. Tam okazało się, że istnieje pewna możliwość otrzymania obywatelstwa różnych państw południowoamerykańskich, ale związane jest to z posiadaniem tam ziemi. W Berlinie istnieje biuro podróży, przez które można kupić w tych krajach działki ziemi i oni też załatwiają paszporty. Możliwość ta była jednak związana z dużymi kosztami i dlatego nie nadawała się dla Żydów z Polski, którzy nie dysponowali takimi funduszami.

Żydom bardzo trudno było otrzymać normalną wizę wjazdową do któregoś z państw zachodnich. Ambasady żądały dołączenia do podania o wizę świadectwa moralności. Władze niemieckie natomiast gotowe były wydać takie świadectwo tylko wtedy, gdy do prośby o jego wydanie dołączona będzie przyznana już wiza wjazdowa do jakiegoś kraju.

W każdym razie tam, w PAL-AMT, delegacja dowiedziała się, że jedyna możliwość emigracji, jaka pozostała polskim Żydom, to droga przez Warnę i Sulinę.

Berlin, 1937 r. Fot. Thomas Neumann / Riksarkivet (National Archives of Norway)

Nazajutrz przyszedł rozkaz, aby delegacja z Polski stawiła się niezwłocznie w Reichssicherheitshauptamcie i zameldowała się u kierownika Referatu Żydowskiego, Adolfa Eichmanna. Eichmann zażądał, aby zdać mu sprawozdanie z organizacji i działalności Biura Emigracyjnego w Oświęcimiu, które ma zajmować się sprawami emigracji Żydów z całego Śląska. Ojciec mój i jeszcze jeden z członków delegacji przedstawili mu sprawozdanie, z którego wynikało, że Żydzi śląscy gotowi są do emigracji. Eichmann słuchał z uwagą i nie zadawał żadnych pytań.

Nazajutrz wieczorem delegacja została wezwana do natychmiastowego powrotu do Polski i tej samej nocy wyjechała.

Berlin 1937 r. Fot. Thomas Neumann / Riksarkivet (National Archives of Norway

Na dworcu w Katowicach, czekając na pociąg do Oświęcimia, członkowie delegacji spotkali Żyda, który przekazał im straszną wiadomość – Wielka Synagoga w Oświęcimiu została doszczętnie spalona. Tego haniebnego czynu dokonał specjalny oddział gestapo, który nagle zjawił się w mieście, zamknął ulice naokoło synagogi, aby nikt nie mógł jej gasić i, po rozlaniu benzyny, podpalił ten piękny gmach. Stało się to w listopadzie 1939.

W mieście zapanowały żałoba i strach. Wszyscy czuli, że utracili coś bardzo bliskiego i drogiego, coś, co było sednem ich dotychczasowego życia. Także cmentarz żydowski w Oświęcimiu został zdewastowany, wiele nagrobków rozbito, inne poprzewracano.

Miejsce po Wielkiej Synagodze w Oświęcimiu, rok 2019 Fot. Andrzej Rudiak

Jakiś czas później ojciec został wezwany do burmistrza miasta, który oświadczył mu, że otrzymał rozkaz z gestapo w Bielsku, aby zapełnić żydowskimi mieszkańcami puste baraki znajdujące się na Zasolu, dzielnicy za rzeką Sołą. To z tych baraków wyrósł później Konzentrazionslager Auschwitz.

Burmistrzem Oświęcimia był wtedy Niemiec, były piekarz ze Śląska. Ojciec podejrzewał, że chce on stworzyć w naszym mieście getto i stanowczo się temu sprzeciwił. Zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa, na jakie się naraża, ale miał nadzieję, że rozkaz burmistrza był jego własną inicjatywą, bo w sprawach żydowskich, jak dotychczas, wszystkie rozkazy z gestapo przychodziły do komendanta miasta. Dlatego też udał się wprost do niego. Komendant natychmiast połączył się z burmistrzem i w ostrych słowach powiedział mu, że on jako członek partii powinien stosować się do jej zarządzeń i nie mieszać się do spraw żydowskich.

Koszary Wojska Polskiego w Oświęcimiu przed 1939 r. Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau

Następnym krokiem Niemców wobec Żydów był rozkaz noszenia na ramieniu gwiazdy Dawida. I tu ojciec nie spieszył się z wykonaniem rozkazu. Niektórzy członkowie Gminy Żydowskiej uważali, że próbuje popełnić samobójstwo. Inni uważali, że postępuje słusznie, bo ważne, aby Niemcy wiedzieli, że i ze strony Żydów mogą napotkać opór.

Dla wszystkich było jasne, że ten stan nie może długo trwać i jeżeli nie rozpocznie się emigracja, jeżeli nie znajdzie się państwo, które zgodzi się na przyjęcie Żydów, to znajdą się oni w obliczu katastrofy. Rzadko kto jednak zdawał sobie sprawę z jej rzeczywistych rozmiarów.

Na specjalnym posiedzeniu Gminy Żydowskiej ojciec zdał dokładne i bardzo smutne sprawozdanie z pobytu delegacji w Berlinie. Wszyscy zrozumieli, że jedyna nadzieja w tym, iż może jednak coś się stanie i ktoś tam, daleko, za granicą, zlituje się nad nimi.

Do Oświęcimia przyjeżdżało coraz więcej Żydów i coraz trudniej było znaleźć dla każdego dach nad głową. Wszyscy czekali na pomoc. Założono publiczne kuchnie, każdy dawał, co mógł, ale wszędzie panowała bieda. Pisano prośby, rozsyłano petycje, błagano, ale pomoc znikąd nie nadchodziła. Żydzi w Oświęcimiu, tak jak wszyscy Żydzi w Polsce, zostali sami, zdani na swój los.

Z łkającym sercem powtórzę to straszne zdanie: ŻYDZI W POLSCE ZOSTALI SAMI.

W tym czasie nie chodziłem do szkoły, bo dzieci żydowskie nie miały prawa do nauki. Natomiast niemal co rano chodziłem nad rzekę Sołę, gdzie zaprzyjaźniłem się z pewnym niedorozwiniętym umysłowo chłopcem, nieco starszym ode mnie. Miał może jedenaście lat, a na imię Aleks, ale wszyscy nazywali go Aleks „Bocian”. Przezwisko „Bocian” pochodziło stąd, że gdy dawało mu się jakąś drobną monetę i mówiło: „Zrób bociana”, stawał na jednej nodze, wykrzywiał ręce tak, jakby to były skrzydła, wysuwał wargi do przodu, jakby miał dziób i wydawał z siebie skrzeczący dźwięk, który miał przypominać głos bociana. Wszyscy się śmiali i Aleks „Bocian” też, chociaż jego uśmiech przypominał mi raczej smutny grymas. Gdy dawało mu się większą monetę, to w tej pozycji tańczył. Było mi go żal.

Aleks godzinami, a czasem nawet całymi dniami, siedział nad Sołą i patrzył w niebo, obserwując ptaki. Było to jego główne zajęcie. Rzadko kiedy coś mówił, a jeśli już się odezwał, to były to niezrozumiałe i nie powiązane ze sobą słowa lub zdania.

Nasza przyjaźń polegała na tym, że codziennie rano przynosiłem mu dwa kawałki chleba z masłem, a on pozwalał mi siedzieć koło siebie i obejmował mnie ramieniem. Czułem, że to mój jedyny prawdziwy przyjaciel. Innych nie miałem, choć bardzo tego potrzebowałem. Aleks był zawsze głodny, więc czasem przynosiłem mu też obiad, chociaż i nam się nie przelewało.

Siedziałem z Aleksem nad Sołą i patrzyłem godzinami na ptaki. Wiedziałem, że nie można z nim rozmawiać, więc milczałem, tak jak on.

Pewnego dnia Aleks nagle odwrócił się do mnie, wskazał ręką na drugą stronę rzeki i zupełnie normalnym głosem powiedział:

– Tam, na Zasolu, Niemcy wybudują kominy i spalą wszystkie dzieci Abrahama.
Zerwałem się i spojrzałem na niego z przestrachem i zdumieniem. Nie rozumiałem znaczenia jego przepowiedni, ale czułem, że chodzi o coś bardzo ważnego.

On przyciągnął mnie z powrotem do siebie i powiedział:

– Ty nie masz się czego bać.

– Skąd o tym wiesz? – spytałem z trwogą.

– Ptaki… ptaki mi o tym powiedziały – brzmiała jego odpowiedź i jeszcze silniej objął mnie ramieniem, jakby chciał mnie ustrzec przed jakimś niewidzialnym niebezpieczeństwem.

Siedzieliśmy chwilę w milczeniu, po czym Aleks patrząc na niebo, dodał:

– Powiedziały mi, że będzie tu duży swąd i będą musiały mnie opuścić.

Jego głos i twarz były pełne smutku. Chciałem go jeszcze o coś spytać, ale jego oczy znów się zamgliły i stracił kontakt ze światem. Siedzieliśmy dalej w milczeniu i wydawało mi się, że obejmuje mnie z jeszcze większą troskliwością.

Wydarzenie to miało miejsce zimą 1939/40. Aleks przepowiedział to, co stało się o wiele później, a ręką wskazał dokładnie na miejsce, gdzie to się miało stać. Rozkaz zbudowania obozu oświęcimskiego wydany został przez Himmlera 27 kwietnia 1940. Budowa rozpoczęła się krótko potem, gdy nas już nie było w Oświęcimiu. Obóz powstał w miejscu, które nazywano Zasolem. Pierwsi więźniowie przybyli tam w czerwcu 1940. Byli to Polacy, więźniowie polityczni. W marcu 1941 zaczęto budować drugą część obozu, dużo większą, o nazwie Birkenau. My nazywaliśmy to miejsce Brzezinka; ono też mieściło się na Zasolu. Na to właśnie miejsce Aleks wskazał ręką […]

Henryk Schönker, ‘Dotknięcie anioła’ Fot. Fundacja Ośrodka KARTA


Tematy KARTY
Tematy KARTY to wspólny cykl magazynu “Ale Historia” oraz Fundacji Ośrodka KARTA, które prowadzi największe w Polsce archiwum społeczne XX wieku. Będą w nim prezentowane relacje świadków historii opowiadających o jednostkowych losach na tle najważniejszych wydarzeń minionego stulecia.

KARTA oddaje głos przewodnikom po czasie minionym – ich pochodzącym z pierwszej ręki świadectwom. Historia ma tu przemówić wprost, bez pośredników i partykularnych interpretacji. W Polsce spolaryzowanej, w której używa się przeszłości dla wzmacniania podziałów, odrywanych od rzeczywistości, powrót do czystych źródeł może służyć odnalezieniu gruntu.

Fundacja Ośrodka KARTA Fot. materiały prasowe


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com